U źródeł

Pytasz o pierwsze doświadczenie? Kiedy pierwszy raz poczułam te ciemne, słodkie drżenie ud, miękkość brzucha, mocniejsze bicie serca? Mówisz o tym, jakby to było nagłe odkrycie, jakbym w swej dojrzałości doznała objawienia. A przecież to tak nie działa. Płeć budzi się po trochę, od samego początku, najpierw jest to tylko przeczucie, niepojęte tabu, zaledwie przeczuwana rozkosz, z wiekiem staje się to coraz mocniejsze, bardziej dotykalne, aż wreszcie kobieta (dziewczyna) osiąga spełnienie. O jakie więc pierwsze doświadczenie ci chodzi? Czerwienisz się… A to przecież ja miałam się zawstydzić. Ale dobrze, opowiem ci troszkę…

Miałam kiedyś przyjaciółkę… choć to za dużo powiedziane. Nigdy naprawdę jej nie lubiłam, na pewno nie zwierzyłabym się z tajemnic, głębokich myśli. Była koleżanką, z którą spędzałam czas, zabijając nudę. Co ciekawego można robić w tak małym miasteczku? Nic. A już na pewno nic, kiedy jest się młodą pannicą. Dlatego prawie codziennie, bez większego entuzjazmu wychodziłam z domu, szybko przejeżdżałam skrzypiącym, zbyt dużym rowerem ojca przez naszą ulicę, wjeżdżałam na podwórze brudnej kamienicy, wbiegałam po schodach i pukałam do drzwi Sarotte. Czasami otwierał mi jej ojciec – nieprzyjemny, obleśny gbur, który z niechęcią wpuszczał mnie do domu. Kiedy wchodziła, zawsze czułam na sobie jego wzrok. Na szczęście nie nachodził nas w pokoju swojej córki.

Sarotte była w moim wieku, ale wyglądała na starszą. Drażniło mnie, że kiedy wychodziłyśmy czasami razem, chłopcy nie odrywali od niej wzroku, nie zwracając na mnie większej uwagi. Nie byłam głupia – wiedziałam, że uroda nie ma nic z tym wspólnego. Mężczyźni nie potrafili oderwać wzroku od jej sporych piersi i dużego (zbyt dużego moim zdaniem) tyłka. To nie jedna rzecz, która mnie u niej drażniła. Zawsze musiałyśmy zgadzać się na jej pomysły, zachowywała się wobec mnie, jakby pozjadała wszystkie rozumy i próbowała rozmawiać o dorosłych sprawach, jakby coś o nich wiedziała. „Wiesz, że Gunter podobno zbrzuchacił Francescę? Jaka to jaką? Córkę rzeźnika!”. Głupia kwoka. A jednak się przyjaźniłyśmy. Sama nie wiem dlaczego. Chyba z nudów. I tak jak można było przypuszczać, w końcu nasze drogi się rozeszły – wyjechałam do szkoły z internatem, a ona została i podobno wyszła za mąż za dwukrotnie starszego od siebie wojskowego.

Dlaczego o niej wspominam? A dlatego, że przez kilka miesięcy nasz związek wszedł na dosyć dziwne, nieoczekiwane tory. Było to tak:

Któregoś dnia, w maju – pamiętam zapach bzów i radość z nadchodzącego lata – późnym popołudniem poszłam wyciągnąć Sarotte na spacer. Nie miałam ochoty na samotną eskapadę, a Sarotte, przy całym swoim prostactwie potrafiła być zabawna.

Drzwi na klatkę schodową były otwarte. Wbiegłam na górę, po trzy stopnie naraz, zadzierając wysoko sukienkę i zapukałam w drzwi. Cisza. Żadnej odpowiedzi.

