Niebieskie koraliki

Istnieją kobiety o takim typie urody, że robią na początku ogromne wrażenie, wręcz oślepiają cię swoim pięknem, ale gdy pomyślisz o nich gdy już wyjdą, nie potrafisz przypomnieć sobie ich twarzy. Zapominasz o nich i twoja wyobraźnia odczuwa ulgę. Ale to jest właśnie najbardziej niebezpieczny typ urody. Gdy zobaczysz taką kobietę po raz drugi, uderzenie jej piękna ma dwukrotnie większą moc. Jeśli ta kobieta jest dla ciebie nieosiągalna czujesz się tak, jakby stała przed tobą w szklanej klatce jak rzadki okaz diamentu, a ty ślizgasz palcami po zimnym szkle, chcąc choćby przez sekundę poczuć ciepło jej dłoni. To prawdziwe cierpienie. Unikaj takich kobiet. Jeśli zrozumiesz to zbyt późno, nic już nie będzie takie jak dawniej.

Właśnie poznaliście Dominikę…

Pierwszy raz zobaczyłem ją w jednym z popularnych klubów w moim mieście. Przykuwała uwagę od pierwszej sekundy. Zresztą, nie oszukujmy się, nie tylko moją. Kocie ruchy, brązowe kozaczki, opalona skóra, długie czarne włosy, połyskujące w świetle stroboskopu. W ułamku sekundy mignęła mi przed oczami jej twarz. Uroda w typie Penelope Cruz. Gdy rytmicznie falowała biodrami w rytmie letniego przeboju cały parkiet zdawał się jakby pływać pod jej stopami. Miała tak oszałamiającą figurę, że aż zaschło mi w gardle. Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że od dobrych kilku minut stoję przy barze z otwartymi ustami, co musiało wyglądać przekomicznie. Ale pewnie nikt tego nie zauważył. Wszyscy gapili się na Dominikę. Wtedy nie wiedziałem jeszcze rzecz jasna, że tak ma na imię.

Gdy piosenka się skończyła i tłum na parkiecie nieco zelżał, zaczęła iść w stronę baru. Wyglądało to jak dokładnie wyreżyserowana scena. Ona idąca jak modelka w jakimś potajemnie kręconym teledysku i tancerze posłusznie usuwający się z jej drogi. Krok po kroku zbliżała się w moją stronę. Ominęła ostatnią przeszkodę i usiadła na krzesełku barowym tuż obok mnie, muskając mnie poprzednio kosmykiem miękkich, oszałamiająco pachnących włosów. Ze zdenerwowania uderzyłem palcem w szkło kieliszka, który ciągle trzymałem w ręce. Usłyszałem cichy brzęk. Spowodowała go moja obrączka, która już od ponad pięciu lat klasyfikowała mnie do tej grupy mężczyzn, którzy nie powinni podrywać w barach nieznajomych kobiet.

Wtedy zrobiłem coś bardzo głupiego. Była to właściwie pierwsza głupia rzecz, którą zrobiłem tego wieczoru. Dyskretnie zsunąłem z palca obrączkę i włożyłem ją do tylnej kieszeni spodni. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłem. Wtedy wydawało mi się to czymś błahym i nawet zabawnym. Nie pomyślałem o tym, że hazardziści, którzy przegrywają majątek całego życia zawsze zaczynają od położenia na stole ruletki jednego, małego żetonu.

Nie należę do facetów, których wygląd zwala kobiety z nóg. Jestem zbyt przystojny, by nazwać mnie leszczem, ale jednocześnie zbyt przeciętny, bym pracował jako chippendale. Przyzwoita średnia krajowa. Być może dlatego zawsze wydawało mi się, że aby zaimponować jakiejś dziewczynie należy zrobić coś niezwykłego, oryginalnego, coś czego nie zrobił przed tobą nikt inny, i, co więcej, nikt nie wpadnie na to, by zrobić to ponownie. To miało zagwarantować mi wieczne miejsce na szczycie list przebojów w głowie dziewczyny, która wpadła mi w oko. Byłem zbyt mądry, by w to wierzyć, ale jednocześnie zbyt głupi by przestać się łudzić.

