Wilgotne podstępy

Karolina uchyliła delikatnie drzwi wejściowe. Niepotrzebnie. Szum wody uderzającej w wannę i zasłonkę prysznica zagłuszyłby ewentualny skrzyp zawiasów, a mężczyzna stał odwrócony tyłem do wejścia. Karol tradycyjnie punktualnie o siedemnastej zaczął swoje codzienne ablucje. Podśmiewywała się z tej jego lekkiej obsesji, ale jak każdy pedant obstawał przy swoim bez względu na okoliczności. „Chociażby słonie z nieba leciały” – jak powtarzał z namaszczeniem, tłumacząc się z kolejnego rytuału. Bo było ich z każdym rokiem małżeństwa coraz więcej. Jeśli niedziela – to na śniadanie jajka gotowane trzy minuty i dwadzieścia siedem sekund. Pościel – wyłącznie dokładnie wyprasowana, składana po każdej nocy w równiutką kostkę. Do pracy – tylko rowerem, nawet w największy upał, deszcz czy mróz.
Karolina śmiała się, że tylko w przypadku seksu stać męża na odstępstwa od rutyny. Sama przyznawała w duchu, że idealnie wybrał zawód – biegły księgowy w służbie Urzędu Kontroli Skarbowej. Nie wyobrażała sobie go w roli copywritera, w której sama się świetnie sprawdzała. Chaos i kreatywność . Karol przy każdej okazji dziękował jej, że wniosła potrzebną mu nutę szaleństwa w życie.
Teraz Karolina realizowała swój kolejny szalony pomysł. Zakradła się jak złodziej do własnego mieszkania. Rozebrała się jeszcze na korytarzu. Zrzucała pospiesznie chabrowy sweterek, białą, bawełnianą bluzeczkę, sięgającą kostek, lejącą się granatową spódnicę. Przy bieliźnie zawahała się przez chwilę. Zmierzyła swoją sylwetkę kątem oka w długim lustrze. W sosnowych, jasnych ramach, na tle krwistoczerwonej ściany, prezentowała się idealnie. Czarny stanik i majteczki podkreślały, co miały podkreślać, ukrywając to stanowczo nie wymagało eksponowania. Przynajmniej w krytycznych oczach samej właścicielki oraz życzliwych koleżanek. Karol bowiem jakoś nigdy nie wnosił protestów co do kształtów biustu i pośladków. Zerknęła raz jeszcze. „Taaaak. Nogi też idealnie prezentowały się w czarnych objęciach lycry.” Zastanawiała się zupełnie serio, czy nie poczekać na męża w takim stroju zaskakując go już po kąpieli.
„Nie tym razem.” Zdecydowała się zrealizować pierwotny plan bez modyfikacji. Teraz czuła bosymi stopami szorstkość terakoty i wilgoć wody, która ściekała po krawędzi wanny tworząc całkiem sporą kałużę. „No tak, niby taki pedant, a znowu nie zabezpieczył odpowiednio dokładnie firanki. Jeszcze zaleje sąsiadów z dołu. Ciekawe co by powiedzieli, gdyby ujrzeli mnie w drzwiach w tak ubogiej garderobie”. Nie dała się jednak wybić z romantycznego nastroju. Upewniła się przez chwilkę, że plama się nie powiększa i odsunęła mlecznobiałą, półprzezroczysta folię. Już wcześniej widziała przez nią zarys sylwetki Karola. Mydlił właśnie głowę. Zatem miał zamknięte oczy. Najlepsza chwila na rozpoczęcia ataku.
Z przyjemnością patrzyła na mokre stróżki piany spływające po szerokich ramionach i plecach. „Na pewno nie ma sylwetki Adonisa, ale w jego ramionach i dłoniach na pewno można by się zakochać”. Wkładając stopę do wanny omal nie straciła równowagi, tak jej było spieszno by znaleźć się jak najbliżej mężczyzny. Zdawała sobie sprawę, że miała zimne dłonie. Marcowa szaruga zamieniała się powoli w mroźną rześkość nieoczekiwanego nawrotu zimy. Stanęła blisko mężczyzny. Objęła go w pół i pocałowała w odsłonięty kark. „Tak przypuszczałem że to ty” – zamruczał. „Albo sąsiadka z piątego” – roześmiał się. Karolina klepnęła go w pupę. Mocno, „za karę”. „To może pójdę po nią?” – warknęła. „Myślę że spokojnie zmieścimy się we troje.. Kjm khm kmmm…” – Karol kolejny atak śmiechu przypłacił zachłyśnięciem się wodą/ „A widzisz? Bozia pokarała” – pogroziła mu palcem. „I Ty Brutusie” – uśmiechnął szeroko i przygarnął blisko siebie, pod sam strumień prysznica.
