Czarna krew

Ten bar w odróżnieniu od innych na tej ulicy był czystszy. I miał swój klimat. Ciężkie,ciemne półki, przeszklone wewnątrz, pełne różnorakich alkoholi wyglądały imponująco. Ciemna, wysoka lada barowa z wbudowanymi pośrodku zmywakami i mosiężnymi kurkami od piwa była barykadą nie do zdobycia, bronioną przez jednego, ospałego jeszcze barmana. Wysokie hookery z tego samego drewna co lada i półki, stały karnie w rządku, czekając aż ktoś je odsunie i sobą przygniecie. Tak samo dystyngowanie ciemne stoły i krzesła z tyłu, też były jeszcze puste…
Nadchodził listopadowy wieczór. Ostatnie promienie zachodzącego słońca, przez małe, prawie matowe szybki, ukazywały mikroskopijne drobiny kurzu wirujące mi przed oczami.
Machnąłem ręką do barmana, pokazując na moją szklaneczkę.
– Też podwójną bez lodu? – mruknął upewniając się.
Kiwnąłem głową, popychając szklaneczkę po wyślizganym blacie. Złapał ją zręcznie zaczynając napełniać zanim jeszcze znieruchomiała. Po pięciu sekundach szklaneczka wylądowała mi przed nosem nie roniąc ani kropli. Spojrzałem szybko, barman siedział już rozparty na swoim krześle z zamkniętymi oczami. Wrócił bezruch…

Zachodziłem tutaj już od trzech dni. Hektor wysłał mi zlecenie na wampirzycę. Od kilku miesięcy, w okolicznych zaułkach i hotelach, znaleziono kilkunastu mężczyzn wyssanych dokładnie z krwi i… spermy. Kilku miało rozerwane tętnice szyjne, inni tylko nakłucia jak po grubych igłach; wyglądało na to że po ognistych stosunkach, kiedy rozanieleni leżeli bezsilnie, ktoś wysysał im krew zanim się zorientowali… potem byli już zbyt osłabieni żeby się bronić. Te poszarpane tętnice… może to zrobiła pogrążona jeszcze w orgaźmie… „Zrobiła” – przyjąłem wersję roboczą, że to musiała być kobieta, bo nigdy nie było jakichkolwiek śladów walki a wszyscy przystojni i młodzi denaci mieli zastanawiająco błogie miny.
Wampiry były pomiotem piekieł. Były wysyłane jako straż przednia, przecierając drogę złu, terrorowi, zwątpieniu i strachowi. Baal zaskoczył nas tylko za pierwszym razem, jakieś osiemset lat temu, kiedy stworzył Drakulę i pierwszą krwawą hrabinę. Potem już nasz mały ale niezwykle skuteczny oddziałek pod wodzą Hektora, niszczył ogniem i wodą święconą, każde wykryte ognisko wampiryzmu… Ostatnio słyszałem o dwustuletnim potworze w północnej Szkocji polującym na młode dziewczyny – ciekawe swoją drogą jak taki okaz zdołał się uchować do prawie dzisiaj. A zupełnie ostatnio bardzo podobny przypadek do tego którym się teraz zajmowałem, tyle że w południowej Bawarii. Młoda prawie – wampirzyca uśmierciła kilku mężczyzn; nigdy to się nie dostało do prasy.
Siedziałem w pubie w Nowym Orleanie i… polowałem. Paradoks – nic nie robiąc i licząc na łut szczęścia, robiłem jednocześnie wszystko co mogłem. Polowałem … statycznie. Byłem śmiercionośnym wabikiem.

Pub powoli zaczął się zapełniać. Stali bywalcy byli raczej zamożni, skoro przesiadywali w najdroższym barze na Bourbon Street. Łatwe i przyjemne dziewczyny też raczej mocno się różniły na plus od tych spod latarni, albo innych barów – właściwie można je było wyłapać wzrokiem, kierując się tylko jednym kryterium… Czy były same… Jeśli były, mimo normalnego, nieprowokacyjnego wyglądu, było dziewięćdziesiąt procent szans, że nie zakończy się tego wieczoru samemu.
Powoli nasilał się gwar, przecinany brzękiem szkła i porcelany.
Poznawałem stałych bywalców po tym, że po wejściu, kierowali się bez wahania do swojego stolika, albo miejsca przy barze, a ospały barman po kilku sekundach stawiał bez pytania przed nimi odpowiedni trunek. Też dostąpiłem tego zaszczytu; pusta szklanka zanim zdążyłem skinąć, została zamieniona jakoś tak „w przelocie” na pełną. Poczułem tylko ruch powietrza, kiedy podniosłem wzrok barman oparty na łokciach przysypiał już przy zlewozmywaku.

I wtedy weszła… Można było wyczuć że szmer rozmów na dłuższą chwilę zmniejszył się o połowę. To stworzenie ociekało seksem. Była kreolką. Delikatna twarzyczka okolona burzą długich, czarnych, kręconych włosów, więcej niż średni biust, sylwetka osy i rozłożyste biodra na kolumnach długich, zgrabnych nóg… W pastelowym żakieciku wyglądała jakby przed chwilą wyszła z biura. Stała w drzwiach omiatając spojrzeniem mroczne wnętrze pubu i oblizując sugestywnie czerwone, pełne wargi wybierała szczęśliwca obok którego spędzi najbliższe minuty. Samotni, nie spuszczali z niej wzroku, w myślach zaklinając żeby usiadła obok nich, ale nie uniosła się w geście pozdrowienia żadna ręka, żaden się nie zerwał żeby przed nią odsunąć krzesło… Wynikało stąd że nikt jej nie znał. Była sama.
Obserwowałem ją nie mniej uważnie niż inni, ale… w lustrach przez butelki z alkoholami. Byłem chyba jedynym z nielicznych, który nie odwrócił twarzy w jej stronę. To ją zastanowiło, zaintrygowało. Nie zwracając uwagi na innych, zrobiła w moim kierunku pierwszy krok. Spuściłem wzrok na szklaneczkę obracaną bezmyślnie w palcach.
Po chwili zobaczyłem jej zgrabne nogi w przezroczystych nylonach i czarnych szpilkach – odsuwała hookera sadowiąc się obok mnie wygodnie. Nie chciało mi się podnosić wzroku ani skręcać głowy, to barman przyciągnął moje zainteresowanie. Powieki spaniela prawie przykryły mu oczy, walczył żeby je mieć lekko uchylone i w lekkim skłonie bez słowa czekał przed nią na zamówienie. Złożyła je i po dziesięciu sekundach miała je przed sobą – „spaniel” znowu zasnął. Opuściłem wzrok wpatrując się spod przymkniętych powiek w szklaneczkę.

