Nowa asystentka

– Proszę zawołać następną kandydatkę – te słowa skierowałem do pani Małgorzaty, mojej księgowej, osoby, która była mózgiem finansowym mej firmy.

– Proszę, kolejna pani – Małgorzata stała w otwartych drzwiach przepuszczając kolejną dziewczynę chętną do pracy na etacie mojej sekretarki – asystentki.

Kilka słów tytułem wstępu. Mam firmę od ponad dwudziestu lat, założyłem ją jako młody chłopak po studiach wspólnie z dwoma kolegami, ale oni po roku wycofali się, zostałem sam. Udało mi się utrzymać na tym trudnym rynku, nawet powoli rozwijałem swą dzialalność. Teraz mam dużą halę produkcyjną z zapleczem magazynowym, a w okolicach Kalisza drugą, troszeczkę mniejszą. W sumie zatrudniałem ponad czterdzieści osób, a nad wszystkim panowała właśnie pani Małgorzata. Kobieta dobiegająca pięćdziesiątki, korpulentna, uśmiechnięta, pani mająca niesamowitą umiejętność rozwiązywania problemów wszelkiego typu; do tego bardzo doświadczona życiowo. To właśnie ona wpadła na pomysł zatrudnienie sekretarki – asystentki, która odciążyła by ją trochę, zdjęła z jej przepracowanych barków trochę obowiązków i zajęła się bezpośrednio pomocą prezesowi, czyli mi.

Przez nasze biuro przewinęło się już kilka kandydatek, niektóre nie wiedziałem, po co przyszły (one chyba też nie), bo ani wykształcenia, ani umiejętności, że o znajomości języków nie wspomnę. Właśnie ta znajomość języków obcych była moją piętą achillesową… Mam absolutny antytalent do nauki obcej mowy! W liceum miałem angielski, ale siedziałem z dziewczyną, która w tym kraju mieszkała kilka lat, miałem więc jej pomoc. Na studiach udało mi się, bo lektor niemieckiego był serdecznym przyjacielem mego ojca, a z panią anglistką przespałem się kilkanaście razy i też się udało!

Teraz chciałem wyjść ze swoimi produktami na rynek europejski i musiałem mieć zaufaną pomoc. Podejmowałem kilka prób na kursach językowych, ale nic z tego nie wyszło. Nie znam obcych języków i już! Nie mogłem liczyć na pomoc rodziny, bo jej nie mam, to znaczy niby mam, ale nie wiem gdzie. Żona po rozwodziezabrała dziewczyny i wyjechała nie podając adresu, a mogła tak zrobić, bo sąd odebrał mi wszelkie prawa rodzicielskie, oczywiście po za obowiązkiem płacenia alimentów, które systematycznie regulowałem wpłacając odpowiednie kwoty na numer jej konta. Doszły mnie słuchy, że naopowiadała dzieciakom tyle bzdur o ich ojcu, że nawet jako dorosłe panny nie chciały ze mną żadnego kontaktu, choć próbowałem je odnaleźć…

Wracając do rzeczy. Jak wcześniej wspomniałem przyszły różne dziewczyny i panie, żadna jednak nie odpowiadałą naszym wymaganiom. Dwie bardzo atrakcyjne; nie powiem, laski jak łanie, śliczne, zgrabne, gotowe na pracę po godzinach, byle z „szanownym panem prezesem”, nawet na delegacje chętnie by pojechały. Mam ich numery telefonów, pewnie skorzystam z nich kiedyś i cynicznie i bezceremonialnie wykorzystam te młode ciała do dania sobie i im porcji rozkoszy. Hmmmm, krótko mówiąc zerżnę im pipki i dupki, bo lubię! Nie mam problemów z uwodzeniem kobiet w każdym wieku, te, które były już pode mną i na mnie, a ja w nich zgodnie twierdzą, że jesetm atrakcyjnym, przystojnym mężczyzną. Nie dziwię się. W wielkim lustrze w łazience, kiedy golę się rano, widzę wysokiego, dobrze zbudowanego, umięśnionego (trzy razy w tygodniu siłownia), z bardzo męskimi rysami twarzy faceta, mogącego do tego pochwalić się całkiem okazałym penisem, dość długim, ale bardzo grubym. Mam z tym zawsze problem, muszę ubierać bieliznę, która trzyma mego rumaka na swoim miejscu, żeby nie oznaczał się zbytnio, kiedy spodoba mi się jakaś niewiasta. Wiem, niby sie przechwalam, ale ja tylko powtarzam słowa swoich nielicznych kochanek, jedno-, lub wielorazowych; wszystkie niezależnie od siebie mówią to samo. Pani Małgorzata chętnie by mnie ożeniła, żebym już nie latał za kobietami, ale do tej pory nie udało się jej „”podstawić” mi odpowiednią niewiastę. Teraz wezwała kolejną kandydatkę do pracy w naszej firmie.

