Unstable Affliction

Opowiadanie to dedykuje istocie, która zawiera w sobie
tyle rudej energii, że pozostaje mieć nadzieje, iż kiedyś
jej ta energia na manowce nie zwiedzie…
…no a przynajmniej nie tak całkiem zwiedzie…

Ponury Grzybiarz

Unstable Affliction

– Jak ja kurwa mać nie cierpię francuskiego – ta myśl kołatała się Adrianowi w przemarzniętej głowie. Co prawda była wiosna, ale on taką wiosnę solennie pieprzył. Jeszcze godzinę temu siedział w ciepłym domu i wcale nie miał ochoty by ten rzeczy stan zmieniać. Zwłaszcza, ze był umówiony z Młodym i Płaskim na rajdowy wypad do Molten Core. Planowali to chyba od tygodnia, a tu taka poruta. Kto mógł przypuszczać, ze matce uda się znaleźć następczynię Pani Bielskiej…

– Słoneczko, ty moje… – wyrzuciła z siebie mama wpadając do pokoju z szybkością błyskawicy Ledwo, zdążył wrzucić skarpetkę pod biurko, a bogato ilustrowane czasopismo zniknęło za kaloryferem.
Ja pierdo..– mruknął cicho pod nosem i czym prędzej założył nogę na nogę, starając się zamaskować erekcję – Mamo, się puka przecież! – prychnął z wyrzutem.
– Oj, królisiu nie wygłupiaj się – z uśmiechem rzuciła mama. Z zadowoleniem zauważył, ze kompletnie nie zwróciła uwagi na jego rumieniec na twarzy, nieprzytomny wzrok, no i całą szybką akcje zacierania śladów. Poczochrała go tylko po głowie, ogarnęła wzrokiem pokój i swoim zwyczajem przystąpiła do przestawiania jego cennych skarbów, które z jakiejś przyczyny najwyraźniej leżały nie tam gdzie powinny. Kompletnie tego nie rozumiał, co jej przeszkadza stare pudełko po pizzy, w środku jest przecież jeszcze jeden kawałek, co prawda odrobinę zielony, no ale zawsze można zeskrobać jak się komuś zielone nie podoba, no a poza tym to i tak była pizza z grzybami.
– Dobre nowiny, Tuptusiu. – już wiedział, ze to nie mogły być dobre nowiny – Mamusi udało się znaleźć nową panią od francuskiego dla mojego misia pysia… – podniosła wieczko pudełka po pizzy i zauważył, że odrobinę pobladła. Lecz wiedział z doświadczenia, ze to matki nie powstrzyma. Starał się tak ustawić z fotelem, żeby zablokować jej dostęp do wrzuconej pod biurko skarpetki. – …to jest bardzo miła Pani… – do pudełka ze szczątkami pizzy dołączyły rzucone w kąt bokserki, kilka puszek po pepsi oraz bliżej nieustalona liczba papierków po gumach do żucia. Zastanawiał się skąd ona to wszystko wytrzasnęła, gumy nie żuł od miesiąca, a o tym, ze ma bokserki zapomniał jakieś pół roku temu. – …dodatkowo mieszka bardzo bliziutko, więc mój robaczek nie będzie mógł szybko wrócić do mamuni.

Miała już całą masę różnych przedmiotów pod pachą. Uszczypnęła go w policzek, tak jak to robią podstarzałe ciotki na imieninach, gdy pijani rodzice zmuszają swoje pociechy do obcowania z rodziną i nie przerywając monologu, zgarnęła wielki splątany kłąb pościeli pod drugą pachę i wyszła z pokoju – Ubieraj się robaczku, bo się spóźnisz – rzuciła na odchodne. Modulując głos tak jakby mówiła do pięciolatka z powikłaniami po lobotomii.

