Znowu sprawdziło się powiedzenie mojej Babci – planowanie, czas stracony, los da Ci to, co będzie chciał Ci dać. Jestem sama i generalnie na ten stan rzeczy nie narzekam, ale są sytuacje, kiedy jest mi trudno. Taką sytuacją są na pewno Święta, ze Świętami Bożego Narodzenia jakoś sobie poradziłam, bo jeżdżę do Lyonu, do syna i wnuczki, ale np. Święta Wielkanocne są trochę kłopotliwe. Oczywiście miałam zaproszenie do swojej dalszej rodziny, ale oni mają swoje dzieci, wnuczki, po co im ma się tam pałętać jakaś ciotka. To też postanowiłam zostać w domu, zawsze mam co robić. Ale przyszła niedziela, zrobiła się bardzo ładna pogoda, stwierdziłam, że zrobię sobie „Wielkanocne Śniadanie” w plenerze. Mam siedzący tryb pracy, to też aby utrzymać określoną kondycję, między innymi robię wycieczki rowerowe.
Normalnie jeżdżę na trasę „północną”, gdzie w drodze powrotnej jest zajazd, w którym mogę odpocząć, ale znam również trasę „południową”, niestety dłuższą, na której nie ma zajazdu, ale jest mniej więcej w połowie drogi leśny parking, tam można odpocząć. Ładna pogoda zdopingowała mnie, spakowałam w plecak „Święconkę”, termos z herbatą i butelkę coli, lekko zakrapianej, pojechałam na dworzec, oczywiście Święta, bardzo senny, ale jedna kasa działała, kupiłam bilet, wsiadłam do pociągu, ku mojemu zdziwieniu, nie byłam sama, było też trochę młodych ludzi, kilkoro z rowerami. Kiedy „wjechaliśmy w las” zaczęli wysiadać, ale ja dojechałam do „swojej” stacji, wysiadłam, kilkoro młodych ludzi też, ale oni tylko z plecakami, ruszyliśmy w drogę. Ku mojemu zdziwieniu, po drodze minęło mnie kilku rowerzystów, im się „śpieszyło” mnie nie, spokojnie dojechałam do parkingu. Ku mojemu zdziwieniu na parkingu było wcale nie mało osób, które urządzało sobie śniadanie „na świeżym powietrzu”, praktycznie przy każdym stole siedziało po kilkoro osób, tylko przy jednym siedział mężczyzna i to sam. Miał przed sobą jakąś kanapkę, butelkę z napojem i nic więcej. Zaczęłam mu się przyglądać, po chwili już wiedziałam, to jest Wacław, mąż naszej sąsiadki, która zginęła jesienią 2012r, jak ten czas leci, minęło już prawie półtora roku. Nie znaliśmy się zbytnio, oni mieszkali kilka uliczek dalej, na zebraniach wspólnoty przychodziła ona. Nie wiedziałam, w jakim jest stanie psychicznym, minęło dopiero półtora roku, ale rozpakowałam swoje śniadanie, rozłożyłam na talerzykach jednorazowych, pokroiłam jajko, przysunęłam się do niego pytając – czy pozwolisz poczęstować się Świątecznym jajkiem. Spojrzał, długo na mnie patrzył, pytając – a my się znamy, że tak od razu jedziesz na Ty ? Przedstawiłam się, popatrzył, po chwili się zorientował, kim jestem, zaczął przepraszać. Stwierdziłam, że nie ma za co przepraszać, tylko proponuję wspólne zjedzenie śniadania. Popatrzył, mówiąc – ale ja nic więcej nie mam. Uśmiechnęłam się, po czym wyjęłam wszystko z plecaka, ale przede wszystkim wyjęłam kubki jednorazowe, nalałam swojej coli, po czym mu dodałam, wznosząc toast – Wesołych Świąt. Wziął w rękę, stuknęliśmy się, po czym przystawił do ust, po chwili spojrzał na mnie, kiedy poczuł alkohol, ale zaraz wypił wszystko. Zaczęliśmy jeść, nie było tego dużo, bo szykowałam teoretycznie dla siebie, ale na „symboliczne” śniadanie starczyło, widziałam, że szczególnie smakuje moja „cola”. Kiedy nalewałam mu drugi raz do kubka jakby się trochę ożywił, po czym zapytał – że ja sam, to już wiesz, ale dlaczego Ty sama. ? W kilku zdaniach opowiedziała mu o sobie, po czym dopiliśmy colę, w tym czasie skończyliśmy jeść, wsiedliśmy na rowery, zaczęliśmy jechać w kierunku domu. Musieliśmy praktycznie przejechać całe miasto, ale nie było z tym większych problemów, kiedy dojeżdżaliśmy zapytałam, czy nie miałby ochoty zjeść ze mną obiadu. Spojrzał na mnie raz, drugi raz, za trzecim razem zażartowałam – przecież Cię nie zjem, najwyżej zgwałcę. W tym momencie zaczął się głośno śmiać, kiedy pokazałam, że skręcamy w naszą uliczkę, już nie miał żadnych oporów. Zsiadłam z roweru, otworzyłam furtkę, wprowadziłam rower do garażu, Wacław postawił swój przy garażu, weszliśmy do domu. Dłuższą chwilę oglądał, po czym zaproponowałam – jesteśmy po dłuższej trasie, jeżeli masz chęć, możesz się odświeżyć, na górze jest łazienka. Spojrzał, ale poszedł, ja w tym czasie poszłam do swojej, błyskawicznie się opłukałam, po czym zaczęłam szykować obiad. Wacław opłukał się, owinął w duży kąpielowy ręcznik, widząc go powiedziałam – idź się połóż i odpocznij, jak