Spotkanie w barze…

Wnętrze baru było barwy grafitu; z kilku małych lamp umieszczonych pod sufitem leniwie sączyło się światło, pełzające odblaskiem po lśniących ścianach.Na prawo od wejścia był bar – właściciel właśnie nalewał kolejny kufel jakiemuś ubranemu w czarny garnitur facetowi. Widać było na pierwszy rzut oka, iż delikwent ma już dość – bełkotał coś niezrozumiale a krawat wiszący na jego szyi wyglądał niczym rozpaczliwie ratujący się przed upadkiem w przepaść nieszczęśnik, kurczowo rzymający się jedną z rąk skalnej ściany. Obok niego, na przysuniętych do kontuaru stołkach siedziało jeszcze kilka osób – jakiś ubrany w skórę wąsaty rockers, popijający spienione ciemne piwo, dwóch biznesmenów szczebioczących jakimś specyficznym niezrozumiałym dla tubylców żargonem. I ona. Z oczami zatopionymi w stojącą na ladzie szklankę z pomarańczowym drinkiem. Jej turkusowe oczy nie miały praktycznie żadnego wyrazu – siedziała z założoną nogą na nogę ze znudzonym wzrokiem, wbitym we własne szklane odbicie.
Z głośników dobiegał „Scenariusz dla moich sąsiadów” Myslovitz…

Nikt nie zauważył jego wejścia, w końcu nie był nikim szczególnym. Nie wyróżniał się spośród tłumu, nie miał na sobie niczego co wpadało w oko – ot, jasne jeansy i jakaś koszula w kratę, niedbale wciśnięta za pasek. Wszedł i rozejrzał się. Godzina była jeszcze wczesna, poza tym tego dnia Lech grał ważny mecz, więc większość płci męskiej była albo na meczu albo w domu przed telewizorami. Tego dnia w całym Poznaniu dominującym kolorem był niebieski – nie tylko ze względu na wszechobecnych zażartych fanów „Kolejorza” ale zwiększoną liczbę gliniarzy patrolujących ulice. Większość stolików była zatem wolna, postanowił zatem podejść do baru. Bywał tu coraz rzadziej, ale nadal darzył lokal jakimś szczególnym sentymentem. Lubił tu siedzieć, znał się po już dość dobrze z barmanem, więc jak tylko usiadł i wyciągnął rękę, znalazł się w niej kufel Fortuny. Wymienili uśmiechy. – Dzisiaj nie oglądasz? – Nie, mam dość – odpowiedział natychmiast. – Mam ochotę się zalać. – Jakiś powód? – Eee… kolejny dzień życia szarego obywatela. Nagle poczuł na głowie dotyk, ale nie odwrócił twarzy tylko siedział dalej. Barman puścił do niego oko. Z głośników dobiegł miękki głos Pattona, śpiewającego „Evidence”.

Ktoś miękko gładził go po włosach. Dotyk był przyjemny, wyczuł delikatny zapach Le Sanguine, zamknął oczy i zamruczał. Uwielbiał elektryzujący dotyk kobiecych palców – w pewnej chwili jeden z nich znalazł się na jego wargach i zaczął się z nimi drażnić. Miał wrażliwe usta, więc połaskotany lekko wzdrygnął się. Koniuszek długiego, polakierowanego na czerwono paznokcia jeździł w górę i w dół. Nie wytrzymał i obrócił się w jej stronę. Zobaczył rozszerzone z ekscytacji oczy. Wielokrotnie czytał o feromonach, ale żeby aż tak… zdał sobie sprawę, że ona stoi za nim. Wężowym ruchem zgrabnych nóg okręciła się i usiadła mu na kolanach. Ciepło jej ciała… przed jego ustami pojawiła się jej szyja, zupełnie jakby wskazywała mu, co ma robić. Kiedy jego oddech zaczął powoli pieścić jej skórę, rozchyliła karminowe wargi, wypuszczając z nich cichutkie westchnienie. Ich oddechy przyspieszyły – czuł gorąco jej skóry, gdy przytuliła się mocno do jego policzka. Nie zauważył jej dłoni, dopiero gdy niemal przylegał wargami do jej szyi, zorientował się, że jej palce gmerają przy guzikach jego koszuli. Otworzył oczy. Rockers wpatrywał się w nich z oczami wielkości talerzy, wszyscy inni, z barmanem włącznie, również gapili się z gębami otwartymi na oścież. Poczuł się troszkę dziwnie w roli ekshibicjonisty z przypadku, poczerwieniał na twarzy. Ona już rozpinała kolejny z guzików. Jej pochylona lekko głowa i wargi zdradzały jej zamiary. Chwycił ją lekko za włosy. Jego głos był chrapliwy.
Z toalety wyszedł jakiś gość. Zobaczywszy ich razem, rozdziawił w szoku usta i upuścił swoją szklankę. Prysnęło rozbite szkło, na podłodze wykwitła plama.

