Czekolada i konwalie – opowiadania erotyczne

….Wybiegła nagle z ciemnego korytarza budynku szkoły…już było dawno po lekcjach, ale ona chciała dokończyć stronę internetową na konkurs…Biegła i płakała… on…on, nauczyciel informatyki ją pocałował..tak brutalnie…na chama…nie chciała tego, zrobił to z zaskoczenia…miała szesnaście lat…ale jeszcze nigdy nikt jej tak nie całował…nie w ten sposób…bała się..czuła się poniżona, tak, bo dla niej to nie było pozytywne… czuła się zgwałcona moralnie…zawahała się, pomyślała ze przesadza… ale dla niej to było nieetyczne, była odzwierciedleniem anioła…cudem niewinności.. obiektem pożądania, pragnieniem samego szatana…o tak, bo w każdym się budził szatan gdy na niego spojrzała swoim uwodzicielskim wzrokiem… mimo niebanalnej umiejętności budzenia rozkoszy u obu płci.. czuła się inna, miała szacunek do swojego ciała.. była niebiańską dusza, która była nieskalana nawet dotykiem…nawet nikt nie ośmielił się położyć dłoń na jej brzuchu, kolanie… ledwo co twarzy…była dziewczynką…nie kobietą.. była marzeniem każdego brutalnego grzesznika…w jej siedemnaste urodziny koleżanki zrobiły jej niespodziankę, urządziły imprezę, na która zaprosiły chłopaka którym się interesowała, ale nie tak zwyczajnie… tak naprawdę to codzienne myślała tylko o nim, dotykała go w marzeniach i gwałciła myślami…marzyła ze to ten jedyny, pragnęła go ze wszystkich sil i spazmów swojego niedopieszczonego ciała..ale czy chciała z nim być, nie, nie chciała chodzić z nim za rączkę, nie chciała spacerować, nie chciała chodzić do kina, spędzać czasu wspólnie, pragnęła żeby ją zerżnął, chociaż raz, żeby był tym pierwszym…i żeby ją pieścił i dokańczał się w niej kiedy tylko będzie tego chciała…pragnęła go mieć, mieć fizycznie…psychicznie nie wiedziała czy jest odpowiedni…nie znała go, ale nawet nie pragnęła tego…wystarczyło jej to ze może popatrzeć na jego piękną sylwetkę, błogie, błękitno lazurowe oczy, dzikie spojrzenie, namacalnie nie możliwe do rozszyfrowania…. pragnęła go opętać, ale tylko on był nie do zdobycia…tylko on…cała reszta śliniła się jak te psy na widok jej nawet schowanego biustu pod trzema swetrami, nawet na widok jej dłoni w rękawiczkach…a on nawet nie spojrzał…albo udawał………jednak na urodziny przyszedł… fakt, spóźniony.. ale upragniony…podszedł do niej i przytulił się, wydukał jakieś życzenia i wręczył mały bukiecik konwalii i czekoladę, o smaku tiramisu…ona ją uwielbia, i kwiaty również były wyśnione…takie delikatne i czyste jak ona…była zaskoczona, szczęśliwa, zdezorientowana, spłoszona…i podniecona…znowu poczuła tą żądzę seksu na jego widok… on jakby to wyczuł, wyrwał się z jej uścisku i odszedł… przedarł się przez tłum…nawet nie widziała dokąd idzie…pobiegła lecz na darmo…nie odnalazła go…znikł, poszedł…nie było go na horyzoncie jej patrzenia… we łzach pobiegła przed siebie i widząc pomieszczenie, schowała się w nim, zanosiła się w dzikim krzyku…było jej źle….wypełniona żądza pożądania, nienawiścią i chęcią buntu…nie wiedziała co ma począć….potargała bukiet, zniszczyła i to wprowadziło ją w jeszcze większe rozgoryczenie…nie chciała nic mieć po nim..rozdarła opakowanie czekolady…i wyleciała jakaś kartka…na której było napisane…:” nie płacz, nie warto..przekonasz się już niedługo… nie tylko Ty tego chcesz..on, ja…też…”..poczuła wątpliwość i radość… jej brzuch ogarniało niesamowite uczucie trzepocących skrzydeł motyli… ale wahała się…myslała:..a jak to głupi żart..” Nagle ktoś wszedł do pomieszczenie, chwytając ją za włosy mocno z perswazją pociągnął ją do siebie i namiętnie ją pocałował… nie czuła się źle, czuła się wniebowzięta, cos jej powiedziało ze to on…i cos miało racje, namacalnie palcami, przejechał jej po karku, przeszył po jej gładkim, mlecznym ciele aż po napięte brodawki..cała