Zdarzenie u cioci Jadzi

Praktyki zawodowe w technikum. Fajna sprawa. Na końcu czwartej klasy. Żyć nie umierać. Słowem pełen odpoczynek od budy. Praktykantów w zakładach, które były zobowiązane ich przyjąć traktowano jako zło konieczne. Działali na zasadzie – wynieść, przynieść, pozamiataj. Dobrze o tym wiedzieliśmy i nikt nie oponował. Każdej ze stron było dobrze. Pozostawało wpisywać jakieś bzdurne rzeczy, które robiliśmy do dzienniczka praktyk, później zdobyć podpis opiekuna praktyk tj. pracownika zakładu. Razem z kolegą załapaliśmy się do przedsiębiorstwa produkującego elektrody węglowe. Byliśmy wszak w Technikum Elektrycznym i jak najbardziej ten profil zakładu był zgodny z naszym przyszłym fachem. Dzień nie różnił się od dnia. Ot dojechać do zakładu na 07.30 i pobyć w nim do 13.30. Cała filozofia. W czwartkowe popołudnie około 12.30 pojawił się nasz opiekun praktyk pan Władek.
– Słuchajcie chłopaki, który chce się wcześniej zerwać? – zapytał
– Ja – krzyknąłem wyprzedzając swojego kumpla Sławka
– Dobra, to Ty zawieziesz, a Ty odbierzesz – rzucił zagadkowo.
– Ale, o co chodzi? – zapytaliśmy razem.
– Chodźcie za mną – powiedział i wyszedł
Ruszyliśmy za nim do pomieszczenia sterowni.
– Słuchajcie jest sprawa, walnął moduł w bloku sterowania. Dogadałem się z zakładem naprawczym, że jeżeli dostarczymy go w piątek do nich to zrobią go jeszcze w ramach naprawy gwarancyjnej, choć termin upłynął już dwa tygodnie temu. – rozpoczął wskazując na szafę sterowniczą
– I…? – zapytałem
– No właśnie, ktoś musi im to zawieźć tak żeby dotarło na jutro – dorzucił
– I tym kimś będziemy my – jasno zrozumiał Sławek
Pan Władek kiwnął głową na tak.
– Dobrze a gdzie to jest, to znaczy ten zakład? – zapytałem.
– W Koszalinie – usłyszałem odpowiedź.
Nieco mnie to powaliło. My byliśmy na południu kraju a tu trzeba zajwaniać po przekątnej kraju. Szykowała się długa wyprawa. Pan Władek chyba zauważył moją skwaszoną minę.
– Nie obawiaj się, nie dołożysz do interesu ani grosza, dam Ci pieniądze na pociąg i jakieś żarcie, cobyś mógł sobie kupić po drodze. No i masz ekstra poniedziałek wolny – powiedział.
Propozycja wolnego poniedziałku była kusząca. Wszak w czerwcu było dużo wiele przyjemniejszych rzeczy niż nudzenie się w zakładzie. Kiwnąłem głową znacząco, że się zgadzam.
– Dobrze to ja ci już wypisuje upoważnienie a Ty Sławek wymontuj panel – powiedział Pan Władek a na jego twarzy zauważyłem zadowolenie.
Sławek sprawnie wymontował panel. Nie był duży. Opiekun praktyk wrzucił go do podręcznej torby na ramię. Podniosłem ją. Na moje oko ważyła z pięć kilo. Dostałem zwitek banknotów, upoważnienie, asygnatę na wyniesienie i przewóz panelu poza zakład pracy.
– Adres masz na odwrocie upoważnienia – dodał na koniec.
– A teraz zmykaj do domu i spraw się dobrze – dodał, gdy byłem w drzwiach.
Dotarłem do domu i oznajmiłem rodzicom swój wyjazd jak to dumnie nazwałem „ na delegację”. Ojciec uśmiechnął się tylko i dodał, że takie to życie praktykanta. Popołudniem udałem się na dworzec PKP gdzie zakupiłem bilet na pociąg tam i z powrotem. Pozostała mi niewielka kwota na jedzenie. Odjazd miałem wczesnym rankiem z jedną przesiadką. W sumie dobre ponad 8 godzin jazdy. Szczęśliwie na przesiadkę miałem czekać tylko 20 minut. Nie było tak źle.

Wczesnym rankiem zjadłem szybko śniadanie i na piechotę ruszyłem na dworzec. Miałem spory zapas czasu. Pociąg przyjechał o czasie. Podróż, choć długa nie była zbyt męcząca. Nie był jeszcze sezon wakacyjny i swobodnie można było znaleźć wolne miejsce a nawet przedział. Przesiadka do drugiego też odbyła się bez problemów. Około 13.30 w piątek wysiadłem z pociągu i mogłem podziwiać Koszalin. Pogoda cudna a i zakład nie był tak wcale daleko od dworca. Załatwienie sprawy zajęło naprawdę niedużo czasu. Ot, przekazałem panel uprawnionej osobie. Odebrałem pokwitowania dostarczenia i podpisałem się pod protokołem stanu technicznego.
– Pan Władek prosił o pilną naprawę tego panelu – zaznaczyłem od siebie.
– Wiem, wiem, zobaczymy, co jest i postaramy się szybko to zrobić – usłyszałem w odpowiedzi.
Pociąg powrotny miałem koło 18 tej. Mając wolny czas wsunąłem obiad, powłóczyłem się po sklepach w okolicy dworca i machnąłem dwa piwa. Czekała mnie podróż powrotna w nocy. Dokupiłem sobie kanapki na drogę, jakiś jeszcze napój i oczekiwałem na pociąg. Wtoczył się na peron z parominutowym opóźnieniem. Był bardziej zatłoczony niż ten, którym przyjechałem. Nie można się było dziwić – wszak był piątek popołudniu i zaczynał się weekend. Znalazłem wolne miejsce i nieco już zmęczony zapadłem w drzemkę. Nie wiem jak długo drzemałem, lecz gdy się obudziłem pociąg stał w szczerym polu.
– Co u licha – pomyślałem.
Wracając miałem mieć też przesiadkę z buforem czasowym 35 minut. Zerknąłem na zegarek.
– Przepraszam, dlaczego stoimy i jak długo to trwa? – zapytałem współtowarzyszy podróży.
– Panie kochany sam nie wiem, ale stoimy na tym zadupiu już dobre pół godziny – odpowiedział mi tęgawy jegomość.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Pociąg był, coprawda pośpieszny, ale to opóźnienie rosło z minuty na minutę. Postanowiłem poszukać konduktora. Uprzedziłem współpasażerów, że jeszcze wrócę i ruszyłem na poszukiwania. Znalezienie go nie trwało długo. Ot okrążony grupą podróżnych usilnie starał się wytłumaczyć powód postoju.
– Ależ proszę Państwa, przecież nic nie poradzę na to, że jakiś dureń na przejeździe kolejowym zerwał trakcję elektryczną. – usłyszałem
– Ale ile będziemy tu stać? – padło kolejne pytanie.
– Czekamy na przyjazd lokomotywy spalinowej i wtedy pojedziemy objazdem – odpowiadał fachowo konduktor.
Po tych stwierdzeniach wcale nie było mi wesoło. Nie wiadomo, o której miała przyjechać lokomotywa i do tego jeszcze ten objazd. Szanse, że zdążę z przesiadkę topniały jak śnieg w maju. Odczekałem aż ludziska odstąpią od konduktora. Ten otarł pot z czoła.
– A Pan, co? – zapytał widząc we mnie kolejnego natręta.
– Niech się Pan nie denerwuje, chciałem tylko się dowiedzieć, jakie są szanse żeby zdążyć na ten pospieszny do Krakowa – odpowiedziałem spokojnie.
Konduktor spojrzał na mnie z pobłażaniem.
– Powiem Panu szczerze, że żadne – usłyszałem.
– To niech mi Pan doradzie jak najszybciej tam się dostać – poprosiłem.
Zniknął w przedziale służbowym, z którego wychylił się po chwili z grubym rozkładem jazdy. Przewertował kartki mrucząc coś do siebie.
– Najbliższy jutro o 13.50 – usłyszałem i ta informacja całkiem zwaliła mnie z nóg.
– Dziękuje – szepnąłem cicho i powlokłem się do przedziału.
Współpasażerom opowiedziałem, co usłyszałem. W odpowiedzi nie było osoby, która nie przeklęłaby PKP. Nie była to dla mnie jednak żadna pociecha. Oni w większości mieli podróż bez przesiadek. Zacząłem kalkulować, co robić. Pieniędzy na jakikolwiek motel lub hotel było za mało. Spędzenie całej nocy na dworcu też nie było zbyt atrakcyjne. Można było dostać w łeb a w najlepszym razie pozbyć się pieniędzy. Słowem sytuacja nie do pozazdroszczenia. Musiałem coś wymyślić. Ale co? Gorączkowo obmyślałem koncepcje swego dalszego działania. Brałem już pod uwagę przespanie się w jakimś wagonie na bocznicy. Z dalszego procesu myślowego zostałem wyrwany wyczuwalnym uderzeniem i poruszeniem się składu.
– Przyjechała lokomotywa – przeszło przez myśl
I wtedy to właśnie przypomniałem sobie o młodszej przyrodniej siostrze mojej matki.
– Tak ciocia Jadzia – szepnąłem sam do siebie.
Mój dziadek po śmierci swojej pierwszej żony szybko ożenił się po raz drugi. Z tego małżeństwa urodziła się dwójka dzieci. Stosunki moich rodziców z tym przyrodnim rodzeństwem układały się poprawnie, choć nie było tak widocznej więzi jak z prawdziwym rodzeństwem. Ciotka wyprowadziła się dawno temu i mieszkała w okolicach miejscowości gdzie miałem przesiadkę. Teraz tylko pozostawało pytanie czy o godzinie, w której dojadę będzie osobowy w tamtym kierunku. Nie za bardzo wiedziałem też gdzie zamieszkuje, bo z dostępnych mi informacji wynikało, że kupiła większe mieszkanie wyprowadzając się z kawalerki. Z tym jednak nie było najmniejszego kłopotu. Wyciągnąłem telefon komórkowy. Był zasięg. Wybrałem numer do domu i po chwili usłyszałem głos matki. Zrelacjonowałem, co się stało i jak mam zamiar z tego wybrnąć.
– Tak, to dobry pomysł. Zaraz do niej zadzwonię i prześlę Ci SMS-em adres – usłyszałem w telefonie.
Nawet lepiej, że matka podjęła się załatwić to. Nie za bardzo wiedziałbym jak rozmawiać a tak zostałem wyręczony. Po kwadransie ruszyliśmy a ja otrzymałem SMS-a. Z jego treści wynikało, że wszystko jest załatwione i jak będę dojeżdżał do niej to mam wysłać na podany numer SMS i wtedy po mnie wyjedzie na dworzec. Z niecierpliwością czekałem na przybycie konduktora. Pojawił się w końcu po jakiejś godzinie celem kontroli biletów. Zapytałem o osobowe do miejscowości gdzie mieszkała ciocia.
– Spokojnie, do 23-ej jeżdżą co 40 minut – usłyszałem nareszcie dobrą informację.
