Na siłowni

Nie można było już dłużej czekać. Rosnące z miesiąca na miesiąc wskazania wagi nie pozostawiały cienia wątpliwości – tyłem. Tak, tyłem, a tycie to doskwierało mi tym bardziej, że rozpoczynało się lato. Wraz ze wskazaniem wagi słupek rtęci nieubłaganie wznosił się ku górze, każdego ranka witając mnie na coraz wyższym poziomie.
– Dwadzieścia stopni – pomyślałem.
Dwadzieścia teraz, z samego rana, a co będzie później? Trzydzieści? Trzydzieści pięć?
I w tym lejącym się z nieba żarze będę musiał jakoś wytrzymać cały dzień. Patrząc na wysportowanych ludzi, na to, jak zgrabnie sobie radzą, jak zdają się praktycznie nie pocić… W taką pogodę, przyznajcie sami, szczególnie frapujący wydaje się widok dziewcząt w zwiewnych sukienkach. Poruszają się w nich, płynąc w powietrzu, bez żadnego wysiłku. Pionowe pasy sukienek migają, odsłaniają i zasłaniając przy każdym kroku ich zgrabniutkie nogi… i choćbyś nie wiadomo jak bardzo chciał się im przyjrzeć – pozostają niedostępne i ulotne, prześwitując w promieniach słońca, pozostawiając po sobie miłe i świeże wspomnienie… unoszą się jakby obok gorącego, dusznego powietrza, jakby ich ono nie dotyczyło. Jak oaza na pustyni, zdają się stanowić materializację świeżości, lekkości, wszystkiego, o czym marzy facet w upalny dzień.

I jak zapewne wiecie – jest też drugi typ, ten, który nie tworzy takiego obszaru niby-chłodu i lekkości, fantastycznie unikając ciężkiego gorąca, lecz silnie przeciwstawia się warunkom atmosferycznym, rzucając im wyzwanie prosto w twarz. Pokazują wówczas światu i słońcu swoje boskie, wymodelowane ciało. Zakładają króciutkie spódniczki, szorty niewiele dłuższe od paska i wydekoltowane bluzeczki, pod którymi dumnie wypinają do przodu kształtne piersi, nierzadko podkreślone seksownymi push-up’em lub inną bardotką… Chłód z pewnością nie dotyczy tych istot, będących wulkanami energii tak gorącymi, że większość facetów obawia się podejść bliżej, żeby nie spłonąć…

Idąc na siłownię nie spodziewałem się natrafić na żadną z opisanych powyżej kobiet. Nie spodziewałem się w ogóle natrafić na kobietę, co więcej – wcale nie myślałem o kobietach, po prostu mocno postanowiłem dać odpór rosnącym wskazaniom wagi. Samo wejście do osieglowego centrum fitness sprawiło, że poczułem się znacznie lepiej. Mimo, że nie należałem do stałych bywalców poczułem się znacznie lepiej trzymając w dłoni torbę ze sportowymi ciuchami i wchodząc do szatni. Przebieranie zawsze jest jednak nieprzyjemne, zwłaszcza, kiedy się jest już całkiem mokrym, zanim jeszcze rozpocznie się trening. Pocieszała mnie jedynie myśl, że po kilkunastu lub kilkudziesięciu takich treningach, jako szczupły i wysportowany, młody, zdrowy mężczyzna, będę te upały znosił po prostu dobrze.

Szybko rozpiąłem koszulę i zsunąłem ją z ramion. Ułożyłem ją starannie na ławeczce. Rozpiąłem pasek od spodni i szybko pozbyłem się także tej części garderoby. Chwilę później miałem na nogach nowe sportowe buty, krótkie spodenki i białą koszulkę. Wyposażywszy się w butelkę świeżej, lekko gazowanej wody mineralnej wszedłem do sali ćwiczeń, pełen nadziei, że kilkugodzinne chłodzenie butelki w lodówce pozwoli mojej wodzie zachować chłód przynajmniej do połowy treningu. Na sali, mimo upału, panował lekki tłok. Tylko niewiele urządzeń pozostawało wolnych. Na szczęście należała do nich jedna z bieżni, na których doskonale można rozgrzać mięśnie przed właściwym treningiem. Podszedłem do urządzenia, wzorem innych osób postawiłem swoją wodę obok, przewiesiłem ręcznik przez poręcz i pewnym krokiem wszedłem na taśmę…

Czy kiedykolwiek wchodziliście pierwszy raz na bieżnię? No więc z odległości jednego metra bieżnia wygląda jeszcze całkiem niegroźnie. Zwłaszcza, kiedy obok ludzie kroczą, truchtają, cwałują, galopują. Nic trudnego. Pod warunkiem, że umie się bieżnię włączyć. Tymczasem bieżnia wita panelem kontrolnym, przy pomocy którego z całą pewnością dałoby się pilotować prom kosmiczny. Tuzin wyświetlaczy, dwadzieścia przycisków, w tym jeden ogromny, czerwony, krzyczący wręcz „walnij we mnie pięścią”… nie skusiłem się na przycisk, ale poczułem się nieco zbity z tropu. Facet z lewej i dziewczyna z prawej wydawali się bardzo zajęci swoimi bieżniami, więc nie pozostawało mi nic innego, jak poproszenie instruktora o pomoc. Podszedłem do stanowiska instruktora. Za stolikiem siedziała dziewczyna, ale jaka!

