Weekend kwietniowo – majowy, Paryż

Weekend kwietniowo – majowy, Paryż.

Zaraz po powrocie z wiosenno – zimowego urlopu moja „kadrówka” zawiadomiła mnie, że mam jeszcze 4 dni zeszłorocznego urlopu i zasadne by było, abym wykorzystała go do końca marca. Rozejrzałam się po swoim planie pracy i okazało się, że do końca marca to nie ma szans. Ale na koniec kwietnia to tak. Tym sposobem sprowokowała mnie do ponownego urlopu na przełomie kwietnia i maja. Wychodziło tego 9 dni wolnego. Miałam chęć odwiedzić syna w Paryżu, miał 02 kwietnia urodziny, ale z drugiej strony nie miałam ochoty „zwalać mu się na głowę” aż na tyle dni.

Inna kwestia, to, że dosyć dawno nie byłam już w Hamburgu. Więc wymyśliłam „weekend” Paryż – Hamburg. Od piątku do czwartku będę w Paryżu, w czwartek w trakcie dnia przelecę do Hamburga, będę tam do piątku a w sobotę po południu wrócę już do domu. Przecież kiedyś trzeba odpocząć. Spotkanie z synem i przyszłą synową to jedna kwestia, a moje życie prywatne, to druga sprawa Dosyć rzadko wyjeżdżam do Paryża, a jeszcze rozdziej bywam w Hamburgu, to też założyłam, że na tym wyjeździe powinnam być mocno zerżnięta. Zgodnie z tym planem już w piątek wieczorem byłam w Paryżu. Odebrał mnie z lotniska Marek i przyjechaliśmy do nich na kolację. Muszę przyznać, ze zaczyna mi się coraz bardziej podobać jego narzeczona Małgosia. Zastałam bardzo zadbany dom, a ona pokazała się jako prawdziwa gospodyni domowa. Po kolacji umówiliśmy się na sobotnie śniadanie i pojechałam do pensjonatu, gdzie miałam wynajęty pokój. Zaraz po pierwszym przyjeździe do Paryża uzgodniłam z Markiem, że nie będę u nich spała. Zdecydowanie wygodniejszą formą jest, kiedy jest się niezależnym. Ale taki układ powoduje, jeśli to tak można nazwać, dodatkowe komplikacje. Była godzina prawie jedenasta wieczorem, kiedy dojechałam do pensjonatu, a tam niespodzianka – w moim pokoju czekał na mnie Achmed. Achmed to kolega Marka, poznaliśmy się prawie dwa lata temu podczas jego wizyty z Markiem u mnie. Od tamtego czasu, kiedy jest sposobność, spotykam się również i my. Mając w planie pobyt w Paryżu dałam mu znać, że chętnie bym się z nim spotkała. Ustalając nasze spotkanie zapytał, czy ewentualnie wchodzi w rachubę spotkanie z „jego kolegami”. Achmed razem z Markiem grają w klubie uczelnianym w siatkę, mając nie małe osiągnięcia. Ma tyle samo lat, co Marek, czyli 24 i tyle samo wzrostu, czyli prawie 190cm. Od tego czasu, jak się poznaliśmy stał się dojrzałym mężczyzną. Dlatego odpowiedziałam, że raczej tak, ale szczegóły omówimy na miejscu. To też wcale nie zdziwiłam się, kiedy go zobaczyłam. Zwarliśmy się jak para kochanków w bardzo namiętnym pocałunku, który po chwili przekształcił się w „rozbierankę” i wyładowaliśmy w łóżku. Przez chwilę leżeliśmy jeszcze obok siebie, ale wyglądało to groteskowo, bo gdzieś „ginęłam” przy jego posturze. Szybko zmieniliśmy pozycje, położyłam się na plecach, po chwili wyładował nade mną „namiot” z torsu Achmeda, a jego pałka wylądowała w mojej cipce. Ta pałka też ma swój wymiar, więc czułam ją bardzo mocno w sobie. Na dodatek każde pchnięcie jego ciała, przy tej wadze, powodowało, że czułam, jak by mnie coś przeszywało, jak to się mówi, do szpiku kości. Konsekwencję tego było narastające we mnie podniecenie, a moment wytrysku potwierdziłam głośnym jękiem zadowolenia. Byłam bardzo zmęczona całym dniem, tym zbliżeniem również, wiec