To mnie znacznie uspokoiło. Teraz zacząłem w myślach przypominać sobie fakty dotyczące cioci Jadzi. Była młodsza od mojej matki o 3 lata. W życiu nie za bardzo jej się ułożyło. W młodym wieku wyszła za mąż za odbywającego wtedy zasadniczą służbę wojskową w WOP Emila. Tak po prawdzie to musieli się pobrać gdyż była w ciąży. On pochodził właśnie z tej miejscowości, do której teraz zdążałem i ona wyprowadziła się tam zaraz po ślubie. Tam też urodziła się ich córka – Jola. Ich małżeństwo nie trwało długo. Okazało się, że Emil bardziej był zainteresowany hulankami z kumplami niż młodą żoną. Coraz częściej zaglądał do kieliszka i po dwóch latach rozwiedli się. Jedyne, co po nim zyskała to kawalerka przyznana przez Sąd, on zaś zamieszkał u matki. Po paru latach znów wyszła za mąż za młodszego od siebie Zenona i kolejna porażka. Szybko wyszło na jaw, że z Zenona to niezły kobieciarz a ona potrzebna mu była na zasadzie służącej i spokojnej przystani. Kolejny rozwód, po którym dała sobie spokój z facetami. Podobno były jakieś przelotne znajomości, lecz bardziej skupiła się na wychowaniu jedynaczki i pracy zawodowej. Z zawodu była księgową i w tej branży pięła się po szczeblach w górę. Do domu rodzinnego przyjeżdżała rzadko, jak przez mgłę pamiętałem ją jak przyjechała na pogrzeb swojego ojca a potem matki. Miałem wtedy chyba z 9 lat. Rodzice również jej nie odwiedzali, byli tam może z dwa razy i to w czasie, gdy była zamężna z Zenonem. Jej córka Jola była młodsza ode mnie o rok a że poszła do szkoły rok wcześniej teraz kończyła ogólniak. Tyle wiedziałem o osobie, do której się udawałem. Próbowałem jeszcze coś sobie o niej przypomnieć by w rozmowie z nią nie palnąć jakiegoś głupstwa, lecz były to strzępy niezdatnych informacji lub plotki. Na tych przemyśleniach upłynęła mi droga do stacji, na której miałem się przesiąść. Skład wtoczył się na dworzec z imponującym opóźnienie 2 godzin i 45 minut. Wcale mnie to nie dziwiło wszak zatrzymywaliśmy się jeszcze parę razy przepuszczając ekspresy i InterCity. Spojrzałem na zegarek – dochodziła 22.15. Szybkim krokiem dotarłem do wiszącego na tablicy peronowej rozkładu jazdy i rzuciłem okiem szukając godziny odjazdu interesującego mnie pociągu.
– O cholera – zakląłem widząc, że odjazd jest dosłownie za pięć minut i to z skrajnie odległego peronu.
Nie było czasu na zakup biletu. Biegiem ruszyłem do przejścia podziemnego i skierowałem się na właściwy peron.
– Kupię bilet u konduktora – powiedziałem do siebie.
Zółto- niebieski skład już czekał. Wskoczyłem do ostatniego wagonu a w minutę później usłyszałem brzęczyk i drzwi się zasunęły. Ruszyłem w kierunku czoła składu chcąc znaleźć konduktora. Miałem do przebycia trzy stacje. Gdy ruszył z pierwszej wyciągnąłem komórkę i wbiłem podany w SMS-ie numer telefonu.
– Tak, słucham – usłyszałem kobiecy głos.
– Ciociu to ja Radek, minąłem już pierwszy przystanek i za jakieś dwadzieścia minut będę u Was – rzuciłem w słuchawkę.
– Dobrze Radku, że dzwonisz, słuchaj ja za chwilę wyjadę po Ciebie to gdybym nie zdążyła to czekaj na mnie przed dworcem. Możemy się nie poznać, bo tak dawno się nie widzieliśmy, więc szukaj w razie, czego srebrnego Volkswagena Golfa – usłyszałem.
– Dobrze, rozumiem srebrny golf – powtórzyłem.
– To do zobaczenia, pa –zakończyła rozmowę.
– Pa- dodałem od siebie
Osobowy skład wtoczył się na zaspany dworzec punktualnie. Byłem bardzo ciekaw czy poznam ciocię. Z składu wysiadło dosłownie może z sześć osób. Na peronie nie było nikogo z oczekujących. Wszyscy, którzy czekali wsiedli do składu. Znalazłem tablicę informacyjną z napisem „Do miasta” i przechodząc przez tory zniknąłem w budynku dworca. Pamiętałem o tym, aby przedłużyć ważność biletu na jutro. Nie planowałem by zostawać dłużej. Nie miałem ani bielizny na zmianę ani większej ochoty nadużywania gościnności. Postanowiłem, że najpierw poszukam cioci a potem załatwię sprawę z biletem i zasięgnę informacji jak ma jutro wyglądać moja dalsza podróż. Wyszedłem z budynku dworca na placyk. Standardowo – postój taxi w oddali parking i park miejski. Miejscowość liczyła około 15 tysięcy mieszkańców i nie była znów taką dziurą. Zacząłem rozglądać się za srebrnym golfem.
-Radku, to Ty – usłyszałem kobiecy głos za plecami.
Odwróciłem się na pięcie. Przede mną stała niższa o głowę szatynka, której dawałem niedużo więcej niż czterdzieści lat.
– Witam Cię ciociu – odpowiedziałem.
Pocałowaliśmy się na powitanie. Poczułem delikatny zapach perfum.
– Chodź do samochodu – powiedziała chwytając mnie za rękę.
– Ale, ja muszę przestemplować bilet i zobaczyć na jutro połączenie do domu. – odpowiedziałem.
– Daj spokój, kasy już są zamknięte a połączenie sprawdzisz w domu – odpowiedziała pociągając mnie za sobą.
Teraz zauważyłem, że pomimo czerwca ma na sobie wysokie czarne kozaki. Co prawda noc nie była aż tak ciepła, lecz uznałem to za lekką przesadę. Ruszyłem za nią i po chwili dotarliśmy do samochodu zaparkowanego na pobliskim parkingu.
– Aleś Ty wyrósł i zmężniał – szczebiotała ciotka przyglądając mi się.
Wsiedliśmy do auta. Teraz zauważyłem, że ma na sobie dość krótką zakrywającą uda sukienkę wykonaną z gęstej plecionki w kolorze brązowym z podszewką w tonacji delikatnego różu. Umalowane na czerwono usta, delikatny makijaż i gustowny zegarek na przegubie lewej dłoni. Utrzymane w porządku brązowe włosy długości do karku uzupełniały opis cioci Jadzi.
Podróż samochodem upłynęła na konwersacji dotyczącej rodziny. Ciocia ciekawa była, co słychać, jak żyjemy. Z swojej strony również wykazałem zainteresowanie pytając, co u niej i u Joli.
– Wyrosła, ciekawa jestem czy ją poznasz – odpowiedziała i w tym momencie zatrzymała samochód na parkingu przed blokiem.
Wysiedliśmy oboje. Puściłem ciocię przodem. Szybkim krokiem ruszyła w kierunku bloku a ja podążyłem za nią.
– Ależ Ty wyrosłeś, naprawdę nie mogę uwierzyć – powtórzyła wbijając kod w pulpit domofonu.
Dotarliśmy na drugie piętro. Zgrabnym ruchem otworzyła kluczem zamek drzwi i weszliśmy do wnętrza mieszkania. Od razu dało się zauważyć, że jest urządzone w gustownym stylu.
– Jola zobacz, jakiego kawalera przywiozłam – krzyknęła zamykając drzwi.
Uchyliły się drzwi od pokoju i w nocnej koszuli wyszła moja kuzynka Jola. Gdyby nie fakt, że ciocia ją zawołała w życiu bym jej nie poznał. Naprawdę wyrosła na piękną pannicę. Wyższa niż ciocia o długich włosach w podobnym jak matka kolorze wyglądał cudnie. Proste włosy sięgały poniżej jej krągłych piersi.
– Przepraszam Cię, że nie wyjdę, ale jestem w koszuli nocnej – szepnęła ziewając.
– Część, rozumiem, nie ma sprawy – odparłem.
Ciocia tymczasem udała się do kuchni. Ściągnąłem buty i podążyłem za nią.
– Wyrosła na piękną kobietę – powiedziałem mając na myśli Jolę.
– No, Ty też jesteś bardzo przystojny – odpowiedziała ciocia uśmiechając się.
Na stole czekały kanapki, ciocia zaś wstawiła wodę na herbatę. Rozmawialiśmy szeptem poruszając swobodne tematy dotyczące moich planów, zainteresowań i odległej przyszłości. Teraz w tym pełnym świetle mogłem zauważyć, że jak na swój wiek była nawet zgrabna i zadbana. Skończyłem kolację i podziękowałem.
– Dobrze, tam jest łazienka, pewnie chcesz wziąć szybki prysznic i odpocząć – powiedziała wskazując drzwi w korytarzu.
– Tak – odparłem.
– Przygotowałam Ci ręcznik a mydło i szampon znajdziesz na półce – powiedziała dobrotliwie się uśmiechając.
Poczłapałem do łazienki. Zamknąłem za sobą drzwi. Czułem już niezbyt przyjemny zapach z moich skarpet. Teraz byłem zły, że nie zabrałem do torby choćby jednej pary skarpet. Rozpiąłem pasek swoich czarnych długich spodni, zrzuciłem koszulę z długim rękawem potem skarpety i na końcu czarne slipki. Prysznic nie trwał długo, lecz przyniósł pożądany efekt w postaci odświeżenia. Nie czułem już tego specyficznego zapachu z pociągu. Zostało tylko jeszcze szybko uprać skarpety i kłaść się spać. Jak najciszej tylko mogłem otworzyłem drzwi od łazienki. Ciocia czekała na mnie w koronkowej nocnej koszuli.
– Pościeliłam Ci w pokoju na końcu korytarza, śpij do woli i dobranoc – szepnęła.
– Dziękuje, dobranoc – odpowiedziałem również szeptem.
Najciszej jak tylko mogłem udałem się do wskazanego przez ciocię pokoju. Ułożyłem na krześle swoje ubrania i w samych slipkach położyłem się do łóżka. Zmęczony podróżą zasnąłem bardzo szybko.

Obudziły mnie kobiece głosy dobiegające zza drzwi. Przetarłem oczy i wsłuchałem się w treść rozmowy. Kątem oka spojrzałem na zegarek.
– O rany, już po dziewiątej – przeszło przez myśl patrząc na jego wskazania.
Podniosłem się z łóżka i zacząłem ubierać. Odczekałem chwilę pod drzwiami nasłuc***ąc głosów. Delikatnie otworzyłem drzwi i przemknąłem niezauważony do łazienki. Szybko umyłem twarz i ręce. Dotknąłem skarpet przewieszonych wczoraj na łazienkowym grzejniku. Na szczęście zdążyły wyschnąć. Nałożyłem je na stopy. Znalezionym na półeczce płynem do płukania ust przepłukałem swój otwór gębowy i byłem gotowy by wyjść. Dokładnie rozpoznawałem głosy cioci i Joli. Dodatkowo dał się słyszeć wcześniej mi nie znany głos.
– Kto to może być u licha? – pomyślałem
Otworzyłem drzwi łazienki i znalazłem się na korytarzu. Głosy dobiegały z kuchni.
– To dobrze Elu, że przywiozłaś z biura te dokumenty tutaj, przeglądniemy je razem i zrobimy, co trzeba – usłyszałem głos cioci.
– Żaden problem, dobrze rozumiem, co to nagła wizyta kogoś z rodziny – odpowiedziała domniemana Ela.
Drzwi do kuchni były otwarte. Śmiało wkroczyłem do jej wnętrza. Oparte o blat stały tam ciocia i jak się domyślałem pani Ela. Ciocia ubrana identycznie jak wczoraj, za to pani Ela… Niebieskawa koszulka na wąskich ramiączkach zakrywała jej ładne piersi., króciutka biała spódniczka zakrywająca ledwie uda. Całość stroju dopełniały białe buciki na obcasie z odkrytymi palcami. Była chyba nieco młodsza niż ciocia Jadzia, lecz wyglądała o wiele atrakcyjniej. Krótkie proste blond włosy opadały na kark. Gdy wszedłem wzrok obu kobiet skoncentrował się na mnie.
– Dzień dobry – przywitałem się.
– To jest właśnie moja kochana Elu syn mojej starszej siostry Radek, był w delegacji i niestety pociąg się spóźnił, więc biedaczysko nie zdążył na przesiadkę. I dobrze tak, bo przynajmniej odwiedził swoją ciocię – w skrócie opowiedziała moje perypetie ciocia.
– No, kawaler jak się patrzy, prawdziwy przystojniak – odpowiedziała pani Ela uśmiechając się.
Trochę mnie to speszyło i nie za bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Podszedłem bliżej pani Eli, która wyciągnęła rękę na przywitanie. Jak przystało na dżentelmena pocałowałem ją w dłoń.