Wtedy weszła ona. Niezbyt wysoka, szczupła, ale nie chuda, bardzo ładna dziewczęco-kobieca buzia, ładne usta, ciemne duże oczy, dość duży biust, długie włosy spięte w koński ogon, okrąglutka, niezwykle kształtna pupcia i bardzo zgrabne nogi. Na stopach pantofle na półobcasie, cieliste rajstopy, albo pończochy, ciemna spódniczka kończąca się trzy centymetry nad kolanem, biała bluzeczka zapięta pod szyją, koronkowy kołnieryk, a na nosku duże, ciemne okulary. Klasyczny, książkowy przykład, jak powinna ubierać się skromna sekretarka. Zamurowało mnie, jaja sobie robi, czy co? Popatrzyłem na panią Małgorzatę, ona na mnie i ze zdziwieniem w oczach wzruszyła ramionami.

– Wejdź, dziecko, usiądź na tamtym krześle – wskazała miejsce – co cię do nas sprowadza?

– Szukam pracy, znalazłam państwa ogłoszenie, które mnie zainteresowało i… jestem.

Uśmiechała się lekko, wzrok miała skierowany na blat biurka, ale nie widziałem w niej postawy wystraszonego dziewczęcia, raczej panowała nad sobą. Zastanawiałem się chwilkę, czy ten jej image to wyobrażenie dziewczyny o sekretarce, czy zabieg celowy.

– Ile masz lat?

– 25 – zarumieniła się lekko

– Masz jakieś dokumenty? – spytałem

– Oczywiście – podała teczkę – wszystko jest tutaj.

Pobieżnie przeczytałem CV, dłużej zatrzymałem się przy dołączonych świadectwach. Znajomość angielskiego chyba ma opanowaną do perfekcji, tak w każdym razie wynikało z dokumentów, niemiecki chyba też, no i francuski! No tak, „po francusku” też umiem, tylko z mówieniem w tym języku mam problemy.

– Co to za firma, w której do tej pory pracowałaś?

– Jeszcze w niej pracuję, ale jestem na wypowiedzeniu. To firma ojca mego byłego już chłopaka, rozstaliśmy się dwa miesiące temu.

– Rozumiem. Pani Małgorzato, zostawiam panie, proszę sprawdzić umiejętności pani – zajrzałem do dokumentów – pani Tekli Leckiej.

Wyszedłem z księgowości, poszedłem do siebie, siadłem za biurkiem. Tekla! Co to, qrwa, za imię? Tekla, jak pajęczyca z pszczółki Mai! Później dowiedziałem się, że w domu mówią na nią… Zosia! Dlaczego? Nie mam pojęcia. Zająłem się papierami, kiedy przyszło mi do głowy, że… podoba mi się ta cała Tekla! Jeśli ma te wszystkie umiejętności, a do tego jest bardzo atrakcyjną kobietą, to chyba jest tą, której szukam. Przypomniałem sobie nazwę firmy jej niedoszłego teścia, odszukałem ją w wyszukiwarce. Nazwisko właściciela coś mi mówiło, poznaliśmy się kiedyś na jakimś raucie dla lokalnego biznesu. Zapamiętałem tylko, że był raczej sympatycznym człowiekiem. Nie zastanawiałem się długo, zadzwoniłem do niego z pytaniem o sekretarkę. Odebrał natychmiast, pamiętał mnie. Potwierdził, że pracuje u niego jeszcze tydzień, a on ma problem ze znalezieniem drugiej tak kompetentnej dziewczyny. Ucieszył się, że aplikuje właśnie do mojej firmy.

