Doktor Brzozowska

Z góry przepraszam za literówki i życzę miłego czytania

Otworzyły się przede mną szklane drzwi do holu przychodni. Po obu stronach korytarza siedzieli jacyś ludzie, przeważnie starsi. Jedni z grymasem na twarzy spoglądali na boki, drudzy gawędzili w najlepsze, a jeszcze innych pochłaniała lektura. Nie lubiłem tego szpitalnego zapachu. Na co dzień przyzwyczaiłem się do zupełnie innych przestrzeni. Propagandowe plakaty na ścianach tworzyły specyficzną atmosferę, a pochmurne, jesienne niebo, wzmagało jeszcze ten obłęd. Usłyszałem dźwięk telefonu w kieszeni. Dopiero teraz przyszła odpowiedź na napisaną, prawie godzinę wcześniej, wiadomość. Marlena zwykle o tej porze nie miała zbyt wiele czasu, więc i tym razem odpisała tylko zdawkowe „Tak”. Pytałem, czy jest w pracy. Po raz pierwszy odwiedziłem to miejsce, więc podszedłem do przypadkowej kobiety w białym kitlu, pewnie pielęgniarki, i spytałem gdzie przyjmuje doktor Brzozowska. Podziękowałem i udałem się we wskazanym kierunku. Zaczekałem przed drzwiami gabinetu kilkanaście minut i wślizgnąłem się do środka za wychodzącym mężczyzną. Nim zdążyłem przywitać się, jakiś staruszek krzyknął mi za plecami.

– Proszę poczekać, ten pan był umówiony – Marlena akurat skończyła myć ręce i wycierała dłonie w zieloną ligninę. Jej słowa wyraźnie osłabiły entuzjazm awanturnika, który posłusznie wycofał się zatrzaskując drzwi.

– Dzień dobry, proszę sobie usiąść. Pani Ania założy panu kartę – rzuciła zupełnie poważnie i skierowała się w stronę okna, które chwilę potem próbowała otworzyć. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi, ale wyraźnie udawała, że się nie znamy. I ten zawadiacki uśmiech. Pozostawało mi tylko kontynuować jej grę, choć byłem na straconej pozycji – tylko ona „rzucała kostką”. Pielęgniarka była młodsza od Marleny, w podobnym wieku jak ja. Nie należała do kobiet zbyt urodziwych, lecz nadrabiała uśmiechem. Po prostu nieduża, szczupła blondyneczka prawie bez biustu, która za to miała cudowne, niebieskie oczy. Jednak przyszedłem tu nie dla niej – obiekt moich uczuć stał kilka kroków dalej. Wysoka, trzydziestoletnia kobieta o kruczoczarnych włosach opadających na ramiona, zniewalającym uśmiechu, pełnych ustach i cudownych piersiach. Może nie były tak duże, jak kształtne. Wystarczyły, by przyciągnąć wzrok do dekoltu. Biała spódnica sięgająca do kolan opinała jej pośladki, jednocześnie podkreślając ponętne biodra i pośladki. Odwróciła się wreszcie od okna i zrobiła kilka kroków w naszą stronę. Krótki, rozpięty fartuch, z przyczepioną na lewej piersi plakietką, odsłaniał czarną, obcisłą bluzkę. Jej brzuch zawsze doprowadzał mnie do obłędu.

– Gotowe – odezwała się pielęgniarka po zanotowaniu mojej ostatniej odpowiedzi. A Marlena stała nade mną jak kat.

– W takim razie zapraszam za parawan. Proszę rozebrać się od pasa w dół i położyć na kozetce. – Nie wiedziałem o co jej chodzi. Nic dziwnego, że kazała się rozebrać pacjentowi, w końcu była urologiem, ale dlaczego zrobiła sobie tego pacjenta ze mnie. Wstałem i poszedłem w miejsce badań. Ona wzięła ręce pod boki i tylko uśmiechała się znacząco obserwując moją zdezorientowaną minę. Nadal nie wiem dlaczego nie wyszedłem albo nie kazałem przestać się jej wygłupiać. Z drugiej strony ta wizyta była moim pomysłem, więc… Stanąłem przy kozetce, odpiąłem pasek, zdjąłem spodnie, ciągle obserwując pochyloną nad biurkiem Marlenę. Ślicznie wyglądała w tym kitlu.

– Ja czekam, panie Malicki. Sam pan widział jaka kolejka – zakpiła. Zmarszczyłem czoło. Kiwnęła tylko głową, żebym kontynuował. Zsunąłem bokserki i położyłem się na leżance. Niezręczna sytuacja. Pomijając fakt, że nienawidziłem szpitali, inaczej wyobrażałem to spotkanie, a przynajmniej przyszedłem tu z innymi zamiarami. Że też nie mogłem poczekać aż wróci wieczorem do domu. Podeszła, nachyliła się nade mną i chwyciła mojego penisa dwoma palcami. Zsunęła napletek, przesunęła opuszką po żołędzi, a potem zaczęła macać go milimetr, po milimetrze.

