Mój Demon

W gruncie rzeczy nie nazywam się Aura. Niewiele mam wspólnego z tym imieniem i chyba go nawet nie lubię. Mojej matce bardzo się podobało i tak mnie ochrzczono. Wytrwałam z Aurą do końca podstawówki bijąc i gryząc kiedy naśmiewano się ze mnie. Do liceum weszłam już jako Pia, chociaż w dokumentach figurowało inaczej. Zauważyłeś, że nie zaoponowałam kiedy nazwałeś mnie Aurą? Przez tak wiele lat byłam Pią; wszystko, co wydarzyło się w moim dorosłym życiu miało związek z Pią…. Wystarczy. Nie zadawaj więcej pytań na ten temat. Rozmawiasz z Aurą, a ona nie wie, czy uda jej się wziąć odpowiedzialność za życie Pii.

Wiem, że szukałeś mnie, ale wolałam zniknąć. Wystraszyłam się twojego ciepła i spokoju. Mur w moim wnętrzu, którym odgrodziłam się od świata, zbudowałam z gniewu i samotności. Z przytępionej wrażliwości go zbudowałam. Trwałam za tym murem rojąc, że jestem wolna. Ha, ha, ha, jak można być wolną w ciągłej pogoni za czymś; w strachu, nie czując smutku.

Kiedyś pytałeś, czy opowiem jak to działa. Chcesz posłuchać?

Od pewnego czasu natrętne pragnienia i podszepty wypływają niespodziewanie z otchłani mojego umysłu, pojawiają się nagle szepcąc cicho i nieznośnie. Drażnią się ze mną powodując potężny niepokój.

Są to uczucia, które wyzwala byle bodziec- mignięcie telewizyjnego kadru, sugestywna scena, zapach, tembr głosu; by wszystkie moje zapory pękły niczym lodowa czapa. Powoduje to, że oddaję się pragnieniu, jedynemu i potężnemu: chcę natychmiast spełnienia, chcę mężczyzny! Biegam jak oszalała po mieszkaniu nie znajdując sobie miejsca.

Są to pragnienia mroczne, pragnienia destruktywne niosące ze sobą ciemność. I chcą one, bym odrzuciła swą moralność i obowiązki, bym poddała się szaleństwu, dionizyjskiej zabawie i rozpuście. I chcą one, bym w dzikim szale spełniała swe najskrytsze żądze pląsając w korowodzie pijanych bachantek… Wybiegam z domu nie bacząc na porę, w podrzędnym barze wypijam dwie setki i łowię ofiarę na dzisiejszą ucztę. Mężczyzna nie musi być przystojny, nie musi być mądry. On musi chcieć pójść ze mną do mego domu. Zazwyczaj jest chętny do miłosnych igraszek, a o to mi właśnie chodzi.

– Jesteś mój…- Budzą się we mnie żądze tak wielkie, że rzucam się łakomie na niego, gwałcę i niemal pożeram. Już po wszystkim wyrzucam wystraszonego za drzwi.

– Jesteś nienormalna!- Krzyknął mi któryś- Diabeł cię opętał!

Ja, nienormalna? Opętana? Tak, nie radzę sobie z tym, co się we mnie dzieje. Ktoś zamieszkał we mnie i skutecznie, powoli zagarnia mnie. Chcesz wiedzieć pewnie, czy czuję się brudna…. Tak; czuję się brudna, ale czym bardziej chcę się z tego oczyścić, grzęznę jeszcze głębiej za murem, który wyrósł we mnie. Wszystko, czego doświadczyłam jest moim murem. Moje zniewolenie.

