Zgwałcona szkolna koleżanka

Teraz, gdy już wszystko pamiętam nie wiem, czy nie lepiej by mi się żyło gdybym nie odzyskała pamięci. Codziennie wracam myślami do tej nocy, analizuję, odtwarzam, wręcz czuję na nowo wszystko co się wtedy wydarzyło. Nie pomaga mi też fakt, że prawie codziennie go spotykam. Powinnam żywić do niego najgorsze uczucia, a ja jestem zafascynowana tym co mi zrobił. Czuję się jak wariatka. Wiem, że według wszystkich podręczników, opinii psychologów i psychiatrów, powinnam czuć złość, nienawiść, być zdruzgotana i smutna. A ja? Ja się nie martwię, że zostałam zgwałcona – idiotyzm, prawda? Ale może zacznę od początku. Może jak przeleję na papier swoje odczucia i emocje, to uda mi się poskładać wszystko w jakąś logiczną całość.

Nigdy nie byłam typową nastolatką. Nie lubiłam się stroić, malować i chodzić na dyskoteki. Byłam raczej typem samotnika, a jedyne osoby, z którymi lubiłam się spotykać, były jeszcze bardziej odjechane niż ja. Ćpuny, buntownicy, geeki itp. I żyłam sobie spokojnie z dnia na dzień dopóki to naszej mieściny nie przeprowadził się nowy chłopak. Choć słowo „chłopak” to dziwne określenie w jego przypadku. Był mężczyzną. Miał 19 lat a wyglądał na 30. Kiblował dwa lata, więc chodził, tak jak ja do drugiej klasy szkoły średniej. Pierwszego dnia, gdy go zobaczyłam, nie zrobił na mnie wrażenia. Za to wszystkie dziewczyny w szkole oszalały na jego punkcie. To tym bardziej zniechęciło mnie do zwracania na niego uwagi, ale on za to zwrócił uwagę na mnie. Nie wiem dlaczego. Nie wyróżniałam się z tłumu, mam raczej przeciętną urodę. W każdym razie gapił się na mnie na przerwach, a ja unikałam jego wzroku. Nie poznaliśmy się oficjalnie, nie rozmawialiśmy ze sobą. Ciągle tylko mnie obserwował, bezustannie czułam na sobie jego wzrok. Po pewnym czasie zaczęło mi się to nawet podobać, nigdy jeszcze nikt się mną nie interesował. I tak sobie funkcjonowaliśmy niemal codziennie. On się gapił, ja go ignorowałam. Aż do tego pamiętnego wieczoru.

Kolega z tej mojej grupy znajomych-dziwaków wyciągnął mnie na ognisko pod miastem. Miało tam nie być nikogo z naszego liceum, sami studenci i ludzie spoza miasta. Nie wiem jak Michał został tam zaproszony, ani dlaczego zdecydował się na moje towarzystwo, ale stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia i pojechałam z nim. Rzeczywiście nie spotkałam tam żadnej znajomej twarzy, ale wszyscy uczestnicy tej imprezy byli bardzo otwarci i przyjacielscy. Alkohol lał się tam strumieniami, dostępne były dragi wszelkiego rodzaju, nie wspominając już dopach. Odmawiałam wszystkiego, bo nigdy nie ciągnęło mnie do używek. Siedziałam przy ognisku, trochę śpiewałam, a raczej wydzierałam się i śmiałam się z wygłupów ludzi dookoła. I wtedy zobaczyłam jego. Mojego cichego obserwatora. Jak zwykle patrzył na mnie, a ja jak zwykle wyczułam jego spojrzenie. Tym razem odpowiedziałam mu tym samym i patrzyłam na niego. I tak gapiliśmy się na siebie poprzez płomienie ogniska. Stał z rękami w kieszeniach i nie mrugnął nawet okiem, ja również nie chciałam się poddać i odwrócić wzroku. W pewnym momencie uśmiechnął się, odwrócił i odszedł. Poczułam się dziwnie, jakoś tak pusto i zrobiło mi się zimno. Wstałam i zaczęłam szukać Michała, ale graniczyło to z cudem ze względu na ilość przebywających tam ludzi. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę, a ja mało nie dostałam zawału.

