Chcesz, mówisz, masz.

– uhm…ymmm… – zaczęłam się budzić. Powoli wyłaniałam się z otchłani snu, wolno odzyskując świadomość. Ścierpłam, jakoś niewygodnie i twardo. Jakby skurcz zimna przebiegł moje ciało – tak było mi faktycznie zimno. Chciałam skulić się w sobie i przeciągnąć za razem. Ale .. cholera, co jest…

Świadomość wróciła do mnie błyskawicznie. Myśl, jedna za drugą, w szalonym tempie, gonią i tłuką się nieporadnie, nie mogąc dopasować docierających bodźców do znanych już sytuacji. Nie jestem jak zwykle w swoim wygodnym, wielkim łóżku, z atłasową pościelą. Ale gdzie ja jestem? Ciemno! Dreszcz strachu popłynął po moim kręgosłupie, adrenalina dotarła natychmiast do mojego mózgu – budząc go do końca. Usiłuję otworzyć oczy ale to nic nie zmienia, dalej jest ciemno. I wtedy dociera do mnie, że na oczach mam przepaskę, która szczelnie ogranicza dopływ światła. Przeraża mnie to jeszcze bardziej, bo oznacza – że nawet nie zobaczę miejsca w którym się znajduje. I ta wszechogarniająca cisza. Może gdybym coś słyszała, mogłabym przynajmniej przypuszczać, gdzie jestem.

– uhm… – szarpnęłam się i kolejne odkrycie doprowadziło moje myśli prawie na skraj szaleństwa. Jestem naga! Nie mam nawet skrawka materiału na sobie. No i nie ma mowy abym mogła się poruszyć. Moje zadbane i wypielęgnowane ciało, leży teraz rozkrzyżowane i przywiązane do jakiejś zimnej i jak mogę stwierdzić po gładkości – polakierowanej deski. Znajduję się chyba w dość obskurnym miejscu, bo zewsząd dociera do mnie piwniczny zapach wilgoci. Ogarnęła mnie panika i szarpnęłam się po raz kolejny, chcąc wtulić się sama w siebie, aby dodać sobie otuchy.
– ymm.. – ból przeszył teraz nadgarstki i kostki – dość mocno przywiązane rzemieniem. Nie było sensu się szarpać – były dobrze przywiązane a ból był dość przykry. No właśnie a bólu nie lubię, więc ok. nie będę się szarpać ale przecież mogę pokrzyczeć…
– uuuu.. – co jest, nie mogę! Tyle myśli na raz kołatało mi się w głowie, że dopiero teraz zrozumiałam, że na ustach mam przyklejony plaster. Mogłabym przysiądz, że to zwykła, szeroka, taśma klejąca.

– uhm… – jęknęłam jak najgłośniej potrafiłam. Teraz strach zamienił się we wściekłość. Cholera, kto mnie tu przywiązał! Jak śmiał! I znowu ukłucie strachu przebiegło moje ciało. Nie było mi już zimno, było mi gorąco a każdy mięsień mojego ciała był gotowy do natychmiastowej obrony. Może ktoś mnie porwał? Zgwałcą mnie? Zabiją? Boże, oczekiwanie na nieuniknione jest gorsze niż jego spełnienie! Co jest grane? Gdyby chcieli mnie skrzywdzić to pewnie zrobili by to już dawno. Przecież oprócz uwierających na przegubach rzemieni, nic mnie nie boli. A może tylko strach nie pozwala mi tego dostrzec?