Coś sobie przypomniałam. W starym domu rodziców ojca, w którym stały stare, stylowe meble; wśród nich był duży dębowy stół nakryty na co dzień ciężkim, żakardowym obrusem sięgającym do ziemi. Wpełzałam pod stół w salonie i ukryta pod żakardową serwetą bawiłam się sobą. Ponoć to nic nadzwyczajnego, gdy dzieci poznają swoje ciało wędrując po jego zakamarkach. Ja pod dębowym stołem robiłam ze sobą coś, co powodowało, że wychodziłam stamtąd spocona i z zaczerwienioną buzią. Nikt nie odkrył mojej tajemnicy. Nikt nie zauważył, jak z czasem ewoluowały dziwne zabawy…

Będąc już dorosłą kobietą zastanawiałam się, skąd u dziecka tak rozbudzona wyobraźnia o czymś, o czym nie miało przecież pojęcia. Z biegiem lat pisywałam mroczne, przesycone raptem, gwałtem i zniewoleniem opowiadania. Była więc księżna, mąż księżnej, kochanek i ciężka kara za zdradę. Syciłam się niedolą sponiewieranej księżnej, przymuszanej przez księcia do hańbiącej uległości.

Wpadłam w końcu ze swoją „twórczością”, a w domu rozegrał się dramat. Matka krzyczała, że jestem złą, zepsutą dziewczyną, wyuzdaną rozpustnicą. Od tamtej historii już nie przelewałam na papier takich erotycznych opowieści, ale nadal roiłam o rapcie. Narastała we mnie frustracja i złość. Poznawałam różnych mężczyzn, nawiązywałam przelotne romanse. Usidlałam swoich partnerów i szybko porzucałam inicjując kolejny związek. Nie spełniali moich oczekiwań. Ja sama nie wiedziałam wówczas, czego tak naprawdę szukam w związku z mężczyzną. Byli słabi, czepiali się mnie jak koła ratunkowego. Pogardzałam nimi. Aż do momentu, kiedy poznałam pana Wagę.

Zabiegał o mnie, czuwał, opiekował się. Był czuły, stanowczy, Z nim po raz pierwszy rozmawiałam o swoich fantazjach i eksperymentowałam. To było ekscytujące doznanie. Pierwszą chłostę odebrałam przechylona przez oparcie rozłożystego fotela. Rzemienny pas osadzony na koziej nóżce… Pan Waga miewał jednak swoje humory. Popadał w depresyjne nastroje, widział wtedy wszystko w czarnych barwach, zewsząd węszył zagrożenie i był bardzo zazdrosny; rozliczał mnie z każdej minuty spędzonej poza domem. Wypalałam się wewnętrznie w poczuciu winy, że nie spełniam jego oczekiwań, traciłam siły udowadniając, że świat jest boskim cudem. Odeszłam.

Rozbudzone zmysły nie miały zamiaru wyciszyć się. Z upodobaniem przeglądałam zasoby Internetu wyszukując informacje o uległości i dominacji. Przypatrywałam się mężczyznom na polskich portalach „klimatycznych”.

Mierziło mnie podejście do kontaktów damsko- męskich seksualnych napaleńców puszących się wiele mówiącymi nickami: Blac Master, Master_przyjmie_niewolnice itp.; śmieszył dwudziestokilkuletni Mistrz, któremu brak pokory wobec życia, a którego rozsadza napięcie. Drażnił niespełniony w stałym (waniliowym) związku mężczyzna.

Na jakimś portalu o tematyce BDSM umieściłam wbrew logice swój anons:

Nazywam się Pia. Nie jestem masochistką sensu stricte, chociaż mam tendencję do uległości. Nie interesuje mnie tresura, pseudo masteryzm, łańcuchy ani andrzejkowe lanie wosku. Szukam dojrzałego partnera, który podobnie jak ja, jest człowiekiem bez zobowiązań emocjonalnych; który ceni i szanuje posłuszeństwo kobiety. Nie interesują mnie spotkania w biegu, pomiędzy przelewem w banku a przerwą na obiad. (…

Wtedy poznałam Andrzeja. Zaczęło się to pewnego majowego dnia. W skrzynce mailowej znalazłam list.

Nie wiem, czy ty to TY….

48 lat, szczuply, wysoki, bez zobowiązań…

Nie wiem, czy oczekujesz związku 24/7 czy spotkań…

Nie wiem, czy to co piszesz to zabawa, czy sposób na życie…

Nie wiem, czy zaakceptowalibyśmy się wzajemnie….

Więc?

Andrzej

Zaintrygował mnie. Odpisałam:

Witaj Andrzeju

Wiem, że póki nie usłyszę, jaki masz tembr głosu, póki nie wchłonę Twojego zapachu, nie spuszczę oczu pod Twoim spojrzeniem, nie poczuję Twojego dotyku ma mojej skórze- nie będę wiedziała, że Ty, to Ty.

