Cichy szept w podzięce…

Bo to poezja mojej duszy,
Bo to jest to co we mnie gra!
I niechaj znów nadstawią uszy,
Ci co w ich sercach gości kra.

By z serca gorzki stopić lód,
I poczuć znów radości zew,
Wystarczy mi jęczmienny słód,
I Twojej ukochanej krew.

Inskrypcja na okładce starej książki, miała w sobie coś, co przyciągnęło uwagę Adama na tyle, by pokusił się on o zabranie jej ze sobą. Nie było to może zbyt rozsądne, zwłaszcza, że to był jego pierwszy dzień w nowej pracy. Sprzątanie w starym budynku biblioteki, który miał zostać doprowadzony do stanu używalności, było jego pierwszym zadaniem. Walały się tam stare, nieskatalogowane księgi, opasłe tomy oraz masa gazet z czasów PRL-u.

To była jego pierwsza praca od dawna. I trafił właśnie tutaj. Do miejsca, które kiedyś wręcz emanowało wiedzą o świecie. Dziś, w dobie Internetu, telewizji i e-book`ów, ludzie zapominają o tej magii papieru. Tym, co kiedyś potrafiło nie jednego z nas pochłonąć na całe tygodnie i to bez reszty.
Brak okładki i jakichkolwiek informacji o autorze, zasugerował Adamowi, że książka i tak nikomu się nie przyda. Wylądowała w wewnętrznej kieszeni jego kamizelki i tak po skończonym dniu pracy, wróciła z nim do domu. Zapomniał o niej, lecz ona nie zapomniała o nim. Zdawało się w nocy słyszeć jakby śpiew.

„I oddasz mi co cenisz tak,
A wzniesiesz się w niebo jak ptak.
Gdy sztylet w jej krwi umoczysz,
W mordercę się przeistoczysz”

Kolejne dni polegały na tym samym co poprzednie, segregacja, katalogowanie, sprzątanie. Godziny mijały dość leniwie, lecz praca dawała mu satysfakcję, której potrzebował. Gdy zmagał się z jedną z ciężkich półek, usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia.
– Adam? Adam, jesteś tam? – kobiecy głos przeciął powietrze, było w nim coś co jeżyło włosy na jego głowie.
– Taak, tutaj! – odkrzyknął – nie mogę dać sobie rady z tym cholernym żelastwem.
– Właśnie w tej sprawie jestem tu, u Ciebie – jej głos ocierał się o nutę sympatii i współczucia dla chłopaka.
– Chyba nie zamierzasz mi pomagać? – spytał zdziwionym głosem.
– Nie, nie, ale znalazłam kogoś, kto będzie pracował z Tobą, im szybciej się uwiniecie, tym prędzej będę mogła wyciągnąć Cię z tej dziury w jakieś przyjaźniejsze miejsce – te słowa spowodowały, że chwila ciszy zagościła między nimi.
– Ach tak? Kto to? – zapytał.
– Znajoma chce dorobić trochę grosza, kolejny tatuaż czy coś takiego.. Polubicie się! No nic, wpadłam tylko, żeby dać Ci znać, że będzie tu za godzinę, buziaki! – drzwi trzasnęły, a on znów został sam.

„Czy chciałbyś mieć nad życiem czar,
I poczuć jak to jest mieć dar?”

– Zapomniałaś czegoś?! – krzyknął w kierunku wyjścia, lecz nie doczekał się odpowiedzi – dziwne, no nic, musiałem się przesłyszeć.
Zgodnie z tym, co powiedziała Aneta, nowa pracownica, a w zasadzie pomocniczka zjawiła się po godzinie. Adam rzucił na nią okiem „no no, nie jest taka złaa” – pomyślał i kontynuował oględziny. Monika, bo tak miała na imię owa dziewczyna, była brunetką, o jasnozielonych oczach, nienagannej figurze i kamiennej twarzy. Nie wyrażała żadnych emocji. Dopatrzył się drapieżnego węża w formie tatuażu na jej lewej łydce i lilii na prawym ramieniu. „Dziwny kontrast jeśli chodzi o te tatuaże, ale co kto lubi”.
– Cześć, jestem Monika. Aneta pewnie wspominała, że wpadnę – rzuciła.
– Taak, tak. Adam – wyciągnął w jej kierunku dłoń na powitanie.
Po krótkim zapoznaniu, wyjaśnił jej, na czym polegać będzie jej zadanie. Pozbył się obowiązku katalogowania i porządkowania. A dla siebie pozostawił pracę fizyczną, bo w tej odnajdywał się najlepiej.

