Mój skarb

Postaram się opowiedzieć wam moją fantazję, a potem ją… zrealizować.

Preludium:

Czy zastanawialiście się kiedyś co sprawia wam NAJWIĘKSZĄ przyjemność?
Nie myślę tu o pozycjach, perwersjach czy sposobie pieszczenia. Ja zanurzając się w swoich doświadczeniach odkryłem że… Mnie największą przyjemność daje spełnienie partnerki.

Moja żona Kasia, zarazem matka naszego rocznego Kamilka jest uroczą, zmysłową i nietuzinkową kobietą. Śliczna „anielska” twarz i burza brązowych, lekko kręconych włosów w połączeniu z oczami potrafiącymi uwieść każdego faceta były wystarczającym wabikiem. Do tego bogato wyposażona przez matkę naturę w jędrne piersi wielkości dużych melonów i dużą ale zgrabną pupę, przy wzroście 169cm… potrafi rzucić na kolana.

Poznaliśmy się 5 lat temu.

Ja, zdobywający wszelkie możliwe „patenty”, wysportowany, przy swoich 180cm, niebiesko-zielonych oczach i ciemnych włosach również wzbudzam spore zainteresowanie wśród przedstawicielek płci przeciwnej. Zainteresowanie którego zwykle nie odwzajemniam.
Tak. Jestem nieśmiały. Dusza romantyka uwięziona w ciele playboya.

Kasia widać „poleciała” na taką konfigurację. Zdobyła mnie. Niedługo będziemy obchodzić drugą rocznicę ślubu. Rocznicę którą zapamięta do końca życia. Co dla niej szykuję?
Dowiecie się wszystkiego przed nią.

Żeby dodać „smaczku” opiszę wszystko tak, jak widzę to oczami mojej wyobraźni. Jak by to się już działo. Tyle że stanie się to za niecałe dwa tygodnie.

*—–

Przygotowania.

Nie jest łatwo. Delegacja za delegacją.. Firma wykorzystuje mnie do granic możliwości, ale przynajmniej godziwie płaci. Dobrze znam zasady tej gry. Chcesz kasę? Sprzedaj swój czas. Bolesne. Samo życie. Zgadzamy się wspólnie na ten stan rzeczy. Nie ma innego sensownego wyjścia.
Mimo nielimitowanego czasu pracy i pomocy rodziny Kasia też nie ma lekko. Ciągły stres, niedospane noce a przede wszystkim moja nieobecność. Przylatuję na kilka dni wymordowany ciągłymi zmianami stref czasowych. Teściowie za ścianą, maleństwo w łóżeczku obok czujne na każdy szept. Spłaszczyliśmy nasze życie intymne do minimum. Kasia posmutniała i przycichła.

Teraz było inaczej. Wziąłem trochę wolnego i działałem. Znalazłem odpowiedni hotel, zarezerwowałem pokój na weekend. Wiedząc jak kocha kwiaty, odwiedziłem kilka kwiaciarni, zamówiłem 300 róż z dostawą w umówionym terminie i zacząłem biegać po sklepach.
Kosmetyki, bielizna, świece, suknia… Musiałem sporo się napracować żeby zebrać wszystkie elementy niespodzianki. Jeszcze restauracja…
Piątek wieczór. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Moje słoneczko nawet się nie domyśla co dla niej przygotowałem.
Kuszenie.

Pomimo całego swojego seksapilu, moja żona jest osobą stonowaną. Doskonale zdaje sobie sprawę jak działa na facetów, ale nie wykorzystuje tego. Ubiera się raczej skromnie, stara się nie rzucać w oczy i odnoszę wrażenie, jakby chciała pozostać niezauważona. Moim zadaniem będzie odkryć ją od nowa. Poznać i spełnić jej marzenia chowające się w głębi duszy.
Czy mi się uda? Oceńcie sami.

