Lew i gołębica

Chłod przed świtem był przejmujący, mimo że lodowaty wiatr w wiekszości został zatrzymamy przez okoliczne sosny jego resztki i tak wciskały zimno aż do kości Grona i jego oddziału konnych. Nikt jednak nie skarżył się ani nie poruszał , wszyscy czekali w napięciu a adrenalina rozgrawał ich teraz lepiej niż durze ognisko. Za pare minut roztrzygnie się los dwóch rodów, ale wiedzieli o tym tylko ludzie Huldfingów zaczajeni w zasadce na poczet Bresów prowadzony przez dwóch synów lorda Wertana, starszego czternastoletniego Broma i dwunastoletniego Werta. Czekanie irytowało Grona coraz bardziej on był tworzony do walki i turniejów a nie krycia się po krzekach jak zbójcy, jednak pan ojciec zaaprobował jednak plan jego najmłodszego brata Lausta. Gron miał instynkt przetrwnia i nie podważał decyzji ojca choć w głębi duszy się z nią niezgadzał.

Posłał kolejne zabójcze spojżenie Laustowi w chude plecy tej łasicowatej postaci „Jak lędźwie ojca mogły wydać tak różnych synów, Grim mimo że ma posture tej żmiji umie dobrze walczyć”. Wrócił do obserwacji drogi poniżej, coś zamajaczyło za drzewami i napewno nie był to żaden mieszkaniec lasu. „Więc wrescie ruszyli dupska na spotkanie przeznaczenia”

***

-Prod do mnie!-okrzyk przywołał młodzieniaszka na dużym siwku który ledwo trzymał się w siodle.

-Ser.

-Ilu straciliśmy ludzi?- matematyka nigdy niebyła silną stroną potężnego Grona, którego bardziej interesowało wchłanianie wiedzy o nowych zastawach i pchnięciach niż nauka muzyki i rachowania do którego próbował zmuśić go mistrz Uliriel. Dlatego właśnie musiał na gierma wziąźć tego cherlawego chłopaczka Darylów chorążych jego ojca. Mimo że pogardzaj jego niezgrabnością musiał przyznać żę cherlak odebrał niezłe wykształcenie mimo że jego rodziną była szlachtą od zaledwie dwóch pokoleń, kiedy to dziadek Proda uratował życie jego dziadowi podczas polowania na niedźwiedzie w czarnym lesie. Od tamtej pory Darylowie mieli w cherbie czarnego niedźwiedzia na zielonym tle.

-Straciliśmy ośmiu zbrojnych i starego ser Dryna, za to zgineli obaj dziedzice lorda Wertana Brom i Wert oraz ich dwudziestu zbrojnych ser

-Mhh troche duży koszt ale chyba starczy nam ludzi by wziąźć zamek lorda Wertana z zaskoczenia.-stwierdził i głegoko się zamyślił

-Oczywiście mój ociężały braciszku dzieki moim planom Starfall wpadnie w nasze ręce jak dojrzałe łabłko-Gron odwrócił sie śpieśnie i zmarszczył nieprzyjaźnie brwi i odburknoł

-Nie skradaj się tak Laust bo skręce ci kiedyś kark- wysyczał jednak nagle uśmiechnoł się tryjumfująco i dodał

-Niewidziałem żebyś wzioł udział w walce.

-Och żeczywiście braciszku nie wziołem zostawiam te żeczy do zrobienia innym po co mam brudzić mój nowy wamsik i walczyć skoro wiadomo że wygramy a wszystko dzieki mojemu genialnemu planowi.-wypowiedź jak zwykle zakończył swoim lekceważącym wszysko uśmieszkiem. Gron zacisnoł tylko pięści i powtażał sobie w myślach „Ojciec zabronił, poczekaj aż umrze, a ty zostaniesz nowym lordem Harcliff.”

-Dobrze co teraz, jak zdobedziemy Starfall na razie mówłeś tylko że wpadnie nam jak jabłko, że weźmiemy podstępem. Jednak zamek na dziesięcio metrowe mury, dwanaście baszt i potężny stołb przewyższający nasz w Harcliffs, jeśli się tam wycofają i wyślą ptaki utrzymają się i dostaną posiłki.

