Gdzie ta keja…

Wstałem wcześniej, bo w Giżycku już od siódmej tłok w toaletach a nie lubiłem godzinami czekać na prysznic. Monika też się zerwała, zostawiając śpiącego po ciężkim wieczorze Zbyszka. Wracaliśmy właśnie, kiedy towarzystwo gromadnie wybierało się z ręcznikami na brzeg. Ruch zresztą zrobił się na wielu łódkach. Zapowiadał się piękny dzień, słońce przypiekało już mocno. Monika zaczęła się krzątać po kambuzie koło kawy. Stanąłem – jak to skiper – w zejściówce i przeglądałem rozłożoną na pokładzie gazetę. Gazeta była pretekstem, bo tak naprawdę przyglądałem się kątem oka apetycznej suczce na stojącym burta w burtę Tangu. Chyba też udawała, że z zainteresowaniem czyta książkę, ale nie uszło mojej uwadze, że jej dłoń błądzi po dekolcie bluzki muskając pierś – a jakże – powabną. Obserwując to czułem, jak mój nie sparowany z żadną panią i nie używany od trzech dni kutas rozpiera pod pokładem luźne bokserki. No tak, trzeci dzień rejsu i nic. Ale nie pierwszy rok prowadziłem rejsy i wiedziałem, że jeśli załoga składa się czterdziestek – coś się musi zdarzyć. Jako zawodowiec – nie mogłem wykonywać pochopnych ruchów – te należały do załogi a właściwie – do załogantek. Sąsiadka czuła mój wzrok i jej dłoń poruszała się coraz bardziej nerwowo.
– Ranny z ciebie ptaszek – zagaiłem wreszcie – Jurek jestem – wyciągnąłem rękę przez burtę.
– Ewa – poczułem wilgotną dłoń.
– Lubię się uporządkować po nocy – popatrzyła znacząco – a i nie wiadomo co dzień przyniesie. I puściła oko ! Moja pała stanęła na baczność i w tym momencie poczułem jak pod pokładem moje bokserki zjeżdżają w dół a ciepłe usta obejmują kutasa i zaczynają wolno ssać. Monika. Na chwilę zamilkłem zaskoczony, przełknąłem ślinę, pomyślałem – „a raz kozie śmierć” i mówię :
– A może dasz się zaprosić na kawę ?
– A, chętnie, zanim moi wrócą z porannej toalety – nie mam nic do roboty.
– Zeszła na pomost, weszła do kokpitu i kiedy postawiła na stopniu zejściówki, zobaczyła Monikę obciągającą sterczącego, konkretnego kutasa.
– O la la, co się tu wyprawia – rzekła miękko półgłosem i zeszła niżej…. Kiedy schodziła pochylona, nad rozchyloną bluzeczką zobaczyłem sterczące na baczność sutki. Nie miałem wielkiej możliwości manewru – musiałem stać dalej opierając się łokciami o pokład i „z zainteresowaniem” czytać gazetę. Załogi mogły wrócić w każdym momencie, chociaż widząc tłumy kłębiące się koło toalet – trochę to jeszcze pewnie potrwa. Suczki okazały się pracowite. Na przemian ssały i lizały jaja. Pod pokładem praca wrzała, zauważyłem, że Monika bierze kutasa bardziej gwałtownie, więc kiedy przyszła na nią kolej – jedną ręką objąłem ją za głowę i mocniej zruchałem ją w usta. Zamruczała z zadowoleniem jak dzika kotka – było jasne, że lubi być dominowana. Ewa dawała odetchnąć bo ssała delikatnie i lizała go z wyraźną lubością. Pomrukiwała, kiedy Monika delikatnie podkręcała jej sutki. Wiedziałem, że długo już nie wytrzymam. Suczki też to wyczuły i jak na komendę klękając oparły się o koję wypinając zgrabne i ponętne zady. Noooo, tego było za dużo! Szybkim spojrzeniem obrzuciłem nabrzeże i widząc, że mam kilka minut zszedłem na dół. Trudno o piękniejszy i bardziej kręcący widok niż dwa sucze zady i wilgotne, chętne pizdeczki. W Monikę wszedłem sztychem jak w masło. Stęknęła, kiedy dopchnąłem do końca. Objąłem jej dość bogaty biust i pchnąłem rytmicznie kilka razy. Weszła w rytm po drugim ruchu ale …. druga obok czekała a czasu niewiele. Kręciło jak cholera, że rżnę obrzmiałą jeszcze po innym kutasie cipę. Sprawiedliwie obdzielałem sztychami, zgodnie czekały na swoją kolej. Kiedy wiedziałem, że zaraz trysnę – wyjąłem – wyczuły przerwę i wiedziały co to znaczy. Monika zaczęła i Monika skończyła. Resztę wyssała i zlizała Ewa. Chwilę potem – obciągnięte bluzeczki, wygładzone kiecki i w kokpicie kawę podaną na stół piła zgodna trójka z zaprzyjaźnionych łódek. Kiedy kwadrans później wróciły załogi – twarze już bez rumieńców. Błysk w oczach. No ale – słońce świeciło ostro – nikt się nie przyglądał….

Scroll to Top