Ostatnie chwile Powstania

Im strzelac nie kazano. jednak wstapili na dzialo na komende pulkownika otworzyli ogien. Strzelali horde moskiewskich zolnierzy czym sie dalo. Resztkami amunicji, metalowymi opilkami, wszystkim. Pulkownik krecac sie po okopach niecierpliwoscia spogladal na pole bitwy. Rosjanie nie kwapili sie do ataku. Salwy karabinow dalo sie slyszec daleka, gdy tylko jakis podkomendnych wypalil dostawal burde od pulkownika. Zewszad szarzowali ulani, zbierajac ile sie dalo wojska. Ktoz jednak chcial teraz walczyc, gdy cala sprawa przegrana. Nikt nie wiedzial czy Paskiewicz stolicy juz nie zdobyl, granica Austria byla coraz blizej.

Nie ojczyzne juz chodzilo, ale pragnienie zycia. Wiec salwa uderzali na moskali, tak by psubraty trzymali sie na dystans. Pulkownik chwycil uzde tak iz kon stanal jezdziec prawie zen nie spadl.
-Gdzie jest Wiktor, gdzie Adamowicz?
-Nie wiem panie, szukamy go, szukamy.
-Wiec pospieszcie sie. Dowodcow nas za malo. Pulki rozsypke pojda jak tylko Moskal zaatakuje wieksza werwa. Gdzie on?

Po okolicznych wioskach, oborach, chatach niczym zagony poszukiwali go ulani. Jeden czlowiek zaabsorbowal pol pulku ktory moglby teraz szarzowac na skrzydlo nieprzyjaciela. Nie schodzac koni, pelnej gotowosci, podjezdzali pod chaty wypytywali sie. Przybyli pod okno jednego domow.
Stukali, pukali lancami drewniane okiennice.
-Hej tam wpusc nas!
-O Jezu coz to za wojacy? dalo sie uslyszec glos dziewczyny.
-Otwieraj nie boj sie my Polacy.

Otwarla okiennice. Stanela oknie, miala dziewczeca dosc pstrokata cere blekitne oczy, ktore tym swietle wygladaly jak zielone. Ulani usmiechneli sie do niej. Calkiem slodka byla to panienka. Nie odmowilaby wszak ochlody dla wojska. Nie odmowilaby gosciny ulanom.
-Przyszlismy poszukac…
-Gdzie tam poszukac. Wpusc nas panienko, napijemy sie tylko. przerwal towarzyszowi kawalerzysta poczerwienialy pragnienia.
Usmieszek dziewki jeszcze bardziej go podgrzewal zachecal. Nie glowie mu byl napitek, raczej szyja dziewczyny jako wstep do gry. Coz to za wojna ktorej przywilejow wojennych wykorzystac nie mozna? Coz to za boj niepodleglosc, gdy dziewcze oporem sie stawia.
-Hej patalachy. Moskal atakuje. Do mnie, hajze na Moskala!!! wywinal szabla podchorazy zbierajac halastre- zagon formulujac szyk ruszyl przed siebie.

Dziewczyna zamknela okiennice powrocila do swego zajecia. Poczula go za soba nie opierala sie gdy polozyl dlonie na jej biuscie przedostajac sie przez halke by czuc miekkosc cieplo jej piersi. Acisnal je. Czul ich rozmiar, delikatnosc kraglosc. Do jej ucha szeptal niewyrazne slowa calowal, ba piescil wilgotnymi wargami nie spuszczajac palcow rozedrganych jej sutkow. Przytulal sie do jej plecow, przyciagal do siebie. Mogla poczuc jego tors. Pieszczoty jakim poddawal jej piersi nagle sie skonczyly, ku jej rozczarowaniu, gdyz to uciskanie sprawialo jej przyjemnosc. Dloni powedrowaly nizej. Czujac wilgotny jezyk na swej szyi dziewcze oddawalo sie tej zabawie, slyszac tylko jak pas wraz szabla opadaja na ziemie. Dlon mezczyzny spoczela na jej udzie. Delikatnie podciagala sukienke wraz halka, bielizna do gory, palce kreslily okregi na drzacym ciele. Na zewnatrz dalo sie slyszec salwy armatnie, pulki dzielnie sie bronily przed pierwszymi szarzami zaborcy. Dziewczyna szeptala:
-Nie walczysz, nie chcesz zwyciezyc Moskalem?
-Wojna to smierc.
-Ale… zadrzala.