na tym skończyliśmy to spotkanie, umawiając się na następny dzień. Sobota minęła pod dyktando „rodzinne” z Markiem i Małgosią. Ale o 21-szej zdecydowałam, że jadę do swojego pokoju, dając jednocześnie znać Achmedowi. Tym razem pojawił się ze swoim kolegą z drużyny. Ponieważ siatkarz, to równie wysoki. Tamten spojrzał na mnie, spojrzał na Achmeda, ale trudno mi było z nim się porozumieć, bo nie mówił po angielsku. Więc nie zastanawiając się chwyciłam go za pasek przy spodniach i zaczęłam odpinać. Dalej już poszło gładko. W pokoju łóżko stało „na środku”, był do niego dostęp z dwóch stron, więc weszłam, położyłam się w poprzek. Tym sposobem „nowy” Marcel mógł wejść we mnie normalnie, jednocześnie, podchodząc z drugiej strony łóżka Achmed mógł wsadzić mi swojego kutasa w usta. Miałam ich dwóch jednocześnie. Jest to dziwne, ale jednocześnie mocne przeżycie. Marcel systematycznie wbijał się w moją cipkę, Achmed mu odpowiadał, wsuwając coraz głębiej swojego kutasa. Ta zabawa nie trwała zbyt długo, Marcel wbił się we mnie kilka razy mocniej pozostawiając we mnie swój ślad. Kiedy się wysunął skoncentrowałam się tylko na Achmedzie. Jego kutas zaczął się robić coraz sztywniejszy, w pewnym momencie go wyjął i pieszcząc się samemu strzelił na mnie, jak z syfonu. Kiedy już wróciliśmy z łazienki naszykowałam po drinku i zaczęliśmy rozmowę. Okazało się, że Marcel studiuje tak samo jak Marek, ale jest o dwa lata niżej, natomiast wspólnie grają w siatkę. Rozmowa potoczyła się wartko, ale trudno, bo co ja powiedziałam, to Achmed musiał tłumaczyć Marcelowi. Tym sposobem czas się trochę wydłużył i obaj „panowie” nabrali swojej męskości. Tym razem pozwoliłam, aby Achmed był pierwszy. Weszłam na łóżko, wystawiając pupę. Ponieważ nie było to pierwsze nasze zbliżenie, dobrze wiedział, co ma zrobić. Trzymając mnie mocno za biodra wbijał się we mnie systematycznie, a po pokoju zaczął rozchodzić się ten specjalny odgłos odbijanych od siebie bioder. Moment wypełniania mnie potwierdziłam głośnym jęczeniem osiąganego orgazmu. Po nim w tej samej pozycji wszedł we mnie Marcel. Jeszcze nie zdążyłam dobrze ochłonąć po poprzednim zbliżeniu, a już podniecałam się coraz mocniej, kiedy Marcel wypełniał mnie do końca. Oboje osiągnęliśmy pełny orgazm, ja już prawie krzycząc, a on głośno jęcząc. Kiedy już się umył, spytałam go, czy zadowolony jest ze spotkania, bo na tym dzisiaj kończymy. Stwierdził, że jest bardzo zadowolony, bo wiedział, że idzie na „spotkanie z Polską dziewczyną” ale nie przypuszczał, że będzie tak dobrze. Dając mu symbolicznego buziaka stwierdziłam, że zapraszam go na jutro. Uśmiechnął się i w bardzo wesołych nastrojach obaj poszli, a ja jeszcze przez dłuższą chwilę przeżywałam to spotkanie, za nim poszłam spać. Niedziela upłynęła nam w rodzinnym gronie na zwiedzaniu miasta, ale również na rozmowach co do planów Marka i Małgosi. Okazało się, że oboje są już na finiszu swoich studiów, Małgosia ma bronić swoją pracę dyplomową w czerwcu a Marek w październiku. Poinformowali mnie również, że na Boże Narodzenie będą chcieli wziąć ślub, ale to, co jest chyba ważniejsze, że od października oboje mają podpisane umowy o pracę, ale w Lyonie. Wyprowadzają się z Paryża. Stwierdziłam, że do Lyonu też przylecę i na tym temat skończyłam. Ponieważ dzień był dosyć intensywny, a oni oboje musieli w poniedziałek iść na uczelnię, zjedliśmy wcześniejszą kolację