Nobody cares

Taksówka zatrzymała się tuż przed nią. Jak większość aut w tym mieście była brzydka i przeciętna. Średnia i powszednia, modelowy środek komunikacji szarego człowieka. Bogaci mieli własne samochody prowadzone przez szoferów, biedni nie oglądali się za taksówkami.
Natasza była zadowolona, że nie musiała długo czekać – wiosenny wiatr był jeszcze chłodny, a jej kusa spódniczka nie osłaniała ciała przed nieprzyjemnymi podmuchami. Sytuacji nie polepszał fakt, że nie miała na sobie bielizny. Otworzyła drzwi auta i wrzuciła tornister na tylne siedzenie. Przekazała kierowcy adres i rozsiadła się wygodnie, wyciągając z kieszeni komórkę. Szybko wystukała numer i wysłała krótkiego SMSa: „Jadę”.

Ruszyli. Wiedziała, że ma trochę czasu, więc wyciągnęła przybory do makijażu i poprawiła zarys ust, lekko podkreślając ich wilgotną wypukłość. Zerknęła w lusterko kierowcy i napotkała jego wpatrzone oczy. Gdy tylko ich spojrzenia spotkały się, taksówkarz, spłoszony, odwrócił wzrok.
– Co, nie podoba ci się nastoletnia uczennica bez majtek? – pomyślała złośliwie – A może właśnie przypomniała ci się własna żona i jest ci głupio, że stanął ci na widok młodej siksy? Podniecają cię związane w warkoczyki włosy i opadające podkolanówki?
Wzruszyła ramionami i wcisnęła do uszu niewielkie słuchawki. Znany, ochrypły głos i ponury dźwięk gitar otuliły ją opiekuńczym całunem i odcięły od zewnętrznego świata.

The world is cruel as usual
Apathy is what you always get
You can scream, you can cry
But nobody cares… nobody cares…

Nie czuła żadnych emocji. Jak zwykle zresztą. Obojętnie patrzyła na mijane domy, które przesuwały się przed jej oczami. To była smętna dzielnica, szara jak popiół i beznadziejna jak codzienność. Patrzyła w twarze mijanych przechodniów – zmęczone i nijakie. Przymknęła oczy.

Było ich wielu… Bardzo wielu. Pierwszy był ten gość w bidulu. Pieprzony kierownik placówki. Przyszedł do niej już pierwszej nocy, gdy jeszcze nie znała nikogo, nie miała się komu wyżalić i wypłakać. W sumie nie był taki najgorszy. Przynajmniej zachowywał jakieś pozory. Mówił, że zaopiekuje się nią, że nie da jej skrzywdzić. Że będzie jego Gwiazdeczką. Że od czasu do czasu da na porządny ciuch i lepsze żarcie. Potem zaczął ją gładzić po włosach… Pamiętała do dziś, jak jego ręce zsunęły się coraz niżej, jak dotknął jej szyi. Tak dziwnie pieszczotliwie. I delikatnie. Nie znała jeszcze takiego dotyku. Czułego i męskiego. A potem sięgnął pod jej zniszczony i podarty podkoszulek. Jego ręce były ciepłe i przyjazne. I wiedział co robi. I mówił, że jest piękna. Rozpuściła się w jego słowach, w jego ustach, które szybko poczuła na swoich. A potem pojawiło się dziwne, nieznane uczucie w jej wnętrzu.

Wykorzystał to, rozdmuchał, jak pierwszą iskrę nieśmiało błyskającą na wysuszonym mchu. Wiedział jak to zrobić. Pewnie znał wiele takich przypadków. Zaniedbanych, zalęknionych dziewczynek, które z koszmaru ulicznego życia trafiły pod opiekę państwa. Pod jego opiekę. Wszystkie byłe słabe, zalęknione i bardzo nieletnie. Niektóre nie chodziły jeszcze do szkoły. A on widział ich tak wiele. Nie przestając całować, szeptał jej do ucha wspaniałe bajki. A potem rozpiął spodnie i wślizgnął się do jej łóżka. Bała się tego, ale też czuła się taka doceniona i wyróżniona. Pierwszy raz w życiu. Była zdziwiona ciepłem jego ciała. Tym wielkim czymś, co poczuła na swojej nodze. A potem tym co z nią robił. I biało-czerwonymi kroplami, które po wszystkim wyciekały z niej i brudziły szarą pościel. Już pierwszego dnia zrobił z niej – z dziecka – kobietę. Swoją kobietę. Trzy razy. Nikogo to nie obchodziło.