Mezczyzna rozchylil jej uda miedzy nogami poczula penisa. Twardniejacy ocieral sie jej cialo. Rozstawila nogi, nic juz nie mowiac. Mezczyzna przytrzymal jej biodra jedna reka, by druga pokierowac fallusem we wlasciwe miejsce. Na polu bitwy delikatnie ladowano armaty, wsuwajac wen kule. Nastepnie kanonierzy chwytali wycior by nabic prochu. Dziewczyna czula sobie mezczyzne. Sycila sie powolnymi ruchami jego bioder tak by penis dotarl dalej. On nie pozwalal jej sie pochylic. Znow objal od dolu jej piersi scisnal. Nabite dzialo. Dowodca wydaje rozkaz … ognia. Co za dreszcz, gdy on po trzech powolnych ruchach, mocno penetrowal jej wnetrze.

Mlode cialo dziewczyny bylo dla niego cudownym podnieceniem. Smukle biodra, wycieta talia trzymajaca jeszcze cala suknie. Nie mieli czasu na zmyslowe rozbieranie. Przerwano im owa gre wstepna glupim pukaniem okno. Teraz przyszedl czas na salwy, na szarze niewybrednych pieszczot wokol szyi pocalunkow na kazdym piegu dwudziestoletniej dziewczyny. Nie spogladal jej oczy, juz sie napatrzyl blekit jej spojrzenia juz cenil znal smak jej ust, lecz ona czego innego pragnela. Dlonia swa piescila rozpalone lono, wciaz zdobywane tym razem spokojnymi ruchami mezczyzny. Dotykala jej zwilzajac palce jej sokami potem osiadlym na lonowych wlosach. gdy kochanek kolejnym razem wstrzelic sie chcial szybkim ruchem ta zaslonila lono. Opuszkiem palcow dotknela delikatnej skory czerwonego fallusa tak iz doznanie jakie wowczas odczul musial rozpaczliwie wytlumic.

Kule armatnie swistaly nad chata, mezczyzna staral sie by nie wystrzelic za wczesnie. Juz na polu bitwy szarzuja ulani rowniez ten ktory ze strachu pragnienia bitce zaspokojenia musial poszukiwac cial moskali bez ustanku, moze po wojence okna znow ona nan spojrzy? Ta jednak spogladala zamglonym spojrzeniem na kochanka, zsuwajac siebie suknie, ukazujac sie cala, mloda rozkoszna. Jej ciemne wlosy opadaly na opalone ramiona. Byl to juz wrzesien. Letnie slonce piescilo juz jej cialo, gdy kryla sie po wsiach razem rodzina, gdy wystawala na drogach czekajac na zolnierzy ktorzy przyniesliby jakies dobre wiesci. Rumiana, pstrokata twarz, wilgotne usta biale zeby widoczne przy dziewczecym usmiechu. Stala przed nim, skazana na jego zaborcze spojrzenie, spoczywajace to na ksztaltnych piersiach to na jedrnym brzuchu, to na oslonietym ciemnym puchem lonie.