-Spokojnie braciszku każ zebrać chorongwie, szaty i zbroje za tydzień wmaszerujemy w nocy do Starfall witani przez strażników-wypowiedź zkwitował uśmieszkiem który nawet Gronowi zmroził krew i ponowna litania „Ojciec zabronił, poczekaj aż umrze, a ty zostaniesz nowym lordem Harcliff.” nieprzyniosła już spokoju jego myślą.

***

Carolyn została brutalnie wyrwane ze swojego snu powoli wracająca świadomość zarejestrowała już że nie grozi jej niebezpieczeńswo ale gwałtowność z jaką została obudzona wzbudzała niepokuj. W końcu otworzyła zaspane oczy i ujżała przerażoną tważ starej niani.

-Szybko Carolyn ubieraj się.

-Co się dzieje nianiu-odparła wciąż zaspanym głosem

-Najazd wdarli się do zamku właśnie zdobywaja stołb- wychrypiała stara zasuszona kobieta zażucając na ramiona Car ciężki płaszcz

-Jaki najaz nie mogli przecież mamy mury strażników prawda?

-Nie wiem skarbie ale musisz uciekać zamek padnie twój pan ojciec broni schodów z garstką strażników, ale w każdej chwili napastnicy się tu wedrą, musisz uciekać.

-Ale jak skoro schody są zajete i co z panią Matką -odparła Carolyn coraz płaczliwszym głoem.

-Za puźno pokoje lorda zajeli jako pierwsze twój ojciec miał szczęście że go tam niebyło ale nie wiem co z twoją matką, ja musze troszczyć się o ciebie serce.-Niania pogładziła kasztanowe loki swojej dziwczynki, nie już kobiety i wkrótce dziedziczki Bresów.

-Choć mała musisz uciekać tunelem szybko nie ma czasu do stracenia.-Niania podeszła do kominka i poruszyła jedną cegłe, i po chwili ze zgrzytem otworzyła się ścianka kominka, Carolyn nigdy niewyznała że wie o tym przejści spróbowała udać zdziwienie miała nadzieje że niania nie pogniewa się na nią ze nie powiedziała jej o tym niania miała jednak ważniejsze zmartwienia pragneła tylko by dziewczyna którą chowała i uczyła etykiety od szustego roku życia ocaliła się przed mieczem napastników.

Carolyn weszła do korytarza ale po chwili odwróciła się bo nie usłyszała by niania weszła za nią, zobaczyła tylko że ścianka zamyka się ponownie a niania wciąż nie weszła do korytarza, spróbowała wrócić ale ściana zatrzasneła się zanim zdążyła do niej dotrzeć. Usłyszała jeszcze przytłumiony głos niani

-Idź do wuja Brandona, do Dredgrove.

***

-Więc braciszku straciliśmy połowe naszych ludzi, ale opłaciło się lord Wertan nie żyje jego dzidzice też a nasz brat Grim wkrótce przybedzie z posiłkami.-Laust nalał sobie wina do kilicha z czarną gołębiną Brestów i wygodnie rozsiadł się w fotelu.

-Nie ciesz się dziewczyna uciekła a my straciliśmy połowe ludzi.-Laust nie zmartwił się wogóle roskoszując się wybornym aromatem białego z Harbor, odparł jednak.

-Co nam może zrobić samotna szesnastolatka, pewnie ukrywa się gdzieś w zamku bramy wszak sa zamknięte tylko twoi ludzie są zajęci piciem i chędożeniem dziewek służebnych a nie szukaniem samotnej smarkuli.- To przepełniło czare Gron ostentacyjnie wstał i wyszedł ścigany słabym chichotem Lausta. Poprawie sobie humor gdy przelece lady Gwen, specjalnie kazał zostawić ją dla siebie i żaden żołdak ani przez chwile nie pomyślał by tknąć pieczeń przed swoim panem. Wspaniale bedzie ją przerżnąć w ich małżeńskim łożu, choć wolał by te ich słodką cureczke.