Tym razem czas popłynął w znacznie szybszym tempie i nim się obejrzał, zegarek wskazywał godzinę 19.
– Wiesz co, ja chyba już pójdę – usłyszał gdzieś spomiędzy regałów – wpadnę jutro około 9, będziesz?
– Powinienem już być, ja jeszcze zostanę parę minut, dobranoc! – krzyknął na pożegnanie i wziął się za dokręcanie starych śrub w nieco zdezelowanej skrzynce katalogowej.

„Zapragniesz mieć kontrolę znów,
Więc się nie lękaj moich słów”

– Halo? Jest tam kto? – zapytał podniesionym głosem, odpowiedziała mu jednak cisza.
Po skończonej męczarni ze skrzynką, postanowił zebrać narzędzia, ułożyć je gdzieś w widocznym miejscu i zamknąć, budynek. Miał chwilę by przyjrzeć się temu co dokonał i jak wyglądała teraz główna sala biblioteki. Wielka witryna z wybitymi witrażami na wysokości 1 piętra, rzucała jeszcze ostatnie słoneczne promienie do wnętrza budynku, wysokie na 4 metry regały, przytłaczały wręcz i sprawiały, że czuło się wielki szacunek do tego miejsca. Duża przestrzeń wokół której skupiały się regały, była niegdyś czytelnią. Znajdowały się tam trzy wielkie, okrągłe stoły z masą krzeseł, z których korzystali niegdyś czytelnicy. Obecnie były to jedynie metalowe słupy wystające z podłogi, które pełniły kiedyś rolę nóg od owych stołów.

„Będę musiał dać znać Anecie, żeby zamówiła nowe blaty, chciałbym, by to miejsce nabrało blasku” ta myśl potowarzyszyła mu w trakcie zamykania budynku. Ruszył w kierunku stojaka, gdzie czekał na niego wysłużony rower. Odpiął zabezpieczającą smycz i wsiadł na niego, by pojechać wprost do domu, gdzie czekało go jeszcze wiele niespodzianek.

(…)

Już zbliżając się do posesji, zauważył, że coś jest nie tak. „Nie zgasiłem światła w przedpokoju?”. Ostrożnie podszedł do drzwi frontowych i zaczął nasłuchiwać. Odpowiedziała mu cisza. Przekręcił klucz w zamku „wszystko w porządku, drzwi były zamknięte”. Powiesił torbę na wieszaku, wszedł do kuchni. Tam dokonał pierwszego odkrycia. Mała wydarta kartka. Gramatura papieru przypominała tą z książki, którą przywłaszczył sobie kilka dni temu. Na wydartym fragmencie widniały cztery wersy:

„Nie zapomnisz nigdy chwili tej,
Choćbyś nie wiem jak unikał złej.
Pożądanie to zabija w śnie,
Kiedy ona przyjdzie, nie mów nie”

– O co tu do cholery chodzi?! – spytał sam siebie zdenerwowany Adam.
– Jeszcze nie rozumiesz? – lodowaty i pełen powabu głos za jego plecami omal nie wypędził z niego życia.
Odwrócił się i jak rażony piorunem rzucił w tył. Przed jego oczami znajdowała się kobieta. I to jaka kobieta. Otaczała ją jakaś dziwna aura. Mógłby przysiąc, że nie jest z tej ziemi.
– Jeszcze nie rozumiesz? – powtórzyła pytanie.
– K-k-k-kim jesteś? – spytał przerażony.
– Zabrałeś mnie ze sobą, miałeś mnie tak blisko serca przez cały czas. W tej kamizelce. Uwolniłeś mnie i zasługujesz na podziękowanie – to mówiąc, zaczęła powoli zbliżać się do niego.
Nie miał dokąd uciekać. Z jednej strony paraliżował go strach, z drugiej zaś, niewytłumaczalna siła wręcz ciągnęła go do tej kobiety. Czuł rosnące podniecenie, zaczął przyglądać się bliżej. Widział kruczoczarne włosy, których fale opadały na jej ramiona. Miała wielkie i pełne spokoju niebieskie oczy z czarnymi akcentami. Śniada cera dodawała jej uroku. Krwistoczerwone, pełne wargi były swoistym magnesem i gdy kolejne słowa, które wypowiadała w jego kierunku, płynęły z tych ust, był gotów usłuchać każdego rozkazu. Fioletowa suknia sięgająca ziemi ukrywała jej stopy. Zdawała się sunąć ku niemu.
– Przez cały ten czas.. byłam z Tobą. Mogłam poznać Cię tak, jak nie pozwalasz na to nikomu. Wiem o Tobie wszystko.. Wszystko.