Czarnowłosa piękność odgarnęła tym czasem kosmyk włosów z czoła i nagle spojrzała mi prosto w oczy. Brak mi słów, by opisać co wtedy czułem. Nie, nie spiąłem się, nie dostałem erekcji, nic z tych rzeczy. Ogarnęła mnie dziwna błogość, jakby chlusnął na mnie jakiś tajemniczy strumień wody, wypłukując ze mnie na jeden moment wszystkie myśli, pozostawiając tylko tą jedną. Całe życie czekałem na to, żeby zobaczyć te oczy. Były znacznie piękniejsze od oczu Penelope Cruz, bo widziałem je po raz pierwszy. W takich chwilach zwykle mówi się…

– Cześć, jestem Kuba – zaryzykowałem i wyciągnąłem dłoń w jej stronę, podkreślając sytuację szczerym, uwodzicielskim uśmiechem.

– Dominika – odwzajemniła mój uścisk dziewczyna, odsłaniając przy tym szereg równiutkich, mlecznobiałych zębów. Powiedziała to w taki sposób, jakby właśnie zdradziła mi jakąś wielką tajemnicę. Jej głos brzmiał nisko i ciepło, a jej wargi były pełne i wilgotne od błyszczyka. Idealna reklama pocałunku.

– Czy mogę postawić ci drinka? – zaproponowałem, dziwiąc się w duchu, że ostatni raz wymówiłem te słowa dawno temu, chyba na początku liceum, gdy podrywało się dziewczyny, żeby zaimponować kolegom. Taka propozycja wydawała mi zawsze banalna i niepasująca do mnie. Co nie znaczy, że nieskuteczna.

– Hmm, jasne – zgodziła się Dominika, poprawiając się na krześle. Poproszę pina coladę – dodała, wskazać palcem na odpowiednią półkę z alkoholami.

Chwilę potem na ladzie stały dwa kieliszki z zimnym, aromatycznym napojem. Nie wiem dlaczego zawsze zamawiam to samo co ktoś sobie zażyczy. Czyżbym nie miał charakteru?

Dominika, w przeciwieństwie do obiegowych opinii na temat pięknych kobiet okazała się fascynującą rozmówczynią. Po kilkunastu minutach miałem wrażenie, jakbyśmy znali się od lat. Pracowała w jednej z międzynarodowych korporacji, weekendy traktując jako antidotum na stres. Nie wiem dokładnie ile czasu spędziliśmy w tym klubie, zdawał się stanąć w miejscu. W międzyczasie zatańczyliśmy kilka razy. Kiedy z głośników popłynął Bryan Adams ze swoim „Everything I do” mogłem śpiewać refren razem z nim. Byłem zakochany.

Trochę dziwiło mnie to, że Dominika nie wspominała w rozmowie o żadnych facetach, ciągle tylko mówiła o koleżankach. Szczerze mówiąc prowokowałem ją do tego pytając jak spędziła Sylwestra, czy nie przeszkadza ją, że podrywają ją mężczyźni (myślałem przede wszystkim o sobie), ale ona tylko uśmiechała się zdawkowo i opowiadała o jakimś szalonym piżama party z koleżankami w pracy. Nie powiem, że mi się to nie podobało. Nie byłem zazdrosny o jej koleżanki.

Z każdą chwilą uzależniałem się od jej głosu, pragnąłem go jak narkotyku, chciałem go sobie nagrać, żeby budził mnie z samego rana i kołysał mnie do snu. Czułem się jak nastolatek, który pierwszy raz oszalał na punkcie dziewczyny. Miałem ochotę wskoczyć na stół i odtańczyć przed nią taniec godowy. Czułem, że nigdy w życiu nie byłem bardziej sobą niż w tej chwili.