i wróciłam do pensjonatu. Jadąc taksówką dałam znać Achmedowi i w nie całe pół godziny po przyjeździe przyszedł Achmed, wrócił też Marcel, ale przyszedł też Bernard. Jak to się mówi, kolega z tej samej paczki. Przyszli, przynieśli kilka butelek szampana i zaczęła się zabawa. Na szczęście Bernard przynajmniej rozumiał co do niego mówię, więc Achmed miał ułatwioną sytuację. Ponieważ Bernard był „nowy”, on zaczął „zabawę”, kiedy wystawiłam do góry pupę. Po nim wypełnił mnie Marcel a na końcu Achmed. Zabawa, zabawą, ale to było trzech dorosłych mocnych mężczyzn. Po tych pierwszych zbliżeniach już ich dosyć dobrze czułam. Ale szampan robił swoje, panowie szybko się podniecali, ponownie mnie wypełniając. Tym razem Marcel był szybszy, po nim Achmed, a Bernard ostatni. Te zbliżenia zaczynały mieć swoją odpowiednia oprawę. Bez względu na to, czy byłam w pozycji klasycznej, czy na kolanach, zawsze któryś kutas lądował w moich ustach a jakaś wolna para rąk pieściła moje piersi. Nie wiem, czy to sprawa szampana, czy oni tacy sprawni, ale okazało się, że ich kutasy dosyć szybko robią się sztywne. A ponieważ nie były wcale takie małe, to czułam je w sobie bardzo mocno. Po tej drugiej kolejce zrobią się jakby dłuższa przerwa. Zaczęłam rozmowę z Bernardę, który próbował mi odpowiadać, ale w pewnym momencie siedząc na krześle, lekko wysunął się, mówiąc mi, że mam na nim usiąść, ale tyłem. Usiadłam, ale już bardzo mocno czułam go w swoim wnętrzu. Widocznie to ćwiczyli, bo za chwilę podszedł do mnie Marcel, dostawiając swojego kutasa do moich ust. Objęłam jego biodra wpuszczając go mocno w usta. Znowu czułam dwa kutasy w sobie, Bernard unosił swoje biodra i opuszczał, a Marcel systematycznie wsuwał i wysuwał go z moich ust. Nie bardzo wiem dlaczego tak się stało, ale Marcel bardzo szybko się podniecił, jego kutas zrobił się bardzo duży, kiedy się wsuwał, miałam go prawie w gardle. Ten stan podniecenia spowodował, że w pewnym momencie doszedł do szczytu, strzelając na mnie swoimi sokami. Kiedy wróciłam z łazienki Bernard leżał w poprzek na łóżku, pokazując, ze mam na nim usiąść w pozycji na jeźdźca. Nabijałam się na jego pałę, czując ją w sobie bardzo mocno, ale kiedy już w nim byłam, Achmed poprosił, abym położyła się na nim płasko. Tym sposobem odsłoniła się moja brązowa dziurka, którą on natychmiast wypełnił. Jęczałam, czując te dwa kutasy w sobie, a oni, jak się przekonałam, mając w takich zbliżeniach wprawę, zaczęli się we mnie wbijać, o dziwo prawie jednocześnie osiągając wytrysk. Wręcz krzyknęłam, czując, jak jestem podwójnie wypełniana. Opadłam na łóżko bez ruchu, kiedy oni poszli się myć. Po nich ja się opłukałam, wypiliśmy jeszcze po lampce szampana i skończyliśmy to spotkanie. Oni również w poniedziałek mieli swoje zajęcia. Przełomowym dniem podczas tego pobytu był poniedziałek. Przedpołudnie miałam dla siebie, spotkaliśmy się u Marka na obiedzie, zaczęliśmy rozmawiać, ale okazało się, że on ma o 18-tej swój trening siatkowy, Małgosia w tym czasie też ćwiczy w tym samym miejscu, ale na innej sali. Zaproponował, jedź przebierz się lżej i przyjedź, zobaczysz, jak ćwiczymy. Weź kostium pójdziemy do sauny. Rzeczywiście, byłam ubrana dosyć grubo, bo dzień był niezbyt ciepły. Może trochę nie pomyślałam, a może chcąc podkreślić swoją figurę, nie jest to istotne, istotne jest to, że założyłam dosyć krótką spódniczkę, pod spódniczkę cieliste