– Elżbieta – przedstawiła się.
– Radosław – odparłem opierając się o blat.
– Wiesz Radku, Ela pracuje ze mną razem w firmie i była tak uprzejma, że przywiozła mi dokumenty, które mamy zamiar dzisiaj razem zrobić – usłyszałem od cioci.
– Tylko kłopoty przez ten mój pobyt – stwierdziłem.
– Ależ skąd jak możesz tak mówić – odpowiedziała ciocia.
– Przecież to żaden kłopot – dodała pani Ela i uśmiechnęła się prawą ręką dotykając swojej spódniczki.
Byłem nieco zmieszany. Nie za bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. W głowie tłukła mi się myśl, aby nie spóźnić się na pociąg a zarazem podziękować cioci za gościnę. Jednak opcja by tak szybko prysnąć nie byłaby dobrze odebrana.
– No naprawdę dorodny i przystojny młodzieniec z syna twojej siostry, a mówiłaś mi wczoraj, że to tylko podrostek – oceniła mnie pani Ela i jej lewa dłoń dotknęła mojego prawego ramienia.
Uśmiechnąłem się nieco głupawo w dalszym ciągu nie wiedząc, co począć. Ciocia przestała opierać się o blat i ruszyła w moim kierunku.
– Elu, po tylu latach nie myślałam, że on tak wyrósł – powiedziała.
Pani Ela swą dłonią nacisnęła na moje muskuły. Nie były rewelacyjne, lecz napiąłem wszystkie mięśnie ręki.
– No twarde jak skała, to prawdziwy mężczyzna – oceniła
Schlebiało mi to. Było w tym coś przyjemnego.
– Ciociu, nie chcę być nietaktowny, ale muszę iść na dworzec przestemplować bilet – wyrzuciłem cicho z siebie.
– Ależ Radku, nigdzie Cię nie puszczę, przecież sama mogę to załatwić. Samochodem zajmie mi to niewiele czasu. – usłyszałem w odpowiedzi.
– Nie będę ciocią się wyręczał….. – kontynuowałem.
– Nie ma gadania, zaraz pojadę na dworzec a Elu Ty w tym czasie zaczniesz robić to, co przyniosłaś, prawda – przerwała mi ciocia chwytając się pod boki.
– Ależ oczywiście, to żaden problem – odpowiedziała pani Ela patrząc na ciocię.
– Daj mi ten bilet i zdaj się na mnie – odpowiedziała ciocia.
Wiedziałem, że nie ma dyskusji. Nie za bardzo chciałem się sprzeciwić jej woli. Wszak byłem tu gościem. Wygrzebałem z kieszeni spodni bilet oraz pieniądze, które mi pozostały.
– To proszę jeszcze, kup mi ciociu bilet na osobowy do stacji przesiadkowej – poprosiłem wręczając jej pieniądze.
– Miej to chłopcze na drogę, jesteś moim gościem i to ja zafunduję Ci, choć ten bilecik – odpowiedziała zwracając mi pieniądze.
Chciałem jej wręczyć je na siłę, lecz jej wzrok mówił sam za siebie. Schowałem pieniądze do spodni. Usłyszałem pstryknięcie czajnika. Ciocia odwróciła się i zalała dwa białe kubki wrzątkiem.
– Zjedz coś teraz, bo pewnie jesteś głodny, a my wypijemy sobie z Elką kawę w salonie – powiedziała wskazując mi przygotowane kanapki na stole.
Obie kobiety ruszyły w kierunku korytarza a w tym momencie do kuchni weszła Jola. Ubrana w czarną koszulkę na wąskich ramiączkach, króciutką ledwo zakrywającą uda niebieską spódniczkę i czarne buty na wysokim obcasie z odkrytym przodem wyglądała równie sexownie jak pani Ela.
– Cześć Radku – powiedziała na przywitanie
– Cześć – odparłem.
Dziewczyna dotknęła swoją prawą dłonią swego barku drapiąc się. Ciocia wraz z panią Elą tymczasem udały się do salonu.
– Załóż buty Radku, bo zmarzniesz w stopy – rzuciła ciocia uśmiechając się dobrotliwie.
– Dobrze – odparłem i ruszyłem w kierunku stołu, na którym czekały na mnie smakowite kanapki i herbata.
Jola zakręciła się chwile w kuchni i rzuciwszy zdawkowe ”smacznego „ wyszła po chwili. Zostałem sam. Byłem głodny jak wilk. Szybko zacząłem pałaszować przygotowane kanapki. Były naprawdę smaczne. Przez otwarte drzwi słyszałem jak kobiety wymieniają zdania dotyczące pracy do wykonania. Popijając herbatę nie żałowałem wybranego wczoraj rozwiązania. Atmosfera, jaką stworzyła ciocia była naprawdę miła. Dodatkowo nie musiałem zajwaniać na dworzec.
– Dobrze, to ja wyjeżdżam na dworzec, zrobię jeszcze drobne zakupy, a Ty Jolu weź odkurz mieszkanie – usłyszałem głos cioci.
Po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi i nastała cisza. Skończyłem właśnie ostatnią kanapkę. Przeciągnąłem się korzystając z tego, że nikogo nie było w kuchni.
– Nieźle musi zarabiać w tym biurze skoro tak wyposażyła mieszkanie – przeszło przez myśl.
Rzeczywiści kuchnia, pokoje, salon i w ogóle całe mieszkanie było urządzone gustownie i ze smakiem. Musiało to sporo kosztować. Ruszyłem w stronę korytarza i założyłem buty. Przez otwarte drzwi do salonu zauważyłem pochyloną nad papierzyskami panią Elę. Uśmiechnęła się do mnie. Zza zamkniętych drzwi pokoju Joli dochodził szum silnika odkurzacza. Wróciłem do kuchni. Nie chciałem za bardzo przeszkadzać obu kobietom w pracy. Postanowiłem wstawić wodę na herbatę. Jedna szklanka do takiej ilości kanapek, jaką wsunąłem było stanowczo za mało. Nacisnąłem przycisk załączający czajnik i zająłem się poszukiwaniem herbaty. Zajęty poszukiwaniami nie zauważyłem pani Eli, która stała w drzwiach kuchni bacznie mi się przyglądając.
– Czego szukasz? – zapytała.
Odwróciłem się zauważając ją dopiero teraz.
– Herbaty, nie wiem gdzie ciocia ją przechowuje – odpowiedziałem.
– Usiądź przy stole, zaraz wyciągnę kubek i zrobię ci herbaty, sama też musze poczekać na Jadzię, bo za bardzo nie wiem, co robić z jedną rzeczą – odpowiedziała i podeszła do czajnika.
– Naprawdę niepotrzebna fatyga, sam sobie zrobię – odparłem.
– Przestań, przecież nic mi się nie stanie jak Ci zrobię herbatę sama też chętnie wypije jeszcze bawarkę – odpowiedziała.
Nie próbowałem już protestować. Usiadłem za stołem i patrzyłem w okno. Usłyszałem pstryknięcie czajnika.
– No już zalewam Ci herbatę a sobie zrobię bawarkę – powiedziała pani Ela.
Nic nie odparłem. Omiotłem spojrzeniem jej pochyloną nad kuchennym blatem sylwetkę. Jak na swoje lata była naprawdę zgrabna. Dolewała mleko do zrobionej dla siebie herbaty. Moja herbata stała obok i studziła się. Wtem za oknem dał się słyszeć pisk opon i głuche uderzenie. Podniosłem się z krzesła i zbliżyłem do okna.
– Coś się stało? – zapytała pani Ela.
– Chyba wypadek – odpowiedziałem.
W rzeczywistości tak było. Puknęły się dwa samochody. Z zaciekawieniem czekałem, co będzie dalej. Usłyszałem tylko stukot obcasów pani Eli, co sugerowało, że i ona też jest zainteresowana tym zdarzeniem.
– Słuchaj, nie widziałeś gdzieś cukru – usłyszałem jej pytanie zza swoich pleców.
Wiedziałem, że jest na stole a, ja teraz stojąc zasłoniłem go swoim ciałem.
– Tak, jest tutaj – odpowiedziałem i gwałtownie odwróciłem się chcąc wskazać jej miejsce gdzie leży.
Kobieta stała tuż za moimi plecami. Chcąc przesunąć się zrobiłem krok do przodu i nie mogłem już wyhamować. Zdążyłem tylko zauważyć, że w ręku trzyma swoją bawarkę. Kolizja była nieunikniona. Jej dłoń z wyciągniętym przed siebie kubkiem był centralnie na wysokości mojego brzucha. W ułamku sekundy nastąpiło zderzenie i prawie cała zawartość kubka wylądowała na moich spodniach, centralnie w okolicach rozporka.
– O jeju – krzyknęła pani Ela.
– Cholera – przekląłem.
– To moja wina, poczekaj trzeba to wytrzeć – powiedziała a jednocześnie jej lewa dłoń poczęła wycierać zmoczony materiał spodni.
Zrobiła to tak szybko, że nie zdążyłem nic powiedzieć. Kobieta trzymając w prawej dłoni prawie pusty kubek palcami lewej dłoni próbowała zetrzeć resztki rozlanego płynu. Poczułem się trochę nieswojo. Wszak dotykała palcami miejsca dość intymnego.
– Już wystarczy, dobrze, przecież nic się nie stało – wydusiłem z siebie po chwili mając nadzieję, że przestanie już wycierać moje spodnie.
– Poczekaj, trzeba to dobrze wytrzeć – odparła w dalszym ciągu wycierając mi spodnie.
Postanowiłem to przerwać. Sytuacja nie była dla mnie komfortowa.
– No dobrze już, nic się nie stało, zaraz wyschnie i po kłopocie – rzuciłem i rozłożyłem obie ręce.
Należało przerwać to, co robiła. Trzeba przyznać, że była bardzo zaangażowana. Przygarbiona z wzrokiem wbitym w miejsce gdzie rozlała się bawarka cały czas dokładnie wycierała dłonią to miejsce.
– Wcale nie, będzie plama jak nic i to w tym miejscu – odpowiedziała fachowo patrząc na plamę.
Ta informacja nie była zbyt przyjemna. Miałem tylko te jedne spodnie. Wizja podróżowania w nich nie jawiła się w różowych barwach.
– Trzeba je ściągnąć i szybko zaprać – zawyrokowała pani Ela wyprostowując ciało.
Rzeczywiście to było chyba jedyne wyjście, jeżeli miałem zamiar podróżować w spodniach bez plamy. Byłem nieco zakłopotany i stałem jak kołek nie wiedząc, co uczynić.
– No już, ściągamy – przejęła inicjatywę pani Ela chwytając mnie za pasek od spodni.
– Co pani robi? – zapytałem.
– Ściągam Ci spodnie, bo sam chyba nie zdejmiesz ich do jutra – odparła.
– Ale przecież….. – zacząłem chwytając ją za lewą dłoń, która dotykała mojego paska.
– Przecież Jadzia mi mówiła, że masz tylko te ubrania, co na sobie, o co Ci chodzi – odpowiedziała wyprostowując palce prawej dłoni a równocześnie patrząc mi w oczy.
Trzeba stwierdzić, że miała rację. Że też ciotka musiała jej wszystko powiedzieć.
– No już puść moją dłoń, bo szkoda czasu – dodała.
Sam nie wiem, dlaczego zwolniłem uścisk na jej dłoni. Musiała czuć moje zakłopotanie. Obiema rękami zaczęła majstrować przy pasku. Rozłożyłem ręce w geście dopuszczenia jej do tej czynności. Byłem jak sparaliżowany. Sam nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Dlaczego pozwalam obcej, niedawno poznanej kobiecie rozpinać pasek swoich spodni. Starałem się jakoś pozbierać. Czułem jak drżą mi ręce. Pani Ela szybko uporała się z paskiem i rozpięła rozporek. Zgrabnie chwyciła za rozchylone teraz poły spodni mając zamiar ściągnąć je w dół.
– Ale może ja sam- wydukałem z siebie łapiąc swoimi dłońmi jej dłonie.