Nastał piątek. Dzień naszej rocznicy.
Dzieciaka „sprzedaliśmy” rodzinie. Na dworze powoli się ściemniało.
Z uśmiechem na twarzy wręczyłem mojej lubej bukiecik róż i małe pudełeczko szepcząc życzenia na uszko. Większa paczka stała przy moich nogach. Podałem jej żeby rozpakowała.
– Piękna – wyszeptała, wyciągając czerwoną, zwiewną, ociekającą zdobieniami suknię.
Nie zdradzając reszty planu zaprosiłem ją do restauracji, znanej z piątkowych imprez tanecznych. Nie wahała się chwili. Zarzuciła mi ręce na szyję i mocno ucałowała. Oddałem pocałunek i delikatnie odsunąłem od siebie.
– myślę że powinnaś się przygotować. Taksówka przyjedzie o ósmej. Niewiele czasu pozostało, – poszła do łazienki zrobić się na „bóstwo”. Ja wskoczyłem we wcześniej przygotowane ubrania. Czarna, lekko przezroczysta, satynowa koszula z haftowanym smokiem, którą przywiozłem z Chin doskonale pasowała do atłasowych spodni. Kompletu dopełniały lakierki i srebrny łańcuszek na szyi. Wręcz lśniłem. Zadowolony ze swojego wyglądu zerknąłem na zegarek.

Kiedy wyszła, omal nie straciłem równowagi. Wyglądała zjawiskowo. Burza brązowych, opalizujących włosów tworzyła wokół przedziwną aureolę. Delikatny makijaż kontrastował z ostrą połyskliwą czerwoną szminką pokrywającą jej usta. Suknia idealnie podkreślała kobiece kształty perfekcyjnie eksponując piersi, a krwistoczerwony wisiorek hipnotyzował, nie pozwalając oderwać wzroku. Wycięcie sięgające prawie do samego biodra odsłaniało zgrabne udo, jak gdyby materiał żył i zamiast zasłaniać, starał się pokazać coraz więcej.
Taksówka już czekała.

Kiedy wprowadzam Kasię do restauracji robi się cicho. Kilkadziesiąt par oczu kieruje się w naszą stronę. Pożądliwe spojrzenia panów wręcz pożerają ją wzrokiem. Lekko się zarumieniła. Odnoszę wrażenie że podnieca ją ta sytuacja. Po chwili podszedł kelner. Kilkadziesiąt par oczu odprowadza nas do stolika.

Kolacja jest wyśmienita. Kasia delektuje się każdym kęsem wspaniale przystrojonych, pachnących i niezmiernie apetycznych dań.
Czerwone wino podane do posiłku jest nadzwyczaj dobre. Ja z racji dalszych planów tylko kosztuję, natomiast mój skarb co raz upija łyczek z lampki. Skutkiem długiej abstynencji (przecież niedawno skończyła karmić) odporność mojego słoneczka na alkohol jest minimalna.

Z instrumentów wydobywają się pierwsze ciche dźwięki. Orkiestra szykuje się.
Rozpoczyna się bal. Buchnęła muzyka. Walc wiedeński! Kasia aż podskoczyła.
– Chodźmy zatańczyć – spojrzała z błagalną minką. Wie że ciężko wyciągnąć mnie na parkiet. Dziś jednak się nie opieram. Dziś jest JEJ noc.
Prowadzę ją, dumny jak paw, delektując się podążającymi za nami spojrzeniami.
Kasia nie zwracała już na nie uwagi. Teraz liczy się tylko taniec. Szpileczki delikatnie wystukują rytm razem z orkiestrą. Jest tak zwiewna. Wydaje się wręcz nieuchwytna, jak by nic nie ważyła. Zatraca się w tańcu. Z gracją wirujemy na parkiecie. Zamknęła oczy i pochłania każdą chwilę bliskości. Każdy krok, muśnięcie, dotyk…
Kolejne tańce przelatują jak wielobarwne motyle, pozostawiając uczucie piękna i radości.
Orkiestra robi przerwę. Odprowadzam moją cudowną do stolika. Jej rozmarzony wzrok mówi wszystko. Jest szczęśliwa.