No matter what you do
No matter what happens to you
Be quiet, be silent, say nothing
Nobody cares, nobody cares…

Najpierw bywał u niej często. Pokazywał, jak robić mu dobrze i robił dobrze jej samej. Dbał o nią. Pozwalał przychodzić do siebie i spać w swoim łóżku. Łóżku kierownika. Wtedy po raz pierwszy zasypiała przytulona – do kogoś. Do mężczyzny. Jej mężczyzny. Czuła się jak księżniczka. Wyróżniona. Kochana. A potem wszystko się skończyło. Do bidula przyszła Tatiana. Była trzy lata młodsza od niej. I Andriej po prostu ją sprzedał. Jak przedmiot. Jak rzecz. W dokumentach ośrodka pewnie znalazła się informacja, że uciekła i rozpłynęła się w szarej beznadziei postradzieckiego miasta. Nikt się tym nie przejął, to była codzienność. Takich jak Natasza były dziesiątki.

Trafiła na ulicę. Była dobrym towarem. Młodziutka, ale już nauczona, jak sprawiać przyjemność obcym mężczyznom. Jak odgadywać ich mroczne pragnienia, ich tajemne, grzeszne marzenia. Była inteligentna, więc szybko zrozumiała, że może osiągnąć dużo – jeśli tylko zaakceptuje reguły gry. I że ma na to mało czasu. Dopóki będzie niegrzeczną dziewczynką, ubraną w białą koszulkę i kraciastą spódniczkę, dopóty będą płacić ciężkie pieniądze – za zakazany towar. Potem będzie co najwyżej zwykłą młodocianą kurewką. A jeszcze potem? Nie myślała o tym.

Więc trzeba było korzystać. Szybko znalazła wspólny język ze swoim alfonsem. OK., będzie pracować ponad siły – ale on zapewni jej pewną swobodę. I będzie traktował jak człowieka. Jak partnera – nie jak jedną z wielu swoich dziewczynek. Ona potrafi się odwdzięczyć. Jest lepsza niż wszystkie jego podopieczne razem wzięte. Wszedł w to. Równy gość. W sumie nawet uważała go za przyjaciela – do pewnego stopnia. Nie bił jej. Pozwalał mieć swoje pieniądze. I zgwałcił tylko raz, na początku. Żeby wiedziała co i jak. Prawo pierwszej nocy. Część systemu.

It’s only business, my love
What did you think?
There’s no free ride
Nobody cares, nobody cares…

Taksówka zatrzymała się przed niewielkim motelem. Natasza zostawiła kierowcy banknot o wysokim nominale i zabierając tornister wysiadła, nie czekając na resztę. Samochód odjechał szybko, jakby kierowca bał się, że ktoś go zapyta, czy nie miał oporu przed przywiezieniem w takie miejsce tej dziewczynki. Pewnie za chwilę siądzie w domu przed telewizorem i spłucze wódką wyrzuty sumienia. Zresztą: who cares? Weszła do środka. Recepcjonistka – niewiele starsza od niej dziewczyna – uniosła wzrok znad książki obrzuciła ją obojętnym spojrzeniem. Młoda dziewczynka, w białej koszuli i krótkiej spódniczce. Niedbale przewieszony przez ramię tornister. I zmysłowy makijaż. Niby niewinny, ale prowokujący. Obie wiedziały, po co tu jest.
– Pokój 23 – powiedziała Natasza
– Już jest – usłyszała. Nikt się nie pytał: kto. Nikt się nie pytał: po co. Wystarczyło przekazać, że już na nią czeka.

