02. Tadeusz z basenu

02. Tadeusz z basenu

Minął następny tydzień, po nim następne. Ponownie spotkaliśmy się na basenie, ale Tadeusz niczego nie proponował. Przyszła sobota, 04 luty. Wychodząc z basenu zapytał – masz może dzisiaj trochę czasu ? Spojrzałam, kiwając głową. Ubraliśmy się, wsiedliśmy w Toyotę Tadeusza, pojechaliśmy do jego mieszkania. Okazało się, że mieszka prawie w centrum miasta, na pierwszym piętrze, w bardzo ładnym dwupiętrowym, przedwojennym budynku. Mieszkanie – 4 pokoje z dużą kuchnią i równie dużą łazienką. Łączna powierzchnia 160m2.

Gdy tylko weszliśmy do mieszkanie, nie mieliśmy żądnych wątpliwości, po co tam przyszliśmy. Weszliśmy do bardzo ładnej sypialni, z dużym łóżkiem stojącym na środku pokoju. Tadeusz objął mnie, po czym zaczęliśmy się całować. Były to bardzo długo trwające, namiętne pocałunki. Nasze wargi dolegały do siebie w bardzo subtelny sposób, a języczki podjęły tą wspaniałą, jednoznaczną „rozmowę”. Ręce też nie próżnowały po pewnym czasie zaczęły zdejmować z nas ubrania, tak, że za jakiś czas staliśmy naprzeciwko siebie kompletnie nadzy. Nie czekając na jego zaproszenie weszłam na łóżko, szeroko i wysoko rozchylając nogi. Tadeusz też był mocno podniecony, jego prącie było bardzo twarde, to też głośno jęczałam, kiedy mnie wypełniał. Po chwili jęczałam coraz głośniej, czując narastające we mnie podniecenie. Pochwa też się podnieciła, „baloniki” zrobiły się jeszcze większe, przez co mocniej je czułam, kiedy na nie napierał. Tadeusz był „mistrzem” podczas tych zbliżeń. Przede wszystkim nie spieszył się, wsuwał się wolno, ale dość mocno. Taka taktyka powodowała, że takie zbliżenie trwało dość długo. Ale w momencie, kiedy ja już praktycznie „płynęłam” a on zbliżał się do swojego orgazmu, wówczas przyspieszał, a przede wszystkim wsuwał się mocno. Kilka takich mocnych pchnięć, ja głośno jęczałam, a on się we mnie spuszczał. Jeszcze chwilę tkwił we mnie, po chwili wysunął się, a ja kładąc się na boku, mocno ściskałam nogi. Po chwili ja też poszłam się umyć, a kiedy wróciłam, Tadeusz był w kuchni, szykując herbatę i kanapki, które ewidentnie naszykował wcześniej. O dziwo, kompletnie nie krępując się nadzy zasiedliśmy do stołu. Nie da się ukryć, oboje byliśmy trochę głodni, ze stołu zniknęła połowa naszykowanych przez niego kanapek. Dopiliśmy herbatę, wówczas Tadeusz podał po szklaneczce bardzo dobrego drinka. Był łagodny, to też piło się spokojnie, ale wypiłam całą szklaneczkę. Wówczas usłyszałam – poprzednim razem życzyłaś sobie być wysmarowana balsamem, bo basenowa woda wysusza, czy życzysz sobie dzisiaj też takie smarowanie ? Spojrzałam, mówiąc w sposób zdecydowany – taaak. Wstaliśmy od stołu, przeszliśmy do pokoiku, gdzie na środku stał średniej wielkości stolik. Tadeusz nakrył go dużym ręcznikiem kąpielowym pokazując, abym się ułożyła. Na początku ułożyłam się na brzuchu, po chwili poczułam przesuwające się po mnie jego ręce. Nie wiem, jakiego kremu używał, ale ładnie pachniał, to też po chwili poczułam się bardzo dobrze, mało tego, po chwili zaczęłam się podniecać. Tadeusz uznał, że wysmarował mi już wszystkie części tylnej części