Moja była nauczycielka

Pamiętam ją z liceum, była wówczas świeżo upieczoną panią magister chemii. Przyszła do szkoły z prawdziwą misją wbicia „ czegoś” do głowy niesfornej młodzieży. Była surowa i wymagająca, bez reszty oddana pracy, ambitna. Każdą lekcję rozpoczynała kartkówką.
Wówczas nie wydawała się zbyt atrakcyjna, miała włosy jak siano, zawsze, niestarannie zaplecione w warkocz, masę piegów na zadartym nosie. Była grubawa, ubierała się we flane-lowe koszule, stare dżinsy i adidasy. Jedynie oczy zawsze miała piękne, wielkie, błyszczące, nieco rozmarzone i niezwykle przenikliwe.
Nigdy nie miałem u niej dobrych stopni, zawsze prześlizgiwałem się jakoś z roku na rok. W szkole miałem opiję zdolnego nieroba, dlatego też zazwyczaj udawało mi się na ko-niec roku skończyć z oceną „mierną”. Tak na zachętę – mówiła.
Ukończyłem liceum, i poszedłem na studia, minęło kilka lat.
Panią Beatę spotkałem na stacji, wysiadałem z pociągu, ona też. Wyciągała z wagonu wielki, obity skórą fotel. Próbowała go podnieść, był jednak dla niej za ciężki.
W pierwszej chwili jej nie poznałem, była odmieniona, jak za dotknięciem czarodziej-skiej różdżki. Nie nosiła już warkocza, miała długie, kasztanowe, starannie rozczesane włosy, wywinięte, pomalowane tuszem rzęsy trzepotały zalotnie, z czasów szkoły pozostało jedynie przenikliwe świdrujące spojrzenie dużych szarych oczu. Po piegach nie było nawet śladu, także nosek, lekko zadarty wydawał się teraz uroczy. Schudła, ubrana była w fioletową, zwiewną sukienkę z dekoltem, sięgającą przed kolano, i biały sweterek, zapinany na guziki. Jej strój podkreślał niezwykle zmysłową, kobiecą figurę. Miała zgrabne nogi okryte czarnymi rajstopami, na stopach pantofle na niewysokim obcasie.
Dłuższy czas mocowała się z wielkim fotelem, mebel jednak nie dawał się podnieść, więc zaczęła go wlec po ziemi. Postanowiłem podejść do niej i się przywitać.
– Dzień dobry – ukłoniłem się.
– Dzień dobry – odparła machinalnie, nie patrząc nawet na mnie.
Dopiero po chwili spojrzała, kiedy zorientowała się, że wciąż ją obserwuję. Z zacieka-wieniem zaczęła mi się przyglądać, w pierwszej chwili mnie nie poznała, wyczytałem to w jej oczach.
– Poznaje mnie pani? – zapytałem z uśmiechem.
– Daniel? – powiedziała, po zastanowieniu, jakby zgadywała – wiesz w pierwszej chwili nie zorientowałam się, że to ty.
– No, ja też nie od razu panią rozpoznałem. Wygląda pani jakoś inaczej.
– Ty też wydoroślałeś – stwierdziła z uśmiechem.
Popatrzyłem na nią i na mebel który przywiozła ze sobą.
– Pomóc pani z tym fotelem? – zapytałem.
Spojrzała na mnie, szczerze uśmiechnąłem się.
– Przydała by mi się pomoc – powiedziała – dostałam go w spadku, w Warszawie przewiozłam taksówką, do domu mam niedaleko, myślałam, że dam radę. Ale rzeczywiście, przyda mi się pomoc.
Chwyciłem fotel i podniosłem do góry, był diabelnie ciężki, ale nie dałem tego po sobie poznać.
– Pomogę ci – powiedziała.
– Nie, nie trzeba – stęknąłem – nie jest wcale taki ciężki. Gdzie go zanieść?
– Mieszkam tam – wskazała domek, z niewielkim ogródkiem, jakieś sto pięćdziesiąt metrów od stacji. Doskonale było go widać z peronu. Ucieszyłem się, że to tak niedaleko. Ten fotel to było naprawę ciężkie „kurestwo”.
Zeszliśmy po schodach na ulicę, minęliśmy kiosk i prosto chodnikiem dotarliśmy do jej działki. Po środku stał niewielki, parterowy budynek, z białymi elewacjami i przestronnym tarasem. Otworzyła mi furtkę, wniosłem fotel na podwórko i postawiłem przed drzwiami. Miałem zamiar iść już w swoja stronę, kiedy pani Beata powiedziała:
– Pomóż, proszę wnieść mi go do środka, to zajmie tylko chwilkę.