– Sarotte… – zawołałam nieśmiało, ale domyślałam się, że nikogo nie ma w domu. Wzruszyłam rozczarowana ramionami i zeszłam na podwórko. Zwykle pod ścianą małego magazynku stali chłopcy z kamienicy, prawie wszyscy starsi od nas. Stali tam czy to w dzień powszedni, czy w święto i nieraz zastanawiałam się, czy oni w ogóle chodzą do szkoły. Tym razem podwórze było całkowicie puste. Nie zdziwiło mnie to, widać nie tylko ja postanowiłam skorzystać z budzącego się lata. Skierowałam się ku bramie, kiedy nagle usłyszałam głośny, metaliczny brzęk. Dobiegał z magazynku. Sama nie wiem dlaczego zareagowałam. To mógł być kot albo nawet szczur. Zresztą cokolwiek by to nie było, co mnie to obchodziło? A jednak przyciągana ciekawością, podeszłam do drzwi szopki i zaczęłam wsłuchiwać się w szmery. Prawie od razu usłyszałam ściszone głosy. Kilka męskich i… Sarotte – byłam pewna, że ją też usłyszałam. Coś jednak powstrzymało mnie od zapukania. W głosach dobiegających z pomieszczenia było coś niepokojącego, tajemniczego. Wycofałam się spod drzwi i jak najciszej obeszłam magazynek. Z drugiej strony znajdowało się okno. Jęknęłam, widząc kawałki żelastwa porośnięte chwastami i pokrzywami, ale byłam coraz bardziej ciekawa… Oczywiście, że coś podejrzewałam. Nie byłam dzieckiem. Wiedziałam, że chłopcy i dziewczęta zabawiają się ze sobą, a czasami może z tego powstać dziecko, czego trzeba za wszelką cenę uniknąć. Ale, że Sarotte?

Udało mi się uniknąć hałasu i sparzenia pokrzywami. Za szopką śmierdziało moczem, chłopcy musieli używać tego miejsca jako toalety. Skrzywiłam się z niechęcią i ostrożnie stanęłam na odwróconej puszce po farbie. Zerknęłam do środka.

Najpierw nie widziałam zbyt dużo. W pomieszczeniu panował półmrok. Na szczęście brudna szyba była po części wybita, w przeciwnym wypadku nic bym nie zobaczyła. Wyciągnęłam szyję i… Sarotte siedziała w rozkroku na małym taborecie. Obok niej stało trzech chłopaków, w których rozpoznałam starych bywalców podwórza. Wstrzymałam oddech, próbując zrozumieć, co dokładnie widzę. Serce uderzyło mocniej, poczułam jak moje policzki napełniają się gorącą krwią. Chłopcy stojący po obu stronach Sarotte mieli opuszczone spodnie. Ich białe pośladki były wyraźnie widoczne w półmroku. Nie tylko pośladki przyciągnęły moją uwagę. W stronę mojej przyjaciółki, prawie dotykając jej twarzy, sterczały trzy prącia. Chłopcy poruszali rytmicznie dłońmi, a Sarotte dwoma rękami głaskała ich po udach i mosznie. Słyszałam głośne, coraz szybsze oddechy.

To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłam coś takiego i przyznaję się, że zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie. Z mieszaniną wstrętu, wstydu i podniecenia, wpatrywałam się we wstrząsającą scenę rozgrywającą się przed moimi oczami. Zapomniałam o całym świecie, czekając na rozwój sytuacji.

W pewnym momencie jeden z chłopców zaczął poruszać ręką szybciej niż pozostali, a jego pośladki zaczęły podrygiwać i nagle znieruchomiał. Nie widziałam dokładnie, co się stało, ale widząc, jak Sarotte ociera twarz, domyśliłam się, że z członka chłopaka musiała wylecieć sperma. jak do tej pory znałam ją tylko ze słyszenia. Jeden z pozostałych chłopców przestał się masturbować. Wypchnął biodra do przodu.

– Pocałuj go – powiedział to na tyle głośno, że udało mi się usłyszeć. Moje serce zamarło i skrzywiłam się ze wstrętem. Zwariował? Jak można było nawet powiedzieć taką ohydną rzecz?! Jakież było moje zdziwienie, kiedy Sarotte wyciągnęła dłoń, chwyciła za członka i pochyliwszy głowę, włożyła go sobie w usta. Skrzywiłam się, ale równocześnie pulsujące gorąco w moim podbrzuszu, stało się nie do wytrzymania. Zdałam sobie sprawę, że machinalnie poruszam lekko pupą i napinam uda. Pierwszy raz w życiu byłam tak podniecona.