będę gotowa, to Cię poproszę. Zaczęłam się krzątać po kuchni, a kiedy już miałam prawie wszystko na stole, poszłam do sypialni, a tam Wacław leżał jak „młody bóg” całkiem nagi. Podczołgałam się, po chwili już miałam jego prącie w ustach, trochę go zaskoczyłam, ale pozwolił się dalej podniecać. Poczułam, że już jest odpowiednio sztywny, przesunęłam się tak, aby wpuścić go w siebie. Jęknął, kiedy go „dosiadłam” a ja unosząc się i opadając zaczęłam żartować – mówiłam, że Cię zgwałcę. Wacław zaczął wypinać w górę biodra, a ja czułam go bardzo mocno w sobie, aż przyszedł moment, kiedy był bardzo mocno podniecony, wówczas jednym ruchem zsunął mnie z siebie, po chwili rozsunął mi nogi i zaraz poczułam go w sobie. Nie da się ukryć, od razu poczułam „dojrzałego” mężczyznę, nie spieszył się, wolno, ale w sposób zdecydowany wsuwał się we mnie. Zaczęłam się podniecać, każde jego pchnięcie czułam głęboko w sobie, aż przyszedł moment, kiedy już oboje byliśmy bardzo mocno podnieceni, przyszedł moment, kiedy wykonał trzy mocne ruchy i zastygł we mnie, poczułam, jak się spuszcza, przez dłuższą chwilę tkwił we mnie, po czym pochylił się mocno nade mną, zbliżył swoje usta do moich, mówiąc – podoba mi się ten „gwałt”. Uśmiechnęłam się tylko mówiąc – umyj się, obiad stygnie. Kiedy już się umyliśmy, zasiedliśmy do stołu, postawiłam zarówno wódkę jak i wino, nie wiedząc, co pije, spojrzał, po czym powiedział – mogę wypić dwie lampki wina, bo jestem „zmotoryzowany”. Uśmiechnęłam się, ale otworzył butelkę, nalał do kieliszków, wznieśliśmy toast – za miłe spotkanie. Oboje byliśmy głodni, to też cieszyłam się, kiedy jedzenie „znikało” ze stołu, wypiliśmy nie jeden, ale jeszcze po dwa kieliszki wina, po czym zaproponowałem kawę na kanapie, przy ławie. Tam wypiliśmy jeszcze jeden kieliszek wina, po czym, nie wiem, jak to się stało, ale w wymowny sposób spojrzeliśmy na siebie, po chwili nasze usta spotkały się w bardzo namiętnym pocałunku. Pocałunek ten przekształcił się w pieszczoty, Wacław wsunął rękę między nogi, ja wsunęłam rękę w jego spodenki. Oboje poczuliśmy, że jesteśmy mocno podnieceni, to też uniosłam się i uklękłam na kanapie, opierając ręce o oparcie, jednocześnie mocno wypinając biodra. Wacław jest postawnym mężczyzną, nie miał żądnych trudności, aby będąc za mną wsunąć we mnie swoje prącie. Zrobił to dość delikatnie, ale tylko po to, aby za chwilę już mocno mnie wypełnić. Chwycił za biodra i w bardzo równomierny sposób wsuwał się we mnie, co powodowało moje narastające podniecenie. Nie umiem tego wytłumaczyć, myślę, że u niektórych mężczyzn, kiedy odbywają zbliżenie z kobietą od tyłu, szczególnie kiedy ona ma mocno wypięte biodra, odruchem „bezwarunkowym” jest klepanie kobiety w pośladki. Tak też było i teraz, jęczałam coraz głośniej, bo byłam przez niego całkowicie wypełniona a na dodatek co jakiś czas dostawałam klapsa. Moment, kiedy się we mnie spuszczał potwierdziłam bardzo głośnym jękiem osiągając wcale nie mały orgazm. Kiedy byliśmy już umyci, jeszcze na moment usiedliśmy przy ławie, dopijając wino z kieliszków, wówczas usłyszałam – masz na jutro jakieś plany? Stwierdziłam – nie, dokończył – mam działkę, ale jeszcze w tym roku na niej nie byłem, może byśmy zainaugurowali sezon ? Odpowiedziałam – dobrze, kiedy wstaliśmy Wacław lekko pochylił się usta nasze spotkały się w bardzo namiętnym pocałunku, po którym wyszedł. Wacław to średniego wzrostu mężczyzna, ale bardzo ładnie zbudowany, okrągła twarz, ładnie osadzone oczy, duża ciemna czupryna i to co najważniejsze, z dość dużym i sprawnym prąciem. Zostałam sama, ale bardzo podniecona zarówno odbytym moment temu zbliżeniem jak i perspektywą spędzenia z nim następnego dnia. Zaczęłam sprzątać po tej kolacji, ale to nic nie dało, dalej się we mnie wszystko „gotowało”, to też jakby odruchowo poszłam na piętro, wyjęłam z szafki sztucznego penisa, był on dość duży, miał ok. 3 cm średnicy i był dość długi. Postawiłam przed sobą, tyłem oparłam się o krzesełko, ręce uginając na siedzisku, zaczęłam go sobie wpuszczać. Byłam bardzo mocno podniecona, to też wsuwał się we mnie, aż poczułam, jak napiera na szyjkę, pchnęłam biodra bardzo mocno, poczułam go bardzo głęboko w sobie, w tym momencie poczułam w sobie mocny orgazm. Umyłam się i tak „rozładowana” szybko usnęłam, tak zakończyło się to „niespodziewane” spotkanie z Wacławem. W poniedziałek obudziłam się w bardzo dobrym nastroju, byłam mocno naładowana dobrą energią.