Zapukała. Drzwi otworzyły się i zobaczyła wysokiego, sympatycznego mężczyznę. Chyba właśnie wziął prysznic, bo miał na sobie tylko szlafrok. Czysty, biały i puszysty. Na pewno prywatny – nie hotelowy. Elegancka, wypielęgnowana twarz i staranna fryzura zdradzały dobrze zarabiającego biznesmena. Uśmiechnął się do niej szeroko.
– Witaj kochanie – powiedział przyjemnym, niskim głosem.
– Cześć tatusiu – uśmiechnęła się radośnie i rzuciła się mu na szyję. Pocałowała go w policzek. Zaczynaj delikatnie – to należy do gry. Podobnie jak tornister. I podkolanówki, z których jedna koniecznie powinna być trochę opuszczona.
Zamknął drzwi i wziął od niej tornister, wsuwając do niego przy okazji kopertę. Natasza udała, że tego nie widzi. Siadła na biurku i beztrosko kołysała nogami. Podszedł do niej i stanął tuż obok. Miał miły zapach. Przygotował się dla niej. Doceniła to. Czuła, że gdzieś w jego środku kłębi się pragnienie, żeby jej dotknąć. Że walczy, żeby tego nie okazać, ale że z każdą sekundą przegrywa tę walkę. Że ona – mała Natasza – podnieca go. Bardzo. Z pewnym zawstydzeniem przyznawała przed sobą, że w sumie nawet jej to trochę pochlebiało.
– Kochanie, córeczko… – powiedział zduszonym głosem, w którym jasno było czuć rosnące napięcie – Jak było dziś w szkole?
– Oj, jak zwykle – potrząsnęła głową, aż zatrzęsły się jej krótkie warkoczyki – Dużo nauki i w ogóle… Pani od matematyki mnie pochwaliła… Ale z biologii mogę mieć kłopoty. Nie uważałam na lekcji.
– Tęskniłaś do tatusia…? – spytał, przełykając ślinę
Spuściła oczy. Grzeczna córeczka, która bardzo się wstydzi.
– Tak… – powiedziała cicho – Na lekcji myślałam tylko o tobie. O tym co robimy… Wiesz, tatusiu, to mi się bardzo podoba… I jak tylko o tym myślę, od razu robię się taka mokra…
Poczuła, jak kładzie ręce na jej udach, czuła jego dłonie podwijające delikatnie jej szkolną sukienkę.
– Mów dalej, kochanie – poprosił
Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do jego ucha.
– Wiesz, jak myślałam o tym, co mi będziesz robił, to sięgałam pod ławkę i się… dotykałam… Wyobrażam sobie, jak całujesz mnie tam, na dole, jak wpychasz się we mnie… – szepnęła cicho, jakby wyznając słodką tajemnicę
Poczuła, jak palce mężczyzny zaciskają się na jej nogach. Prawie syknęła z bólu.
– I pomyślałam wtedy, że zrobię sobie sama dobrze… Na dużej przerwie, u nas w toalecie. Poszłam tam… Nawet zdjęłam majteczki… Zaczęłam się bawić… ale zabrzmiał dzwonek… i … Chciałabym to zrobić z tobą. Chciałabym, żebyś był we mnie, jak będzie mi tak dobrze … jak będą motylki…
– Wiem córeczko – jęknął gardłowo, nie panując nad sobą – Tatuś też o tym marzy. Chcesz zobaczyć jak bardzo się stęskniłem?
Zachichotała jak pensjonarka i odwróciła wzrok. Kiedy się śmiała, dwa urocze dołeczki pokazały się na jej policzkach. Sięgnęła ręką pomiędzy poły jego szlafroka.
– Ojej, jaki on duży! Jaki twardy! Jaki gorący! Czy on się zmieści we mnie!? – zmarszczyła zabawnie nosek
Rozciągnął usta w dumnym uśmiechu.
– Jeśli go ładnie pocałujesz i naślinisz, to się jakoś zmieści, kochanie – zrobił krok w tył odsuwając się od biurka.
– Dobrze, tatusiu. Wezmę go do buzi, wiem, jak to lubisz – powiedziała i wyuczonym ruchem osunęła się na kolana.
– Tak, kochanie – zamruczał, gdy zajęła się nim z wytrenowaną wprawą i łapczywością – Właśnie tak…
Nie trwało to długo, zanim był gotów. Wyczekała odpowiedni moment i przerwała pieszczotę.
– Ale on piękny… – powiedziała patrząc na pulsujący męski narząd – Taki duży. I pomyśleć, że ja się stąd wzięłam… Mamusia wiedziała co dobre. Ciekawe, która z nas lepiej ci robiła, tatusiu? Mama pewnie by była bardzo zła, gdyby wiedziała, jak się razem bawimy…
Mężczyzna jęknął gardłowo. Orgazm zbliżał się wielkimi krokami. Natasza szybko wstała i obróciła się w stronę biurka. Uniosła spódniczkę wypinając zgrabne pośladki. Delikatna, dziewczęca brzoskwinka ukazała swój powabny wdzięk. Natychmiast przywarł do ciała Nataszy, przyciskając ją do blatu. Drapieżnym ruchem wepchnął się pod jej koszulę, szukając jej drobnych, małych piersi. Poczuła jak gwałtownymi, niezdarnymi ruchami próbuje trafić do jej dziurki. Sięgnęła do tyłu dłonią i pomogła mu znaleźć drogę.
– Tatusiu, zrób to proszę – zaklinała go – Wsadź mi go i zrób to! Spuść się w swoją Nataszę, tam gdzie lubisz to robić… Zrób to we mnie… jak robiłeś to mamusi…
Wystarczyło kilka ruchów i poczuła że mężczyzna dochodzi. Zacisnęła uda i pozwoliła, aby głęboki okrzyk wyrwał się z jej ust. Niech wie, że ona także przeżyła rozkosz. Będzie zadowolony.
Wycofał się z niej powoli i, ciężko dysząc, poklepał ją po pośladku. Rzuciła okiem na zegarek. To nie był koniec, raczej szybki numerek na początek
– Kocham cię, córeczko – zamruczał
– Ja też cię kocham tatusiu – powiedziała uśmiechając się słodko – Ojej, ale tego dużo było! Jestem cała w twojej śmietance!