Z tego zamyślenia wyrwało mnie ciche i jakby trochę nieśmiałe skrzypienie schodów. Kroki starały się iść jak najciszej ale ze względu na stare schody, specjalnie to nie wychodziło. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Zasłonięte oczy wyostrzyły mój słuch do maksimum. O nie, ktoś nadchodzi. Z jednej strony to dobrze, przecież nie mogę tu tak leżeć do końca świata. Ale z drugiej strony – przecież jestem naga. Na co dzień, taka dumna i stanowcza, trochę niedostępna i wyniosła. Leżę teraz unieruchomiona w tej upokarzającej sytuacji. I właśnie do mnie dotarło, że przecież zawsze fantazjowałam na ten temat: związanie, zasłonięte oczy ale kurde, jak fantazja boleśnie różni się od rzeczywistości. Przecież ktoś może mnie zranić, wykorzystać i porzucić jak niepotrzebną zabawkę. Napięłam się jak struna i zastygłam tak w oczekiwaniu na zbliżające się coraz bardziej kroki. Zamilkłam zupełnie, trochę w irracjonalnej nadziei, że jak będę cicho, to może mnie nie zauważy.

Zawsze wyobrażałam sobie, że oprawcy i gwałciciele poruszają się stanowczym i pełnym energii krokiem. O takich mężczyznach zawsze fantazjowałam: pewnych siebie i władczych. A tu co? Chyba byłam nawet trochę zawiedziona. A przynajmniej taka myśl przebiegła mi jak błyskawica przez głowę. Skrzypienie schodów było coraz bardziej wyraźne, i miarowo się przybliżało, choć jakby coraz wolniej i nagle się zatrzymało. Cisza. Słyszałam tylko przyspieszone bicie swojego serca. No nie, to była katusza. Złość i strach kłóciły się w mojej głowie o pierwszeństwo.

I nagle… hałas. Oooo…, mój zbliżający się oprawca to chyba sierota jakaś, bo zdaje się że się przewrócił. Jak pech – to podwójny! Nie dość, że związana, to gwałciciel nowicjusz.

Drzwi powoli zaskrzypiały i lekko się otwarły, a zmierzająca do mnie osóbka, jak mogłam się domyślić – zastygła w drzwiach. I teraz dotarła do mnie kolejna prawda o moim losie. Leżę rozkrzyżowana dokładnie na wprost drzwi! Moja golutka, różowa cipeczka, otwiera się niczym dojrzały kwiat w całej okazałości – przed nieznajomym. Jest maksymalnie wyeksponowana, nie zostawiając miejsca wyobraźni, a mały trójkącik nad nią – wręcz jakby wskazywał nieznajomemu cel jego wędrówki. Ten brak włosków na mojej muszelce zawsze sprawiał, że czułam się podwójnie naga, jakby pozbawiona dodatkowej bariery. Jakiś dreszczyk emocji przeszył moje ciało i poczułam jak ciarki przechodzą mi po plecach. Strach mieszał się ze złością i upokorzeniem ale również z podnieceniem.

Osóbka weszła jednak do środka i bardzo powoli – miałam wrażenie, że prawie na palcach – niepewnym krokiem, zaczęła się do mnie zbliżać. Jakby chciała pozostać niezauważona. Po sile z jaką stawiała kroki, mogłam wywnioskować, że nie jest to chyba dojrzały i postawny mężczyzna. Raczej niewielkiej postury chłopiec lub młodzieniec – nie mogłam tego na pewno stwierdzić. Podchodził coraz bliżej, powoli, krok za krokiem. Zaczął się zbliżać do mojego skarbu, co poczułam po bijącym od niego cieple i kolejny prądzik pobiegł do mojej perełki. Zrozumiałam też, że przywiązano mnie do stołu w kształcie litery X. Na znak protestu zaczęłam się trochę wiercić i postękiwać. Osóbka stanęła. Trwało to może pół minuty, aż postanowiłam się uspokoić, aby usłyszeć czy dalej tu jest, czy może jakoś tajemniczo się rozpuściła. Nie. Zaczęła się przybliżać. Moje myśli szalały. Oddychałam głęboko i coraz szybciej, nie mając pojęcia kto to i o co mu chodzi.