drżała..milczała… nie protestowała… całe jej ciało mówiło za nią… krzyczało:” bierz mnie, bierz…zerżnij, tak jak to sobie wyśniłam…”ściskał dłonią jej lewą pierś, a drugą ręką nachalnie próbował dostać się do majtek… zdarł je jednym ruchem… czuła wstyd, ale to ją jeszcze bardziej podnieciło.. czuła…że kona, dogorewa z rozkoszy.. pieścił ja mocno po wewnętrznej stronie ud..masował jej różyczkę najpierw palcami, a potem całą dłonią.. wkładał palce głęboko do środka, najpierw drażnił delikatnie się z nią… udawał że ją masuję i nagle niespodziewanie wkładał dwa palce…ona jęczała z bólu, z rozkoszy…całe jej satynowe ciało prosiło o jeszcze… ale on się bawił… nie wiedziała jak ma mu dać do zrozumienia ze jest gotowa, ze pragnie więcej, chce żeby ją rznął, żeby pchał ze wszystkich sil….on tez tego chcial,ale czekał na znak z jej strony…. pocałowała go namiętnie i zabrała jego dłoń ze swojej muszelki, położyła ją na pupci a druga dłonią nadal szczypał jej pierś…nie chciała żeby przestawał, bo dreszcz jaki pod wpływem kąsania jej biustu ja perfidnie nieziemsko podniecał….jęczała… odsunęła się od jego ust… i zaczęła namiętnie gryźć jego brodawki… obudziła się w nim dzika bestia…zwariował…już nie czekał na jej pozwolenie,pociagnal ja za brzuch i położył… stanął nad nią i obserwował ją, wręcz podziwiał jej ciało w całej okazałości…najpierw dotykiem odkrywał jej najczulsze punkty, później językiem doprowadził ja do rozkoszy, pieścił ustami jej różyczkę, gryzł ją namiętnie, kąsał….ruchał ją językiem jakby robił to co najmniej penisem…podobało jej się to, na chwile przestał wbijać się w jej dziurkę, zaczął ssać jej ziarnko rozkoszy- łechtaczkę.. ugryzł ja aż zawyła, łzy jej pociekły ale kręciło ja to….lizał jej pachwiny, jej dziurkę… nasycał się tym, niczym miodem, ambrozją bożą… rozkoszował się każdą kroplą świadcząca o jej erekcji…. fascynował się tym…. penis stał mu na baczność, tak ze nawet nie drgnął…gdy zaprzestały u niej spazmy, ocknęła się i chwyciła go w obie dłonie, bo w jedna nie dala rady, zaczęła go ssać…delikatnie…najpierw sama końcówkę, a potem na zmianę wsadzała go głęboko aż po same jaja….ssała, a on wył, tak go kręciło to ze zaczął ja rżnąć w twarz…w usta jechał jakby w muszelkę…oboje zachwycali się tym…tylko słychać było ich jęki… drapała paznokciami jego jądra i pieściła cala dłonią…ciągnęła ustami jego sterczącego penisa i nadgryzała go, tak ze jęczał z bólu i z rozkoszy, wtedy poprosiła go żeby ją zerżnął…nie uprzedziła że jest cnotliwa…podniósł ją z ziemi i przyciągnął do siebie blisko…pocałował namiętnie, mało nie połknął jej języka…splatali się… rzucił ja na łóżko… i wszedł, mocno z całej siły, aż dziewczyna krzyczała, piszczała z bólu, ale zabroniła mu przestać, wręcz kazała mu się rznąc dalej, błagała o jeszcze, nie pozwalała mu przestać… krzyczała: jeszcze, jeszcze…(!!!)..pchał ją ile miał siły…. dochodzili oboje do ostatecznego orgazmu….nagle wybuchło…ich płyny, efekty spazmy, konsekwencje dzikich, spełnionych orgazmów… spływały po jej gorących drżących udach… a on nie wahając się zaczął to lizać… lizał ja od ud, aż po szyje, nie opuszczając żadnego miejsca, namiętnie ze opadła wycieńczona na podłogę, a on zaraz za nią położył się… i nadzy zasnęli, powiązani w jedno ciało….pocałowali się i na nowo ich języki się plątały… postanowili, ze nikt o tym się nie dowie….i ze może kiedyś jeszcze powtórzą to i stworzą arcydzieło dwóch namiętnie splątanych ciał… przypieczętowali to głębokim pocałunkiem, gdy koleżanki spotkały ją, zadały pytanie:” gdzie byłaś, co robiłaś…tak się martwiłyśmy…???!!!..a ona rozmarzonych wzrokiem spojrzała w dal…i odpowiedziała…”nic, nowego…odpłynęłam myślami daleko stad.., nie martwcie się, tylko marzyłam…jak zawsze..”…a w duchu dodała..:”…na szczęście tym razem na jawie.

Scroll to Top