O dwóch takich co podbili niebo..

Tyle się czyta, że nie powinno czekać się z wyznaniem prawdy, gdy jest się zakochanym. Tak łatwo doradzić komuś w sprawach miłosnych, tak łatwo powiedzieć „odpuść sobie, tak będzie dla ciebie lepiej”. Jednak gdy przyjdzie poradzić sobie z własnym problemem, nie jest już jednak tak kolorowo. Nie mam nic do stracenia, a mimo wszystko nadal boję się mu o tym powiedzieć. Przecież to już ostatni raz, gdy ja i on, jesteśmy razem na wspólnych wakacjach, a więc ostatnia okazja, by sobie wszystko wyjaśnić.

***

„On” jest raczej niewysokim chłopakiem w wieku 16 lat. Od czasu gdy tylko go poznałem, jego przodującym atutem jest mądre, przenikliwe spojrzeniu niebieskich oczu. Nieco niższy ode mnie, przyjemnie umila mi każdy dzień z życia, a krótkie, ciemne blond włosy ze zgrabnie wystrzyżonymi wzorami, które co ranek staranie układa na żel, stanowią subtelne zwieńczenie jego zgrabnego ciała. O ile jego ciało ma znaczną mniejszość wad, a raczej ich brak, tak zachowanie często bywa drażniące. Odrobina młodzieńczych wybryków, lekki egoizm oraz fakt, że z uparciem doszukuję się w nim licznych podtekstów nie są jednak wystarczające, abym był w stanie go nie lubić. Na koniec warto dodać to, co najważniejsze – nieodwołalnie jestem w nim zakochany.

***

Dzień rozpoczął się raczej zwyczajnie : krzyki, wrzaski, ktoś właśnie usiadł mi na nogę, standard. Po usilnych próbach ignorowania otoczenia zrozumiałem, że nie jest mi dane spać ani chwili dłużej, więc leniwie rozprostowałem zastygłe kości, kiedy to dał mi się we znaki wróg numer jeden każdego nastolatka w moim wieku – głód. Trzask drzwi i wychodzących na podwórko osób jeszcze chwilę temu byłby zbawienny, teraz jednak zirytował mnie jeszcze bardziej. Pospiesznie rozejrzałem się po jak na mój poranny gust zbyt jasnym pokoju, w celu zlokalizowaniu czegokolwiek do ubrania. Najbliżej były ciuchy, które nosiłem wczoraj. Biorąc pod uwagę fakt, że na stołówce pewnie zostały już tylko resztki śniadania, i że przecież są wakacje, ubranie w moim mniemaniu kwalifikowało się co najmniej jako czyste. Polskie lato nie należy do najcieplejszych, więc w całym tym chaosie zostałem zmuszony do odszukania rzeczy niemniej wtedy pożądanej od pewnego młodzieńca – skarpetek. Po krótkiej zabawie w chowanego znalazłem pierwszą z nich – gdyby zawsze leżały razem w jednym miejscu było by przecież za prosto. Patrząc na nią z politowaniem nasunęła mi się tylko jedna myśl – „granica nędzy i rozpaczy została właśnie przekroczona”. Krótki rekonesans szafki z ciuchami i już po chwili, bez zastanawiania się kto jest właścicielem nieszczęsnej odzieży, szybko ubrałem skarpety na nogi. Turbo mycie twarzy imitujące poranny prysznic i po jakiś piętnastu minutach doprowadzania się do porządku w końcu ruszyłem w stronę stołówki.

***

Nie należę raczej do osób, które posiadają dużo wad. Gdyby jednak dłużej się nad tym zastanowić, to pewnie dlatego, że jedną z nich jest brak skromności. Drugą zdecydowanie jest egoizm. Gdy tylko wyszedłem przed nasz zabity dechami, śmierdzący pleśnią domek, kompletnie zapomniałem gdzie planowałem teraz iść. Mój żołądek musiał się nieźle wkurzyć. Wspomniany wcześniej uroczy blondyn radośnie biegał po środku kolistego placu utworzonego przez specyficzną zabudowę ośrodka wypoczynkowego, a ja stojąc wryty niczym słup, obserwowałem przez jakiś czas jego nieprzeciętnie pociągające ciało. Postanowiłem jednak nie wyjść na spotkanie brutalnej rzeczywistości i nie zaczynać rozmowy z osobą, która nie czuje do mnie tego samego. Po około pięciu minutach napawania się widokiem zdałem sobie sprawę z tego, jak głupio zapewne wyglądam, po czym w końcu ruszyłem ku celu mojej porannej wyprawy – na stołówkę.

***

„Dlaczego tu tak pusto”. Początkowo niewinna myśl szybko zmieniła się w atak paniki. „Świetnie, no po prostu za****ście”. Dlaczego jakże uprzejma kucharka przyjęła sobie za punkt honoru zamykanie stołówki punktualnie o w pół do jedenastej? Chyba muszę komuś podziękować. O ile niewysypianie się w nocy z różnych powodów jest nawet przyjemne, to chodzenie przez cały poranek głodnym – już nie tak bardzo.