***

Lady Gwen domyslała się już co ją czeka gdy tylko zobaczyła sztandar ze złotym lwem na białym tle herb psów z Harcliff. Wiedziała ze mimo trzydziestu dwuch lat wciąż jest płodną i piękna kobietą. Długie kasztanowe włosy zakrywały jej plecy prawie całkowicie, zmysłowe usta nieduży nosek, ładnie zaznaczone kości policzkowe duże oczy barwy indygo, o tak wiedziała co ją czeka od tych psów.

Kutas Grona stanoł jak tylko wszedł i ujżał lady Gwen w żyłach ciągle buzowała adrenalina a żądze domagały się ujścia. Przesówał wzrok po całej jej ponętnej sywetce, miała na sobie długą karmazynową suknie z głębokim dekoltem skrywającym średniej wielkości bardzo kształtne piersi, na dłużej zatrzymał się tylko na jej oczach barwy indygo, gdy się w nich zagłębił podniecił się jeszcze bardziej.

-No i jak się czujesz gołąbeczko twój mąż nie powinien nigdy zadzierać z Huldfingami z Harcliff, gołąb nie ma szans w starciu z lwem.-w miare mówienia jego głos stawał sie coraz bardziej hrapliwy z podniecenia.

-Król nie puści wam tego płazem-chciała by jej głos brzmiał pewnie ale z jej zmysłowych ust wydoby się tylko szept, jednak Gron usłyszał jej groźbe i zaśmiał się szyderczo.

-Król powiadasz, stary Argon II z przykrością musze cię powiadomić że zmarł dwa tygodnie temu zapewne zapił się w końcu na śmierć.-Ciało gwen zastygło z przerażenia Argon II zmarł więc na tron wszedł jego syn Aeryn pierwszy tego imienia dobry przyjaciel Grona Huldfinga i równie duże bydle co on. Do jej świadomości dotarło też że nawet brat jej pana męża już nie pomoże jej rodzinie jeśli nawet ktoś przeżył. W umyśle matki zakiełkowała nadzieja której się kurczowo złapała jej synów niebyło w zamku ruszyli z pocztem do Białego portu.

-Moi synowie pomszczą mnie i mego męża- wywołało to kolejny huraganowy śmiech potężnego bydlaka który stanoł juz dwa metry od niej.

-Ciała twoich synów szarpią teraz króki obaj zgineli już pare dni temu, zaś twojego męża przebiłem osobiście moim dwucznym mieczem, a z córeczką zabawie się jak tylko ją znajde, teraz jednak czas na ciebie- skończył mówić i zaczoł powoli zbliżać się do kobiety zdejmująć równocześnie wams gdy był już tak blisko ze czóła smród jego potu jej ręka z małym sztyletem wystrzeliła do przodu mierząc w klatke piersiową Grona.

Niedoceniła jednak jego refleksu uznała ze mieżący ponad dwa metry wzrostu i szeroki w barach mężczyzna bedzie wolniejszy od niej, jednak zadziałały wyuczone odruchy Grona który widział już niejedną bitwe i dziesiątki bórd w karczmach. Złapał jej ręke i bez wysiłku odebrał jej ostrze.

-Gołąbeczka ma pazurki, niedobrze chciałem być w miare delikatny, jednak teraz przerżne cię jak byle kurwe z ulicy.- powiedziawszy to wygioł jej ręke i przewrucił na brzuch z jej ust wydobył sie okrzyk bulu. Jedną ręką trzymł jej obie ręce nad głową a drógą ze sztyletem rozcinał jej suknie niezważając na przekleńswa którymi go obrzuciła, gdy odsłonił już całe plecy odrzucił sztylet i swoim wielkim łapskiem zaczoł obłapić jej delikatną skóre.

-Nie krzycz i nie szarp się to mniej bedzie bolało-Jednak jej odpowiedzią byla próba kopnięcie go w goleń. Odpowiedział jej silnym ciosem w nerke po którym straciła dech i przestała się szarpać. On natychmiast skorzystał z sytyłacji zdarł reszte jej sukni odsłaniając jej piękny zgrabny tyłeczek i zgrabne uda. Jednak widok jej różowej cipki podniecił go najbardziej. Związał jej ręce z tyłu pasem od swoich spodni po wcześniejszym odpięciu miecza, i przewrucił ją na plecy by dobrac się do jej jedrnych piersi z rozkosznymi durzymi brodawkami.

