Specjalista “trzeciej dziurki”

Specjalista trzeciej dziurki.

Karolcia to moja kosmetyczka i fryzjerka od ładnych kilku lat, do której chodzę mniej więcej co dwa tygodnie w środę. Będąc któregoś razu dała mi wizytówkę mówiąc – jak masz chęć, to się tam „zamelduj”. Z zawodu jest to lekarz ginekolog, ale przede wszystkim jest to specjalista od „trzeciej dziurki”. Zapytałam, co poza tym, stwierdziła – inne „pieszczoty” też są ciekawe, „dopiecze” Ci do żywego. Nie jedź samochodem, bo nie będziesz miała siły wracać. Spojrzałam na nią, powiedziałam – dobrze, wsunęłam ją w torebkę. Nie ukrywam, że ta propozycja była „interesująca” szczególnie ta „trzecia dziurka” i to „dopieczenie do żywego”.

Wizytówka przeleżała na biurku ponad dwa miesiące, na początku sierpnia zrobiły się „luzy” szybko „zregenerowałam” się po spotkaniu z moim Działem Technicznym, postanowiłam zaryzykować, bardzo intrygowała mnie ta „trzecia dziurka”. Napisałam do niego list pytając o możliwość spotkania. Odpowiedział błyskawicznie, wymiana korespondencji ze zdjęciem trwała kilka godzin, po których zaproponował spotkanie w sobotę, o 12-tej. Okazało się że ten specjalista mieszka w innym wojewódzkim mieście, ale jest w miarę dobra komunikacja kolejowa, podróż trwa ok. 3 godzin. Spotkaliśmy się na dworcu, pojechaliśmy gdzieś za to miasto, był to bardzo ładny domek jednorodzinny na bardzo dużej działce. Wjechaliśmy, wówczas okazało się, że miejsce naszego spotkania to nie ten domek, a stojący w głębi duży, murowany budynek gospodarczy z wjazdem na samochód. Wysiedliśmy w garażu, okazało się, że jest tam przejście do następnego pomieszczenia, miało ono charakter typowego magazynu z półkami, za nim było jeszcze jedno, to miało charakter „gabinetu” jasno oświetlone, dość wysokie, ściany wyłożone płytkami, po bokach różne szafki i regały. Podeszliśmy do narożnika, gdzie znajdował się stolik i dwa krzesełka. Pokazał mi to miejsce, mówiąc – tutaj możesz się rozebrać. Położyłam swoją torbę, po czym zdjęłam to, co miałam na sobie, nie było tego dużo. Kiedy byłam już naga, podął mi szklaneczkę z napojem, poczułam w nim alkohol, powiedział – pewnie po podróży chce Ci się pić. Nie miałam wątpliwości, że po tych kilku godzinach z przyjemnością bym się czegoś napiła, to też bez zastanowienia wypiłam całą jej zawartość, spytał – jeszcze, kiwnęłam głową, podał mi drugą. Był w niej alkohol, ale też było coś innego, po chwili dopiero zorientowałam się, że jest to zapach mięty. Przez chwilę się zastanawiałam, co oznacza ta mięta, później się zorientowałam, w tym napoju była jakaś domieszka, która spowodowała moje duże odurzenie, trzeba było „przykryć” jej smak. Kiedy już ją opróżniłam Ignacy, bo tak się nazywał ten „specjalista” powiedział – idziemy się umyć, pokazując, gdzie mam iść. Przed wyjściem z domu myłam się dokładnie, ale nie protestowałam. Podeszliśmy do ściany, wisiał tam potężnych rozmiarów pojemnik, wg nie 5 litrów, Ignac wyjął z szuflady specjalną jednorazową końcówkę, dopiął do węża – odwróć się i wypnij dupę. Po chwili miałam ją już w sobie, a on odblokował przepływ tej cieczy. Nie wiedziałam, co to jest za ciecz, ale zaczęła ona wypełniać moje wnętrze. Kiedy jęknęłam pierwszy raz, że już jestem pełna, wyjął ją, a ja mogłam się wypróżnić. Skończyłam, wówczas ponownie wsunął mi