Poczułam ciepły i delikatny oddech na mojej muszelce i wiedziałam już, że się jej przygląda, jakby chciał wszystko dokładnie obejrzeć. Z bezsilności zaczęły mi płynąć łzy i załkałam po cichu, wprawiając w drżenie swoje nagie ciało.
– uhm.. – jęknęłam i poczułam na mojej perełce delikatne usta – najwidoczniej były bliżej niż się spodziewałam. Zamarłam. To było przyjemne. Usta cofnęły się a w ich miejsce pojawił się palec. Z niezwykłą subtelnością dotknął samej nasady moich wewnętrznych płatków i zaczął przesuwać się po ich zakończeniach, tak delikatnie, że prawie wcale. Najpierw jedna koronka, potem druga, powoli, w górę i w dół. Jakby badał rzeczywistość ich istnienia. Zapomniałam przez chwilę gdzie jestem i nie mogłam uwierzyć, że robię się coraz bardziej wilgotna. Palec musiał to zauważyć, bo dołączył do niego drugi i ześlizgnęły się w głąb między coraz bardziej nabrzmiałe, rozpulchnione płateczki i z tą samą delikatnością lekkiego piórka kontynuowały posuwiste ruchy. Badając w przypadkowym, rozkosznym rytmie całą szerokość płatków, starały się nie opuścić ani milimetra. Jakby zachęcone moją wilgocią, zaczęły przyspieszać, trącając od niechcenia powiększoną już perełkę, coraz bardziej wzmacniały sączącą się błogość. Wędrowały też czasem aż za nią, gdzie jej malutki napletek trafiał między dwa paluszki i poruszany w ten sposób stopił mój wszelki opór. Byłam coraz wyżej a słodycz mojej cipeczki ogarniała coraz większe jej partie. Palce robiły się coraz bardziej pewne siebie i zapędzały się coraz bliżej mojego słodkiego otworka. O nie. Moje biodra drgnęły nieproszone, kiedy po raz kolejny palce były blisko wejścia i nie wiedząc nawet jak – nadziałam się na nie. Palce zastygły i ja też. Ale po chwili zaczęły się poruszać. Wsuwały się powoli i wysuwały. Usta przylgnęły do mojej perełki i zassały ją delikatnie. Aksamitny język począł teraz wodzić po niej kółeczka, od malutkich po większe, aby znowu powrócić do małych. Paluszki w moim wnętrzu zaczęły się rytmicznie poruszać i pierwsza fala błogości rozpłynęła się po moim ciele, gdy wtem…

Usłyszałam bardzo konkretne i pewne siebie kroki na schodach. Spłoszony palec natychmiast się wyślizgnął i byłam pewna, że osóbka odskoczyła ode mnie i gdzieś się schowała. Zdecydowane i głośne skrzypienie schodów oznajmiało, że zbliża się ktoś inny. Drzwi otwarły się z hukiem i uderzyły w ścianę a ja jęknęłam z przerażenia i szarpnęłam się mocno. Po raz kolejny rzemienie przypomniały mi, gdzie jest moje miejsce.

Głośne kroki – niczym podkute metalem oficerki – wtargnęły do pomieszczenia. To musiał być mężczyzna. Ciarki przeszły mi po plecach. Napięłam się cała i nie mogłam powstrzymać cichego łkania. Głośny świst bata przeciął powietrze i zrozumiałam, że mam być cicho. I znowu kroki, w te i z powrotem. Złożony na pół bacik przesunął się spokojnie po mojej skórze, wzdłuż mojego ciała i dotarł aż do podbródka, zadzierając go lekko do góry. Nieznajomy jakby sprawdzał ile łez wylałam i czy bardzo się boję. Bacik zaczął kierować się z powrotem w dół, w stronę mojej muszelki. Żeby tylko nie przyszło mu do głowy użyć tego bacika na moim ciele – modliłam się w duchu. Bacik wędrował powoli, acz nieubłaganie w stronę mojego skarbu. Zaczęłam znowu łkać ze strachu ale bardzo się powstrzymywałam, aby nie było tego widać. Broda zaczęła mi drżeć i myślałam, że zaraz odejdę od zmysłów, gdy końcówka rzemienia dotknęła łechtaczki. Rzemień podrażnił się z nią chwilę, lekko ją ugniatając i przejechała po otwartych płatkach mojej róży. Ta ogromna niemoc i niemożność zaprotestowania, budziła mój największy sprzeciw a jednocześnie chciałam tego. Moja ciekawość sięgnęła zenitu. Czułam się potraktowana przedmiotowo ale też maksymalnie pożądana. Najwidoczniej musiałam się gościowi podobać, skoro zadał sobie tyle trudu, aby mnie tu przywieść, rozebrać i przywiązać. Przecież można to zrobić prościej.

