Majowy weekend 09.01

Majowy weekend 2009.01.

Wychowałam się w domu, kiedy żyła jeszcze moja Babcia. Kiedyś mówiłam coś, że „ w przyszłym tygodniu” na co Babcia powiedziała : „Dziecko, planowanie czas stracony, los i tak da Ci to, co będzie chciał”. Tak też było z tym weekendem. Nic nie planowałam. Miałam dość intensywną końcówkę kwietnia, łącznie ze „spotkaniem służbowym” z „personelem spółki lekarskiej” To też zakładałam, że może pojeżdżę sobie na rowerze, tym bardziej, że sprzyjała pogoda.

Ale gdzie tam, w środę wieczorem telefon od Włodka, prezesa jednego z Klubów Żeglarskich, a jednoczenie, tak jak ja, członka Zarządu naszego Okręgu Żeglarskiego. „W piątek inauguracja sezony żeglarskiego, jesteś zaproszona”. Rzeczywiście, od pewnego czasu 1-szego maja jest u nas inauguracja sezonu żeglarskiego połączona z różnymi spotkaniami no i oczywiście z różnymi regatami. W Włodkiem znamy się już szereg lat, poznałam go, kiedy kończył studia, dzisiaj ma chyba 35 lat. Przystojny, nie za wysoki, ale bardzo sympatyczny mężczyzna, z którym, w różnych okolicznościach, miałam kilka zbliżeń. To też nie zastanawiając się zdecydowałam, że pojadę. Nie przypuszczałam, że będzie to weekend, podczas którego będę miała tak dużo zbliżeń. Dawno nie byłam tak zerżnięta. Zgodnie z umową Włodek przyjechał po mnie, w samochodzie był nasz wspólny kolega od żagli i szant – Wiesiek. Też już go znałam z osobistych kontaktów, wiec wiedziałam, że będę miała do czynienia z tymi dwoma panami. Na miejscu okazało się, że jestem w błędzie. Zakwaterowani byliśmy w ośrodku szkolenia, nie jest to hotel lub pensjonat, ale ośrodek szkolenia. Ponieważ kursy trwają czasami 10 – 14 dni więc jest on na odpowiednim standardzie, aby można było w nim spokojnie spędzić tyle dni. Ośrodek, z góry przypomina liść akacji. Dość długi, a na boki wyrastają liście różnej wielkości. Te liście, to właśnie pomieszczenia sypialne. Zdecydowana większość pomieszczeń sypialnych ma kształt owalny w układzie 2, 4 lub sześcio osobowym, ale ze wspólną częścią socjalno – sanitarną. Włodek załatwił nam pobyt właśnie w takim pokoju sześcioosobowym, przy czym były to trzy niezależne pokoje dwuosobowe. W ośrodku odbywali praktyki żeglarskie studenci IV roku naszego AWF-u, z kierunku żeglarstwo. Jeden z takich pokoi zajmowali instruktorzy, a ponieważ 4 osoby wyjechały, myśmy mogli wykorzystać te miejsca, płacąc tylko za zmianę pościeli. To też od razu poznałam mieszkających tam instruktorów – Mietka i Makarego. Ze studentów pozostała tylko jedna szóstka, która miała brać udział w regatach, pozostali też wyjechali do domów. Spotkaliśmy się wszyscy przy kolacji. Siedziałam w szczycie stołu, a po bokach, z jednej strony „kadra. Z drugiej strony tych 6 studentów, na pierwszy rzut oka bardzo mili dobrze zbudowani chłopcy. Po kolacji poszliśmy do naszego pokoju, gdzie Włodek stwierdził – my mamy takie napoje, a Ty szykujesz herbatę, po czym postawił na stolę butelkę 0,7 wódeczki Można powiedzieć „gospodarze” zadbali o szklaneczki i zaczęła się lać wódeczka. W tym czasie zostaliśmy zapoznani z oficjalnym programem inauguracji sezonu żeglarskiego. Na szczęście żadne z nas nie musiało brać udziału w żadnej oficjalnej uroczystości i mogliśmy ten czas spędzić