Sylwester

Poznaliśmy sie na poczatku października. Usiłowałam złapać taksówkę stojąc w deszczu na głównej ulicy Warszawy w dodatku obładowana zakupami. Nawet nie byłam zdziwiona, ze żaden samochód sie nie zatrzymał. Zrezygnowana skierowałam sie w stronę przystanku tramwajowego, gdy usłyszałam klakson, a po chwili głęboki męski głos.
-Niech pani wsiądzie.
Na dźwięk głosu odwróciłam sie gwałtownie. Nigdy jeszcze nie słyszałam tak wspaniałego dźwięku.
-No proszę wsiąść, nie wolno mi tu długo stać, a pani zaraz sie rozpłynie w tym deszczu. A założę sie, ze szybko innego samochodu pani nie złapie.
Rozejrzałam się sie nieprzytomnie. Rzeczywiście na ulicy byłam sama, nie licząc kilku innych przechodniów w sytuacji podobnej do mojej. Wróciłam wzrokiem do samochodu i dostrzegłam jego śliczny niebieskozielony kolor. Kolejny klakson mnie otrzeźwił. Nie namyślając się dłużej złapałam za klamkę uchylonych juz drzwi i wsiadłam.
-Dziękuję panu bardzo -powiedziałam- ale zniszczę panu tapicerkę.
Oczywiście, taki facet, a ja gadam głupoty, jakie to dla mnie typowe, nie mogłam chyba niczego gorszego powiedzieć, pomyślałam z niesmakiem.
Mężczyzna za kierownicą rzeczywiście był niczego sobie. Wysoki, ciemnowłosy i ze wspaniałym głosem.
-Nic jej nie będzie -powiedział- dokąd mam zawieźć?
-Praga Południe-odparłam…i wywiązała się pogawędka. Kiedy wysiadałam na Grochowskiej byliśmy juz na ty i umówieni byliśmy na następne spotkanie.
Juz następnego popołudnia, równie deszczowego, siedzieliśmy w jednej z kawiarenek i gadaliśmy niemal bez przerwy.
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko, ale nie byliśmy parą w męsko-damskim znaczeniu tego słowa. Byliśmy raczej parą przyjaciół…najlepszych przyjaciół.
Widzieliśmy się niemal codziennie, uczyliśmy się razem, każde ze swojego zakresu materiału, bo Adam studiował na V roku biologii a ja w październiku zaczęłam swoją wymarzoną slawistykę. Sprzątałam mu pokój, układałam w szafie, pilnowałam jego spraw, a on w zamian traktował mnie jak swoją kobietę. Przyjeżdżał po mnie po zajęciach, kiedy tylko mógł, załatwiał ze mnie sprawy wożąc mnie po całym mieście, chodził na spacery, pokazywał zakątki Warszawy, jakich sama nigdy bym nie znalazła, odbierał moje kserówki z punktów ksero, tłumaczył pewne zagadnienia z zakresu przedmiotów ścisłych, robił mi zakupy, doładowywał kartę miejską, dawał różne drobne prezenty, tulił, kiedy w trakcie okresu zwijałam się z bólu, realizował recepty, kiedy byłam chora, pilnował różnych terminów, robił herbatę, karmił, dawał sie ciągać po sklepach i bibliotekach, dbał o mnie, niemal nosił mnie na rekach…i nigdy nie pocałował inaczej niż w rękę, czółko i policzek. Nigdy.
Az nadszedł sylwester. Zaproponował mi wyjazd do domku swojego kolegi, który organizował huczną imprezę sylwestrowo-noworoczna. Zgodziłam się od razu, często robiliśmy sobie weekendowe wycieczki za miasto. Wszystko zostało uzgodnione, okazało sie ze nic nie musimy robić, tylko przyjechać i dobrze sie bawić, kumpel miał fundusze i zadbał o wszystko ze swoją dziewczyną.