Poprawiala wlosy odkrywajac pieszczona przed chwila tysiacami pocalunkow szyje. za oknem… szum, gwar bitwy. Pulkownik wymachiwal szabla rozkazujac juz nie myslac swych oficerach, teraz karnosc szyku sie liczyla niezaleznie od tego kto stal na jego czele. Powstrzymywano moskala kolejne jego pulki, lecz wrog tylko smial sie daleka patrzac jak Polacy traca coraz cenniejsza amunicje. Strzelcy ladowali bron, nabijali pocisk lufe, posypywali panewke prochem piescili kurek karabinu, obejmowali delikatnie spust. Jak on, ktory przytuliwszy sie do kochanki poczul twardosc jej sutkow. Polozyl dlon na jej udzie pieszczac je niczym kolbe karabinu, lecz coz to za porownanie, zimnego drewna, miekkim, plonacym pozadanie cialem. Drazniac wargami jej spocone usta nie pozwalal dokonczyc jej slow:
-Oni tam gina!
-Przyjemniej jest dawac zycie niz je tracic… odparl wsuwajac jezyk do jej ust.

Coz to byl za szalony pocalunek. Jezyk wirowal laczyl sie jej jezykiem. Chwycila jego glowe by jej nie odsuwal by nie wyciagal pieszczoty jej ust. On zas uda jej piescil, popychajac od tylu, widzac iz za plecami dziewczyny jest sciana. Objal jej uda przyciagnal do siebie. Ona nie mogac utrzymac rownowagi oparla sie sciane. Rozsunal jej nogi trzymajac mocno od spodu tak by ujrzec wilgotne lono dziewczyny. Ta chwycila go za szyje bojac sie ale sycac taka pozycja. Wisiala na nim, podkurczonymi nogami czujac jego sile. Uscisk dloni podtrzymujacy uda, tors przygniatajacy sie do jej ciala. Spogladal na rozowe scisniete sutki okraszone potem, slina pieszczot. Czula jak powoli jej wnetrzu porusza sie penis partnera. Zdawalo sie jej jakby tylko na nim sie trzymala, nim byla przygwozdzona do sciany. jeszcze ten napor jego ciala, bezpardonowe pieszczoty odslonietej szyi uscisk coraz mocniejszy na udach. Mocniej, silniej poruszal sie niej patrzyl na wilgotne jej usta. Podciagala sie, uciekala gore probujac chwycic sie czegos, dlonie rozstawiwszy drapala palcami po scianie. Mezczyzna mocno penetrowal jej wnetrze cisnac na jej usta cieply oddech. Przenikala ja rozkosz nie mogla opanowac wysokich tonow wydobywajacych sie jej krtani.

-Nie folguj sobie. Krzycz. Jecz. Zaglusz wystrzaly armat. szeptal jej mezczyzna.
Czul jak jej wagina pulsuje jak wielka przyjemnosc jej sprawia mocnym usciskiem, lecz on powoli slabl kolejne ruchy zblizaly go do spelnienia. Upuscil jedno ud. Dziewczyna utrzymala rownowage kladac wargi na jego ustach zamknietymi oczami piescila go pocalunkiem dlonmi swymi scisnela jego posladki. Nie dala mu odpoczac. Jej jezyk draznil jego podniebienie gdy kolejny mocny ruch wystrzelil nia gore. Poprawil, jak kanonier ktory wlasnie poslal kule krok od ich chaty. Nic to wybuch, gdy dziewczyna poczula goraco rozlewajacego sie nasienia. Spuscil glowe na jej dekolt dlonia wciaz przytrzymywal udo jeszcze mocniej. Poruszal sie niej wciaz, ona mu wtorowala by przedluzyc jeszcze pieszczote by draznic niezaspokojone czastki jej wnetrza. Ruchy ich byly jednak coraz spokojniejsze, by koncu oboje staneli na nogach spleceni uscisku osuneli sie na podloge. Usiedli na czworaka dziwnie uplotlszy nogi rece tulili sie do siebie. Dotykala palcami jego piersi, strapionej wojnie, kazda ryse calowala, by on czesal jej spocone ciemne wlosy. Drzacy biust chwytal obolale od ciezaru dziewczyny dlonie, teraz jego dotyk byl tak subtelny, spokojny, kojacy.
-A jesli przegrali? szeptala
-Kto…
-Polacy, przegrali przez ciebie, przez nas. Wiktor zdezerterowales.

