Żądza

Krzyk rozpoczoł to wszystko i miał zakończyć. Dziki, nieskrępowany, wydobywający się z pierwotnego instynktu. Wtedy kiedy bestia drzemiąca w każdym człowieku, zaczyna się budzić do grzesznego życia. Pierwszy krzyk to krzyk głodu o wiele głębszego niż ten który odczuwa się na codzień. Taki który sprawia, że instynkty wyją, że ciało płonie i nie ma sposobu aby je ugasić, oprucz tego jednego który jest kwintesencją ludzkości. Nie można spać, myśleć racjonalnie, żyć. Jest tylko pragnienie, żądza trawiąca ciało i dusze, damagająca natychmistowego zaspokojenie.

To nie było przywitanie, nie było tam „cześć”, „jak się masz”, „jak dobrze Cię widzieć”. Nie było słów, był tylko dotyk. Gdy się tylko ujrzeli ich ciała doskoczyły do siebie i połączyły w żelaznym uścisku. Czuli że gdyby natychmiast tego nie zrobili spłoneliby w pożądaniu.

To spotkanie było jak dwie szarżujące armie które gdy się w końcu spotkają robią wszystko by pokonać przeciwnika, atakują, wymierzają uderzenia, starają się zadawać ból przeciwnikowi. Oni wymieniali pocałunki, namiętne, lubierzne takie które dają przyjemność. Ich dłonie penetrowały każdy zakątek partnera, chcąc go mieć całego. Nie było żadnych zakazanych miejsc, granicą była tylko wyobraźnia. On już nie mógł wytrzymać, przycisnął ją swoim muskularnym ciałem do ściany i podniósł w chwili ekstazy. Całował jej jędrne piersi przez gładki materiał koszulki. Czuł że nie ma stanika a jej brodawki domagają się pieszczot. Ona odpływała w przypływach namiętności. Pozwalała by robił narazie co chce, mając w zanadrzu swoje własne plany. Przywarła jego głowę do swojej klatki i błagała boginię miłości aby nie przestawał. Czuła jego ręce na swoich pośladkach które ugniatały je twardo.

W rogu przy ścianie, na której wisiał plakat Michała Wiśniewskiego z przekreśloną na czerwono głową i napisem u spodu: „Poszukiwany bardziej martwy niż żywy”, stało łóżko. Łóżko które wiele już widziało, wiele wytrzymało, jego żelazne poręcze zaczynały już blaknąć a wszystkie sprężyny dawały o sobie znać przy najlrzejszym dotknięciu. Tej nocy miało skrywać kolejną tajemnice.

Spadła na nie a ono dało znać o tym najbliższym sąsiadom. On padł na nie niczym dziki zwierz i przygwoździł do poduszki mocnym pocałunkiem. Trwali w tej rozkoszy kilka chwil po czym nagle odepchneła go aż usiadł na niej oklapem, jednym mocnym ruchem rozerwała jego koszulę a guziki rozprysły sie po każdym zakamarku pokoju. Jej oczom ukazał się jego umięśniony tors, oblany strumieniami potu, jaśniejący w blasku księżyca. Jej ciało domagało się więcej, dużo więcej. W tej jednej sekundzie utkneli, patrząc sobie w oczy, w przebłysku nadnaturalnego zrozumienia. Widziała żądze w jego wzroku. Już dłużej nie mogła czekać, złapała za koszule i przywarła do siebie. Tarzali się w bezpruderyjnym uniesieniu, nawzajem zdejmując z siebie skrawki ubrania, by być coraz bliżej tej wymarzonej chwili. Kiedy zostali juz tylko w bieliźnie, On wpijał się w jej szyję, liżąc i ssajać każdy jej zakamarek. Jej skóra doprowadzała go do szału, była tak miękka i pachnąca że pragnął wylizać każdą jej część. Ona mruczała jak niegrzeczna kotka dopraszając się o dalsze pieszczoty. Zaczoł schodzić niżej aż dotarł do wzgórz niezdobytych i postanowił że postawi na nich flagę. Całował je dookoła i lizał zbliżając się do szczytów. Na całym ciele miałą gęsią skórkę a On pieścił dłońmi te nierówności. Brodawki już były naprężone i domagały się swojego. Na początku delikatnie muskał je ustami i językiem, kolejna chwila przyniosła coś nowego i podczas gdy jego dłoń smyrała jej podbrzusze, zęby przygryzały słodkie wypustki. Druga dłoń miziała nietkniętą pierś, nie pozwalając jej być zapomianą. Kiedy tak ssał jej skarby ona była pogrążona w więzieniu przyjemności lecz jeszcze nie gotowy by się z niego wydostać.

Czuł że reszta ciała czeka na swoją kolej a najbardziej to magiczne miejsce u zwęrzenia nóg. Wiedział że jest już gotowe bo podczas tej rozkosznej rundy odwiedzał je i powracał z gorącymi sokami które Ona spijała z jego dłoni. Usadowił się wygodnie między jej nogami i powoli równocześnie patrzać jej w oczy, ściągał śnieżnobiałe majteczki. Jego oczom ukazał się cudowny rózowiutki widok muszelki, która w swoim wnętrzy kryła coś o wiele cenniejszego niż jakąś perłe. Całował delikatnie jej uda, potem samą jaskińkę. Powolutku lizał jej różówiutką skórkę. Spływały po niej soki a on łapczywie je zlizywał, wchodząc coraz głębiej i szybciej.

Ona drżała , było jej tak dobrze, nie mogła spokojnie leżeć, rzucałą się a jej ciało wyginało się w łuk.

On nie przestawał, pieścił jej łechtaczkę, był nienasycony, momentalnie w ramieniu poczuł ból, ból który świadczyło dobrym zadaniu, jej paznokcie wbiły się aż do krwi. Ciężkie powietrze w pokoju rozdarł krzyk który kończył jedno a zaczynał nowe doznania…

Scroll to Top