Poczuł jak lodowata dłoń dotknęła jego policzka. Jej twarz znajdowała się centymetry od jego twarzy. Utraciła nieziemską aurę i stała się kobietą, której szczerze pożądał. Diametralna zmiana w sercu była spowodowana jakimś niewytłumaczalnym darem tej kobiety, to co mówiła, stawało się prawdą. Delikatny pocałunek złożony na jego usta sprawił, że wszystko wokół zatrzymało się. Wszystko wokół spowiła czerń…

Mrok powoli ustępował. Jakaś niewiarygodna dla niego siła, spajała jego powieki uniemożliwiając ich otwarcie. Ta moc jednak z minuty na minutę słabła, kolejne promyki światła docierały do jego źrenic. Otwartym już oczom ukazała się jego sypialnia. Wszystko wokół było tak jak zawsze. Żadnych anomalii, odstępstw od normy. Flashback w jego głowie odbił się głośnym echem. Ostatnie co pamiętał to ta tajemnicza kobieta i potem film się urywa. „Co się u diabła stało? Czy to tylko jakiś dziki sen a ja po prostu nie pamiętam powrotu do domu? Niee, to niemożliwe..”.

Przez chwilę jeszcze ta myśl towarzyszyła mu, lecz postanowił zignorować te nienaturalne wydarzenia, które dla niego były swoistą granicą między snem a rzeczywistością. To, co teraz musiał zrobić to umyć się, zjeść śniadanie i ruszyć do pracy. „Dziś piątek, co za ulga..”.

(…)

Monika czekała na niego pod budynkiem. Wyraźnie zniecierpliwiona krążyła wokół głównego wejścia. Gdy spostrzegła zbliżającego się Adama, dała mu wyraźny znak dezaprobaty dla jego spóźnienia:
– Ty wiesz, że czekam tu już pół godziny? – wykrzyczała w jego kierunku, a głos nie krył agresji – ludzie patrzą się na mnie jak na jakąś idiotkę, która stoi pod jakimś miejscem wątpliwej atrakcyjności.
– Przepraszam, okej? – rzucił na odczepkę – Miałem dziwną sytuację wieczorem i… jakoś tak wyszło. Zabierajmy się do pracy.
Otworzył główny zamek i uchylił lewe skrzydło wielkich, dębowych drzwi, które mimo swojej niewątpliwie masywnej budowy, otwierały się lekko. „Nieco skrzypią, muszę tu zaraz przyjść z jakimś smarem” – pomyślał i ruszył w kierunku szafki, na której zostawił narzędzia. Coś jednak mu nie pasowało. Nie przypominał sobie takiego ułożenia tych przedmiotów. Tworzyły one jakiś dziwny symbol. Śrubokręty ułożone w sześciokąt, w środku młotek skrzyżowany z dłutem i nad owym iksem, puszka WD 40, którego używał do ratowania starych ale posiadających wyjątkowy czar, metalowych wykończeń.
– Możesz przyjść i rzucić okiem? – zapytał swoją pomocnicę – Widziałaś kogoś kto kręcił się koło biblioteki, albo był w jej pobliżu gdy wychodziłaś i gdy zmierzałaś tutaj? Bo TO jest co najmniej podejrzane.
– Nie, nie widziałam nikogo. Spieszyłam się do domu, a rano? Rano nie było tu żywej duszy. Wszyscy pewnie w pracy już od rana, nie to, co niektórzy – skwitowała go i odeszła.

Dzień mijał szybko, zważywszy na to, że tempo prac nabrało rozpędu. Tego dnia razem, zrobili więcej niż on przez ostatnie 3 dni sam. Monika tego dnia postanowiła urwać się wcześniej, co zakomunikowała Adamowi:
– Adaam! Ja dzisiaj ucieknę sobie trochę wcześniej, bo mam imprezę i.. no wiesz.. – krzyk doszedł go gdzieś spomiędzy półek.