Z jej blekitnych oczu bila wielka prawda piegowata nieco twarz otulona klejacymi sie koskami wlosow wbijala mu sie pamiec. Nie spogladal przez okno, nie patrzyl na pole, gdzie lezeli jego pobratymcy zlaczeni boju zaborca. On sycil sie widokiem smuklego nosa ciemnych rzes dziewczecia. Siedzac tak znow drazniacy wilgotne lono wsunal wen swoj fallus. Przytulil ja, by wglebic sie by znow poczula rozkosz. Gdzie wojna, gdzie smierc, nie bylo dla niej tutaj miejsca. Calowal ja namietnie pieszczac jezykiem jej podniebienie. Obejmowal przytrzymywal za plecy, gdy ta odchylala sie by zaczerpnac powietrza. Patrzyla dol, jak penis kochanka wciska sie jej cialo. Powoli razem plyneli. Naturalne ruchy jej bioder pomagaly mu, stymulowaly. Cierply mu skrzyzowane nogi lecz pragnienie kolejne rozkosze byly wieksze. Jej lono tak swobodnie przyjmowalo napieta jego meskosc, lecz ona polotwartymi ustami ujrzala nim bol. Rozstawila jego ramiona, bedace dla niej klatka wstala, raczej uklekla przycisnawszy gladki brzuch do jego twarzy, objal jej posladki piescil wciskajac palce pomiedzy jej uda drazniac spragniona wagine. Dziewczyna jednak chciala tylko by rozprostowal nogi. Ujela jego sterczacy fallus kierujac nim swobodnie usiadla na jego udach. Prowadzac go doswiadczyla nowych przyjemnosci. Nie mowili nic, pedzili, pod rytm wygrywanych fanfar zwyciezcow jakby bojac sie odkrycia. Ona gwaltownymi ruchami pragnela by czym predzej zalala ja znow fala goraca. Czula pulsujacego czlonka, syk szept ust kochanka na swych policzkach, mlode piersi plonely draznione silnym jego torsem sniada pstrokata twarz czerwieniala. Tylko blekitne spojrzenie bylo jak wrzace morze usta… krople potu, sliny. Chwycil jej biodra przyciagnal mocnej. Mocniej gdyz juz nie wytrzymywali. Sapczywie obejmujac wargami podniecone sutki chwycil ja ramiona, wystrzeliwujaca, wbijajaca swe usta jego brazowe wlosy. Jeszcze, by nie przestawac, lecz jego fallus juz wysuwal sie przepelnionego lona. Juz padala nan naga zemdlona, objecia, pocalunki. Osuwajac sie na jego cialo oparla glowe na jego ramieniu. Tak mogli lezec spoceni niezaleznie od chwili do otoczenia. Razem nasycona nasieniem, lakomy jej cialem dala od smierci wspolbraci.

Coz na polu? Gdzie wojska? Pulki, kawaleria wszystko poszlo rozsypke. Lecz tu zaden Ordon nie wysadzil reduty. Ludzie raczej pierzchali aby ratowac zycie. Darmo bylo lapac pulki, gdy ten kto przezyl szturm pedzil ku granicy, ku Austrii gdzie moze znalezliby spokoj pomoc. Tutaj, teraz nie mogli na to liczyc. Moskale krzatali sie wsrod zabitych rannych tych dobijajac tamtych okradajac, niektorych biorac jako jencow. Nic to, ze nosili podobne mundury, byli zdrajcami cara, teraz car wysle ich na potepienie. Dla przestrogi oczywiscie, by narodowi nigdy nie przyszlo na mysl powstawac przeciw niemu. Nie palono okolicznych chat, dowodca zabronil, ale nikt nie mogl upilnowac maruderow, ktorzy opuscili rozgardiaszu swe pulki, ktorzy poszli pogon. Trzech takich lazilo miedzy chatami wystukujac liczac na lupy. Dalo sie ich uslyszec. Kochankowie jednak przytuleni polprzytomni nie dopuszczali do siebie zadnych zbednych mysli. Sycili sie swym cieplem, ale trzask drzwi musial ich letargu wyrwac. Mezczyzna spojrzal na drzwi. Juz wygladal zza nich zolnierz rosyjskim mundurze. Wpierw nie poznal wroga, ale gdy on krzyknal po rusku do kamratow przeszedl go dreszcz. Dziewczyna mocniej do niego przylgnela widzac to co on. Moskale… trzech ich wlazlo do srodka.

