Głód seksu

Nie widzieliśmy się dłuższy czas – z banalnych powodów, praca, grypa, obowiązki domowe a głód narastał.. Głód seksu i głód emocji. Seksu jako takiego – bo i ona i ja nie mieliśmy możliwości „wyżycia się” poza naszą relacją. I głód emocji – spokoju, jaki sobie dajemy i zrozumienia, bo nie ma między nami napięcia, jesteśmy jakby ulepieni z jednej gliny. Z tym samym sposobem odczuwania, z tymi samymi sposobami na ukrycie wrażliwości, z tymi samymi potrzebami i z takim samym głodem.
Zwykle spotkania zaczynały się spokojnie.. od rozmowy, dotyku, uśmiechu, bliskości, by w końcu znaleźć spełnienie w akcie miłości fizycznej. Dziś.. dziś nie byłem w stanie zapanować nad sobą. Może nawet nie tyle nie byłem, co nie chciałem.
Iskra! Niespiesznie ale jednak szybko zdejmowane z siebie ubrania, zapach za którym już zdążyłem zatęsknić, miękkość skóry i sposób dotyku, który nie podsyca żądzy ale daje przyzwolenie na czerpanie przyjemności. Pierwsze zetknięcie się nagich ciał – jej chłodna skóra i moje rozpalenie. Jing i jang. Kobieta i mężczyzna.
Sekundy cieszenia się samą bliskością i już po chwili oddała swoje ciało mojej żądzy. Z cichym uśmiechem przyjęła mnie w siebie. Kołysanie, bujanie, wzmacniany rytm, pulsowanie. Przytuleni syciliśmy się intymnością najbliższą z możliwych. Czułem jak narasta w niej przyzwolenie na bycie swobodną, jak od biernej zgody przechodzi do aktywnego brania. Szczytowała raz za razem a ja wciąż nie mogłem nasycić sie jej ciałem. Brałem w nieskończoność i wciąż byłem głodny.
Po godzinie trwania na samym szczycie chwila na oddech – wino, świece, muzyka. Odpalała papierosa drżącą dłonią. Usiadła naprzeciwko mnie i po prostu się uśmiechała. Poczułem, że tego uśmiechu brakowało mi jeszcze bardziej niż fizycznego spełnienia. Rozmowa o czasie i rzeczywistości ,która nas rozłączyła – zaledwie na chwilę, ale jak dotkliwie odczuwalną. Uspokajające się tętno, opadające napięcie mięśni i my dwoje: nago, na przeciwko siebie w świetle świec.
Spokój. Wszechogarniający spokój i coś na kształt spełnienia. Spełnienia emocjonalnego – tu i teraz, bez perspektywy wstecz i bez horyzontu przed nami. Chwila zawieszona w czasie i przestrzeni. Spełnienie emocji i głód cielesności. Nie zapanowałem nad sobą. Chwilę później szeptała z przymrużonymi oczami, że realizuję jej fantazję o swobodnym i nieskrępowanym braniu. Klęczałem przed nią zatapiając usta pomiędzy rozchylonymi płatkami. Szeroko rozłożone uda i łydki oparte o oparcie fotela i stół.. Mój język pomiędzy, w środku, w poprzek, wzdłuż, delikatnie, mocno, gwałtownie, ledwie wyczuwalnie… Najpierw jeden palec, potem kolejne wewnątrz niej i język, który nie przerwał opętańczego tańca na jej łechtaczce. Wsunięta do połowy dłoń. Mocno i bez opamiętania. Kochanka jęczała głośno i podsuwała biodra by jeszcze, by dalej, by głębiej. Zapach i smak kobiecości na mojej twarzy, na języku, w nosie, na policzkach.
Do tej pory moje dłonie pachną jej podnieceniem. Wciąż czuję smak miodu na podniebieniu. Smak miodu. Dokładnie tak, smak miodu. Kiedy podniecenie wypływało z niej delikatną smużką i zatrzymywało się na rozchylonych płatkach, zlizywanie przeze mnie smakowało słodyczą. Smak miodu, który doprowadzał do ekstazy. Nigdy wcześniej nie odczuwałem takiej rozkoszy z obdarowania kogoś pieszczotami. Ona w swobodnej pozie – wygodnie – rozparta – poddająca się najlżejszemu muśnięciu. A w oczach zaskoczenie i uwielbienie. Urywany oddech, falujące w takt moich ruchów piersi. Miałem nadzieję, że widziała w moich oczach uwielbienie. Dla niej całej; dla ciała, które mógłbym całować i gryźć w nieskończoność, dla świadomości którą współdzieliła ze mną, dla czułości i wrażliwości. Tej czułości, którą na co dzień skrywała pod maską złej, zepsutej kobiety. W tym momencie i w tej chwili nie było większego szczęścia – chciałem wpić się w nią ustami i czerpać dla siebie dając rozkosz.
Moje oczy dziś również miały swoją ucztę. Obraz niespodziewany i zachwycający. W migotliwym świetle świec każdy milimetr skóry skrzył się w jasnozłotym kolorze. Piękne, zadbane ciało. Kobiecość w pełni rozkwitła, dojrzała, świadoma swoich atutów.