te końcówkę, ale już głębiej, chyba w tym czasie, kiedy ja się wypróżniałam napełnił ponownie ten pojemnik, ponownie zaczęłam być wypełniana. Tym razem już głośno jęczałam, kiedy przerwał to wypełnianie, po czym znowu mogłam się wypróżnić. Za trzecim razem znowu poczułam, że mi wsuwa jeszcze głębiej, niż poprzednio, odblokował zacisk, ciecz zaczęła spływać do mojego wnętrza. Ale tym razem trzymał tę końcówkę zdecydowanie dłużej. Moje wnętrze wypełniło się, brzuch zrobił się jak balon, a on jeszcze wpuszczał ten płyn we mnie. Dopiero kiedy zaczęłam głośno jęczeć, że boli, wówczas skończył, spojrzał na pojemnik, usłyszałam – niezły wynik, 3,800. Oznaczało to, że w moje wnętrze wpuścił 3,8litra tego płynu. Tylko po co, skoro za chwilę ja to wszystko z siebie wypuściłam. Na odpowiedź nie musiałam czekać zbyt długo. Kiedy wróciłam z pod natrysku pokazał, abym położyła się na stojącym na środku stoliku. Kiedy oparłam się większą częścią ciała usłyszałam – wypłukałem Ci dupę, teraz mogę Ci ją zerżnąć. Spojrzałam kątem oka, ten jego kutas nie wyglądał imponująco, po chwili poczułam, jak mi rozciąga pośladki, jeszcze chwila, jak się we mnie wpycha. Na szczęście się nasmarował, to też wszedł dość gładko. Trzymając się moich bioder systematycznie się we mnie wsuwał, osiągając swój stan maksymalnego podniecenia wyrażony spuszczeniem się we mnie. Nie będę ukrywała, że lubię seks analny, to też poczułam się mocno podniecona. Ale to był już koniec „pieszczot” po tym zbliżeniu już zaczęła się „zabawa”. Ignac wysunął się, nie kazał mi się ruszać, a po chwili poczułam, jak mi coś wsuwa w pupę. Jęknęłam, bo miałam wrażenie, że jest to coś dużego i nie myliłam się. Po chwili usłyszałam – wyprostuj się i usiądź na tym stołeczku. W tym momencie nie miałam już żadnej wątpliwości, w pupie tkwił kawałek czegoś srebrzystego, o średnicy ok. 3cm. Pozostała część wystawała na zewnątrz, a ja teraz siadając miałam ją wsunąć w siebie. Nie bardzo wiem, jak ja to zrobiłam, ale delikatnie osuwając się w dół po pewnym czasie pochłonęłam ten srebrzysty przedmiot. Wówczas Ignac polecił ni wstać i ponownie oprzeć się o stół, ale tylko rękoma. Po chwili usłyszałam – to jest taki cylinder, w środku pusty, tylko z zatyczką półokrągłą, aby mógł wejść w Ciebie, teraz tą zatyczkę wysunę, a Ciebie nakarmię takimi kiełbaskami. Zobaczyłam w ręku coś w rodzaju serdelka, poczułam, jak wysuwa zatyczkę, po chwili zorientowałam się, że wsunął w cylinder tę kiełbaskę, a tą zatyczką wpycha ją dalej, po chwili poczułam, jak coś się przemieszcza w moim wnętrzu. Tą procedurę wykonał trzy razy, po trzecim razie już dość wyraźnie poczułam wypełnienie mojego wnętrza. Wówczas Ignac wysunął ze mnie ten „cylinder” natomiast wsunął klasyczny korek analny, wg mnie ok. 12cm długi i 2,5 cm średnicy. Po tych „zabiegach” pozwolił mi się wyprostować, przesunął ręką po brzuchu, mówiąc – dobrze jest. W tym momencie nie bardzo wiedziałam, co to oznacza. Nie bardzo miałam czas nad tym się zastanawiać, Ignac założył mi opaski na rękach, wpiął w zwisające na ścianie linki, podciągnął mnie, ale nie za mocno, stopami stałam na podłodze, tyle tylko, że miałam mocno rozciągnięte ręce na boki. Kiedy ponownie przesunął mi ręką po brzuchu poczułam, że się w nim coś zaczyna dziać. Zaczęło i narastało. Pierwszą informacje