Wyobraźcie sobie bardzo, ale to bardzo soczystą blondynkę. Jest ważne, żebyście wyobrazili ją sobie dokładnie. Otóż jest to blondynka niby drobna, ale z pewnością nie chuda. Jej sięgające ramion włosy były upięte w ogon. Zielone oczy, podkreślone nienagannie wyregulowanymi brwiami i nieco ostre rysy twarzy osoby, która wie, czego chce – kompletnie zbiły mnie z tropu. Poza piękną twarzą instruktorka przyciągała uwagę…sami się chyba łatwo domyślacie – absolutnie, absolutnie, podkreślam – absolutnie doskonałym biustem. Mimo, że przecież miała na sobie sportowy stanik, to opinał on jej kształtne cycuszki tak dokładnie, że nie trzeba było bardzo mocno wysilać wyobraźni, aby wiedzieć, jak są wspaniałe. Zza ucha zaczęła jej spływać kropla potu…

– Tak? W czymś mogę Ci pomóc?

… która szybciutko pokonała szyję i zwolniła na wysokości dekoltu, najwyraźniej po to, abym mógł ją sobie dokładnie pooglądać…

– Wszystko w porządku?

… przy kolejnym uniesieniu tego oszałamiającego dekoltu ruszyła dalej w dół, na ułamek sekundy zatrzymując się na krawędzi stanika, machając mi jakby na pożegnanie, po czym wsiąkła w materiał. Jeszcze przez kilka sekund wpatrywałem się w to miejsce, gdy zaczęło do mnie docierać:

– Halo? Tu Ziemia! Czy wszystko w porządku?

Wielkie nieba! Mówiła do mnie! Co ja mam powiedzieć, co robić? Nie było rady, trzeba było powiedzieć prawdę:

– Eee… wydaje mi się, że z bieżnią coś jest nie w porządku – Oczywiście, że było z nią coś nie w porządku, mianowicie była za trudna w obsłudze! Przecież nie jestem głupi, skończyłem studia, więc chyba powinienem dawać radę, prawda? To bardzo nie w porządku, że ktoś tak utrudnił jej obsługę, przecież powinno się nacisnąć przycisk, jakiś suwak do prędkości i to wszystko, po co wielkie halo robić i tyle elektroniki tam pakować?

Instruktorka wyszła zza stolika uśmiechając się do mnie… Kiedy patrzyłem w jej piękny uśmiech świat przez chwilę zawirował, a ja naprawdę przez moment byłem w raju. Instruktorka poszła przodem, ja za nią. Już po kilku krokach w mojej kostce eksplodował ból i tylko resztką zdrowego rozsądku zagryzłem wargi, aby nie syknąć. Oczywiście, kopnąłem leżący hantel. Przy każdym kolejnym kroku kostka pulsowała. Mimo to nie żałowałem, że nie patrzyłem pod nogi, albowiem widok, jaki miałem przed sobą, był wart znacznie więcej, niż stłuczona kostka.

Instruktorka szła przez salę delikatnie kołysząc biodrami. Ja natomiast obserwowałem jej zgrabną talię, bez grama tłuszczu i niewyobrażalnie zgrabne pośladki, pracujące w rytm kroków. Większa część pośladków była opięta krótkimi spodenkami, stanowiącymi komplet ze sportowym stanikiem, ale pod ich dolną krawędzią malowały się ślicznie łuki soczystej pupki blondyneczki. Nie muszę chyba dodawać, że reszta nóg także nie budziła cienia zastrzeżeń. Nie była to z pewnością anorektyczka w stylu modelek z wybiegu, przede mną kroczyła porządna kobieta, wymodelowana, z jędrną skórą, bez cienia tłuszczu, z dobrze zarysowanymi mięśniami. Podeszliśmy do maszyny. Było mi już niezwykle trudno myśleć o ćwiczeniach.

– Musisz wejść na maszynę, ona się skalibruje do ciężaru twojego ciała – powiedziała, a ja posłusznie wykonałem jej polecenie. Następnie nacisnęła przycisk RESET i długo go trzymała. Ta prosta czynność wydała mi się szalenie podniecająca. Przez chwilę patrzyłem jej prosto w oczy i nasze spojrzenia skrzyżowały się… w jej oczach pojawił się błysk, ale już po chwili odwróciła się do maszyny i spytała:

– Ile ważysz?