całkiem na luzie. To też dość szybko opróżniliśmy pierwszą buteleczkę i na stole wylądowała druga. Ale za nim zaczęliśmy ja spożywać Włodek przysiadł się koło mnie, objął ramieniem i wsunął rękę pod koszulkę, od razu chwytając pierś lekko ją ściskając. Jęknęłam, czując, jak mnie ściska, a jednocześnie poczułam, że się mocno podniecam. To też w znaczący sposób położyłam rękę na jego spodniach. Na efekt nie trzeba było długo czekać, ale w tym momencie uświadomiłam sobie, że jak będę miała zbliżenie z Włodkiem, to później powinnam mięć zbliżenie z pozostałymi kolegami. Popatrzyłam na nich, odsunęłam rękę Włodkowi z moich piersi, wstałam i poszłam do swojego pokoju. Tam się rozebrałam i owinięta w ręcznik wyszłam do nich, mówiąc, aby już nie mieli żadnych wątpliwości – panowie, dzisiaj jestem Wasza, Włodek zaczynasz. Pod ścianą stała wersalka, to też położyłam na niej tułów, wypinając biodra. Włodek już po chwili był za mną, a ponieważ nie było to nasze pierwsze spotkanie, od razu wiedział, co ma zrobić. Chwycił mnie mocno za biodra i zaraz zaczął się rozchodzić po pomieszczeniu ten charakterystyczny odgłos odbijanych bioder. Byłam spragniona seksu, to też zaraz zaczęłam się podniecać, czując go bardzo dobrze w sobie. Narastające podniecenie dało o sobie znać i po chwili już byłam bardzo mocno podniecona, a moment spuszczania się potwierdziłam głośnym jękiem. Ponieważ znałam już Wieśka, to poprosiłam go, aby uzbroił się w cierpliwość i zaprosiłam do siebie Makarego. Był to młody mężczyzna, w wieku ok. 35 lat, ale dość wysoki i jak na instruktora sportu przystało, dobrze zbudowany. Rozłożyłam kanapę, prosząc, aby nakrył ją prześcieradłem, a po chwili już na niej leżałam, zapraszając go do siebie. Widząc poprzednią scenkę nie miał wątpliwości, po co go zapraszam. Rozłożyłam szeroko nogi i zaraz był we mnie. Wylądował nade mną potężny korpus jego ciała, to też jego pchnięcia tez miały odpowiednią siłę. Czułam, jak się we mnie wsuwa, po chwili wysuwa i ponownie wsuwa z odpowiednią siłą. Ale nie był on zbyt doświadczonym mężczyzną, po chwili przyspieszył i poczułam, jak mnie wypełnia. Za nim jednak zdążył to zrobić, ja zdążyłam dość mocno podniecić się. Ponownie dałam pierwszeństwo „młodzieży” i zaprosiłam do łóżka Mietka. Ten również był mocno zbudowany, czułam go bardzo dobrze, ale brakowało mu doświadczenia i po bardzo szybkim zbliżenie wypełnił mnie. Pozostał Wiesiek, zaproponowałam mu, że wystawię mu biodra, zgodził się i wziął mnie od tyłu. Ale Wiesiek miał więcej doświadczenia i opanowania, mocno trzymając mnie za biodra systematycznie wbijał się we mnie, powodując, że zaczęłam się mocno podniecać, aż przyszedł ten moment najwyższego podniecenia, kiedy poczułam, że się we mnie spuszcza. Uznałam, że po jednym zbliżeniu na „Dzień Dobry” wystarczy, zarządziłam sprzątanie i stwierdziłam, że idę spać. Położyłam się do łóżka, chyba usnęłam, ale jak długo spałam, nie wiem. Poczułam, że zjeżdża ze mnie kołdra i czyjaś ręka wsuwa się między moje nogi. Otworzyłam oczy, a nade mną stoi Wiesiek trzymając swojego kutasa w ręku i kierując go w kierunku moich ust. Uniosłam ręce i chwytając wpuściłam go w usta. Po chwili poczułam czyjeś palce na łechtaczce, to Włodek zaczął mnie pieścić. Te pieszczoty