Ruszył w jej kierunku, by chwilę z nią porozmawiać. Kiedy już zbliżył się na odległość mniej więcej metra, jakaś wewnętrzna siła pchnęła go do przodu. Z boku wyglądało to tak, jakby rzucił się na nią, ale on pokonał jednym krokiem dzielący ich dystans i wbił się z impetem w jej usta z pocałunkiem tak niespodziewanym, co pełnym niesamowitej energii. Dziewczyna jak spetryfikowana, nawet nie drgnęła, po prostu ją zamurowało, po chwili odepchnęła go od siebie.
– Co Ty do jasnej cholery robisz?! – wykrzyczała mu prosto w twarz – Czy ja wyglądam na jakąś tanią dziwkę?
– Nie, ale miałem ochotę na Twoje usta – skwitował ją.
– Palant! – rzuciła i udała się w stronę wyjścia.
„Co to do cholery było? Co ja zrobiłem? I czemu tak jej odpowiedziałem” – te kilka pytań uderzyło go w myślach.. Nie wiedział co się z nim dzieje. Przez chwilę był jakby inną osobą, stracił nad sobą panowanie i ten „drugi on” pozwolił sobie na spore uchybienia w jego mniemaniu.
Wszystko co działo się od momentu znalezienia książki, wydawało się nader dziwne i niewytłumaczalne. Ruszył na piętro, by zająć się jednym z rozebranych regałów. Miał ze sobą potrzebne narzędzia i postanowił postawić ten element jeszcze przed zmierzchem. Gdy „budowla” nabierała kształtów, zdawał się słyszeć cichy szept:

„W myśl tej reguły musisz grać,
I to co chcesz od życia brać,
Bo kiedy sięgasz po swój dar,
To wypowiadasz słodki czar”

Adam nie słyszał go. Był zaaferowany swoją pracą, co w zasadzie nie było dziwne, gdyż szła ona nader płynni i szybko. Kiedy zaczął sięgać kondygnacji, które były poza jego zasięgiem, zszedł po drabinę. Wróciwszy na górę, zastał na jednej z półek na wysokości wzroku, małą karteczkę. Tym razem nie był to wiersz.
„Nie uciekaj Kochany.. Teraz na zawsze jestem Twoja, spędzimy razem całą wieczność..”

Te słowa wywołały na jego karku nieprzyjemne mrowienie. Nerwowo rozglądał się po piętrze w poszukiwaniu czegoś co wyróżniało się na tle brązowych ścian i pozostałych rozebranych regałów. Nie znalazł jednak nic, co choć trochę odbiegałoby od normy.
– Mnie szukasz? – znał już ten głos. „To znów ta tajemnicza kobieta.”
Powoli odwrócił się, by ujrzeć postać, która poprzedniej nocy nie mogła zostać sklasyfikowana przez niego jako fikcja czy rzeczywistość. Była znów blisko niego, nie zmieniło się nic prócz ubrania. Tym razem była to sukienka do kolan, krwistoczerwona, z głębokim dekoltem który ukazywał atuty hojnie obdarzonej damy.
Nie potrafił powiedzieć kiedy poczuł jej rękę na swoim torsie. Nie mrugnął nawet okiem gdy była przy nim. Sama jej obecność wywoływała w nim swoiste porażenie. Zdolność mowy czy poruszania się, były mu w tamtym momencie zgoła niepotrzebne, gdyż to ona działała.
– Kochany.. Tyle lat czekałam na Ciebie. Przychodzisz teraz do mojego miejsca spoczynku i radujesz mnie swoją obecnością.. – zaczęła, po czym podjęła po chwili – pamiętasz chwilę, w której znalazłeś mnie? To znaczy książkę, w której się znajdowałam. Nie miała ona okładki, prawda?
– Nie, nie miała. – odpowiedział beznamiętnym głosem.
– Chcesz wiedzieć dlaczego? – spytała i sama zaczęła odpowiadać na pytanie – stało się tak, ponieważ na okładce tej, znajduje się moja krew.. Ja.. Jestem tak realna, jak to, że wierzysz we mnie. W to, że jestem tu teraz i mam dłonie na Twoim ciele. By odzyskać siebie.. By odzyskać moje ciało, muszę znaleźć kogoś na moje miejsce.. Czyy.. pamiętasz inskrypcję na pierwszej stronie?
Jasność myślenia powoli powracała do umysłu Adama, zaczął analizować fakty, które miały miejsce w przeciągu ostatnich kilku minut.

„Nieznajoma kobieta uwięziona w książce, jakieś dziwne szepty, śpiewy, szmery, blackout poprzedniej nocy, to wszystko się kupy nie trzyma! Ktoś mnie musi wkręcać.. tylko gdzie kamery?”
– Nie ma i nie będzie. – spokojny głos odpowiedział na jego myśli.
– Czytasz moje myśli? – spytał przerażony ale i zaciekawiony.
– Jak wspominałam, wiem o Tobie więcej, niż Ci się może wydawać.. To jak? Pamiętasz inskrypcję?