29 grudnia wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Barnaby, bo takie miano nosił ów kumpel. Trafiliśmy bez problemu, za to po przyjeździe doznaliśmy szoku. Przygotowani byliśmy na widok zwykłego letniskowego domku a tymczasem naszym oczom ukazał sie zgoła pałac. Adam zaparkował przed domem, wziął nasze bagaże i podeszliśmy do drzwi. Otworzyła nam Marta, dziewczyna Barnaby.
-Cześć wam ludzie, mam tu niezłą kołomyję wiec spróbujcie dać sobie rade sami, ok? Macie pokój zaraz na wprost schodów, jest razem z łazienką. Zróbcie, co macie do zrobienia i zejdźcie na dół to mi pomożecie. W ogóle przyjechaliście pierwsi-ucałowała nas z dubeltówki i pobiegła do kuchni.
Osłupieni rozejrzeliśmy się sie po pomieszczeniu, które w normalnym domu nazywa sie przedpokojem. Tutaj było to gigantyczny hol, bardzo gustownie urządzony z jednym mankamentem w postaci gigantycznych pseudozabytkowego kandelabru.
Spojrzeliśmy na siebie i skierowaliśmy sie w strone schodów. Pięknie wykonane z dębowego drewna poprowadziły nas wprost półkolistą galerię, stanowiąca korytarz pierwszego piętra. Drzwi do naszego pokoju były podwójne, wysokie i wykonane z tego samego drewna, co schody. potem okazało ze, ze wszystko było dębowe, żeby nic sie nie gryzło.
Weszliśmy do pokoju i dotarło do nas, ze jest to chyba głowna sypialnia. Na podwyższeniu stało ogromne łóżko, na szczęście bez baldachimu, za to ze schodkami po obu stronach.
Resztę wyposażenia stanowiły dwie komody, toaletka szafka na sprzęt RTV i stolik z dwoma fotelami.
Dwa bardzo duże okna wpuszczały do pokoju mnóstwo światła, tak ze nawet w pochmurny grudniowy dzień nie trzeba było zapalać lamp.
łazienka wyposażona była równie imponująco, wanna wpuszczona w podłogę, dyskretnie schowany sedes, prysznic umywalka i szafa na ręczniki i szlafroki.
Rozpakowaliśmy sie i usiedliśmy na fotelach by porozmawiac.
-Słuchaj, nie przewidziałem, ze dostaniemy jedno łóżko – powiedział cicho Adam. Chciał dodać cos jeszcze, ale nie dałam mu dojść do słowa.
-Daj spokój. Łóżko jest duże, my nie jesteśmy dziećmi.
-No właśnie- szepnął. Chciał mówić dalej, ale nagle rozległo się pukanie i do pokoju wsadził głowę Barnaba.
-Cieszę się ze juz jesteście, podoba wam się pokój? Wybaczcie, ze nie ma dwóch łóżek, reszta pokoi jest zajęta, dacie sobie rade, co?
-Damy damy – cmoknęłam go w policzek – idę do Marty, mówiła ze mamy jej pomoc.
Panowie zostali sami.
Wychodząc usłyszałam ich przytłumione głosy, po czym dołączyli do mnie w kuchni, bo tam znalazłam Martę.
Czas mijał na ostatnich przygotowaniach, ludzie się zjeżdżali i zajmowali zamówione sobie wcześniej pokoje, atmosfera panowała wspaniała, pogoda dopisywała. Chodziliśmy na spacery, rzucaliśmy się śnieżkami, w domu jedliśmy, graliśmy w bilard i oddawaliśmy się rozmaitym innym rozrywkom, których pełno było w domu.
W sylwestra „wielkie picie” zaczęło się juz rano. Trochę się obawiałam, ze nie wytrwamy do północy, ale moje obawy były bezzasadne. W trakcie składania życzeń wszyscy byli nieco wcięci, ale w pełni świadomi swoich poczynań. Po toaście wróciliśmy do tańca, jedzenia i picia. Wszyscy bawili się fantastycznie, miejsca do tańca było dużo, jedzenia jeszcze więcej a nastrój był iście szampański. Około 5 rano zaczęliśmy się rozchodzić do pokojów. Poszłam na górę pierwsza, wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka. Nie miałam juz żadnych oporów, wręcz przeciwnie, nie miałam juz nadziei ze Adam choćby spróbuje mnie dotknąć. Spaliśmy razem juz dwie noce, to nasz kontakt fizyczny ograniczał się do cmoków na dobranoc. Byłam trochę rozczarowana, ale nie umiałam zrobić pierwszego kroku.