– Masz jakieś kłopoty? – aksamitny, nadspodziewanie głęboki głos wyrwał mnie z zadumy.
Powoli odwróciłem głowę, leniwie przesuwając wzrokiem od stóp w górę. Spróbowała przechwycić mój wzrok swoim. Tak samo powoli wróciłem do pozycji sprzed minuty.
– Pytałam, czy masz jakieś kłopoty? – zabrzmiało nieco natarczywiej.
– Nie.
– Odizolowałeś się od otoczenia tak zupełnie, że musisz myśleć o czymś ważnym.
– Gdyby nawet, to chcesz pomóc czy tylko wysłuchać?
– Pomoc kosztuje, a wysłuchać mogę za darmo… jeśli nie będziesz nudził – usłyszałem w jej głosie tajony śmiech i jakby obietnicę towarzyszenia mi.
– Nie będę nudził – pociągnąłem ze szklaneczki i… dalej zapadłem w letarg.
Obserwując mnie bacznie spod oka, nie odzywała się z dziesięć minut. Znowu uniosłem szklaneczkę.
– Uważasz że nie warto cokolwiek mi powiedzieć bo nie zrozumiem? – powiedziała to cicho i wolno, ledwie to do mnie doszło przez przytłumiony gwar sali.
Odwróciłem głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Oblizywała końcem języka usta, śmiejąc się do mnie oczami. Nie powiem, języczek pracował dość dwuznacznie… Była królową nocy a sugerowała że jest tylko córą nocy, szmatą, która pójdzie za pieniądze?
– Nie uważam że nadajesz się tylko do pieprzenia – barman zmusił się do uchylenia powieki, rzucając mi zdziwione spojrzenie typu „takie ciało pcha ci się samo do rozporka a ty olewasz?”
– Bo nie nadaję się tylko do pieprzenia – roześmiane do tej pory oczy zwęziły się zapowiadając nadchodzącą złość.
– Tak myślałem. Ale tym niemniej paru tutaj pewnie chętnie by cię przeleciało i… na pewno byliby bardziej rozmowni – taki tekst mogła potraktować jako koniec rozmowy.
– Nie lubię nudziarzy i sama decyduję kto mnie „przeleci” – prychnęła, zostając na swoim miejscu.
– Mam się z tego powodu cieszyć?
– Miałeś szansę, ale stajesz się za impertynencki – zakomunikowała mi chyba że odpadłem.
– W porządku. Wielu dookoła czeka żebyś zmieniła obiekt zainteresowania i pozwoliła sobie jeszcze tej nocy włożyć – prawie się roześmiałem.
Chciała chyba wstać, ale nagle zastanawiając się nad czymś, skinęła na barmana pokazując na puste szkło. Przynajmniej kilku na sali westchnęło ze zrezygnowaniem odwracając od nas wzrok. Też pokazałem mu oczami że mam pusto. Po chwili następna szklaneczka podjechała mi pod nos po blacie nawet nie obijając pustej, do sąsiadki osobiście się pofatygował.
– Już ci mówiłam. Nie mam nic wbrew żeby mi ktoś włożył, ale tego kogoś sama sobie wybiorę.
– I właśnie straciłem szansę? – teraz ja prychnąłem, uśmiechając się szeroko.
To ją zdenerwowało… mój uśmieszek czy łatwość z jaką z niej zrezygnowałem? Spanielowi uszy się mocno wydłużyły.
– Jesteś na najlepszej drodze żeby ją stracić – zdobyła się na uśmiech, patrząc oczami wyobraźni na coś co tylko ona mogła zobaczyć. Przez chwilę była nieobecna duchem, ale szybko wróciła odwracając się do mnie i promiennie obdarzając mnie błyskiem bielutkich, równych ząbków.
– Lorena jestem – wyciągnęła rękę.
Założyła nogę na nogę odwracając się całym ciałem w moją stronę. Też się wolno odwróciłem oceniając zgrabne, gładkie uda pod trochę podciągniętą spódniczką. Jej uśmiech do mnie, powoli zmieniał się w uśmiech zwycięstwa.
– Cored – uścisnąłem miękką, delikatną dłoń.
Oddała silnie uścisk, był miły ale łatwo sobie mogłem wyobrazić jak bardzo mógłby być silny…
– Masz piękne uda, ale to tylko malutki ułamek tego czego potrzebuję – znowu wróciłem do oglądania szklaneczki.
Znowu ją zaskoczyłem, zagapiła się na mnie zapominając zamknąć usta. Po raz pierwszy od trzech dni na twarzy barmana wykwitło coś na kształt cienia uśmiechu. I raczej nie uśmiechał sie do swoich myśli… Dostała kubeł zimnej wody, ale pięknie z tego wybrnęła.
– Dziwny jesteś. Moje uda cię nie podniecają. Między nimi znalazłbyś może coś co by ci się spodobało… ale do tego jeszcze długa droga – zachichotała jak pensjonarka. – Może skusiłby cię głęboki lodzik do końca… ale tym pewnie też byłbyś znudzony?… – popatrzyła na mój profil z szerokim uśmiechem, chcąc za wszelką cenę odzyskać przewagę – do dzisiaj chyba nigdy nie musiała o nią walczyć.
– Niewiele… nawet bardzo niewiele dziewczyn, wie o co w tym chodzi, a jeszcze mniej potrafi to zrobić naprawdę dobrze – odparowałem.
– Słyszę tęsknotę w głosie – roześmiała się głośno. – Myślę że dałabym sobie radę, ale nie będziemy sprawdzać – podsumowała ze śmiechem.
– Prawie propozycja a potem się wycofujesz? – zagrałem jej na ambicji.
Przejrzała mnie, poznałem po przeciągłym spojrzeniu jakim mnie obrzuciła. Spaniel podjechał ze swoim stołkiem z pół metra bliżej nas.
– To nie była propozycja… Przyznam że intrygujesz mnie coraz bardziej, ale trzeba o wiele więcej żeby znaleźć się w moich ustach – znowu błysnęła zębami…
Wydawało mi się, czyżby wydłużyły jej się kły?… Nie pozwoliła mi się upewnić zamykając usta i patrząc na mnie z uśmiechem Giocondy.
– Jak dużo więcej – nacisnąłem widząc jej podniecenie.
– Podobasz mi się… Na początek musiałbyś poprosić a potem… musiałabym zobaczyć czy chcę.
– Musiałabyś zobaczyć? Co zobaczyć?…
Wzruszyła ramionami ignorując moją dociekliwość. Na usta wypłynął jej rozmarzony uśmieszek, błądziła wzrokiem po butelkach obserwując mnie w lustrach. Zamilkliśmy na dłużej obydwoje, przetrawiając ostatnie minuty. Obok butelki ginu, widniała jej interesująca, subtelna buźka. Też zauważyła że ją obserwuję.
Wampiry jednak odbijają się w lustrach… a już na pewno wampirzyce.