Dziwnie mu się prowadziło, gdy w żyłach huczała mieszanina adrenaliny i alkoholu. Z ledwością trzymał dłonie na kierownicy, kiedy końcówki jej palców radziły sobie z suwakiem jego spodni. Szybko sforsowała ostatnią przeszkodę w postaci ciemnoszarych bokserek i ujęła go w dłoń. Chciał zaprotestować, ale gorący dotyk aksamitnych warg kompletnie odebrał mu chęć stawiania oporu, pragnął aby wzięła go jeszcze głębiej i głębiej – jej usta zamknęły się na jego czubeczku, język zataczał koła wokół końcówki. Wypuściła go na chwilkę z ust z cichym mlaśnięciem – aby objąć zupełnie już oswobodzonego całą dłonią. Zaczęła go masować, czując jak zmienia konsystencję i osiąga należytą twardość. Znowu mruczał – w jego żyły wstępowała nowa fala gorącej krwi, wlewała się w ręce. Kiedy drapała go końcówkami paznokci po całej długości, był już bliski utraty zmysłów, z jego ust wydobywały się głośne jęki. Przesuwała dłonią w górę i w dół a potem znowu wprowadziła do swoich ust. Jego ciałem wstrząsały lekkie spazmy, wygiął gwałtownie głowę do tyłu i usłyszał chrzęst własnych kręgów. Coraz szybciej… czuł że oczy zachodzą mu mgłą, jego nogi sztywniały a po całej szerokości brzucha rozlewało się błogie ciepło. Ssała go z pochyloną głową, zdejmując ustami delikatny naskórek główki, pieszcząc końcem szalejącego języka jego wędzidełko. Teraz już nawet nie jęczał, był prawie na granicy krzyku. Nagle spazm, jeszcze jeden, czuła że jego główka pęcznieje jej w ustach, chciał wyjąć go z jej ust, nie pozwoliła mu na to – mocniej przycisnęła własną głowę i za chwilę już drgał, pompując w nią życiodajny płyn. Ssała jego czubeczek, przyprawiając go o rozkoszne dreszcze. Nie mógł już więcej, ale ona ciągle trzymała go w ustach i pozbawiała życia. Zadrgał bardzo mocno, naciskając gwałtownie ***** gazu i jednocześnie puszczając kierownicę. Mało brakowało, żeby samochód gwałtownie zjechał na pobocze, ale w ostatniej chwili skręcił, wyprowadzając go z powrotem na trasę. Czuł się pozbawiony wszelkiej energii, nagle zachciało mu się strasznie spać, zdobył się na spojrzenie w jej stronę. Jej oczy płonęły wyzywająco, uśmiechała się. Jej wargi lśniły od jego nasienia.
Jego siły powoli wracały – aż osiągnęły normalny poziom gdy dojechali do jego domu.

