Sekretarka

Duży pokój, barek, wielki telewizor i kawa na zawołanie. Dobrze jest być prezesem. Chyba że człowieka akurat napiernicza głowa i ma humor zaczepno wybuchowy. A ja dziwnym trafem taki dzisiaj miałem. Złość wylewała się ze mnie ze wszystkich stron. Pewnie jakbym miał akurat sraczkę też by była żrąca. Od czterech godzin siedziałem nad jakimiś durnymi papierami i powoli miałem dosyć. Jedyny pozytywny aspekt tego był taki ze już kończyłem. Rzeczą która mi jeszcze pozostała było skopiowanie tego wszystkiego na ksero i zapakowanie w segregatory. Rozejrzałem się ze złością po gabinecie. Miałem tu różne rzeczy ale oczywiście nie miałem ksero. Było by to za proste.
– Czemu ja nie mam cholernego ksero w gabinecie !!! – Wrzasnąłem w stronę drzwi.
– Słucham panie prezesie ? – odezwał się głos Anny z interkomu.
– A nie nic. Sam do siebie mówię – odpowiedziałem ze złością, naciskając guzik mikrofonu. No nic nie pozostało mi nic innego jak ruszyć się z tego pokoju, może jakiegoś człowieka na korytarzu spotkam i opierniczę. Przynajmniej się rozładuję. Wstałem z fotela, zabrałem papiery pod pachę i wyszedłem z gabinetu. Sekretarka spojrzała się na mnie zdziwiona, następnie na interkom. Obserwowanie interkomu zajęło jej chwilę, zupełnie jakby oczekiwała że wyjaśni jej czemu wyszedłem z gabinetu zamiast się z nią skontaktować. Następnie chyba wpadło jej do głowy że jest uszkodzony. Ponieważ ze strony urządzenia nie dostała żadnych istotnych informacji znowu spojrzała na mnie jeszcze bardziej zdziwionym i pytającym wzrokiem.
– Ksero mi jest potrzebne. Gdzie mamy ksero w firmie ? – zapytałem zirytowanym głosem.
– Tutaj – odpowiedziała Anna pokazując mi ręką na urządzenie stojące w koncie sekretariatu.
– A jakieś inne ? – zapytałem starając się panować nad swoim głosem.
– Ale to tutaj jest bardzo dobre – odpowiedziała Anna uparcie pokazując mi swoje ksero.
– Ale ja NAPRAWDĘ chce jakieś inne – odparłem już mocniej zirytowany powoli obmyślając jakim narzędziem powinienem ją zamordować. Na razie chodziła mi po głowie siekiera na przemian z młotkiem.
– U Wioli też jest ksero – usłyszałem w odpowiedzi.
Sekretarka pokazywała mi na pokój obok, ciągle zdziwiona, że mimo wszystko nie chcę skorzystać z jej urządzenia. Przecież ono takie dobre.
Gdzieś w środku mnie zaczynało wrzeć. W wyobraźni zaczynałem szatkować moją sekretarkę na części razem z tym jej ksero. Do tego najlepsza by była piłą spalinowa. Nie no! Pieprzone studia z zarządzania i marketingu. Zarządzać potrafiłem ale głupiej piły do cholery jasnej nawet w myślach uruchomić nie dałem rady. Normalnie jakbym miał cycki to chyba by mi teraz opadły.
– Pani Anno ja mimo wszystko chciałbym skorzystać z innego ksero. Czy my w całej tej firmie nie mamy takiego urządzenia ogólnie dostępnego ? Może ja czasem chciałbym zobaczyć też innych naszych pracowników. Bo czasem zaczynam mieć obawy czy takowi w ogóle jeszcze u nas istnieją.
Rety ta kobieta owszem jest jak Firewall ale chyba coś jej się w oprogramowaniu po pierniczyło. Niczego nie wpuszcza ale też i uparcie nie chce wypuścić. Normalnie jak nic napięcie przed miesiączkowe ma. I znowu w domu przerąbane. Inni ludzie przynoszą czasem pracę do domu. Ona widocznie działa odwrotnie. Jak nic błąd w oprogramowaniu. Po głowie zaczęły mi znowu krążyć różne możliwości zresetowania. Nadal wygrywała ta cholerna piła łańcuchowa. Tylko jak się to dziadostwo uruchamia. Z moich wspaniałych planów tortur wyrwał mnie głoś Anny.
