Wspomnienia spod wiekowej wierzby

Na początek krótki wstęp. Opowiadanie o tym samym tytule napisałam jakiś czas temu na innym forum, jednak postanowiłam go zupełnie przerobić pod innym kątem i tak oto powstało drugie oblicze “Wspomnienia spod wiekowej wierzby” – to. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłego czytania…

Młody mężczyzna siedział na starej, brązowej ławce – z której w niektórych miejscach poodpryskiwała farba. Lekki podmuch wiatru rozwiewał jego dłuższe kosmyki opadające na czoło. Wzrok miał nieobecny, pusty. Jakby tylko ciało należało do tego świata, a dusza błądziła po jedynie jej znanych przestworzach. Chude nogi rozstawione miał na boki, czubkami butów skierowane do środka. Czarne, skórzane pantofle, oblepiała warstwa błota wraz z kilkoma źdźbłami trawy. Wsparł łokcie o kolana – dłońmi zakrywając bladą twarz.

– Dziś by były twoje urodziny – powiedział ledwo dosłyszalnym głosem – Wstałabyś z łóżka, jakby to był zwyczajny, kolejny dzień. Lecz wiedziałabyś, że taki by nie był, bo to twoje święto. Jak i dla nas pozostałych… – westchnął – A teraz, kto będzie szczerzył się jak głupi na widok prezentów? Kto będzie rozweselał mnie w szare, ponure dni, Kto… – wstał gwałtownie ze starej ławki i kopnął z całej siły w wierzbę rosnącą przy marmurowym nagrobku – O kur… – złapał się za obolałą łydkę, masując ją ręką – Dlaczego… – spojrzał na napis widniejący na czarnej płycie. Niewidzialna pętla oplotła jego gardło, a do czekoladowych oczu napłynęły ciepłe łzy…

…Promienie słońca padały na jej nagie ramiona, otulając przyjemnym ciepłem. Czerwona, lekko opinająca bluzka, z cienkimi sznurkami wiązanymi na szyi, idealnie podkreślała złotą opaleniznę dziewczyny oraz zgrabną sylwetkę. Siedziała na drewnianym krześle, jedząc z dziecięcym uśmiechem na twarzy, lody truskawkowe. Wyglądała wtedy tak niewinnie i bezbronnie, z włosami związanymi w kucyka, i kilkoma niesfornymi kosmykami opadającymi na ramiona. Upał, jaki wtedy panował sprawił, iż truskawkowe kulki zaczęły się rozpuszczać. Niewielka kropelka znalazła sobie miejsce w lewym kąciku ust.
– Roksana, ubrudziłaś się – powiedział czarnowłosy chłopak, uśmiechając się do niej serdecznie.
– Gdzie? – spytała marszcząc brwi oraz rozkładając przy tym ręce na boki. Jednak nie otrzymała odpowiedzi słownej. Ujął w dłoń jej podbródek, kciukiem wycierając pozostałość po lodzie. Dziewczyna odwróciła wzrok, a policzki oblały czerwone rumieńce. Była taka słodka, kochana…

Wieczorem, tego samego dnia, gdy mieli już iść spać, Roksana nieoczekiwanie zaczęła całować go po szyi. Czubkiem wilgotnego języka zataczając różnej wielkości kółka na skórze Filipa. Spragnione dotyku dłonie błądziły po mapie ciała chłopaka. Z każdym muśnięciem opuszków odkrywając to nowe, niezauważone wcześniej szczegóły. Nie protestował, poddał się z pokorą jej poczynaniom. Nie widząc sprzeciwu ze strony czarnowłosego, Roksana coraz śmielej zaczęła poruszać językiem. Raz szybciej – bardziej figlarnie, zachęcająco – raz z kolei subtelnie, zatrzymując się na dłużej w jednym miejscu. Drogą pocałunków zaczęła schodzić w dół, dłońmi subtelnie dotykając wąskich bioder Filipa. Kątem oka spoglądała na twarz ukochanego. Uwielbiała patrzeć, jak szczęście i rozkosz brały niewidzialny pędzel, i wymalowywały całą radość na jego obliczu. Nieziemskie uczucie dawała jej świadomość, iż zadowala swojego chłopaka. Nie musiał nic mówić, słowa były tu zbędne. Ona wiedziała. Wyczytywała wszystko z jego ruchów, mimiki twarzy, gestów, pojękiwań.

