Normalnie Marcel nie polował w klubie. Odstręczały go te odpicowane lale, napite, naćpane i napalone dziweczki za pięć złotych. Nie, raczej dziesięć. Tyle kosztowało piwko w tej tancbudzie. Nigdy nie nacieszysz się tym, co przyjdzie zbyt łatwo… W łóżku były nudne do bólu i schematyczne, i kapryśne, jeśli tylko spróbował zrobić coś inaczej. Minetka, lodzik, gumka, ruchanko i do domu. Dziesięć lat temu nawet mu to wystarczało. Teraz był dorosły. I do tancbudy przychodził… tańczyć.
Z wiekiem jego wymagania rosły. Już nie szukał w dziewczynach ani zainteresowania ani urody, które choć istotne, w żadnym wypadku nie wpływały na jego decyzję. Musiało po prostu zaiskrzyć. Kiedy poczuł mentalny rezonans z drugą osobą, włączał mu się instynkt najbieglejszego myśliwego i nic nie mogło mu stanąć na przeszkodzie. Nawet mąż… czy napakowany mięśniami towarzysz.
Jak teraz. Na widok zgrabnej blondynki wszystkie zmysły stanęły Marcelowi na baczność. Tańczyła po przeciwnej stronie sali, dlatego dotąd jej nie spostrzegł. Wyraźnie podpity mężczyzna co i rusz chwytał ją ostentacyjnie w ramiona, ale po jej minie widać było, że nie sprawia jej to przyjemności. Podobnie jak taniec – poruszała się sztywno, niczym pod przymusem. Marcel postarał się podejść możliwie blisko, zatańczył na wprost niej, wpatrując się w nią intensywnie.
Wreszcie pochwycił jej spojrzenie na długą chwilę. Uśmiechnął się. Widział wyraźnie, że poczuła to samo, co i on, złapali kontakt. Już była jego.
Sekret udanych podrywów w jego wypadku nie leżał w uwodzeniu wszystkiego co się rusza, co siłą rzeczy powinno dawać pewną liczbę sukcesów. Kluczem było dopasowanie. Kiedy obie strony poczują wzajemny magnetyzm, „podryw” jest tylko formalnością. Choć czasem występowały utrudnienia. Co bynajmniej nie odbierało Marcelowi motywacji.
Po pierwszym kontakcie dziewczyna chyba się zawstydziła, bo zaczęła go unikać. Nie rezygnował jednak. Obserwował ją przez dobrą godzinę, z wzajemnością. Początkowo rzucała tylko nieśmiałe, krótkie spojrzenia, ale kiedy odkryła, że napotyka jego wzrok za każdym razem, zaczęła rozmyślnie przeciągać te chwile. Teraz poruszała się zwinniej, bardziej zmysłowo, a Marcel rozkoszował się widokiem kołyszących się bioder i szczupłych dłoni przebiegających co i rusz wzdłuż ciała. Nie miał wątpliwości. Tańczyła dla niego.
Jej facet w końcu musiał to spostrzec. Wściekł się jak ukąszony pitbul. Marcel instynktownie przesunął się w tańcu bliżej wyjścia, gdzie stało dwóch ochroniarzy, więc mięśniak chcąc nie chcąc zrezygnował z natychmiastowego obicia mu mordy. Pytanie tylko czy całkiem odpuścił, czy tylko odłożył wykonanie wyroku na stosowniejszą chwilę… W razie czego do samochodu niedaleko, a pod siedzeniem Marcel miał broń na ślepaki i atrapę policyjnego koguta. Nie raz uratowały mu skórę.
Póki co jednak nie zanosiło się na krwawą zemstę. Nie mogąc się wyżyć na rywalu, mięśniak zrobił awanturę dziewczynie. Marcel oczywiście nie interweniował, chociaż kiszki skręcały mu się na widok skulonych w przestrachu drobnych ramion. Tym razem nie dał się przyłapać na patrzeniu, tanecznym krokiem zawirował w kierunku toalet. We własnych oczach okazał się tchórzem, ale nie musiał nim być w jej oczach…
Zamierzał pocieszyć ją później.