– Daj spokój, przecież jesteś cały roztrzęsiony, zrobię to szybciej – odparła patrząc na mnie.
Jej argument nie wiem, dlaczego podziałał na mnie. Puściłem jej dłonie. Wyczuwała moją bezradność wobec zaistniałej sytuacji. Może czuła się winna i chciała jak najszybciej się zrewanżować. Opuściłem ręce wzdłuż ramion. Pani Ela sprawnie zsunęła moje spodnie do kolan pochylając się przy tym.
– Widzisz, sam byś tego szybciej nie zrobił – dodała.
Miała rację. Zgrabnie kontynuowała opuszczanie moich spodni. Po chwili były na wysokości kostek. Pochyliłem się chcąc jej pomóc w przeciągnięciu ich poprzez buty.
– Będzie trudno je przecisnąć – wyrzuciłem z siebie wskazując pochylony na buciory.
Kobieta kazała mi podnieść nogę do góry. Próbowała przeciągnąć nogawkę przez nie, lecz nie dawało to pożądanego rezultatu. Praktycznie kucała przede mną. Nagle je wzrok utknął na moich czarnych slipkach częściowo zakrytych połami koszuli. Nim zdążyłem się zorientować w sytuacji pani Ela chwyciła oboma rękoma poły koszuli.
– Co pani robi? – zdążyłem wyrzucić z siebie nim jej obie dłonie powędrowały w górę wraz z połami koszuli.
Szybko chwyciłem jej dłonie. Ona otworzyła usta i wyrzuciła po chwili z siebie
– Przecież te slipki są kompletnie mokre
W rzeczywistości tak też było. Przód slipek był podobnie jak opisana wcześniej część spodni kompletnie mokry. Nie wiedząc, co robić w dalszym ciągu trzymałem jej obie dłonie.
– Bez dwóch zdań trzeba je zdjąć – zawyrokowała jakby była to normalna czynność w tej sytuacji.
Oniemiałem przez chwilę. Co ta kobieta sobie myśli? Jakim prawem chce to zrobić? Musiałem coś zrobić.
– Ależ pani Elu… – wydukałem trzymając ją dalej za dłonie.
– Ściągamy i to już nie ma, na co czekać – usłyszałem w odpowiedzi
– Co pani chce zrobić? – kontynuowałem.
– Ściągnąć te mokre majtki – odparła rzeczowo.
– Ale tak nie można – zaoponowałem.
– Nie bądź głuptasem, puść mi ręce – powiedziała.
To przekraczało już wszelkie granice. Kobieta najwyraźniej nie miała zamiaru odpuścić. Nie mogłem pozwolić jej by kontynuowała zamierzoną czynność dalej. Uparcie trzymałem jej dłonie. Dopóki je miałem nie mogła nic zrobić.
– Proszę przestać, ja sam… – bąknąłem.
– Coś Ty taki, puszczaj, ale to już – rozkazała.
– Przecież tak nie można – odpowiedziałem.
– Weź te ręce do góry i daj mi to zrobić, bo sam jesteś tak rozdygotany, że w drodze do łazienki zaplątasz się we własne spodnie. – odparła stanowczo i dobitnie.
Sam nie wiem, dlaczego po tych słowach puściłem jej dłonie unosząc swoje do góry. Może fakt, że odpowiadała rzeczowo i konkretnie na moje kwestie to spowodował. A może fakt, że nie za bardzo wiedziałem, co czynię. Kobieta z ulgą przyjęła fakt, że zwolniłem jej dłonie. Zażenowany oparłem prawą dłoń o blat stołu zaś lewą o kant zlewozmywaka czekając, co uczyni. Podniosła się z kucków i lekko pochylona palcami obydwu dłoni chwyciła w okolicach bioder za gumkę slipek.
– No zaraz je ściągniemy i będzie po kłopocie – dodała patrząc na mnie delikatnie się uśmiechając.
Wbiłem wzrok w podłogę z wyraźnym zawstydzeniem.. Osłupiały i sparaliżowany sam nie zdawałem sobie sprawy, dlaczego jej na to pozwalam. Biernie czekałem na to, co wydarzy się dalej.
– Przytrzymaj ręką koszulę, żeby się nie zamoczyła – poinstruowała mnie a jednocześnie jej prawa dłoń powędrowała w kierunku mojej lewej dłoni.
Poddałem się i kierowana przez jej dłoń moja ręką powędrowała w okolice brzucha nieco powyżej pępka mając uchwyconą w dłoni dół koszuli. Pani Ela tymczasem palcami drugiej dłoni chwyciła skraj górnej części slipek i powoli poczęła ściągać je w dół. Patrzyłem w dół na jej poczynania będąc całkowicie sparaliżowany. Nie potrafiłem wykonać żadnego ruchu. Ona tymczasem puściła moją dłoń i teraz już obiema dłońmi zsuwała w dół moje majtki pochylając się przy tym wolno. Z pewnością też nie omieszkała omieść wzrokiem swobodnie zwisającego ptaszka i moszny. Przykucnęła w momencie, gdy slipki znajdowały się na wysokości moich kolan. Teraz dokładnie zauważyłem, że zlustrowała moje zwisające przyrodzenie. Podniosła wzrok patrząc na mnie i otworzyła usta.
– Uau,ale widoczek – skwitowała wprowadzając mnie w zakłopotanie.
Chyba się zarumieniłem. Stałem z podciągniętą koszulą wystawiając obcej kobiecie na widok swe klejnoty. Poczułem zażenowanie. Pani Ela skierowała swój wzrok ponownie na mojego obnażonego ptaszka. Cały czas miała otwarte usta. Nie wiedziałem czy z zachwytu czy z jakiejś innej przyczyny. Jej dłonie zsuwały się wraz z slipkami ku dołowi. Jej wzrok przykuty był cały czas na wiadomym obiekcie, co powodowało u mnie rosnącą falę zażenowania. Kobieta kontynuowała ściąganie w dół moich majtek. Miałem nadzieję, że po opuszczeniu ich całkowicie będę mógł uwolniwszy się od butów zdjąć ochlapaną bieliznę i zaprać. Majtki zsunęły się na opuszczone spodnie.
– Chyba ich nie przecisnę przez buty – stwierdziła.
– Dobrze, to ja sam pójdę teraz do łazienki i zapiorę – wydukałem chcąc zakończyć ten spektakl.
– Mam nadzieję, że Ci nie oparzyłam tego tutaj? – zapytała wskazując na genitalia.
– Nie chyba, nie – odparłem.
I to stwierdzenie chyba nie było błędne. Popatrzyła na mnie badawczo. Wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Postanowiłem ruszyć w kierunku łazienki. Jednak marsz z opuszczonymi do stóp spodniami nie wydawał się być taki łatwy. Na dodatek ona dotknęła mojej nogi.
– Stój, gdzie idziesz, przecież trzeba sprawdzić – powiedziała.
– Co sprawdzić? – zapytałem przystając.
– Przecież to delikatny narząd, trzeba zobaczyć czy nie ma śladów oparzeń- odparła.
– Dobrze, to ja sam sobie sprawdzę – odparłem stanowczo czując, że robi się gorąco.
Popatrzyła na mnie jak na idiotę. W jej oczach widać było zdziwienie.
– Chyba ja lepiej ocenię to niż Ty, stąd mam dobry widok na wszystkie szczegóły – znów odpowiedziała sensownie.
Te jej sensowne odpowiedzi na moje próby zniknięcia z kuchni mnie rozbrajały. Nie miałem przygotowanych równie sensownych argumentów.
– Nie ja nie mogę – zaprotestowałem.
– Nie wygłupiaj się z tym nie ma żartów – odparła.
Poczułem lekkie podniecenie. Wcześniej chyba z strachu i zażenowania go nie czułem. Ptaszek począł wolno rosnąć, co spowodowało u mnie uczucie wstydu. Nie mogłem jednak nic zrobić a mój penis delikatnie napełniał się krwią. Nie mogła tego nie zauważyć. Bezpardonowo palcem wskazującym prawej ręki dotknęła mojego penisa podnosząc go do poziomu.
– Co pani robi, proszę przestać – powiedziałem mając nadzieję, że skończy.
– O co ci chodzi, przecież tylko patrzę czy nie ma śladów oparzenia – odparła a jej głowa pochyliła się ku dołowi tak, że mogła dokładnie oglądnąć podpieranego na koniuszku palca penisa.
Postanowiłem, że musze coś zrobić. Kobieta najwyraźniej od fazy oglądania przeszła do fazy obmacywania mnie. Coprawda tłumaczyła to konkretnym motywem, lecz nie mogłem na to się zgodzić. To przekraczało już jakieś granice. Opuściłem prawą dłoń tak, aby trąciła jej palec podpierający prącie. Uwolniony w ten sposób ptaszek nieco opadł ku dołowi.
– O co Ci chodzi? – zapytała zdziwiona jednocześnie palcami chwytając moją dłoń.
– Proszę mnie nie dotykać – odpowiedziałem stanowczo jak tylko mogłem.
Podniosła wzrok do góry patrząc w moje oczy. Palcami prawej dłoni chwyciła palce mojej lewej ręki próbując przesunąć ją do góry.
– Dlaczego jesteś taki niedotykały, przecież nic złego nie robię – odpowiedziała.
– Tak nie wolno – odrzekłem.
– Przestań, przecież tylko sprawdzam czy wszystko w porządku – usłyszałem w odpowiedzi.
– To jest nienormalne – odparłem.
– Nie bądź dzieciakiem, czy to, że chcę sprawdzić czy nic Ci nie jest, jest nienormalne? – zapytała.
Znów nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
– Tak, właśnie tak – to wszystko, na co było mnie stać.
– Przestań, i daj mi skończyć. Chyba nie chcesz żeby w takiej sytuacji zastała nas Jadzia – odpowiedziała.
Rzeczywiście, to ostrzeżenie jakoś na mnie podziałało. Miała silny dar przekonywania i chyba czuła fakt jak łatwo temu ulegam. Zwolniłem zakrywającą genitalia dłoń. Wyczuła to momentalnie. Delikatnie chwyciła swoimi paluszkami opuszki moich dwóch palców i uniosła je do góry.
– Im szybciej skończę tym lepiej, nieprawdaż – dodała.
Opuściłem dłoń wzdłuż tułowia. Dalej nie miałem wewnętrznej siły, aby się jej przeciwstawić. Ręce pani Eli dotknęły moich ud. Jej twarz a zarazem wzrok był na wysokości mojego powoli rosnącego penisa.
– Na razie chyba wszystko w porządku – mruknęła patrząc badawczo na ptaszka.
Stałem jak kołek w płocie trzymając teraz w prawej dłoni podciągnięte do góry poły koszuli. W myślach pragnąłem by swe oględziny zakończyła jak najszybciej. Ona tymczasem sprawnie uchwyciła pomiędzy kciuk a palec wskazujący prawej dłoni końcówkę mojego ptaszka. Trzymała go dosłownie w miejscu gdzie rozpoczynała się skórka nieco zsuniętego już napletka.
– Już dość, wystarczy – wyszeptałem.
– Dobrze, już właśnie kończę- odpowiedziała opuszczając twarz tak, że mogła dokładnie obejrzeć ptaszka od spodu przy okazji lustrując mosznę.
Trzymając go w dalszym ciągu przekręciła twarz w swoją lewą stronę. Nie chciałem nic mówić gdyż równało to się z przedłużeniem oględzin. Czułem jednak rosnące podniecenie i musiałem coś z tym zrobić. Nie mogłem go ukryć. Do pełnego wzwodu jeszcze nieco brakowało, lecz przy takiej stymulacji wcześniej czy później musiał on nastąpić.
– Dobrze,już wystarczy – pośpieszałem ją
– No dobrze, już dobrze, jeszcze tylko sprawdzę jedną rzecz i będzie po kłopocie – odpowiedziała nic nie robiąc sobie z moich próśb.
Modliłem się w duchu żeby to się jak najszybciej skończyło. Ptaszek rósł a główną tego przyczyną był dotyk jej delikatnych paluszków. Kobieta podniosła twarz nieco wyżej jej paluszki mocniej uchwyciły końcówkę napletka. Oblizała językiem swą górną wargę.