-Patrzcie, my tu szukamy, tu sie kryja…
-Prawda. Gotowi, dalbys zolnierzu podzielic sie zdobycza.
-Kamraci! krzyknal trzeci zatrzymujac ich drzwiach. Spojrzcie.
Wskazal na lezace na lozku rzeczy, mundur oficera, gdzies lezala szabla, gdzies bryczesy czapka kita. na czapce srebrzysty orzel, jednoglowy.
-Lachy! wysyczal najgorliwszy. Tam gina psubraty inny plodzi nowe pokolenie. Bierzta go!

Doskoczyli dwoch, mezczyzna wstal chowajac za soba dziewczyne. Wyszczerzyl zeby, pokazal piesci. Byl nagi lecz gotowy do walki. Dwoch nieco sie go przestraszylo. Rzucili okiem na szable lezaca boku. On byl bezbronny czego sie bac.
-Jestem oficerem! krzyknal po rusku.
-I bierzesz sie za dziewki?
-Jestem szlachcianka. dumnie odparla dziewczyna wystajac zza niego.

Aby nie kusic psow zaslonila sie suknia lezaca na ziemi sciskajac ja na piersiach. Jednak slowo szlachcianka jeszcze bardziej moskali podgrzalo. Amiali sie czekajac na chwile dogodna by oficera od zdobyczy oderwac sie nia zabawic. Jeden ruszyl ukarany zostal mocnym ciosem szczeke, lecz gdy drugi przyszedl mu pomoca poradzili sobie.

Odbierajac ciosy odwlekli go na bok, mocno trzymali, gdyz sie wyrywal nie mogl patrzec ani wyobrazac sobie co teraz moglo sie stac. Dziarski zolnierz odrzucil karabin na bok powoli zaczal rozpinac pas rozpinac spodnie wpatrujac sie drzaca krucha dziewczyne, ktora zakrywala coraz mocniej swe cialo. Byla zdezorientowana mogla go uderzyc uciec, ale jest jeszcze tych dwoch. Mogli ja zostawic, lecz wyzyli by sie na Wiktorze ktory zapewne zywy tego by nie wyszedl. Drzala widzac nagiego fallusa doprowadzonego do erekcji dlonia zoldaka. Wygladal zabawnie kroczac opuszczonymi spodniami utrudniajacymi mu chod, ale jej widok by dla niego motorem. Chwycil ja mocno, starala sie wyrwac, ale szamotanina tylko spowodowala osuniecie sie sukni. Rosjanin polakomil sie na ksztaltny jeszcze rozpalony biust dziewczyny. Sutki teraz drzaly nie podniecenia lecz ze strachu. Uscisk na rece wzmacnial sie, jednoczesnie druga dlonia moskal chwycil jej policzki. Pociagnal ja dol. Pochylona ze swobodnie opadajacymi piersiami spodobala sie trzymajacym rozwscieczonego Wiktora. Nie wolala pomocy, uscisk na szczece wzmagal sie przy kazdej probie. Wyrywajac sie narazala sie na wykrecenie ramienia.

-Nie bede plamil sie twym zawszonym lonem po Lachu. to mowiac wciskal jej miedzy drzacy zaciskajace sie wargi swojego nalanego krwia penisa.
Opierala sie probujac go wypchnac, wypluc, lecz stawianie sie jeszcze bardziej rozloscilo Rosjanina. Chwycil ja za wlosy przyciagnal. Jakze inne bylo to uczucie, draznione podniebienie przez fallusa wroga, slodkim jezykiem pieszczoty kochanka. Zbieralo jej sie na placz, lecz nie dala sie upodlic nie skomlala litosc. Patrzyla tylko rozpaczliwie na przerazonego wscieklego mezczyzne ktorym przed chwila byla.
-Ssij Laszko. Ssij swemu panu, szlachcianko.