Na rezultaty zabiegów dziewczyny nie trzeba było długo czekać. Po niecałej minucie pośladki chłopaka ścisnęły się, z jego gardła wydobył się jęk. Sarotte odepchnęła go i wypluła coś na podłogę. Nie miała czasu odpocząć – trzeci z chłopców, czekający dotąd cierpliwie na swoją kolej, trzymając członka przed sobą jak broń, zaczął wpychać go na oślep w usta Sarotte. Była już chyba znudzona tą sytuacją i nie miała ochoty na dokończenie sprawy, ale chłopiec nie potrzebował dużo – potarł się kilka razy członkiem o jej policzki oraz zaciśnięte usta i po chwili owoc jego lędźwi spływał po policzku Sarotte. Dziewczyna podniosła skraj sukienki i starła ze wstrętem spływającą po twarzy spermę.

– Najpierw wychodzę ja – powiedziała rozkazującym tonem i skierowała się do drzwi. Omdlali chłopcy nie odpowiedzieli. Zdążyłam zobaczyć jeszcze jak zapalili papierosy. Skuliłam się pod oknem. Usłyszałam wychodzącą Sarotte i po chwili jej kroki ucichły na schodach kamienicy. Chyłkiem uciekłam. Tego dnia nie mogłam już spotkać się z moją przyjaciółką.

Ale następnego dnia byłam już gotowa. Moja przyjaciółka, bez względu na to, jaki wstręt we mnie wzbudziła, obudziła też we mnie wielką ciekawość. Nie miałam pojęcia, jak się zachować, jak dobrać się do jej tajemnej wiedzy, ale przeczuwałam, że niedługo otworzy się przede mną nowy świat. Pamiętałam podniecenie, które obudziło się we mnie wczoraj i chciałam więcej. Postanowiłam zdać się na instynkt. Jeszcze nigdy nie jechałam tak szybko. Rzuciłam rower pod murem, nie próbując nawet go oprzeć i pobiegłam na górę. Otworzyła mi Sarotte. Popatrzyła na mnie zdziwiona.

– Biegłaś? Jesteś rumiana jak praczka – zakpiła. – Wchodź. Ojca nie ma – powiedziała i kiwnęła ręką. Powiedziałam coś bez sensu i spięta, zawstydzona weszłam do środka. Co najdziwniejsze, nie potrafiłam oderwać wzroku od sylwetki przyjaciółki. Szła przede mną, ubrana tylko w szarawą halkę, stawiając niedbale kroki. Materiał wchodził trochę pomiędzy obfite pośladki, garsonka była założona niedbale, odsłaniając czerwone ramiona. Sarotte poprawiła od niechcenia rozczochrane włosy.

– Zdrzemnęłam się. Skorzystałam z okazji, że ta brudna świnia spędza dzisiejszy dzień w szynku, nie ma nikogo, kto by się mnie czepiał.
– Jeśli chcesz spać, to mogę… – wydukałam nieśmiało. Odwróciła się zdziwiona.
– A tobie co się dzisiaj stało? Nie wygłupiaj się.
Zrobiła herbatę, usiadłyśmy w pokoju, na jej łóżku i zaczęła opowiadać jakąś nową sensację, z czego jednak nie rozumiałam ani słowa. Widać musiała to zauważyć, gdyż wreszcie przerwała monolog i przyjrzała mi się badawczo.
– Filippine, jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku?
Moje policzki płonęły żywym ogniem.
– Ja… Nic mi nie jest… – wydukałam z wysiłkiem.
Sarotte patrzyła przez chwilę, aż wreszcie uśmiechnęła się tajemniczo.
– Może chciałabyś obejrzeć te pocztówki mojego ojca? Zawsze odmawiasz…
Moja przyjaciółka najwyraźniej odkryła źródło mego rozgorączkowania, choć nie znała przyczyny. Kiwnęłam nieśmiało głową, udając obojętność.
– Jeśli chcesz… – powiedziałam.