Wyobraziłem sobie jak w tych pełnych ustach porusza się mój nabrzmiały członek wpychając się po nasadę… Jak sama dopycha się głową do moich klejnotów rodowych i wyciągając jednocześnie języczek próbuje zwiedzać napięty woreczek od spodu… Jak… zacisnęła szczęki. Krew bucha na jej twarz, wypluła jeszcze drgające mięsko łapiąc mnie żelaznym chwytem za biodra i podstawiając szeroko otwarte usta pod czerwony strumień… Kły się wydłużają, opierają o dolną wargę… Dość, przecież z tego co wiem jeszcze żadnego nie odgryzła, dotychczas działała w górnych partiach męskich ciał. Chyba za bardzo zapracowała mi wyobraźnia…

Obserwowała mnie ze skupioną miną, błądząc opuszkami palców po swoich ustach. Były coraz pełniejsze a wzrok miała mocno zamglony.
– Nie mogę rozszyfrować o czym myślisz? – wyszeptała patrząc mi w oczy.
Zwykłemu mężczyźnie po takim wyznaniu urosłoby o piętnaście centymetrów ego i zacząłby pewnie zgrywać jeszcze bardziej tajemniczego twardziela, a ja uzmysłowiłem sobie że właśnie mi oznajmiła że moja mentalna tarcza działa. Warto było ponieść kiedyś trochę wyrzeczeń, żeby w takim momencie jak ten dowiedzieć się że dla demona nocy jestem białą kartą zapisaną hłe hłe… sympatycznym atramentem. Nieświadomie poinformowała mnie że mam przewagę, bo wampiry przecież potrafią wedrzeć się do umysłu ofiary i siłą sugestii zmusić ją do tego, czego nigdy świadomie by nie zrobiła. Zniwelowałem jej przewagę, ale sam też nie potrafiłem wedrzeć się do jej umysłu. Więc… remis? Nie… mam przewagę, bo ona nie wie że ja wiem.
Pewnie próbowała we mnie czytać… ale bez powodzenia. I to ją teraz zastanawia. Musiałem doprowadzić do tego żeby przestała się zastanawiać. I to jak najszybciej.

– Myślisz teraz czy mi tylko obciągnąć, czy pójść na całość… na całą noc? – rzuciłem cicho przed siebie.
Obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem.
– Myślę… że jesteś za pewny siebie. Ale na pewno jesteś pewnego rodzaju wyzwaniem, przyznaję.
Upewniłem się teraz całkowicie, że wyciągnąłem prawidłowe wnioski. Trzeba było teraz sprawić wrażenie trochę bardziej zaangażowanego i zacząć naciskać. Normalnemu śmiertelnikowi stałby już od dawna maszt jak Empire State Building, śliniłby się i próbował szczęścia na wszelkie sposoby – łącznie z dyskretnym albo mniej dyskretnym podmacywaniem. Nie mogła nabrać nawet grama podejrzeń.
– Chodźmy do tamtej loży w rogu – patrząc na najciemniejszy na sali zakątek rzuciłem propozycję.
– Po co?
– Mielibyśmy tam więcej prywatności – w jej oczach dostrzegłem zwycięski uśmieszek.
– Zaczynam podejrzewać że chcesz mnie wymacać, a może nawet jeszcze więcej ci się plącze po tej zarośniętej od środka główce… – naigrywała się bezczelnie, myśląc że tu ona rozdaje karty. – Lepiej zostańmy tutaj, będę się bezpieczniej czuła – jechała już teraz na bezczelnego po bandzie.
– Jak chcesz… – udałem zniechęconego jej przenikliwością. – To była tylko niewinna propozycja.
– I niewinnie wymiąłbyś mi spódnicę i podarł majtki – pokazała jak się podpala maluczkich.
Cholera, jakich maluczkich… też już miałem namiot. Poczułem to, bo teraz się na niego gapiła bez żadnego zażenowania czy chociażby odrobiny wstydu.
– Dobra. Nie było propozycji – mruknąłem.
– Ale przyznaj że chciałeś… To zresztą widać – pokazała brodą mój pokaźny namiocik.
Spuściłem głowę jeszcze mocniej, patrząc jakbym go widział po raz pierwszy, jakby był dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
– Widocznie wyczuł w pobliżu jakąś norkę gdzie chciałby się wpasować – stwierdziłem wzruszając ramionami.
– Zachowuje się bardziej naturalnie od ciebie – roześmiała się znowu.

Cichy gardłowy śmiech był nie mniej podniecający od dotychczasowego świntuszenia. Był zapowiedzią i obietnicą bardziej elektryzujących przeżyć. Słysząc coś takiego, chciało się ją zakneblować, zdusić go zupełnie wpychając się dopóki nie zapadłaby cisza.

– Zawsze obserwujesz czy wszystkim stają na twój widok? – znowu przybrałem znudzony wyraz twarzy.
– Wierzę im bardziej niż ich właścicielom… Wyraz twojej twarzy mówi coś całkiem przeciwnego niż on a wolę wierzyć jemu. Pochlebia mi i jest chyba… milutki – znów miała uśmiech Giocondy.
Odwróciłem trochę głowę wlepiając bezczelnie wzrok w jej uda.
– Jesteś w lepszej sytuacji bo ja nie mam tak wyraźnego wskaźnika, ale ona też na pewno jest całkiem… milutka – odpłaciłem jej tym samym.
Zsunęła nogę z nogi, ustawiając je równiutko i zaciskając mocno uda. Znowu ten śmiech… jakby wydobywał się z najtajniejszych głębin kobiecości.
– Musisz mi wierzyć na słowo. Jest – spojrzała mi głęboko w oczy.
– To może ich ze sobą zapoznamy? – to było naturalną konsekwencją naszego dialogu; gdybym jakoś tego nie zaproponował, byłoby to chyba dziwne.
– Patrząc na twoją twarz, to chyba nie jest wskazane swatać ich na siłę – przekomarzała się jak nastolatka. – Ale może się przywitać ze mną… – wyciągnęła szybko rękę ściskając mocno mojego małego i po chwili wracając nią na blat, koło szklaneczki.
– Wstrząsające przeżycie – tembr mojego głosu całkowicie przeczył treści. – Wypadałoby chyba teraz żebym i ja się przywitał…
Rzuciła na mnie szybkim spojrzeniem.
– Jest za płochliwa, możesz mi wierzyć.
– Gdyby właścicielka ją przekonała, prowadząc mnie do niej… wszystko byłoby możliwe.
– Ale… ona woli trochę bardziej intymne warunki.
Faktycznie za plecami siedziało paru napaleńców rozbierających ją wzrokiem, a i barmanowi nie domknęła się jedna powieka.
– W takim razie będę trochę niewychowany i się nie przywitam – wróciłem oczami do szklaneczki.
Ucichło. Uśmiechnęła się pod nosem, odwracając wzrok od mojej twarzy. Chyba poczuła się zawiedziona, może nawet zła że tak łatwo zrezygnowałem.

Kilka minut panowała cisza. Zacząłem podejrzewać że naprawdę się pogniewała, ale może pomyślała że przeholowała i wyszła na ograniczoną konwenansami „cnotkę”, która nie „potrafi się bawić”… zwłaszcza że pozornie straciłem nią całe zainteresowanie. Nie mogła tego przełknąć.
– Może mógłbyś się jednak z nią przywitać, ale nie tutaj.
Robiłem wrażenie przebudzonego z głębokiego snu.
– Co? – odwróciłem nieśpiesznie głowę w jej stronę, nawet przy odrobinie dobrej woli nie mogła dostrzec we mnie grama entuzjazmu.
Milczała, zastanawiając się dłuższą chwilę czy powtórzyć.
– Idę do toalety, jak chcesz to wpadnij tam za minutę, ale nie licz na wiele – powiedziała to, ale po tonie głosu można było wywnioskować że wcale nie jest pewna czy przyjdę.
Nie patrząc już na mnie ześliznęła się z hookera i kręcąc ponętnie biodrami tak żeby skupić na sobie uwagę prawie wszystkich, cicho znikła za solidnymi drzwiami. Byłem tam już wcześniej i wiedziałem że w środku były tylko dwa pomieszczenia bez podziałów na płeć – koedukacyjny kibelek. Musiałem szybko wymyśleć jak chcę to rozegrać. Musiałem iść, musiałem ją tak rozpalić żeby zaczęła kąsać… Ale przecież nie w pełnej knajpie… Mimo to i tak musiałem tam pójść.