ciała, pokazując, abym się odwróciła. Leżąc na plecach patrzyłam na niego, a on, jakby zupełnie obojętnie zaczął przesuwać po mnie swoje ręce. Długo „krążył”, smarując mi ręce, nogi, brzuch, na kocu piersi. Te, oczywiście, natychmiast podnieciły się, szczególnie brodawki. Wówczas Tadeusz lewą ręką nadal pieścił moje piersi, natomiast prawą rękę spuścił między nogi. Po chwili już łechtaczka była bardzo mocno podniecona. No i w tym momencie nastąpił następny moment działania Tadeusza. W jego ręku pojawił się bezprzewodowy wibrator typu Magic Massager, ale nie ten klasyczny, z okrągłą główką, lecz z dość długą, wydłużoną w stożek. Po chwili zaczął nim dotykać łechtaczki. Ja chwyciłam rękoma krawędzie stołu i zaczęłam głośno jęczeć. Lekko podciągnęłam nogi, szeroko je rozsuwając, a on bardzo delikatnie zaczął nim dotykać łechtaczki. Jęczałam głośno, a pochwa mocno podniecając się nabrzmiewała, nie mówiąc już o „balonikach” które też odpowiednio nabrzmiały. Byłam coraz mocniej podniecona, z pochwy już zaczęły wypływać soki, a Tadeusz nadal „masował” tym wibratorem łechtaczkę. Przyszedł moment, kiedy już byłam bardzo mocno nabrzmiała, jęczałam coraz głośniej, a on nie ustawał. Zsunęłam rękę na bok, chwyciłam jego prącie, które też zaczynało być coraz mocniej podniecone. Przyszedł moment, kiedy już nie wytrzymywałam, rzucając swoimi biodrami to w jedną, to w druga stronę. Tadeusz też był już mocno podniecony, przesunął mnie do krawędzi stołu, uniósł do góry nogi i wszedł we mnie. Jęknęłam, czując go mocno w sobie. Tadeusz trzymał mnie za nogi, mocno wsuwając się we mnie. Poczułam go głęboko w sobie, po chwili zaczęłam już prawie krzyczeć, osiągając bardzo mocny orgazm. Poczułam, jak się we mnie spuszcza, jednocześnie czując bardzo mocny skurcz mięsni brzucha. Tadeusz wysunął się, a ja jeszcze długo leżałam na tym stole, głęboko oddychając, za nim byłam w stanie wstać. Kiedy wyszłam z łazienki, Tadeusz podał szklaneczkę z drinkiem, wzniósł toast – za miłe spotkanie, wypiłam jej zawartość do końca. Ubrałam się, wróciłam do domu. Pomimo, że od tego zbliżenia minęło trochę czasu nadal czułam je w sobie. To też nawet nie zastanawiając się, położyłam się w łóżku, nawet nie wiem, kiedy usnęłam. Obudziłam się głodna, ale wypoczęta, a przede wszystkim nadal mocno podniecona. Zastanawiałam się, co z tym „fantem” zrobić ??? Epilog tej soboty. Kiedyś moja Babcia mówiła – planowanie czas stracony, los da Ci to, co będzie chciał Ci dać. Tak też było tej soboty. Zaczęłam się krzątać po mieszkaniu – telefon, dzwoni Wojtek, znajomy z „Klubu Szantowego”. Mówi, że jest koncert i jestem „zaproszona”. Już dwa razy, na jego zaproszenie, po koncercie jechaliśmy do niego „na chatę”, gdzie odbywała się klasyczna orgietka. Tym razem było dokładnie tak samo. Pojechaliśmy, a Wojtek i jego trzech kolegów, można powiedzieć, delikatnie, ale bardzo skutecznie po dwa razy wsadzili swoje prącia zarówno w pochwę, jak i w pupę. Nie mówię już o ustach, które praktycznie cały czas miałam zajęte. Wróciłam do domu nad ranem bardzo zadowolona. Nie ma to jak mieć „dobrych kolegów” 08 luty 2012r Baśka

Scroll to Top