mocno mnie podnieciły, zaczęłam coraz głębiej wpuszczać Wieśka w usta, natomiast Włodek wsunął mi dwa palce w dziurkę, mocno rozwiercając ją. Kiedy poczuł, że jestem już odpowiednio podniecona, chwycił za biodra, zsuwając mnie w poprzek łóżka. Po chwili miałam go od tyłu, natomiast ręce miałam oparte o krawędź łóżka, a w ustach kutasa Wieśka. Tym sposobem miałam dwóch w sobie, przy czym Włodek intensywnie zaczął we mnie wchodzić, aż poczułam, że już się spuszcza. Nie pozwalając mi się ruszyć, pokazał, że po nim zaraz wejdzie Wiesiek. Tak też było, zaczęłam jęczeć, bo już mocno zaczęłam ich czuć. To jęczenie przeszło w głośny pomruk, kiedy kończył, spuszczając się głęboko. Okazało się, ze były to ostatnie zbliżenia tego dnia i udało mi się szczęśliwie przespać pozostałą część nocy. W piątek rano, pomimo, że ta noc była taka krótka, wstałam zupełnie wyspana. Zeszłam na śniadanie i tutaj zaczyna się „kabaret”. Podczas śniadania rozmawiamy o dzisiejszym dniu, wówczas dowiaduję się, że oni mają zamiar obijać się, bo nie startują w regatach „dużych łódek”, tylko w sobotę, w regatach Omeg. Pytam – dlaczego ? Bo nie ma kompletu załogi na DZ-tę. Myślę, kompletu nie ma, ale pytam dalej- czy w ogóle ćwiczyli na DZ-tach. Okazuje się że tak, że szykowali się do tych regat, ale nagle pięciu kolegów musiało wyjechać, bo po weekendzie mają jakiś ważny egzamin. Popatrzyłam po stole i mówię – jak to nie ma załogi. Was jest sześciu, dwóch trenerów i dwóch doświadczonych żeglarz to 10-ciu, ja za sterem. Popatrzyli na mnie, a Włodek do mnie – nie żartuj, przecież nie damy rady. Spojrzałam na niego, pytając – czy już tak zramolałeś, że nie umiesz trzymać szotów w ręku ? To go zatkało. Pytam dalej – o której są regaty, mówią – o jedenastej. Patrzę na zegarek, nie ma nawet 9-tej, wiec mówię – Włodek, idziesz zgłaszasz załogę, chłopaki, o 09.30-tej zbiórka na przystani przy łódce. W tym momencie skończyła się dyskusja, skończyliśmy śniadanie, mówię, ubierać się w dresy i do roboty. Włodek chcąc – nie chcąc poszedł zgłosić nas jako załogę, ja też poszłam się odpowiednio przebrać i poszłam na przystań. Patrzę, a tam chłopcy stoją na baczność przy łódce, po chwili przylecieli Mietek i Makary i Wiesiek, po chwili dotarł Włodek, mówiąc, że jest zgłoszonych 10 załóg, nasz 11 –ta. Po czym wymienił kto i kogo reprezentuje. Chłopaki słuchając tego stwierdzili – to nie mamy szans, ci a ci są bardzo dobrzy, widzieliśmy, jak ćwiczyli. Popatrzyłam na nich mówiąc – a Wy to co macie jaja czy wydmuszki, już mi do łódki. Trochę zdrętwiałam, bo rzeczywiście, dawno nie żeglowałam na DZ-cie, ale właściwie nie było nic do stracenia. W końcu, jak co nie wyjdzie, to zgonią na sternika – babę. Ale odbiliśmy od kei i poszliśmy na wodę. Postawiliśmy żagle, a ja czuję, że ta łódka idzie jak żyletka. No, zagotowało się we mnie i pomyślałam – niech tylko lepiej dmuchnie. Zaczęłam z nimi pływać, oni patrzą, a ja ciągnę, aż burta w wodzie. Przećwiczyliśmy kilka zwrotów, chłopaki wpasowali się w miejsca i podpłynęliśmy na linię startu. Start był bez żagli, więc staliśmy w dryfie. Popatrzyłam po chłopakach i mówię – chłopaki, jak wygramy, to pół litra wódki na łeb i coś więcej, jak nie wygramy, tylko woda sodowa. Mam taką naturę, że