Zwlokłem się z siedzenia, paru samotnych podejrzliwie obrzuciło mnie wzrokiem, kiedy ruszyłem dokładnie tą samą drogą, którą przeszła kilkadziesiąt sekund temu ta najseksowniejsza i najniebezpieczniejsza samica jaką znałem w tym mieście.
Podszedłem wewnątrz do pierwszych drzwi – pusto. Otworzyłem drugie, stała opierając się karkiem o ściankę i wysuwając biodra do przodu. Nie zamykając nawet drzwi zrobiłem krok do przodu. Patrzyła mi w oczy nie spuszczając wzroku. Byłem prawie o nią oparty, kiedy skrzypnęły drzwi zewnętrzne. Jedną ręką przyciągnąłem drzwi równocześnie zamykając je na zasuwkę, drugą wpakowałem jej pod spódnicę. Była chyba na to przygotowana, ale drgnęła wysuwając mimowolnie języczek. Pochwyciłem go ustami i wessałem… Na ułamek sekundy rozszerzyła zdziwiona oczy, ale zaraz je przymknęła zaczynając poznawać moje zęby od wewnątrz; był niesamowicie długi, giętki i silny. Odruchowo wysunęła bardziej do przodu biodra.
To były majteczki z najcieńszej chyba bawełny jaką dotąd wyprodukowano. Gorąca, wygolona cipeczka cała zmieściła mi się w dłoni. Trzymałem ją mocno pocierając gwałtownie i jeżdżąc najdłuższym palcem po sztywnej łechtaczce. Po minucie zaczęła głośniej oddychać, prosto w moje usta i poruszać szybko biodrami wpychając wzgórek jak najmocniej w moją dłoń.
Ten ktoś za ścianką widocznie nasłuchiwał, bo nie było żadnych normalnych w tym przybytku odgłosów. Kiedy podniosła wzrok na moją twarz, pokazałem oczami na ściankę. Zrozumiała, ale dalej bezgłośnie wiła się pod moją dłonią.
Podciągnąłem wyżej jej spódniczkę i wepchnąłem łapę w majteczki. Odruchowo chciała uciec, ale objąłem mocno jej biodra i wcisnąłem bokiem w moje krocze. Musiała go poczuć, bo nie szło inaczej… i uspokoiła się rozchylając jednocześnie trochę bardziej uda. Wepchnąłem w nią palec… Sapnęła trochę głośniej cofając się niezauważalnie. To musiało być odruchowe, bo norkę miała już tak śliską, że moment później wsunąłem dwa. Może nawet tego nie zauważyła bo z zaciśniętymi oczami pracowała biodrami jakby tańczyła najszybszy na świecie taniec brzucha. Nabijała się na moje palce (teraz już trzy), jakby chciała żeby dotknęły jej żołądka.
– Ufff, nawet tutaj nie ma spokoju – rozległ się męski głos i chwilę później trzasnęły drzwi od kabiny i usłyszeliśmy odkręcany kran.
Znowu ktoś wszedł, kiedy ten „poszukujący spokoju” mył jeszcze ręce. Znowu trzasnęły metr od nas drzwi od kabiny.

Chciałem wrócić do zabawy jej łechtaczką, kiedy złapała mnie za rękę.
– Dość – szepnęła, właściwie to zrozumiałem z ruchu warg co powiedziała. – Wychodzę zaraz.
Pokręciłem głową, biorąc ją za ramiona i popychając w dół na zamknięty sedes. W ostatniej chwili podtrzymała się rękami żeby nie wyrżnąć całym ciężarem o klapę. Siedząc już, patrząc mi w oczy pokręciła przecząco głową… ale nie miała miejsca żeby się unieść. Gdyby chciała się wyrywać usłyszeliby na pewno ci dwaj za drzwiami a może nie tylko oni. Rozpinałem powolutku rozporek, nic sobie nie robiąc z jej „burzowej” miny. Oczy jej pociemniały a może mi się tylko tak wydawało…
Nie ryzykowałem za bardzo, bo między ludźmi nie mogła pokazać swojej prawdziwej natury i… chyba nikomu jeszcze nie odgryzła.
Zafascynowana patrzyła jak wyłania się gruby, pocięty żyłami konar. Był już sztywny tak bardzo, że kiedy zsunąłem gumkę bokserek, wyskoczył uderzając ją w usta. Odruchowo je otworzyła ale jednocześnie odsunęła głowę. Moja prawa dłoń zanurzyła się w gęste kręcone włosy i przyciągnęła ją jeszcze bliżej niż była poprzednio i… zrobiłem szybki ruch biodrami do przodu.

Nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku, kiedy chował się cały docierając chyba do płuc. Oczy wyszły jej w orbit, ale nie próbowała uciec z głową. Patrzyła mi w twarz czekając co zrobię.
Od zawsze chyba pragnieniem większości normalnych facetów za pierwszym razem, kiedy nie wchodziła w grę wielka miłość a jedynie ostry seks, było włożenie go całego. Nie odbiegałem od normy. Chociaż od kilkuset lat nie zauważyłem żeby o coś więcej w tym wszystkim chodziło. Obie strony od zawsze były nastawione na wyniesienie z tego aktu jak największych korzyści – orgazmu, a tylko kwestią było – jak.
Musiała brać go całego, nie było widać żeby sprawiało jej to jakąś szczególną przykrość albo przyjemność – robiła beznamiętnie to co już robiła tak wiele razy, robiła swoje. Po prostu wbijałem się, opierając się klejnotami co chwila o jej brodę. Trochę mnie deprymowała ta jej niewrażliwość, gruboskórność, czy jak to tam jeszcze nazwać. Robiła to mechanicznie jak lalka, ale robiła to dobrze. Myślała pewnie że dotarcie w głębiny jej gardła odbieram jako złapanie pana Boga za nogi, myliła się. Ale gorąco, wilgoć i ciasnota krtani na mojej główce robiła swoje. Zaczynał drgać… Rozchyliłem jej szeroko nogi kolanami, spódniczka podjechała wysoko, ukazując śnieżno biały pasek bawełny między śniadymi udami. Przymknęła oczy przyciskając jeszcze mocniej usta do moich włosów. To były zimne zawody we wsadzaniu, ale ich jakość i wiedza komu to robię, przeważyły.
Sekundę później ściskała spazmatycznie mi główkę gardłem, próbując połykać całe strumienie spermy. Robiłem to już dawno temu, więc miałem nieliche zapasy, ale łykała tak szybko, że zwykła śmiertelniczka musiałaby się zakrztusić – była dobra w te klocki.
Wyjąłem go pocierając chwilę później nim o policzki, nos – podstawiała usłużnie twarz, żeby go wytrzeć. Nie zważając na to czy ktoś był przy umywalce, wyszedłem zapinając rozporek.