– Proszę?

– Trzeba wprowadzić Twoje dane: wagę, wiek. Wówczas komputer przeliczy, ile kalorii spalasz przy danym poziomie obciążenia.

– Rozumiem. Osiemdziesiąt kilo. – Pokiwałem głową, starając się zapamiętać dokładnie sekwencję klawiszy.

– Gotowy?

– Tak. – odparłem – Nawet nie wiesz, jak bardzo – dodałem w myślach, a ona uśmiechnęła się w tym samym momencie, zupełnie tak, jakby to usłyszała.

– Start! – Powiedziała, naciskając kolejny przycisk. Taśma ruszyła powoli, a ja zacząłem dostojnie kroczyć. Niestety, w tym samym momencie instruktorka stwierdziła:

– Wygląda na to, że wszystko w porządku. Chyba będzie działać. Jakby były jakiekolwiek problemy – zapraszam.

Odprowadziłem ją wzrokiem, maszerując już po bieżni. Po chwili urządzenie zaczęło przyspieszać, przeszedłem w trucht, potem znów zwolniło. Na monitorze obserwowałem wykres obciążenia, program fundował mi zmienne tempo. Po około 10 minutach nieźle już dyszałem, a po 20 kolejnych byłem już spocony. Zacząłem majstrować przy panelu i udało mi się odkryć, jak samodzielnie wyregulować prędkość. Po kilkudziesięciu minutach ćwiczeń zauważyłem, że siłownia pustoszeje. Popatrzyłem za zegarek. Dochodziła dwudziesta druga.

– Za chwilę kończymy! – Powiedziała głośno instruktorka do trzech pozostałych osób, w tym mnie. Po chwili te dwie osoby wyszły. Zwolniłem, ponieważ zauważyłem, że instruktorka podchodzi do mnie.

– Już zamykamy – powiedziała i popatrzyła mi prosto w oczy – Chyba, że chcesz jeszcze zostać… – dodała, jednocześnie gładząc się delikatnie po szyi samym koniuszkiem palca. To podziałało na mnie piorunująco. Przełknąłem ślinę tak głośno, że nie mogła tego nie usłyszeć. Uśmiechnęła się i podeszła do drzwi, po czym zamknęła je na klucz. Wciąż stałem na bieżni. Instruktorka zgasiła światła w sali, więc z zewnątrz musiało wyglądać, jakby normalnie skończyła pracę. W środku nie było jednak całkiem ciemno – okna znajdowały się na wysokości latarni, przez którą wpadało teraz całkiem sporo światła do wewnątrz. Podeszła do mnie – bardzo powoli. Bardzo, bardzo powoli, jednocześnie patrząc mi prosto w oczy. Z każdym krokiem tej kocicy stawałem się coraz twardszy, a ona doskonale o tym wiedziała, podchodząc bliżej coraz wolniej i wolniej…

Wreszcie była przy mnie. Delikatnie położyła palec na maszynie, ustawiając tempo do marszu. Zacząłem posłusznie maszerować, a ona stanęła za mną w lekkim rozkroku, opierając stopy niepracujące elementy bieżni. Poczułem, jak mnie dotyka. Położyła dłonie na moich ramionach, zaczęła delikatnie masować, co było bardzo przyjemne. Dotykała moich pleców, boków… po chwili jej dłonie były już na mojej klatce piersiowej. Poczułem, jak łapie moją koszulkę. Uniosłem ręce, aby mogła ją ze mnie zdjąć. Przez chwilę nic się nie działo, a po chwili… to nie do wiary, zawiązała mi na oczach opaskę, najwyraźniej zrobioną ze swojego sportowego stanika, który musiała błyskawicznie zdjąć. Maszerowanie stawało się coraz trudniejsze, w miarę, jak rosło moje podniecenie. Tymczasem ona przysunęła się bliżej moich pleców i zaczęła wykonywać przysiady, muskając mnie swoimi wspaniałymi cycuszkami. Zaczęła delikatnie, tak, że czułem tylko dwa nastroszone, twarde sutki, następnie jednak przysunęła się bliżej i dwie jędrne i bardzo przyjemne piersi jeździły po moich plecach w górę i w dół… Stawałem się coraz większy i coraz twardszy i jednocześnie nie mogłem przestać maszerować, co zaczynało być naprawdę nieznośne. Ona jakby to wyczuła, bo wreszcie zatrzymała maszynę i stanowczym ruchem przeszła przede mnie, odwracając się jednocześnie do mnie przodem. Poczułem jej usta na moich wargach i zacząłem ją namiętnie całować, na co ona odpowiedziała delikatnych westchnieniem i zapraszającym rozchyleniem ust. Nasze języki zaczęły wykonywać oszalały taniec godowy, a fakt, że miałem zawiązane oczy działał na mnie niezwykle podniecająco. Moje dłonie mocno ściskały jej jędrne pośladki, co najwyraźniej bardzo jej się podobało, albowiem każde ściśnięcie nagradzała przyjemnym mruczeniem. Po dłuższej chwili całowania, kiedy byłem już bardzo, bardzo twardy, leciutko mnie odepchnęła i klęknęła przede mną, jednym zdecydowanym ruchem zsuwając mi dres razem z majtkami.