– Mam nadzieję, że ją pan zatrudni, to naprawdę wartościowa dziewczyna. Żałuję, że im z moim synem nie wyszło, ale cóż, samo życie…

– Czyli jednym zdaniem, poleca ją pan, tak?

– Oczywiście, będzie miał pan z niej pociechę.

Księgowa skończyła już rozmowy z innymi kandydatkami, przyszła do mnie.

– No i jak, pani Małgorzato, wybrała pani którąś?

– Tylko jedna nadaje się do pracy u nas, panie Hubercie.

– Chyba ta Tekla, prawda?

– Tak, tylko ona.

– A wie pani, że zadzwoniłem do jej obecnego szefa?

– No i?

– Potwierdził, że jest bardzo dobrą, kompetentną pracownicą i rzeczywiście zna języki obce. Zastanawiam się jednak…

– Nad czym? Mamy gotową asystentkę prezesa!

– Ale czy nie jest za młoda? – patrzyłem na księgową.

– No co pan! Ona ma być pańską sekretarką, a nie kobietą życia, prawda?

– Niby tak… Dobrze, niech pani umówi ją na jakiś dzień, zobaczymy, co potrafi.

Tydzień później miałem swój doskonale wyposażony sekretariat i nową asystentkę.

Pracowało nam się dobrze, Tekla okazała się bardzo pomocna, intuicyjnie wyczuwała co i kiedy będzie mi potrzebne, szybko przygotowywała dokumenty, bezbłędnie wiele z nich tłumaczyła na obce języki. Zaproponowała, że tydzień popracuje na produkcji, żeby poznać dobrze charakter naszej działalności, żeby wiedziała o czym mówi w rozmowach z kontrahentami. Zaskoczyła mnie tym, ale zgodziłem się, tym bardziej że na hali pracowało kilka kobiet, praca nie była ciężka. No i zacząłem przyglądać się nowej pracownicy nie jak szef podwładnej, a patrzyłem na nią jak mężczyzna patrzy na młodą, atrakcyjną kobietę. Co tu dużo gadać, podobała mi się każdego dnia bardziej, niż dnia poprzedniego!

Do pracy przychodziła ubrana raczej skromnie, choć nie tak, jak wtedy, kiedy widziałem ją pierwszy raz; zabroniłem jej tego stroju, wydał mi się taki… infantylny. Teraz owszem spódniczka, bluzeczka, włosy spięte, ale wszystko tak trochę bardziej na luzie, nie jak na oficjalne przyjęcie. Widziałem ją też w dżinsach i t-shircie! Pojechałem do galerii na zakupy i wśród klientów dostrzegłem fajną laseczkę w obcisłych spodniach uwypuklających niezwykle zgrabną, szczupła pupę i długie nogi, choć dziewczyna nie była wysoka. Kiedy odwróciła głowę poznałem, że to moja asystentka. Nie kiwnąłem w jej stronę, wolałem popatrzeć na nią, kiedy zachowuje się na zupełnym luzie. Zdziwiłem się, kiedy popatrzyłem na jej biust. Piersi kołysały się pod koszulką, sutki wyraźnie odznaczały się na materiale, czyli była bez biustonosza. Rozpuszczone włosy, delikatne okularki wyglądały inaczej, niż w pracy. Matko, jakie to było urocze, śliczne dziewczątko! Poczułem ruch w spodniach, pomyślałem, że może trzeba by ją jakoś sprowadzić na manowce, czyli do mojej sypialni. No tak, ale to znaczyło by utratę bardzo wartościowej asystentki…