Kiedy niósł ją w ramionach, całowała go żarliwie po szyi. Nie oglądał się za siebie, ale czuł, że zostawiają za sobą gorący ślad oddechów. Uciskał dłońmi jej pragnące ciało, wiedząc że pod sukienką jest cała mokra i lepka. Uklęknął kiedy stanął przed drzwiami, sadowiąc ją sobie na prawym kolanie, lewą ręką wyjął z kieszeni jeansów klucze i drżąc cały włożył go i przekręcił. Drzwi otworzyły się pod naciskiem klamki, nie dbał już o nic więcej, nie było nawet czasu wyjmować klucza – kopnięciem uderzył drzwi za nim, przymykając je jedynie – nie zwracał jednak na to uwagi.

Dotyk satynowej pościeli ziębił. Jej skóra cała nagle krzyknęła, gdy rzucił ją na chłodną pościel. Prawie zerwał z niej sukienkę i buty na obcasie. Drżała, kiedy rozpinał guziki jej bluzki. Uniosła się lekko, pozwalając mu ją z siebie zdjąć, jednocześnie pozbawiając go koszuli. Został tylko w samych spodniach, zamknął ją w swoich ramionach. Przez materiał czuła, że znowu jest gotowy. Leżała zatem bierna, pozwalając mu się pieścić. Zadrgała, gdy jego dłonie rozchylały jej uda. Miała tam jedynie wąski paseczek – gorąco parowało z niego, gdy klęczał przed nią, zafascynowany jej widokiem. Otrząsnął się jednak zanim zimno ponownie dotarło do jej skóry. Niżował głową, aż dotknął jej tajemnego miejsca. Westchnęła głośno, podkurczając nogi w kolanach i dając mu jeszcze większy dostęp do siebie. Jego język krążył wokół jej warg sromowych aby po chwili zanurzyć się w jej sokach i rozpoczął sambę. Głaskała go po głowie, mruczał coraz głośniej, delektując się smakiem jej kobiecości. Ona również wzdychała, próbowała bezwolnie zaciskać uda, jednak jego mocne dłonie poradziły sobie z tym bez większego oporu. Ogarniające ją ciepło było takie gwałtowne… w jej głowie eksplodowała czerwona kula, straciła czucie w dłoniach, cała skóra płonęła. On nie przestawał, karmiąc się jej rozkoszą. Teraz pracował już nie tylko językiem, ale dłońmi, którymi pieścił jej biodra. I głową, którą przesuwał w górę i w dół. W pewnej chwili zapomniał się i zaczął delikatnie kąsać jej łechtaczkę, nie wytrzymała. Jej westchnienia przeszły w głośne wzdychanie, aby za chwilę metamorfować w krzyk. Przycisnął jej nogi jeszcze mocniej i naparł na nią całą twarzą. Jej ostry zapach podziałał na niego jak narkotyk, nie był w stanie się opamiętać. Kiedy szczytowała po raz pierwszy, nawet tego nie zauważył, zatopiony w niej po ostatnią granicę własnej świadomości, jego język znał już drogę i złapał właściwy rytm. W chwilę później doszła drugi raz a potem trzeci, który uwieńczyła głośnym krzyknięciem. Jego głowa znalazła się nagle w okolicy jej ust, oplotła go ramionami i przycisnęła do siebie. Poczuła na jego wargach swoją własną lepkość a on czuł delikatny posmaczek swojego nektaru. Całowali się długo, przepełnieni namiętnością, która nijak nie chciała z nich ujść. Pchnął mocno. Dopiero teraz zorientowała się, że całując jej usta ujął siebie w dłoń i skierował do jej wnętrza. Zdała sobie sprawę co planował dopiero gdy już znalazł się w jej środku. Otoczyła go ciepłem, zakładając nogi na jego biodra. Była tam już tak wilgotna, również od jego śliny, że już za drugim pchnięciem dotarł prawie do końca. Poczuła, jak jej pierścienie ustępują pod jego naporem. Chciała coraz więcej i więcej. Z jego czoła spadła na jej usta kropla jego potu. Był słony i smakował pożądaniem… Był w niej coraz głębiej, penetrował jej grotę z coraz większą zapamiętałością. Poczuła, jak jej własne mięśnie napinają się wszystkie, wiedziała, że on również był już blisko. Wykrzyczała jego imię w spazmach rozkoszy, czując jak i on szczytuje w jej środku, rozlewając się we wnętrzu ciepłą strugą.