Sarotte wyszła z pokoju, żeby po chwili wrócić z małym zawiniątkiem. Usiadła obok, dotykając mnie miękkim biodrem. Westchnęłam głęboko. Miałem wrażenie, że jej ciało pali jak ogień. Ostrożnie rozwinęła starą chusteczkę do nosa. Wewnątrz leżał niewielki plik kartoników, na których powyginane w najróżniejszych pozach kobiety przedstawiały w całej okazałości swoje wdzięki. Sarotte rozłożyła chusteczkę na naszych kolanach – jedna część leżała na jej, druga na mojej nodze i powoli zaczęła przekładać zdjęcia z jednej kupki na drugą. Musiała znać je już na pamięć, bo bardziej zwracała uwagę na moją reakcję niż na nie. Gdyby nie wczorajsze wydarzenie, pewnie nie miałoby to na mnie takiego wpływu, ale dziś moje ciało płonęło. Z trudem hamowałam oddech, nie chcąc pokazać Sarotte mego stanu, a ona, podsuwała mi pod nos sprośne obrazki, grając na moim pożądaniu, jak na instrumencie. Kiedy doszłyśmy do ostatniego zdjęcia, Sarotte spytała:

– Chcesz jeszcze raz?
Jej głos też nie był spokojny – drżał ukrywanym pożądaniem. Zdałam sobie sprawę, że jej ogień również się obudził i to podnieciło mnie jeszcze bardziej. I przeraziło.

Widząc, że nie odpowiadam, Sarotte położyła karty z boku, na łóżku i dotknęła mojego kolana. Odruchowo ścisnęłam uda, ale nie odepchnęłam jej ręki. Czekała przez chwilę na moją reakcję, a widząc, że nie potrafię podjąć decyzji, położyła dłoń na moim udzie i zaczęła powoli przesuwać ją do góry. Robiła to silnie, tak że kiedy jej ręka doszła do mego łona, poczułam, że jej palce mocno nacisnęły mnie dokładnie tam, między nogami, w szparkę, która w tym momencie płonęła już bez litości. Jęknęłam i zerwałam się z miejsca, jakbym dopiero teraz zdała sobie sprawę z powagi tej sytuacji. Ale nic więcej nie potrafiłam zrobić, aby powstrzymać tę sytuację, stałam więc bezradnie, czekając na rozwój sytuacji.

Sarotte również musiała być na granicy wytrzymałości. Widząc mój stan, zostawiła mnie w spokoju. Cofnęła się na łóżku pod samą ścianę, oparła się wygodnie i nie spuszczając mnie z oczu, zadarła halkę do góry.
– Nie masz się czego bać – powiedziała zachrypniętym głosem i położyła dłoń na czarnym zaroście cipki, na którym rysowała się różowa szparka sromu. Jej środkowy palec rozmazał po całym łonie śluz, który obficie wyciekał z dziurki, włosy łonowe zalśniły mokrym blaskiem.
– Ale mnie podnieciłaś – wyszeptała Sarotte. – Nawet te ogiery z dołu nie potrafiły mnie tak rozpalić. Tak mi się jeszcze w cipce nie paliło. – Powiedziawszy to, zaczęła gorączkowo przebierać palcami po dziurce, poruszając przy tym biodrami i cicho jęcząc. A ja stałam jak słup soli, nie potrafiąc oderwać wzroku. Wreszcie biodra Sarotte zaczęły poruszać się coraz szybciej, a palce przebierały z coraz większym pluskiem. Dziewczyna zaczęła wyrzucać z siebie słowa, od których, jeśli to możliwe, zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
– Mała *****ko… liż mnie, na co czekasz… chcę czuć twój języczek… głęboko w cipce… chodź do mnie, suczko…
Wiedziałam, że słowa te skierowane są do mnie, ale nie mogłam się poruszyć. Poza tym miałam wrażenie, że Sarotte nie oczekuje ode mnie żadnego działania, a jej słowa są po prostu wyrazem zbliżającego się szczytu. Nie wiedziałam wtedy jeszcze nic o brudnych rozmowach dla rozpalenia żądzy, ale przeczuwałam, że musi to być część rozkoszy.
Nagle biodra Sarotte wystrzeliły do góry, jej ciało wykrzywiło się w nierówny łuk, palce zanurzyły się głęboko w pochwie i wydała głośny jęk.
Opadła na łóżko, ciężko dysząc, patrząc na mnie spod półprzymkniętych powiek.
– A ty? – powiedziała wreszcie i opuściwszy w dół materiał halki, pokazała mi miejsce obok siebie.
Zawahałam się, ale usiadłam.
– Nie masz ochoty? – spytała. – Śmiało, z chęcią popatrzę.
Poruszyłam się niespokojnie.
– Ale… Ja jeszcze nigdy…
Sarotte podniosła się na łokciu.
– Poważnie? Nigdy nie gładziłaś sobie szparki? – spytała ze zdumieniem. – To jak sobie radzisz, kiedy masz ochotę?
– Ja… Dotykałam się już wcześniej… Trochę…
– Trochę?
– No… Ale nie tak jak ty.