Barman ustawił na naszych miejscach nowe drinki. Opadłem ciężko na swoje siedzenie, jeszcze w locie pociągając porządnego łyka ze szklaneczki. Obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem.
Wróciła pięć minut później, kilka głodnych spojrzeń przypięło się do jej pośladków. Usiadła delikatnie, jakby niepewnie, też sięgając od razu po swój kieliszek. Milczała. Barman już teraz gapił się na nią obleśnie z półprzymkniętym jednym okiem. Musiała umyć twarz i przeczesać włosy, bo absolutnie nic nie wskazywało że jeszcze kilka minut temu musiała zrobić nie całkiem dobrowolnie najgłębszego lodzika, o jakim wielu odprowadzających ją wzrokiem mogło tylko pomarzyć.

– Przesadziłeś – wymamrotała, ale tak żebym ją usłyszał.
– Nic podobnego, sama tego chciałaś – sprostowałem równie cicho.
– Nie wiem czy chcę po tym spędzić z tobą resztę wieczoru – no nie, wrażliwa wampirzyca.
– Trzniam to.
Obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem otwierając usta. Albo teraz wstanie i znajdzie sobie łagodniejszego jelenia, albo jeszcze dużo zniesie żeby mnie do poranka zniszczyć. Została.
Nooo, to teraz musisz znieść już wszystko co wymyślę – pomyślałem. A co jeśli się pomyliłem, jeśli to jest najnormalniejsza w świecie kobieta – ta myśl nieco mną wstrząsnęła. Nieee, nigdy aż tak się nie pomyliłem, od ośmiuset lat tak się nie pomyliłem – krzyczałem na siebie w myślach. Wykluczone!!!
Ale jeśli była jedną z tych uległych, które im bardziej gnębione, tym bardziej są oddane – typ wiecznej ofiary? Wbrew pozorom wcale nie jest ich tak mało… Nie, nie mogę się mylić! To ona wyssała tych nieszczęśników. Przecież widziałem przez moment jej kły!
Patrzyła na mnie skupiona, jakby usilnie próbując rozgryźć o czym myślę. Jeden rzut oka przekonał mnie że mam rację. Bez mojej mentalnej tarczy siedziałbym tutaj jak dziecko przed rozpędzonym pociągiem, byłbym bez szans.
– Myślę że mnie przeprosisz – powiedziała cicho gardłowym głosem.
– Za co?
– Za to że mnie zgwałciłeś…
– Chyba żartujesz. Umiesz to robić i… lubisz to. Łykałaś jak jeszcze żadna, nie broniłaś się… Żartujesz – powtórzyłem.
Barmanowi się mocno wydłużyły uszy.
– Pozory czasami mylą – wyszeptała z wzrokiem wbitym w szklaneczkę.
No nie, brała mnie na litość i niewinność. Niewinna, uciśniona i do tego zgwałcona wampirzyczka. Prawie parsknąłem śmiechem, ale całą siłą woli zachowałem niezmącony pozornie spokój.
– Mogę ci to później wynagrodzić – zaoferowałem nic nie obiecując, byłem w tym przynajmniej tak dobry jak ona.
– O czym mówisz?
– Mogę zrobić wszystko żebyś następnym razem to ty wyszła usatysfakcjonowana – to już brzmiało konkretniej.
– Chyba żartujesz. Jesteś szalony jeśli myślisz że gdziekolwiek z tobą pójdę – naprawdę była zła, do tego stopnia że nie kontrolowała czerwonych błysków w czarnych źrenicach.
Inny może by tego nie zauważył… Upewniłem się po raz kolejny że się nie mylę.
– Nie było przecież tak źle, podobało ci się.
Mimowolny cień uśmiechu przemknął jej przez wykrzywioną złością twarz. Czułem jak opada napięcie. Teraz jeśli się nie myliłem, powinna rzucić mi w kipiel cienką linkę, której żeby być przekonującym powinienem chwycić jak zbawienie, nawet zębami.
– Jesteś mi coś winien, postaw mi następnego drinka a może ci przytaknę – nooo, miałem rację.
– Dla ciebie wszystko – oparłem się jakby przypadkiem o jej udo, sięgając palcami pod spódniczkę. – Przecież tak właściwie to nawet się z nią cywilizowanie nie przywitałem – dotarłem do majteczek przejechałem opuszkiem po sfalbanionej pod bawełną bruzdce i wróciłem ręką na blat.
Oprócz barmana chyba nikt tego nie zauważył. Teraz już uśmiechnęła się pod nosem, to było silniejsze od niej.
– Nie rób tego więcej – nie wiedziałem czy chodzi jej o to co stało się w kabinie, czy o rękę pod spódnicą.
– Czego?
– Trzymaj ręce przy sobie – sprecyzowała.
– Kiedy widzę twoje uda, żałuję teraz że poświęciłem im tak mało uwagi – roześmiała się cicho, osądzając że ma mnie na haczyku i teraz wszystko zależy od niej.
No i dobrze. W stu milionach przypadków miałaby absolutną rację, ale nie mogła się zorientować że tym razem jej nie ma. Musiałem grać swoją rolę.
– Miałeś szansę, ale nie wykorzystałeś jej do końca – mruknęła z uśmiechem.
– Daj mi jeszcze jedną – spojrzała mi głęboko w oczy.
– Nie daję nigdy drugiej szansy.
To wiele wyjaśniało. Nigdy nie spotykała się z ofiarami dwa razy, załatwiała ich przy pierwszym, dlatego policja była tak bezradna. Nie mieli świadków, telefonów, zapisków gdziekolwiek w rzeczach denatów o świetnej lasce z którą mają randkę… Nic.
– Jak chcesz, twoja strata – cień złości przebiegł jej po twarzy.
– Dobra. Powiedz gdzie mieszkasz, a może cię odwiedzę – podejmowała błyskawiczne decyzje, i pewnie właśnie zdecydowała że siedzi obok wyssanego trupa.
– Tu obok, w Rembrandtcie. Pokój 313.
– Nie napalaj się tak. Może (uznała że specjalny nacisk na „może”, da jej pierwszą lokatę w tych nierozstrzygniętych zawodach) przyjdę – obrzuciła mnie z uśmiechem wzrokiem. – Nie rób sobie zbyt dużych nadziei – położyła przed sobą duży banknot i zgrabnie zsunęła się z barowego stołka.
Kilku obrzuciło ją, potem mnie zdumionymi spojrzeniami, poza ich percepcją było odpuszczenie sobie takiego ciała. W ich wzrokach zobaczyłem wypisane wielkimi literami – DUPEK. Uśmiechnąłem się do siebie. Wbrew temu co powiedziała, byłem pewien jak tego że jutro też będzie dzień, że jeszcze tej nocy mnie odwiedzi. Nie można bezkarnie zmusić wampirzycy do laski, albo igrać z nią cały wieczór, nie pozwalając wniknąć w swoje myśli. Ona była moja!!!