Byłem tak podjarany, że musiałem sobie jakoś ulżyć. Przypomniałem sobie te dwie laseczki, które aplikowały o pracę, zadzwoniłem do jednej z nich. Odebrała natychmiast, mej propozycji spotkania się nie odrzuciła, mimo, że miejscem tegoż spotkania był hotel. Przyjechała punktualnie, ubrana bardzo lekko i zwiewnie, więcej pokazując, niż skrywając. Patrzyłem chwilę na młode, zgrabne ciało, a kutas podnosił głowę i tężał Nie certoliłem się, rzuciłem ją na łóżko, rozchyliłem nogi, zdarłem ze szczupłych bioder stringi i wdarłem się w gorącą pipkę. Ruchałem jak automat, dupeczka jęczała i stękała, a ja cały czas widziałem kołyszący się w rytm kroków biust Tekli. Odwróciłem dziewczynę na brzuch i mimo protestów wyruchałem też jej dupę. Spuściłem się, wstałem, wytarłem kutasa w prześcieradło, zostawiłem na pościeli obok rozanielonej dupeczki pięć stówek i wyszedłem…

Kilka tygodni po szybkim seksie w hotelu pojechałem na kontrolę do mojej wytwórni pod Kalisz, Tekla oczywiście była ze mną, musiała poznać tamtej oddział. Początkowo w czasie jazdy nie odzywała się, ale z biegiem czasu nasza rozmowa nabierała rumieńców. Pytałem ją o rodzinę, o studia, w końcu rozmowa zeszła na temat naszych partnerów.

– Dlaczego jest pan sam, panie prezesie? – popatrzyła na mnie – przepraszam, jeśli to pytanie…

– OK, powiem. Bo to zła kobieta była, jak mawiał Franc Maurer.

– A kto to jest, ten Franc?

– Oj, dziewczyno, to klasyka kina. Widziałaś „Psy” Pasikowskiego?

– Nie.

– No widzę, bo Franc to główny bohater tego filmu, gliniarz.

– No nie widziałam, muszę to nadrobić.

– To ciekawy film, ale raczej taki dla mężczyzn, tak mi się wydaje. No i chyba dzisiaj będziesz miała okazję go obejrzeć, po będzie w telewizji. A wracając do mej byłej… Zdradzała mnie na prawo i lewo, podpuszczała pracowników, kilku z nich ją zerżnęło, jeden nawet cały czas pracuje.

– W firmie? Niesamowite, a reszta?

– Inni sami się zwolnili, jednego wyrzuciłem. Ją też wygnałem z domu, ale miałem… pecha. Kiedy już wiedziałem, że nasz związek rozleci się, poznałem fajną babeczkę, no i nagrali nas i obfotografowali w jakimś hotelu. To był główny powód, dla którego to ja zostałem uznany przez sąd za winnego rozpadu małżeństwa, mimo, że miałem swoich świadków.

– No to naprawdę pech. A co z dziećmi?

– Nie wiem, nie chcą mnie znać…

– To przykre. Ten mój drań Tomek też mnie zdradzał, dlatego odeszłam. Na szczęście mam kawalerkę, mam gdzie mieszkać, a pan dał mi pracę. Tomasz ma świetnego, poczciwego ojca, namawiał nas, żebyśmy się nie rozstawali. Raz posłuchałam, ale jak nakryłam tego gnojka w moim łóżku, w moim mieszkaniu z moją najlepszą przyjaciółką, to nie wytrzymałam, wywaliłam ich za drzwi i tyle go widziałam…

– To też przykre. Długo byliście razem?

– Cztery lata, mieliśmy wspólne plany, zamierzenia i wszystko się zawaliło, bo on tylko kutasem myśli…

Na takich rozmowach zeszła nam droga do filii, po trzygodzinnym pobycie wracaliśmy. No i stało się. W jakimś lasku niespodziewanie wyskocvzyła na drogę sarna i mimo, że nie jechałem szybko nie zdążyłem wyhamować i walnąłem w biedne zwierzę. Biedactwo wbiło się pod maską, spod której wydobyły się kłęby pary, zgasły światła i auto nie nadawało się do dalszej jazdy. Cóż było robić. Zadzwoniłem po pomoc drogową i auto zastępcze, ale nie było zasięgu! Staliśmy tak w tym lesie, robiło się coraz później, zapadały ciemności. Po jakimś czasie – cud! Jechało jakieś auto, zaczęliśmy machać jak opętani, samochód zatrzymał się i wyszedł z niego… policjant, bo to był radiowóz.