Zgodziłem się, znowu podniosłem ciężkie draństwo. Otworzyła mi drzwi, wniosłem fo-tel do mieszkania. Domek składał się z piwnicy i parteru, był tam nie wielki, salonik, sypial-nia, przedpokój, kuchnia i łazienka. Urządzony był schludnie i z gustem. W pokojach domi-nowały ciepłe, kolory.
– Postaw go w salonie – powiedziała.
Zaniosłem meble i zostawiłem na środku pokoju. Sapnąłem i otarłem pot z czoła. Przez moment staliśmy naprzeciwko siebie, zapanowała „ głupia” cisza.
– Może, napijesz się czegoś – zaproponowała.
W sumie i tak nie miałem nic do roboty, postanowiłem skorzystać z zaproszenia.
– Z chęcią – rzekłem.
– Co chcesz? – spytała – herbatę, kawę, a może coś mocniejszego?
– Herbatę – oznajmiłem, głupio było by pić alkohol w obecności mojej nauczycielki. Nie ważne, że szkołę skończyłem dawno temu, panią Beatę wciąż traktowałem jak pedagoga.
Poszła do kuchni i nastawiła wodę, usiadłem na fotelu, tym samym, który przed chwilą przytaszczyłem. Ona ściągnęła pantofle, usiadła na kanapie i wyciągnęła nogi.
– Jak dobrze być w domu – rzekła.
– Czy nadal pracuje pani w szkole? – zapytałem.
– Przestań proszę już z tym „ pani” – wydęła usta – to nie liceum. A ja nie jestem już nawet nauczycielką, teraz pracuję w firmie kosmetycznej.
Podeszła do mnie, lekko kołysząc biodrami i wyciągnęła rękę.
– Jestem Beata.
Wstałem, lekko uścisnąłem jej dłoń i grzecznie ukłoniłem sie.
– Przedstawiać się raczej nie muszę – powiedziałem – pani… To znaczy… Znasz moje imię.
– Owszem znam – zaśmiała się – któżby nie zapamiętał takiego nicponia.
– Trochę mi głupio – powiedziałem – w szkole byłem okropny, ciągle się spóźniałem i nigdy nie chciało mi się uczyć. Tak naprawdę zawsze liczyłem na pani… Twoją litość.
– Wiem – uśmiechnęła się – zawsze byłeś zdolny, ale leniwy. Przepuszczałam cię tylko dlatego, że byłeś uroczy. Zawsze, kiedy czegoś chciałeś robiłeś tę swoją „minkę”.
– Minkę? Nigdy nie robiłem minek.
– Jak to nie – parsknęła – teraz też ją zrobiłeś – założyła nogę na nogę – przychodziłeś po lekcji uśmiechałeś się i wpatrywałeś się we mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami. „Tak pani profesor”, „Dobrze”, „Już nigdy nie będę”. Pamiętam to dobrze.
Woda w czajniku zagotowała się, Beata naszykowała dwie herbaty, przyniosła je do sa-lonu, jedną podała mi, drugą postawiła na kredensie i usiadła na sofie, naprzeciw mnie.
– To chyba musiało być denerwujące – stwierdziłem z uśmiechem.
– Nie – powiedziała, przechyliła lekko głowę i popatrzyła w bok zamyślonym wzro-kiem – to było całkiem przyjemne. Ty jedyny z chłopców w waszej klasie traktowałeś mnie z szacunkiem.
Pamiętałem to dobrze, chłopcy w szkole nie lubili jej, była surowym i wymagającym nauczycielem, na lekcjach wciąż robili sobie z niej żarty, przezywali ją „ pryszczata Beata”. Głupio by im się zrobiło, gdyby zobaczyli ją teraz. Zadbaną atrakcyjną kobietę, nieco po trzy-dziestce, pełną wdzięku, seksowną i zmysłową. Oj było by im bardzo głupio.
Popatrzyłem na nią, wyglądała pięknie, uroczo, odgarnęła włosy odkrywając delikatną, jedwabistą szyję i dekolt, siedziała naprzeciwko mnie z nogą założoną na nogę, sukienka lek-ko ściągnęła się odkrywając uda, jej delikatny zapach roztaczał się wonią po całym saloniku, był cudowny, oszałamiający.
– Wiesz? Podobałeś mi się – powiedziała patrząc mi prosto w oczy – nawet o tobie fan-tazjowałam.