Ja jednak czekałem na tango. Taniec drapieżny, porywający i zniewalający a zarazem magiczny, rozpętujący piekło w duszy i sercu. Tango którego uczyłem się w tajemnicy od miesięcy. Które jest marzeniem mojej żony. Dziś jest egzamin. Mój egzamin.
Zatańczyć tango…

Przerwa dobiega końca. Znów stoimy na parkiecie. Pierwsze takty. W oczach mojej partnerki zdziwienie. Uśmiecham się tajemniczo. Przywieram do niej. Przyjmuje pozycje. Jeszcze liczę kroki. Powtarzam w pamięci wykuty schemat – salida, cruzada, rezolution – „Od obcasa!!!” przypominają mi się słowa instruktorki. – promenade… – Kasia prowadzi się doskonale. Kolejna figura. Czyta w moich myślach. Perfekcyjna harmonia. Łasi się do mnie jak dzika kocica gotowa w każdej chwili wbić pazury w swoją ofiarę. Widzę podniecenie w jej oczach. Ona ma tango we krwi. Nie salonowe, udomowione. Szarpiące tancerzami. To prawdziwe, rodowite. Wywodzące się z burdeli i portowych spelunek Argentyny. Podnieca, kusi, doprowadza na skraj szaleństwa… Świat przestaje istnieć. Taniec pochłania nas całkowicie. Już nie liczą się kroki. Każdy ruch, dotyk, spojrzenie gotuje krew. Królują emocje. Dzikie, niekontrolowane. Rozrywające ubrania na strzępy. Pożerające. Palące każdy zakątek duszy i ciała. Czas stanął w miejscu. Jesteśmy tylko my i nasze tango. Rozpaleni, zwarci w uścisku, na skraju rozkoszy. Jedno ciało, jedna dusza. Całkowite zatracenie…

Milkną ostatnie takty. Łzy szczęścia spływają po jej policzkach. Są dla mnie największą nagrodą. Scałowuję je namiętnie. Przytulam mocno. Zdałem…

Rzeczywistość dobija się do nas. Dziwny szum wokoło wgryza się w umysł. Zaczyna do mnie docierać. Wokoło dziesiątki par oczu. Patrzą na nas. Patrzą z podziwem. Biją brawo! Kasia wodzi błędnym wzrokiem po zachwyconych twarzach. Oddycha szybko. Przyciskam moje usta do jej ust. Cichy jęk próbuje wyrwać się z jej gardła. Nie pozwalam mu uciec. Idziemy do stolika.

Kasia długo się nie odzywa. Jak by próbowała zgadnąć co jeszcze dla niej przyszykowałem.
Może jeszcze tańczy wymarzone tango? Dopija resztkę wina. Ogniki wciąż igrają w jej oczach. Już po północy.
– Wracajmy do domu. Pragnę cię. – prosi rozedrganym głosem. Ja jednak mam inne plany na tę noc. Otaczam ją ramieniem. Stoi na lekko chwiejnych nogach. Wyprowadzam ją z restauracji. Limuzyna już czeka. Jedziemy.