Wiem, że póki nie spotkam się z Tobą, póki nie zamienimy tych spotkań w zrytmizowany cykl- nie będę wiedziała, czy chcę 24/7, czy np. raz w tygodniu.

Wiem, że najlepiej uczyć się poprzez zabawę, zatem dzięki zabawie właśnie można uczynić to, o czym piszę, sposobem na życie.

Wiem, że nie każdemu dane jest być dominantem i nie każdej -bycie uległą. Tak jak w każdym związku, układzie musi być harmonia, gdyż u jej podstaw leży obopólna satysfakcja i spełnienie. I bezwarunkowa akceptacja.

Zatem…?

Korespondowaliśmy krótko. Wymieniliśmy zaledwie kilka maili, niezbędnych aby ustalić szczegóły spotkania. A potem usłyszałam jego głos w słuchawce- głęboki, aksamitny, spokojny. Miał nienaganną dykcję i świetnie modulował głos.

– Nazywam się Andrzej. Czy ty jesteś Pia?

A potem szłam na spotkanie z nim. Wysoki, szczupły mężczyzna o regularnych rysach i głębokich, czarnych oczach nachylił się nad moim stolikiem. Cudowny zapach – nieco agresywny, seksualny, o nucie piołunu…

Nigdy wcześniej nie sądziłam, że kiedykolwiek się to przydarzy: pierwsze spotkanie, pierwsza rozmowa, a ja byłam już usidlona, zaanektowana, zniewolona. Andrzej przyglądał mi się uważnie, a nikły uśmiech nigdy nie znikał z jego twarzy. Prawie nigdy…

Od pierwszego naszego spotkania, które zanim do niego doszło nazywałam „rozmową kwalifikacyjną: , od pierwszego spotkania wiedziałam , że to ON. Więcej rozmów kwalifikacyjnych nie było. Drżały mu ręce, kiedy zapalał papierosa, ja miałam sucho w ustach. Rozmowa, trudne tematy,,,

– Jestem masochistką…

– Jestem dominem…

– Potrzebuję męskiej dominacji,,,

– Ja ci jej dostarczę…

– Potrzebuję być dla ciebie na wyłączność

– Nie ma nikogo w moim życiu. Jestem człowiekiem wolnym…

Pełnia, zawrót głowy, zachwyt. Czy to możliwe?!

Pamiętam dobrze naszą pierwszą wspólnie spędzoną noc. Mieszkał w starym domu, który odziedziczył po swoim dziadku. Dom stał na przedmieściu, a wokół roztaczał się duży, zaniedbany sad.

Magiczna noc- gwałtowna, gniewna, głodna. Zapadałam się w jego czarne jak studnie, pociemniałe z pożądania oczy. Chłonął mnie dotykiem niecierpliwych rąk. Bolesna rozkosz; ekstaza i cierpienie. Otwierał powoli, bardzo rozważnie dawkując ból. Zawsze zostawiał niedosyt- coś fantastycznego. Powodował, że stale byłam głodna. I niespokojna. I wyczekująca.

– Jesteś moja, Pia- Szeptał- Nie oddam cię już nikomu…

Całował wściekłe pręgi na moich pośladkach, uwalniał ciało z torturujących je narzędzi. Walczył ze mną. Mrok, erotyzm nocy nasycony chłostą, powodujący mistyczne przeżycia i obietnica znalezienia jakiejś nieprzeniknionej głębi. Tak…, wtedy byłam panterą. Kły i pazury, którymi go raczyłam to był mój dowód na to, jak bardzo byłam gotowa na niego. Smak krwi za paznokciami powodował, że mogłam zaszyć się w kącie i godzinami rozmyślać o Andrzeju. Wtedy byłam panterą gotową podjąć grę o ujarzmienie mnie. Byłam gotowa.