Kiedy wyszedł z łazienki, blondynki nigdzie nie było. Nie mogła wejść do ubikacji, bo pod drzwiami damskiej wiła się długa kolejka. Rozglądał się uważnie, ale nie mógł dziewczyny znaleźć… Jej znajomi stali przy barze jak gdyby nigdy nic, ona zniknęła. W szatni także jej nie było, ale z braku kolejki mogła po prostu chwycić ubranie i wybiec.
Tak czy siak, Marcelowi odechciało się tańczyć. Bez niej klub wydawał się opustoszały, a muzyka nieznośnie głupia i katująca uszy. Nie zastanawiając się długo Marcel odebrał swoją kurtkę z szatni. Jeszcze kiedyś będzie okazja. Nie wątpił, że utkwił dziewczynie w pamięci, zapewne zechce wrócić i go poszukać.
Na zewnątrz okazało się jednak, że zawarcia tej znajomości nie będzie musiał odkładać na później. Blondynka siedziała zasmucona na betonowej donicy z kwiatami po przeciwnej stronie ulicy. Przewiesił kurtkę przez ramię i podszedł do niej bez wahania.
– Co się stało?
– Zerwał ze mną.
– Czemu? Bo nagle zaczęłaś się dobrze bawić?
Spojrzała na niego z wyrzutem. Marcel udał, że nadal nie rozumie, uśmiechnął się rozbawiony.
– Przeze mnie?
– Raczej przez to, że on nie potrafił mnie rozruszać.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Nietypowa, niebanalna.
– Chodź, odwiozę cię do domu.
Podniosła się z donicy, tak po prostu, jakby przyjaźnili się od lat, a propozycja była w stu procentach naturalna. To akurat nie dziwiło go wcale. Często tak było między nim a dziewczynami, które wybierał.
Poprowadził ją do Lancera, przypatrując się ukradkiem, czy auto zrobi na niej wrażenie. Nie zrobiło. Wydawała się zmęczona i przygnębiona, biednego Lancera nie zaszczyciła nawet jednym, choćby niewerbalnym komentarzem. A może i dobrze.
– Marcel jestem – powiedział, gdy wsiedli.
– Aneta.
Dziewczyna podała nazwę ulicy i obróciła głowę w bok, zniechęcając do jakiejkolwiek konwersacji. Patrzyła przez boczną szybę znużona. Ożywiła się dopiero, gdy dojeżdżali do celu, poprowadziła bocznymi, słabo oświetlonymi uliczkami. Kazała zatrzymać się przed niedużą willą. Marcel zgasił silnik i zapatrzył się na nią w półmroku. Nie pchał się na siłę do domu.
Wiedział, że będzie ją miał. A czy dziś czy innego dnia – co za różnica? Nie zamierzał wszystkiego zepsuć niewczesną presją. Aneta chyba to wyczuła.
– Przepraszam, że nie byłam zbyt zajmującym pasażerem – zaczęła. – Jestem zmęczona.
– Może kawa pomoże?
– I jeszcze pewnie w miłym towarzystwie? – spytała zaczepnie.
– To zależy, czy masz tam kogoś miłego w domu.
– Nie chcesz wejść?
– Chciałbym. Ale jesteś przecież zmęczona.
Uśmiechnęła się.
– Chodź, może kawa mi pomoże. A jeśli nie, to sobie pójdziesz.
Wyjął kluczyk ze stacyjki. Aneta powstrzymała go ruchem ręki.
– Zaczekaj. Otworzę ci bramę, zaparkujesz sobie na podwórku. Żeby ci nikt zabawki nie ukradł.
Poczuł się lekko dotknięty sarkazmem, z jakim wdeptała nieszczęsnego Lancera w ziemię, ale nie dał tego po sobie poznać. Nie traktował samochodu jako zabawki ani tym bardziej magnesu na laski, ale lubił go. Wjechał na podjazd i wysiadł prędko, bo Aneta już wchodziła po schodkach. Automatyczna brama zasuwała się powoli.
Marcel nie omieszkał odgryźć się za uszczypliwą uwagę, gdy tylko weszli do przedpokoju.
– Swoją zabawkę noszę zawsze przy sobie.