– Fajne koraliki – powiedziała nagle Dominika wskazując na moją szyję. Ach tak, koraliki. Lubię tego typu gadżety, dodają mi pewności siebie. Cieszyłem się, że zwróciły jej uwagę. Jednym spontanicznym ruchem ściągnąłem je z szyi i położyłem na stole.

– Proszę, możesz je zatrzymać… Są twoje…- mrugnąłem okiem do Dominiki i wskazałem wzrokiem szereg niebieskich kamyczków leżących na stoliku.

– Ach, dzięki.. – odparła zaskoczona dziewczyna. Przez chwilę bawiła się nimi w dłoni, po czym wsunęła je na nadgarstek, kilkukrotnie okręcając je wokół niego. Poczułem, że skoro ma na sobie coś mojego jest już trochę moja. Poczułem przyjemne ciepło rozlewające mi się po całym ciele. Poczułem też lekkie ukłucie jakiegoś niepokoju, którego przyczyny nie mogłem sobie nijak przypomnieć. Trwało to jednak bardzo krótko i szybko minęło. Ostatnia sytuacja dodała mi odwagi i postanowiłem ruszyć się krok dalej.

– Czy… dałabyś mi swój telefon? – zapytałem nieśmiało, starając się patrzeć jej prosto w oczy.

– Jasne – powiedziała wesoło. Przeprosiłem ją na moment, wracając z karteczką i długopisem. Napisała kilka cyfr podpisując je swoim imieniem i symbolem uśmiechniętej buźki. Byłem w siódmym niebie.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę. Wieczór, a w zasadzie noc nie mogła jednak trwać w nieskończoność. Dominika spojrzała na zegarek, powiedziała, że musi już lecieć. Zapłaciłem za drinki i zamówiłem dwie taksówki. Niestety okazało się, że mieszkamy w dwóch różnych częściach miasta.

Gdy staliśmy przed klubem pośrodku zimnej nocy zrozumiałem, że to się nie może tak zakończyć, że muszę coś powiedzieć, szybko, zanim zniknie w taksówce.

– Zobaczymy się jeszcze czy mam o tobie zapomnieć..? – moje słowa wypłynęły w powietrze razem z kłębkiem pary. Było naprawdę zimno, a mnie dodatkowo zmroziło jeszcze ryzyko, że Dominika może jednak wybrać to drugie rozwiązanie.

– Myślę, że na pewno się jeszcze zobaczymy – odparła po chwili uśmiechając się do mnie jakby chciała mi powiedzieć „czego się boisz głuptasie..?” Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i pocałować.

W tej chwili jednak podjechała jej taksówka. Dominika pochyliła się do mnie, szepnęła mi do ucha „dzięki” i dostałem buziaka w policzek. Wsiadła do taksówki i zanim odjechała zdążyła mi jeszcze pomachać. Na jej dłoni mignęły moje koraliki. Stałem jak zahipnotyzowany. Gdyby to było możliwe, poprosiłbym o łóżko i przenocował właśnie tam. Nie miałem siły wracać do domu.

Przekręcając cicho klucz w zamku nagle przypomniałem sobie powód nagłego niepokoju, który ogarnął mnie przy stoliku. Mignęła mi przed oczami sytuacja sprzed dwóch lat. Byliśmy z żoną na wakacjach nad morzem, akurat był jakiś targ z drobiazgami. Zobaczyłem jeszcze raz jej uśmiech i niebieskie koraliki które błyszczały w jej dłoni. Tak… Były prezentem od niej. Poczułem, jakbym właśnie ją zdradził. I to dwukrotnie. W kieszeni spodni ciągle przecież tkwiła jeszcze moja obrączka. Na trzeci akord zdrady miałem poczekać dokładnie jedenaście dni.

Z moją żoną nie układało mi się wtedy najlepiej. Wiem, to wyświechtany frazes, ale jakże prawdziwy w życiu tysięcy facetów. Dopadła nas rutyna, w łóżku wiało nudą. Coraz częściej pojawiały się pretensje, wymówki, rozczarowanie szarym życiem. Jechaliśmy niby tą samą drogą, ale w osobnych samochodach. Obawiam się również, że jechaliśmy do innych miast.