odebrałam pozytywną, to nie boli, ale później już nie było tak dobrze. Miałam wrażenie, że mnie coś swędzi, to swędzenie narastało. Pierwszy odruch, kiedy Cię coś swędzi, podrapać się. Ale jak się podrapać w środku brzucha ? To też zaczęłam jęczeć, ruszać biodrami to w jedna, to w drugą stronę. Ignacowie właśnie o to chodziło, zobaczyłam w jego rękach klasyczny bat furmana, którego rzemienny koniec zaraz zaczął spadać na moje pośladki, ale tak jakoś dziwnie, nie poprzecznie, a wzdłużnie, trafiając również w rowek. Przerwał, mówiąc – wnętrze brzucha już Ci załatwiłem, teraz załatwię Ci tą zewnętrzna część dupy. Założył na prawą rękę rękawiczkę, po czym zanurzył ja w jakimś słoiczki i zaczął nią „smarować” pośladki. Po chwili poczułam potworne pieczenie. Nie wiedziałam, co to jest, kątem oka widziałam, że jest to białe i ma postać kremu. Wysmarował mi je dokładnie, mówiąc – starczy Ci tego kremu do jutra. Nie próbuj to myć, bo to reaguje w woda. Rzeczywiście, zarówno wnętrze brzucha, jak i pieczenie pośladków dokuczało mi do późnych godzin w niedzielę. Ale to był dopiero początek. Przeszedł na przód, uderzył kilka razy po piersiach, co skwitowałam bardzo głośnym krzykiem, wówczas usłyszałam – cyckom starczy, później się nimi zajmę, teraz rozsuń szeroko nogi. Rozsunęłam je, a on tym batem zaczął uderzać równo w sam środek, celując szczególnie w cipkę. Darłam się, on jednak systematycznie uderzał. Przestał, mówiąc – dupę Ci już załatwiłem, pizdą jeszcze się zajmę, teraz czas na cycki. Wziął z półki dwie płaskie metalowe listewki, na końcach których były śruby. Zawiesił je przede mną na linkach na wysokości moich piersi, chwycił brodawkę i za nią wciągnął całą pierś pomiędzy nie. Jest jedno „ale”, te płaskowniki były od wewnętrznej strony mocno chropowate, co dawało odpowiedni opór i uniemożliwiało wysunięcie się piersi. Po chwili zrobił to z drugą, a zaraz później zaczął kręcić śrubami, powodując mocne ich ściśnięcie. Tym sposobem, po wykonaniu kilku ruchów miałam je mocno spłaszczone. Zaczęłam jęczeć, bo mnie zaczęło boleć, ale Ignac na to nie zwracał uwagi. W momencie, kiedy uznał, że są odpowiednio spłaszczone, przestał kręcić. Wówczas wyjął z szuflady w szafce, która stała obok cztery dość grube szpilki, po czym po dwie wbił mi w piersi tuż przy krawędzi płaskowników, mówiąc – to zabezpieczenie, aby się nie wysunęły. Darłam się, on jednak tego nie słuchał. Niestety, to nie był koniec tych „pieszczot” Można powiedzieć, że najgorsze nastąpiło dopiero teraz. Wyjął z szuflady dwie zwykłe igły lekarskie, ale dość grube, po czym wbił je do połowy prosto w sam środek brodawek. Darłam się, ale nie miałam żądnego ruchu. Po chwili Ignac podszedł do szafki, wyjął z niej słoiczek, z szuflady wyjął klasyczną strzykawkę, 10ml, naciągnął w nią płyn, który w nim był, zaczął wstrzykiwać mi go w pierś. Wcisnął połowę, po chwili drugą połowę w drugą. Skończył, ponownie ją napełnił i ponownie po połowie wstrzyknął w moje piersi. Kiedy skończył, wyciągnął igły, lekko masując obie piersi. W momencie, kiedy skończył zaczęłam się drzeć i płakać. Nie wiem, co to była za substancja, ale wewnątrz piersi poczułam bardzo mocne pieczenie, przechodzące w ból. Ten mój płacz nic nie dawał, ta substancja już była we mnie. Piekły mnie już pośladki, jakieś dziwne uczucie