Kasia chce się do mnie dobrać. Jest niemiłosiernie rozpalona ale wiem że muszę ją powstrzymać. Szofer coraz spogląda we wsteczne lusterko. Pewnie wiele już widział. Dzisiaj jednak przedstawienia nie będzie. Muszę się powstrzymać. Wewnątrz kipię, gotuję się. Przyrodzenie uwiera niemiłosiernie nie mieszcząc się w przewidzianej przestrzeni a każdy dotyk ukochanej wypala żywym ogniem piętno na mej skórze. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie czas. Uchylam okno żeby zaczerpnąć chłodnego nocnego powietrza. Ostudzić emocje. Głęboki wdech pomaga. Kasia nie rozumie czemu ją odtrącam w takiej chwili.
– co się stało? – pyta rozczarowana, zawiedziona. Z wyrzutem w oczach. Delikatnie całuję ją w policzek.
– Poczekaj, poczekaj jeszcze chwileczkę – maszyna pędzona setkami koni gna wąskimi uliczkami naszego miasta. Kasia już zauważyła się że nie jedziemy w stronę domu.
Limuzyna zatrzymuje się. Lokaj otwiera drzwi. Pomagam wysiąść mojemu skarbowi. W jej spojrzeniu widzę coraz więcej znaków zapytania.
– Tu nikt nam nie będzie przeszkadzał – rzucam zdawkowo z tajemniczym uśmieszkiem. Reszta wyjaśni się sama.

Wchodzimy do hotelu.
Recepcjonistka uśmiecha się przyjaźnie. Jeszcze tylko pytam czy wszystko zostało przygotowane, kiwa głową potwierdzając i odbieram kartę do drzwi. Ostatnie piętro, apartament w narożu otoczony przeogromnym tarasem. Dyrekcja zadbała należycie o swoich klientów. Poinformowałem że może być głośno. Postarali się żeby pokoje wokół były wolne, więc nikomu nie będziemy przeszkadzać.

Jeszcze przed drzwiami chwytam ją w pasie i dociskam do ściany. Składam na jej ustach namiętny pocałunek. Nasze języki splatają się w szaleńczym tańcu. Ręce krążą w zwariowanym tempie gniotąc ubrania, pieszcząc i rozpalając ogień namiętności. Dla niej jest to obietnica seksu i szybkiego zaspokojenia rozszalałych żądz. Dreszcz przechodzi jej ciało. Jeszcze nie wie jak bardzo się myli. Kuszę ją jeszcze chwilę i z trudem odrywam się.
– Jak bardzo mi ufasz? – pytam patrząc głęboko w oczy.
– Całkowicie – wyszeptuje drżącym głosem.
– Czy zgodzisz się na WSZYSTKO co dla ciebie przygotowałem? – nie musi nic mówić. Oczy odpowiadają za nią. Cichutko szepcze – Tak.

Otwieram ciężkie dębowe drzwi apartamentu. Silny, czysty zapach róż uderza zmysły i na chwilkę paraliżuje. Z głośników sączy się cicho „Think twice” Celine Dion. Wchodzimy głębiej. W pokoju panuje półmrok. Ciężkie zasłony zamykają przestrzeń, odcinając nas od świata zewnętrznego. Kilkanaście świec rozrzuconych w różnych miejscach stara się rozświetlić pomieszczenie. Udaje im się jedynie złamać mrok. Na ścianach tańczą cienie rzucane przez pełgające ogniki. Wzrok powoli przyzwyczaja się . Widzimy coraz więcej. Drzwi zamykają się za nami z cichym trzaskiem zamka, jakby oznajmiając że już nie ma odwrotu. Ogromny pokój jest wręcz po brzegi wypełniony kwiatami. Na środku dumnie prezentuje się potężne małżeńskie łoże, otulone krwisto czerwonym baldachimem. Z góry wykończone lustrami robi powalające wrażenie. Mała szafeczka nocna i stojak z szampanem w lodzie dopełniają kompozycji. Kasia, oszołomiona zapachem róż tuli się do mnie jak mały kociak. Zaskoczona i chyba trochę zszokowana ogląda pokój wokoło. Takiego czegoś na pewno się nie spodziewała. – Boże, to musiało majątek kosztować – uśmiecham się tylko delikatnie – To kasa na lewo. Nie ruszyłem budżetu. Zresztą nie przejmuj się drobiazgami. – zapewniam ją jednocześnie prowadzę w stronę łoża.

Scroll to Top