Sarotte usiadła, podłożyła mi palec pod brodę i podniosła moją głowę, tak, że musiałam spojrzeć jej w oczy. Poczułam silny, pociągający zapach i zdałam sobie sprawę, że to właśnie tym palcem dostarczyła sobie właśnie rozkoszy.
– Coś się wydarzyło, tak? – spytała.
Odwróciłam wzrok.
– Widziałam cię wczoraj… – zaczęłam niepewnie.
– Tak? – naciskała.
– W szopce, na podwórzu… – wyjąkałam wreszcie.
Wyraz zrozumienia pojawił się na jej twarzy.
– Aha, teraz rozumiem! Widziałaś, jak pomagałam chłopakom w… uspokojeniu. I to cię tak poruszyło?
Pokiwałam głową. Nie wiedziałam, co oczekiwać, nie miałam pojęcia, czego chcę.
– W porządku. Musimy więc dowiedzieć się paru rzeczy o tobie. Na przykład, co lubisz. Lubisz służyć, czy żeby tobie służono?
Nie miałam pojęcia, o czym mówi. Popatrzyła na mnie badawczo.
– Wyliż mnie – powiedziała, jakby podjęła jakąś decyzję i znów zadarła halkę do góry. Poczułam jej zapach. Chciałam zaprotestować, ale nie potrafiłam. Tak naprawdę miałam ochotę ją polizać. Widząc moje wahanie, Sarotte rozłożyła szerzej nogi i pokiwała mi palcem. Zauważyła, że jej oddech znów przyśpieszył.
– No chodź, proszę. Znów mi się chce.

Poczułam, że nie mam już odwrotu. Zbyt głośno odezwała się we mnie samiczka. Naprawdę miałam ochotę służyć jej szparce, z całego serca chciałam doprowadzić ją do takiego stanu, do jakiego niedawno doprowadziła się sama. Pochyliłam głowę i przymykając oczy, zaczęłam lizać mokrą jeszcze od ostatniego razu szparkę. Pod dotykiem mojego szorstkiego języka brzuch Sarotte zadrżał. Wysunęła łono bardziej do przodu i lekko uniosła nogi, kładąc mi przy tym dłonie na głowę. Zaczęła jęczeć i poruszać biodrami. Czułam jej smak, trochę brudny, pociągający, jej mokrość i gorąco. Po chwili moje policzki, nos i broda ociekały już jej sokami. Popchnęła mi głowę trochę w dół. Najpierw nie zrozumiałam jej zamiarów, ale kiedy podniosła nogi jeszcze wyżej, przyciągając kolana do piersi, zrozumiałam. Wstyd i wstręt zmieszał się z brudną ciekawością. Z wahaniem dotknęłam językiem jej odbytu. Sarotte jęknęła jeszcze głośniej.

– Włóż go tam, *****ko. Włóż mi tam język – powiedziała chrapliwie.
Zamknęłam oczy i czując, że stoczyłam się już do najniższego poziomu zezwierzęcenia, zaczęłam gorączkowo lizać jej odbyt, szybko i mocno, jakby zdecydowaniem chcąc przykryć zhańbienie.
– Cudownie, cudownie – wyszeptała Sarotte. Wreszcie odepchnęła mnie, żeby stanąć na czworakach. Oparła się na łokciu a drugą ręką zaczęła przebierać po cipce. Nie wiedziała, co mam robić, ale ona odwróciła głowę i pokazała na swój wielki, wypięty w górę tyłek.
– Zajmuj się moją dupą – powiedziała rozkazująco. Posłusznie pochyliłam się i kontynuowałam masowanie językiem jej mniejszej dziurki. Jej palce przebierające w mokrym sromie dotykały co chwila mojej brody.