Mówiła moje imię na dziesiątki sposobów prosząc o jeszcze i o to bym przestał, bo oszaleje z rozkoszy. Od cichego szeptu, przez ledwie dosłyszalne mruczenie aż po jęk spełnienia. Spływałem jej sokiem – ociekałem smakiem miodu. I wciąż było mi mało. Wciąż chciałem więcej, mocniej, bardziej. Kolejna chwila na uspokojenie oddechów. Kolejny kieliszek chłodnego wina. Dwoje dorosłych i dojrzałych ludzi siedzących na przeciwko siebie. Ze spokojem. Z zapatrzeniem. Z zachwytem. Jak w tańcu dała się poprowadzić do łóżka. Niedbałym ruchem poprawiła niesforne włosy, pochyliła głowę czekając na moje obecność. Pożądanie ledwie opanowane znów wzięło górę. Wszedłem w jej rozedrgane wnętrze gładko. Delikatnie i spokojnie. Nie planowałem, nie przewidywałem, nie myślałem – po prostu byłem w niej i dla niej. Powoli, sycąc się każdym drgnieniem ciała, napawając się każdym skrzywieniem ust i zmarszczeniem brwi, czując jak cała drży i jak się napręża. Spokojnie i powoli – bez pośpiechu tak charakterystycznego dla naszych spotkań. Wbijałem się w głąb aż do zagubienia granicy pomiędzy tym gdzie ona i gdzie ja. A wokół nas aura zapachu – mojego podniecenia, jej miodowej słodyczy, ledwie wyczuwalnego aromatu perfum i zapachu włosów w które wtulałem twarz.
Chciałem wziąć ją dla siebie ale w pewnym momencie po prostu dotarło do mnie, że się kochamy. Mocno i spokojnie – kochamy się. Nie uprawiamy seksu, nie pieprzymy, ale właśnie „kochamy”. Ja dawałem jej wszystko co miałem a ona dawała mi całą siebie. Zespolenie i zjednoczenie. Seks podniesiony do najwyższego poziomu. Kolejny raz pulsowanie wewnątrz niej, zaciskające się usta, wstrzymany oddech, rozrzucone ręce na poduszce.. Kilka ruchów i zastygła ze łzami w oczach. Wtuliła się w moje ciało. Mokry policzek przytuliła do ramienia. Oddychała głęboko, niespokojnie. Zjednoczenie.
Po chwili objęła mnie ramionami i obsypała pocałunkami. Kilka sekund zawahania i znów zaczęliśmy powolny marsz ku szczytowi. Podniecenie paliło nie tylko w podbrzuszu – wypełniało mnie całego. Ja sam – cały sobą – byłem głodem jej ciała. Kilka miarowych uderzeń bioder o wewnętrzną stronę zaciśniętych ud i poczułem że szybuję na skrzydłach orgazmu. Późniejsze spazmy jej ciała były jak echo mojego uniesienia, kilka ostatnich ruchów wewnątrz niej i opadła bez sił na łóżko.
Słowa tak dziś nieważne. Słowa. Ważne. Wstrzymywane i kontrolowane. A za nimi kryjące się emocje. Uwspólnione emocje, moje i jej – nasze.
Położyłem głowę na zagłębieniu jej ramienia. Delikatnie gładziłem to, co chciałbym zjeść, ugryźć, wziąć dla siebie. Delikatny dotyk na brzuchu i piersiach, na udach i szyi. Byłem dla niej i dzięki niej. Przekazywałem dotykiem to, czego nie chciałem nazywać słowami, czego nie odważę się chyba nigdy nazwać.
Prężyła się i znów pozwalała pragnieniu naszych ciał przejąć kontrolę. Spierzchnięte usta wyszeptały jedną prośbą – „Zerżnij mnie jeszcze, proszę..”
Palce same znalazły drogę do jej wnętrza. Powoli, bez zbędnego pośpiechu otworzyłem drogę do jej kobiecości. A potem mocno i brutalnie, miarowe ruchy dłoni – aż do wytrysku. Mokrą dłonią przesunąłem przed jej nosem. Uwielbiam ten zapach seksu, kobiecość i słodkiej wodnistości tryskającej spomiędzy płatków.
Zmieniliśmy pozycję – znów mogłem zanurzyć usta pomiędzy jej wargami sromowymi, wetchnąć zapach w głąb płuc, poczuć jak pragnienie „więcej” wypełnia mnie energią. Jej usta zaciśnięte na moim znów sztywniejącym członku. Nakaz-prośba by sama stymulowała siebie. Karmiłem swoją Bestię poprzez oczy. Widok wyuzdania w pełnej krasie – długowłosa piękność z kutasem w ustach, posuwająca się własną dłonią. Im bliżej była spełnienia tym mocniej jej zęby zaciskały się na mojej męskości. Przed oczami – ledwie kilka centymetrów od twarzy miałem różową, pulsująca różę w pół nakrytą smukłymi placami. Jeden ruch wykonany instynktownie – bez intencji, bez kalkulacji – i jeden z moich palców zanurzył się w jej wnętrzu. To był początek końca – poczułem jak spazmy rzucają całym jej ciałem. Stłumione penisem jęczenie. Raz po raz zaciskające się zęby na główce penisa. Spazmatycznie łapane powietrze. Ucichła i znieruchomiała.
Uśmiech zadowolenia i bijące gwałtownie serce. Spełniona i spokojna.
A ja chciałem jeszcze.. więcej.. mocniej..

Scroll to Top