Nim zdążyłem zareagować wypuściła ptaszka z objęć paluszków prawej ręki.
-Już – zapytałem zniecierpliwiony.
– Nie poganiaj mnie, sprawdzę tylko jeszcze główeczkę – odpowiedziała chwytając jednocześnie ptaszka na wysokości połączenia z moszną tymi samymi paluszkami, lecz lewej ręki. Co ma zamiar zrobić zdałem sobie dopiero w momencie, gdy delikatnie przesuwając palce w kierunku moszny spowodowała zsuwanie się napletka.
– Proszę przestać natychmiast, to już za dużo – zareagowałem prawie krzycząc.
Jednocześnie opuściłem lewą dłoń bez wahania dociskając trzymanego przez nią ptaszka do brzucha. Pani Ela straciłaby chyba równowagę, lecz w ostatniej chwili chwyciła się prawą ręką za moje lewe kolano. Ku swemu przerażeniu czułem, że fallus staje się coraz większy i twardszy. Co gorsza ona też to musiała odczuwać gdyż przecież to jej paluszki również dociskałem swą dłonią do brzucha.
– Puść mi dłoń – poprosiła.
– Nie, już nie chce, wystarczy, już dość – wyrzuciłem z siebie.
– Puść natychmiast – ponowiła prośbę, lecz bardziej stanowczym tonem.
– Nie mogę, proszę przestać, to jest dla mnie… – kontynuowałem, lecz zabrakło mi odpowiedniego wyrazu.
– Jeżeli mnie nie puścisz to będziemy tu tak tkwić – odpowiedziała rzeczowo.
– Ale ja nie mogę, bo…. – odpowiedziałem coraz bardziej się gubiąc.
Przyczyną tego była pełna erekcja penisa. Ptaszek w najlepsze przygnieciony do brzucha urósł sobie wbrew mojej woli. Czułem wielki wstyd i zakłopotanie.
– Bo co? – zapytała pani Ela patrząc na mnie
– No, bo on….. – dukałem nie wiedząc jak jej o tym powiedzieć.
Parsknęła śmiechem, co mnie bardziej zdeprymowało.
– Wiem dobrze, że Twój ptaszek stoi na baczność , myślisz, że tego nie czuję – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic.
Mówiła to tak normalnie, że mnie zamurowało. Nie bardzo wiedziałem, co począć.
– No nie ma się, co wstydzić, przecież to normalna reakcja. Odsuń rękę, ja tylko odsunę skórkę i zobaczę czy nie ma tam śladów oparzeń – mówiła cicho i dobitnie jednocześnie odsuwając moją podtrzymująca dłoń do tyłu.
Sam nie wiem, dlaczego ale zwolniłem uścisk i pozwoliłem jej odwieść swą dłoń do tyłu. Uwolniony ptaszek sterczał teraz w całej okazałości wprost na wysokości jej wzroku. Poczułem ogromne zażenowanie tą sytuacją. Kobieta poprawiła ucisk i poczęła zsuwać napletek z sterczącego penisa. Było mi wszystko jedno. Dopuściłem sam do tego i teraz chciałem, aby skończyło się to jak najszybciej. Ruszyłem dłonią, lecz ona delikatnie jej dotknęła przesuwając w kierunku rantu zlewozmywaka.
– Słuchaj tu zasłaniasz światło, przesuńmy się tam pod kuchenkę to będzie lepiej widać – stwierdziła.
Byłem gotowy zrobić wszystko, aby to zakończyło się jak najszybciej. Ten spektakl być może dla niej był przyjemny. Dla mnie jednak było to mało komfortowe przeżycie. Przesunęliśmy się na wysokość wbudowanej kuchenki. Pani Ela przyklęknęła po mojej lewej stronie i kontynuowała zaczęte dzieło. Delikatnie ściągała w dół napletek badając czy nie ma tam żadnych niepokojących oznak. W myślach ponaglałem ją, lecz nie mówiłem nic. Wiedziałem, że każda próba konwersacji tylko przedłuży to „badanie”.
– No chyba wszystko w porządku – powiedziała.
Odetchnąłem z ulgą. Blondynka w dalszym ciągu klęczała trzymając ptaszka.
– No to już dość – powiedziałem.
– A tak swoją drogą to miło potrzymać taki okaz w paluszkach – usłyszałem odpowiedź.
Znów mnie zawstydziła.
– Niech pani już przestanie go dotykać – powiedziałem.
Dosłownie w tej chwili dał się słyszeć krzyk Joli.
– O mój Boże, co tu się dzieje.
Wzrok mój i pani Eli natychmiast skierował się w kierunku skąd dochodził głos. Jola stała w drzwiach wejściowych do kuchni. Usta zakrywała prawą dłonią. Jej wzrok wyraźnie skierowany był na dolną partię mojego ciała i kucającą przy niej pani Elę. W jej oczach zobaczyć można było wyraz zdziwienia. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie słychać specyficznego szumu odkurzacza. Byłem tak kompletnie wyłączony, że tego nie zauważyłem. Pani Ela w dalszym ciągu kucała trzymając w paluszkach mojego ptaszka, który teraz chyba z przerażenia zaczął powoli maleć.
– Co to ma znaczyć do jasnej cholery? – kontynuowała Jola wskazując palcem na wiadome miejsce.
Nie mogłem z siebie nic wydusić. Pani Ela pozostawała ciągle w kuckach i jedynie otworzyła usta. Jola tymczasem powoli ruszyła od drzwi w naszym kierunku trzymając ciągle wyciągnięty przed siebie palec wskazujący prawej dłoni. Zatrzymała się dosłownie z dwa kroki od nas.
– Rozlała się moja bawarka na jego spodnie i… – zaczęła pani Ela.
– Niezły bajer, co jeszcze mi powiecie – przerwała Jola.
– Ależ Jolu tak było naprawdę – wreszcie wydusiłem z siebie.
– Zdjęłam mu spodnie, bo były mokre, majtki zresztą również – kontynuowała przerwane tłumaczenie pani Ela.
– Tak, tak było – dodałem.
– I poza tym sądzicie, że wszystko, co widzę teraz jest normalne tak – odpowiedziała na to Jola rozkładając obie ręce.
– No… tak.. – odpowiedziałem rozkładając swą lewą dłoń, prawą w dalszym ciągu nie wiem, dlaczego trzymałem przy ciele podciągniętą koszulę.
– No super bajeczka, gratuluje – usłyszałem w odpowiedzi od Joli.
W dalszym ciągu miała rozłożone obie ręce. Jej twarz była nad wyraz poważna a wzrok mógł powalić bawoła.
– Ależ Jolu, przyrzekam, że tak naprawdę było, pani Ela może potwierdzić – próbowałem wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
– No tak – odpowiedziała krótko pani Ela.
Nie wiedząc, dlaczego w tej sytuacji cały czas była w kuckach i paluszkami trzymała w dalszym ciągu mojego ptaszka.
– Po prostu była bardzo uczynna i rozebrała Cię tutaj, tak – odparła z nutką ironii w głosie Jola.
– Nnoo….tak – odpowiedziałem.
– Bo Ty sam nie umiesz, nie potrafisz, ucięło ci ręce – mówiła gniewnym głosem.
Trzeba stwierdzić, że była „wyszczekana”. Argumenty, jakie rzucała były twarde, w przeciwieństwie do mojego ptaszka, który powoli zmniejszała swe rozmiary podtrzymywany palcami pani Eli. Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć.
– Słuchaj, Jolu on był w szoku, musiałam mu pomóc – z pomocą przyszła mi pani Ela.
– W szoku, co Ty nie powiesz, w szoku to jestem ja po tym, co tu zobaczyłam – odparła sucho Jola.
– Naprawdę możesz sprawdzić,moje spodnie są poplamione bawarką – kontynuowałem.
– Nic nie będę sprawdzać, a Tobie bezwstydniku – tu wskazała na mnie palcem – nie ujdzie to na sucho, matka o wszystkim się dowie – zagroziła.
Ta groźba spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Wszystko tylko nie to. Już wyobrażałem sobie telefon do rodziców od cioci z tą fantastyczną informacją. Nie mogłem na to pozwolić. To byłaby katastrofa i wielki wstyd.
– Jolu, chłopak mówi prawdę – w sukurs przyszła mi pani Ela.
– Nic już nie mów i nie broń go, choć Ty też nie jesteś bez winy – odpowiedziała Jola.
– O co ci chodzi, pomogłam chłopakowi i tyle – próbowała dalej pani Ela.
– Niezła pomoc, tak mu pomagałaś, że aż mu fiutek stanął – rzeczowo odparła Jola.
– Sprawdzałam, czy wszystko jest w porządku – odparła pani Ela
– I kto to mówi,najlepsza koleżanka mojej matki – z ironią w głosie odparła Jola.
– I właśnie, dlatego powinnaś mi uwierzyć – sparowała ironię Ela.
– Uwierzyć w to, że to tylko taka bezinteresowna pomoc, naprawdę niezłe – ironizowała dalej Jola
Stałam nic nie mówiąc. Czułem, że w pani Eli zyskałem adwokata. Jej podobnie jak i mi zależało chyba na tym, aby nikt więcej już o tym nie wiedział.
– Przestań wreszcie być takim niedowiarkiem i racz zauważyć na jego koszuli resztki mojej bawarki – kontynuowała pani Ela.
To stwierdzenie o dziwo podziałało na Jolę. Opuściła dłoń ze wskazującym palcem na wysokość swoich piersi i pochyliła się w moim kierunku. Stałem jak kołek i jedyne, co zrobiłem to wyciągnąłem swą prawą dłoń w niezrozumiały geście z jednoczesnym przesunięciem korpusu delikatnie w tył. Wzrok Joli omiótł zmoczone poły koszuli i zatrzymał się na podtrzymywanym przez panią Elę ptaszku. Prawa ręka Joli powędrowała na blat kuchenki. Czekałem, co odpowie.
– No fakt, jest mokra – stwierdziła a jej wzrok ciągle spoczywał na moim ptaszku.
– Więc widzisz, że mówimy prawdę – odpowiedziała pani Ela.
– Bardzo wygodną i chyba dla Was bardzo przyjemną biorąc pod uwagę ten rodzaj przyzwolenia, nieprawdaż Radku – odparła.
Wzruszyłem tylko ramionami. Wzrok Joli spoczął teraz na mojej twarzy.
– Sam nie mogłeś tego zrobić, przecież przyjemniej jest jak pomoże Ci w tym ona, świntuchu jeden – wycedziła przez zęby ironicznie.
– Zobacz dziewczyno, że jest cały roztrzęsiony tym, co się stało – wypaliła pani Ela.
– Ty na roztrzęsioną nie wyglądasz, wręcz przeciwnie cały czas miętosisz w paluszkach jego fiutka, to też taka pomoc – riposta Joli była natychmiastowa.
– Patrzyłam tylko czy nie widać tam śladów oparzenia – odparła Ela.
– I co? – zapytała Jola.
– Wszystko wydaje się być w porządku – usłyszała w odpowiedzi od Eli.
– Więc racz zakończyć te swoje oględziny, a Ty wreszcie – tu Jola zwróciła się do mnie- każ jej skończyć to miętoszenie.
Spojrzałem na twarz pani Eli..
– No właśnie, niech pani przestanie, już – wydukałem.
Kobieta puściła mojego ptaszka i oboma dłońmi oparła się o moje prawe udo. Oswobodzony ptaszek przyjął pozycję równoległą do podłogi. Powoli podniosła się z kucków i stanęła obok mnie.
– Jak wam nie wstyd – powiedziała Jola.
Kobiety stały zwrócone do siebie twarzami. Pośrodku tkwiłem ja. Sparaliżowany i wystraszony nie mogłem zdobyć się na jakiekolwiek działanie. Z opuszczonymi spodniami i majtkami do kostek wyglądałem z pewnością żałośnie.
– A co żeś Ty taka pruderyjna, chyba nigdy nie widziałaś męskiego kutaska w wzwodzie – odpaliła jej pani Ela.