Boże, jak ja się wtedy czułam. Nigdy jeszcze tak się nie wstydziłam, jeszcze nigdy nie czułam się… ****ą. Tak, to dobre słowo. W tamtej chwili byłam ****ą, brudną suczką, z którą Sarotte mogła zrobić, co zechce i w tej myśli, w tej brudnej, lubieżnej chwili, było coś prawdziwie rozkosznego.

Kiedy pośladki Sarotte zaczęły coraz bardziej drżeć, podniosłam wzrok i kątem oka zobaczyłam stojące w kącie lustro. W odbiciu ujrzałam wysoko wypiętą dupę Sarotte i moje rozburzone, czarne włosy i czerwoną, mokrą twarz, w której lśniły wielkie, podniecone, a równocześnie pełne paniki oczy. Szybko odwróciłam głowę, nie będąc w stanie patrzeć „z zewnątrz” na moje upodlenie.

Po chwili Sarotte doszła do orgazmu i opadła na zmiętą, przepoconą pościel.

Dopiero w tej chwili w pełni zdałam sobie sprawę z ohydy całej sytuacji. Moje nozdrza pełne były jej zapachu, moje usta jej smaku, Sarotte leżała omdlała, jej uda rozchylone, dłonią bawiła się małym czarnym kędziorkiem i patrzyła na mnie spod półprzymkniętych powiek. Wydawało mi się, że w jej wzroku ujrzałam drwinę.

Zerwałam się z miejsca i zanim Sarotte mogła zareagować, wybiegłam z mieszkania. Jak wiatr minęłam zdziwionych chłopaków opartych o mur i palących papierosy, wsiadłam na rower i uciekłam. Całą drogę widziałam jej drwiący uśmiech. Wiedziałam, że przed nim nie ucieknę.

Nie wiedziałam, co myśleć, co z sobą zrobić. Wbiegłam do domu, zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko, chowając twarz w poduszce. Było mi tak strasznie wstyd. Myślałam, że już nigdy nie wyjdę na ulicę i nie będę mogła spojrzeć w oczy ludziom. A już na pewno nie Sarotte, mojej brudnej, złej kuzyneczce, która tak perfidnie ściągnęła mnie na dno. Ale czy to naprawdę ona mnie ściągnęła? Czyż to nie ja przybiegłam do niej rozpalona jak samiczka w rui? Na co liczyłam? Czy nie właśnie na to, co się stało? Zaszlochałam zrozpaczona, uświadamiając sobie coraz bardziej, że nie mogłam winić nikogo, prócz siebie samej. To moja własna grzeszność, brud, *****stwo zgubiły mnie na zawsze. Płakałam chyba z godzinę, aż w końcu zmęczona zasnęłam.

Przez kolejnych kilka dni nie wychodziłam z domu. Udałam chorobę, żeby nie musieć chodzić do szkoły, gdzie niechybnie spotkałabym swoją wspólniczkę w zbrodni. Leżałam w łóżku, pijąc ziółka zaparzone przez mamę. Moja kochana rodzicielka łatwo dała się oszukać, gdyż moja gorączka była prawdziwa.
Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Musiałam wreszcie kiedyś wyjść z domu. Wydarzenia sprzed kilku dni zaczęły wydawać mi się dziwnym, mrocznym, kuszącym snem i z całą powagą zaczęłam zastanawiać się, czy to naprawdę się wydarzyło.

 

Pod koniec tygodnia zjawił się u mnie gość. Mama przyprowadziła do mego łoża boleści uśmiechającą się współczująco Sarottę. Widząc jej postać, wypukłość piersi wypychających gorset, krągłość bioder, wróciły wspomnienia, przypomniałam sobie, co zrobiłam z jej ciałem… Krew napłynęła mi do twarzy. Nie było ucieczki.

– Kochana Filippine! Jak ty wyglądasz?! – krzyknęła Sarotte i uściskała mnie mocno na oczach mamy. Chciałam zapaść się pod ziemię.
– Zostawiam was w takim razie same, dziewczęta, porozmawiajcie sobie – powiedziała mama i wyszła.
Przez chwilę panowała cisza. Sarotte patrzyła na mnie badawczo, uśmiechając się lekko. Wydawało mi się, że zobaczyłam w jej oczach ukrywaną drwinę. Zacisnęłam wargi. Po co tu przyszła ta prostaczka?