rajtuzy i stringi, obcisłą bluzeczkę i leki żakiecik. Tak pojechałam do ośrodka, gdzie oni ćwiczyli. Weszłam na salę i usiadłam na krzesełku nie daleko parkietu. Marek podszedł do mnie, cmoknął w policzek, chwycił w ramiona, kilka razy obrócił wokół siebie i poszedł grać. W grupie graczy odnalazłam wszystkich trzech „moich znajomych”. Ale po tym geście Marka widziałam, jak inni rozmawiają z nim, później Achmed wyjaśnił mi, pytali go, co to za „nowa dziewczyna”, bo jak mnie okręcał, to sfrunęła mi spódniczka i wszyscy mieli wrażenie, że pod spodem jestem naga. Marek zbył ich mówiąc, ze nie dawno poderwał. Czas treningu się skończył, Marek pokazał mi, gdzie jest damska szatnia, spotkałam tam Małgosię, przebrałam się i razem poszłyśmy do tej sauny. Było to duże pomieszczenie, byłyśmy my we dwie, ale za to był cały komplet naszych mężczyzn, a nawet nadmiar, bo w sumie było nas 12 osób. Po pierwszym rozgrzaniu się poszłyśmy się umyć, po czym Małgosia stwierdziła, ja z Markiem wracamy już do domu, ale Ty możesz zostać. Marek uzgodnił, że Achmed będzie się Tobą opiekował. Spojrzałam na nią pytająco, bo nie wiedziałam co ona wie na mój i Achmeda temat. Ale nie komentując tego stwierdziłam, że rzeczywiście, wrócę jeszcze na chwilę do sauny. Kiedy weszłam Achmed zaczął się głośno śmiać, zapytałam, o co chodzi. Odpowiedział mi, że wygrał od nich wszystkich po 500 euro. Założył się, że ja wrócę, natomiast oni twierdzili, że nie wrócę. Popatrzyłam wokół, oprócz trzech znanych mi już mężczyzn było jeszcze czterech. Popatrzyłam na Achmeda, po czym stwierdziłam, w porządku ale ta wygrana jest moja i w tym momencie zaczęłam zsuwać z siebie kostium. Achmed przetłumaczył, rozległ się gromki śmiech, a część zaczęła klaskać. Nie bardzo wiedziałam, na co ja się porywam, ale wyszłam z założenia, że po to tu przyjechałam, aby się mocno rżnąć, więc niech mnie rżną. Podeszłam do Achmeda, pytając, od którego zaczynamy ? On przekazał moje pytanie i z górnej ławki zaczął poodnosić się jeden z nieznanych mi mężczyzn. Nie zastanawiając się, oparłam się o ławkę, wypinając pupę. Tak to się zaczęło. Mogę powiedzieć, że obowiązującą pozycją była pozycja od tyłu. Ale nie tylko. Kiedy wychodziłam się myć, przed natryskiem było miejsce, na którym panowie rozkładali ręczniki i wchodzili we mnie od przodu. Pierwszą kolejkę przetrzymałam w niezłej kondycji. Jak to się mówi, „zaczęły się schody”, jak zaczęła się druga kolejka. Na szczęście dla mnie okazało się, że niektórym spodobała się również moja pupa i zaczęli ją odwiedzać. Ponieważ w saunie były wokół szerokie ławy, to w pewnym momencie zaczęła pojawiać się pozycja siedząca. Po prostu życzyli sobie, abym na nich siadała, a oni podrzucając mnie do góry, systematycznie wbijali się we mnie. Nie mieli z tym problemów, bo wszyscy mieli około 180 cm wzrostu, jak nie więcej. Pojawiła się też pozycja siedząca, odwrotna, wówczas miałam dwa kutasy w sobie, jednego w cipce, drugiego w ustach. Nawet nie wiem kiedy przeszła druga kolejka, ja już byłam bardzo mocno zmęczona, natomiast oni jeszcze nie wszyscy „wysiedli”. Na szczęście takich było trzech. Jak wchodzili we nie od przodu, to już się darłam, bo mnie wszystko bolało. Nawinął się jeszcze Achmed, wszedł we mnie od tyłu, już po prostu wyłam, ale on oświadczył, że na nim to spotkanie się kończy. Pozostali właściwie nie protestowali. Poszli do szatni. Ja również