Piotr, urlop we Wloszech

Piotr – urlop we Włoszech.

Tuż po tym długim weekendzie odezwał się Piotr, proponując mi, z racji moich następnych urodzin urlop we Włoszech. W pierwszej chwili zaczęłam się zastanawiać, nawet chciałam go zniechęcić pisząc o swojej firmie, o przygotowaniach i o współpracy z nowymi koleżankami.

Wówczas Piotr zaproponował, aby wzięła te koleżanki z sobą. Scenariusz naszego pobytu ma wyglądać tak, że 01 lipca lecimy do Rzymu, tam mamy się spotkać. Przez tydzień mamy zwiedzać Rzym, nie kryję, atrakcja, nie byłam, następny tydzień to zwiedzanie Włoch w kierunku Neapolu i ostatni tydzień to mamy byś w jakimś ośrodku nad zatoka Neapolitańską. Obawiam się, że od początku będziemy rżnięta, jeżeli my jedziemy we trzy, to on „zmontuje” większy „zespół osobowy”. Wszystko niby jest jasne, koleżanki też się zgodziły, dość dużą niewiadomą jest ten „ośrodek wypoczynkowy” nad Zatoką Neapolitańską. Myślę, że tam zafunduje nam swoje „atrakcje”. Takiego „prezentu” urodzinowego jeszcze nie miałam, mając świadomość, że mogą je spotkać różne zbliżenia, ale postanowiłyśmy skorzystać z jego propozycji. Tym bardziej, że od 02 sierpnia ruszam ze swoją firmą i nie wiem, czy w przyszłym roku będę mogła pozwolić sobie na 3-tygodniowy urlop. W tym miejscu czas przedstawić moje koleżanki. Pierwszą jest Marta. Zamierzałam otworzyć własną firmę pod nazwą „Biuro rachunkowe” z dość szerokim zakresem usług rachunkowych dla firm, ale również dla osób fizycznych. Zakładałam, że nie będę pracowała sama, że będzie mi potrzebna jeszcze jedna osoba „merytoryczna”. Po Świętach Wielkanocnych zaczęłam rozglądać się i rozmawiać na ten temat wśród znajomych, między innymi w „swojej” Spółce Lekarskiej. Jeden z lekarzy zaproponował mi rozmowę ze swoja siostrą, doszło do niej po kilku dniach. Okazało się, że Marta jest kobietą w wieku 35 lat, mająca pełne kwalifikacje, ale bezrobotna. Po studiach pracowała w państwowej firmie, przeszła do prywatnej, tamta zakończyła działalność gospodarczą z końcem roku. Od początku tego roku pracuje w jakiejś firmie „na czarno”, bo firmę nie stać na jej zatrudnienie. Umówiłyśmy się, że ja ją będę mogła zatrudnić oficjalnie od początku sierpnia, natomiast nieoficjalnie chciałabym pracować z nią już w lipcu, aby systematycznie wchodziła w nasze tematy oraz aby pomogła przy urządzaniu Biura. Marcie odpowiadała ta propozycja i tak się rozstałyśmy. Widząc się po paru dniach z lekarzem, który mi ja polecił zapytałam, na ile ona jest dyspozycyjna. Okazało się, że jest całkowicie, bo jest tzw. kobietą samodzielną. Po studiach wyszła za mąż, ale najprawdopodobniej na skutek choroby, którą przeszła w okresie rozwoju hormonalnego, okazało się, że jest bezpłodna. Podjęła leczenie hormonalne, ale oczekiwanych efektów nie dała. Wówczas się rozwiodła i żyje sama. Wizualnie jest to kobieta wzrostu około 170cm, zgrabna, dość potężnie zbudowana w biodrach, ale z dość płaskim brzuchem. Już od połowy czerwca zaczęłyśmy współpracować, Marta przychodziła do mnie do domu, tam wdrażałam ją w prowadzone tematy. Rzeczywiście prezentowała wysoki profesjonalizm w wykonywanej przez nas pracy. Dawało to możliwość wzięcie dodatkowych zleceń, co w konsekwencji rzutowało na jej i Iwony