– Jak się wyjdzie z gabinetu to trzeba skręcić w lewo potem czwarty korytarz w prawo, następny w lewo, minie się kuchnię, łazienki damską i męską i tam jest taka wnęka ale to jest kafeteria. Trzeba iść dalej i będzie druga wnęka, ale po przeciwnej stronie. Trzeba tam wejść i po lewej stronie są drzwi. To za tymi drzwiami jest ksero. Tylko trzeba je mocno pchnąć bo się zacinają.
W tym momencie wiedziałem już że jak wrócę moim priorytetem będzie ściągnięcie z Internetu instrukcji obsługi piły łańcuchowej. Matko co za kretyn ustawiał to ksero.
Powiedziałem dziękuję i wyszedłem na korytarz. Jak to było w lewo potem jakoś w prawo, gdzieś ma być kuchnia, łazienka. Po jakiś czasie zauważyłem że zaczynam poznawać ludzi których mijam, a oni dość dziwnie mi się przyglądają. Po kilku minutach doszedłem do wniosku że to może dlatego iż któryś już raz przechodziłem przez te same korytarze. A czego oni tak łażą po tych korytarzach zamiast siedzieć i pracować. Do wybuchu już mi dużo nie brakowało. Jak nic moim następnym zarządzeniem będzie postawienie ksero przy każdym cholernym rogu każdego cholernego korytarza w tej cholernej firmie. Zaraz. Jakimś cudem w trakcie tych moich szaleńczych przemyśleń minąłem kuchnie i łazienki. Widzę nawet kafeterię. Całą pełna. Oni do cholery nic nie robią tylko kawę piją. To jakoś naprzeciwko tej kafeterii miała być ta wnęka. Jest. Dobra znalazłem. Czemu te drzwi się nie otwierają. A zapomniałem że trzeba szarpnąć. Firma ma jak na kryzys super zyski a ja muszę się szarpać z zepsutymi drzwiami. Wreszcie się udało. Drzwi otwierały się do środka. Żeby cokolwiek tam zrobić trzeba było się w środku zamknąć. Co za dziwak to wymyślił. W końcu zabrałem się do kserowania. Zabrałem to pojęcie względne. Następne kilka minut zajęło mi rozgryzanie tej maszyny. Czy nie można wsadzić dwóch, może trzech guzików do obsługi tylko całą klawiaturę niczym w komputerze ? Wreszcie się udało. Pierwsza kartka został skopiowana reszta to powinna być drobnostka. Dumny z siebie zająłem się kserowaniem.
Byłem w połowie, właśnie wsadzałem kolejną kartkę gdy nagle drzwi otworzyły się z impetem. Chwilę później wydałem z siebie przeciągły ryk z bólu i wściekłości. Jak wspomniałem wcześniej żeby cokolwiek zrobić w tym pomieszczeniu należało się tam zamknąć a jak wiadomo drzwi otwierają się do środka oczywiście po wcześniejszym naparciu na nie. Tak więc drzwi owszem otworzyły się przy czym ja dostałem nimi w plecy. Impet uderzenia odrzucił mnie na stolik z ksero. Uderzyłem się przy tym kolanem w stolik oraz głową w ścianę. Ponieważ ściana była z płyty gipsowej więc lekko sprężynowała. Nie spowodowało to u mnie większego urazu głowy, ale ponieważ byłem w trakcie wkładania kartki a ksero było już wiekowe więc właśnie wieko odbiło się od ściany i radośnie przytrzasnęło mi rękę. Obolały i wściekły obróciłem się w stronę intruza z myślą przywalenia mu czymkolwiek. Jedyne co miałem pod ręką to moje papiery częściowo skserowane. Nie było ich dużo ponieważ większość przy uderzeniu rozsypała się po podłodze.
Okazało się że do pomieszczenia weszła Wiola.
– Panie prezesie czy coś się stało ? Nie ma pana od dwóch godzin. – zapytała jednocześnie obserwując mnie ze zdziwieniem.
A było na co patrzeć. Stałem wkurzony trzymając się za głowę jedną ręką drugą za kolano. Po podłodze poniewierała się sterta papierów.
– Jak kurcze dwie godziny jak nie dawno zacząłem kserować. I kto do cholery w ogóle wymyślił to ksero tutaj! – odparłem podniesionym głosem.