– Pani Aniu, będziemy robić USG – krzyknęła do pielęgniarki i nadal ugniatała mi fiuta. Byłem przekonany, że tamta dziewczyna tu nie podejdzie. Nigdy nie narzekałem na rozmiar, ale w spoczynku nie był największy, więc pokazywanie go przed obcą kobietą wydawało się dość krępujące. Z resztą jak całą ta sytuacja. I stało się. Zza parawanu wyłonił się stolik na kółkach, a chwilę potem pchająca go dziewczyna. Mało dyskretnie rzuciła okiem na moje krocze. Drżały mi nogi, ręce, dłonie zaczynały się pocić. Słyszałem w głowie bicie serca, denerwowałem się jak mały chłopiec. Marlena wzięła jakiś żel, którym posmarowała mi mosznę, po czym zaczęła przesuwać po niej jakby gałką wysuniętą z rękojeści podłączonej do aparatu na stoliku. Czułem na skórze błogi chłód, który mieszał się z lekkim bólem. Powodował go nacisk tego urządzenia na jądra. Pani doktor nie była zbyt delikatna. Skończyła po kilku minutach i poleciła pielęgniarce zetrzeć ze mnie też żel. Zniknęła gdzieś w głębi gabinetu, a blondyneczka, trzymając w prawej dłoni ligninę, lewą chwyciła mojego penisa. Miała zimne dłonie i bardzo długie palce. Spojrzałem, jak wycierała mi mosznę. To, co trzymała między palcami lewej ręki przypominało orzeszka. Strasznie się skurczył. Nigdy nie czułem się do tego stopnia niekomfortowo.

– Czy mogłaby pani pójść na chirurgię, do doktora Pasiaka? Obiecał mi karty chorobowe dwóch pacjentów… – Marlena odezwała się z drugiej strony parawanu.

– Oczywiście, już – dziewczynka odpowiedziała i wreszcie zniknęła mi z oczu. Usłyszałem zaraz trzaśnięcie drzwi. Wstałem z kozetki i prawie wpadłem na Marlenę. Miała roześmianą twarz, ją ta całą sytuacja bawiła. Nie dała mi nic powiedzieć, tylko przylgnęła ustami do moich warg i soczyście pocałowała. Znalazła dłonią mojego penisa i już nie jak lekarz, ale jak kochanka, ściągnęła z niego napletek. Potem nasunęła i znowu. Czułem, że napływa mi do niego krew, choć nie mogłem się przemóc. Ciągle miałem wrażenie, że ktoś wejdzie. Podciągnąłem jej spódnicę i wsunąłem dwa palce pod majtki. Wplatając palce we włosy znalazłem cipkę. Już była wilgotna. Krew pulsowała w skroniach z podniecenia, oddech przyspieszał wraz z biciem serca. Rzuciłem Marlenę na parapet, zadarłem jej spódnicę, zsunąłem majtki i wreszcie dostałem to, czego chciałem. Jęknęła tylko, kiedy wsuwałem jej między nogi penisa. Zacząłem posuwać ją nie pamiętając już gdzie jesteśmy. Prawą dłonią znalazłem pierś, którą z całej siły ścisnąłem. Była twarda, drżała pod wpływem moich pchnięć. Kobieta była rozgrzana, czułem na udach jej aksamitną skórę. Zlizałem z warg resztki śliny i przestałem. Chwyciłem ją za barki i obróciłem do siebie przodem. Chciałem wgryźć się w jej szyję jak wampir, ale chwyciła mój podbródek i pocałowała jak przedtem. Smakowałem jej ust, wciągając w nozdrza delikatny zapach perfum. Kucnąłem na moment, żeby polizać cipkę. Marlena nie goliła się tam, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Właściwie lubiłem tak, była bardziej kobieca. Wstałem, i kiedy uniosła nogę znów w nią wszedłem. Nie zwracałem uwagi, że wbijam jej plecy w parapet. Ścisnąłem obie piersi i przeciągnąłem językiem po szyi. Usłyszałem jej stłumiony jęk, jednocześnie czując wbijane w plecy przez koszulę paznokcie i skurcze. Ciało Marleny drżało, było rozpalone do czerwoności. Pojawiły się na jej policzkach wypieki, po czole spływały kropelki potu. Ale nie przestałem. Położyła tylko głowę na moim ramieniu i czekała, aż skończę. Dół mojego brzucha wypełniło ciepło i opanowała mnie błoga rozkosz. Zwolniłem, zatapiając się w niej jeszcze raz po raz, słysząc wolne oddechy patrzącej mi w oczy piękności. Pocałowałem ją, delikatnie, dwa razy. Opuściłem spódnicę z jej bioder i zmrużyłem na chwilę oczy. Chciała założyć majtki, które leżały pod ścianą, lecz podniosłem je pierwszy. Nie wypuszczając ich z dłoni ubrałem się i już chciałem wyjść, kiedy usłyszałem jej śmiech za plecami.

– Nienormalny jesteś, zboczeńcu. Wieczorem powtórka, co? – wyglądała teraz jakby bardzo długo biegła. W drzwiach minąłem się z pielęgniarką.

Scroll to Top