– Dzień dobry, sierżant Gruszecki, co się stało?

– Dzień dobry, panie sierżancie – też przedstawiłem się – jak widać, wyskoczyła sarna i nie mam możliwości dalszej jazdy. Komórki bez zasięgu, nie mamy możliwości ściągnięcia pomocy, a do domu ponad trzysta kilometrów.

– Hmmm. Jedyne, jak mogę wam pomóc, to podjechać z wami do miasteczka, jest tam fajny, czyściutki hotelik z miłą obsługą. Wiem, bo prowadzi go moja żona. Auto możemy ściągnąć na parking przy komisariacie, a jutro od rana możecie zacząć działać. Teraz po nocy to chyba nie ma sensu – rzeczywiście, na dworze zrobiło się zupełnie ciemno.

Zepchnęliśmy auto na pobocze i kilka minut później meldowaliśmy się w hotelu „Sparta”. Tak, jak mówił policjant, było to przytulne, czyściutkie miejsce z bardzo ładnymi pokojami. Wziąłem dwa, recepcjonistka poinformowała nas o możliwości zejścia na kolację i rano na śniadanie, które było w cenie pokoju. Umówiłem się z Teklą za godzinę w restauracji, a sam zamknąłem się w pokoju, rozebrałem i wszedłem pod prysznic. Musiałem spłukać z siebie emocje całego dnia. Przebrałem się w luźne ciuchy i zszedłem na kolację. Chciałem być trochę wcześniej, miałem ochotę na solidnego drinka, a nie chciałem, żeby widziała to sekretarka. Napojony dobrym alkoholem czekałem na dziewczynę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem ją w podobnych ciuchach, jak wtedy, w galerii na zakupach.

– Wyglądasz trochę inaczej, niż zwykle.

– Oj, przepraszam, nie podoba się panu? – aż się zarumieniła.

– Skądże, jest super. Skąd wzięłaś ciuchy, nie masz walizki.

– Ale mam swoją torbę, a w niej wszystko, co trzeba na wyjazd, nawet jednodniowy. Już kiedyś przekonałam się, że trzeba być przygotowaną na dłuższą podróż…

– Proszę, wybierz z karty, co chcesz jeść, ja już zamówiłem.

Kolacja przebiegła niezwykle szybko, to znaczy tak mi się zdawało. Wypiliśmy po kilka lampek wina, całą butelkę zabrałem do swego pokoju.

Przypomniałem sobie, że będą „Psy” w tv, a że odbiornik był w pokoju Tekli, to zapukałem do jej drzwi. Po zaproszeniu wszedłem.

– Pamiętasz o „Psach”? Zaraz będą na którymś kanale.

– Dzięki za przypomnienie, obejrzy pan ze mną? – patrzyłem w śliczne, teraz szklące się oczy. Wpływ wypitego do kolacji alkoholu?

– Nie odczytasz tego, jak narzucanie się?

– No co pan, panie prezesie! Przecież to tylko film chcemy obejrzeć!

– No to przyniosę to wino, które wziąłem do pokoju.

– Wspaniale, przyniosę z dołu kieliszki.

Po chwili siedzieliśmy na wygodnej sofie z dobrym winem w ręce. Film widziałem już dziesiątki razy, teraz wolałem przyglądać się swej ślicznej asystentce. Patrzyła uważnie na akcję toczącą się na ekranie, popjała pomału smaczne wino, które dyskretnie dolewałem do jej kieliszka. W miejscach brutalnych scen przymykała oczy, a w momentach erotycznych szeroko je otwierała, bezwiednie kierując dłoń na swe krocze i pod bluzkę na biust; natychmiast jednak hamowała się i przyjmowała poważny wyraz twarzy. Jednak w momencie, kiedy Młody stracił kciuk krzyknęła, przytuliła się do mego ramienia i nie puszczała mnie do końca filmu. Przy końcowych napisach podniosła głowę, popatrzyła mi głęboko w oczy.