– Długo planujesz tu leżeć, kuzyneczko? – spytała Sarotte. – Co się stało, już się nie odstanie.
Nie odpowiedziałam. Kuzynka westchnęła, pokręciła głową i usiadła obok mnie na łóżku.
– Nie możesz tak się zamartwiać. Ostatecznie nie zrobiłyśmy nic strasznego…
– Nic strasznego!? – wybuchłam, ledwo wstrzymując płacz. – Czy można zrobić coś gorszego? Jesteś moją kuzynką… A ja zrobiłam ci… – nie byłam w stanie dokończyć. Sarotte nachyliła się nade mną i pogłaskała mnie delikatnie po policzku.
– Biedna Filippine. Zamęczysz się na śmierć takimi myślami. Musisz przestać. Przecież… Nie podobało ci się? – mówiąc to nachyliła się jeszcze bardziej, tak że mogłam czuć gorąco i zapach jej oddechu na twarzy. Pachniał cebulą i majerankiem. Odsunęłam głowę.

– Nie ma w tobie wstydu? – zapytałam zrezygnowana.
Zamiast odpowiedzieć, Sarotte wsunęła rękę pod pościel. Poczułam jak jej palce dotykają mojego biodra.
– Co robisz?! – krzyknęłam, ale nie za głośno, wiedząc, że mama jest w pokoju tuż obok.

– A nie chcesz tego? – spytała szeptem Sarotte, nie przestając mnie dotykać. Jej palce sprawnie zaczęły podwijać koszulę nocną do góry, jak sprytne żuczki. Po chwili dotykała nagiej skóry. Wzdrygnęłam się, ale nie zrobiłam nic. Nienawidziłam się za to, ale znów zaczęłam czuć ciemny, lepki ogień rozlewający się po ciele. Nie chciałam tego zatrzymać. Nie mogłam. Z bioder jej palce zawędrowały na brzuch, gładząc mnie kolistymi ruchami. Powolutku, ledwo zauważalnie zaczęły zsuwać się w dół, poniżej pępka, aż wreszcie opuszki jej palców dotknęły poskręcanych, twardych włosów łonowych. Sarotte uśmiechnęła się lubieżnie.

– Masz tam niezłe zarośla, słodziutka. Myślałam, że będziesz gładziutka jak aniołek, takie niewiniątko…

Wydęłam pogardliwie wargi, ale nic nie powiedziałam. Ani nic nie zrobiłam. Fizycznie czułam wzbierającą wilgoć między nogami, byłam pewna, że prześcieradło wkrótce będzie mokre. Tymczasem palce kuzynki kontynuowały swoją wędrówkę po moim dziewiczym, spoconym ciele. Zakręcała na palcach moje włoski, aż wreszcie dotknęła górnej części szparki. Jęknęłam cicho i wbrew sobie wypchnęłam biodra do góry. Policzki Sarotte pokrył ciemny rumieniec, pewnie równie czerwony jak mój. Jej palec przesunął się kilka razy w górę i w dół, naciskając lekko, rozsmarowując soki wypływające obficie z dziurki. Każdy jej ruch był źródłem nowych fal gorąca, które parzyło, aż boleśnie.

– Chcę zobaczyć twoją szparkę – wychrypiała zduszonym głosem i nie czekając na pozwolenie podniosła kołdrę. Ściągnęłam koszulę nocną w dół, zakrywając łono i z przerażeniem patrząc na drzwi.
– Zwariowałaś? Mama może w każdej chwili wejść…
Nie słuchała mnie. Siłą wydarła mi z ręki rąbek materiału i wbiła płonące pożądaniem oczy w moje łono. Zamknęłam oczy ze wstydu i strachu. Byłam już tak podniecona, że przestałam zważać na myśl, że ktoś mógłby wejść do środka.
Sarotte dyszała coraz głośniej.