W momęcie kiedy chciał już wcisnąć się między jej uda Gwen odzyskała już oddech i zacisneła nogi jednak on rozłożył je szeroko bez żadnego wysiłku. Jego oczom ukazała się jej nieprzyzwoicie wyeksponowana cipka. Jego dłonie powedrowały jednak do jej rozkosznych piersi znających dotyk tylko dłoni jej pana męża. Ściskał je brutalnie i szczypał sutki, bolało ją ale gwałciciel miał to gdzieś tu liczyła się jego przyjemnośc. Dossał się do jej prawej piersi i co chwila przygryzał ją mocno wyduszając z niej kolejne okrzyki bulu. Mimo całego tego szaleństwa i brutalności jej sutki nabrzmiały i stwardniały a z cipki zaczoł wypływać sok pożądania. Nie wiedziała co robić brał ją ten brudny bydlak, morderca synów i męża a jej ciało ją zdradziło. Dalsze dywagacje zakłócił nacisk który poczuła na płatki swojej róży, gdy spojżała w dół i zobaczyła potężnego penisa mającego 25 cm znacznie więcej niż jej pan mąż przeraziła ją to.

-Nie błagam zostaw mnie w spokoju.-szepneła wystraszona

-Zaraz cię żerżne, rozluźnij się a będzie ci przyjemnie

-Nie puść mnie

On jednak nieczekał dłużej nigdy nie czuł jeszcze takiego porządania, wiedział że jeśli nie wejdzie w jej rozkoszny kwiat kutas mu eksploduje. Ostatni raz przymierzył się i pchnoł rozchylając jej płatki na bok. Wchodził powoli rozkoszująć się jej ciasną cipką i krzykiem który z niej wydobył.

Starała się zewrzeć nogi ale rozchylił je szeoko szeroko. Niewiedziała co się dzieje cały czas czuła ból i rozkosz wywołane przez potężnego penisa wchodzącego w jej cipke do wczoraj należącą tylko do jaj pana męża. Kolejna fala zalała jej ciało tym razem była to fala rozkoszy, z jej ust wydobył się ciężki jęk a oddech pogłębił się. Nigdy nieczół się tak dobrze jej cipka była niesamowicie ciepła i wilgotna. Z początku wchodził powoli rozkoszując się każdym centymetrem, teraz jednak przyśpieszył i wbijał się coraz głębiej chciał dojść do samego końca. Przywarł ustami do jej ust i wdarł się do jej kolejnej jaskini rozkoszy penetrując ją swoim językiem. Puścił jej uda i przeniósł się na nabrzmiałe sutki, nie było potrzeby jej trzymać już nie.

Odpływała czuła zbliżający się orgazm połowa jej nie chciała go walczyła z nim ale druga już się poddała i czekała na nieuniknione.

Wreszcie dotarł do samego końca schował swój miecz po rękojeś teraz rozpoczoł już szaleńczy galop by nie tylko zdobyć brame ale także roznieść ją w proch. Chłoną zapach jej włosów oddech, smak jej ust jeszcze dwa ruchy i. jeden wytrysnął. Wpompował w jej cipkę dawkę gorącej spermy było jej tak dużo że zaczeła wypływać z niej i zalewać kakaowe oczko.

Wygieła się w łuk jej ciało szczytowało gdy tylko wpompował w nią pierwszą dawke. Krzyczała z całych sił by wydzielić choć część rozkoszy która zlałą ją jak przypływ. Wstrzymała oddech, jej cipka drgała w rytmicznych konwulsjach orgazmu. Obejmowała ciasno jego słabnącego powoli członka. Gdy z niej wyszedł pobrzmiewały w niej jeszcze ostatnie nuty orgazmu. Zawiązał spodnie przybrał wams, wychodząc jednak zatrzymał się na chwile.

-Ojciec kazał mi zabić wszystkich Bresów ale ciebie zatrzymam sobie na jakiś czas.- Zamknoł drzwi a Gwen wtuliła się w poduszke i zaczeła szlochać nad martwym owocem jej łona. Niewiedziała ze Carolyn przemierzała w tej chwili trakt na wschód.

Scroll to Top