Jej usta byly dla Moskala nie miejscem pieszczot lecz rozladowania wojennego szalu. Nie zwazal na przyjemnosc lecz na sile zaspokojenia. By koncu jej zeby zacisnely sie na czulym miejscu. Ten odskoczyl przerazony juz zamachnal sie na kleczaca dziewczyne, gdy powstrzymal go drugi zoldakow. Trzeci sam powstrzymywal uleglego Polaka.
-Co ty, spojrz co za myszka, trzeba by ja zbalamucic. Bierz ja.

Szarpala sie wyrywala gdy jeden wzial ja za nogi drugi za talie zaciagneli na lozko. Zginala nogi kryjac swe lono, lecz na nic to. Jeden ow dziarski chwycil jej rece zaplotl zza glowa druga pociagnal jej noge, tak stojac schylil sie brodaty chleptal lizal jej sutki. Drugi gotowy rubasznie smiejacy sie odchylil druga dziewczeca noge sycil sie widokiem lona. Lolnierski przywilej branka. Dziewczyna zaciskajac ze strachu rozpaczy wargi czula juz jak jego meskosc skrada sie dotyka jej ud, jej lona ledwo co nie wsuwa sie do jej wnetrza. Wtedy… potezny cios oderwal zoldaka od ciala dziewczyny szabla tylko zaswisnela powietrzu.

Polala sie krew, moskal padl przerazony, jego fallus uderzyl sciane, odciety. Trzeci, ten co mial pilnowac oficera juz uduszony kleczal obliczem zboczenca dziarski. Nie wiedza czy szantazem na dziewczynie czy walka mezczyzne ma pokonac utracil kontrole nad panna ktora wtoczyla sie placzaca pod lozko. Teraz on byl bezbronny pol nagi mimo, ze mezczyzna nadal byl stroju Adama, nie bylo mu juz do smiechu. Cios godny Wolodyjowskiego sama glowe. Byla to ostatnia watpliwa przyjemnosc dziarskiego moskala. Dziarskosc niekiedy nie poplaca, szczegolnie gdy nie wie sie kim sie zadziera. Wiktor Adamowicz upuscil zakrwawiona szable czym predzej wydostal rozdygotana dziewczyne spod lozka biorac ja objecia, wycierajac twarz calujac kazdy jej skrawek, kazdy cal sniadego, pstrokatego lica. Probowal otrzec jej ciala kazdy dotyk wroga gladzac ksztaltne piersi wycierajac lono wciaz upewniajac ja, ze oni juz nic nie uczynia.

Dziewczyna ubierana przez kochanka mowila do niego:
-Co teraz zrobimy. Dowiedza sie? Zabiora cie, wysla na Syberie. Nigdy sie nie zobaczymy.
-To niewazne.
-Wazne, musisz uciekac.
-Z toba…
-Sam. Uciekaj sam. Tak bedzie bezpieczniej. Mnie nic nie grozi przy mojej rodzinie. Bede czekala.
-Ale ile lat.
-Przyjade do ciebie, bede pisala.
-Ale gdzie. Gdzie mnie przyjma? Tak gdzie uciekalismy calym pulkiem. jesli spotkan pobratymcow, jesli uznaja mnie za zdrajce?
-Bede czekala. pocalowala go.

Ubrana ostatni raz obdarzyla go pieszczota. Jeszcze przelekniona szla wraz nim jego objeciach przed siebie, ku rzece, ku granicy, do ktorej nie dotrwali inni pulku.
Minelo pare miesiecy, gdy maly chlopczyk biegal po calym majatku szlacheckim rodziny Korczynskich. Poszukiwal jednej osoby, wymachujac koperta.