Od tamtego czasu zaczęłam żyć jak w transie. Spotkania z Andrzejem w jego domu były swoistym misterium ars amandi i trwały do świtu. Potem dwie, trzy godziny snu i biegłam do pracy. Wieczorem znów Andrzej. Miałam wrażenie, że towarzyszy mi stale i wszędzie, że czuję tuż obok siebie jego zapach: na ulicy, w sklepie, zawsze blisko.

– Żyję po to, by kochać ujarzmianie ciebie- mawiał do mnie- a ty jesteś do tego po prostu stworzona, Pia.

Jeżeli bywało tak, że nie mogli być razem- dzwonił do mnie. Kołysał słowami pragnienia, tęsknoty, pożądania; kusił wyobraźnię. Zatracałam się w nich, rozbudzałam w sobie fantazje erotyczne. Grą zmysłów był spacer, jaki odbyłam z Andrzejem ulicami miasta. Otulona jedynie cienkim szalem w afrykańskie wzory szłam wsparta na jego ramieniu. Prowadził ze mną lekką konwersację, rozbawiony nieco moim zawstydzeniem.

– Och, Pia- przecież to wspaniałe! Mam przy sobie nagą kobietę. Kobietę, która należy do mnie i to ja prowadzę ją ulicą. Jaki jestem z ciebie dumny…

I ja na swój sposób byłam dumna ze swojej wolności, ze swoich wyborów. Zrobiłam to dla mężczyzny, jestem dla niego zjawiskowa, najpiękniejsza na świecie i ta cienka, batikowa chusta to mój dowód na to, jak bardzo należę do niego. Powiedziałam mu o tym.

– Nie chcę, żebyś była marionetką- odpowiedział ze zniecierpliwieniem w głosie- Masz wolną wolę. Ja tylko przygotowuję scenę na twój występ… Zrobisz, co zechcesz.

Któregoś dnia opowiedział mi o nagiej kobiecie, którą kiedyś widział w aucie na autostradzie. Natychmiast rozebrałam się i usiadłam obok niego w samochodzie. Czułam dreszcz podniecenia na myśl, że mijający ich ludzie będą widzieć moją nagość.

Noce z Andrzejem były namiętne, zmysłowe, dzikie. Kiedy odchodził na chwilę, słyszałam jak skrzypiąc otwierają się drzwi szafy, kiedy sięgał po kolejne narzędzie zadawania mi bólu. Czekałam na chłodny dotyk jego ręki na mojej skórze. I zanim ten dotyk przeminie, doświadczałam razów, które spadały na moje ciało. Drżałam i prężyłam się za każdym zamachnięciem… Mówił, że działa na niego widok moich smaganych pośladków. A na mnie działał odgłos spadających razów, jego miękki głos, kroki, kiedy kierował się w stronę szafy…

– Pragnę więcej, chcę jeszcze…

Czy można zatracić granicę? A może nie doszłam jeszcze tam, gdzie

rozkosz zatraca się z cierpieniem. Bałam się tego momentu i pragnęłam go.

Kochaliśmy się zazwyczaj z ogromnym głodem, aż do wyczerpania. Nad ranem zasypiałam, a kiedy budziłam się, leżał obok wsparty na łokciu i przypatrywał mi się jej skryty za swój uśmiech. Prawie nie sypiał.

– Nie potrzebuję snu- Mawiał- regeneruję się twoim bólem.

A zaraz potem dosiadał mnie mocno i głęboko, obróciwszy na brzuch; na zakończenie dodawał ze śmiechem:

– Diabelska moc tkwi w lędźwiach!

Następnego dnia czułam się zazwyczaj nieco ociężała bólem w wychłostanych pośladkach, obolała w nabrzmiałym kroczu, zmęczonych piersiach.,

Pewnego dnia przyjechał po mnie do pracy i powiedział, że chce coś pokazać. Śmiałam się i niecierpliwie dopytywałam, co to takiego. Wsiedliśmy do windy w jakimś wysokim biurowcu, Andrzej nacisnął przycisk ostatniego piętra… Gwałtownym ruchem odwrócił mnie tyłem do siebie. Oparłam się policzkiem o lustro na ścianie windy. Poczułam jego ręce podnoszące sukienkę. Szczęknęła klamra odpinanego od spodni paska. W tafli lustrzanej widziałam jego twarz z której znikł uśmiech, Oczy nie miały źrenic, całe były ciemnością. Wargi odsłoniły zaciśnięte zęby. Zadawał mi ból. Siekł zamaszyście moje pośladki mocnymi uderzeniami. Przytrzymywał mnie za kark dociskając twarzą do tafli lustra. Po raz pierwszy poczułam strach, chciałam krzyczeć, lecz zasłonił mi usta ręką. Aż do spełnienia. Uśmiech znów powrócił na jego twarz, kiedy ocierał łzy z moich policzków.