Najpierw zaczęła mnie delikatnie masować, po czym poczułem, że wsuwam się w coś ciepłego, i wilgotnego. Czułem się po prostu wspaniale, kiedy ona bardzo powoli zaczęła mnie ssać, jednocześnie pieszcząc dłonią moje jądra. Drugą dłonią objęła mojego penisa, zaciskając ją coraz mocniej przy każdym kolejnym ruchu ustami. Wbiłem palce w poręcz. Już nie pamiętam, kiedy tak cudownie ktoś pieścił mnie ustami. Na chwilę puściłem poręcze i zdarłem z oczu opaskę. Patrzyłem w dół, a ona spoglądała w górę. Jej oczy płonęły, przestała mnie teraz ssać i zaczęła lizać koniuszkiem języka bardzo, bardzo dokładnie, co chwilę mocniej, przyciskając cały ciepły, wilgotny język…

Podciągnąłem ją i posadziłem na panelu sterującym urządzenia. Tylko wydawało mi się, że przez stanik widziałem piękno jej piersi, dopiero teraz, dotykając ich i patrząc z bardzo, bardzo bliska, przekonałem się, jak bardzo są sprężyste w dotyku. Początkowo położyłem dłonie na jej bokach i pieściłem ją samymi kciukami, jednak ona była chyba już bardzo rozpalona, bo sama chwyciła moją dłoń i stanowczo położyła ją na swojej lewej piersi, ściskając mocno… – Skoro to Cię kręci… – pomyślałem i zacząłem bardzo energicznie masować i ugniatać jej zgrabne cycuszki. Po chwili schyliłem się, aby do repertuaru pieszczot dołączyć także lizanie i ssanie sutków, zakończone ich delikatnym przygryzaniem, co sprawiło, że instruktorka oddychając coraz głośniej szepnęła:

– Przeleć mnie… natychmiast mnie przeleć…

Prawda jest taka, że tylko na to czekałem, zsunąłem jej sportowe szorty. Bezwstydnica, nic pod nimi nie miała! I oczom moim ukazała się śliczna, wydepilowana cipka, przystrojona małą kreseczką delikatnych włosów. Kreseczka ta miała około 5 cm długości i wtedy, w nocy, była jak strzałka wskazująca kierunek zwiedzania. Delikatnie rozchyliłem jej płatki i wsunąłem się powoli i nieco niepewnie, ale ona niemal natychmiast objęła mnie odami od tyłu i przyciągnęła stanowczo, co spowodowało, że znalazłem się w niej całkowicie. Znów zaczęliśmy się namiętnie całować, ona zaś łydkami i udami nadawała rytm moim ruchom. Nie spodziewałem się, że jej zgrabne nogi są aż tak mocne, w zasadzie stałem przy niej niejako w potrzasku, od tyłu objęty nogami, od przodu wtulony w jej seksowne ciało, a ona przyciskała mnie tak mocno, że w zasadzie mógłbym nie robić nic.

– Tak, tak – szeptała mi do ucha, coraz mocniej oddychając. Także ja ledwie już wytrzymywałem, a gdy wbiła mi paznokcie w plecy – po prostu poczułem, że już tylko sekundy dzielą mnie od potężnego orgazmu.

– Aaaaa! Taaak! Taaaaak! – Krzyknęła głośno odchylając głowę do tyłu. Poczułem, jak cała zaciska się na mnie i pulsuje. Jej orgazm był dla mnie jak naciśnięcie przycisku odpalającego rakietę, przestałem się powstrzymywać i wystrzeliłem prosto w jej rozżarzoną brzoskwinkę potężną porcję nasienia, nie przestając intensywnie się poruszać. Ależ to było przeżycie! Ani na sekundę nie przestawała mocno ściskać mnie na zewnątrz i w środku, a nasze ciała były stopione w jedność.

Po chwili oboje doszliśmy do siebie, ale jeszcze długo staliśmy na bieżni, tuląc się do siebie i całując czule.

– To, co, zamykamy i idziemy do domu?

– Tak, Kochanie.

– Mam dziś ochotę na fajne spaghetti na kolację, a Ty?

Ach, prawda, zapomniałem Wam powiedzieć. Do domu wracaliśmy razem, bo tą instruktorką jest moja żona…

Scroll to Top