dochody. Kiedy przyszła propozycja Piotra, przedstawiłam ją jej również, mówiąc wszystko, co na ten temat wiem, uprzedzając, że może się spotkać z różnymi sytuacjami. Kiedy skończyłam Marta wyraziła chęć nawiązania kontaktu z kimś, z kim mogłaby uprawiać seks, a najlepiej grupowy. Nie ma w tym zakresie żądnego doświadczenia, ale widziała kilka filmów i bardzo ją coś takiego pociąga. Ponadto oglądała różne filmy o przemocy wobec kobiety i też by chciała coś takiego przeżyć. Stwierdziła – jak widzisz, dupę mam niezłą i chętnie bym ją wystawiła komuś, aby mi wpierdolił. Może nie tylko dupę, widziałam, jak mężczyźni zakładali kobietom różne rzeczy na pizdę lub na cycki. Mam je dość duże i dużo by się na nich zmieściło. Wysłuchałam tego wszystkiego spokojnie, mówiąc – w takim razie biorę Cię z sobą, myślę, że co nieco z tego, co powiedziałaś, przeżyjesz. Drugą osobą jest Iwona. Założyłam, że powinnam mieć jedną osobę „merytoryczną” i jedną osobę „administracyjną”. Nie pamiętam, kiedy Iwona pojawiła się w naszym biurze, ale zawsze pamiętałam ją jako kierowniczkę sekcji organizacyjno – kadrowej. Zawsze panowała nad wszystkimi naszymi sprawami, w grudniu ubiegłym roku uzyskała uprawnienia emerytalne i odeszła z pracy. Jest to kobieta mająca w tej chwili 56 lat, średniego wzrostu, ok. 165cm, ale mocno zbudowana. Ma 110cm w biuście i 100cm w biodrach, z dość płaskim brzuchem. Wygląda jeszcze bardzo „apetycznie”. To też od razu zadzwoniłam do niej, umawiając się na rozmowę. Spotkałyśmy się u mnie w gabinecie, po mojej pracy, przedstawiłam swoją propozycję. Iwona spojrzała na mnie, po czym stwierdziła – a ja chciałam sobie odpocząć. Podczas naszej rozmowy okazało się, że jest kobietą rozwiedzioną, mąż „w Polsce”, dzieci w „Świecie”, a więc całkowicie dyspozycyjna. To też zaczęła współpracować ze mną zaraz po czerwcowym weekendzie, a w połowie czerwca przedstawiłam jej propozycję wyjazdu do Włoch na zaproszenie Piotra, referując wszystkie szczegóły. Wówczas Iwona zaczęła się śmiać, po czym stwierdziła – cnotliwą Zuzanną to ja już byłam, teraz mam chęć na tego typu „zabawy”, weź mnie. Spytałam, czy jest świadoma tego, co mówi, stwierdziła, że tak, więc klamka zapadła. Po tej rozmowie spotkałyśmy się jeszcze kilka razy, aby omówić szczegóły „wyposażenia” które powinnyśmy zabrać i zgodnie ze scenariuszem, w czwartek, 01 lipca poleciałyśmy do Rzymu. Rzeczywiście, Piotr odebrał nas z lotniska i zawiózł na przedmieścia Rzymu do bardzo ekskluzywnego pensjonatu z dużym „zielonym” zapleczem. Jest to o tyle istotne, że w tym momencie były we Włoszech bardzo duże upały i jedynie w ogrodzie dało się wytrzymać. Na wejściu spotkałyśmy się z trzema mężczyznami – Karolem, którego już znałam, Gustawem, kolegą Karola z Drezna i Alessandro, czyli po naszemu Aleksandrem, Włochem. Karola już znałam, pozostali to przystojni, dobrze zbudowani mężczyźni w wieku około 30 lat. Zostałyśmy zakwaterowane na piętrze, każda w swoim pokoju. Zdążyłam tylko wejść do pokoju, tuż za mną wszedł Piotr i stało się to, co już było między nami nie raz. Nie wiadomo kiedy spadły z nas ubrania, po chwili już byliśmy w łóżka, jeszcze chwila, a już był we mnie. Czułam go jak zawsze, mocno w sobie, wypełniona do końca. Za każdym jego