Zrozumiała aluzję, odwróciła wzrok, ledwo powstrzymując uśmiech. Wyraźnie próbowała utrzymać resztki konwenansów albo może jakichś własnych zasad postępowania z mężczyznami, ale niezbyt skutecznie. Zapaliła światło w kuchni i mimowolnie kokieteryjnym ruchem ręki zaprosiła go do środka.
– Sama mieszkasz?
– Z rodzicami. Pewnie już śpią.
Przygotowywała kawę w ciszy, podbarwionej tylko lekko brzęczeniem lodówki. Mimo milczenia i obecności obcego mężczyzny nie była skrępowana, poruszała się znacznie swobodniej niż w klubie. A on przyglądał się jej zupełnie tak samo jak wtedy, zauroczony jej wdziękiem.
Szklanki z kawą postawiła na stole, rozlewając co nieco. Więc jednak była zdenerwowana. A może podekscytowana? Wróciła do blatu kuchennego po ściereczkę i lekko pochylona przetarła stół i szklanki.
Spojrzenie Marcela tymczasem ześliznęło się po jej kształtnej pupie. Sięgnął ręką, miał ochotę wsunąć dłoń pod majtki, poczuć to szczególne ciepło, sprawdzić, czy jest naturalna, czy ogolona… w ostatniej chwili się opanował i położył rękę na jej plecach, tuż powyżej kości ogonowej.
Stali teraz bardzo blisko siebie. Marcel przyłożył wargi do jej szyi i dotknął delikatnie językiem. Czuł, że sprawił jej przyjemność. Mimo to jeszcze usiłowała zaprotestować.
– Słuchaj… Może tego po mnie nie widać, ale miałam ciężki wieczór. Dwie godziny podskakiwałam w hałasie, potem facet zrobił mi awanturę…
– Nic się nie bój. Zrobię ci masaż, rozluźnisz się, poczujesz lepiej. Jestem dżentelmenem. Jeśli nie będziesz chciała nic więcej, to mnie wyrzucisz.
– Tak – skrzywiła się. – Faceci zawsze tak mówią.
– Nie wiem. Mnie żaden tak nie powiedział.
Marcel wziął szklanki, a Aneta westchnęła i zaprowadziła go do swojej sypialni na samym końcu korytarza.
Zapaliła tylko nocną lampkę przy łóżku, która dawała łagodne, rozproszone światło.
– Mam się położyć?
– Usiądź. Na leżąco źle się pije – mówiąc to wręczył jej kawę.
– Myślałam, że chcesz mnie masować.
Zdjął buty. Wypił duszkiem połowę swojej szklanki i postawił ją przy lampce.
– Dam sobie radę. Ty się relaksuj.
Usiadł przy dziewczynie na łóżku i odgarnął jej włosy za ucho. Ucałował szyję poniżej, jednocześnie ręką delikatnie masując kark. Pozwolił, żeby poniosła go intuicja, wodził palcami w górę i w dół, po szyi, skórze głowy pod włosami, wreszcie po twarzy. Wyczuwał jej zmęczenie i resztki stresu ulatniające się stopniowo.
– Wypiłaś? To idź zmyj makijaż – zarządził.
– Ale będę wyglądała okropnie…
– Zawsze śpisz umalowana?
– Odechciało mi się spać.
Nie marudziła więcej, posłusznie poszła do łazienki, zostawiając go samego. Marcel przesunął poduszkę na bok, oparł się plecami o ścianę nad wezgłowiem i dopił powoli swoją kawę. Dał Anecie chwilę na ochłonięcie i przemyślenie decyzji. Jak dotąd robiła wszystko, co chciał, bardzo dobrze. Ale miał ambicję załatwić sprawę w taki sposób, żeby potem nie miała do niego pretensji. I żeby chciała się spotkać ponownie. Miał wiele pomysłów, nie do zrealizowania w jedną noc.
Wróciła nie tylko z umytą twarzą, ale i przebrana w luźniejsze ciuchy. Marcel nie wiedział, jak to zinterpretować – poczuła się na tyle swobodnie, żeby założyć ubrania łatwiejsze do zdjęcia, czy po prostu dawała mu do zrozumienia, że pora zakończyć wizytę…?
– Będzie ten masaż? – zapytała z uroczą nieśmiałością.
– Już był. Nie pomogło?
– Rzeczywiście czuję się trochę lepiej…
– Chcesz więcej?