Zanim Adam wrócił juz spałam. Nie wiedziałam, ze Adam patrzył na mnie jeszcze z godzinę zanim poszedł spać i nie wiedziałam, co myślał. Wyznał mi to dopiero dwa dni później.
W noworoczny poranek obudziliśmy się późno. Pogoda upewniła nas jednak, ze nie warto wstawać, zostałam wiec w łóżku, a Adam zszedł na dół po śniadanie i cos na kaca.
W pościeli siedzieliśmy niemal do wieczora, dopiero około 18 dołączyliśmy do towarzystwa na dole. Na szczęście nikt nie patrzył na nas znacząco, wszyscy znali nasz stosunki i nikt juz się nie dziwił. Poza tym ludzie byli skacowani i zajęci swoimi sprawami.
Adam juz nie pił. Choć wrócić do warszawy mieliśmy dopiero 3 stycznia, on wolał był nieskalanie trzeźwy, bo pogoda nie pozwalała na najmniejszą nieostrożność. Atmosfera była mocno senna, wiec juz o dziewiątej wszyscy znaleźli się w swoich pokojach.
Ułożyliśmy sie wygodnie na łóżku, Adam włączył telewizor. Byliśmy jednak tak zmęczeni, ze nie wiedzieć kiedy zasnęliśmy. Obudził mnie delikatny pocałunek.
-Kochanie – powiedział Adam – nie mogę juz dłużej udawać. Kocham cię i pragnę i chce być twoim mężczyzną, a nie tylko przyjacielem.
Nie odezwałam się sie ani słowem. Po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć. Patrzyłam mu w oczy i znajdowałam tam potwierdzenie jego słow. Odchyliłam kołdrę, spojrzałam w dół i dostrzegłam dowód ze rzeczywiście mnie pragnie. Delikatnie pogłaskałam go po policzku
-Cieszę sie ze to mówisz – szepnęłam i pocałowałam go mocno. To, co działo sie potem, było najwspanialszym doświadczeniem w moim życiu.
Całował mnie całą, od stóp do włosów, przesuwał palcami po brzuchu, pieścił plecy i ramiona. Kiedy dotarł ustami do moich piersi, przeszedł mnie dreszcz. Wygięłam sie w łuk i przyciągnęłam jego głowę bliżej swego ciała.
Następne godziny były szalone. Jego usta i ręce były wszędzie, dostarczając mi niesamowitych przeżyć. Byliśmy podnieceni jak nigdy, nie odrywaliśmy sie od siebie ani na moment, a kiedy w końcu wszedł we mnie, z piersi jednocześnie wydarł nam sie głęboki jęk.
Miarowymi ruchami doprowadził mnie do niemal do utraty przytomności. Kochał mnie mocno jednocześnie pieszcząc ustami piersi, czasem całując mnie namiętnie. Byliśmy tak podnieceni ze niewiele czasu było trzeba, żebyśmy osiągnęli orgazm.
Kochaliśmy sie wielokrotnie, w różnych pozycjach i w różnym tempie.
Następnego dnia zeszliśmy na dół trzymając sie za ręce. Wszyscy patrzyli na nas, uśmiechając się sie znacząco.
-No no, ostra noc musiała być, słychać was było w całym domu – roześmiał sie Barnaba, kiedy weszliśmy do pokoju. – życzę wam więcej takich nocy. Towarzystwo ochoczo mu potakiwało i nikt nie zdziwił sie nawet, kiedy jeszcze przed obiadem wróciliśmy na górę…

 

Scroll to Top