Mężczyzna stanął między moimi nogami i spojrzał na wilgotną od niedawnych pieszczot muszelkę.
– hm… – to były jedyne słowa jakie usłyszałam od niego. Ta niepewność – co zrobi za chwilę – doprowadzała mnie do szału. O nie, nie… Poczułam główkę jego penisa, gładzącą z wielką czułością moją myszkę, jakby spijała z niej soki. Oj nie, proszę – pomyślałam i odsunęłam pupę jak najdalej mogłam, choć rzemyki bardzo mi to utrudniały. Ze strachu prawie przestałam czuć, jak boleśnie zaczęły wbijać się w nadgarstki. Ale penis ani myślał się cofać.

Zatrzymał się przez chwilę przy wejściu, zanurzył samą końcówkę i nie czując oporu śliskiej muszelki, wtargnął do środka bez uprzedzenia, brutalnie i z całym impetem dobił do dna.
– uhm… – jęknęłam z rozkoszy i zaskoczenia a ogromny impuls przyjemności dotarł do każdej końcówki mojego ciała. Ta mieszanka strachu, poddaństwa i niepewności tworzyła zabójczy koktajl. Nie mogłam myśleć i nie musiałam. Sen to czy jawa, na jakim jestem świecie. Pewność siebie tego mężczyzny i jego zdecydowanie – rozwiewały moje wszystkie obawy, opory i zahamowania.

Poruszał się we mnie powoli. Po czym jego ręce trafiły na moje piersi – zamykając magiczny trójkąt. Delikatne ale stanowcze palce pociągnęły lekko za sutki i bawiły się nimi, niczym małymi pokrętłami. Nie umiałam już nad sobą dłużej panować. Wyprężyłam się aby znaleźć się bliżej jego dłoni – kimkolwiek był. Moja cipka jakby wiedziona instynktem, dobiła do nieznajomego i zaczęła poruszać się w jego rytmie. Byłam zaskoczona swoją reakcją ale było mi już wszystko jedno.

Mężczyzna zachęcony moją odpowiedzią na jego pieszczoty, przyspieszył. Chwycił mnie mocno i pewnie za biodra. To było już tylko pieprzenie. Nie mogłam nic zrobić. Obcy penis wbijała się we mnie rytmicznie, zabierając mnie bardzo wysoko. Chciałam czy nie, czułam się jak jego własność i było mi z tym bardzo dobrze. Przestała istnieć moralność i cały świat zewnętrzny – ten mężczyzna zapanował nad moimi emocjami i pragnieniami. Chciałam się w nim zatracić. I nagle poczułam się bezpiecznie w jego silnych i zdeterminowanych dłoniach. Biło od nich jakby znajome ciepło. Duże, lekko szorstkie i stanowcze dłonie.

Mężczyzna przyspieszył a moje biodra wychodziły mu na spotkanie. Piwniczny pokój napełnił się zapachem naszych soków i odgłosami naszych ciał. Obudziło to we mnie niczym nieskrępowane rządze, czysto fizycznych doznań. Zaczęłam jęczeć i postękiwać bez żadnego zażenowania. Gdybym mogła, gdybym miała zdjęty plaster z ust, krzyczałabym na cały głos i błagała go aby rżnął mnie dalej, aby nie przestawał. Chciałam być jego dziwką, jego ladacznicą, jego suką.