Elzbieto, panienko! krzyczal gdy tylko ja zobaczyl. List, ponoc daleka.
Dziewczyna chwycila lapczywie przesylke schowala pod sukienke by nikt tego nie zauwazyl. Czekala az nastanie wieczor otworzy list. Miala przeczucie, ba wiedziala od kogo on pochodzil. Wszak umawiali sie, wszak sobie obiecywali. Od tamtego czasu odrzucala kazde zaloty, na nieszczescie rodzicow nie zblizala sie do nikogo nie leku lecz obietnicy. blasku swiec wieczorem polozyla list na stole, otworzyla go ostroznie.

Zaczela czytac:

Elu,
Wierze to usilnie, ze nadal tesknisz za mna choc jestem daleko czekasz. Ja rowniez nie smiem spogladac na inna tak jak patrzylem na ciebie. Nadal mam przed oczami twe oczy czerwone wilgotne usta. Jak ich pragne ich slodyczy, pieszczoty twojego jezyka. Nie moge zasnac, gdyz objawiaja mi sie twe usta. Mysle kazdej przyjemnosci jaka sprawily mi twe wlosy, dlonie. Rzeknij iz nikt ciebie nie dotknal po mnie. Jakbym chcial cie piescic, twe bujne piersi, kragle sutki. Tak chwytac jej miedzy palce, draznic czubkiem jezyka az stana sie twarde przyjemne. Siadz przy lustrze, przyjrzyj sie swemu pieknemu mlodemu cialu wyobraz iz kazdy jego skrawek jest mi upragniony. szczegolnie ono… Jakze pragne dotykac twego lona piescic jej palcami platac sie pomiedzy owe wlosy. Grzac chlodna dlon miedzy twymi udami. kazdym przeczytanym slowem rozpalala swa wyobraznie. Usiadla przed lustrem jak jej kazal niczym pod jego wzrokiem zmyslowo zdjela siebie ubranie. Ujrzala swe rozgrzane cialo. Dotknela swych piersi, objela je masowala co czytajac jeszcze raz slowa kochanka sprawialo jej przyjemnosc. Zsunela dlon na podbrzusze czytala dalej:

pamietasz pieszczote, jak ustami draznilem twe lono. Jak wsuwalem jezyk miedzy platki twej waginy co tak cie radowalo. Teraz nie szczedzil bym ust, jezyka palcow. Delikatnie penetrowalbym twe wnetrze calujac usta gdy tak francuszczyzna by ci sie znudzila padlbym bys ty… ona zas kierowana slowami kochanka oddawala sie pieszczocie. Pragnela tej jego czulosci, dotyku, ktory sama tworzyla mocno masujac swa wilgotna wagine. Oparla sie lozko gdyz doznania byly ogromne jeszcze te slowa usiadz na mnie, wsun fallusa faluj. Lezalbym pod toba caly twoj zdany na twa rozkosz. Bylbym twoj, zlizywalbym kazda krople twego ciala, piersi, brzucha. Ilez bym dal za miekkosc twego biustu ma slodka, ukochana… podla rak dziewczyny. Spocona jedna dlonia obejmowala swa szyje druga swe lono, palce wsuwajac do srodka. Chciala zlizywac swe soki. Chcialaby teraz oddac sie kazdemu by tylko wyladowac emocje. Coz za kochanek, coz za list zberezny, ktory sie wszak jeszcze nie konczyl inne pieszczoty byly nim opisywane godne francuskich prostytutek.

Zmeczona doznaniem nie zdolala dokonczyc lektury. Opadla na prog lozka, rozwianymi ciemnymi wlosami gdy przymruzyla oczy widziala jego. Kazdy wieczor, kazda noc teraz byla dla niej chwila ekstazy listem wczytywaniem sie kolejne opowiesci pragnienia, ktore mogl jej dac tylko on. Mloda szlachcianka zlozyla liscik patrzac jeszcze na podpis: Adamowicz, Paryz luty 1832 roku Odcisnela jeszcze raz usta na pergaminie niecierpliwiona na kolejne listy.

Scroll to Top