– Przepraszam pana, ale potrzebowałam choć na chwilkę męskiego ramienia – zarumieniła się, nie wiedziałem, czy to zawstydzenie, czy wpływ wypitego wina – jeszcze raz przepraszam, panie prezesie – opuściła głowę.

Ująłem delikatnie brodę i podniosłem, tak, że nasze twarze były tuż obok siebie, drugą ręką pogłaskałem śliczną buzię.

– Nic się nie stało, wręcz przeciwnie, było mi bardzo miło – wyszeptałem.

– Naprawdę? Dziękuję, panie Hubercie…

Nasze twarze zbliżały się do siebie, w końcu usta połączyły w namiętnym pocałunku. Czułem zwinny języczek głęboko w gardle, po to, by za sekundę czuć go na ustach i znowu w gardle. Ten niezwykle zwinny jęzorek wyczyniał harce w mej buzi, to było fantastyczne. Trzymałem śliczną buzię mej asystentki w obu dłoniach, zaraz jednak lewą ręką ująłem ją z tyłu głowy, prawa zawędrowała pod luźną koszulkę; delikatnie pieściłem jędrne cycuszki, szczypałem i masowałem sutki, aż stały się twarde i sterczące. Trudno opisać to, co działo się w moich bokserkach. Kutas drżał, pulsował, dumnie unosił łeb, próbując wyśliznąć pod gumką bielizny, żeby wystawić głowę i pokazać światu, że jest gotów. Na szczęście jak wspominałem zawsze miałem odpowiednie gatki; tak było i tym razem. To nie trwało jednak długo, pomocna dłoń dziewczyny wyciągnęła go na zewnątrz i mocno ściskała, nagle jednak odskoczyła, wyprostowała się, schowała ręce z siebie.

– Przepraszam, to się nie powtórzy, panie prezesie… Chyba to wino…

– Chyba wina i to moja – przerwałem znowu zaczerwienionej dziewczynie – nie chcę, żebyś później mówiła, że wykorzystałem twą zależność i zmusiłem do czegokolwiek.

– Nie, nie, raczej ja się boję, że odczyta pan moje zachowanie jako próbę osiągnięcia czegoś więcej w pańskiej firmie, a przecież pan… Pan mi się spodobał już pierwszego dnia, kiedy przyszłam złożyć podanie… – prawie rozpłakała się.

– Dziewczyno, przestań! Od momentu, kiedy pracujemy razem ciągle myślę o tobie i to w sytuacjach, których nie opowiedział bym nikomu! Co tu dużo gadać, jesteś mym seksualnym marzeniem!

– Niech pan przestanie – ciągle szeptała, ale zbliżała się do mnie, a ja siedziałem z kutasem na wierzchu – zawstydza mnie pan – położyła rękę na mym przyjacielu.

– I dlatego ze wstydu zajęłaś się mym penisem? – roześmiałem się – oj, Zosiu, Zosiu przytul się do mnie – objąłem szczupłe ramiona.

– Skąd pan wie, jak do mnie mówią najbliżsi?

– Wiem o tobie prawie wszystko, nawet to, co najbardziej lubisz w seksie.

– No co pan – oderwała się ode mnie.

– Skąd pan to wie? – patrzyła na mnie wielkimi oczami.

– To już jest moją słodką tajemnicą. A teraz otrzymujesz polecenie służbowe, którego przestrzegania będę pilnował z całą surowością. Zabraniam tobie mówienia mi „pan” w sytuacjach, kiedy jesteśmy sam na sam, tylko masz mi mówić po imieniu. W innych okolicznościach ma być tak, jak do tej pory. Czy to jest jasne?

– Tak, panie… Tak, Hubercie.

– A teraz daj mi buzi i zajmij się nim wreszcie!