Mogłem sobie pozwolić na apartament. Zresztą od stuleci utrzymywałem pewien stały poziom egzystencji – wysoki. Postanowiłem dzisiaj nie spać, przy odpowiednim nastawieniu i motywacji mogłem nie spać nawet tydzień. A miałem obydwa powody. Zresztą, może dzisiaj nie przyjdzie, może jutro, albo pojutrze.
Kazałem sobie przynieść zacną buteleczkę do pokoju i zagłębiony wygodnie w olbrzymim skórzanym fotelu pociągałem ze szklaneczki niefrasobliwie rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Przymknąłem oczy przypominając sobie linię jej ud, gorąco między nimi, ciasnotę i aksamit gardła… Chyba potrzebowałem kobiety. Zapadłem w letarg wspominając jej ciepło i sexapeal, a pomijając niebezpieczeństwo jakim była. Dla niej byłem o wiele bardziej niebezpieczny, niż ona dla mnie. Olać to…

Wyrwał mnie z odrętwienia podmuch chłodnego powietrza, otworzyłem oczy… Stała metr przede mną wpatrując się we mnie czarnymi jak smoła oczami i oblizując chyba nieświadomie pomalowane krwistą szminką usta. Nie byłem tak do końca pewien czy to na pewno szminka, usta już mniej mnie interesowały – już tam byłem, ale cała reszta… Stała przede mną w sukience z czarnej koronki, czarnych wysokich szpilkach i… niczym więcej. Nawet w panującym tu półmroku wyraźnie mogłem sobie obejrzeć malutką kępkę włosów łonowych, gołe lśniące wargi i sztywno stojące sutki na idealnych półkulach. Na tle podświetlonego okna, nie mogły ujść mojej uwadze doskonałe szczegóły jej anatomii. Byłaby marzeniem sennym, gdyby nie…
Nie była nowicjuszką, jeśli mogła przeniknąć przez zamknięte drzwi, chyba trafiła mi się stara i doświadczona wampirzyca. Ale głodna… i to było jej słabością.
– Nie zamknąłeś drzwi – zaszemrało.
Niech mi ktoś pokaże w cywilizowanym hotelu drzwi które możnaby otworzyć od zewnątrz bez klucza albo karty. Musiała mnie mieć za idiotę, albo co bardziej prawdopodobne próbowała mi to zasugerować. Normalny facet mając taki widok metr od oczu, dałby wmówić sobie wszystko niekoniecznie ulegając jej umiejętnościom telepatycznym. Normalny facet… ale ja spiąłem się wewnątrz. Mogła zaatakować już teraz i moje marzenia o wilgotnym i gorącym wnętrzu mogło iść się… Musiałem zrobić coś dla siebie, wynieść z tej „randki” to co chciałem osiągnąć. Chciałem być w niej wszędzie. Mój patyczek spotężniał wydatnie. Zauważyła to uśmiechając się prowokująco i wlepiając w niego wzrok.
– Cieszę się że przyszłaś – pominąłem dyplomatycznie z uśmiechem i milczeniem jej sposób dostania się do pokoju. – Nie zmarzłaś? – nie wiem czy odczytała to jako troskę o jej zdrowie czy ironię.
– Zostawiłam płaszcz pod drzwiami – faktycznie, leżał tam.
Nachyliłem się w jej stronę, wsuwając rękę pod prawie przezroczystą sukienkę. Dotknąłem gładkiego, napiętego uda. Rozsunęła je stając w lekkim rozkroku. Była doskonała. Głaskalem wewnętrzną stronę uda, dochodząc górą dłoni do mięciutkich, uległych warg. Ująłem mocniej nogę przyciągając ją bardziej do siebie. Cały ten czas patrzyliśmy sobie w oczy, leciutko się uśmiechając. Oparła się kolanami o moje rozszerzając je jeszcze mocniej. Nagość jest o wiele mniej podniecająca bez prześwitujących koronek. Rąbek jej sukienki unosił się powoli i opadał podążając za moją ręką, a mój palec gładził rozchylone wnętrze aksamitnych warg. Widziałem każdy ruch mojej dłoni pod tą niezwykłą sukienką, widziałem jak jej coraz bardziej błyszczące wargi poddają się naciskowi palców rozchylając się lubieżnie i zapraszając do środka. Wysunęła nogę opierając się między moimi udami o fotel i przyciągając mi głowę do wysuniętych bioder. Moje usta oparły się o pachnący wzgórek. Otworzyłem je, wciskając w nie elastyczną, nabrzmiałą łechtaczkę. Zadrżała. Głaskałem jej uda wciśnięty ustami we wzgórek Wenery i unosząc dół jej koktajlowej sukienki coraz wyżej. Ta sukienka tworzyła całość ze spodnią sukienko – halką, której nie miała na sobie. Ta jej oszczędniejsza wersja nadawała się tylko do pornola, albo tutaj – nie miałem nic wbrew. Ubrana doskonale widoczna wspaniała nagość jest o wiele bardziej interesująca od wspaniałej golizny. Sztuką jest w takich momentach odpowiednio wyeksponować swoje walory ukrywając jednocześnie wady. Tylko że ona nie miała wad, przynajmniej anatomicznych.
Suknia powoli podjeżdżała do góry odsłaniając zgrabne nogi. Były długie, ale szpilki optycznie jeszcze je wydłużały sprawiając wrażenie że były „do samej szyi”. Rozwarła jeszcze bardziej uda, spychając mi głowę niżej i dociskając ją do nabrzmiałych warg. Trzeba przyznać, smakowała bosko.

– Sam obiecałeś że teraz będzie moja kolej – wymruczała wyginając się jak kotka.
W odpowiedzi spróbowałem jak najdalej sięgnąć językiem. Wygięła w tył ciało przytrzymując się mojego karku i zaczynając jeździć już zupełnie mokrym rowkiem po moich ustach, nosie, całej twarzy. Falowała uczepiona mnie całym ciałem, objąłem jej elastyczne, doskonałe pośladki wgniatając sobie w usta całą jej intymność. Drżała spazmatycznie zginając rytmicznie nogi i „gwałcąc” mi usta. Ale było mi dobrze, bardzo dobrze – to musiało być coś podobnego do tego co czuje dziewczyna kiedy facet wpycha jej się do gardła, a ona w jakimś amoku próbuje ciągnąc go za biodra wepchnąć sobie jeszcze głębiej. Ekstaza… To tak się nazywa. Uniosłem ją za pośladki, wchodząc językiem głęboko w pulsujący tunelik, między rozłożone szeroko postrzępione wargi. Popiskiwała cichutko obijając niekontrolowanie mięciutką szparką moje usta. Nagle podskoczyła obejmując udami moją szyję i zawisła mi na ramionach wyginając się w pałąk i opierając ręce o dywan obok moich stóp. Zrobiła bez wysiłku mostek! Wysunąłem język jak najdalej usztywniając go i uderzając ustami o szparkę wbijałem się między pulsujące wargi. Podtrzymując ją od dołu jedną ręką, drugą od góry ścisnąłem wzgórek unieruchamiając ją kiedy oparła się nim o moje usta. Teraz „wżarłem” się w nią ściskając mocno krągłości i szalejąc językiem w jej wnętrzu. Szarpnęła się mocno raz i drugi, a potem głośno posapując ścisnęła mi głowę w żelaznym imadle swoich ud.
Nie chciałem zginąć ze zmiażdżoną głową.
Objąłem sięgając do tyłu rękami jej kolana, rozwierając jej nogi siłą w szpagat. Pozbawiona podtrzymywania, osunęła się przede mną na puszysty biały dywan z rozłożonymi udami i zadartą sukienką. Jeszcze ciężko oddychając, złożyła je zakrywając ten niecodzienny widok i wpatrując się w moją twarz jedną ręką obciągnęła sukienkę na uda. Gdyby to była normalna sukienka, to może miałoby to jakiś sens, ale widok lśniących zza czarnej koronki warg, wcale nie ochłodził atmosfery. Pewnie zrobiła to odruchowo, ale coś w rodzaju wstydu u tych istot… Byłem zaskoczony. Normalne by było gdyby w szpagacie zaczęła zrywać ze mnie ubranie.