Dominika była odtąd przyprawą nadającą smak mojemu życiu. Oczywiście ja pierwszy napisałem do niej smsa, dziękując jej za wspaniały wieczór. Co chwila patrzyłem na ekran komórki, czy już pojawiła się odpowiedź. Nie mogłem myśleć o niczym innym. Jest… Błysk na ekranie i euforia! Kilka słów, które wystarczały mi na kilka godzin. Później znów zaczynało mi ich brakować. Chciałem wiedzieć, czy myśli o mnie przynajmniej w połowie tak często i mocno jak ja o niej. Nie chciałem być natrętny, wymyślałem więc inteligentne, dowcipne smsy, które między wierszami przemycały moje rodzące się do niej uczucie. Nie wiedziałem o pierwszej zasadzie flirtu, mówiącej, że jeśli wysyłasz dziennie o kilka smsów więcej niż ta druga strona to nie wróży to nic dobrego.

Nadeszła sobota. Postanowiłem pójść na całość i zaproponowałem Dominice wyjście do kina. Oczywiście smsem, nigdy nie odważyłem się do niej zadzwonić. Po kilku minutach zadźwięczał sygnał odpowiedzi i na ekranie pojawiło się „Jasne. Zaproponuj coś fajnego.” Poszperałem w gazetach i wybrałem popularną komedię romantyczną. Przecież nie chciałem iść z nią na głęboko intelektualne, nieszablonowe i prowokujące do myślenia arcydzieło. Chciałem po prostu iść z NIĄ. Wychodząc z domu zabrałem jeszcze z łazienki świeże opakowanie prezerwatyw. Prawdopodobieństwo użycia ich z żoną w najbliższych kilku dniach było bliskie zeru.

Przyszła kilka minut po czasie. Ubrana w jaskrawoczerwoną kurtkę z kapturem, niebieskie dżinsy i modne, sportowe buty. Nie miałem się co łudzić, że będzie to niezauważalna, dyskretna randka. Gapili się na nią wszyscy.

– Cześć! – zawołała wesoło, nachylając policzek do pocałowania. Pachniała tak, że najchętniej zrezygnowałbym z filmu i od razu przeszedł do planu B. Ale wszystko musi mieć swoje miejsce i czas. Czasem wydaje mi się, że każdy z nas ma rozpisany z góry scenariusz życia, który chcąc nie chcąc, realizuje po minucie pod czujnym okiem reżysera. A może to była tylko wymówka?

– Witaj! – odpowiedziałem z radością, rozkoszując się ciepłym zapachem jej skóry. Pocałowałem ją w policzek, o wiele za blisko ust. Nie protestowała.

– Na co idziemy? – zapytała, lekko mrużąc oczy.

– „Sztuka zrywania”. Ponoć świetna, amerykańska komedia – odpowiedziałem z udawanym entuzjazmem (czemu u diabła wybrałem film o zrywaniu, podczas gdy chodziło mi o coś dokładnie odwrotnego? Przekora, intuicja?)

– Ach, to super – w nieskomplikowany sposób odparła Dominika, poprawiając tymczasem kosmyk włosów, który niesfornie spadł jej na czoło.

Film był taki sobie, właściwie nie wiedziałem o co w nim tak naprawdę chodziło. O wiele bardziej interesowała mnie osoba z którą przyszedłem. Wydawało mi się, że mój fotel jest naelektryzowany i lada moment zamieni mnie w garść czarnego pyłu, a Dominika strzepnie go sobie z kolan i wyjdzie z kina w towarzystwie jakiegoś supermena. Musiałem działać!

Delikatnie przesunąłem dłoń w kierunku jej oparcia i niepostrzeżenie musnąłem jej kciuka. Nie odsunęła dłoni, poprawiła się tylko nieco w fotelu, nieprzerwanie patrząc w ekran. Tym razem odważyłem się pogłaskać ją po dłoni. Lekko zacisnęła mi palce, prosząc o więcej. Nieśmiałość topniała we mnie jak kostka lodu położona na ciepłej skórze. Głaskałem ją teraz po całym ramieniu najczulej jak tylko potrafię. Spojrzałem jej w oczy i zauważyłem, że od dawna nie oglądamy już filmu. Zaczęliśmy właśnie swój własny.