– Piękna szparka… Różowa, mokra… śliska… Boże, jak pachnie! Chcę cię czyścić, zlizywac wszystko… – mówiła drżącym z żądzy głosem. Najwyraźniej postanowiła wprowadzić swój zamysł w życie. Nachyliła się i zaczęła spijać moje soki. Dotknięcie szorstkiego, ruchliwego języka i widok twarzy kuzynki przy mojej szparce sprawił, że prawie oszalałam z rozkoszy. Sarotte miała zamknięte oczy, jej policzki były nabiegłe krwią, jej głowa spoczywała na moim brzuchu, czarne loczki włosów łonowych kontrastowały z jej gładka skóra, jej różowy języczek miał kolor mojej rozpalonej cipki. Zaczęłam poruszać biodrami, w rytm lizania, przestałam myśleć, czułam tylko zachłanność i zwierzęcą przyjemność. Spod przymrużonych powiek, z wyuzdaniem obserwowałam zabiegi kuzyneczki, i znów tak jak kilka dni temu, poczułam się prawdziwą *****ką, suczką, tyle że tym razem byłam suczką, której służono, i to też było intensywne, przeszywające przeżycie.

Chciałam, żeby to trwało wiecznie, mogłabym tak leżeć godzinami całymi, delektując się tym, co miało miejsce między moimi udami, jednakże natura była silniejsza od zamierzeń. Poczułam wzbierającą głęboko w brzuchu falę – zbliżał się mój pierwszy w życiu orgazm. Było to tak, jakby głęboko w środku, w samym rdzeniu mojej duszy pojawiło się słońce, rosnące, wzbierające ogniem, płonącą, parzącą erupcją, tak potężną, że aż straszną w swojej mocy. Chwyciłam obiema dłońmi prześcieradło, podniosłam wysoko kolana i wyciągnęłam szyję, żeby widzieć, co się stanie tam w dole, przecież tak potężny wybuch musiał mieć jakieś skutki.

 

Sarotte zauważyła, iż zbliżam się do szczytu. Otworzyła oczy i nie przerywając przebierania języczkiem, wpatrywała się z ciekawością w moją twarz. Jej zamglony wzrok jeszcze zwiększył rozkosz. Z trudnością tłumiąc krzyk poddałam się fali. Mój brzuch zaczął niekontrolowanie falować, pośladki drżeć i zaciskać się z całej siły chaotycznymi podrygami, i nagle wybuchłam, eksplodowałam rozkoszą. Chwyciłam moją kuzyneczkę z całej siły za włosy.
– Sarotte… – jęknęłam głośno i opadłam bez sił na poduszkę, czując, że za chwile zemdleję. Rozkosznie słodkie strumienie przyjemności coraz słabszym prądem płynęły przez żyły, drżałam cała, po policzku spływały łaskoczące łzy. W ostatniej chwili usłyszałyśmy obydwie zbliżające się kroki. Błyskawicznym ruchem ściągnęłam w dół koszulę nocną, a Sarotte równie szybko nakryła mnie pościelą i rękawem wytarła twarz, lśniącą moimi wydzielinami. Otworzyły się drzwi. Stanęła w nich moja matka, patrząc na mnie zaniepokojonym wzrokiem.

– Wszystko z tobą dobrze, dziecko? Słyszałam hałas…
Nie mogłam wydusić ani słowa, patrzyłam tylko bezradnie. Na szczęście Sarotte okazała więcej przytomności umysłu.
– Nic się nie stało, ciociu, rozmawiałyśmy tylko, ale wydaje się, że Filippine ma znów napad gorączki. Mama zbliżyła się i przyłożyła mi dłoń do czoła.
– Masz rację, bardzo gorąca – powiedziała z troską. – Będą potrzebne kompresy z zimnej wody.
Sarotte wstała.
– Na pewno jej pomogą. Zresztą Filippine mówi, że już czuje się lepiej, jutro albo pojutrze z pewnością stanie na nogi.
– Mam nadzieję, mam nadzieję, drogie dziecko– powiedziała niepewnie matka.
Sarotte nachyliła się nade mną i pocałowała mnie mocno w policzek.
– Przyjdź jutro do mnie – powiedziała. – Jeśli oczywiście poczujesz się lepiej – dodała i mrugnęła. Na szczęście widziałam to tylko ja.

Scroll to Top