Wyciszona już, siedziała u moich stóp głaskając mnie jakby nieśmiało po udzie, niepostrzeżenie za każdym ruchem zbliżając się do jeszcze naprężonego członka.
Kto przede mną siedział? Nieśmiała dziewczyna, piękna, soczysta kobieta, czy…? Zacząłem teraz serio obawiać się, że udało jej się wtargnąć w moją podświadomość podsuwając mi lukrowane obrazy, odczucia, wrażenia… Nieee. Ciągle logicznie myślałem potrafiąc (chyba) odróżnić rzeczywistość od omamów. Błyskawicznie przeanalizowałem ostatnie minuty, chyba ciągle byłem sobą.
Milczała hipnotyzując mnie wzrokiem. Ucieszyło mnie że zdaję sobie sprawę z jej wysiłków zahipnotyzowania mnie, że to widzę i że normalnie myślę. Po raz kolejny dziękowałem opatrzności i wodzowi za tarczę. Przymknąłem oczy wyluzowując się w fotelu.

Czułem gorącą dłoń głaskającą, ściskającą moją dumę. Gorąco palców dotarło do główki obejmując ją mocno. Uchyliłem powieki. Zgrabna rączka ginęła przez rozsunięty rozporek, pod materiałem spodni.
– Nie spodziewałam się tego po tobie. Zajmę się teraz tobą i znowu będziesz miał dług do spłacenia – wyszeptała z roześmianymi oczami.
Nie wiedziałem czy wzywać S.O.S. – safe ours souls (ratujcie nasze dusze), czy poddać się nastrojowi chwili. Chyba faktycznie miała ochotę na ostry, niezobowiązujący seks a co potem? Przyzwyczaiłem się już do myśli że mam być przekąską… niezjadliwą, ale postanowiłem tego wieczoru uzyskać wszystko co było do uzyskania. Była teraz nieśmiałą, zaspokojoną kobietą, która postanowiła odpłacić partnerowi za doznania na które nie liczyła. Zdecydowałem nie ingerować w bieg wydarzeń, ale wyczuwałem jakąś magmę, jakieś niewidzialne fluidy atakujące mnie i oblepiające ze wszystkich stron. Bardzo chciała poznać moje myśli, wedrzeć się do podświadomości. Zobaczyłem jej wzrok utkwiony w mojej twarzy. Z miny wywnioskowałem że ciągle byłem nieodgadnioną zagadką, ale tutaj nie miała widowni, nie musiała się hamować gdybym przeciągnął strunę. Pozornie niefrasobliwie przymknąłem powieki, zdając się na jej łaskę. Pozornie…
Poczułem wilgotny, gorący i aksamitny języczek na mojej gładkiej, wypełnionej pulsującą krwią, aż sinej z napięcia główce. Nawet nie spostrzegłem kiedy go wysupłała z tekstyliów, może nie wdarła się do mojej podświadomości ale jakoś oddziaływała na moje postrzeganie jej. Była coraz piękniejsza, doskonalsza i… seksowniejsza. Trochę mną tąpnęło, kiedy sobie to uświadomiłem, ale w moim za długim życiu widziałem tyle potworów, że byłem chyba uodporniony na pozory.

Ująłem mocno jej głowę zsuwając karminowe usta z błyszczącego, wyprężonego członka. Spojrzała mi w oczy nieprzytomnym wzrokiem. Pochyliłem się szukając ustami jej ust. Zaskoczona poddała się namiętnemu pocałunkowi unosząc sie niebywale lekko i bez wysiłku na równe nogi. Teraz jej twarz górowała nad moją. Wpiła się dziko w moje usta, ledwie po długiej chwili zdołałem się oderwać. Może to było sugestią, ale miała smak starego, przedniego miodu zmieszany ze świeżością wiosny. Musiała jakoś na mnie wpływać. Opuściłem wzrok, przesuwając ręce na jej biodra. Gorąco elastycznej, napiętej skóry na pełnych, krągłych biodrach było elektryzujące. Spod koronek wydobywał się zapach rozgrzanej samicy, słodko ostry aromat działający jak afrodyzjak. Na tle rozjaśnionej światłem lampy ściany, jej sylwetka widoczna w najdrobniejszych szczegółach, sama była największą z możliwych podniet. Śniade, lekko rozchylone uda nacierały na mój tors, żyjąca swoim życiem malutka cipeczka fascynowała ruchliwością. Wargi rozchylały się i składały w rytm jej ruchów przesuwając się po sobie błyszczącymi falbanami.
Mocno pociągnąłem ją za biodra, przewracając obok siebie. Nie spodziewała się tego. Z piskiem wylądowała za moimi plecami na miękkim, rozłożystym oparciu zostając biodrami w górze. Zadarte nogi rozszerzając się zsunęły sukienkę pokazując całe napięte uda. Nachyliłem się nad nimi pożerając wzrokiem rozwarty pulsujący tunelik między lśniącymi wargami. Pulsował zapraszając do środka. Nabrzmiałym, sztywnym członkiem natarłem na rozpulchniony sokami rowek, rozsuwając szeroko biodrami jej uda. Powiedzenie „wszedł jak w masło” jest oklepane i może nadużywane, ale tak było. Była ciasna, ale tak śliska że wsunął się cały za pierwszym razem. Sapnęła głosniej, rozgorączkowana w tej samej chwili zaczęła ściskać go jakby chciała go wyssać, wycisnąć do ostatniej kropelki mięśniami pochwy. Właściwie poruszanie biodrami było niewskazane. Pracowała nad nim z zamkniętymi oczami, jakby chciała go wciągnąć jeszcze głębiej, jakby tam gdzieś w środku miała dodatkowe usta albo trzecią rękę. Spojrzałem w dół, jej wargi zachowywały się jak usta, obejmując go tuż przy nasadzie, pulsowały wciągając go głębiej, ssąc; w tamtej chwili byłem gotów przysiąc że coś lizało moją główkę, wyciskając z niej przezroczyste kropelki. Stałem znieruchomiały ściskając jej napięte na moich biodrach uda i czując się jakbym był gwałcony, wciągany coraz mocniej w pulsującą rozgrzaną otchłań. Zaczynałem drgać.
– Tak. Daj mi wszystko. Zalej mnie całą. Chcę mieć w sobie wszystko co było twoje – wyjęczała.
Tryskałem fontanną z mojej męskości, wiłem się głośno sapiąc między śniadymi udami. Jej wnętrze połykało bez końca całą moją wilgoć, wysysało, wyciskało z niego ostatnie kropelki.