Nie było sensu dyskutować, matka i tak postawiłaby na swoim, a dodatkowo nasłuchałby się jeszcze więcej misiów pysiow, tuptusiów, żółwików, króliczków i całej reszty tej menażerii, która jego matka zwykła zastępować jego imię. Najgorsze, ze ten irytujący zwyczaj uwielbiała kultywować również poza domem, co jak łatwo się domyślić zaowocowało wyjątkowo denerwującym przezwiskiem nadanym przez rówieśników, no i całymi setkami głupich docinków. I jak on ma się poprawnie rozwijać, skoro takim zachowaniem jego rodzicielka właściwie wykastrowała mu życie socjalne. Tak wykastrowała to dobre słowo, no bo która z dziewczyn chciałaby się umówić z gościem o ksywie Cycuś. No i jeszcze sobie wymyśliła ten francuski. Cycuś co chodzi na francuski. Totalna tragedia.

Dlatego właśnie panią Bielską, na którą to spadł ciężar przygotowania Adriana do egzaminu maturalnego z języka francuskiego, spotkała cała seria nieprzyjemnych wydarzeń, które miały na celu zniechęcenie jej do kształcenia go w tym jakże cudownym języku. Jak się okazało symulowanie zespołu Touretta było strzałem w dziesiątkę. Starsza pani ciężko znosiła nagłe erupcje bluzgów. Tak, to był dobry pomysł, dało mu to przynajmniej tydzień spokoju. No ale teraz znowu matka znalazła jakąś starą rurę. Cóż pozostawało mieć nadzieje, ze sztuczka z napadami przekleństw, będzie bronią uniwersalną.

Zbiegając po schodach natknął się na Martę. Wyszła właśnie ze zsypu, delikatnym ruchem otarła usta i uśmiechnęła się do niego niepewnie.
– Oh, Marta… – Rozmarzył się. Czarnowłosa miłość jego życia. Różowa bluzeczka opinała pokaźnych rozmiarów biust. Pamiętał, że gdy była mała wypychała sobie stanik skarpetkami, żeby robić lepsze wrażenie na chłopakach z osiedla. Po jakimś czasie nie musiała już nic wpychać do stanika, matka natura sama jej tam wepchała to i owo. I to w tak imponujących proporcjach, ze jej popularność wśród starszych chłopaków, o którą od małego zabiegała wzrosła…no bardzo wzrosła. A on jak głupi kochał się w niej od 4 klasy, ale Martusia wolała zawsze starszych chłopaków. No a na pewno nie wolała jego. Zatrzymał się, bo jego mózg najwyraźniej połączył pewne fakty. – co ona się tak oblizuje? Żarła coś w tym zsypie czy co? – pomyślał. – Nie musiał myśleć zbyt długo, albowiem z ciemnej czeluści zsypu wychynął gładko ogolony młodziak. Właściwie, to nie wychynął tylko wytoczył się, gmerając coś tam przy dresowych spodniach.

– Co się chuju patrzysz? – zagaił i podrapał się po wybrzuszeniu spodni. Jednocześnie wytrzeszczając oczy i wysuwając do przodu dolną szczękę.

Właściwie na tak zadane pytanie nikt nie opracował jeszcze dobrej odpowiedzi. Prawdopodobnie gdzieś tam na świecie najtęższe głowy trudziły się, nad znalezieniem tej właściwej, ale nawet jeżeli już im się to udało to tu na osiedlu nikt o tym nie miał pojęcia. Za to wszyscy wiedzieli, że gdy Łysy zadaje to pytanie krew będzie się lała a zęby fruwały w okolicy. I to zazwyczaj nie była krew tego pytającego, z zębami bywało różnie.

–Ja…noo..tego..znaczy… – Adrian stał na półpiętrze niczym zając złapany w reflektory nadjeżdżającej ciężarówki. – schodzę po schodach…na francuski… – no dobra nie był to z jego strony pokaz odwagi, ale na plus liczyło się to, ze już jakiś czas temu nauczył się panować nad pęcherzem podczas rozmów z Łysym. A tą sztukę nie każdy miał do końca opanowaną.

Łysy spojrzał w dół, potem w górę i widocznie doszedł do wniosku, ze Adrian faktycznie schodzi po schodach – Boś pedał, no wypierdalaj – skonkludował, zarechotał i chwycił Martę za pupę. Co z kolei ją wprawiło w dobry humor. Teraz oboje głupawo się śmiali.

Nie tracił czasu zbiegł po schodach, zostawiając za sobą tą sielską scenkę bronowickiego blokowiska. Cóż, chłopaki stąd zwykle idą do pierdla, a dziewczyny na autostrady. I naprawdę miał nadzieje, ze Łysy skończy w pierdlu, albo że coś po prostu go zeżre.