Byłem jak w transie. Z jazdy taksówką do jej mieszkania pamiętałem tylko tyle, że całowaliśmy się tak często i gwałtownie, że aż traciliśmy oddech. Nie było między nami żadnych słów, nie były nam potrzebne. W szybach samochodu migały światła ulicznych lamp, a my parowaliśmy te szyby naszymi gorącymi oddechami. Gdyby nie resztki przyzwoitości i karcący wzrok taksówkarza, zrobilibyśmy to już w aucie.

Wysiedliśmy gdzieś na obrzeżach miasta. Zapamiętałem tylko nazwę ulicy i numer, oświetlany mdłym światłem żarówki. Objęci wpół walczyliśmy ze schodami. Dominika włożyła klucz do zamka i po chwili zrywaliśmy z siebie wszystkie rzeczy stojące na przeszkodzie do całkowitego spełnienia.

Dominika zachowywała się tak gwałtownie, jak nigdy bym jej o to nie podejrzewał. Przycisnęła mnie do ściany. Byłem jeszcze wtedy w samej koszuli i spodniach. Ona została już tylko w samej bieliźnie. Byłem otępiały z podniecenia. Czułem zapach naszego potu zmieszany z jej i moimi perfumami. Uklękła przede mną i zerwała mi bokserki. Mój penis był już dosyć duży, ale nie osiągnął jeszcze pełnej erekcji. Sprawne usta Dominiki szybko zmieniły ten stan rzeczy. Wiłem się z podniecenia uważając, żeby nie dojść za szybko. Nie tak miał wyglądać nasz pierwszy raz. Gdzieś tam w podświadomości majaczyła mi twarz mojej żony i poczucie, że robię coś nieodwracalnego. Czułem, że do tej pory stałem na brzegu przepaści, a teraz zrobiłem ten jeden, ale decydujący krok do przodu. Leciałem w powietrzu i nie było już odwrotu. Byłem tak podniecony samym lotem, że nie myślałem o konsekwencjach upadku.

Dominika tymczasem ssała mnie jak oszalała, rozmazując moje soki po całej twarzy, mieszając je z własną śliną. Nie wiem, czy zrobiła to specjalnie, ale pieściła mnie przed dużym lustrem na przedpokoju, przez co dokładnie mogłem zobaczyć jej wspaniale wyrzeźbione plecy i wypiętą pożądliwie pupę. Widok był nieziemski.

Nagle wstała z kolan, położyła moje ręce na swoich kształtnych piersiach i wpiła się zębami w moją szyję.

– Rozbierz mnie do końca! Już…!! – warknęła prawie ze złością. Podnieciło mnie to jeszcze bardziej. Boże, jak brakowało mi takiej kobiety, takiego temperamentu!

Zerwałem z niej stanik, uwalniając dwie cudowne półkule. Nie mogłem się powstrzymać od tego, żeby od razu zacząć lizać jej sutki. Smakowały jak słone winogrona, czułem jak twardnieją mi w ustach. Dominika odchyliła głowę do tyłu i wzdychała coraz głośniej.

– Hmm, tak…tak…liż mnie…mocniej! – wbiła mi palce w plecy, aż do bólu.

Ja tymczasem zszedłem w ustami w dół i zacząłem pieścić jej cudowny opalony brzuszek. Wodziłem po nim językiem zaznaczając trasę mojej wędrówki cieniutką strużką śliny. Oboje wiedzieliśmy od początku, gdzie jest punkt docelowy tej podróży. Jednym zdecydowanym ruchem ściągnąłem jej majteczki. Miękki materiał zsunął się po udach i kolanach, lądując bezszelestnie na podłodze. Dominika oparła się o ścianę i rozsunęła nogi, żebym mógł dotrzeć tam, gdzie chciałem. Zacząłem lizać jej dokładnie wydepilowane uda i delikatnie zahaczać ustami o pierwsze włoski chroniące dostępu do jej intymności. Uda na przemian zaciskały się i rozluźniały czekając na pierwszy atak mojego języka.