Uścisk ud na moich biodrach trochę zelżał. Patrzyła na mnie już przytomnym wzrokiem, nie próbując się nawet poruszyć. Lekko zwiotczała końcówka ciągle głęboko tkwiła w bordowych, rozwartych wargach. Położyłem dłoń na wzgórku zaciskając ją na mokrych, mięciutkich włoskach. Kciuk znalazł sztywną, śliską łechtaczkę delikatnie ją pocierając. Przymknęła oczy poddając się chwili i mojemu dotykowi. Sukieneczka podjechała na płaski, napięty brzuszek. Kciuk szalał na łechtaczce, kiedy pozostałe palce gładziły, ściskały masowały mokry, elastyczny, napięty wzgórek. Przymknęła oczy, usta się rozchyliły pokazując różowy języczek między bielutkimi, równymi ząbkami. Kły były już o wiele dłuższe niż powinny być. Spuściłem wzrok wracając do ciekawszych widoków. Wyssany do cna patyczek ciągle zanurzony w pulsującym tuneliku, zaczynał powracać do życia. Czułem jak krew powraca do niego, wypełniając go powoli i rozpychając zaciśniętą szparkę. Lekko uchyliła przymknięte powieki, na twarzy ukazało się coś na kształt niedowierzania… a potem podziwu. Podrzuciła ciałem wysuwając go z siebie i opadając przede mną na kolana. Nabrzmiewał centymetry od jej oczu. Podnosząca się główka dotknęła gładkich, nabrzmiałych ust.
– Zupełnie cię nie doceniłam. Nie domyślałam się że trafiłam na niewyżytą seks maszynę – cicho powiedziała uśmiechając się łobuzersko. – To ja wygram – uprzedziła uśmiechając się szerzej na widok już prawie sztywnego żylastego konara.
– Dawno już nie miałem tak podniecającego ciała – zawazeliniłem.
– To dobrze że tak uważasz. Co chciałbyś teraz zwiedzić? – zapytała rozanielona.
– Wstań – uniosła się z gracją.
– Możesz robić co chcesz, ale później mi za to zapłacisz – wyszeptała mi do ucha zawisając mi na szyi.

Podniecony znowu, opuściłem ręce na jej uda przyciskając ją do siebie i wdzierając się dłońmi pod leciutkie jak skrzydła motyla koronki. Ustępowały zadzierane powolutku do góry udostępniając moim dłoniom twarde a elastyczno aksamitne uda. Poruszyła nimi wklejając we mnie biodra. Mokry, gorący języczek przejechał mi po odkrytej (pod nie wiem kiedy rozpiętą koszulą) piersi. Przesunęła głowę docierając do sutka i omiatając go swoją wilgocią i gorącem. Zadrżałem nagle oprzytomniony brutalnym powrotem do rzeczywistości. Czyżby to teraz? Prysnął guzik i poczułem giętki, gorący języczek na mostku, nagle gorąca wilgoć owionęła mi szyję. Stałem spokojnie gotowy do ostatecznej rozgrywki, a ona lizała coraz to inne partie mojego torsu i szyi, wkładając w to całe serce i sporo inwencji. Powoli się odprężałem, ale żylasty konar powoli stawał się uschłym patyczkiem. Jej błądząca po moich biodrach i udach dłoń odkryła prawdę.
– Co się stało? – tchnęła mi do ucha obejmując go mocno. – Musisz postarać się jeszcze raz – wymruczała.
– Powiedz to jemu – miałem już dość tych gierek.
– Powiem, powiem – zamruczała i znowu na wpół zwiędły członek był na wysokości jej ust.
Przyglądała mu się jakby pierwszy raz widziała coś takiego, jak śmiał nie stać na baczność na jej widok. Nie mogła tego tak zostawić. Otwierając szeroko usta dobiła czołem do mojego brzucha, pakując go sobie całego. Aż syknąłem, to nie było już tak przyjemne jak dotychczas, ale jakby tego nie odbierać efekt był – sztywniał w oczach wypełniając jej całe usta. Z przymkniętymi oczami, wpychała go sobie w szaleńczym tempie odbijając się nosem od mojego brzucha. To już nie był seks, to był kolejny gwałt. Koniecznie chciała wyssać go do sucha i udało jej się to. Znowu tryskałem w gorące głębiny jej gardła, a ona nie otwierając oczu łykała nie roniąc nawet kropelki.
– Chyba wygrałam – cień uśmiechu przemknął jej po twarzy kiedy wstawała przytulając się mocno. – Chodź pójdziemy się zdrzemnąć, może potem odżyje.

Poczułem jej siłę kiedy prowadziła mnie jak dziecko do łóżka, przewracając się na mnie kiedy tylko tam doszliśmy. Schowała głowę pod moją brodą, czułem jej oddech na szyi. Przymknąłem oczy i… zapadłem w jakiś somnabuliczny letarg. Wiedziałem co się dzieje, słyszałem i kojarzyłem wszystko ale miałem nieodparte, dziwne wrażenie jakbym był poza ciałem. Już nie czułem oddechu na szyi, czułem język liżący ją wzdłuż aż do ucha. Otworzyłem oczy.

Byłem przygotowany na coś podobnego ale to co zobaczyłem przerosło moje przygotowanie psychiczne. Potwór który dociskał mnie całym ciężarem do pościeli, nie miał nic wspólnego z piękną kreolką. Kiedy tylko spostrzegła że patrzę, zatopiła w mojej szyi długie, żółte kły. Siwe, rzadkie, skundlone włosy drapały mi policzek, czerwone, przekrwione oczy płonęły szaleństwem, kościste, szare pomarszczone ciało unieruchamiało mi ręce z nadludzką siłą.
Nie wyrywałem się. Czekałem.
Nie minęło pięć sekund kiedy oderwała się od mojej szyi. Z pomiędzy wyszczerzonych w wilczym grymasie zębów, wydobyło się straszne wycie. Tonacja mówiąca o jej wściekłości, bardzo szybko zmieniła się w skowyt bólu. Puściła mnie zwijając się na podłodze przed łóżkiem szybko do pozycji embrionalnej.
Leżałem spokojnie to obserwując. Po następnych kilkunastu sekundach poczułem jakby swąd palonych włosów. Wstałem spokojnie idąc do walizki po opatrunek, żeby zatamować krwotok z szyi. Za moimi plecami ten biedny stwór tarzał się warcząc po podłodze. Czarne koronki rozpadły się od żaru, jej skóra dymiła, na brzuchu i na policzkach zauważyłem kątem oka jak tkanki się rozstępują dając ujście płomieniom. Po pięciu minutach na nienaruszonej podłodze czerniała kupka popiołu i skrawki czarnej, poprzypalanej koronki. Wystarczyło pozamiatać…

Z naszej grupy tylko ja byłem tak uzbrojony… w czarną krew – bardziej trującą dla wampirów niż dla człowieka arszenik zmieszany z kurrarą i jadem kobry. Zaglądałem już niezliczoną ilość razy różnym monstrom w ślepia z najbliższej odległości. Cóż, nawet potwór może się nieoczekiwanie przewieźć, jeśli nie bierze pod uwagę wszystkich ewentualności. Jak w życiu…
A swoją drogą, nie wszyscy w niebie są tacy onieśmielająco grzeczni… i bezgrzeszni.

Scroll to Top