owinięta w ręcznik, już kostiumu nie zakładałam, prowadzona przez Achmeda doszłam do szatni. Powiedział, że będzie na mnie czeka przed budynkiem. Kiedy wyszłam, czekał na mnie on i Bernard. Reszty już nie było. Bernard dysponował samochodem, podwieźli mnie pod pensjonat i pomogli wejść na górę. Żegnając się, stwierdzili, że jutro wieczorem przyjadą się ze mną pożegnać. Jutro, to jutro, ale dzisiaj ja trzymałam się ledwo na nogach, nie mówiąc, że cały brzuch bolał niesamowicie. Ciepła kąpiel, smarowanie, trochę ulżyło, poszłam spać. Wtorek przed południem spotkałam się tylko z Małgosią, Marek przyszedł koło obiadu, wspólnie go zjedliśmy i pojechaliśmy z krótką wizyta do rodziców Małgosi. Oni również mieszkają w Paryżu. Anna i Karol bardzo serdecznie mnie powitali, zasiedliśmy przy stole i zaczęły się „nocne Polaków rozmowy”. Karol ma pełne polskie korzenie, Anna miała Polaka ojca, matkę Francuzkę. Chcieli wiedzieć jak najwięcej o Polsce, okazało się, że tak szybko opowiedzieć się nie da, więc zaprosiłam ich do siebie. Po bliższej wymianie zdań okazało się, że jest to możliwe w drugiej połowie sierpnia. Oni mają w tym czasie urlop, ja sobie zaplanuję, młodzi też mają wolne. Na tym skończyliśmy i wracając, Marek podwiózł mnie pod mój pensjonat, ja wysiadłam, oni pojechali dalej. Wchodząc, okazało się, że czekają już na mnie Achmed z Bernardem. Kiedy weszliśmy do pokoju, stwierdzili, może przebierz się bardziej na sportowo, bo jedziemy dalej na „wycieczkę”. Spojrzałam na zegarek, była prawie dziesiąta. Popatrzyłam, ale nie zastanawiając się wskoczyłam w spodnie, sweterek, na to polarową kurtkę i pojechaliśmy. Gdzie, nie jest to ważne, bo i tak nie ma to żadnego znaczenia. Był to dużych rozmiarów domek jednorodzinny, po wejściu Achmed przedstawił mnie zebranym tam mężczyzną, a mnie wyjaśnił – wczoraj poznałaś część drużyny, pozostała część nie może być stratna. I tak nie ma wszystkich. Po czym przedstawił mi czterech kolegów „zawodników” i dwóch kolegów masażystów. W sumie, razem z Achmedem i Bernardem, było ich ośmiu dorodnych, dobrze zbudowanych mężczyzn. Popatrzyłam na Achmeda, a on wyjątkowo spokojnym głosem poprosił mnie, abym udała się z nim do „mojego” pokoju. Był to niewielki pokoik na piętrze, w którym miałam się rozebrać i owinięta w ręcznik zeszłam do salonu. Tam wyjątkowo wysoki mężczyzna, jak się okazało kapitan drużyny, podął mi szklankę, a Achmed przetłumaczył – napij się z nami, będzie Ci weselej. Popatrzyłam na Achmeda, pytając, czy jest to narkotyk. Stwierdził, że nie, ale jest to specjalny napój na bazie ziół Indian Ameryki Południowej, który dodaje energii i powoduje, ze jest się wesołym. Jeden z kolegów specjalnie szykuję ten napój, kiedy mają ciężkie, wysiłkowe treningi. Miał on miły zapach i dobrze smakował, więc wypiłam prawie całą szklaneczkę. Nie zdążyłam jej jeszcze odstawić, kiedy ponownie ja napełniono, pokazując, że mam wypić. Po tej ceremonii poznania się zapytałam Achmeda, co dalej. Wytłumaczył mi, że tym kolegom, których nie było wczoraj „przysługują” dwa zbliżenia ze mną, jemu i Bernardowi tylko po jednym. Popatrzyłam po tym towarzystwie i szybko policzyłam 6 x 2 + 2 = 14. Ja jeszcze czułam w sobie wczorajsze spotkanie, a tu następny taki maraton. Ale sama chciałam być „mocno zerżnięta” więc nie było nad czym się zastanawiać i zapytałam Achmeda, kto zaczyna. Zaczynał „kapitan”, mężczyzna prawie dwa