***

(Wspomnieć należy przy okazji o dość nietypowym rozdzielaniu domków dla naszej gromady. Wydaje się, że nie ma nic prostszego niż umieszczenie jedenastu osób w domkach kolejno cztero-, cztero- i trzyosobowych. Nic bardziej mylnego. O ile moi rodzice z bratem chętnie wzięliby trójkę, to uniemożliwiłoby to dalszy racjonalny podział. Pomijając ponad trzydziesto minutowy dyskusję zaznaczę tylko, że w wyniku przedziwnych kombinacji, ja z Nim trafiliśmy do domku trzyosobowego. Łatwo się chyba domyślić, jak bardzo ucieszyłem się, że nie będzie tam jednak żadnych osób „trzecich”? Domek może nie należał do największych, za to jako jedyny posiadał prysznic i miał w sobie „to coś”. Zastanawiając się dłużej nad zaletami i wadami małego domku, rachunek wyszedł bardzo korzystny. Stół, szafka, miejsce na łazienkę – w obliczu tych udogodnień łóżka, chcąc czy nie chcąc, stały złączone. Brak snu gwarantowany.)

***

Dosyć prędko natrafiła się okazja podziękować osobie winnej za moje poranne niepowodzenia. Idąc kamienistą alejką prowadzącą z powrotem do centrum ośrodka przypadkowo natrafiłem na Niego.
– Cześć, co tam? Gdzie idziesz? – zapytałem, tak naprawdę nie dbając o odpowiedz. Najważniejsze było, że najbliższe kilkanaście minut spędzimy razem.

Mój drogi towarzysz spojrzał na mnie przygnębionym, nieco znudzonym wzrokiem. To nie było zbyt miłe uczucie, powinienem chyba zacząć negatywnie nastawiać się do naszych rozmów, lepiej się pozytywnie zaskoczyć, niż niemiło rozczarować.
– Idę do sklepu, a co? – odpowiedział szorstko, jakby sprawiało mu to niemałą trudność. Najbliższy sklep znajdował się kilkaset metrów za ośrodkiem więc po krótkiej chwili zastanowienia, nie spodziewając się jednak rewelacji odpowiedziałem:
– Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało, jeśli wybiorę się tam z Tobą? W dwóch zawsze jest raźniej – dodałem z uśmiechem, ciesząc się sam nie wiem z czego.
– Skoro musisz – odparł beznamiętnie.

Okej, zabolało. To, że był niemiły potrafiłem jeszcze zrozumieć, ból głowy, złe samopoczucie – zdarza się. Teraz jednak poczułem się najzwyczajniej w świecie niechciany. W dodatku przez osobę, po której bym się tego nie spodziewał. Dalsza rozmowa była raczej niezbyt przyjemna. Każda moja próba nawiązania jakiejś sensownej konwersacji została skwitowana jakąś krótka, wydukaną na siłę odpowiedzią. Powoli zaczynałem mieć tego dosyć. Jestem w stanie znieść wiele, jednak po przekroczeniu granicy mojej cierpliwości potrafię zmienić się nie do poznania.

-Widzę, że niezbyt sobie cenisz moje towarzystwo. Szkoda. W takim razie wracam – rzuciłem za siebie z żalem i zrezygnowaniem. Szczerze nie sądziłem, że zrobi to na nim jakiekolwiek wrażenie.
-Kuba, zaczekaj, proszę.

Dobra, tego się nie spodziewałem. Nie chciałem bardziej pogarszać naszej sytuacji i kłócić się z osobą, bez której przecież nie potrafię normalnie funkcjonować. Znajdowaliśmy się akurat po środku leśnej ścieżki, a kilka metrów dalej biegł opuszczony szlak kolejowy, w każdym razie nikt nam tu w niczym nie przeszkodzi. Nie wiedziałem jeszcze tylko, czy to powód do radości. Nie chciałem bardziej pogarszać sytuacji, więc odwróciłem się powoli i odparłem spokojnie:
– Tak? Zmieniłeś jednak zdanie? – Nie potrafiłem sobie odmówić tej kąśliwej uwagi. Wzbierało się we mnie zbyt wiele emocji i złości.
– Posłuchaj, to nie tak, że nie chcę Twojego towarzystwa – przerwał na chwilę. Wyraźnie było widać, że wypowiedzenie tych słów sprawiało mu nie mały problem. – Ja po prostu dłużej tak nie potrafię. Bawimy się w te gierki przez tyle czasu, męczy mnie powoli zastanawianie się nad każdym twoim zachowaniem. Za każdym razem zastanawiam się czy przeczesujesz mi włosy dla zabawy czy może robisz to z czułości. Czy siadasz koło mnie przy ognisku dlatego, że nie ma innych miejsc czy chcesz być bliżej mnie… Powiedz, co Ty tak naprawdę do mnie czujesz? Lubisz mnie chociaż trochę?