Tekla złapała sterczącego i oczekującego pieszczot kutasa i zaczęło się! Najpierw delikatnie, leciutko drażniła drżącym języczkiem szparkę w głowicy, próbowała wcisnąć się w nią; lizała cały łeb, trącała wędzidełko, pomału zsuwała napletek i naciągała go do końca, znowu zsuwała, aż skóra na kutasie zrobiła się prawie gładka. Rozchyliła usta i zaczęła nasuwać się na sterczącą pałę. Mimo swych rozmiarów nie stwarzał problemów, byłem zaskoczony tym, co zobaczyłem, kiedy odgarnąłem długi, lokowate włosy na bok; cały tkwił w ustach men asystentki! Jak, qrwa ona to zrobiła! Przyznam, że przed nią żadna z moich kochanek nie była w stanie tego zrobić, a ta chudzina wessała go całego; do tego wysunęła jeszcze języczek i drażniła nim jaja! Niesamowite, czułem, jakby to dwie kobiety zajmowały się mym przyrodzeniem. A ona ssała i ssała, myślałem, że się udusi, ale odpuściła trochę, złapała oddech i dalej trzepała mi konia, teraz pomagając sobie dłońmi. W końcu oderwałem ją od chuja u podniosłem, żeby zdjąć koszulkę i zobaczyć wreszcie ten skrywany do tej pory biuścik. Byłem zachwycony tym, co zobaczyłem. Piękne, kształtne jędrne piersi ze sterczącymi sutkami nie opadały nawet o milimetr, na moje niewprawne oko to 75C, lub D! Polizałem jeden cycuszek, potem drugi, objąłem wargami sutek i drażniłem go językiem. Dziewczyna westchnęła, cały czas zajmowała się mym przyjacielem. Rozpiąłem pasek i spodnie, popchnąłem Teklę na sofę, uniosła biodra, ściągnąłem więc niepotrzebne spodnie i stringi. Wróciłem do pieszczenia ślicznych cycorków, lizałem je, ssałem, przygryzałem, zjechałem językiem niżej. Drażniłem pępek, zsunąłem się na absolutnie gładziutki wzgórek łonowy, lizałem pachwiny, w końcu zająłem się pipką. Pachniała świeżą kobiecością, widocznie laska też wzięła kąpiel, na szczęście, bo bardzo nie lubię fetorku takiej niedomytej pipy; nie jestem Napoleon! Ta cipeczka pachniała piżmem, kobiecością, dobrym mydełkiem, jakimś żelem… Lizałem zapamiętale, ssałem wargi, leciutko je przygryzałem, wpychałem jęzor w mokrą szparkę, lizałem jej ścianki. Przeszedłem na łechtaczkę, drażniłem językiem, ssałem, lizałem, pomagałem sobie palcami, wpychałem je w cipkę, brandzlowałem nimi gorącą dziurkę. Tekla sapała, stękała, momentami piszczała, drżała cała, zaciskała palce na pościeli.

Hubert, rób tak, to jest wspaniałe, czekała na to… Tak, mocniej, liż mnie, spełniasz moje marzenia… Tak, tak…

Ciiicho – wymlaskałem znad pipeczki – daj się ponieść chwili…

Nie przestawałem drażnić to piękne, zgrabne, młode ciało spragnione pieszczot i seksu. Odwróciłem swą kochankę na brzuch, podniosłem te niesamowite, krągłe, kobiece bioderka tak, że teraz miałem przed twarzą tę pupę, na którą zwróciłem uwagę pierwszego dnia. Dziewczyna klęczała, opierając głowę o poduszkę wypinała do mnie ten niebiański tyłeczek. Zająłem się pięknie wyeksponowaną pipką, znowu ją lizałem i ssałem, brandzlowałem palcami, drażniłem guziczek rozkoszy. Teraz pora na drugą dziurkę.