Wybiegł z klatki i wiosna rzuciła mu w twarz mokrym śniegiem, niesionym przez porywisty wiatr. Mama miała racje, nowa nauczycielka nie mieszkała daleko. Co miało tę wadę, że całą drogę musiał pokonać pieszo. Gdy dotarł wreszcie na ulice Stypa, był już nieźle wymarznięty.
– Jak ja kurwa mać nie cierpię francuskiego – z kieszeni kurtki wydłubał zmiętą karteczkę i przeczytał jeszcze raz adres. – Stypa 60 mieszkania 4 Madame Danu. – co za pretensjonalna stara prukwa to musi być – pomyślał. Rozejrzał się i znalazł właściwy dom. Trzypiętrowy niewielki budynek otoczony zielonym ogrodzenie. Podszedł do furtki i zadzwonił pod numer czwarty.

– Tak, słucham? – z głośnika domofonu dobiegł go wysoki melodyjny głos.
– Dzień dobry, jestem, znaczy nazywam się Adrian Górski – odpowiedział – mama..,eee.. to znaczy ja w sprawie francuskiego.
– Et si oui, s il vous plait joindre – wzbogacony o francuski akcent sam głos brzmiał miękko i przyjemnie. Rozległo się bzyczenie otwieranego zamka. Otworzył furtkę i ruszył do drzwi wejściowych trzypiętrowego domu, w którym jakaś stara rura będzie go męczyć w każdą sobotę. – Eh co za pojebany dzień. – pomyślał.

W tym momencie usłyszał pisk opon hamującego samochodu. Odwrócił się. Vis a vis domykającej się furtki, zatrzymała się wiekowa srebrna honda. Za kierownicą siedział jakiś dziwny typ i mocował się z pasami bezpieczeństwa. W końcu mu się najwyraźniej udało, bo niemal wypadł z samochodu. Nie zamknął nawet drzwi i ruszył pędem do furtki. Dopadł ją nim się zamknęła i biegł dalej. Dopiero teraz Adrian zauważył, że coś jest nie tak z tym gościem. Otóż w zębach trzymał różę. – No tak to by wyjaśniało grymaś determinacji i bólu malujący się na jego twarzy – pomyślał i ustąpił drogi szaleńcowi z badylem w zębach. Ten natomiast ku zdziwieniu Adriana wpadł do wiatrołapu budynku, lecz zamiast walczyć z drugimi drzwiami, wyjął z ust róże i wcisnął ją do skrzynki pocztowej. Następnie, odwrócił się na pięcie i pobiegł z powrotem do swojego wehikułu, by po chwili zniknąć w kłębach dymu.

Ze zdziwieniem malującym się na twarzy Adrian odprowadzał wzrokiem tą dziwaczną postać. Gdy nagle za swoimi plecami usłyszał dobiegające gdzieś z góry – Się posunie! – Odwrócił się szybko. W otwartych drzwiach stał niemal dwumetrowy facet, z burzą potarganych i jak zauważył, nieczęsto mytych włosów. W jego oczach malowało się jakieś szaleństwo zmieszane z kacem. No dobra kac nie tyle się malował co dawał się odczuć wszędzie dookoła tego mężczyzny. Chłopak zszedł z drogi maniakowi i pomyślał, że ten facet jest zdolny do naprawdę potwornych czynów, no i do wypicia konkretnej ilości wódy, sądząc po zapachu.

Adrian ruszył po schodach na spotkanie ze swą nauczycielką. Cała ta sytuacja wydawała się odrobinę surrealistyczna, pomyślał, że wcale by się nie zdziwił, gdyby stara madame Danu hodowała kota i latała na miotle a ogród miała pełny zakopanych tam mężów. Uśmiechnął się do własnych myśli i zadzwonił do mieszkania nauczycielki.