Leżeli tak razem, wtuleni w siebie, stygnąc. Scałował jej z oczu ostatnie ślady rozkoszy, po czym przytulił się jeszcze mocniej. „Ale numer, kochanie – dawno nie mieliśmy takiej jazdy…” – wymruczał. Ona nie powiedziała nic, ale jej oczy całe się śmiały. Uniosła leniwie dłoń, na której pobłyskiwała obrączka – dostała ją od niego na ich ślubie. On roześmiał się i ich palce się splotły. On również miał na palcu obrączkę…
… w środku było strasznie głośno. Kaskady światła spływały z kilkudziesięciu ruchomych kolorowych żarówek, dym papierosowy układał się w całą miriadę fantazyjnych wzorów. Hałas był natrętny, kłuł zmysły niczym wibrujący dźwięk atakującej osy.

Jak w każdą sobotę, wewnątrz bawiła się cała masa żądnych wrażeń ludzi. Multum ust, oczu, piersi i rąk, wirujących na szklanym parkiecie. Pod nim zaś, po drugiej stronie weneckiego lustra – była sala, o którzej szarzy imprezowicze nie mieli nawet pojęcia. Siedział tam właściciel klubu z kilkoma najbliższymi przyjaciółmi; widoki były całkiem ciekawe: przezroczysty sufit stanowił źródło doskonałej rozrywki, jako że wśród młodych nosicielek krótkich spódniczek tego lata zapanowała moda na brak bielizny. Biorąc pod uwagę świeżość ciał 'młodej krwi’, zgromadzone na dole VIP-y bawiły się doskonale. Dla dziewczyn nie było żadnego stresu, w końcu żadna nie wiedziała o obecności swoich 'obserwatorów’. Zabawa rozkręcała się w najlepsze, barmani uwijali się jak w ukropie, spełniając zachcianki stałych bywalców 'Jupitera’, z kilku stolików, przy których siedzieli faceci pogrążeni w cotygodniowych debatach o kobietach i sensie egzystencji szarego połykacza piwa co chwila dobiegały salwy gwałtownego śmiechu. Impreza jak każda, ludzie jednak ubóstwiali specyficzny klimat lokalu na peryferiach Trójmiasta – niektórzy do tego stopnia, że dojeżdżali dobre kilkadziesiąt kilometrów aby w towarzystwie tłumu roześmianych i luzujących osób wypić kilka szklanic zimnego piwa lub wsunąć w siebie kilka kolorowych drinków. Tu nie było się małą, szarą ludzką molekułą tłumu – w 'Jupiterze’ gromadziła się co tydzień wielka, wybuchowa mieszanka oryginałów – tutaj każdy z gości reprezentował swoją osobą coś innego, nurt muzyczny, styl ubierania się czy nawet orientację seksualną. Można tu było trafić na każdego.