Wreszcie nadszedł ten moment. Czułem już niepowtarzalny zapach jej soków i nie mogłem się dłużej powstrzymać. Przejechałem całym językiem z dołu do góry zbierając na niego cały nektar, który wypuściła mała, ciasna cipka. Dominika krzyknęła z rozkoszy, wbijając paznokcie w moje ramiona. Pieściłem jej skarb z taką czułością i pożądaniem, o które sam siebie nie posądzałem. Chciałem zaspokoić absolutnie każdy milimetr kwadratowy jej muszelki. Jej właścicielka wydawała z siebie krótkie, urywane jęki, dopingując mnie do jeszcze większej aktywności.

– Proszę…jeszcze…szybciej…och tak… – wydawała mi szybkie komendy cichym, stłumionym z pożądania głosem.

Gdy poczułem, że język zaczął mi drętwieć z wysiłku, zaangażowałem do pieszczot moje palce. Najpierw delikatnie włożyłem na próbę jeden, żeby nie sprawić jej bólu. Moje zabiegi były zupełnie niepotrzebne. Cipka Dominiki dosłownie ociekała sokami, niemalże spływały mi po dłoniach. Włożyłem dwa palce i, mimo niedogodności pozycji, starałem się namierzyć jej łechtaczkę. Przeciągły jęk Dominiki udowodnił, że trafiłem za pierwszym razem. Wsuwałem i wysuwałem palce, zmieniając ostrożnie ich położenie i intensywność pieszczot, żeby dać mojej dziewczynie największą przyjemność na jaką było mnie stać. To jednak wciąż było mało, za mało i doskonale wiedzieliśmy o tym oboje.

– Wejdź we mnie… – szepnęła Dominika. Pragnąłem jej jak diabli, ale trochę zbiła mnie tym z tropu. Jak ja w tej ciemności znajdę prezerwatywy. Nieporadnie rozglądałem się po przedpokoju szukając rzuconej gdzieś wcześniej kurtki.

Para, która chce się kochać ma chyba jakiś szósty zmysł. Dominika bezbłędnie odczytała co mnie tak zmartwiło.

– Możesz bez gumy…Tylko proszę nie kończ we mnie…- szepnęła mi do ucha. Oparła się obiema rękami o lustro i wypięła do mnie swój niebiański tyłeczek. Byłem u celu. Nigdy w życiu nie czułem takiego pożądania i jednocześnie chęci całkowitego oddania się kobiecie. To nie miało nic wspólnego z ordynarnym, knajpianym rżnięciem. Kochałem….ją…?

To nie mogło trwać tak długo jak chciałem, po prostu nie mogło. Nie byłem w stanie długo wstrzymywać podniecenia. Uderzałem udami w jej uda, zanurzając w niej twardego jak kamień penisa aż do końca, aż po ostatni centymetr. Chciałem, by to trwało wieczność, by nasze krzyki, jęki, urywane oddechy i skrzypienie podłogi już na zawsze wypełniały nasze dni i noce. Zobaczyłem koraliki na przegubie jej dłoni, opartej o płaską taflę lustra. Wyłem, po części z rozkoszy, po części z żalu, że nie poznałem jej wcześniej, że muszę zdradzać żonę, że jestem taki słaby, że to wszystko jest takie popierdolone. Targałem ją za włosy, gryzłem po szyi, krzyczałem jej do uszu różne świństwa. Dominika zaczęła jęczeć coraz głośnej, aż jej jęk przeszedł w jakieś zwierzęce wycie, charczenie, ochrypły skowyt. Zacisnęła uda i dobiła do celu. Ostatnimi siłami odepchnąłem jej pośladki wyszarpując z nich pulsującego członka.