miałam w sobie, teraz piekły mnie piersi. Ignacy wówczas powiedział – teraz czas wziąć się za zasadniczą sprawę, to znaczy za Twoja pizdę. Mówiąc to poluzował linki, spiął mi ręce kajdankami, po czym odpiął od linek. Odpiął również linki podtrzymujące listwy na piersiach. Przeszliśmy w inną część pomieszczenia, w pierwszej chwili myślałam, że to leżanka, a to był lekkiej konstrukcji fotel ginekologiczny. Polecił mi się położyć, po czym podciągnął go na odpowiednią wysokość, wówczas zaczął mnie „instalować”. Ułożył nogi na podpórkach i mocno rozchylił je na boki, po tym całość minimalnie przechylił do tyłu, tym sposobem miał swobodny dostęp do mojego krocza. Sięgnął pod ścianę, tam zwisały jakieś linki, ich końce wpiął w końcówki listewek, które były zaciśnięte na piersiach i podciągnął je na odpowiednia wysokość, tak, ze miałam piersi mocno naciągnięte. Wówczas rozpiął mi ręce, wiedząc, że ruchy mam i tak ograniczone. Przez chwilę przyglądał się mojemu kroczu, po czym zatarł ręce, mówiąc – no a teraz do pracy. Widać było, że to, co zobaczył mu odpowiada. Poszedł gdzieś, a kiedy wrócił zobaczyłam dość dużą tacę, którą ułożył obok. Jak prawdziwy lekarz, najpierw przetarł mi całą cipkę tamponem z jakimś środkiem dezynfekującym, po czym pojawiła się klasyczna igła medyczna, taka sama, jaką mi kłuł piersi, wbił mi ją w wargę sromową. Po chwili wziął tę samą strzykawkę, co poprzednio, napełnił tym samym białym płynem i wstrzyknął w wargę. Zaraz poczułam to samo pieczenie przechodzące w ból, następnie dostałam taki sam „zastrzyk” w druga wargę. Ale to, co było najbardziej bolesne, w następnej kolejności taki sam zastrzyk zrobił mi w samą łechtaczkę. Darłam się niesamowicie, łzy leciały mi z oczu z bólu. Ta sytuacja chyba podnieciła Ignacy, rozsunął fartuch w który był ubrany, po chwili już miałam jego kutasa w sobie. Mając mnie przed sobą w takiej pozycji nie miał żadnych trudności, aby odbyć ze mną zbliżenie. Wsuwał się systematycznie, pomimo bólu poczułam nawet dość duże podniecenie w chwili, kiedy się we mnie spuszczał. Skończył, wytarł się, mnie dał szklaneczkę z płynem, abym się napiła. Był to ten sam płyn z alkoholem, który piłam poprzednio. Wówczas w jego rękach pojawił się klasyczny, tworzywowy rozwieracz ginekologiczny. Wsunął go w pochwę dość mocno ją rozszerzając. Zaraz też w jego ręku pojawił się klasyczny rozwieracz Hagera, którym poszerza się wejście do szyjki macicznej. Natomiast Ignac chwycił w palce napletek łechtaczki i wsunął go w „trzecią dziurkę”. Zrobił to bardzo delikatnie, tak, aby się ona „przyzwyczaiła” do tej grubości. Wsunął jej połowę, wysunął, po chwili ponownie zaczął to robić. Kiedy już ten rozwieracz wsuwał się swobodnie, wysunął go całkowicie, ale tylko po to, aby za chwile wsunąć grubszy. Rozwieracze Hagera zwiększają swoją średnicę o 5mm do grubości 26mm. Ten, który miał Ignac w ręku miał chyba 15mm. Kiedy już „przyzwyczaiłam się” do tej średnicy wysunął, wsuwając następny. Robiąc to stopniowo nie czułam, jak zwiększa się otwór w mojej „trzeciej dziurce”. Gdy rozwieracz miał już, moim zdaniem, 2cm wyjął z pochwy ten rozwieracz ginekologiczny, ale za to wsunął mi klasyczny miniaturowy wibrator. Moim zdaniem miał on nie więcej niż 12cm, przy 2cm średnicy. Pomimo ciągłego bólu, po zbliżeniu z Ignacem byłam nadal