– Tak.
– Do usług.
A więc bawimy się dalej. Zachętę Marcel potraktował poważnie, klamka zapadła, teraz już nie pozwoli się spławić tak łatwo. Położył dziewczynę na łóżku i przysiadł okrakiem na jej pupie. Masaż ponownie zaczął od karku, by po krótkiej chwili przenieść dłonie na ramiona i potem łopatki. Kiedy dotarł na sam dół pleców, wsunął dłonie pod szarą koszulkę i bezceremonialnie przesunął ją w górę. Stanika pod spodem nie było.
Aneta uniosła się na przedramionach.
– Zdjąć?
Skrzywił się. Nie lubił, kiedy dziewczyna próbowała współdecydować. Większość trzeba było dopiero nauczyć, co im wolno, a co nie.
– Nie przejmuj się. Miałaś się relaksować.
Zdjął jej koszulkę sam, troskliwie uwalniając najpierw jedno ramię, potem drugie, przełożył ją przez głowę i odrzucił na bok. Teraz uciskał mięśnie nagich pleców nieco mocniej, aż Aneta zaczęła pojękiwać. Wtedy podparł się z boku i znów gładził ją delikatnie wolną ręką, śmiało dołączając do tego usta. Od paru minut miał erekcję i postarał się, żeby to poczuła. Nie nachalnie. Mimochodem. Koncentrując jej uwagę na pieszczotach.
Odwrócił ją na plecy i spojrzał w oczy. Ujrzał dokładnie to, czego chciał, rozszerzone źrenice przepełnione zadowoleniem i ufnością.
– Dziękuję za masaż – powiedziała Aneta półgłosem.
– Cicho bądź. Jeszcze nie skończyłem.
Najpierw obejrzał ją sobie dokładnie. Nie miała modelowej figury. Wprawdzie piersi miała ładne i kształtne, ale na brzuchu i w talii było wyraźnie zbyt dużo tłuszczyku. Marcelowi nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu. W przeciwieństwie do Anety. Od razu wyczuł jej zawstydzenie.
Wiedział co z tym zrobić. Udawanie, że problemu nie ma – wykluczone. I żadnych słów. Żadnych bezpodstawnych komplementów. Są skuteczniejsze sposoby.
Zsunął się nieco w dół i dalszą część czułego masażu poprowadził właśnie na brzuchu. Pieścił go i całował ze szczerym, swobodnym zaangażowaniem, tak długo, aż w końcu dziewczyna zrozumiała, że akceptuje tę niedoskonałość. Uśmiechnął się do niej.
Klęknął nad nią, obejmując jej biodra udami. Wyciągnęła do niego ręce, chcąc zdjąć mu koszulkę, ale chwycił ją za nadgarstki i stanowczo przycisnął je do łóżka. Pocałował namiętnie w usta, i trzymał jej ręce mocno, póki nie poczuł, że rezygnuje z oporu. Chyba wreszcie zrozumiała, kto tu rządzi.
Puścił ją. Zaczął całować jedną pierś, drugą delikatnie masował ręką. Obydwa sutki szybko stwardniały, a dziewczyna zaczęła drżeć i wzdychać z przymkniętymi oczami. Poczuł jak mimowolnie porusza biodrami, więc włożył jej kolano między nogi. Aż otworzyła oczy z wrażenia. Zaraz jednak zamknęła je z powrotem. Ocierała się kroczem o jego udo, a on przyglądał się jej twarzy. Nie robiła tego, żeby go podniecić, robiła to dla własnej przyjemności, powoli, jak w transie. Świetnie.
Pozwolił jej na to jeszcze przez chwilę, ale widząc, jak coraz bardziej zatraca się w rozkoszy, cofnął nogę i otrzeźwił ją lekkim klepnięciem w policzek.
– Widzę, że mój masaż ci się spodobał – stwierdził z nutką ironii w głosie.
– Weź mnie… – jęknęła patrząc na niego półprzytomnie.
– Nie.
– Proszę…
Sięgnęła do jego krocza, żeby go przekonać, ale skwitował jej starania pobłażliwym uśmiechem.
– Zabierz rękę.
– Ale…
– Zabierz.
Wycofała się i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Chcesz na tym poprzestać?
