Urodziny

Wracała z pubu. Szła wąską, ciemną uliczką jakiegoś podejrzanego osiedla. Nie wyszła wtedy, kiedy szli do domu jej przyjaciele, ponieważ chciała jeszcze trochę zostać. I pobajerować pewnego chłopca, który wpadł jej w oko.
To głupota, mogła wziąć taxówkę. Oczywiście… gdyby tylko miała pieniądze. Mogła iść z przyjaciółmi, ale idiotka nie chciała. A teraz idzie sama ciemną ulicą, w butach na obcasie i krótkiej spódniczce. To chyba oczywiste jak się skończy ta historia… Albo jak zacznie.

Jakaś zimna dłoń złapała ją za szyję i zakryła usta, by nie krzyknęła. Niski, chropowaty głos wyszeptał tuż obok ucha, że nie ma wyboru. Zgwałci ją, obojętnie co ona zrobi. Jednak ma wybór: albo się temu podda i będzie to wydarzenie przyjemne także dla mniej, albo beznajdziejnie będzie walczyć, a wtedy napewno będzie ją bolało.
Ku swemu zdziwieniu nie krzyknęła, gdy zabrał jej dłoń z ust. Chciała się odwrócićby go zobaczyć, ale nie pozwolił jej. Napierając na nią zaprowadził ją do klatki schodowej, nie zapalając światła sprowadził schodami niżej, do piwnicy. Zasłonił jej oczy, przez chwilę słychać było jak jedną ręką próbuje otworzyć kluczem drzwi… Udało mu się, znów zgasił światło i zaprowadzil ją do wózkowni.
Jedyne światlo jakie wpadało do pomieszczenia, dawało małe okienko wypuszczone na ulicę. Widziała jedynie lekkie zarysy przedmiotów, które znajdowały się tam. Rower, jakieś pudła, skrzynia… i kanapa. Czysta, widać że często używana.

Złapał ją za przeguby dłoni, wywinął je do tyłu i mocno złapał. Zapiszczała, cholernie bolało. Miała wrażenie, że wyrwie jej kości ze stawów. Przycisnął ją do ściany i zaczął lizać jej szyję. W końcu popuścil jej ręce i, przylegając do jej ciała swoim, zaczął boleśnie miętosić jej piersi w dłoniach. Czuła, jak jego penis staje się twardy, coraz mocniej napieracjąc na jej szparkę między pośladkami.
Lizał coraz agresywniej, coraz mocniej łapał jej biust, szczypał w sutki, napierał na nią, targał włosy i gryzł w szyję, a ona w ogóle się nie ruszała. Żadnej reakcji, tylko coraz szybciej oddychała.
W końcu powoli odsunął się od niej, jakby się zastanawiając, a ona nie była w stanie nawet odwrócić głowy. Bała się tego szaleńca, ale jednocześnie pamiętała co powiedział… Albo ból albo przyjemność… Czuła jak mimowolnie zaciska zęby i pięści…

W ułamku sekundy złapał ją za talie i popchnął na łózko. Upadła na nie z cichym krzykiem, a on nieludzko szybko do niej doskoczył. Chwilę przypatrywał się jej wystraszonej twarzy, a jego oczy błyszczały. To było jedyne światło w tym momencie.

Przypatrywał jej się przez chwilę, po czym końcuszkiem języka polizał jej oczy i policzki. Zdjął z niej sukienkę, powoli i spokojnie. Patrzył na jej piersi – nie widziała tego, ale czuła. Zanurzył język w jej pępku, a potem polizał po majtkach. Głeboko wciągnęła powietrze. Ten człowiek był niesamowicie dziwny… i może to sprawiało, że przestała się bać.
Przysunął twarz bardzo jej blisko jej brzucha. Słyszała, jak wącha jej ciało. Od stóp po końcówki włosów upijał się jej zapachem, liżąc czasami jakiś skrawek jej ciała.

Powoli zdjął z niej majtki… i bez ceregieli wpakował od razu dwa palce do jej cipki. Pisnęła cicho, poczuła ból. Obiecałeś że nie będzie bolało – pomyślała. Nie podoba się? – odpowiedział nie otwierając słów. – To zaraz ci się spodoba.