– Nie w takiej scenerii, to jest żałosne – sparowała Jola.
– Chyba mało w życiu widziałaś skoro twierdzisz, że jest to żałosne – odpowiedziała szybko pani i nim zdążyłem cokolwiek zrobić sprawnie palcami lewej dłoni uchwyciła mojego penisa podnosząc go do góry.
– Zobacz, jaki jest fajny – dodała.
Nie zrobiłem nic. Nie wiem, dlaczego ale nie mogłem. Jola z poważną miną skierowała wzrok na podniesionego do góry ptaszka. Chwilę potem podniosła do góry obie dłonie i wskazując palcem na panią Elę krzyknęła.
– Zostaw w spokoju tego fiuta.
Z przerażeniem cofnąłem swój korpus do tyłu. W oczach Joli widziałem narastającą furię.
– Bo jak nie to, co? – rozbrajająco zapytała pani Ela.
– Puszczaj go – usłyszała w odpowiedzi.
Jednocześnie jej prawa dłoń zwinięta w rulonik pochwyciła mojego ptaszka zsuwając dłoń pani Eli bliżej mojego brzucha. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Stałem jak zahipnotyzowany patrząc jak będzie reakcja Joli i pani Eli.
– Zabieraj swoją rękę – – teraz to pani Ela była w ofensywie.
– Puść mu fiuta natychmiast – odparła Jola trzymając go mocno.
– Taka byłaś przed chwilą cnotliwa a teraz sama go obłapujesz, zabieraj rękę – usłyszałem z ust pani Eli.
Jednocześnie pochyliła się w moim kierunku i drugą dłonią chwyciła Jolę za nadgarstek tej ręki, która obejmowała mojego penisa.
– Zostaw – fuknęła Jola przeciągając mojego ptaszka w swoim kierunku.
Docisnąłem mocniej dłonią koszulę do brzucha. Palce Eli mocniej uścisnęły mojego ptaszka, drugą zaś dłonią energicznie nacisnęła na dłoń Joli tak, że zwinięta w rulonik dłoń dziewczyny zsunęła się z mojego fallusa. Wykorzystując tę sytuację pani Ela zręcznie uchwyciła teraz w cała swą dłoń mojego ptaszka. Jola jednak nie chciała dać za wygraną. W ułamku sekundy swą prawą dłonią uchwyciła lewy nadgarstek Eli.
– Przestańcie – szepnąłem.
Nie zwracały uwagi na moją prośbę. Pani Ela czując, że może zostać w podobny sposób pozbawiona cennego trofeum chwyciła teraz ptaszka obydwoma dłońmi i przeciągnęła w swoją stronę. Najwyraźniej nie zamierzała go wypuścić.
– Co wyprawiasz, puść go natychmiast – syknęła Jola ze złością.
Uciskany i stymulowany w dość specyficzny sposób ptaszek znów począł zwiększać swe rozmiary. Nie mogło to umknąć uwagi pani Eli, która mocno trzymała go w utworzonym z dłoni ruloniku i musiała czuć zwiększającą się tam objętość organu. Na jej reakcje nie musiałem długo czekać.
– Jola zobacz znów mu rośnie – obwieściła tryumfalnie.
– Pokaż? – odparła Jola jednocześnie puszczając nadgarstek Eli.
Ta również trzymała już ptaszka tylko prawą dłonią. Z przerażeniem i wstydem spojrzałem w dół. Ptaszek znów sterczał jak szalony. Lewa dłoń Joli dotknęła mojej klatki piersiowej.
– Daj mi go – poprosiła Elę bezceremonialnie wyciągając dłoń.
– Zwariowałaś, przed chwilą mnie obrażałaś a teraz, co? – stanowczo odparła Ela.
By mocniej ugruntować swe słowa ponownie uchwyciła ptaszka dwiema dłońmi i skierowała go w swoją stronę. Kobiety najwyraźniej brały to wszystko na poważnie a mi nie było do śmiechu. Jola nie dała za wygraną. Siła odtrąciła jedną z dłoni Eli i zacisnęła swą dłoń na tej dłoni Eli, która więziła ptaszka.
– Puść go, to mój kuzyn – rzuciła argument.
– I co z tego, ale to ja go rozebrałam – odparowała Ela.
Poczułem jak zaczynają przeciągać ptaszka każda w swoją stronę. Obie pochylone z poważnymi minami patrzyły sobie głęboko w oczy. Żadna z nich nie chciała dać za wygraną.
– Jest mój – syknęła Jola i zaczęła przeciągać ptaszka na swoją stronę.
– Przestańcie, proszę – ponowiłem prośbę.
Nie zwróciły na mnie uwagi. Jola zacisnęła wargi i po chwili na jej ustach zagościł specyficzny grymas uśmiechu. Ela nie dała za wygraną. Momentalnie wprowadziła do akcji drugą dłoń i poczęła przeciągać ptaszka na swoją stronę. Nie wiadomo, dlaczego wywołało to u Joli wybuch śmiechu. Ku swemu przerażeniu zauważyłem również delikatny uśmieszek na ustach pani Eli.
– Daj mi go – ponowiła prośbę z uśmiechem na ustach Jola.
– Nie dam – odparła z uśmiechem pani Ela.
– Zobaczymy – skwitowała Jola i teraz dwiema dłońmi chwyciła dłonie pani Eli.
W jednej chwili stało się to dla nich zabawne. Patrzyłem z przerażeniem jak przeciągają mojego ptaszka w te i z powrotem. Jola w końcu zwolniła ucisk na dłonie Eli i od spodu chwyciła prawą dłonią za moją mosznę, lewą zaś wczepiła się w moje prawe ramię. Rywalka w odpowiedzi chwyciła ją za powyżej prawego nadgarstka próbując przeciągnąć ptaszka na swoją stronę.
– Oddaj mi go wreszcie – powiedziała Jola zamykając oczy.
Ich poczynania stawały się coraz śmielsze i gwałtowne. Teraz, gdy Jola uchwyciła moją mosznę całe moje genitalia były ugniatane przez dłonie obydwu kobiet. Nie zdawały sobie sprawy, że mogą takim działaniem zadawać ból. Przerażony tym, co może stać się dalej zdobyłem się na działanie.
– Auuu, to boli – jęknąłem, gdy palce Joli zacisnęły się na moich jądrach.
Przerwały przeciąganie. Mój jęk odniósł pożądany sukces.
– Zwariowałaś, chcesz mu zgnieść jajeczka – fuknęła na Jolę pani Ela i jej dłoń powędrowała na zaciśniętą dłoń kuzynki.
– Sorry, nie chciałam – przeprosiła Jola luzując jednocześnie ucisk.
Spojrzałem na panią Elę i byłem jej wdzięczny za taką reakcję.
– Daj mi go, już będę delikatna – poprosiła Jola.
Cały czas trzymała mnie powyżej nadgarstka. Pani Ela zluzowała chwyt i przesunęła pozostawioną na ptaszku dłoń bliżej mojego brzucha robiąc tym samym na końcu ptaszka miejsce dla dłoni Jolki.
– Masz, tylko obiecaj, że będziesz trzymać delikatnie – postawiła warunek.
– Obiecuję – odpowiedziała Jola i w tym momencie poczułem jej ciepłą i delikatną dłoń obejmującą końcówkę mojego penisa.
– Zobacz jest wilgotniutki, dobrze podziałały na niego te nasze przepychanki – zauważyła pani Ela i wskazała palcem na mojego ptaszka.
Z przerażeniem spojrzałem w dół. Uwolniony z uścisków ptaszek trzymany teraz delikatnie przez zwiniętą w trąbkę dłoń Joli teraz mógł odpocząć. Zsunięta delikatnie skórka odsłaniała część wilgotnej główki.
– No wilgotny, chyba się nie zjechał – skwitowała Jola.
– Widzę, że masz dość blade pojęcie moja panno o tych sprawach, ale wszystko przed tobą – z kpiną w głosie odparła pani Ela.
– No… – zagubiła się teraz Jola.
– No przyznaj się, że jeszcze nigdy nie zabawiałaś się fujareczką – dokończyła Ela święcąc tym razem tryumf nad małolatą.
Mina Joli stała się poważna. Widać było zakłopotanie. Długo zwlekała z odpowiedzią.
– No tak, zgadza się – szepnęła po chwili.
– To puść go i się dobrze przyglądaj moja miłym – tonem rozkazodawczym wyrzuciła z siebie Elżbieta.
Nie za bardzo wiedziałem, czemu ma się dalej przyglądać. Miałem nadzieję, że wreszcie po tych przepychankach między nimi dadzą mi spokój i spokojnie będę mógł udać się do łazienki. Jola po słowach Eli stała wyprostowana a jej obie dłonie zacisnęły się na spódnicy. Najwyraźniej czuła respekt przed doświadczeniem tej drugiej. Zarówno ona jak i ja czekaliśmy, co będzie dalej.
– Zobacz, jest wilgotny to sprawdzimy, dokąd mu schodzi skórka – usłyszałem.
– Nie, proszę nie – zaprotestowałem.
– Cicho – zganiła mnie Jola.
Poczułem jak dłoń pani Eli delikatnie przesuwa się wraz z napletkiem w kierunku brzucha. Nie wiem, dlaczego ale stanąłem na palcach i odchyliłem głowę ku tyłowi.
– Daj ja też spróbuję – stwierdziła ku memu przerażeniu Jolka i jej dłoń powędrowała na mojego ptaszka.
To przekraczało już wszelkie granice przyzwoitości. Zbierałem teraz żniwo swoje wcześniejszej bezczynności. Wszak przyzwalałem im na wiele.
– Zostawcie mnie, tak nie można – wydałem z siebie jęk rozpaczy.
– Nie ruszaj się – odpaliła na to Jola.
Poczułem teraz swą bezsilność. Robiły, co im się podobało z moim ptaszkiem.
– Nie – jęknąłem nakrywając swoją odrzuconą do tyłu twarz otwartą dłonią.
Bezceremonialnie aczkolwiek delikatnie zsuwały mój napletek. Nie patrzyłem na to. Zamknąłem oczy. Trzymałem dłoń na swoim czole.
– Puść Jolu i zobacz jak dorodna główeczka w całej okazałości – usłyszałem tylko.
Jola rzeczywiści nie dotykała już mojego ptaszka.
– I co, tylko dotąd mu schodzi – zapytała.
– Przykucnijmy obie to poczujesz ten zapaszek i dokładnie sobie obejrzysz – zaproponowała Elżbieta.
Otworzyłem oczy. Obie kobiety przykucnęły z wzrokiem utkwionym w odkrytą główkę penisa.
– Czujesz ten zapaszek? – zapytała Elżbieta.
– No – krótko odparła Jola.
– Patrz tutaj, jakie to wszystko nabrzmiałe – objaśniała Ela wskazując palcem na nieco sinawą główkę ptaszka.
Nie ulegało wątpliwości, że byłem teraz żywym eksponatem poglądowym dla niedoświadczonej jak się okazało Joli. Dziewczyna słuchał z zaciekawieniem.
– A tędy moja kochana wylatuje śmietanka – kontynuowała pani Ela wskazując dziewczynie właściwe miejsce.
– Widziałaś ją kiedyś – padło kolejne pytanie skierowane do Joli.
– No… tylko na filmie – odpowiedziała nieśmiało.
Z strachem wsłuchiwałem się w trwające na wysokości mojego ptaszka konwersacje. Póki omawiane były kwestie budowy anatomicznej mogłem to jakoś przeboleć. Teraz atmosfera coraz bardziej się zagęszczała.
– No to teraz wszystko zależy czy nasz pacjent zgodzi się na ostateczne badanie powypadkowe – usłyszałem stwierdzenie pani Elżbiety.
– Bo jeśli tak to ja – tu wskazała palcem na siebie – jestem w stanie pokazać Ci to, co Ty tylko oglądałaś na filmie – dodała.
To stwierdzenie wybiło mnie z letargu. Nie mogłem na to pozwolić. Zbyt dobrze wiedziałem, do czego to zmierza.