Karolina czuła wyraźnie, ze męskość męża poddaje się nastrojom. Zdawała sobie sprawę, że widok jej kształtnego biustu, naprężonych sutków i nagiego podbrzusza zrobił swoje. Teraz, kiedy do wzroku dołączył jeszcze dotyk i zapach – bitwa była niemal zakończona bezwarunkową kapitulacją.
Postanowiła użyć kolejnej broni. Chwyciła głowę Karola dłońmi i pocałowała. Najpierw delikatnie. Nie wytrzymał, chciał wciągnął swoimi ustami dolna wargę Karoliny, ale uciekła w porę . Musnęła językiem jej usta i wtedy dopiero wtedy pozwoliła na oddanie pocałunku. Zamknęła oczy. Pocałunki rozwijały się niczym płatki maku w sierpniowym słońcu. Przechodziły od delikatności, od muskać się oddechem, stopniowo coraz mocniej. do etapu kiedy zderzają się zęby i splatają języki . Całowali się coraz namiętniej. Tańczyły języki. Zęby przygryzały delikatnie usta. To jego, to jej. Na zmianę, w rytmie bolera. Ręce nie pozostawały bezczynnie. Karolina czuła, jak męskie dłonie przesuwają się wzdłuż kręgosłupa. Masują łopatki, zsuwają się na krzyż i zaciskają na pośladkach. Sama intensywnie masowała mężczyzny tym samym śladem: ramiona, napięte mięśnie grzbietowe i w dół do zaciśniętych mimowolnie pośladków.
Karol oderwał się od szalejących pocałunków. Żona spojrzała w twarz partnera. Popatrzył prosto w jej oczy. Zamknął je pocałunkami, a później z premedytacją sięgnął swymi ustami do płatka ucha i niżej, w zagłębienie skóry za uchem. Karolina jęknęła. Mężczyzna zsuwał się coraz niżej, do obojczyka i niżej między piersi. Dziewczyna poczuła, że strumień wody zmienia kierunek.” Karol musiał zdjąć słuchawkę prysznica” – domyśliła się. Poczuła jak gorące, mokre uderzenia zsuwają się śladem ust. Na wysokości sutków zmieniły marszrutę kierując się w stronę prawej piersi. Skuliła się odruchowo. „Spokojnie, zmniejszyłem temperaturę” – usłyszała kojące mruczenie. Wyprostowała plecy. Z uśmiechem Mony Lizy przyjęła strumień wody sięgający końcówek nerwów na szczytach sutka. Na drugim suteczku poczuła usta mężczyzny. „Tylko nie otwieraj oczu” – zagroził.
Karolina zastanawiała się która rozkoszna tortura jest bardziej emocjonująca. Wiedziała, że wilgoć między udami staje się coraz bardziej lepka. „Wiesz, ze teraz moja cipka jest jak muszelka ostrygi” – zapytała cicho. „Rozchyla się i nabrzmiewa ukazując perłę. Naprawdę ostrygi to afrodyzjak” – Karol znowu zamruczał. Dziewczyna rozstawiła szerzej nogi, żeby wyeksponować swoje najcenniejsze skarby. „No tak, brzoskwinka soute” – usłyszała z dołu. Czuła jak jego palce wślizgują się do wnętrza zwilżonego wodą i kobiecymi sokami. Na zmianę z językiem wibrowały, szalały zataczając kółka i docierając coraz głębiej. Strumienie wody nie zatrzymywały się nawet na chwilę. Czuła je wszędzie. Piersi, brzuch, uda, pupa, cipka, łydki. Wodna przyjemność szalała po nagiej skórze. Dziewczyna nad głową mężczyzny oparła się dłonią o śliskie kafelki. Czuła, że za chwilę nie będzie w stanie ustać na nogach. Już teraz uginały się pod nią, w miarę jak kolejne fale gorąca uderzały się od epicentrum pieszczot. Czuła że drżą jej mięśnie. Szczyt rozkoszy był coraz bliżej. Chwyciła prawą dłonią głowę Karola i prowadziła go namiętną ścieżką do źródła rozkoszy. Jeszcze kilka sekund i przygryzła usta w spazmach przepływających od cebulek włosów do drżących stóp. „Taaaaak”.
Dopiero teraz Karolina otworzyła oczy. Spojrzała w dół. Mężczyzna uśmiechał się z satysfakcją. Wstał „z kucków” i przytulił mocno. Sięgnęła w dół. Twardość erekcji wskazywała, że do końca zabawy jeszcze daleka droga. Tym razem dziewczyna zsunęła się do stóp partnera. Delikatnie zsunęła napletek i przesunęła językiem po nabrzmiałej główce. „Teraz Ty nie waż się otwierać oczu” – uśmiechnęła się do Karola. Kiedy zamknął powieki, wsunęła główkę do ust. Masując ją coraz mocniej językiem postanowiła, że na pewno nie będzie to ich ostatnia przyjemność tego wieczoru. W końcu do tej pory plan podboju uknuty jeszcze na klatce schodowej rozwijał się bez żadnych przeszkód.

Scroll to Top