To wyznanie ścięło mnie z nóg, nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć, zrobiło mi się gorąco, chyba się zarumieniłem.
– Nie bądź taki speszony – rzekła, wstała i podeszła do mnie – nie mów mi tylko, że ty nigdy nie fantazjowałeś o nauczycielkach.
– No w sumie – szepnąłem nieśmiało – to nawet o tobie.
Uśmiechnęła się usiadła na poręczy fotela.
– Naprawdę? – nieco zdziwiła się – kiedy pracowałam w szkole nie byłam zbyt atrak-cyjna.
– No i co z tego – parsknąłem – przecież byłem nastolatkiem, wiesz dobrze, jacy są chłopcy, kiedy mają kilkanaście lat. Po za tym zawsze miałaś piękne oczy…
Popatrzyła na mnie lekko zaskoczona komplementem.
– No tak – oznajmiła po chwili – pamiętam co wypisywaliście w ubikacji na mój temat.
Lekko schyliła się, dekolt sukienki opadł w dół, pod nim zobaczyłem beżowy biusto-nosz w którym kołysały się dwie, jedwabiste piersi.
– O czym dokładnie myślałeś?
– Słucham?
– No, gdzie „to” chciałeś zrobić?
Pytanie nieco mnie zaskoczyło, popatrzyłem jej w oczy, było w nich coś niesamowite-go, błyszczały jak dwa ogniki, jej klatka piersiowa kołysała się w rytm oddechu.
– W klasie, po lekcjach – odparłem – na biurku. Chciałem ściągnąć z ciebie tą koszulę i bluzkę, wiem, że nie nosiłaś stanika.
– Skąd? – zmrużyła brwi i wydęła usta.
– To było widać – uśmiechnąłem się – twoje sutki odznaczały się pod koszulką i nie było widać szelek stanika na plecach, chłopcy w liceum wyczuleni są na takie rzeczy.
Delikatnie objęła mnie i przeczesała ręką moje włosy.
– Mali zberźnicy – szepnęła czule.
Spoglądała na mnie spod przymrużonych powiek, jej długie rzęsy nadawały oczom nie-samowitego czaru.
– A ty? – zapytałem – gdzie chciałaś się kochać?
Popatrzyła mi prosto w oczy, jej usta pomalowane były delikatnie różową szminką, ko-biecy zapach zupełnie mnie omotał, zauroczył.
– W magazynku – powiedziała z lekkim drżeniem głosu – na stole laboratoryjnym.
Wywołałem z pamięci obraz szkolnego składziku, przy sali chemicznej, z pułkami, wy-pełnionymi po brzegi szkłem laboratoryjnym i rozmaitymi fiolkami, których zawartości nigdy nie poznałem. Przypomniałem sobie też wielki stół, z drewna, o blacie, obitym blachą. Nawet nie zauważyłem, kiedy moja dłoń spoczęła na jej udzie, w zamyśleniu zrobiłem to bezwied-nie, zorientowałem się po fakcie. Nie cofnąłem jej, Beata nie protestowała. Popatrzyłem jej w oczy. Delikatnie zacząłem gładzić wewnętrzną stronę jej nogi. Ona przesiadła się do mnie na kolana i przytuliła, delikatnie ujęła rękoma moją głowę, zanurzyła dłoń w moich włosach. Poczułem podniecenie. Pocałowałem ją, wpierw ostrożnie, delikatnie, bałem się, że ją spło-szę, nie wiedziałem jak zareaguje. Ona odwzajemniła pocałunek, tak więc maiłem jej przy-zwolenie, przywarłem do jej ust mocno i namiętnie muskając wargi. Nasze języki splotły się, tańcząc w szalonym tempie. Moja lewa ręka wciąż delikatnie gładziła jej udo, zataczałem palcem na jej nodze ósemki, zygzaki i coraz szersze kręgi, docierające wciąż dalej, pod su-kienkę. Druga dłoń spoczęła na plecach, muskała biodra ramiona i łopatki. Zacząłem pieścić szyję Beaty, schodziłem wciąż niżej, potem ramię i dekolt.
Moja dłoń wolno, ślamazarnie podążała w kierunku jej szparki, rozchyliła nieco nogi, wreszcie dotarłem do jej krocza, przez majtki i rajstopy czułem ciepło, bijące z jej cipki.