– cześć koleżanko – powiedział. A mnie wmurowało. To był on – mój obserwator. Stałam tam jak słup i nie wiedziałam co powiedzieć. Znów się uśmiechnął. – Janek jestem – przedstawił się.
– yyyyy cześć, Daria – wydukałam w końcu.
– zgubiłaś się? – zapytam lekko kpiącym, a może po prostu żartobliwym tonem.
– nie, zgubiłam kolegę. Wrócę do ogniska, może tam jest. – Jeszcze nie skończyłam tego zdania i już skierowałam się tam skąd przyszłam. Jego obecność mnie paraliżowała. Nie wiedziałam jak się mam przy nim zachowywać. Miałam mętlik w głowie i byłam w szoku, że się do mnie odezwał.
– zaczekaj! – znów złapał mnie za rękę – może się przejdziemy? Wiem gdzie może być Twój koleś.
– to nie… – urwałam – dzięki, ale jest mi zimno, więc idę do ogniska. – I poszłam, a on tam został.

Gdy doszłam centralnego punktu tej imprezy, nie miałam już gdzie usiąść, więc stanęłam nieco z boku byleby tylko trochę zagrzać i rozglądałam się za Michałem. Nigdzie go nie było, więc zaczęłam do niego dzwonić. Nie odbierał, a próbowałam chyba ze sto razy. Napisałam mu smsa, że chcę już wracać do domu. Nie dostałam oczywiście odpowiedzi i gdy już zbierało mi się na płacz, pojawił się Janek.

– dalej sama? Masz – powiedział i podał mi plastikowy kubek – nie patrz tak na mnie, to nie trucizna. Będzie Ci po tym cieplej.
– dzięki – wzięłam kubeczek, bo nie chciałam wyjść na jakąś sztywniarę. To była wódka z jakimś sokiem, mocna i niesmaczna, ale rzeczywiście mnie rozgrzała. – Nie wiesz jak można się stąd wydostać? Chyba już nie znajdę Michała, a chciałabym już wrócić do domu – zapytałam.
– wiem – uśmiechnął się i pomachał mi przed nosem kluczykami.
– a ty nie…?
– nie, nie piłem jeśli o to się martwisz – przerwał mi. Powiedział to trochę z pretensją, jakbym nie miała prawa mu nie ufać.

Nie wiem dlaczego – nie chcę zganiać tego na wódkę, ale poszłam za nim i wsiadłam do jego samochodu. Niewiele mówiliśmy przez drogę, zapytał tylko gdzie mieszkam. Jechaliśmy w ciszy, a ja zastanawiałam się, czy jestem taka głupia, czy to może się nazywa zakochaniem. Dość szybko dojechaliśmy do miasta, ale Janek nie kierował się w stronę mojego bloku.

– gdzie ty jedziesz? – zapytałam – do mnie skręcało się w prawo na tamtych światłach!
– nie bój się, chcę ci jeszcze coś pokazać – odrzekł jak gdyby nigdy nic, jakbyśmy się znali od lat. Zaczęłam trochę się bać, ale coś mi podpowiadało, że on mnie nie skrzywdzi.

Dojechaliśmy na drugą stronę miasta gdzie znajdowały się stare opuszczone magazyny – miejsce spotkań ćpunów i żuli. Bałam się i byłam zaintrygowana jednocześnie. Kazał mi wysiąść z samochodu i zaprowadził mnie do piwnicy jednego z obskurnych budynków. Janek świecił latarką z telefonu, gdy szliśmy krętymi korytarzami. Doszliśmy do metalowych drzwi, które właściwie wyglądały jak brama. Były zamknięte na kłódkę, ale mój towarzysz ją otworzył i przed oczami ukazało mi się mieszkanie – jeśli można to tak nazwać. Całkiem schludne pomieszczenie, ciepłe i umeblowane. Gdybym nie wiedziała, że jestem w piwnicy jakiegoś bunkra, to pomyślałabym, że to czyjś dom. Janek zamknął za nami drzwi i usłyszałam:

– teraz już możesz być moja.
Przeszedł mnie dreszcz. Przeklinałam swoją głupotę w myślach, odwróciłam się ku niemu ze łzami w oczach.
– ale ja nie…
– ty nie, co? nie chcesz? Hahaha – zakpił – dziewczynko, chyba wiedziałaś po co wsiadasz ze mną do samochodu? Nie myślisz chyba, że uwierzę, że nie chciałaś być moja? – mówił to tak, jakby opowiadał jakiś dowcip. A ja mało nie zemdlałam.
Wiedziałam co się stanie, nie było sensu błagać o litość. Pchnął mnie na łóżko, zaczął łapczywie mnie całować i obmacywać. Nie broniłam się. Zamknęłam oczy i chciałam umrzeć.
– oj, nie bądź taką kłodą – powiedział – Dario, daj coś od siebie. Od miesięcy ze mną igrasz, w końcu może się spełnić to o czym na pewno nie raz myślałaś.
– nie myślałam, nie chcę! Nie interesujesz mnie, coś ci się uroiło! – nie wiem po co mu to powiedziałam. Chyba jakoś instynktownie sądziłam, że może mi to pomoże, ale po chwili już wiedziałam, że tylko jeszcze bardziej go wkurzyłam i teraz mi nie odpuści.

Zdarł ze mnie ubranie. Zaczęłam płakać. Właściwie to wyć. Wpadłam w histerię, ale jego to nie zraziło. Pchał wszędzie swoje ręce, dotykał mnie i ściskał, ciągnął za włosy, wkładał palce do ust. W międzyczasie rozbierał się i co jakiś czas mówił coś o tym, że przecież tego chciałam, że prowokowałam go od dawna, i że w końcu da mi to o co błagałam go wzrokiem. Te słowa mnie raniły, tak samo jak to co robił. Ale przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może ma rację? Nie miałam jednak dużo czasu na rozważania, bo w pewnym momencie odwrócił mnie na brzuch i wdarł się brutalnie we mnie swoim członkiem. Trzymając mnie przy tym za włosy ruszał się jak opętany. Na początku czułam ból, potem nie czułam nic i nie miałam już siły nawet na płacz. Trwało to jakieś 10 minut, czułam jak dochodzi we mnie. Po wszystkim wstał i ubrał się, a ja nie byłam w stanie się ruszyć. Przykrył mnie jakąś narzutą i pocałował w głowę.

– było nieźle dziewczynko, ale mogło być lepiej. Następnym razem bardziej się postaraj – odrzekł i zniknął gdzieś za ścianą. O jakim następnym razie on mówi? Nie wypuści mnie? Będzie mnie tu trzymał wiecznie? Zaczęłam tworzyć w głowie różne scenariusze. Ubrałam się i usiadłam na łóżku. Gdy wrócił, usłyszałam, że niepotrzebnie się ubierałam, bo jeszcze nie skończyliśmy. I ponownie to zrobił, rozbieranie, macanie, ugniatanie, lizanie i gryzienie. Brutalna penetracja, ciągnięcie za włosy. I tak jeszcze cztery razy tej nocy. Za trzecim razem miałam orgazm, gdy zgwałcił mnie analnie i ściskał w palcach moją łechtaczkę. Później byłam tak słaba, że prawie nie pamiętam co się działo. Po wszystkim ubrał mnie i zawiózł do domu. Nie wiem jak się znalazłam w swoim łóżku.

Przez kilka dni nie pamiętałam co dokładnie się stało, wspomnienia wracały powoli. Niby wiedziałam, że zostałam zgwałcona, bo udowadniało to moje posiniaczone i podrapane ciało, ale jakoś mój mózg nie mógł tego przyswoić. Mama myślała, że jestem chora, więc nie chodziłam do szkoły. A gdy do niej wróciłam i zobaczyłam tam Janka, wszystkie wydarzenia stanęły mi przed oczami, jakbym oglądała film. A on? On już na mnie nie patrzył. Ignorował mnie, jakbyśmy nigdy się nie znali. I to mnie najbardziej zastanawia. Dlaczego go nie nienawidzę? Dlaczego nie mam wyrzutów, urazy, złości? Przez ten orgazm? Przez to, że przez moment myślałam, że może się zakochałam? Zwariowałam, zwyczajnie oszalałam.

Scroll to Top