Przy jednym ze stolików, na skórzanej kanapie, siedzieli oni. Dwójka ludzi, zapatrzonych w siebie i popijających piwo z butelek. Łączyło ich wiele, dzieliło – co zaskakujące – jeszcze więcej, oboje byli jednak dla siebie stworzeni – radość biła z ich oczu, kiedy prowadzili ożywioną rozmowę, kiedy wspólnie sięgali po kufle, ich palce stykały się, szukały wzajemnego dotyku. Oboje byli zupełnie zwyczajnymi ludźmi – nie należeli do osób wybitnie atrakcyjnych. Mieli jednak w sobie coś, co przyciągało uwagę: ona miała w oczach wabik, z powodu którego niemal każdy mężczyzna w jednej chwili pragnął rzucić w zapomnienie całe swoje życie i iść za nią, choćby na drugi koniec świata. On – czarował swoimi ustami i oczami, o których sam twierdził, że w poprzednim wcieleniu należały do samego diabła. Śmiała się głośno i perliście z żartów, które on opowiadał, gryząc go w ucho kiedy nachylał się w jej stronę aby wysłuchać tego co ma mu do powiedzenia. Wyglądała na bardzo szczęśliwą, nawet pomimo swojego wieku – była znacznie starsza od większości imprezowiczów, od niego – również. Nie sprawiał jednak wrażenia, jakoby ów fakt mu w jakikolwiek sposób przeszkadzał…

Ludzie dookoła patrzyli na nich z zainteresowaniem, w końcu niecodziennie trafiał się widok pary ludzi, między którymi szły tak wyraźne skry – ale oni nie całowali się, nie obściskiwali – sprawiali wrażenie bardzo zaangażowanych w rozmowę. Gładziła go po głowie i przegryzała delikatnie dolną wargę, gdy on uwodził ją swoim zabójczym uśmiechem…

W tle leciała przeróbka „Tainted Love” Inspiral Carpets – lekko punkowy kawałek, klimatami przypominający INXS w najlepszym okresie swojej kariery. Drapieżny głos wokalisty atakował zmysły. Jego wargi musnęły jej podbródek, miękko zawadziły o koniuszek nosa. Zaczęli grę, taniec ich warg przybierał na sile, gdy jej jaskrawoczerwone paznokcie owinęły się wokół jego karku. Zatopieni w eksplodującym karminie rozkoszy, zapomnieli o otaczających ich ludziach. Gdy czubki jego palców wśliznęły się pod zatrzask jej stanika, odrzuciła głowę, jej długie włosy rozsypały się w falującym oceanie. Musiała mu jakoś przerwać, choć na chwilę, złapać oddech – Boże, przecież tu jest pełno innych! – myśl ukłuła ją nagle… po chwili jednak zniknęła gdzieś, pośród krwistych kółek w jej głowie, kiedy zrobiło się jej ciepło tak, że skóra zaczęła ją parzyć. Zanurkowała w tą otchłań. Zanurzyła się aż po koniuszki palców, poczuła jak wszystkie jej mięśnie napinają się nagle. On doskonale wiedział, pochylił się do jej ucha i wyszeptał jej dwa słowa. Drżąc, jej dłoń pojechała w dół, zahaczając o prawą pierś, to wszechogarniające gorąco… zsunęła się jeszcze niżej, zaczepiając o pasek spodni… wsunęła się do środka niczym wąż. Spojrzała na niego – oblizywał soczyste usta w oczekiwaniu, tak jak czynią to niektóre drapieżne zwierzęta. Kiedy jej dłoń uniosła się, na jej palcu lśniła odrobina jej kobiecości. Mimo dymu papierosowego, jego nozdrza złapały tą woń od razu. Rozchylił lekko wargi, pozwalaląc wsunąć sobie pomiędzy nie sam koniuszek palca. Zasmakował jej delikatnie, jednocześnie upajając się jej zapachem, teraz tak bliskim… wiedziała, że ma potężną erekcję.

Całowali się, wracając pieszo do domu, przystając co chwila. Mroźne październikowe powietrze kłuło boleśnie, ale żadne z nich nie zwracało na ten fakt uwagi. Zatrzymywali się, wtulając swoje twarze w siebie. Ona upajała się dotykiem jego ust, on co chwila uciekał głową na bok, jej włosy jeszcze pachniały brzoskwiniowym szamponem… mijali po drodze spóźnionych samotnych imprezowiczów, którzy oglądali się za nimi z rozwartymi ze zdziwienia ustami.

Scroll to Top