Półrocze firmy, luty 2011

Półrocze Firmy, luty 2011r..

Minęła przerwa Świąteczno – Noworoczna i przyszedł Styczeń 2011. Styczeń, a właściwie I kwartał to czas wyjątkowo ciężkiej pracy, bo trzeba zrobić wszystkie rozliczenia minionego roku. To też obie z Martą pracowałyśmy „od świtu do nocy”, przy dużej pomocy Iwony. To też byłam bardzo zaskoczona, kiedy w piątek, 28 stycznia przyszedł Adam, zastępca dyrektora ds. technicznych z mojej poprzedniej firmy z dużym bukietem kwiatów, gratulując „półrocza” naszej działalności.

Byłam bardzo zaskoczona, oczywiście zaraz pojawiła się kawa i coś do kawy. Dyrektor był z kierowcą, to też mogliśmy spokojnie wypić po „dużym” kieliszku, ja po prostu zostawiam wówczas samochód pod firmą. Zaczęliśmy rozmowę, podczas której dyrektor zaprosił mnie, za miesiąc na „pewne spotkanie, które będzie dla mnie atrakcyjne” Byłam ciekawa, co to za atrakcja, ale nie miałam innego wyjścia musiałam na ten miesiąc uzbroić się w cierpliwość. W tym momencie wróciła refleksja co do samego rozstania się z firmą, w której przepracowałam 30 lat. Zaczęło się jesienią 2009 roku. Wówczas zaczęłam współpracować z dwiema dodatkowymi firmami, wykonując dla nich prace księgowo – rozliczeniowe. Wówczas też zaczęłam zastanawiać się nad założeniem własnego Biura Rachunkowego, ale pewną przeszkodą było brak odpowiedniego lokalu. Ta przeszkoda zniknęła w lutym 2010 roku, kiedy odziedziczyłam mieszkanie po Cioci Helence. Aby podjąć własną działalność musiałam zwolnić się z firmy, w której aktualnie pracowałam. Nie była to łatwa decyzja. Pracę w tej firmie podjęłam jeszcze jako studentka 01 października 1979 roku, czyli przepracowałam w niej ponad 30 lat zajmując kolejno stanowiska od referenta do zastępcy dyrektora, byłam nim od stycznia 2005r. Sprawa swojego odejścia z pracy omówiłam z dyrektorem i jego zastępcą Adamem przy „Świątecznym Jajku”. Okazało się, że mnie całkowicie rozumieją, szczególnie Adam, tym bardziej, że „wychowałam” nowe kadry. Formalnie powinnam pracować do końca lipca, ale u nas przysługują 42 dni urlopu, miałam również zaległy urlop, tak, że fizycznie kończyłam pracę 28 maja 2010r. Około godziny 13-tej była bardzo miła uroczystość oficjalnego pożegnania. Były kwiaty, były prezenty. Był dyplom od Ministra z odznaczeniem, było szereg innych podziękowań. Po tylu latach pracy miałam wcale nie mało znajomych w różnych instytucjach, od których otrzymałam podziękowania. Najbardziej symboliczne od „wojaków”. Od „zielonych” szabla „Batorówka” z wygrawerowanymi symbolami wojska – orzeł i napisem – „od Wojaków. 31.07.2010”. Ale otrzymałam od nich również model klasycznej lokomotywy parowej z dedykacją, abym nie wysiadała z tego pociągu i jechała z nimi dalej. W tym momencie nie rozumiałam tego przesłania, Adam, z-ca Dyrektora powiedział mi, że to mi kiedyś wyjaśni. Otrzymałam również kordzik oficera Marynarki Wojennej z osobistym podziękowaniem wiceadmirała Andrzeja Karwety. Jest to o tyle symboliczne podziękowanie, że wiceadmirał A. Karweta zginął w katastrofie 10 kwietnia 2010r. Na godzinę 16-tą byłam umówiona w „swoim” zajeździe na obiad dla 25 osób. Zaprosiłam te najbardziej „znaczące” osoby, w tym Dyrektora, jego zastępcę, kilka innych osób z firmy, ale również koleżeństwo z innych firm, z którymi współpracowałam. Około 19-tej zaczęło się towarzystwo „wykruszać”, pilnowałam, aby pozostali Adam, zastępca Dyrektora, Wiesiek, naczelny inżynier oraz czterej oficerowie – Janusz, Wojtek, Wiktor, z tymi się już lepiej znałam, doszedł do nich „marynarz” Justyn. Około 21-szej byliśmy już tylko w tym gronie, to też zaprosiłam ich do wynajętego pokoju na dalszy ciąg spotkania. Z grona tych sześciu mężczyzn, z trzema Januszem, Wojtkiem i Wiktorem już wcześniej, a z Justynem ponad rok temu miałam zbliżenia, kiedy otrzymywał ode mnie „premie” za zrealizowane kontrakty. Nie miałam jeszcze zbliżenia z Adamem, z-cą dyrektora i Wieśkiem, naczelnym inżynierem w firmie. Zasiedliśmy przy stole, polała się wódeczka i zaczęły się różne dyskusje. Widząc, że towarzystwo zrobiło się „wesołe” poszłam do łazienki, zdjęłam z siebie wszystko, założyłam tylko krótką przeźroczystą tunikę i wyszłam do nich. Zbliżyłam się do Adama, który siedział na fotelu, patrząc, jak mu się oczy robią coraz większe, po czym stwierdziłam – cały czas próbowałeś mnie podrywać, teraz masz taką możliwość. Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, ja nie czekając na jego reakcję wsunęłam mu rękę w spodnie. Nie pomyliłam się, wyczułam, że jest podniecony, to też zaczęłam je rozpinać, po chwili mógł je zdjąć, w tym czasie zdjął również koszulę. Dalej już żądne słowa nie były potrzebne, lekko wysunął biodra do przodu, a ja usiadłam na jego kutasie. Poczułam go mocno sobie, on chwycił mnie w pasie, zaczęłam się lekko unosić i opadać. Tym sposobem oboje osiągnęliśmy swoje orgazmy, Adam spuszczając się we mnie. Tak się zaczęła ta część spotkania, podczas której odbyłam po dwa zbliżenia z każdym z nich. Teraz przyszedł czas na następne spotkanie, ale jak ono miało wyglądać, nie wiedziałam. W umówiony piątek poszłam pod wskazany mi adres, a tam „Kancelaria prawna”, weszłam, w środku Czesław, nasz radca prawny i Adam. Czesław naszykował kawę, postawił na stoliku butelkę Jonnie Walkera, zaczęła się rozmowa. Adam powiedział – pamiętasz, kiedy Cię żegnaliśmy otrzymałaś od nas model lokomotywy z dedykacją, abyś z tego pociągu nie wysiadała i jechała z nami razem. Teraz przyszedł właśnie czas na tą jazdę. Obaj panowie są klasycznymi czterdziestolatkami, ale znają się od czasów studenckich. Jak mi wyjaśnili, cała historia zaczęła się w roku 2000, kiedy to Czesław zdał wszystkie egzaminy i został sędzią w Sądzie Arbitrażowym przy Regionalnej Izbie Gospodarczej. Wówczas też założył Kancelarię Prawną. Pewnego razu spotkali się przy wódce i po którymś kieliszku okazało się, że Czesław jest „kawalerem z odzysku”, ma „zapotrzebowanie” na seks. To też Adam zaproponował mu spotkanie ze swoją żoną Wiesią, twierdząc, że jest ona „nienasycona”. Zorganizował kolacje u siebie w domu i doszło do takiego spotkania, podczas którego doszło do zbliżenia „ w trójkącie”. To mówiąc obaj panowie zaczęli się rozbierać, a kiedy byli już w slipkach dali mi do zrozumienia, że ja też powinnam się rozebrać. Wypiliśmy już kilka kieliszków, było mi wesoło, poszłam do pokoiku, tam się rozebrałam i wróciłam do nich. Pokazali mi, że mam zająć pozycje na kolanach na kanapie. Lubię tą pozycję, to nie było żadnego problemu poza jednym. Pamiętałam z wcześniejszego spotkania, że Adam ma niczego sobie kutasa. Teraz też się o tym przekonałam, on pierwszy wszedł we mnie, mocno chwycił mnie za biodra i od razu zaczął się wsuwać aż do końca. Czułam go bardzo mocno, wypełniał mnie całkowicie, jego czubek napierał na szyjkę, co mnie bardzo mocno podniecało. Widać było jego doświadczenie, bo się wcale nie spieszył, czułam, jak jego główka „szoruje” po ściankach cipki po to, aby za chwile osiągnąć swój cel, napierając na szyjkę. Jego też to podniecało, bo nabierał odpowiedniej sztywności, co dawało jeszcze większy efekt podniecenia, aż już bardzo sztywny wykonał kilka szybszych ruchów, zastygł, a po chwili spuścił się. Ja w tym momencie bardzo mocno jęczałam, czując mocny skurcz brzucha. Wysunął się, Czesław tylko wytarł mnie ręcznikiem i zaraz był we mnie. Sytuacja powtórzyła się z tą tylko różnicą, że ja jęczałam już głośniej, bo mocniej go czułam. Okazało się, że Czesław w niczym nie ustępuje Adamowi, ma równie dużego i mocnego kutasa, którego wsuwał we mnie bardzo precyzyjnie do końca. Podobnie, jak Adam, robił to wolno, ale systematycznie, czułam, jak się jego główka przesuwa we mnie, jak dochodzi do końca. Ta precyzja spowodowała jego późniejsze, ale pełne podniecenie się, co odczułam, kiedy mnie wypełniał. Ja tym razem bardzo mocno jęczałam, brzuch dawał o sobie już wcześniej znać skurczami nadchodzącego orgazmu. Po tych zbliżeniach umyłam się i panowie kontynuowali swoja opowieść. Z ich wypowiedzi wynikało, że powstał już trójkąt, Czesław, Adam i Wiesia. Kiedyś Czesław pojechał do „oficerów” załatwiać jakąś sprawę, spotkali się później w mieszkaniu Wiktora, gdzie podczas „obiadu” Dorota, żona Wiktora poderwała go. Po