Długo szukał w pamięci, ale nie mógł wydobyć z niej słów z pierwszej strony książki.
– Niestety nie.. Czy to ważne?
– Te dwie zwrotki mają kluczowe znaczenie dla mnie.. dla nas. Dam Ci dziś coś, czego nie zapomnisz już nigdy, ale będę oczekiwała od Ciebie spełnienia założeń tego… wprowadzenia do lektury. Zrozumiesz, o co mi chodzi..
W tym momencie jej dłonie znajdujące się do tej pory na jego torsie, pojechały w górę pozbawiając go zielonej koszulki Boston Celtics. Zimny dreszcz przebiegł jego ciało, ale zawierał on zdrową dawkę podniecenia, którego tak mu brakowało. Od rozstania ze swoją byłą ponad 2 lata temu, nie miał nikogo, nawet na chwilę. Jego życie było czymś w rodzaju wegetacji, egzystowania na granicy człowieczeństwa. Aneta wyciągnęła go z tej stagnacji i dała mu powód do życia, znalazła zajęcie i nie oczekiwała nic w zamian.
Wracając jednak do sytuacji, która miała miejsce na piętrze starej biblioteki. Akcja posunęła się w zawrotnym tempie. Jej pocałunki na jego szyi, ramionach i klatce piersiowej, jakby automatycznie pozbawiły ją sukienki. Błądziła dłońmi po jego plecach, to sięgała wyżej i chwytając za włosy dociskała go do siebie w trakcie pocałunków bardziej namiętnych, niż w niejednej hollywoodzkiej produkcji. Czuł w sobie niesamowitą uległość dla niej, miała w sobie coś, co go wyciszało, dawało maksymalne poczucie zaufania i wiary w to, że ona nie chce dla niego niczego co złe. Jest tu po to, by dać mu siebie.

Pchnięty na pobliski stolik poczuł nieco mocniejsze uderzenie pośladkami w blat. Przysiadł na nim, a ona znajdowała się tuż przy nim, klęcząc na brudnej posadzce rozpinała jego przetarte jeansy. Biło od niej pragnienie ciała.
– Och, jak dawno nie czułam się komuś potrzebna.. Będziemy już razem na zawsze Kochany, na zawsze..
Miała na sobie stanik, który sprawiał, że nie jeden mężczyzna oniemiałby z wrażenia patrząc na te półkule. Jego dłoń powędrowała do zapięcia, podczas gdy ona składała coraz częstsze pocałunki po wewnętrznej stronie jego ud. Czuł, jak jej głowa trąca i momentami dociska jego przyrodzenie, które już dawno przestało być bierne na poczynania Kochanki.

Po wygranej walce ze stanikiem, powoli zsuwający się z ramion stanik ukazał piersi w pełnej krasie. Choć blada skóra nadawała im nieco złowieszczej urody, były one najpiękniejszymi, jakie zdarzyło mu się widzieć w swoim życiu. Ona, choć milcząca, zdawała się doskonale wiedzieć o tym, czego on oczekuje. Podniosła się, jej dłoń powędrowała ku wybrzuszeniu w bokserkach Adama, a konkretniej pod ich materiał. Lodowaty dotyk podniecał go i przerażał jednocześnie. Złączyła swoje usta z jego, pocałunek, którego teraz doświadczały, zabierał mu nie tylko powietrze, ale i jakiekolwiek resztki wolnej woli. Jego dłonie powędrowały ku jej obfitemu biustowi. Palcami badał każdy centymetr tych jędrnego ciała, sterczące sutki, które przez chwilę znajdowały się między jego palcami, kontrastowały z resztą ciała, były nienaturalnie brązowe i wyraźne. Twarde i ujawniające niespotykane podniecenie. Znów zaczęła schodzić w dół, tym razem pozbawiając go bielizny i obejmując żołądź, swoją nienaganną czerwienią ust. To było pierwsze uczucie ciepła, którego doświadczył od niej. Choć wargi były zimne, wewnątrz panowało przyjemne ciepło. Jej język przesunął się wraz z ustami po całej długości penisa, który jak królik w kapeluszu, znikał w jej ustach. To dopiero pierwszy ruch, a on już czuł zbliżającą się ekstazę. Jej dłonie nie próżnowały. Podczas gdy on opierał się o blat stolika, ona jedną dłonią chwyciła jego jądra, drugą zaś poruszała w przód i tył na trzonie jego męskości. Jej usta zderzały się z dłonią w trakcie pieszczot, lecz jej to nie przeszkadzało.