pchnięciem czułam narastające w sobie podniecenie, aż przyszedł ten wspaniały moment spełnienia, kiedy się we mnie spuszczał. Wpiłam ręce w jego ramiona jęcząc w bardzo mocnym orgaźmie. Po chwili powiedział – za chwilę chcę poznać Twoje koleżanki. To też kiedy tylko się umyłam poszłam do pokoi Marty i Iwony, uprzedzając je, że zaraz będą miały „spotkanie zapoznawcze” z Piotrem. Za nim jednak poszedł do Marty ponownie przyszedł do mnie mówiąc, że za nasz pobyt jest odpowiedzialny Karol i on o wszystkim decyduje, on zna program, który Ci dzisiaj przedstawi. Kończąc tę sekwencję swojej wypowiedzi, wstał i poszedł do Marty. Po określonym czasie wrócił, ponownie nawiązał do programu naszego pobytu we Włoszech, a szczególnie do ostatniego tygodnia, który miałyśmy spędzić gdzieś koło Neapolu. W tej wypowiedź ponownie przedstawił rolę Karola mówiąc – . Ja zaraz wyjeżdżam, zostawiając Was z nimi – po czym poszedł do Iwony. Kiedy wrócił poszedł do swojego pokoju, po pewnym czasie wyszedł z podróżną torbą mówiąc do mnie – bawcie się dobrze, Gustaw odwiezie mnie na lotnisko. Tyle go na cały pobyt widziałam. Kiedy Piotr wyjechał przyszedł do mnie Karol w znaczący sposób zsuwając spodnie. Popatrzył na mnie mówiąc – wiesz, że lubię Twoją dupcię, wypnij mi ją. Dobrze, że myjąc się wypłukałam ją po całym dniu, poszłam do łazienki, wzięłam krem, lekko mu go nasmarowałam, po czym położyłam się w poprzek łóżka, wypinając w jego kierunku biodra i lekko rozsuwając pośladki. Po chwili już go miałam w sobie, a zaraz poczułam jego biodra na moich. Wbijał się we mnie systematycznie, aż przyszedł moment jego zadowolenia. Wychodząc, stwierdził – jak się umyjesz przyjdź do mnie. Owinięta tylko w ręcznik, bo było bardzo ciepło poszłam, poczęstował drinkiem, po czym zawołał Aleksandra i we dwóch zaprezentowali mi scenariusz naszego pobytu. Okazało się, że do soboty, 09 lipca jesteśmy w Rzymie, następnie do soboty 17 lipca jeździmy po Włoszech i od 18 do 25 jesteśmy w Agropoli, nad morzem Tyreńskim, ok. 60km od Neapolu, w niedzielę, wracamy do domu. Jeśli chodzi o inne ustalenia, to usłyszałam, że codziennie, w godzinach od północy do 10-tej rano oraz w godzinach „służbowych”, czyli podczas zwiedzania lub przejazdów, mamy gwarantowaną nietykalność, natomiast w innych godzinach należymy do nich. Kończąc tą wypowiedź wskazał na Aleksandra, który przysłuchiwał się tej naszej rozmowie, a który w tym momencie zaczął zsuwać swoje spodenki i ukazał mi się jego kutas. Okazało się po raz kolejny, że mężczyźni średniego wzrostu potrafią mieć równie potężne kutasy, ten wyglądał imponująco. W tym momencie zauważyłam również, że on, tak samo jak Piotr i Karol, miał wygolony wzgórek łonowy, a na jego nasadzie miał wytatuowaną czarną stylizowaną Kotwicę Admiralicji. Zaintrygowało mnie to, zaczęłam dotykać ręką, czy jest ona wytatuowana. Okazało się, że nie, że tak samo jak Piotr i Karol jest ona wtopiony. Pochyliłam się i po chwili nie miałam już wątpliwości, to ta sama „mafia”, był to taki sam obrazek o wielkości około 5cm wysokości i 4cm szerokości stopy kotwicy. Aleksander przez moment patrzył na mnie, ale rozumiejąc, o co mu chodzi położyłam się na łóżku, szeroko rozsuwając nogi. Po chwili poczułam go w sobie i