trochę podniecona, to też ten wibrator zaczął mnie dalej podniecać. Chyba to podniecenie powodowało dalsze rozluźnienie pochwy, ale chyba też dalsze rozluźnienie innych mięśni, bo Ignac zaczął wsuwać we mnie następne rozwieracze. Przyszedł moment, że moim zdaniem wsunął mi już najgrubszy. I chyba miałam rację, bo po wyjęciu tego zaczął mi wsuwać zwykłe pręciki metalowe, tyle tylko, że miały one coraz to większą średnicę. Nie jestem w stanie tego ocenić, mocno już jęczałam, widząc następny, który zbliżał do tej dziurki, bo chyba miał już 3,5cm. Tym właśnie długo się ze mną bawił. Przez dłuższą chwilę miałam go w sobie. Wówczas Ignac powiedział – trzymaj go. Sięgnęłam rękoma, trzymałam, patrząc jednocześnie, co on robi. A on zdjął całkiem fartuch, wziął w ręce swoje prącie, czymś je nasmarował, tyle tylko, że było ono w stanie mocnego podniecenia. Podszedł jedną ręką wyjął najpierw ten wibrator, później ten rozwieracz, błyskawicznie się nade mną pochylił i drugą ręką przystawił go do tej dziurki. Zaczęłam się drzeć – nieeee, to jednak nic nie dało, poczułam, jak się we mnie wsuwa. Byłam przerażona, ale też zdziwiona. Po tylu latach „zabawy” w sex” dopiero teraz jakiś „doktorek” wsadził mi swojego kutasa w trzecia dziurkę. Wsadził, w pierwszej chwili byłam bardzo mocno przerażona, po chwili jednak te jego ruchy w przód i w tył spowodowały jakieś dziwne uczucie. Przede wszystkim nic mnie nie bolało, kiedy całkiem wszedł we mnie czułam go gdzieś bardzo głęboko w sobie, było to jakieś bardzo dziwne uczucie. Wykonał kilka ruchów, po których poczułam, że się we mnie spuszcza. No i w tym momencie całkiem „zgłupiałam”. Poczułam coś bardzo dziwnego, jakby jakieś wewnętrzne łechtanie, które trwało wyjątkowo krótko. Ignac jeszcze chwilę tkwił we mnie, po czym zaczął się bardzo wolniutko ze mnie wysuwać. Podał mi ręcznik, odpiął uchwyty na nogach, odkręcił śrubki na tych dwóch metalowych listwach, uprzednio wyjmując igły. Usłyszałam – spotkanie zakończone, chwilę poleż, abyś mogła dobrze stanąć na nogach. Rzeczywiście, było mi to potrzebne. Po pewnym jednak czasie stanęłam, Ignac podał mi podpaskę, mówiąc – przyda Ci się na drogę, po czym podeszliśmy do miejsca, gdzie się rozebrałam. Założyłam swoje ubranie, Ignac spojrzał na zegarek, usłyszałam – masz 40 minut do pociągu, zdążysz. Twoje pizda mówi, że jesteś doświadczoną kobietą, nie byłem na taką przygotowany. Na następne spotkanie przygotuję inny scenariusz. A może masz jakieś swoje życzenia, to mi napisz. Kiedy kończył odezwał się klakson taksówki, wyszłam, nic nie mówiąc na temat jego propozycji. Pojechałam na dworzec, miałam już bilet powrotny, usiadłam w przedziale. Ale gdzie tam, cały czas piekły mnie pośladki, cały czas jeszcze coś się we mnie „gotowało” i cały czas też piekły mnie piersi, wargi i łechtaczka. Nie było mowy o siedzeniu. Stałam na korytarzu zastanawiając się, czego dzisiaj doświadczyłam. Doszłam do wniosku, że doświadczyłam jednak czegoś nowego, a przede wszystkim zbliżenia w „trzeciej dziurce”. Czy to powtórzę, nie wiem. Tak, jak Ignac powiedział, w niedzielę po południu zaczęło się wszystko uspakajać i wieczorem mogłam spokojnie się wykąpać. W poniedziałek nie było już prawie śladów po tym spotkaniu. Co dalej, nie wiem. Za tydzień urlop. 08 sierpnia 2011r. Baśka

Scroll to Top