Stanowisko obrane z jego strony było jasne. Szkoda, że ja nie byłem w tamtej chwili zdecydowany, jak wiele mam mu powiedzieć? Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Takie podchody były męczące nie tylko dla niego.

– To nie tak, że Cię lubię. – Sądząc po wyrazie jego twarzy, te słowa raczej nie były tym co chciał usłyszeć. W takich sytuacjach zawsze miałem problem z układaniem sensownych zdań. Potrzebowałem chwili, żeby to sobie jakoś ułożyć. – Chciałbym tylko Cię lubić, niestety jest to nieco bardziej skomplikowane. Uczucie którym Cię darzę często jest do bani, pomimo to nie potrafię się go pozbyć.
Kocham Cię.

Zapanowała cisza. W głowie przebiegły mi setki myśli: może nie powinienem tego mówić, co ja sobie w ogóle myślałem, co on teraz sobie pomyśli, z drugiej strony miałem to już za sobą. Często nie sam fakt nieakceptacji, a świadomość zmarnowania jedynej szansy była większym ciężarem. Na jego twarzy pojawiła się drobna, szklista łza, chwilę potem kilka następnych, a cała reszta wydarzyła się niemal natychmiast. Uśmiech na jego twarzy rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Wyraźnie widziałem radość w jego zapłakanych oczach. Z uśmiechem na twarzy powiedział, że wszystko popsułem, i że jestem zdecydowanie za wysoki. Zrozumiałem jego ukrytą prośbę i pochyliłem się nieco, tak że nasze oczy znalazły się na identycznej wysokości. Otarłem wolno płynące łzy z jego policzka, a nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Dla takich chwil się żyje, zdecydowanie. Momentalnie wszystko inne przestało się liczyć: to, czy ktoś na nas patrzył, co będzie później, liczyło się tylko tu i teraz. Ta niesamowita chwila zdawała się trwać wiecznie, jednak przekonałem się wtedy, że nawet wieczność czasem się kończy.

-Chodź, musimy pogadać.– Pociągnął mnie za sobą w głąb, jak nie wydawało się wcześniej, nadzwyczajnie urodziwego lasku. Chwilę później zboczyliśmy ze ścieżki i szliśmy prosto przed siebie. Zrozumiałem o czym konkretnie będziemy „rozmawiać” . W takich sytuacjach nie można być zbyt wybrednym. Przysiedliśmy na sporym, lekko porośniętym mchem kamieniu i pocałowaliśmy się po raz drugi. Uczucie było równie wspaniałe jak wcześniej, teraz czułem jednak coś więcej. Instynktownie wsunął ręce pod moją koszulkę, a ja poczułem tylko zimny, przyjemnie orzeźwiający wiatr na nagiej skórze pleców. W powietrzu słychać było jedynie delikatny śpiew ptaków i nasze przyspieszone oddechy, a od całych tych emocji szumiało mi w głowie. Nic, co wydarzyło się dzisiejszego dnia nie było jednak w stanie przebić tego co usłyszałem sekundę później.

– Już nie mogę doczekać się wieczoru, gdy zostaniemy sami – wyszeptał zmysłowo, a ja, czując jego ciepły oddech na mojej szyi nie potrafiłem zrobić nic innego, jak tylko się uśmiechnąć.

***

Kiedy wróciliśmy do ośrodka wszystko wydawało się jakby bardziej radosne. Drzewa nagle ożyły, stały się bardziej zielone, pisk dzieci na placu zabaw wydawał się niezwykle uroczy, a ptaki ćwierkały niezmiernie radośnie. Z autopsji wiem, że życie ma to do siebie iż potrafi w jednej chwili sprowadzić nas z wyżyn szczęścia na samo dno rozpaczy. W moim przypadku na szczęście było odwrotnie. A może powinienem zacząć pisać w „naszym” wypadku? Zacząłem się zastanawiać na ile to co dzisiaj się wydarzyło było poważne, na ile było to prawdziwe. Przypominając sobie słowa pewnego bardzo mądrego człowieka „a gdy w końcu jest szczęśliwy, boi się straty”, postanowiłem dłużej o tym nie rozmyślać, a na pewno nie teraz. Pospiesznie wrzuciłem niepoukładane myśli do szufladki z napisem „na później” po czym przysiadłem się do stołu na którym właśnie postawiono pierwsze średnio upieczone kawałki mięsa z grilla. Skupiony na hamowaniu ślinotoku dopiero po chwili zauważyłem, że kogoś przy stole brakuje, po czym dostrzegłem światło w naszym domku, które właśnie zgasło. Przyszło mi na myśl tylko jedno, więc nie zastanawiając się dłużej oznajmiłem grzecznie, że muszę skorzystać z toalety po czym szybko udałem się w kierunku 43-ki. Drzwi, co prawda zamknięte, nie stawiły wielkiego oporu gdyż zdradził je nikczemny klucz pozostawiony w zamku. Postawiłem pierwszy krok przez próg domku, wytężyłem wzrok, a ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Tego co zobaczyłem zdecydowanie nie można było porównać z niczym innym na świecie…

Scroll to Top