jak to się mówi „oko się nie myliło”, czułam go bardzo mocno w sobie. Czułam każde jego pchnięcie, a za każdym jego pchnięciem narastało we mnie podniecenie. Jęczałam już dość głośno, kiedy poczułam, że Aleksander zbliża się do swojego końca. W tym momencie nastąpiło dokładnie to, co jest w przypadku Piotra, jego kutas, podczas spuszczania się, zaczął „wibrować”. Jest to niesamowite wrażenie, dostałam orgazmu potwierdzając go głośnym jękiem. Wróciłam do swojego pokoju, zdążyłam się tylko położyć, wszedł Karol wprowadził Gustawa, był ubrany tylko w spodenki. Ten widząc, że leżę w łóżku nawet przez chwilę się nie zastanawiał, tylko błyskawicznie zsunął je, a ja ujrzałam jego kutasa. Ale jednocześnie rzuciło mi się w oczy, że Gustaw jest, jak wszyscy, całkowicie wygolony, a na wzgórku łonowym czerni się wtopiona Kotwica Admiralicji. Taka sama, jaką ma Piotr, Karol i Aleksander. Było w tym momencie jasne, jest to jedna „banda”. Po chwili już go miałam w sobie i bardzo mocno go poczułam. Wsuwał się we mnie w zdecydowany sposób, co czułam nie tylko w sobie, ale również na swoich wargach sromowych, które systematycznie „sklepywał”. Czując go tak mocno w sobie zaczęłam się szybko podniecać, potwierdzając to głośnym jęczeniem i bardzo głośnym jękiem, kiedy się we mnie spuszczał. Skończył, poszedł, ja się umyłam, chwilę odpoczęłam, po czym poszłam zobaczyć co słychać u Marty. Właśnie była po zbliżeniu z Karolem a Iwona była w trakcie zbliżenia z Aleksandrem. Minęło parę minut i wszystkie przyszły do mnie, ja wyciągnęłam butelkę, zrobiłam po drinku i wzniosłam toast – to za ten urlop, który tak „pięknie” zaczęłyśmy. W tym momencie parsknęłyśmy śmiechem, po czym zaczęłyśmy rozmawiać na zupełnie inny temat. Nie da się ukryć, że podróż i to „powitanie” zmęczyło nas, dość szybko poszłyśmy spać. Następnego dnia, w piątek po śniadaniu, z Aleksandrem ruszyłyśmy „na Rzym”. Wróciłyśmy ok. 18-tej i po kolacji zaczęło się następne spotkanie z naszymi „kolegami”. Ponieważ do północy było sporo czasu to też miałyśmy po dwa zbliżenia z każdym. Nie da się ukryć, że im bliżej północy, tym mocniej czułam te zbliżenia. Moje koleżanki czuły się równie zmęczone. Tak „zwiedzałyśmy” Rzym po piątku, 10-tego lipca. Drugi etap – 10 – 17 lipiec, jeździłyśmy od miasta do miasta. Albo w danym mieście, albo po drodze zawsze coś zwiedzałyśmy. Każde miejsce postoju na noc był to jakiś „wydzielony pensjonat” lub coś tego rodzaju i tu nastąpiła zmiana zasad naszego funkcjonowania. Na każdym miejscu postoju, poza naszymi „stałymi” kolegami czekało na nas trzech „lokalnych” mężczyzn. Byli to zawsze młodzi, bardzo sprawni mężczyźni. Po przyjeździe najczęściej miałyśmy prawie dwie godziny na posiłek, odpoczynek, toaletę, po czym zaczynała się „zabawa” każdy z każdą. Nasi „starzy” partnerzy zadawalali się po jednym zbliżeniem z każdą z nas, tym sposobem odbywali codziennie po trzy zbliżenia. Ale nasi „nowi” koledzy praktycznie od samego początku starali się „wykrzesać” z siebie więcej i nie raz któraś z nas miała więcej niż sześć zbliżeń. Nie da się ukryć, że odbywanie tylu zbliżeń najczęściej w czasie krótszym niż sześć godzin było dość uciążliwe i im bliżej północy, tym głośniej jęczałyśmy, kiedy miałyśmy ich kutasy