Spotkanie trwało trzy godziny, z małymi przerwami. Na koniec po prostu położyli się obok siebie na wielkim hotelowym łóżku, odpoczywając w półdrzemce. Nie było nieprzyjemnie – zdarzali się jej gorsi klienci. Niektórzy byli brzydcy, jakby żywcem wyjęci z reklamy ostrzegającej młode dziewczynki przed zagrożeniami okrutnego świata. Brzuchaci, chamscy, przepoceni. Prostacy. Byli także inni – zawstydzeni i zakompleksieni. Delikatni, jakby przerażeni własną śmiałością. Ot, urzędnicy wydający pieniądze ciężko zarobione na państwowej posadzie, aby poznać smak zakazanego owocu. Zdarzali się początkujący mafiosi. Krzykliwi, wulgarni, obwieszeni złotem i rozsiewający wokół siebie zapach zagranicznej wódki. I biznesmeni – tacy jak ten ostatni. Pełen przekrój społeczeństwa. Pełen przekrój wymagań. Chcieli żeby nazywać ich tatusiami, bić skórzanym pejczem, przebierać się w dziwaczne stroje. Nasz klient nasz pan.

You cant make it better
Or repair this world
So don’t despair and cry
Nobody cares, nobody cares …

Dzwonek komórki zadźwięczał cicho. Westchnęła i powróciła do rzeczywistości. Wstała, ubrała się szybko i sprawnie. To już był automatyzm. Robiła to nie pierwszy i nie ostatni raz. Spojrzała na leżącego w zmiętej pościeli mężczyznę. Jeszcze kilka miesięcy temu poczułaby mdłości. Nienawidziłaby jego – i siebie – za to co razem zrobili. Teraz było jej już wszystko jedno. Podeszła do niego i nachyliła się, ponownie przywołując na twarz wystudiowany, wyuczony uśmiech. Wiedziała, co powinna powiedzieć.
– Tatusiu, dziękuję… byłeś cudowny. Uwielbiam to z tobą robić.
Otworzył oczy i zobaczyła w nich ten sam – jak zawsze – błysk perwersyjnego zadowolenia.
– Kocham cię córeczko. Jesteś lepsza niż mama.
– Och, naprawdę? Tatusiu, kocham cię! Zawsze będę twoja. A kiedy będę starsza zrobisz mi takiego ślicznego dzidziusia, dobrze? Będę miała większe cycuszki! Dla niego i dla ciebie.

Wiedziała, że to mu się spodoba. Wyciągnął rękę w kierunku spodni i z lubieżnym uśmiechem wyciągnął kilka banknotów. Były tam niebieskawe hrywny, kolorowe euro i zielone dolary. Razem tworzyły jeden, zmięty, komercyjny kłąb. Wyszperał dwudziestodolarówkę i wcisnął ją w jej dłoń.
– Byłaś dobrą córeczką. Masz tu ekstra na lody od tatusia, skarbie – jego usta rozciągnęły się w uśmiechu – Do zobaczenia.
Dygnęła grzecznie. Małe, a cieszy. Wystarczy wiedzieć, co powiedzieć w odpowiedniej chwili, a zawsze uda się coś wychapać. To takie proste. Pomachała ręką na pożegnanie i wyszła, zabierając jeszcze po drodze swoje rzeczy. Pod domem czekał już pewnie jej opiekun. Nie powie mu o ekstra premii. Nie musi, takie uzgodnili zasady.

Chuchnęła na banknot i włożyła go do „prywatnego” portfela. Wsunął się pomiędzy kartę do bankomatu i mały, złożony na czworo arkusz papieru. Dokument, który dostała prawie pół roku temu. Oficjalne zawiadomienie z Odesskiego Instytutu Medycznego o wynikach powtórnego badania krwi Nataszy Żarskiej, które potwierdziły, że jest nosicielką wirusa HIV. Było też tam napisane, że Laboratorium prosi o kontakt w celu podjęcia leczenia i oferuje pomoc psychologiczną. Miała to jednak gdzieś. Co mógł wiedzieć jakiś magisterek od leczenia duszy o jej świecie? O tym, że nigdy nikogo nie obchodził jej los? Ale ten dokument był jedyną rzeczą, o której starała się myśleć idąc do łóżka kolejnego Tatusia.

Whatever I do, wherever I am,
Whoever I love and hate today
Nobody cares, nobody cares…
So I don’t care, too.

Scroll to Top