Biały płyn przyszedł niezmiernie szybko, lecz nie był w stanie jej zaskoczyć. Gdy on czuł wzmagające się uczucie nadchodzącego szczytu, ona przyłożyła tylko palec do jego ust i połknęła całego tak, by nasienie trafiło prosto do jej gardła. Adam stracił kontakt z rzeczywistością na dobre kilka sekund. Ona jeszcze przez chwilę nie wypuszczała nawet centymetra jego męskości z ust. Napawała się tą chwilą, po czym powoli, można by rzec – majestatycznie – wypuszczała kolejne centymetry, by zwieńczyć dzieło gorącym pocałunkiem w jego główkę.
– To było…
– Nic nie mów – przerwała mu – to dopiero początek..
Jej kciuki oparły się na tasiemkach majtek i zsunęły je w dół, by powoli opadły na podłogę. Była perfekcyjnie gładka, „jak lustro” pomyślał Adam. Dłoń sama powędrowała ku tej obietnicy rozkoszy, lecz ona złapała jego dłoń mówiąc:
– Nie, nie Kochany. Nie teraz. Mam dla Ciebie coś.. specjalnego.
Nie kazała mu długo czekać, pociągnęła go w swoim kierunku tak, że musiał zejść ze stolika, ona podeszła do stolika i oparła się łokciami o blat, kładąc na nim przedramiona. Wypięte pośladki skomponowane z jej łonem rozkoszy dawały niesamowity widok. Gotów był oddać wiele, by zatrzymać tą chwilę.
– Na co czekasz? – spytała, jakby zniecierpliwiona.

Obudził się w nim prawdziwy demon, to było coś jak kilka godzin wcześniej z Moniką. Nie panował nad sobą, to nie był on, ale nie czuł sprzeciwu wobec tego co się działo. Padł na kolana nie zważając na to, że na podłodze znajdowały się nadal jakieś niebezpieczne pozostałości po rozbiórce. Jego usta pragnęły zatopić się w niej. Najpierw pocałunki obsypywały jej pośladki, konsekwentnie zbliżając się do źródła nieskończonego ciepła. Gdy usta dotarły już do celu swej krótkiej podróży, palce rozchyliły delikatne płatki, umożliwiając jego językowi i wargom swobodę działania. Co to były za doznania. Nigdy wcześniej nie miał idealnego ciała dla siebie. Jego język penetrował wszystkie możliwe zakamarki by powodować ciche jęki, które wydawała z siebie ona. Po krótkiej chwili mógł już raczyć się swoistą ambrozją jej soków. „Żadna kobieta nie smakowała tak.. wyjątkowo, czy to realne?”.
Była wilgotna, on czuł to doskonale i nie chciał pozostawiać jej bez wypełnienia ani sekundy dłużej. Podniósł się i zatopił w jej wargach. Poczuł, że musi przyłożyć więcej siły by wbić się głębiej.. Była niesamowicie ciasna i wilgotna. To drugie ułatwiało jego działanie, lecz nie do końca. Pchnięcia były coraz bardziej skuteczne i zmierzały do pełnej penetracji. Jej przyspieszony oddech, jego westchnienia. Jej jęki sprawiły, że narzucił żywsze tempo. Nie mógł pozwolić by Kochanka czekała na swój moment uniesienia. Jej piersi cały czas kołysały się w rytm uderzeń ciała o ciało. On chwytał je i napawał się każdą chwilą z kobietą idealną. Kiedy dochodziła, jej krzyk na pewno był słyszany przez przechodniów (jeśli takowi podróżują późną nocą po uliczkach miasta). To spowodowało, że Adamowi na chwilę przejaśniało. Zaczął ponownie zyskiwać kontrolę nad tym co działo się z nim i co robił. Obejrzał się by spojrzeć na kobietę, która dała mu coś, czego rzeczywiście nie zapomni, ale jej już nie było..

„Pamiętaj lecz, że słowa me nie były bez znaczenia,
I licz się z tym, że przyjdzie czas by pozbyć się istnienia.
By żyć jak król, by mieć w swych dłoniach los i moc spełnienia,
Ty musisz żyć i dążyć wciąż do duszy zatracenia.”

Cztery wersy. Znów kartka, jej znów nie było. „To jest niesamowite.. Przerażające i niesamowite, ale podoba mi się..”

 

Scroll to Top