metru, jego udo było szersze, niż moje oba. Zaproponował, abym uklękła na kanapie, wystawiając w jego kierunku pupę. Wszedł we mnie, a ja miałam wrażenie, że wyszedł z drugiej strony brzucha. W tym momencie ma na pewno zastosowanie powiedzenie, że fruwałam pod sufit. Podczas każdego jego pchnięcia czułam, jak unoszą się moje biodra do góry. Tak wbijając się systematycznie doprowadził mnie do bardzo dużego podniecenia, a jego wytrysk można porównać do wystrzeliwanego systematycznie strumienia z fontanny. Zanim jednak skończył zorientowałam się, że mam dziwny szum w głowie. Czułam go bardzo dobrze w sobie i miałam jakby wewnętrzne pragnienie, żeby tego wbijanie się we mnie nie przerywał. On jednak skończył, ja poszłam się umyć. Będąc pod natryskiem stwierdziłam, że jakoś się dziwnie czuję, że wręcz rozpiera mnie energia i że natychmiast, albo jeszcze prędzej powinnam spotkać się z następnym mężczyzną. Nie da się ukryć, że wypity napój powodował pewien stan odurzenia i euforii. To też zaraz poszłam do salonu, tam drugi z mężczyzn wziął mnie za rękę i poprowadził do sypialni. Duże łóżko, położyłam się na nim, a on po chwili już był we mnie. I ponownie ten sam stan zadowolenia. Był to bardzo duży, jak dla mnie mężczyzna, wbijała się we mnie bardzo mocno, a ja, wcale nie czułam tego sklepywania mi cipki tylko jakby ze swojego wnętrza chciałam, żeby wszedł we mnie jeszcze głębiej, wysuwając w jego kierunku swoje biodra. Taki stan zadowolenia trwał cały czas, aż odbyłam zbliżenia z każdym „nowym” partnerem, kończył je Achmed. Po czym zaczęła się druga kolejka. I tutaj nastąpiło coś, z czym się spotkałam po raz pierwszy. Jeden z partnerów zerżnął mnie w pupę i to nic nowego. Poszłam do łazienki umyć się. Łazienka, to raczej pokój kąpielowy, bardzo ładnie urządzony. Weszłam, a tam dwóch paliło papierosy. Nie było wolno palić w innym miejscu, tylko w łazience. Nie krępując się nich podeszłam do natrysku. Wówczas jeden z nich podszedł do mnie, pokazał mi, że mam oprzeć się o armaturę i wypiąć pupę. Pupa była „świeżo używana” i sączyła się z niej pozostałość po poprzednim partnerze. Patrzę, a on trzymając w ręku sztywnego swojego kutasa kieruje go prosto w tą dziurkę, po czym puścił z niego mocny strumień swojego „złotego płynu”. Jakby obmył mi tę dziurkę, ale za moment przystawił się do niej, ona „otworzyła się” po poprzednim zbliżeniu, wówczas puścił ponownie ten swój „złoty strumień” jednocześnie wchodząc w nią. Poczułam, jak jestem wypełniana wewnątrz. Tego jeszcze nie było. Co innego normalne mycia, a co innego takie wypełnienie. Ale tego jego „złotego płynu” było na tyle dużo, że wypełnił mnie całkiem i nadwyżka zaczęła się sączyć mi po nogach. Omal mi się nie ugięły. Ale skończył, ja umyłam się, dokładnie wypłukując pupę i wróciłam do salonu. Odbyłam następne zbliżenie, tym razem w cipkę. Nie wiem, czy to mycie, czy w dalszym ciągu ten „napój Indian”, ale czułam się wyjątkowo mocno podniecona. W momencie, kiedy on się spuszczał, moja cipka też puściła wyjątkowo dużą ilość soków. Kiedy poszłam się umyć inny z „zawodników” poprosił mnie, abym ponownie wypięła pupę i szeroko rozstawiła nogi. Ten akurat dostawił się do cipki, była ona jeszcze mokra po zbliżeniu, ale on, tak samo, jak poprzedni, puścił w nią w sposób ciągły swój „złoty strumień”. Nastąpiło coś, czego jeszcze nie przezywałam. Byłam po prostu od wewnątrz płukana. Było