– Nie ty o tym decydujesz. Jak zechcę to poprzestanę.
– Co? Więc ja nie mam nic do powiedzenia?
– Nic.
Dłuższą chwilę zajęło jej zrozumienie, że albo on prowadzi albo nikt. Straciła pewność siebie, może nawet straciła ochotę na dalszą grę.
– Więc co mam robić?
– Odpręż się. Skup na sobie. Poczuj tę seksualną energię, która przez ciebie przepływa.
– Dziwny jesteś.
– Wiem.
Zamknęła oczy z westchnięciem, wyraźnie przekonana, że nastrój prysł. Marcel tylko na to czekał. Przyłożył wargi do jej szyi, rozchylił je i zaczął pieścić skórę językiem. Zaledwie paru sekund trzeba było, żeby jej ciało przypomniało sobie erotyczne napięcie, które władało nim przed chwilą, i znów poddało się pieszczotom. Wystarczyło, że dotknął językiem sterczącego sutka, a dziewczyna znów zaczęła się wić i jęczeć bez skrępowania.
Marcelowi zrobiło się gorąco. Dla ochłonięcia zdjął koszulkę i skarpetki. Nabrzmiały penis rozpychał mu spodnie. Marcel musiał się mocno pilnować, żeby nie zedrzeć z dziewczyny reszty ubrań i nie zerżnąć jej jak burą sukę… O, nie pora na takie zabawy.
Uniósł obie jej nogi w górę i zsunął miękkie legginsy z pupy. Usadowił się wygodnie i przesuwając legginsy coraz wyżej kontynuował masaż, najpierw uda, potem kolana, aż po łydki i stopy. Uwolnione i wymasowane nogi rozłożył na boki. Siedział teraz między nimi i niedbale pieszcząc rękami wnętrze ud, obserwował twarz Anety. Z każdym ruchem to zbliżał się palcami do majtek, to oddalał, drocząc się z nią i podniecając tym do szaleństwa. Znów poruszała biodrami w górę i w dół, a gdy tylko musnął zagłębienie między udem a osłoniętym majtkami kroczem, zatrzymywała się w napiętym oczekiwaniu na więcej.
Mógłby się tak bawić właściwie całą noc, ale miał na uwadze, że ona jest zmęczona. Jeśli będzie zwlekał zbyt długo, całe napięcie wypali się zamiast skumulować… Odsunął na bok materiał majtek i trącił nosem porośnięte przystrzyżonymi włoskami wargi. A potem wsunął pomiędzy nie język, tak głęboko jak zdołał sięgnąć. Aneta jęknęła ochryple. Wyprężyła się, wygięła ciało w łuk, a on podążał za nią, nie pozwolił jej uciec. Otworzyła oczy i wbiła w niego spojrzenie przepełnione nieziemską żądzą.
Dość podchodów na dziś. Marcel zdjął spodnie razem z bielizną, a potem figi Anety. Ugiął jej nogi i położył się między nimi. Przyssał się do jednego z nabrzmiałych sutków. Dziewczyna jęczała już nieprzerwanie i wpatrywała się w niego, poruszając biodrami natarczywie. Niech będzie. Pomagając sobie ręką wbił się w nią mocno i głęboko. Teraz nie przyjęłaby już delikatnych pieszczot, chciała ostrego rżnięcia, widział to w jej oczach. Dał jej to, czego pragnęła.
Popychał ją tak mocno aż całe jej ciało przesuwało się w górę i w dół. Jęczała coraz głośniej, przestraszył się, że obudzi rodziców, więc zatkał jej usta dłonią. Próbowała się uwolnić, ale był silniejszy.
– Nie walcz ze mną – warknął. – Chciałaś się pieprzyć, to się pieprz. Krzyczeć będziesz jak ci pozwolę.
Poddała się. Wprawdzie dyszała, dmuchając mocno w jego palce, ale przestała się wyrywać. Uśmiechnął się i w nagrodę ucałował ją w pierś. A potem znów zaczął się poruszać. Poszedł na całość, przestał się hamować, wbijał się w nią coraz gwałtowniej, bliski zupełnej utraty kontroli nad zwierzęcym popędem. Nie nadążała już za nim, znieruchomiała, oddała mu się bez reszty, dysząc i pojękując zbliżała się do szczytowego momentu. Aż wreszcie naprężyła całe ciało, na krótką chwilę zamarła, stęknęła głośno i opadła bezsilnie na łóżko.