w sobie. Trzeci etap – Neapol, dojechaliśmy do niego w sobotę, 17 lipca. Nie był to sam Neapol, a miejscowość Agropoli, nad morzem Tyreńskim, ok. 60km od Neapolu, tym nie mniej miałyśmy możliwość zwiedzania go w niedzielę, we wtorek i czwartek. W pozostałe dni tygodnia byłyśmy zajęte „inaczej”. Był to klasyczny ośrodek odnowy biologicznej w kształcie litery „U”. Teren był ogrodzony i monitorowany, budynki były oddalone od wejścia o około 100m, zasłonięte dość wysokim żywopłotem. Żywopłot był z trzech stron ośrodka, czwarta, to był brzeg morski. We frontowej, jednopiętrowej części była „administracja” oraz wszystkie urządzenia, czyli sale ćwiczeń, mały basen, jaccuzy, sale do masażu, sauny mokra i sucha, zaplecze socjalne typu stołówka i bufet, chyba coś jeszcze, ale nie ważne. Boczne części budynku to dwupiętrowa część hotelowa. Dostałyśmy bardzo ładne pokoje jednoosobowe. Wewnętrzny dziedziniec to duży basen oraz kilka dodatkowych urządzeń do ćwiczeń, na których rzeczywiście obecni tam panowie ćwiczyli. W tym momencie zakończyła się dotychczasowa „opieka” naszych panów, byli w ośrodku, ale nie uczestniczyli w naszych „zabawach” poza Karolem, który cały czas nas nadzorował. Opieka się skończyła, ponieważ w ośrodku było około 30 mężczyzn, Marta twierdzi, że pewnego razu naliczyła ich 36. Byli to wszystko mężczyźni, na oko do 30 roku życia, którzy ćwiczyli na różnych przyrządach. W niedzielę rano Karol zakomunikował nam, że obowiązującym nas strojem jest strój „Ewy” i od tej pory uczestniczymy w „ćwiczeniach” z mężczyznami, którzy są na ośrodku. Byłyśmy „nietykalne” tylko od północy do 09-tej rano, to znaczy do śniadania. Nie wiem, kto to koordynował ale przez pozostały czas obecni w ośrodku panowie mogli z nami „ćwiczyć” i ćwiczyli, moim zdaniem, z dokładnością zegarka, co dwie godziny. Co dwie godziny, bez względu, gdzie byłam, „dopadał” mnie mężczyzna i odbywał zbliżenie w takiej pozycji, w jakiej sobie życzył. Dobrze, że można było leżeć czy przebywać w wodzie, to dawało pewien relaks, chwilę wytchnienia. Zabawa „na poważnie” zaczęła się w poniedziałek o 10-tej. Zostałyśmy zaproszone do sali ćwiczeń, tam założono nam na nogi opaski i podciągnięto do góry na tzw. świnkę, rozciągając maksymalnie mocno nogi na boki. Wówczas pokazało się przy mnie trzech mężczyzn, ubranych w czarne trykoty i maski, nie jestem przekonana, czy nie byli to nasi poprzedni „opiekunowie”. Jeden miał w ręku pejcz, drugi bat wielorzemieniowy, trzeci trzcinkę i zbili nam krocza, szczególnie dokładnie cipki. Po czym rozwiązali, dostałyśmy wolne do obiadu, to znaczy do 14-tej, po której „planowi” panowie zaczęli odbywać z nami zbliżenia. Jęczałyśmy bardzo głośno, ale to nie miało żadnego znaczenia, oni robili swoje. Druga faza „zabawy” miała miejsce w środę, tak samo o 10-tej. Zaprowadzono nas do tej samej sali, tyle tylko, że leżałam na plecach na stole, założono mi opaski na nogi i szeroko je rozciągnięto. Po czym przy każdej z nas pojawiło się po dwóch „czarnych mężczyzn” i zaczęli robić nam „baloniki”, czyli wstrzyknęli nam w duże wargi sromowe jakiś płyn, powodując, że zrobiły się bardzo nabrzmiałe. To znowu stanowiło dodatkowa „atrakcję” podczas zbliżeń, bo byłyśmy jeszcze mocno obolałe, to