– Nie płacz, dlaczego płaczesz? Chciałaś tego, prawda?

– Andrzeju, a gdzie w tym wszystkim jest miłość?

– Miłość, Pia? Przesada, to tylko biochemia. To tak, jak duża tabliczka czekolady. Korzystałaś ze złych źródeł na temat miłości. Zobaczysz, napiszemy własną księgę.

Któregoś letniego wieczoru, kiedy spacerowaliśmy, rozpętała się burza. Uciekaliśmy przed deszczem do pobliskiego kościoła. Na tle ciemnego nieba budowla i gięte przez podmuchy wiatru drzewa, robiły ogromne wrażenie. Wpadliśmy mokrzy do krużganku, mijając mroczne, tajemnicze kolumnady. Przed schodami Andrzej przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał do ucha:

– Jest nielegalne, by kobieta lub mężczyzna uprawiali seks na schodach kościoła po zachodzie słońca- zaśmiał się głośniej- chodź…

Usiedliśmy w wysokich ławkach w jednym z tylnych rzędów. Bez słowa sprowadził mnie na kolana między swoimi udami.

Wiesz, niektórzy uważają że przeżycia BDSM to coś, czego nie można porównać z niczym innym, przypływ energii która z poczuciem uległości wobec mężczyzny wraca do twojego ciała, czujesz to i wiesz, że tak wygląda szczęście. Wydaje mi się, że w pokornym oddaniu się do dyspozycji my, uległe, jesteśmy bardziej zmysłowe niż inne kobiety. Tak, erotyka gra bardzo dużą rolę w naszym życiu. Używamy bólu jako wzbogacenia miłości, wtedy sam akt zniewolenia jest o wiele bardziej wyrazisty Ból podczas miłości jest inspirujący, sprawia że chcesz więcej. Ból mnie podnieca; nawet nie wiesz jak bardzo… Łatwo można się zapomnieć… Tak bardzo łatwo… Próbowałeś kiedyś w ten sposób? Nie opiszę ci tego teraz, nie znajduję słów, by opisać.

– Pia, ty jesteś uzależniona od niego!- krzyknęła pewnego dnia moja przyjaciółka, której z rozmarzeniem opowiadałam o swoim kochanku- To nie jest miłość. Dziewczyno, opamiętaj się!

Uzależnienie? Nie rozumiałam, co do mnie mówiła.

– Jestem zakochana- Odpowiadałam.

Wracały jednak do mnie słowa Andrzeja: „zobaczysz, napiszemy własną księgę”… Pomimo ogromnego pociągu fizycznego, odczuwałam tęsknotę do czułych gestów, bliskości, bezpieczeństwa wynikającego z bycia razem. Kiedy próbowałam podejmować rozmowę na ten temat, stawał się drażliwy i gniewny; albo szybko zmieniał temat i proponował dużo różnych rzeczy. Nie mogąc sobie z tym poradzić, napisałam do niego mail. Myślałam, że kiedy na spokojnie go przeczyta, będziemy mogli o tym porozmawiać:

-„Nie skarżę się, że akceptuję to drżenie rąk i serca kołatanie. Tak wiele jest uroku w przyspieszonym oddechu, nad którym nie mogę zapanować, uwielbiam gdy cucisz mnie policzkiem, kiedy oszalała z bólu odchodzę od zmysłów. Ubóstwiam wprost spotykać się w szczerym polu z uczuciem paniki, że za chwilę zapadnę się w nicość, a ty odejdziesz. I użyjesz tysiąca słów aby nic nie powiedzieć. W windzie umawiam się z klaustrofobią, lecz najbliższy jest mi właśnie on- nie zawiódł mnie nigdy Przyjaciel mój – Lęk.