– W żadnym wypadku, nie, ja już nie chcę – wyrzuciłem z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
Jola powoli podniosła się z kucków. Wyprostowana stanęła twarzą do mnie. Jej chłodny wzrok przeszył mnie na wylot.
– Zostawcie mnie w spokoju, tak nie można – zaprotestowałem.
Elżbieta pozostała w kuckach czekając na to, co się wydarzy.
– Ale można było dać się obnażyć, tu w moim domu zupełnie obcej kobiecie – wycedziła przez zęby patrząc na mnie tym swoim zimnym wzrokiem.
– Przecież już się naoglądałyście, już chyba wystarczy, co wy chcecie zrobić – postanowiłem nie dać za wygraną.
– Upewnić się czy po tym wypadku z bawarką naprawdę wszystko jest z Tobą w porządku. To dla twojego dobra – usłyszałem z ust Eli.
– Naprawdę nic mi się nie stało, przecież sama Pani to sprawdziła – kontynuowałem.
– Sprawdziłam mój drogi tylko czy nie widać jakiś widocznych śladów, ale nie mam pewności czy Twój kutasek jest w 100 procentach w porządku – usłyszałem odpowiedź.
Wzrok Joli przeszywał mnie coraz bardziej. Pochmurniała na twarzy. Widać było minę niezadowolenia. Patrzyłem jej w oczy i mój opór stopniowo topniał.
– On jest w porządku, sama pani widzi, że sterczy, i jest wilgotny, to chyba wystarczy – trzymałem się linii swej obrony.
– Będę spokojniejsza, gdy sprawdzimy wszystko a chyba wiesz, o co chodzi – nie dawała za wygraną Elżbieta.
Jola nabrała powietrza w płuca.
– Dość tego kuzynie, albo się godzisz – wyrzuciła z siebie i wzięła oddech – albo lojalnie Cię ostrzegam, że… – tu wyprostowała wskazujący palec – o wszystkim powiem matce a ona nie omieszka donieść o tym Twoim rodzicom – zakończyła.
Z wyrazu twarzy i głosu, w jaki to powiedziała wynikało, że nie żartuje. Elżbieta na dole czekała na moją odpowiedź trzymając ptaszka w dłoni. Druga jej dłoń dotykała mojego uda. Nastała cisza. Przez mózg przewaliło mi się naraz miliony myśli. Nie mogłem pozwolić na to by rodzice dowiedzieli się o tym. Nie chciałem też, aby one kontynuowały dalej to, co miały w planach.
– I…– wycedziła przez zęby Jola.
Decyzję musiałem podjąć już teraz. Decyzję niełatwą.
– No dobrze – ledwo przeszło mi przez gardło.
Pani Ela z ulgą uśmiechnęła się otwierając lekko usta. Jola zbliżyła się do mnie palcem wskazującym dotykając mojej brody.
– Dobrze, bardzo dobrze – szepnęła.
Przymknąłem oczy w momencie, gdy dłoń Elki zaczęła wykonywać ruchy na moim ptaszku. Nie chciałem patrzyć na to, co się będzie teraz działo. Ptaszek ze strachu znów się zmniejszył. Teraz to dopiero doszło do mojej świadomości. Musiała to również dostrzec Ela gdyż po chwili poczułem jak moja moszna ląduje na wewnętrznej części jej dłoni. Druga z sprawnych rączek zsuwała i nasuwała skórkę na ptaszku.
– Zaląkł nam się chłopczyk, i ptaszynka zmalała – stwierdziła.
Jola chwyciła palcami mój podbródek i delikatnie przekręciła w swoją stronę.
– Otwórz oczy i nie bój się, nic nie powiem matce – zapewniła mnie. – tylko musisz być grzeczny – dodała wskazując palcem na moją twarz.
Pani Ela w dalszym ciągu kontynuowała swe dzieło. Ptaszek powoli nabierał wielkości. W głowie tłukło się tysiąc myśli. Czy Jola dotrzyma słowa? Czy nie wspomni o tym kiedyś matce?. O kurcze. Przecież za chwile mogła wrócić ciotka.
– Przestańcie proszę, przecież ciocia może za chwile wrócić – wydobyłem z siebie.
– Przecież się zgodziłeś, o co Ci chodzi – parsknęła Jola rozkładając otwarte dłonie.
Na Elce nie zrobiło to żadnego wrażenia. W dalszym ciągu masturbowała mojego ptaszka.
– Przestań już dość, przecież jak ciocia to zobaczy.. – zacząłem jednocześnie chwytając swą dłonią pracującą dłoń pani Eli.
– Spokojnie, nie wróci tak szybko, jak odkurzałam dzwoniła, że wejdzie jeszcze do piekarni po ciasto a tam w sobotę straszne kolejki – przerwała mi Jolanta.
– Tak, że spokojnie możemy dokończyć to, co zaczęte – dodała Ela i odwiodła moją dłoń na płytę piekarnika.
Robiąc to podniosła się wypuszczając ptaszka z dłoni. Próbowała go pochwycić ponownie, lecz Jola była szybsza.
– Daj teraz ja – powiedziała w chwili, gdy dłoń Eli pochwyciła jej palce.
– No dobrze, tylko delikatnie – odparła Ela przekazując mojego ptaszka.
Fakt, że ciotka miała jeszcze odwiedzić piekarnię nieco mnie uspokoił. Miałem nadzieję, że wytrysk nastąpi szybko. O dziwo sam bardzo tego pragnąłem nie chcąc przedłużać tego spektaklu.
– Tak dobrze – zapytała Jola ruszając moim fallusem.
Ptaszek stał znów w całej okazałości. Ona zaś robiła to bardzo delikatnie.
– Yhm – odparłem.
Pani Ela stała przyglądając się mojej twarzy.
– Poczekaj poświntuszymy sobie – powiedziała Ela i przybliżyła swe usta do mojego ucha. Jola skupiona na ruchach miała wzrok utkwiony na ptaszku. Czułem przyjemność. Zamknąłem oczy.
– Niezły z ciebie świntuszek, niby taki grzeczny chłopczyk a tu proszę. Lubisz zabawiać się ptaszkiem – szeptała mi do ucha.
Czułem jej oddech, jej zapach i ciepło ciała. To dodatkowo mnie podniecało. Odkryłem to dopiero teraz.
– Ale chyba lepiej jak robią to sprawne rączki dziewczynek, to o wiele przyjemniejsze, co? Popatrz na nią jak skupiona, jak bardzo się stara żeby było ci dobrze. – kontynuowała.
Otworzyłem oczy. Jola rzeczywiście była w pełni skupiona na tym, co robiła. Skórka na ptaszku śmigała to w górę to w dół. Czułem, że wytrysk powoli się zbliża. Spłyciłem oddech. Pani Ela od razu to zauważyła.
– Dawaj kutaska, bo za chwilę dojdzie – orzekła.
Przechwycenie ptaszka nastąpiło momentalnie. Pani Ela sprawnie uchwyciła go i zaczęła intensywniej poruszać skórką. Otwarłem oczy. Utkwiłem wzrok na jakimś punkcie ściany. Nie trwało to jednak długo. Począłem mocniej oddychać.
– Jolu chwytaj Ty też zaraz będzie – usłyszałem głos Elżbiety.
Podniosłem głowę do góry i zamknąłem oczy. Czułem na ptaszku obie dłonie kobiet. Oddychałem głęboko przez nos.
– Przyśpieszmy – powiedziała Ela.
– Dobra – odparła Jola.
Ruchy ich dłoni stały się coraz szybsze i mocniejsze. Współdziałały bez zarzutu. Wyłączyłem swoje wszystkie zmysły. Czułem nadchodzący orgazm. Gdyby teraz przestały chyba bym zwariował.
– Czujesz, jak jeszcze rośnie – powiedziała Elżbieta.
– No – odparła Jola.
– Jeszcze moment – stwierdziła ta pierwsza.
Znów podniosłem się na palcach. Czułem napływającą spermę. Ogromna fala przyjemności poczęła ogarniać moje ciało.
– Aaa, Aoo – zajęczałem.
– – Widzisz – skwitowała moje odgłosy Ela.
– On naprawdę dochodzi – z niedowierzaniem dodała Jola.
Palce dłoni zacisnęły się na koszuli. Druga dłoń zaciśnięta była na rancie kuchenki. Tego już nie można było powstrzymać.
– Taaa , aaaaa – wydałem z siebie i poczułem orgazm.
– Doszedł – krzyknęły radośnie obie kobiety i buchnęły śmiechem.
Sperma trysnęła na podłogę kuchni. Uchyliłem powieki. Obie kobiety zadowolone śmiały się do siebie.
– Już nie, proszę – wyszeptałem widząc, że dalej ruszają moim ptaszkiem.
– Poczekaj wyciśniemy śmietankę do końca – odparła Ela.
– Nie błagam, już nie – zawyłem.
Kolejne porcje spermy tryskały na podłogę. Czułem, że nogi mam jak z waty. Jeszcze chwila i odjadę.
– Dobrze wystarczy – zawyrokowała Ela.
Obie przybliżyły swe twarze bliżej siebie patrząc na swe dzieło, Z ptaszka kapnęła ostatnia wyciśnięta kropla spermy. Obie kobiety zadowolone z swego dzieła w wesołym tonie wymieniały pomiędzy sobą swe spostrzeżenia.
– Ale trysnął, jak fontanna – zachwycała się Jola.
– Młody kutasek to i trysnął obficie – skwitowała pani Ela.
– A jak dyszał, słyszałaś – zauważyła Jola.
– Naprawdę był nieźle podjarany – to Ela.
– Normalnie pełny odjazd, czegoś takiego jeszcze nie widziałam – kontynuowała Jolanta.
– Młody, wyposzczony i mało używany, sama widzisz kochana – odparła Elżbieta.
– Dobrze Ci było, co świntuszku? – zapytała Jola.
Popatrzyła na mnie. Zwolniły z uchwytu moje przyrodzenie. Dochodziłem powoli do siebie.
– Yhm – odpowiedziałem.
Obie stały zwrócone twarzami do siebie. Pośrodku tkwiłem ja. Tętno delikatnie się normowało. Powoli zacząłem dochodzić do siebie.
– Widzisz dziewczyno, dzięki mnie miałaś takie przeżycie – tryumfowała pani Ela.
– No rzeczywiście, nie spodziewałam się tego – odparła Jola.
Dochodziłem do siebie, lecz co gorsza do siebie dochodził też mój ptaszek. Z fazy spoczynkowej ponownie począł rosnąc. Nie mogłem nic na to poradzić. Dwie ubrane kobiety, obnażony penis – to były bodźce, które niestety musiały zadziałać. Szczęśliwie zajęte rozmową kobiety nie zwracały uwagi na moje genitalia. Wpatrzone w siebie kontynuowały rozmowę.
– Ale to ja go doprowadziłam do wystrzału – stwierdziła Jola wskazując palcem na siebie.
– No, co Ty, gdyby nie ja…. – odparła pani Ela wykonując podobny gest z uśmiechem na twarzy.
Ptaszek w tym czasie ponownie osiągnął pełny wzwód. Fakt, kiedy to zostanie dostrzeżone był kwestią chwili. Miałem nadzieję że jakoś spowoduje to, że opadnie i wtedy spokojnie ruszę do łazienki. Jola wszak obiecała, że nic nie powie matce. Wtrącenie się teraz w jakikolwiek sposób spowodować mogło ponowne zainteresowanie erekcją mojego penisa.
– Obie żeśmy mu zrobiły dobrze, miło było wytarmosić takiego fajnego kutaska – stwierdziła pani Ela i jej wzrok przesunął się w dół na bohatera tego stwierdzenia.
Tego się obawiałem. Nie było możliwe by nie zauważyła, że sterczy ponownie jakby domagając się powtórki.
– Jolu patrz, znowu mu stoi na baczność – obwieściła pani Ela.
Jola momentalnie skierowała wzrok na sterczącego ptaszka.
– Ale szybko się zregenerował – odparła.
Musiałem jakoś zareagować. Należało jak najszybciej iść do łazienki.