przy tak nabrzmiałych wargach byłyśmy jeszcze mocniej urażane. Te baloniki wchłonęły się dopiero w sobotę wieczorem. Trzecia faza „zabawy” miała miejsce w piątek. Powtórzyła się sytuacja ze środy, byłyśmy mocno rozciągnięte na stołach, ale nie wiedziałam, dlaczego miałyśmy podłożone pod biodra dość wysokie poduszki, tak, że były one uniesione dość wysoko. Ponownie pojawiło się, ale tym razem trzech takich samych „czarnych’ mężczyzn pchających przed sobą stolik, bardzo podobny do stolika barowego. Podeszli do mnie, przez dłuższą chwilę przyglądali się mojemu wzgórkowi łonowemu. Po chwili jeden z nich zaczął gładzić lewą stronę mojego wzgórka, patrząc od mojej strony, po chwili drugi w to samo miejsce przyłożył coś w rodzaju wałeczka gąbkowego i zaczął je smarować czarnym, gęstym płynem, a kiedy skończył, ten trzeci przyłożył w to miejsce coś w rodzaju kwadratowego „stempla”. Rozdarłam się, bo poczułam pieczenie. Okazało się, że ten „stempel” był bardzo gorący i „wkleił” w moją skórę ich znak. Usłyszałam – witaj w Klubie. Puścili mnie i jak zwykle miałam wolne do obiadu, tyle tylko, że miałam tego miejsca nie myć do wieczora. Kiedy wieczorem delikatnie zmyłam, okazało się, że jest to znak stylizowanej Kotwicy Admiralicji, taki sam, jaki ma Piotr, Karol, Gustaw i Aleksander. Tyle tylko, że nie wiedziałam, co oznacza „witaj w Klubie, jakim Klubie” Nie to jednak było w tym momencie ważne. Takie same „stemple” otrzymały Marta i Iwona, tyle tylko, że to był ich „pierwszy” stempel i miały go na środku wzgórka łonowego, dla mnie był to już trzeci, na środku miałam czerwony „Kwiat Lotosu” po prawej stronie „Czarną Różę” teraz po lewej „Kotwicę Admiralicji”. Po obiadowej przerwie „życie wróciło do normy” i nasi panowie zaczęli odbywać z nami regularnie zbliżenia. Podobnie było w sobotę do północy. W niedzielę po śniadaniu zostałyśmy odwiezione do Neapolu, tam w samolot i do domu. Kiedy tak leciałyśmy, nie da się ukryć, żądna z nas nie była w stanie „zsunąć nogi”, zaczynałam się zastanawiać, co o tym wyjeździe sądzą moje koleżanki. One to chyba wyczuły, bo Iwona w pewnym momencie stwierdziła – Basiu, jeżeli ten Twój Piotr zaproponuje Ci za rok taki urlop, to ja pierwsza się na niego piszę. Po chwili odezwała się Marta – ja też. W tym momencie zrozumiałam, że obie moje koleżanki mają pozytywne wrażenia poniedziałek tego wyjazdu.

W poniedziałek spotkałyśmy się w biurze i opowiadań nie było końca. Istotny jest epilog tej sprawy. Również w poniedziałek miałam telefon, że pewna firma ma dla mnie paczkę, czy będę o 19-tej w domu. Odebrałam, była dość dużych gabarytów, kiedy ją rozpakowałam, okazało się, że są w niej trzy mniejsze, adresowane imiennie dla mnie, Marty, Iwony. Otworzyłam swoją, a tam butelka 0,7 Ballentaisa oraz druga paczka zawierająca 10 tysięcy euro oraz wizytówka – dziękuję za wspaniałą zabawę. Piotr. Następnego dnia zaniosłam paczki Marcie i Iwonie, rozpakowały, popatrzyły i usłyszałam od Iwony – zapytaj Piotra, czy nie mogłabym pojechać na taki urlop powtórnie za miesiąc. Zaczęłyśmy się śmiać, a ja stwierdziłam – jak będę miała taką możliwość, to mu takie pytanie zadam. Można powiedzieć, że tak zakończył się mój lipcowy urlop 2010r. 27 lipca 2010r. Baśka

Scroll to Top