Andrzeju, nie wiem gdzie zmierzam, nie rozumiem, co czuję. Myślę, że cię kocham, ale zaczynam się bać. Gdzie ty w tym wszystkim jesteś, Andrzeju…?”

Zadzwonił do mnie nazajutrz rano. Jego głos był chmurny i twardy.

– Nic nie zrozumiałaś, Pia. Czyż nie dałem ci tego, co chciałaś? Czy nie doświadczałaś, jak bardzo jestem tobą zainteresowany? Zawsze, ale to zawsze byłem obok ciebie. Ale ty jesteś próżna, kochasz tylko siebie i chcesz mnie usidlić. Wszystko zepsułaś, sama jesteś sobie winna. Ale czy musiało tak być, Pia? Chciałem być dla ciebie. Widać, nie potrafię…A ty swoim mailem napisałaś mi epitafium!

To była nasza ostatnia rozmowa. Nie zobaczyłam już Andrzeja. Zaczęły się dla mnie dni pełne zwątpienia; odczuwałam ogromny niepokój. Pragnienie zrodzone z ciała, najgorsza tortura, jaką mogłam sobie wyobrazić, pożądanie tak ogromne, że graniczyło z bólem. Zatracałam się w tym, wyniszczałam. Biegłam w miasto, aby złowić mężczyznę, usidlić i nasycić żądze. Każdemu z mężczyzn zaglądałam w oczy, szukając w nich Andrzeja. Niepokój, pożądanie, tęsknota, niczym żywa rtęć rozlewały się we mnie. Boli. Całe ciało, załzawione oczy, wygięte ręce, wszystko boli. Sama sobie zadawałam chłostę, ale to powodowało tylko wewnętrzny rozkład. Bagno ran i niezrozumienia. Nie mogę tego dobrze opisać. Wszystko przestało być na swoim miejscu. Uczucia, które obumierając wzrastają bólem.

– Dobrze – myślałam- niech oczyści mnie ból.

Wbijałam zęby w poduszkę, pozwalając zabrać się ciemności, ale świadomość, że nie ma już Andrzeja, tylko ten ból potęgowała. Chwilami miałam wrażenie, że leży przy mnie Demon, który oplótł moje ciało wężowym oplotem. Innym razem, kiedy wyrzuciwszy za drzwi wykorzystanego mężczyznę biegłam do łazienki wziąć prysznic, z lustrzanej tafli patrzył na mnie wilczy pysk. Patrzył i uśmiechał się lekko obnażając kły.

– Co ty robisz, Pia- mówił – spójrz na siebie, jak ty wyglądasz. Czy mogłabyś mi właściwie powiedzieć, o co ci chodzi?

Osuwałam się wówczas na podłogę i gryzłam palce kołysząc się na piętach.

***

Pamiętasz Janie, jak spotkaliśmy się w kinie? Usiadłeś obok uśmiechając się nieśmiało. Spojrzałam na ciebie przelotnie raz i drugi. Oglądaliśmy „Adwokata Diabła” i nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Płakałam. Wróciły do mnie słowa Andrzeja: „Miłość to biochemia”… Jak się stało, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać? Teraz myślę, że miałeś być moją kolejną zdobyczą, żeby zagłuszyć tępy ból. Wciąż szukałam granicy na której się zatrzymam.. Zagubiłam się nie zauważając, że ranię wszystkich, którzy się do mnie zbliżali, że wyniszczam przede wszystkim siebie. I wtedy dokonało się coś niesamowitego – zaczęłam cię słuchać.

Często jest tak, że trzeba wbrew sobie i w niewiedzy wyjść na pustkowie, aby zobaczyć nicość, dotknąć tego, co sprawia ból, zmierzyć się z ograniczeniami. To, co na pozór wydawało mi się śmiercią, okazało się jest ocaleniem; trucizna zadziałała jak lekarstwo.

Demon w jedwabnych rękawiczkach dokonał na mnie wiwisekcji. Pomogłeś mi to pozszywać, aby moje życie wróciło do równowagi. Teraz jestem wolna- posłuszna, ale nie uległa.

Scroll to Top