Wyjął palce, równie szybko jak je wsadził. Klęknął na wysokości jej stóp, i zaczął lizać jej nogi. Powoli… od piszczeli, przez kolano, aż do uda. Niespiesznie kręcił językiem, jednocześnie ugniatając uda pod palcami. Na chwilkę zajął się łechtaczką, tylko przelotnie muskając ją językiem. Za odrobinę, delikatnie palec. Czuła, że jest wilgotna. Chciała coś zrobić, ale nie potrafiła się ruszyć. Tak, jakby samym umysłem ten facet ją przytrzymywał…
Poszedł wyżej, liżąc i przygryzając jej sutki, które po chwili stały się sterczące. Słyszała jego oddech, kiedy liżąc ją po sutkach, jednocześnie pieścił mokrym od jej soków palcem jej łechtaczkę…

Poczuła ten niesamowity dreszcz, którego nie czuła od dawna. Powoli ogarniał ją całą, zaczynając się od piersi, przez podbrzusze aż do stóp.

W końcu poczuła, że może się ruszać. Poderwała się… i klęknęła na przeciw tego człowieka. Ujęła jego twarz w dłonie i zaczęli się całować… Najelikatnie, potem coraz szybciej i coraz łapczywiej. Czuła, jak ogarnia ją podniecenie, jak z każdym ich ruchem rośnie w niej pożądanie. Była tak mokra, czuła jak soki z niej wypływają…
Rozpięła mu spodnie i wzięła do ręki to, co tam chował. Nie był zbyt gruby, ale za to nieziemsko niemal długi. Człowiek nie może mieć tak długiego… To niemożliwe… – pomyślała. Owszem – odrzekł, tym razem otwierając usta – Człowiek nie może.

Kochali się delikatnie, namiętnie, ale nie spokojnie. Jego ruchy były przemyślane, spokojne, ale powodały że wariowała z rozkoszy. Rzucała się pod nim, wbijała paznokcie w jego plecy, gryzła go w ramiona żeby nie krzyczeć!!! A on tylko mruczał i systematycznie doprowadzał ją do orgazmu, zmieniając taktykę tuż przed jej dojściem.

Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, ale nieziemsko ją ten seks wymęczył. W końcu zaczęła go błagać, by pozwolił jej dość, bo padnie z wyczerpania.
Wtedy kazał jej się odwrócić i wypiąć pupę.
Bez opamiętania tym razem agresywnie, brutalnie, po chamsku, rżnął ją w różę aż iskry leciały. Jej piersi skakały, jej tyłek klekotał, a on pieprzył ją aż się podłoga trzęsła. Wpakował jej palec do tyłka! Bolało, ale przynosiło także ogromną rozkosz!
Gdy jego penis był już wysmarowany jej sokami, wpakował go jej do tyłka. Na początku cholernie bolało i piekło, jednak gdy się rozluźniła, każdy jego ruch stawał się przyjemnością.
Wpakował jej niemal całą dłoń do cipki, jednocześnie pierdoląc jej w tyłek bez opamiętania i miętosząc brutalnie jej piersi.

W momencie w którym miała przeciągle krzyknąć, zasłonił jej usta na chwilę ręką, a jej głos jakby ugrząsł w gardle… Zawyła, ale nie było słychać tego krzyku rozkoszy.
Po chwili znów przesunął dłonią koło jej ust, a ona mogła już wydobywać z gardła głos…

Przez chwilę leżeli: ona na brzuchu, on na niej, sapiąc głośno i próbując złapać oddech. Na koniec kazał jej wziąć do buzi, a gdy dochodził spuścił się do woreczka.
Przecież nie bierzesz tabletek – powiedział nie otwierając ust. – Nie chcemy, byś miała dziecko z kimś, kogo tak naprawdę nie ma.

Usnęła… Obudziła się we własnym łóżku, ubrana w pidżamę… Jedynie ból w kroczu, tyłku i na piersiach upewniał ją w tym, że to co przeżyłą nie było snem.
Zapaliła papierosa i usiadła w łóżku. Coś jej mignęło… Na stoliczku obok łózka pojawił się tort z napisem: 28. Tak… wczoraj minęły jej 28 urodziny. Zapomniała o tym, zajęta pracą…

Znalazła obok torty małą karteczkę.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Cynamonowa Panienko. Mam nadzieję, że wczorajszy prezent Cię ucieszył.

O matko…
Nikomu nie mówiła o tym wymyślonym imieniu… Nikt nie miał prawa go znać! Nikt o Cynamonowej Panience nie wiedział i nie miał prawa wiedzieć!

Tak mówił do niej wyimaginowany przyjaciel, którego stworzyła w drugiej klasie podstawówki…

Scroll to Top