– No wyszedł pan dwie godziny temu. Sekretarka nie mogła się do pana dodzwonić, bo nie wziął pan telefonu, więc pięć minut temu zadzwoniła do mnie i po prosiła żebym pana poszukała. Powiedziała że poszedł pan poszukać ksero.
– A po cholerę miałem brać telefon ja tylko poszedłem kserować dokumenty. I w jaki sposób dotarła pani tutaj w pięć minut ?
– Nie. Dotarłam tu w dwie, ale jeszcze kawę dopijałam. Wystarczy skręcić raz w lewo i raz w prawo i jest się na miejscu.
– Jakim cudem jak ja skręcałem lewo i prawo to musiałem minąć kuchnie itd. ?
– A to poszedł pan od drugiej strony. Nie trzeba było w czwarty korytarz skręcać. Trzeba było Ani się zapytać ona by panu powiedziała jak tu dojść.
Obawiam się, że moja mina w tej chwili była niczym w reklamie bezcenna. Myśli, jakie teraz zaczęły mi się kłębić w głowie w każdym cywilizowanym kraju w każdym sądzie wpakowały by mnie ze trzy razy na dożywocie i przynajmniej ze dwa razy skazały na karę śmierci. Ja jej dam w domu napięcie przed miesiączkowe. Instrukcja obsługi piły. Priorytet. Kupić taką piłę w drodze do domu to druga rzecz, która muszę zrobić.
– A co pan z tymi papierami robił? Trzeba to koniecznie pozbierać – powiedziała Wiola i ukucnęła w celu sprzątnięcia całego bałaganu. Ponieważ robiąc to odwróciła się do mnie tyłem miałem okazję pooglądać jej tyłeczek ubrany w dość krótką spódnicę. Szczerze mówiąc na moje rozdrażnienie zerżnięcie takiej pupci było by jak najbardziej wskazane. Na samą myśl w moich spodniach budził się do życia gigant. No dobra z tym gigantem to przesadziłem ale miło sobie czasem dodać kilka decymetrów. Znaczy centymetrów. Niektórym to nawet milimetry pewnie by poprawiły humor. Wiola nadal sprzątając odwróciła się do mnie przodem. W pewnym momencie podniosłą głowę do góry. Traf chciał, że na wysokości swojej głowy miała w miarę spory namiocik. Popatrzyła na moje spodnie dłuższą chwilę następnie podniosła wzrok i oblizała się leciutko. Skwitowałem to lekkim uśmiechem. Wiola upuściła z powrotem na podłogę wszystkie papiery które zdążyła pozbierać i skierowała swoje ręce w stronę mojego rozporka. Powoli prawie z namaszczeniem rozpięła suwak i delikatnie wyciągnęła mojego fiutka który nabierał coraz większych rozmiarów. Wzięła go w ręce i zaczęła delikatnie lizać jego główkę niczym lizaka. Po chwili sięgnęła do paska, rozpieła go i zsunęła spodnie.
– Tak będzie wygodniej. – powiedziała Wiola sięgając ręką do moich jajeczek i wsadzając prawie całego mojego fiutka do buzi. Gdzieś tam jego końcem poczułem lekki opór. Wiola wycofała się wysunęła lekko język i spróbowała ponownie. Tym razem opór był mniejszy. Po kilku próbach poczułam jakbym minął jakąś granicę, po której mój łepek dostał się w strefę, w której był ciasno i cieplutko. Wiola oparła się nosem o mój brzuch. To się nazywa pojemne gardziołko. Wiola złapała mnie za rękę i przeniosła ją na tył swojej głowy. Zrozumiałem czego oczekiwała. Złapałem ją za włosy i dociskałem do siebie za każdym razem gdy łykała mojego wacka. Lekko się krztusiła, ale jednocześnie mruczała z zadowolenia. Wiedziałem że jeszcze chwila takiej zabawy i skończę przed czasem. Jakoś nie miałem ochoty oddawać walkowera, zresztą teraz ja chciałem trochę poszaleć języczkiem, więc złapałem ja za ramiona, podniosłem, obróciłem tyłem w stronę ksero, podciągnąłem spódnicę do góry a następnie posadziłem na urządzeniu które zadało mi tyle bólu. Jak mówiłem ksero było wiekowe więc zatrzeszczało dość głośno ale nic się nie zawaliło. Ponieważ ksero stało na stoliku do tego było sporych rozmiarów, więc nawet nie musiałem klękać by mieć jej szparkę na wysokości swojej twarzy. Rozchyliłem jej nogi a moim oczom ukazała się pięknie wygolona szparka z dość mocno już sterczącym groszkiem. Sięgnąłem języczkiem w jego stronę i zacząłem delikatnie lizać, co zostało skwitowane mocnym pomrukiem zadowolenia. Po kilku chwilach takiej zabawy Wiola zaczęła coraz mocniej ruszać tyłeczkiem na boki i coraz głośniej mruczeć i wzdychać. Mój język szalał coraz bardziej. Wiola mocno chwyciła mnie za tył głowy dociskając do siebie aż zaczynało mi brakować tchu. Chwilkę później zacisnęła nogi i wydała z siebie głośny jęk zadowolenia. Myślę że jeżeli ktoś przechodził w tym czasie korytarzem na pewno domyślił się co się tutaj dzieje. Jednak w danej chwili żadne z nas się tym nie przejmowało. Nie miałem wcale w planach dawać jej wytchnienia, tym bardziej że po takiej zabawie mój mały coraz wyraźniej domagał się pozbycia ładunku. Złapałem ją za uda podniosłem do góry i nadziałem na swojego fiutka, opierając Wiolę plecami o drzwi. Oplotła rękoma moją szyję i zaczęliśmy szaleńczą jazdę. Mój mały coraz mocniej dobijał do końca jej szparki.