– Nawet o tym nie myślcie, zmykam do łazienki – odparłem.
– Puścimy go? – zapytała pani Ela patrząc na Jolę.
Ta podparła się lewą dłonią pod bok zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. Z niecierpliwością czekałem na jej stwierdzenie.
– Damy mu już spokój, choć widać, że jego fiutek mówi, co innego – zawyrokowała.
Odetchnąłem z ulgą. Już miałem ruszyć w kierunku łazienki, gdy………
– Już wróciłam – dał się z korytarza słyszeć głos cioci Jadzi.

To było jak uderzenie obuchem w łeb. Droga do łazienki była zablokowana. Na dodatek ten głos sparaliżował mnie jakoś wewnętrznie tak, że nie mogłem wykonać żadnego ruchu. To było straszne. Nawet nie próbowałem schylić się by w jakiś sposób podciągnąć spodnie do góry. Obie kobiety wyprostowały się momentalnie. Chwila i w drzwiach kuchennych pojawiła się sylwetka cioci Jadzi. Gorszej katastrofy nie mogłem się spodziewać. Całkowicie sparaliżowany tkwiłem jak kołek w płocie pomiędzy dwoma kobietami. Bezradny z opuszczonymi majtkami i spodniami a co gorsza z sterczącym w pełnej krasie ptaszkiem. Ciocia jak wryta stanęła w drzwiach. Jej wyraz twarzy mówił sam za siebie. Jakąś niezdefiniowaną chwilę trwała głucha cisza.
– Co tu się dzieje do jasnej cholery, co to ma znaczyć? – wydobyła z siebie po chwili.
Jola z przerażeniem w oczach patrzyła na mnie i panią Elę. Na twarzy tej drugiej zagościł grymas uśmiechu. Ciocia ruszyła do przodu. Stanęła w odległości trzech, czterech kroków od nas i rozłożywszy ręce wyrzuciła z siebie.
– Co wy wyprawiacie? – ten głos brzmiał przeraźliwie.
Żadne z nas na tę chwilę nie zdobyło się na odwagę by coś powiedzieć. Ciocia wyprostowała swą prawą dłoń i wskazując palcami na moje narządy zapytała.
– Co Ty wyprawiasz Radku do jasnej cholery, jak Ci nie wstyd?
Jola z uwagą patrzyła na reakcję matki. Pani Ela zaś opuściła wzrok ku dołowi bezpretensjonalnie patrząc na mojego ptaszka. Zamknąłem oczy. Czułem się jak struś chowający głowę w piasek. To była totalna kompromitacja.
– Może ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje? – kontynuowała ciocia w dalszym ciągu mając wyciągniętą dłoń.
Zacisnąłem tylko mocniej usta. Tylko na to było mnie stać. Obie kobiety spojrzały na siebie. Jola wykonała bliżej nieokreślony gest prawą ręką. Ta bezradność przerażała nas wszystkich.
– Wracam z zakupów i co zastaję, dwie kobiety i obnażonego chłopca, wyduście z siebie, co tu się dzieje – stanowczo domagała się wyjaśnień ciocia.
Jej mina była nad wyraz poważna. Widać było, że nie żartowała. Postanowiłem coś zrobić.
– Ależ ciociu to nie tak jak myślisz…. – zacząłem.
Jola i Ela stały w bezruchu jak sparaliżowane.
– A co ja mam sobie myśleć świntuchu, dwie kobiety i Ty z tym sterczącym cykorem, chyba wszystko jest jasne – przerwała mi.
– Nie, to nie tak – próbowałem.
– Co nie tak, siła Cię rozebrały i na siłę stoi ci ten cykuś – usłyszałem w odpowiedzi.
Zamilkłem, nie miałem siły się już tłumaczyć. W tej sytuacji było to bezsensowne.
– Może Wy mi powiecie, co tu się dziej do cholery? – fuknęła ciocia zwracając się do kobiet.
Nabrałem powietrza w płuca. Czekałem na ich odpowiedź.
– No wiesz Jadziu, weszłam do kuchni – zaczęła pani Ela.
– I co? – przerwała jej ciocia.
Wzrok Eli powędrował na mnie. Uśmiechnęła się delikatnie.
– A on stał tutaj z opuszczonymi spodniami i majkami i no wiesz… bawił się tym swoim ptaszkiem – kontynuowała.
– Ależ ciociu… – chciałem przerwać te ewidentne kłamstwa.
– Milcz- usłyszałem od cioci.
– Byłam zaszokowana tym widokiem, prosiłam by przestał, ale on… – tu jej głos zawiesił się.
– To nieprawda – wrzasnąłem.
– Zamknij się zboczeńcu! – warknęła ciocia.
– On dalej to robił i chciał abym go dotykała, więc zawołałam Jolę- zakończyła kłamać pani Ela.
– Tak mamo, jak weszłam to on stał tutaj z opuszczonymi ubraniami i się onanizował – podchwyciła temat Jola.
– Ty świnio, jak Ci nie wstyd, nic już nie mów – wyrzuciła z siebie ciocia.
Nie spodziewałem się tego. Obie kłamały jak z nut chcąc mnie wrobić. Moja sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz bardziej beznadziejna. Na dodatek ciocia nie miała zamiaru słuchać moich wyjaśnień. To było straszne.
– Chciałyśmy go powstrzymać, Jola nawet go prosiła i razem chciałyśmy mu nałożyć spodnie, ale… no sama zobacz – pani Ela nieźle kontynuowała swój wymyślony scenariusz.
– No właśnie mamo – dodała Jola.
Obie palcami wskazały na podłogę. Dokładnie na miejsce gdzie po wytrysku wylądowała moja sperma. Ciocia momentalnie przerzuciła swój wzrok w to miejsce. Byłem ugotowany.
– Wiesz nie spodziewałam się tego po Tobie – wypaliła ciocia.
– Ale… – próbowałem coś ratować.
– Już nic nie mów świntuchu Ty jeden, jak mogłeś, tu w moim domu i to przy nich – odparła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Byłam kompletnie załamany. Nie wierzyła mi. Nawet nie chciała słuchać moich wyjaśnień.
– Wynoś się stąd i doprowadź do ładu, nie mam zamiaru patrzeć na to dalej – powiedziała a jej dłoń wskazała mi gdzie mam się udać.
Bezwładnie z opuszczonymi do kostek majtkami i spodniami ruszyłem zrezygnowany w kierunku korytarza. Gdy mijałem ciocię nie omieszkała stwierdzić.
– Ciekawa jestem co na to powiedzą Twoi rodzice.
Ptaszek ze strachu zaczął maleć. Najczarniejszy scenariusz wyrósł mi przed oczyma. Jola i Ela odprowadzały mnie wzrokiem utkwionym na wysokości pośladek. Nim dotarłem do drzwi dotarł do mnie gwałtowny wybuch śmiechu wszystkich kobiet. Mnie jednak w tej sytuacji do śmiechu nie było. Wizja dostarczenia przez ciocię informacji o tym, co tu się wydarzyło była katastrofalna. Znając rodziców wiedziałem, że uwierzą jej a nie mi.
Pozostawione same w kuchni kobiety zanosiły się śmiechem, gdy zniknąłem w łazience. To było straszne. Straszne i przerażające. Moje całe życie przez ten incydent legło w gruzach.. Zastanawiałem się, co w tej sytuacji mogę jeszcze zrobić.

Cztery godziny później siedziałem z ciocią w jej samochodzie. Te spędzone w jej domu godziny po tym zdarzeniu były chyba najgorsze w moim życiu. Zdawkowe zapytania i odpowiedzi. Ten wzrok Joli nie do zniesienia. Chłodne i konkretne zapytania. Szczęśliwie żadna ze stron nie poruszała tego tematu. Pani Ela po dwóch godzinach wyszła z mieszkania cioci. Siedziałem w wskazanym mi pokoju nie wychodząc nigdzie. Nasłuchiwałem tylko czy ciocia nie wykonuje żadnej rozmowy telefonicznej. Na szczęście nie wykonała i to było jakąś deską ratunku dla mnie. Ta droga na dworzec była dla mnie ostatnią szansą by odwieść ją od zamiaru poinformowania rodziców o tym, co się stało. Przemierzaliśmy ulice miasteczka w całkowitej ciszy. Dawał się słyszeć jedynie szum silnika samochodu. Po chwili zdecydowałem się na to, aby rozpocząć rozmowę. Nie mogłem przegapić tej ostatniej szansy.
– Posłuchaj ciociu, to nieprawda, co one powiedziały – zacząłem.
Oderwała wzrok od drogi i popatrzyła na mnie.
– To wcale nie tak było… – kontynuowałem.
– Wiem – przerwała mi tym krótkim stwierdzeniem.
Ta odpowiedź mnie zaskoczyła. Miałem zamiar się gęsto tłumaczyć a tu takie stwierdzenie.
– Jak to?- zapytałem z niedowierzaniem.
– Widzisz Radku, ja weszłam do mieszkania w chwili, gdy one zachwycone Twoim wystrzałem wymieniały poglądy. Wcześniej przed otwarciem drzwi dało się słyszeć ich słowa zachwytu. Znam Elkę. To typowa podrywaczka. Lubi facetów i to młodszych – rozpoczęła.
Przerwała biorąc zakręt w kierunku dworca. Z zaciekawieniem czekałem, co powie dalej.
– Odczekałam chwilkę w korytarzu, posłuchałam a co było potem już sam wiesz – zakończyła.
Zaświtała iskierka nadziei. Wszak nie wszystko było stracone. Postanowiłem działać dalej.
– Ciociu proszę, błagam, niech ciocia o tym nie mówi moim rodzicom, to będzie dla mnie katastrofa – błagałem.
– Uspokój się – odparła widząc moją reakcję.
Zatrzymała samochód na parkingu przed dworcem. Wyłączyła silnik. Patrzyłem na nią błagalnym wzrokiem.
– Ja naprawdę….. ja obiecuję, że….. zrobię wszystko…. gdyby ciocia coś potrzebowała to ja zawsze będę do dyspozycji… przyrzekam…. może ciocia zawsze na mnie polegać…. tylko zadzwonić i ja pomogę…. bez żadnego, ale…. naprawdę zrobię wszystko, aby to wynagrodzić – prawie łkałem.
– Dobrze już dobrze Radku, obiecuję Ci, że nie powiem o tym nikomu – odparła otwierając drzwi samochodu.
Kamień spadł mi z serca. Jednak nie wszystko było stracone. Pozostawała jeszcze kwestia Joli.
– Ciociu a Jola…. – zagadnąłem.
– O to się nie bój, już ja się postaram by nie puściła pary z ust. A tak w ogóle to wyręczyłeś mnie z trudnej lekcji dotyczącej chłopaków – odparła ciocia.
Kamień spadł mi z serca. Weszliśmy na peron. W oddali zamajaczyła sylwetka składu. Powietrze przeciął gwizd sygnału ostrzegawczego. Skład powoli wtaczał się na peron.
– Naprawdę jeszcze raz dziękuję i gdyby ciocia naprawdę czegoś potrzebowała to jak w dym tylko proszę… –rzuciłem.
– Wiem i zapamiętam to, co mówisz, jedź spokojnie i niczego się nie obawiaj z mojej strony – zapewniła.
Rzuciłem się jej na szyję. To było bardzo spontaniczne. Pocałowałem w policzek. Z trudem opanowałem łzy.
– Dziękuję i przepraszam – wyszeptałem.
– Już dobrze Radku, już dobrze, wsiadaj i niczego się nie obawiaj – odparła przytulając mnie do siebie.
Zniknąłem w wnętrzu wagonu. Znalazłem wolne miejsce i wyszedłem na korytarz. Otworzyłem okno. Konduktor krzyknął ”odjazd” i skład ruszył. Podniosłem dłoń do góry machając na pożegnanie.
– Do zobaczenia, bądź zdrów – usłyszałem.
– Do zobaczenia – odparłem.
Nie myślałem, że nasze drogi zejdą się tak szybko i że moja deklaracja pomocy dana cioci już w niedługim czasie zostanie wprowadzona w realny wymiar.

Scroll to Top