Autobus zwany pożądaniem

Poznałem ją w autobusie miejskim… Wracałem wlaśnie z pracy.Jak zwykle zająłem miejsce na końcu autobusu, na podwójnej kanapie… Usiadla prawie naprzeciwko: drobna blondynka zdlugimi, swobodnie opadajacymi na ramiona włosami…

Było juź dość ciepło więc miała na sobie lekki, rozpięty płaszcz, spódnicę przed kolana i dość seksownie wydekoltowaną bluzkę… Choć bez przesady… Jednak to co od razu przykuło moją iwagę to jej oczy. Chyba najpiękniejsze jakie w zyciu widzialem… niebieskie jak chabry latem… Pewnie niejeden w nich utonął…

Nie byla wyzywajacą kobietą. raczej skromną. Jak sie później dowiedziałem wracała z rozmowy w sprawie pracy. Zagapiłem się na te oczy. Kolezanka z pracy z którą wracałem rozesmiala się cicho. Blondynka teź to zobaczyła, Uśmiechnęła sie. A jak głupi oczywiście się zawstydzilem.
źycie.

Teoretycznie rozmawiałem z Anką ale mimowolnie co chwila zerkałem na niezwyklą współpasaźerkę. wiem, źe kilka razu mnie na tym złapała. bylo dość ciasno, ale załoźyla nogę na nogę… Jezu. alez ona miała nogi… I jak tu się nie gapić???

Dojechaliśmy do przystanku Anki… jeszcze nigdy tak wylewnie sie ze mną nie źegnała w autobusie. Ostentacyjnie objęła mnie i pocałowała w policzek. Wychodząc – juź za plecami naszej blondynki – puściła do mnie oko… Czarownica jedna…

Widziałem źe po tej akcji moja niebieskooka zerknęła na mnie z jakby większym zainteresowaniem… ciekawością. Jechaliśmy w milczeniu. obok niej siedziała jakaś starsza kobieta… Ona patrzyła się w okno. ja teoretycznie teź.

Od kilku chwil moje oczy wędrowały ku jek nogom. nie wiem czy zrobiła to specjalnie, ale kiedy zmieniała pozycję na krześle, nieznacznie zawinęła jej się spódnica. widać było źe ma pończochy. Cholerny penis. Jak zwykle postanowił o sobie przypomnieć w najmniej odpowiednim momencie. Salutował przed nią i ewidentnie było to widać przez moje spodnie… Próbowalem go dyskretnie poprawić. zonaczyła. znów się uśmiechnęła. lekko się zaczerwieniła. Zrobiło mi się głupio. pomyśli źe jakiś zbok.

Po chwili zaczęła się widocznie szykować do wyjścia. Szkoda – pomyślałem… nagle jakby zebrała się w sobie, wstała i kiedy drzwi autobusu juz się otwierałą – spojrzała na mnie wymownie i zapytała cicho: „Idziesz?”.
Zamurowało mnie. Nic nie powiedziałem, ale wstałem i wyszedłem za nią na przystanek. karolina. Tak miała na imię. Okazała się niezwykle sympatyczną i wesoła dziewczyną. Poszliśmy na kawe. smialiśmy się z naszej nieśmiałości w autobusie. Tematy choćby ocierające sie o seks jednak omijaliśmy.

Do czasu. Po mniej więcej godzinie, kiedy siedzilismy przy kawie w sympatycznej knajpce rozmowa zeszła na temat gości wchodzących do hotelu po przeciwnej stronie ulicy. Chyba mieli jakies szkolenie.. spory ruch…
„W sumie wygląda całkiem przytulnie” rzuciła
„Idziemy sprawdzić?” spytałem po prostu.
uśmiechnęła się: „W sumie… Carpe Diem, prawda?”
Poszliśmy
(…)
Hotelowy pokój był niewielki ale urządzony ze smakiem. Nie rzuclismy się na siebie od razu po wejściu. Włączyliśmy muzykę. stanęlismy przy łóżku. Rozbieraliśmy si nawyajem, powoli… Całowalismy się. Doskonale całowała.
Delikatnie ale stanowczo. Nasze języki tańczyły wokół siebie… Dłonie badały ciała… Kiedy byliśmy już nadzy, wziąłem błękitną apaszke którą miała wcześniej na szyi. Zawiązałem jej oczy. Nie protestowała… Delikatnie popchnąłem na łóżko…

położyła się na plecach. Ręce wyciągnęła nad głową. Czekała. Na stoliku pod oknem stał wazon z różami. Wziąłem jedną. Dotknałem kwiatem jej ust, szyi, dekoltu… wodziłem płatkami wokół sutków. Widziałem jak twardnieją. brzuch, pępek… udo… kolano, łydka… najważniejsze miejsce wciąż omijałem. Po chwili płatki róży zastąpiły moje usta… Chciałem całować każdy centymetr jej ciała… zasługiwało na to. Było doskonałe…

W końcu zagłębiłem się językiem pomiędzy jej uda… zadrżała… czułem jak na to czekała… spokojnie wodziłem językiem tam i z powrotem. czasem leko się zagłębiałem, ssałem, całowąłem nabrzmiałą łechtaczkę. Wiła się… Kochaliśmy się długo, spokojnie, delektując się każdym ruchem, każdą sekundą… Było w tym coś niesamowitego, wręcz nieziemskiego…
Potem wspólny prysznic… długi, namiętny, pełen pieszczot i śmiechu…
Po powrocie do sypialni znów wylądowaliśmy w łóżku. W końcu po chyba trzech godzinach ubralismy się i wyszlismy… Na ulicy pożegnalismy się jak starzy przyjaciele, ale żadne z nas nie poprosiło o numer telefonu czy maila…
Tak było lepiej…
Nigdy więcej już jej nie widziałem… Swoją drogą ciekawe czy dostała tę pracę…

Scroll to Top