Oderwała wargi od płaskiego brzucha Filipa. Podniosła nieznacznie głowę do góry, by palcami założyć za ucho kosmyki niesfornych włosów.
Pocałowała wystającą kość miednicy. Potem drugi raz, trzeci… Jednak dostęp do najintymniejszego miejsca na ciele chłopaka blokowały jej jego granatowe bokserki. Zwinnym i pewnym ruchem ściągnęła zbędny materiał z bioder czarnowłosego. Ułożyła wargi, jak przy wymowie litery “o” i trzymając w jednym ręku najcenniejszy skarb mężczyzny, naprowadziła go do środka ust.

Zacisnęła je na nim, pocierając o jego wrażliwą i podatną na okaleczenie powierzchnię. Do jej uszu dopłynął stłumiony odgłos szczęścia, którego tak bardzo oczekiwała. Zaczęła poruszać głową w dół i w górę, co jakiś czas zmieniając szybkość oraz nacisk na męskość. Czuła jak krew napływała do niego silnym strumieniem, sprawiając, iż rosnął w oczach. Nieoczekiwanie Filip przewrócił ją na plecy. Szybko pozbył się turkusowej sukienki nocnej, a smuga światła dawana przez tarczę księżyca rzuciła jasne refleksy na sylwetkę dziewczyny.

Subtelnie pieścił dłonią jej kobiecość. Opuszkami palców błądząc po miękkiej i wilgotnej skórze – od pobudzającego dotyku. Czuła przysłowiowe motylki w brzuchu za każdym razem, gdy był blisko niej, gdy obchodził się z nią, jak z najkruchszym minerałem. Uwielbiała czuć jego zapach, ciepły oddech osadzający się niewidzialną mgiełką na jej skórze. Powoli wsunął w nią palec, podrażniając miękkie i aksamitne ścianki. Jej zmysły wariowały, podniecenie narastało z każdą sekundą. Oblewała ją fala ciepła i przyjemności, gdy przyśpieszał ruchy ręki, błądząc w jej wnętrzu…

Wspomnienia… to wszystko, co mu pozostało. Pamięć o niej. Jedynej osobie, która rozumiała młodego chłopaka, jak nikt inny. Była jego częścią, drugą połówką. Razem tworzyli jedność. Łączyła ich i nadal wiąże ze sobą silna więź, której nikt nie potrafił przerwać. Jednak tęsknota wciąż rozdzierała serce tego, który pozostał. Radosne chwile, czasami nawet te smutne, powracały przed oczy wyobraźni, nie pozwalając nigdy zapomnieć…

Jednak to ostatnie… teraz pożegnalne wspomnienie. Na stałe zapisało się w jego pamięci. Podszedł bliżej grobu, przeciągając zgrabnymi palcami po gładkiej, zimnej płycie. To tu teraz spoczywała jego ukochana. Ziemski dom dla ciała, jednak nie dla duszy. Ona miała swoje jedyne miejsce… W czułym sercu chłopaka.

…Biało-niebieskie ściany. Oślepiające światło, sprawiające, że korytarz wyglądał jak droga ku światłości. Jednak jęki i przeszywające ciało krzyki sprawiały, że na skórze pojawiała się gęsia skórka, a nogi same chciały uciekać z tego miejsca jak najdalej. By nie słyszeć odwiecznego lamentu, szlochania cierpiących istnień – odbijających się echem od zimnych i nieprzyjaznych ścian starego szpitala. W jednym z pokoi budynku, leżała brązowowłosa dziewczyna. Gdy Filip wszedł wolnym krokiem do pomieszczenia, przeraził się tym, co zobaczył. Stanął przed łóżkiem i nie wiedział, co robić. Jak się zachować. Czuł powiększającą się z każdą sekundą gulkę w gardle, oczy zaczynały go przeraźliwie szczypać. Był zły na cały świat, gdyby miał taką moc, strzelałby piorunami we wszystko, co się da. W myślach przeklinał stwórcę tego piekielnego padołu ziemskiego, na którym jest tyle bólu i cierpienia. Dwudziestoczteroletnia dziewczyna leżała przykryta białym prześcieradłem, a czekoladowe kosmyki porozrzucane były w nieładzie po poduszce, tworząc mroczny wachlarz okalający jej oblicze. Skóra brunetki wybladła, straciła swój lekko brązowawy kolor, przykrycie łóżka nie kryło jej mizernego stanu. Wręcz przeciwnie, bezlitośnie rzeźbiło przed oczami Filipa wychudzone ciało ukochanej, wyniszczone przez chorobę. Czarnowłosy usiadł na stołku postawionym przy łóżku. Pierwszy raz w życiu nie wiedział, jak się zachować, zawsze taki wygadany, a teraz nie potrafił nic powiedzieć. Każdy był świadomy tego, że dla Roksany nie ma już ratunku. On jednak wciąż wierzył w nią. Że da radę i wywinie się śmierci… że go nie zostawi.

