Niegrzecznie na dobranoc

Jestem po kąpieli, już pod kołdrą, otoczona świeżością pościeli i ciszą nocy. Rozsuwam uda, a dłoń zsuwa się pomiędzy nie, podwijam koszulę, delikatnie badam płatki mojej kobiecości. Umysł sięga po swój ulubiony ostatnio obraz.
Klęczę. Nie widzę twojej twarzy, w pokoju jest ciemno, światło pojedynczej ulicznej latarni rozprasza tylko odrobinę mroku. Ręce związane mocno z tyłu w łokciach raz i jeszcze raz w nadgarstkach, czuję szorstkość krepującej mnie linki. Czekam.
Rozchylam płatki. Działam w zasadzie tylko jednym palcem, środkowym, którym najpierw przesuwam idealnie między dolnymi wargami, by zgarnąć odrobinę wilgoci z wejścia do pochwy, a potem nakierowuję na łechtaczkę. Dreszcz spina całe moje ciało, układam się wygodnie, wysuwając gołe łydki i uda spod coraz gorętszej kołdry.
Stoisz przede mną, a twoja dłoń mocno ściska mnie za włosy. Odchylasz moją głowę mocno do tyłu, syczę z bólu, w nikłym świetle widzę blask twoich zębów wyszczerzonych w drapieżnym uśmiechu. Jestem pewna, że patrzysz na mnie i napawasz się tym strachem, który mimowolnie rodzi się w moich oczach. Gwałtownie nabierasz powietrza i już wiem, że zaraz się zacznie.
Palec drażni najczulsze miejsce na moim ciele. Coraz szybszymi ruchami poruszam nim na boki po osłoniętej jeszcze kapturkiem centrum rozkoszy, by w końcu podwinąć go i drażnić się bezpośrednio po nabrzmiałej podnieceniem łechtaczce. Najpierw lekko okrężnie, a potem w mój ulubiony sposób – prawo lewo, prawo lewo, prawo lewo, szybciej i szybciej…
Dociskasz moją twarz do swojego krocza poruszając biodrami na boki, dżins boleśnie obciera policzki. Niczym niemowlę kwilę cicho, ty zaś szepczesz władczo:
-Poproś.
Znowu szarpiesz za włosy i mimo wilgotniejących źrenic dostrzegam kontur twojej twarzy. Spomiędzy drżących ust, sama nie wiem kiedy, wydobywa się skomlenie:
-Proszę…
Przygryzam wargi, żeby nie jęknąć, gdy mój palec sięga po wilgoć zrodzoną wizjami i nanosi odrobinę na wyczulony kłębuszek nerwów, skąd rozkoszne drżenie przechodzi na całe ciało. Drugą ręką niecierpliwie zsuwam kołdrę, podwijając koszulę jeszcze wyżej, odsłaniając piersi, ściskam je mocno, aż do bólu. Trochę mnie to ostudza, biorę kilka głębokich wdechów, palce chwytają za sutki, by łączyć rozkosz i ból, by wzbudzać szaleństwo.
Muszę przechylić głowę, kiedy nie wypuszczając moich włosów sięgasz do paska i zsuwasz spodnie. Słyszę przy uchu najpierw szelest sprzączki, potem czuję ruch twoich palców szamoczących się z zapięciem, w końcu kątem oka dostrzegam jak dżinsy krępują już tylko twoje stopy. Kolejne szarpnięcie i nawet nie mam czasu zobaczyć tego, co znika w moich ustach, słodko-gorzki smak pożądania rozpływa się po podniebieniu.
Cała zatracam się w ruchu jednego palca, a kiedy rozkosz jest niemal paraliżująca, ból ściskanych sutków sprowadza mnie z powrotem na ziemię. Nie wiem, kiedy wygięłam się w łuk, nie umiałabym już samodzielnie rozluźnić napiętych mięśni, pilnuję się tylko, by nie przegryźć zębami swojej wargi, chociaż mój oddech i tak burzy ciszę śpiącego mieszkania.
Sięgasz głęboko, nosem niemal wbijam się w twoje podbrzusze. Wycofujesz się równie gwałtownie, nie zdążyłam zassać całej śliny i jej strużka spływa mi kątem ust, gdy znowu zmuszasz mnie do patrzenia w górę. Policzek pali żywym ogniem, kiedy uderzasz mocno. I drugi raz, na odlew, pewnie przewróciłabym się, gdyby nie to, że tak mocno mnie trzymasz. Rzucona zdumionym głosem pochwała sprawia, że na moment otwieram zaciśnięte strachem powieki:
-Kto cię tak wytresował suko? Kim był twój pan, że jesteś tak idealnie posłuszna?
Trzask, kolejny policzek, penis znowu drażni moje gardło, sam kierujesz ruchami mojej głowy, nabijając się tak mocno, jak tylko masz ochotę.
Dla ciebie pewnie wyłabym w tej chwili, ale dla samej siebie zdobywam się tylko na jeden cichutki jęk, gdy moje ciało wygina się całe, palec kończy szaleńcze ruchy po pulsującej rozbudzoną krwią łechtaczce, a pod powiekami wybuchają fajerwerki. Dyszę bez kontroli, bez świadomości, skupiona na tym kawałeczku mnie.
Szarpnięcie za włosy, uderzenie w policzek, gardłowy śmiech przechodzący w jęk, gdy znowu wsuwasz się do samego końca. Przytrzymujesz mocno, kiedy w końcu tryskasz we mnie, nawet nie czuję smaku lepkiej substancji, tak nauczona jestem połykać to, co mi dajesz. Jeszcze chwilę nie mogę oddychać, twoje dłonie ciągle dociskają mnie do brzucha, ale wiem, że gdy wrócisz do rzeczywistości, przypomnisz sobie o mnie i pozwolisz na zaczerpnięcie tchu odsuwając moją głowę. Mruczysz sennie:
-Dobrze ci było, suczko?
-Tak…
-Tak…
-Tak?
-T A K !

Scroll to Top