pewnym czasie doszło do następnego spotkania, ale już w większym gronie, to znaczy Czesław, Wojtek i Anna, druga para „oficerska”, Wiktor i Dorota. Wyjaśnili mu, że kiedyś pojechali taką czwórką na wczasy do Rosji, ale dostali pokój czteroosobowy. Tam się poznali bliżej i od tego czasu organizują sobie „spotkania”, podczas których dochodzi między nimi do zbliżeń. Takie wyjaśnienie trwało jakiś czas, bo było dość obrazowe, w tym czasie dalej opróżnialiśmy buteleczkę i zrobiło się już zupełnie miło. Panowie ponownie się podniecili, Adam objął mnie ramieniem mówiąc – dawno miałem chęć na tą Twoją dupcię, teraz Ci ją zerżnę, w tym momencie pokazując, abym ponownie zajęła taką samą pozycję na kanapie. Widziałam, że jego kutas się mocno świeci, czyli czymś go posmarował, kiedy już miałam odpowiednio wystawione biodra zbliżył go do brązowej dziurki i zaczął na nią napierać. Poczułam mocno, jak ją rozpiera, jak się wsuwa, a za chwilę poczułam jego biodra na swoich. Trzymał mnie mocno za boki i wsuwał bardzo energicznie. Powodowało to ten bardzo przyjemny odgłos odbijanych od siebie ciał, to wspaniałe „mlaskanie pupy”, które doprowadziło go do orgazmu i poczułam, jak moje wnętrze wypełniają jego soki. Ja jęczałam, bo sprawiało mi to przyjemność. Adam wysunął się, zbliżył się Czesław, ale miałam wrażenie, że jakoś dziwnie na mnie patrzy I nie myliłam się. Pchnął mnie na brzuch, mówiąc – unieś lekko biodra, wystaw dupę. Wsunął pode mnie poduszkę, po chwili poczułam, jak zaczął po niej przesuwać ręką, mówiąc- Adam ma rację, masz ją wyjątkowo kształtną. Myślę, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, aby ja specjalnie „pogłaskać”. Spojrzałam a on w ręku trzymał klasyczną, skórzaną dość szeroka packę. Po chwili poczułam ja na pośladku, to na jednym, to na drugim. Te uderzenia powtarzały się rytmicznie, a ja darłam się coraz głośniej, bo mnie bolało. Czesław jednak nie przestawał, mówiąc – nie drzyj się, przecież te znaczki świadczą o tym, że to lubisz. Nie wiem dlaczego Czesław skojarzył „moje znaczki” z zadawaniem mi bólu, ale niestety miął rację. Darłam się, ale też zaczęło się coś we mnie zmieniać, bolały pośladki, a cipka zaczęła się robić mokra. Darłam się, że mnie boli, a pomimo to wystawiałam ją mu coraz wyżej do uderzenia. On to zauważył i nadal uderzał, po czym usłyszałam – dzisiaj dość, ale kiedyś się jeszcze zabawimy. Leżałam, mając pupę lekko uniesioną do góry, po chwili poczułam, jak rozciąga moje pośladki i jak za chwilę jego kutas napiera na brązową dziurkę. Naparł i dość gładko się wsunął. Po chwili poczułam na sobie cały ciężar jego ciała. Napierał mocno, wsuwając się we mnie w zdecydowany sposób. Czułam go głęboko w sobie, ale czułam też go na sobie, a zwłaszcza na swoich pośladkach, na które mocno napierał swoimi biodrami. Aż przyszedł moment, kiedy poczułam jego mocne podniecenie, a za chwilę ciepło wypełniających mnie soków. Kiedy wyszłam z łazienki Czesław podszedł do mnie, objął ramieniem i całując w usta zapytał – wszystko w porządku ? Jak mogło być w porządku, kiedy mnie pośladki piekły, ale kiwnęłam głową, że tak. Usiadłam w miękkim fotelu, oni na fotelach i zaczął się ciąg dalszy rozmowy, w której dowiedziałam się, że do Czesława dołączyła Weronika, jego koleżanka ze studiów. Młoda wdowa, mąż zginął w wypadku motocyklowym. Natomiast Adam dołożył do tego informację, że jemu udało się też namówić na tę współpracę Iwonę, która teraz pracuje u mnie. W tym składzie tych czterech osób powołali w 2005 roku „Fundację na rzecz edukacji prawnej dla małego i średniego biznesu – Lokomotywa”. To był oficjalny cel działania, a nieoficjalnie była to grupa osób lubiących bawić się w seks, do której ja też zostałam zaproszona. To był właśnie ten pociąg, do którego ja miałam wsiąść i od którego otrzymałam lokomotywę. Okazało się, że symbol lokomotywy jest oficjalnym logo tej fundacji. Na tym skończyło się to spotkanie, podczas którego otrzymałam zaproszenie na wspólny „Bal karnawałowy”. Wróciłam do domu i stwierdziłam – po tym dzisiejszym spotkaniu, ciekawe, jak on będzie wyglądał. 23 luty 2011. Baśka

Scroll to Top