czasami szybciej coś powiem, niż pomyślę. Włodek popatrzył na mnie, ale nic nie powiedział. Padła komenda do startu i poszliśmy. Postawiliśmy żagle i pełny wiatr. Co róż korygowałam kurs, zwroty i wypełnienie żagli. Do pierwszego nawrotu byliśmy na szóstej pozycji, po drugim już na czwartej. Ale po trzecim tylko krzyknęłam – chłopaki, chować łby, dałam żagle, jak to się mówi, na blachę, ale z wyczuciem i było coś takiego, jak na filmach. Najpierw minęliśmy trzecią załogę, później drugą i jak się zdawało, że już nie damy radę wypatrzyłam podmuch wiatru, poluzowałam lekko żagle, wypełniły się i wpłynęliśmy na metę wyprzedzając drugą załogę o dwie długości łodzi. W tym momencie rozległ się dziki wrzask niedowierzania. Największe zdziwienie było, kiedy przyszło ogłoszenie wyników. Wygrała załoga dowodzona przez „Babę”. To był szok dla tzw. rasowych sterników. Wówczas rozległ się krzyk na naszej łodzi: „Wiwat sternik” Podskoczyli chłopcy do mnie, chwycili za nogi i ramiona, po czym machnęli i wylądowałam w wodzie. Jest to stary zwyczaj, nakazujący zwycięskiego kapitana lub sternika zmoczyć. Włodek wiedział, że umiem pływać, więc spokojnie czekał, aż podpłynę, podął mi rękę i wciągnął na pokład. Chłopcy mieli pod dresami podkoszulki i szorty, to też jeden „użyczył” mi bluzy, okryłam i poleciałam do ośrodka przebrać się i zdążyłam jeszcze na rozdanie nagród. W pierwszej chwili nie bardzo wiadomo było komu przyznać ten puchar, bo decyduje sternik, ale od razu poprosiłam, aby pisać na chłopaków. To też kiedy go otrzymywali, wrzask był niesamowity. Puchar chodził z rąk do rąk i była wielka radość. Wróciliśmy do Ośrodka na obiad, ale za nim poszłam na stołówkę poszłam do baru, kupiłam 10 butelek wódki i kilka zgrzewek różnych napoi. Podzieliłam na porcję, sześć butelek dla chłopaków, cztery dla „starszyzny”. Po obiedzie poszłam do pokoju, przebrałam się w dres, pod którym nie było nic, poszłam po chłopaków, wzięłam ich do baru, czterech wzięło ich „przydział”, dwóch przydział dla instruktorów. Poczekałam, aż będą wszyscy, po czym stwierdziłam – mówiłam Wam, że jak wygracie, dostaniecie bo pół litra na głowę i coś jeszcze. Butelki tam stoją, a coś jeszcze jest tutaj. W tym momencie zaczęłam rozpinać bluzę od dresu, położyłam ją na najbliższym łóżku, po czym zaczęłam zsuwać spodnie. Widzę, że oczy im się robią jak pięć złotych, to też podchodzę do pierwszego, wsuwam mu rękę w spodnie mówiąc – może byś pokazał, co tam masz. Chyba trafiłam na „doświadczonego” bo sam spuścił spodnie a ja uklękłam zawieszając się ustami na jego kutasie. Pozostali widząc to po chwili również zaczęli spuszczać spodnie. Wyciągnęłam rękę w kierunku jednego i chwyciłam jego kutasa. Zaczęłam go masować, a czując, że już jest dobry, przerwałam na moment pieszczenie ustami tego pierwszego, mówiąc drugiemu – może zajrzysz do mojej cipki. Nie musiałam powtarzać dwa razy, po chwili czułam, jak we mnie wchodzi i po chwili już miałam ich dwóch w sobie. Rozległ się klasyczny odgłos odbijanych od siebie bioder i po kilku mocnych pchnięciach poczułam jak się spuszcza. Patrząc na innych stwierdziłam – tamten kolega skończył, ale ten jeszcze nie, więc może tamtego zastąpi któryś z Was. Okazało się, że chętnych nie brakowało i