Całkiem niedawno odkryłam następujące zjawisko. Otóż ludzie posiadający zwierzaki nawiązują ze sobą natychmiastowy kontakt. Czy w parku, czy na skwerku, właściciel – właścicielka psa lub, dajmy na to, tresowanego tygrysa, mogą do siebie podejść, zagaić rozmowę o pupilu i nie wysilać się na durne teksty w stylu – ładna dzisiaj pogoda… To samo dotyczy weterynaryjnych przy- chodni, gdzie, w oczekiwaniu na wizytę u pana doktora, można wymienić poglądy na temat suchej karmy, szamponów owadobójczych i preparatów witaminowych. Miłość do zwierzaków znosi bariery i sprawia, że stajemy się bardziej otwarci na ludzi.
Od roku jestem właścicielką pręgowanej kotki rasy europejskiej (czytaj – dachowca), znajdy, która bez przerwy pakuje się w tarapaty – wypada z okna, atakuje gorące żelazko lub bawi się płomieniem świecy. Ostatnio, podczas polowania na muchę, skręciła łapę. Zapakowałam ją do transportera i zaniosłam do najbliższej lecznicy. Byłam szósta w kolejce, więc rozsiadłam się na krześle w poczekalni i pogrążyłam w lekturze kolorowych czasopism.
– A gwiazdeczce co dolega? – usłyszałam jakiś czas później.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że nad klatką pochyla się dziewczyna – długonoga, szczupła i ładna – mniej więcej w moim wieku.
– Zahaczyła łapą o uchwyt szuflady – wyjaśniłam. – Przez godzinę nic się nie działo, a potem zaczęła płakać.
– Biedactwo – westchnęła ze współczuciem. – Demeter walczyła z psem sąsiadów. Rozerwał jej ucho. Doktor założył trzy szwy i dzisiaj przyszłyśmy je zdjąć.
Dwa metry od moich nóg stał kosz z wikliny, a w środku siedziała olbrzymia, piękna kocica i gapiła się na mnie z wyniosłą obojętnością.
– Cześć, księżniczko – wymruczałam do niej przymilnie.
Podobno futrzaki upodabniają się do swoich właścicieli i na odwrót. Demeter i jej pani stanowiły na to znakomity przykład – obie były rude i zielonookie. Poczułam się zaintrygowana. Zawsze miałam słabość do kobieto kocim spojrzeniu.
– Martyna – przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę. – A moja kotka wabi się Wala, od Walentyny.
– Agata – uśmiechnęła się dziewczyna, przysunęła bliżej kosz i usadowiła na krześle obok.
Dalej rozmowa potoczyła się gładko. Miłośniczki kotów zawsze znajdą wspólny temat. Zanim weszłam do gabinetu, przyjęłam od Agaty zaproszenie do domu, bo chciała mi odsprzedać (za rozsądną cenę) karmę dla sterylizowanych kotek, której Demeter brać do pyska nie chciała, a którą Wala uwielbiała. Szósty zmysł podpowiadał mi jednak, że żarcie jest tylko pretekstem.
Dziewczyna była mną zainteresowana. Podczas 15-minutowej konwersacji pochwaliła krój spodni, ładny kolor lakieru na paznokciach i świetnie dobrane oprawki okularów. Mogło to oczywiście nic nie znaczyć, ale na podkreślenie swoich słów dotykała mimo- chodem moich kolan, dłoni i policzków. Nie będę owijać w bawełnę – my, kobiety, natychmiast takie rzeczy wyczuwamy, więc kiedy powiedziała, że mieszka niedaleko i że oprócz karmy ma w lodówce szampana, odparłam dwuznacznym tonem:
– Chętnie spróbuję.
Agata nie lubiła tracić czasu. Po pierwszym kieliszku szampana i pierwszym nieśmiałym całusie zrzuciła z siebie ubranie, usiadła mi na kolanach i podała do ust małą. spiczastą, zakończoną ciemnobrązowym sutkiem pierś. Całe ciało miała upstrzone piegami, nawet łono przedzielone seksowną linią włosów.
Ssałam i lizałam na przemian jej brodawki, a potem sięgnęła dłonią między uda i pogłaskała rude futerko. Dziewczyna objęła kolanami moje biodra i naparła na rękę wilgotną myszką.
– Włóż mi palce do środka – rozkazała nagląco i uniosła pupę w oczekiwaniu na spełnienie polecenia.
Kiedy je, nie bez przyjemności, wykonałam, zaczęła kręcić tyłeczkiem i całować mnie jak szalona. Muskałam wnętrzem dłoni twardy czubek jej cipki, poruszałam się w środku i ze zdumieniem patrzyłam, jak piegi na jej cycuszkach zaczynają przybierać ciemniejszą barwę, a skóra robi się czerwona.
Podskakiwała coraz szybciej, tarmosząc mi włosy i gryząc wargi. Kiedy poczułam na palcach skurcze jej wnętrza, wydała z siebie krótki okrzyk – „Ach!” i wtuliła w moją szyję spoconą i gorącą z emocji twarz. Minutę potem zaczęła zsuwać się na dół wężowymi ruchami, rozpinając mi po drodze bluzkę, staniczek i spodnie. Gdy znalazła się na podłodze, poprosiła, bym uniosła biodra, po czym zdjęła mi majtki, zrolowała je do polowy łydek i włożyła twarz między moje nogi.
Jej języczek figlował z łechtaczką, podczas gdy dłonie ściskały piersi, a palce szczypały sutki. Przymknęłam oczy i zacisnęłam pięści na obiciu kanapy, bo usta Agaty pieściły mnie z coraz większą natarczywością, ssąc do bólu delikatny pączek seksu i zlizując z tamtych warg nadmiar wilgoci.
Gdy zaczęłam dochodzić, rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju i napotkałam utkwione w moich oczach, błyszczące ślepia Demeter. Orgazm eksplodował we mnie wszystkimi odcieniami zieleni, a kiedy krzyknęłam z rozkoszy, kotka miauknęła przejmująco i czmychnęła na parapet.
Wala nie była świadkiem tych gorszących scen, bo nie odważyła się wyjść z transportem.
Kochałyśmy się jeszcze dwa razy, obserwowane przez rudego futrzaka Agaty, a potem dokończyłyśmy szampana i wymieniłyśmy się numerami telefonów.
Kiedy zbierałam się do domu i dla formalności spytałam o karmę, dziewczyna uśmiechnęła się chytrze i przesypała mi do torby połowę obiecanej zawartości.
Będziesz miała pretekst, by mnie ponownie odwiedzić – powiedziała.
– Spryciula – pochwaliłam pomysł. – Ile się należy?
Wzięła mnie za rękę i polo- żyła ją na swoim łonie. Ciągle była podniecona, a mnie W zasadzie nigdzie się nie spieszyło.
– Drogo – zażartowałam i pociągnęłam ją w stronę kanapy.
Gwoli ścisłości chciałabym nadmienić, że od miesiąca płacę za karmę w tej samej walucie i że nasze kotki także się zaprzyjaźniły.