Ściągnęła mi koszulę i zaczęła błądzić rękoma po mojej klatce piersiowej, to było nie-zwykle przyjemne uczucie, czuć jak delikatne dłonie Beaty prześlizgują się po moim torsie, gładzą tors i zjeżdżają niżej, aż do linii wyznaczonej, przez pasek spodni.
Rozpiąłem dwa górne guziki, przy jej sukience, jedwabisty materiał zsunął się z ramion, odsłaniając piersi, odziane cienkim, sportowym biustonoszem, w kolorze ciała. Na cienki ela-styczny materiał stanika napierały brodawki, twarde sutki niemal przebijały się przez tkaninę.
Wstaliśmy z fotela, mocno przytuleni do siebie pieściliśmy się wzajemnie. Rozpięła mi spodnie i wsunęła dłoń w majtki, poczułem niesamowity ucisk, penis stawał się coraz tward-szy i sztywniejszy, z każdą sekundą mocniej napierał na dżinsy. Przewróciliśmy się na podło-gę. Drewniana klepka przykryta była puszystym, wełnianym dywanem.
Ona leżała na plecach, ja klęczałem tuż przy niej. Przeczesałem ręką jej włosy, uśmiech-nęliśmy się do siebie. Wsunąłem dłonie pod sukienkę i ściągnąłem majtki razem z rajstopami. Zacisnęła nogi jak nieśmiała dziewczynka przy pierwszym zbliżeniu z mężczyzną, pomiędzy udami widziałem ciemny trójkącik, pokryty delikatnymi włoskami.
Rozpiąłem guziki sukienki i rozchyliłem materiał odsłaniając jej zgrabne ciało, aż po pępek. Miała cudowny brzuszek, opalony, płaski z lekkim wzgórkiem, tuż nad łonem, nie mogłem oderwać od niej wzroku, wyglądała pięknie, leżała na plecach, z rękoma za głową. Materiał rozpiętej sukienki zsunął się ukazując nagie biodra i brzuch, także z drugiej strony niesforny jedwab opadł z ud, odsłaniając łono.
Beata rozpięła stanik i odkryła piersi, jędrne, nie duże, ale kształtne. Sutki sterczały na baczność czekając na pieszczoty. Przywarłem ustami do jej brodawek i pieściłem, delikatne muśnięcia przeplatałem z namiętnymi pocałunkami. Mój język krążył wokół jej sutków, dło-nie gładziły biodra cicho mruczała. Zszedłem niżej, wpierw całowałem mostek, potem brzu-szek, następnie wzgórek nad łonem i łono, aż dotarłem do szparki była ciepła, wilgotna, pachniała podnieceniem. Rozchyliłem nogi Beacie, spoglądała na mnie spod przymkniętych powiek, delikatnie przygryzając palec. Zacząłem pieścić jej muszelkę, wpierw całowałem wargi, potem zanurzyłem język w jej wnętrzu, wyprężyła się jak struna, nogi rozstawiła sze-rzej i wypięła biodra. Jej dłonie błądziły w moich włosach. Zacząłem pieścić łechtaczkę, deli-katnie ssać, muskać lekko językiem. Jej oddech stał się płytki i szybki, zaczęła poruszać bio-drami, wzdychała przy tym namiętnie. Podniosłem na chwilę głowę by popatrzeć na piersi kobiety, które delikatnie falowały w rytm naszych ruchów.
– Nie przerywaj – szepnęła i przycisnęła moje usta do swojej wilgotnej cipki.
Pieściłem jej szparkę z pełnym zaangażowaniem, starając się dać mojej partnerce jak największą rozkosz. Szło mi dobrze, wkrótce biodra Beaty zaczęły poruszać się szybciej, ko-lejne jęknięcia stawały się bardziej żywiołowe i głośniejsze, widziałem delikatne wypieki na jej policzkach. Oddech nie równy i szybki, przeplatał się z cichymi westchnieniami. W pew-nej chwili uniosła biodra ku górze i zastygła na moment w bezruchu, potem poczułem dreszcz, jaki przebiegł przez jej ciało. Beata opadła na podłogę oddychając głęboko.
Położyłem się obok niej pocałowałem w usta.
– Nikt mnie jeszcze nie całował tam na dole – powiedziała – to niesamowite uczucie.
Leżeliśmy przez chwilę na podłodze, gładziłem jej ciało, jej ręce krążyły po moim tor-sie.
– Jeszcze tego nie robiłam – wyszeptała.
– Czego?
– Nie pieściłam mężczyzny tam – wskazała na dół – no wiesz.
– Może czas by spróbować – uśmiechnąłem się.