to wyjątkowo dziwne uczucie. Nie raz zdarzał mi się pissing, ale nie zdarzało mi się do tej pory, aby któryś z mężczyzn zrobił to wewnątrz mnie. Powiedziałam o tym Achmedowi, a on mi wytłumaczył, że ten napój, którym mnie częstowano, a którego oni też trochę popili jest również moczopędny. Stąd siła ich wypływu. Kiedy o tym rozmawialiśmy dostałam następną szklankę, którą z przyjemnością wypiłam. W tym momencie okazało się, że sprowokowana zabawa spodobała się kolegom. Po następnym zbliżeniu w cipkę jeden z „zawodników” poprosił mnie abym pod natryskiem wypięła się w jego kierunku przodem. Z cipki zaczęły się sączyć soki po zbliżeniu, ale on na to nie zwracał uwagi tylko wszedł w nią i puszczając mocny strumień swoje płynu, powodował z jednej strony „płukanie” cipki, ale z drugiej strony jakieś dziwne podniecenia. Ten „napój Indian” spowodował, że nawet nie zorientowałam się kiedy wyczerpał się „limit” naszych spotkań. Przyszedł moment, kiedy Achmed zapytał mnie, czy zgodzę się na dalsze zbliżenia. Jak to się mówi, co za dużo, to nie zdrowo. Zgodziłam się, ale nie wzięłam pod uwagę tego, że ja, w odróżnieniu od pozostałych, ostatnią szklankę „napoju Inków” piłam już dosyć dawno. Efekt był taki, że szybko przyszło zmęczenie, a przede wszystkim poczułam bardzo mocno sklepaną cipkę. Niestety, było już za późno. Dorwali mnie dwaj masażyści i zrobili mi „kanapkę”. Już się darłam, kiedy siadałam na pierszym, ale jeszcze bardziej się darłam, kiedy drugi wszedł mi w pupę i razem zaczęli mnie „konsumować. Kiedy wróciłam z łazienki na brzegu stołu siedział „kapitan” a między jego nogami ta jego obłędnie duża pała. Dwóch „zawodników” chwyciło mnie pod ręce i tym sposobem wylądowałam na nim, mając jego pałę głęboko w swojej pupie. Wówczas pozostali unieśli mi nogi do góry i wszyscy czterej „zawodnicy”, jeden po drugim zerżnęli mnie. Mówiąc, że się darłam, to mało. Ale ich żelazne łapy nie pozwoliły mi się ruszyć, dopóki nie skończyli. Po wyjściu z łazienki wszyscy czekali na mnie w salonie. Achmed powiedział mi, że jest to najprawdopodobniej nasze pożegnanie, ponieważ po czerwcu część zespołu rozjeżdża się, między innymi mój Marek. Dlatego przygotowali dla mnie pamiątkę. Był do dosyć duży obraz starej dzielnicy Paryża – Montmartu. Na odwrotnej stronie tego obrazu były podpisy wszystkich członków zespołu, którzy brali udział w tym „turnieju”. Autorem tego obrazu był podobno znaczący współczesny malarz paryski, ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze były te oryginalne podpisy. Uśmiechnęłam się tylko, dziękując im za pamiątkę. Zapewniłam ich, że jest to rzeczywiście pamiątka, z którą będę miała określone wspomnienia. Dodatkowo Achmed wręczył mi kopertę, mówiąc – mój wygrany zakład, do którego inni też się przyłączyli. Spojrzałam, ta koperta była dosyć gruba. A więc nie tylko pamiątka w postaci obrazu, ale niezły ekwiwalent pieniężny. Jeszcze raz mu podziękowałam, ubrałam się i wróciłam do pensjonatu. Była prawie piąta rano. A więc te zawody trwały prawie sześć godzin. Rano, żebym wstała, nie było mowy. Wszystko mnie potwornie wewnątrz bolało. Dopiero około południa pozbierałam się, pojechałam do Marka na obiad, razem spędziliśmy popołudnie. Tym razem późnym wieczorem pożegnaliśmy się, bo ja w czwartek rano odlatywałam z Paryża. Tak skończyłam pierwszą część długiego kwietniowo – majowego weekendu 2008 roku.

Scroll to Top