– Jeszcze chwila i skończę – szepnąłem do ucha Wioli
– Nic z tego – wydyszała w odpowiedzi i puściła moją szyję.
Opuściłem ją na dół. Wiola obróciła się plecami w moją stronę, wypięła w moją stronę i rozchyliła rękoma swoje pośladki mrucząc zachęcająco. Mój mały był cały mokry od jej soków więc nawet się nie zastanawiałem tylko chwyciłem go w dłoń i dość mocno naparłem nim na jej drugą dziurkę. Chwilkę zajęło pokonanie pierwszego oporu tyłeczka, ale sekundę później widziałem jak powoli chowa się w jej dupci. Wiola leciutko syknęła gdy byłem mniej więcej w połowie więc wstrzymałem się chwilę, wycofałem a następnie ponowiłem atak na jej pupcię. Po kilku powtórzeniach doszedłem do tego momentu gdzie moje jajeczka oparły się o jej małą. Powoli wysunąłem się kawałek by po chwili znowu dobić do samego końca. Tyłeczek Wioli zaczynał się rozgrzewać. Coraz śmielej odpowiadała na moje ruchy. Kilka sekund później mogłem już spokojnie bzykać ją na pełnych obrotach co oczywiście chętnie uczyniłem. Wiola coraz głośniej jęczała i mruczała z zadowolenia. Ponieważ moje możliwości nie są takie jak aktorów z filmów xxx, zresztą nie do końca w nie wierzę, więc nie zabrało mi dużo czasu wystrzelenie całego ładunku z moich jajeczek prosto w dupcię Wioli. W odpowiedzi usłyszałem dość głośny krzyk zadowolenia. Powoli i już spokojnie wyszedłem z niej, i zaczęliśmy doprowadzać nasze ubrania do stanu używalności. W końcu przed nami był jeszcze spory kawałek dnia pracy. W trakcie ubierania zastanawiałem się w jaki sposób robiliśmy te wszystkie rzeczy w tak małym pomieszczeniu gdzie ledwo można się było obrócić. Doprowadziliśmy się wreszcie do porządku, ja jako dżentelmen szarpnąłem za drzwi w celu otworzenia. Efekt był taki że zostałem z klamką w ręku, znowu poleciałem na ksero które po naszych zabawach zostało lekko osłabione w związku z tym zwyczajnie runęło na ziemię robiąc mnóstwo huku. Aż dziw że nie uszkodziło nam przy tym nóg. Sekundę później ktoś zapukał do drzwi z pytaniem co się dzieje. Musieliśmy jeszcze poczekać kilka minut na ślusarza. Spędziliśmy je na konwersacji z osobami które zleciały się z drugiej strony drzwi. Przy wyjściu z pomieszczenia obserwowała nas więc z połowa firmy. Gdy wchodziliśmy do sekretariatu spojrzeliśmy na Annę.
– Samoluby – powiedziała uśmiechając się wesoło.
Spojrzeliśmy na siebie z Wiolą i uśmiechnęliśmy się. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie Annie zrekompensować to dzisiaj wieczorem.

Scroll to Top