Tutaj mały wtręt. Miałem bardzo wiele informacji o upodobaniach seksualnych mojej sekretarki. Skąd? Z pierwszej ręki, czyli od Tomka, jej poprzedniego partnera. Jak wyciągnąłem od niego te informacje? Przy pomocy „rozmownej wody”, czyli alkoholu. Dowiedziałem się, w którym klubie lubi Tomek spędzać wieczory i poszedłem tam ze swym zaufanym pracownikiem, który był dla mnie niemal, jak syn. Wziąłem go do siebie, jak był jeszcze wystraszonym uczniem, z czasem został najlepszym fachowcem w firmie i awansował na brygadzistę, potem na kierownika produkcji. Andrzej został wtajemniczony w moje zamierzenia, jakoś skumplował się z Tomkiem, stawiał mocne drinki i w momencie, kiedy gość był już na dobrej fazie zająłem miejsce Andrzeja. Udawałem pijanego, żaliłem się, że kobieta mnie zostawiła, jemu też się zebrało na zwierzenia, w końcu omówiliśmy z detalami, co najbardziej lubią w łóżku nasze byłe. Nie dawałem wiary jego opowiadaniom, ale przysięgał, że mówi prawdę; był gotów dzwonić do dziewczyny, żeby potwierdziła jego słowa, uwierzyłem w końcu w to, co mi opowiedział i dobrze zapamiętałem. Teraz tą wiedzę chciałem jak najlepiej wykorzystać.

Teraz pocałowałem kakaowe oczko Tekli, jednocześnie wsunąłem w nie, tyle, ile mogłem, język. Reakcja laseczki była fantastyczna. Wrzasnęła i przesunęła biodra do tyłu, jakby chciała nabić się pupą na drażniący ją język. Na to czekałem. Podniosłem się, naplułem na kutasa i pomalutku zacząłem wpychać go w ciasną pupkę. Wszedł, o dziwo bez większych problemów. Kiedy głowica minęła zwieracze pchnąłem mocniej i wszedłem do tej zgrabnej dupki do końca. Trochę się bałem, że z powodu grubości mego sprzętu będzie problem bólu, ale myliłem się. Tak jak przed chwilką z językiem, tak teraz Tekla sama nabijała się na chuja, praktycznie nie ruszałem biodrami, obserwowałem ruchy mej ślicznej kochanki. Stękała, jęczała, sapała i coraz szybciej nabijała się na twardego drągala tkwiącego w dupce.

– Boże, jak mi dobrze, tak, tak rób, mocno, proszę cię wyruchaj mnie tak, żebym nie mogła usiąść. Tak, rozwal moja dupcię tak… tak… tak…

– Cichutko, maleńka, Hubercik zadba o ciebie, będziesz jeszcze w niebie, obiecuję.

– Tak, wyruchaj mnie, nie oszczędzaj, tylko ruchaj…

Złapałem ją pod udami, podniosłem, sam wstałem, zaraz usiadłem na krześle, mając dziewczynę przed sobą. Oparła się stopami o podłogę i podskakiwała ciągle na mych biodrach jeszcze mocniej nabijając się pupą. Pieściłem twarde cycuszki, całowałem smukły karczek, szyję, całowałem i lizałem malutkie uszy; odwróciłem zgrabną główkę w swoją stronę, zwarliśmy się w pocałunku. Uniosłem szczupłe biodra i naprowadziłem kutasa na różową szparkę pipki, pomału opuściłem ją i nabiłem na twardego przyjaciela.

– Jezu, zaraz zwariuję, kocham tego twego chuja, jest wspaniały, wypełnia mnie całą, tak pchaj go do końca, zerżnij mnie mocno, daj mi go tyle, żebym się zsikała z rozkoszy. Ooooo… Tak, jesteś wspaniały, mocno, mocniej!

Już maleńka moja, zaraz dotrzesz do celu.

Tak sobie szepcząc i stękając rżnęliśmy się jak króliki. Zaczął się znowu miłosny taniec, dziewczyna skakała na kutasie i wrzeszczała w poduszkę, którą profilaktycznie przydusiłem do skrzywionej grymasem rozkoszy buzi. Nagle znieruchomiała, kilka sekund później zaczęła dygotać, trząść się i podrygiwać. Rzucała przy tym głową, targała dłońmi włosy, wreszcie uspokoiła się i tylko cichutko pojękiwała.

– Matko, jak mi tego brakowało! – wyszeptała po dłuższej chwili, cały czas siedząc na mych biodrach w kutasem tkwiącym w pipce – dziękuję ci bardzo za tę rozkosz, byłam w kosmosie…

– To nie koniec, moja droga, to preludium, czyli wstęp do dalszej części.

Scroll to Top