Marcel jeszcze chwilę poruszał się w niej, ale i sam był bliski orgazmu, wyjął więc członek i dokończył ręką. Pozwolił by nasienie trysnęło Anecie na brzuch i piersi. Oddychał gwałtownie. Więc koniec. Po wszystkim. Osunął się na bok i wziął kilka głębokich wdechów. Powietrze przesiąknięte było zapachem ich potu, oboje byli cali mokrzy z wysiłku.
Długą chwilę patrzyli sobie w oczy. Marcel machinalnie gładził jej włosy, uśmiechnięty lekko.
– Kochałaś go? – zapytał.
– Sama nie wiem.
– A on ciebie?
– Pewnie nie…
– Ja cię kocham.
Aneta uniosła brwi i skrzywiła się.
– Jasne.
Nie uwierzyła mu. Marcel przywykł do takich reakcji, ale poczuł nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Nie drążył tematu.
– Może to zabrzmi głupio w tym momencie, ale… dasz mi swój numer?
– Tak ci dobrze było? – zadrwiła.
– Chciałbym cię jeszcze zobaczyć. Zabrać do restauracji albo na spacer…
– A dziewczynę masz?
Marcel westchnął. Co miał na to odpowiedzieć?
– Jak by ci to wytłumaczyć…
– Czyli masz.
– Słuchaj… ja nie angażuję się w tego rodzaju związki.
– Aha. Wolny ptak?
– Niezupełnie. Mam pewne zobowiązania…
– Znaczy jednak masz dziewczynę.
– To bardziej skomplikowane… Potrafię sprawić, że kobiety są zadowolone, daję im przyjemność, oparcie, pomagam. Taka jest moja rola jako samca.
– Strasznie kręcisz. Zróbmy tak: ty mi podasz swój numer, a ja zadzwonię do ciebie, jeśli będę miała ochotę na dobry seks, może być?
Zastanowił się. Nie lubił oddawać kontroli nad sytuacją.
– Nie.
– Boisz się, że zadzwonię w nieodpowiednim momencie, co?
– Nie muszę przed nikim ukrywać swoich znajomości.
– Więc czemu nie chcesz mi dać telefonu?
– Mogę ci dać, żaden problem. Ale w zamian za twój.
Aneta uniosła się na łokciu i odgarnęła włosy opadające jej na twarz.
– Wiesz co? Idź sobie. Nie mam ochoty na romansik bez zobowiązań, rozumiesz? Dostałeś to czego chciałeś, więc nie musisz mi mydlić oczu wyznaniem miłosnym. Fajnie było, ale z tym trochę przesadziłeś. Idź już.
Nie odpowiedział. Pozbierał ciuchy i ogarnął się szybko. Ubrany już i w butach pochylił się jeszcze nad nią i pocałował na pożegnanie w policzek. Jutro pewnie pożałuje, że go spławiła, potem kolejne dni będzie co i rusz zerkać z nadzieją przez okno, a w piątek pójdzie do klubu licząc, że tam się na niego natknie. Do piątku Marcel zdąży się zastanowić, czy chce, żeby się na niego natknęła.
W samochodzie sięgnął do kieszeni w drzwiach kierowcy. Czekając aż włączona przez Anetę brama odsunie się, wyjął komórkę. Sześć nieodebranych połączeń, trzy SMS-y. Wszystkie od jednej osoby. Odpisał szybko.
„Nie martw się, nic mi nie jest. Dobranoc”
Zaledwie dostał raport o doręczeniu SMS-a, telefon rozdzwonił się głośno. Marcel odebrał niechętnie.
– Skarbie, mówiłem ci, że dzisiaj będę miał zajęty wieczór. Jest dobrze po północy, idź spać. Rano do ciebie przyjadę, teraz nie ma sensu. Wytrzymałaś do tej pory, to i do rana wytrzymasz. Rozłączam się, bo właśnie ruszam z parkingu.
Rzucił komórkę na siedzenie pasażera, uruchomił silnik i wyjechał powoli na ulicę.