Nagle ich spojrzenia się spotkały. I to było właśnie “to”. Choć ciało było wyniszczone, to jednak oczy nie straciły swojego blasku. Wciąż tętniły pełnią życia. To dusza. Ona nigdy nie umrze, nie zaniknie jej potęga. Wciąż będzie trwała nieśmiertelna.
Obraz przed oczami Filipa zaczął się zamazywać – to łzy przysłoniły mu ostrość widzenia. Jednak nie popłakał się, słone krople nie spłynęły po policzkach. Nie umiał, nie potrafił. Nie wierzył w to, że może któregoś dnia zabraknąć Roksany. To nie mogło mieć miejsca. Nie tu. Nie teraz. Dziewczyna wyciągnęła do niego wątłą dłoń pozaklejaną plastrami i wychodzącą spod nich cienką rurką podłączoną do kroplówki.

– Podejdź bliżej – powiedziała zmęczonym głosem. Chłopak wykonał posłusznie jej prośbę, nachylając się nad nią. Roksana przymknęła na chwilę powieki, wciągając dużą porcję powietrza. Filip wsparł ręce na materacu łóżka, a dziewczyna wyszeptała cicho, otwierając oczy – Uwielbiam twój zapach – uśmiechnęła się lekko – Chcę go zapamiętać na zawsze.
– Nie mów tak – oburzył się – Jeszcze nie raz go poczujesz, aż ci w końcu zbrzydnie i będziesz mi kazała wietrzyć cały dom – zaśmiał się.
– Filip… – momentalnie spoważniał, gdy zauważył malujący się smutek na twarzy ukochanej – Ja się boję – brunetka przekręciła głowę na bok, a do oczu napłynęły łzy – Cholernie się boję, bo nie wiem, co mnie czeka… Poza tym, nie chce was zostawiać. Rodziny, ciebie, znajomych, to całe moje życie, będę za tym tęsknić – spojrzała na czarnowłosego wciąż tymi samymi, błyszczącymi oczami – Filip… obiecaj mi, że…
– Roksana nie wygłupiaj się – przerwał gwałtownie.
– OBIECAJ mi! – oczy jej się zaszkliły – Obiecaj, że nie zapomnisz o mnie, że pozostanę w twoim sercu – dziewczyna zgromiła wzrokiem chłopaka, gdy ten chciał zaprotestować – Daj mi dokończyć. Żadnego ale. Po prostu zachowaj mnie w pamięci i pokochaj inną szczęściarę, która będzie ciebie warta. Nie chce, żebyś żył w smutku i samotnie. – Roksana odetchnęła z ulgą, gdy Filip pokiwał twierdząco głową – Odwiedzaj mój grób i… – w tym momencie oplotła dłońmi kark zdezorientowanego młodzieńca i pocałowała go czule w aksamitne usta – … pamiętaj, że zawsze będę cię kochała… Ale ty żyj dalej u boku innej kobiety…

Tej nocy Roksana odeszła. Jednak nie umarła w samotności, były przy niej najbliższe i najważniejsze osoby: rodzice, młodsza siostra oraz jej chłopak. Towarzyszyli dziewczynie przy starcie nowej wędrówki. Lecz na zawsze pozostała nieśmiertelna w ich sercach.
Filip przejechał palcem po wygrawerowanych literach w czarnym surowcu i zatrzymał się przy wyrytym obliczu roześmianej twarzy jego ukochanej. Zbłąkana łza spłynęła po jego rozgrzanym policzku. Tęsknił za jej obecnością, odczuwał piekielny brak. Jednak wiedział, że jest przy nim cały czas. Nie opuściła go, bo mieszkała, mieszka i nadal będzie mieszkać w jego sercu. Na zawsze.

Scroll to Top