Nie protestowała, uklęknęła na de mną i ściągnęła spodnie, odchyliła majtki, mój przy-jaciel już prężył się, gotowy na solidną dawkę doznań. Ujęła go ręką, nachyliła się, przez moment patrzyła na moją pałę, potem pocałowała ostrożnie żołądź. Popatrzyła mi w oczy, gładziłem ręką jej włosy. Jej usta objęły główkę penisa, z początku nieco niezdarnie, kiepsko jej szło, chwyciłem głowę Beaty i pokazałem jak ma to robić. Szybko się uczyła, poczułem język oplatający się na główce penisa, zaczęła polerować ustami mojego fiuta, najpierw wol-no, ostrożnie, nieśmiało i delikatnie, potem coraz szybciej. To było niesamowite, jej wargi obejmowały główkę, by po chwili pochłonąć penisa, do nasady, jeździła tak przez chwilę, by następnie opleść język na żołędzi. W końcu nie wytrzymałem, wystrzeliłem wprost do jej ust, była zaskoczona, może nawet nieco zszokowana nie wypuściła jednak mojej maczugi z buzi, dokładnie wylizała fiuta do ostatniej kropli spermy.
Położyła się obok mnie i przytuliła pocałowałem ją namiętnie.
– Jak było? – zapytałem.
– Dziwnie – stwierdziła – ale przyjemne – uśmiechnęła się – a tobie się podobało?
– O tak – powiedziałem – bardzo.
Chwilę poleżeliśmy na podłodze, odpoczywając, by przenieść się następnie do sypialni.
Po środku pokoju stała nie zaścielona wersalka, nakryta brązowym kocem. Beata ścią-gnęła sukienkę i stanik , położyła się na brzuchu, zadzierając stopy do góry, zupełnie jak mała dziewczynka. Wsparła głowę na dłoni, drugą bawiła się kosmykiem włosów. Ściągnąłem spodnie, majtki, buty i skarpetki, położyłem się obok niej. Obydwoje byliśmy nadzy, moja dłoń krążyła po jej plecach i pośladkach. Odgarnąłem jej włosy z karku i zacząłem pieścić delikatnie szyję, potem ramiona, przesuwałem się wolno na dół wzdłuż kręgosłupa, do tali, następnie przyszła pora na mokre od kobiecych soków pośladki i uda. Rękoma jeździłem wzdłuż bioder. Wspięła się na kolana wypinając pupę, między udami widać było lśniącą, ogo-loną cipkę, pocałowałem ją, Beata wyprężyła się jak kotka i rozstawiła szerzej nogi. Kilkoma ruchami doprowadziłem mojego misia do „postawy zasadniczej”, po czym wszedłem w nią. Jęknęła, zacząłem poruszać się szybciej i mocniej. Jej pośladki falowały przy każdym ude-rzeniu. Ona cichutko pojękiwała, kochaliśmy się tak przez chwilę, by potem zmienić pozycję. Usiadłem na wersalce, ona weszła mi na kolana chwyciła mojego penisa i ustawiła go w od-powiedniej pozycji, by potem nabić się na niego jak na sterczący pal. Oplotła mnie nogami i zaczęła poruszać biodrami, miałem przed sobą jej piersi, kołyszące się w rytm naszych ru-chów. Coraz głośniej wzdychała, dreszcze ogarniały nasze, zroszone potem ciała. Następnie odchyliliśmy się do tyłu, obydwoje wsparliśmy się na rękach, mogłem obserwować moją ko-chankę w pełnej okazałości, podniecenie potęgował widok pochwy, łączącej się z penisem. Nasze biodra kołysały się coraz szybciej, obserwowałem podniecenie, malujące się na jej twa-rzy. W końcu dotarliśmy do „finału”, pchnąłem ją moją dzidą i poczułem skurcz, miała or-gazm, oboje mieliśmy, jęknęła głośno. Zastygliśmy na moment w górze. Wyszedłem z niej, a następnie oblałem jej szparkę i uda spermą.
Położyłem się obok niej i zasnęliśmy przytuleni do siebie.
To był ostatni raz, kiedy ją widziałem, później przeprowadziła się do Wrocławia. Dosta-ła tam nową, lepszą posadę. Pisaliśmy do siebie przez jakiś czas, ale w końcu kontakt się urwał. Czasem, jak wysiadam z pociągu obserwuję jej dawny domek, sprawdzam czy przy-padkiem nie pali się tam światło. Nie wiem, może kiedyś jeszcze ją spotkam.

Scroll to Top