I nagle uświadomiłam sobie, że całą tę akcję ogląda przecież ukryta osóbka, właściciel palca – który również mnie dzisiaj obsługiwał. Świadomość tego faktu popłynęła nagłym impulsem do mojej głowy. Silny orgazm wstrząsnął moim ciałem, jakbym zapadała się głęboko w siebie, w czarną otchłań. Fala ogromnej słodyczy napełniała moje ciało i docierała do jego najdalszych zakamarków. Wiłam się tak, że musiałam mocno chwycić za przywiązane do moich nadgarstków rzemienie, aby nie uszkodziły mi dłoni.

Zaczynały powracać do mnie zwyczajne zmysły. Z mojej muszelki wylewała się ciepła maź – więc mężczyzna też pewnie szczytował. Cholera, było mi wstyd, przed tym nieznajomym, że zachowywałam się jak dziwka. Ale on podszedł do moich ust i szybkim, sprawnym ruchem zdarł z nich plaster.
-uuaa…- zabolało ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Chwycił moją głowę, podniósł do góry i zatkał mi nos. Zanim zdążyłam się zorientować, wlewał mi do buzi jakiś płyn. Nie miałam szansy zaprotestować. Starałam się jedynie nie zakrztusić. Trochę płynu pociekło mi po brodzie i było mi z tym bardzo nieswojo. Mężczyzna ponownie szybkim ruchem zakleił moje usta i wyszedł.

Cholera, co to było i co to będzie? Czy tak już będzie codziennie. Zrobiło mi się znowu zimno i przeszła mi już ochota bycia zabawką tego nieznajomego mężczyzny.

*****************

– uhm…ymmm… – zaczęłam się budzić. Powoli wyłaniałam się z otchłani snu, wolno odzyskując świadomość. Ścierpłam, jakoś niewygodnie ale mięciutko. Cieplutko. Skuliłam się w sobie i przeciągnęłam. Otwarłam oczy. Mmmm.. jak dobrze. Leżę sobie na swojej sofie w salonie, otulona kocykiem a w oddali widzę światełko w gabinecie męża. Biedny. Znowu zapracowany siedzi przy komputerze.

Kurcze ale co ja miałam za sen: taki straszny i cudowny za razem. Wyciągnęłam zdrętwiałe od niewygodnej pozycji ręce… co to za ślady na nadgarstkach?… Wstałam na równe nogi i sprawdzam czy mam wszystkie części garderoby. Muszę ustalić czy to był tylko sen. Odruchowo zaglądam pod spódnice… o nie… majtki mam założone na lewą stronę…

*****************

6 godzin wcześniej.

Siedzimy na przyjęciu w naszym własnym domu. Mamy piękny dom z duża piwnicą. Wieczór jest ciepły. Rozmawiamy wesoło ze znajomymi. Któraś para przyszła z synem.
– Ciociu – szepnął cicho rumiany blondynek – gdzie tu jest toaleta?
– Zaraz przy wejściu, po prawej stronie – odszepnęłam równie cicho aby nie zdradzać jego tajemnicy. Adaś był miłym chłopcem ale trochę nieśmiałym. Wiedziałam, że mu się podobam – przyglądał mi się cały wieczór. Tylko dzięki mojej dyskretnej uwadze, nie obgryza dziś paznokci. Jego mama nie była wstanie zniechęcić go tej praktyki i któregoś razu poprosiła mnie w sekrecie o pomoc.

Trochę alkoholu zaczęło rozluźniać atmosferę na tyle, że pojawiły się coraz śmielsze tematy. Ktoś opowiedział swoją fantazję – wszyscy wybuchnęli śmiechem ale nikt się nie obrażał.
– A wiecie – zaczęłam – a mi to się marzy, aby mnie mój kotek związał i jakoś zaskoczył.
Wszyscy znowu się śmiali – atmosfera była przez cały czas serdeczna i tylko mój kotek uśmiechnął się jakoś inaczej…
– Napijesz się lemoniady kochanie? – zapytał.

Scroll to Top