Błyskawicznie uklękła przede mną i ulżyła mojemu podnieceniu. Pozwoliła mi opryskać piersi pierwszą porcją spermy, reszta jednak wylądowała tuż za jej głową, na lustrze, spływając w dół długimi, przeźroczystymi smugami. Powoli wracała do nas rzeczywistość…

Poczułem się dziwnie, jakby niewidoczny reżyser krzyknął nagle „stop” i aktorzy zaczęli wracać do swych dawnych postaci, zapominając o odgrywanych wcześniej rolach. Dominika podreptała do łazienki, zapalając w niej światło, a ja stałem nago na przedpokoju, mierząc się ze swoim oszołomionym odbiciem w lustrze. Machinalnie zacząłem się ubierać.

Po chwili Dominika wyszła z łazienki odświeżona i pachnąca, ubrana w elegancki szlafrok. Była znowu dumna i wyniosła. W niczym nie przypominała już dziwki, którą była dosłownie przed pięcioma minutami. Czy nasz seks nie wywarł na niej wrażenia? Czyżby to, co zrobiliśmy było zwykłą gimnastyką?

– Przepraszam, że nie zaproszę cię na kawę, ale jest już późno – powiedziała sucho, a jej głos zdawał się potwierdzać moje najgorsze przypuszczenia.

– Dominika…czy zrobiłem coś nie tak? – zapytałem cicho, łudząc się, że to tylko chwilowy zły humor.

– Nie, dlaczego..? – jej oczy zrobiły się duże ze zdziwienia. Było całkiem fajnie… – rozmarzyła się na parę sekund. Zaraz potem jednak jej wzrok wrócił do swojej dawnej, nieczułej postaci.

– No, ale teraz już idź. Proszę cię…idź – zabrzmiało to nie jak prośba, lecz wręcz rozkaz. Stanęła tyłem do mnie, wdzięcząc się do lustra. Niczego tutaj nie rozumiałem. A może nie chciałem zrozumieć…?

Wychodząc z jej mieszkania łudziłem się jeszcze, że coś się odmieni, że stanie się cud, że…

– Kuba, zapomniałam o czymś… – a jednak! Zaraz wciągnie mnie z powrotem, powie, że to żart, że zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia, że…

Zawróciłem na pięcie i niemalże wbiegłem jej do mieszkania.

– Koraliki – zatrzymała mnie w progu wyciągniętą ręką z niebieskim połyskiem. Weź je… nie będą już potrzebne – powiedziała takim tonem, jakby dawała mi do wyrzucenia śmieci. Jak robot wyciągnąłem po nie rękę. Zapomniałem jednak, że są jeszcze na jej nadgarstku i pociągnąłem je za mocno. Pękła cienka nitka i koraliki rozsypały się z suchym dźwiękiem po całej klatce.

-Auu, ale jesteś niedelikatny – syknęła Dominika ze złością i chwyciła się za obolałą rękę. Patrzyłem na nią z niemym „przepraszam”

Spojrzała na mnie po raz ostatni i zamknęła drzwi. W ostatniej chwili wysiliłem się jeszcze na uwodzicielski uśmiech pod tytułem „polecam się na przyszłość”, zrobiłem kilka kroków wzdłuż korytarza i nagle wszystko we mnie pękło.

Zacząłem płakać. Bezgłośnie, jakby wstydząc się, żeby nikt mnie nie usłyszał. Oparłem się głową o ścianę i drżąc pozwalałem rozszalałym źrenicom wylewać ze mnie wszystkie emocje ostatnich miesięcy. Mijały minuty, a ja miałem wrażenie, że wylewam z siebie całe życie. Krztusiłem się własnymi łzami, nie mogąc złapać oddechu. W oddali zaszczekał jakiś pies. Po raz pierwszy w życiu pomyślałem, że oddałbym wszystko by móc się z nim zamienić. Problem był jednak w tym, że nie miałem teraz nic, oprócz garści niebieskich kamyczków, rozsypanych po brudnej posadzce.

Scroll to Top