po chwili następny już był we mnie. Rym razem jednak pierwszy spuścił się, ten, którego miałam w ustach, doczekałam, aż spuści się we mnie ten, którego miałam w Cipce i poszłam się umyć. Kiedy położyłam się na łóżku okazało się, że pozostali trzej nie są tacy „zieloni”, bo we właściwy sposób zrobili mi odpowiednia sztafetę. Nie przypuszczałam, ze mają taka wprawę, to też kiedy rżnął mnie piąty już mocno jęczałam, a przy szóstym mocno pokrzykiwałam. Już mnie wszystko w środku bolało. Tym nie mniej dotrzymałam do końca, wytarłam się i poszłam do swojego pokoju. Na szczęście nie było moich panów, umyłam się i miałam możliwość dłuższą chwilę odpocząć. Poszliśmy na kolację, ale po kolacji moi panowie stwierdzili, że powinni uczcić zdrowie fundatorki i napoczęli pierwszą butelkę. Zaczęło się od toastu za wygrane regaty, następnie za sternika i kilka innych. Poszła pierwsza buteleczka, zaczęli drugą, ale tą już była bardziej „intymna”, bo Włodek stwierdził – chłopaki, za cycuszka Basi, mówiąc do mnie – Basieńko, pokaż cycuszka. Widząc, że już wchodzimy na poziom orgietki od razu zdjęłam cały dres. Po chwili poszedł drugi toast, za drugiego cycuszka, ale następny był jeszcze zabawniejszy – za cipeczkę Basieńki. Po czym wstali, sprzątnęli stół, położyli na nim ręcznik, na nim mnie, a kiedy mi rozciągnęli szeroko nogi, Wiesiek najpierw wsunął mi palec w dziurkę, wysunął, po czym przystawił butelkę, lekko ja wsunął i puknął kilka razy od tyłu, aż po chwili gorzałka zaczęła wylewać się. Wówczas wysunął butelkę i zaczął mnie lizać. To spowodowało moje bardzo duże podniecenie. Ten stół nie był zbyt duży, to też z drugiej strony podszedł Makary i po chwili miałam już jego kutasa w ustach. Kiedy mocno jęczałam już w podnieceniu Wiesiek przestał mnie lizać, tylko wyprostował się, a po chwili już wchodził we mnie ze swoim kutasem. Tak zaczęło się pierwsze zbliżenie tego wieczoru. Kiedy skończył Wiesiek, Makary pokazał mi, abym ustawiła się na podłodze na kolanach. On stanął za mną, ale Mietek podszedł od przodu pokazując mi swojego kutasa. Musiałam wyprostować ręce, tym sposobem jego kutas wchodził mi głęboko w usta. Na szczęście nie wpychała się zbyt głęboko, za to Makary pokazał swoją i za nim się we mnie spuścił, mocno mnie sklepał. Umyłam się, a tu Włodek rozłożył na podłodze ręcznik, pokazując mi, abym się n nim położyła. Rozłożyłam szeroko nogi, a on już by we mnie. Mając twarde podłoże, wbijał się we mnie z całej siły, a ja jęczałam coraz głośniej. Aż przyszedł jego moment szczytowy i spuszczając się we mnie bardzo mocno mnie pchnął. Wzięcie natrysku nie dawało zbyt długiego odpoczynku, a kiedy wyszłam Mietek poprowadził na swoje łóżko, gdzie można powiedzieć, w komfortowych warunkach wbił się we mnie. Mocno mnie sklepując doprowadził się do pełnego orgazmu. Podczas tych zbliżeń koledzy opróżnili następną butelkę i tym sposobem byli już mocno zmęczeni. Ja to wykorzystałam, zarządzając pójście spać, ponieważ następnego dnia też były regaty, w których oni też startowali. To ich jakoś przekonało i poszli do swoich pokoi. Na szczęście pospali się i tak zakończył się piątek. Pierwszy dzień majowego weekendu. Co było w następne dni, trzeba przeczytać część drugą mojego opowiadania.

Scroll to Top