Madame Danu otworzyła mu drzwi. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to różowe kapcie, z rysuneczkami kotów. Obok tych kapci, między nogami nauczycielki stały dwa koty i ciekawie mu się przyglądały. Ich pani nie trzymała jednak miotły, lecz jego uwagę przykuł stojący tuż za nią odkurzacz. – O rzesz – westchnął. I to nie przez koty czy też odkurzacz. Jego wzrok powędrował wreszcie na samą Madame. Jedno było pewne, nie była starą prukwą. Wręcz przeciwnie. Spoglądała na niego, niewysoka, lecz proporcjonalnie zbudowana kobieta o niebieskich oczach i burzy rudych włosów. W ułamku sekundy prześlizgnął spojrzeniem po szczupłych nogach, biodrach opiętych czarną mini, talii podkreślonej białą dobrze skrojoną koszulą. Na samym końcu zauważył jej uśmiech. Nigdy nie widział takich ust. Sam nie wiedział, czy uśmiechają się do niego czy proszą by być całowane. Nie wiedział dokładnie, co to jest, ale z tej kobiety emanowało coś zupełnie dla młodego chłopaka niezrozumiałego. Coś co każe mężczyznom przytulać i głaskać. Szeptać czułe słowa, nosić na rekach, a jednocześnie z każdego innego samca czyni rywala, który zasługuje tylko na szybkie i w miarę możliwości bolesne unicestwienie.

– Proszę wejdź, lepiej nie stój na korytarzu. Mój sąsiad to zupełny szaleniec – Powiedziała, i gestem zaprosiła go do mieszkania. Zamknął za sobą drzwi. – Mój drogi czuj się jak u siebie w domu, Ma route se sentent a l aise – Dodała, co przypomniało mu po co się tu znalazł.
– Napijesz się kawy, albo herbatki? Diabelnie tam zimno chyba.
– O tak proszę pani strasznie piź.. – ugryzł się w język – znaczy, zaiste znajduję pogodę niesprzyjającą spacerom, azaliż.
Uśmiechnęła szeroko ukazując lśniące bielą równe ząbki – Zatem herbatka dla Ciebie. – dłonią wskazała stojącą w pokoju sofę przy której stał niewielki stolik – proszę nie stój tak w korytarzu.

Usiadł przy stoliku i wyciągnął zeszyty zapisane czasownikami, wyjątkami, odmianami i innymi tego rodzaju bzdurami, które w bólach i z mozołem wbijała mu do głowy pani Bielska. Tu wcale nie czuł tej powagi sytuacji, tego ciężaru przekazywanej mu wiedzy. Czuł się dobrze i na miejscu.

Pokój nie był duży, może dwa kroki dzieliły go od przeciwległej ściany, pod którą stał nieduży regał pełny książek. Zauważył, że większość z nich jest o kotach, kilka o horoskopach, a dla przeciwwagi trochę literatury o projektowaniu grafiki komputerowej. Doprawdy niecodzienne połączenie. Ale najbardziej zaciekawiło go coś innego. Nad książkami obok małego świecznika stały trzy zdjęcia, trzy czarno białe zdjęcia. Każde przedstawiało tę samą młodą kobietę, uśmiechającą się tajemniczo lecz jednocześnie bardzo ciepło. Mimo odcieni szarości jej oczy wydawały się błękitne i żywe, a zarazem bardzo smutne. Zdjęcia robiły wrażenie naprawdę starych, ale najdziwniejsze było to, że osobą na tych zdjęciach była sama madame Danu.

– No to zaczynajmy – usłyszał jej głos za swoimi plecami. Odwrócił się gwałtownie i ze zdziwieniem zauważył, ze już wcale nie siedzi na sofie, lecz stoi przy zdjęciach, które tak go zainteresowały, że zupełnie nie pamiętał by wstawał z sofy i podchodził do regału.

Nauczycielka najwyraźniej nie zwróciła uwagi na jego wścibstwo. Usiadła na sofie, herbatę położyła na stoliku i otworzyła jego zeszyty. – zobaczmy, co już umiesz. – powiedziała i znów się do niego uśmiechnęła.

Usiadł obok i do jego nosa dotarł roztaczany przez nią zapach. Zapach kwiatów, ciepła i tajemnicy. Czytała jego bazgroły, a on patrzył na jej usta, które poruszały się lekko wraz każdym przeczytanym po cichutku słowem. Było w nich coś co przyciągało uwagę. Po chwili zdał sobie sprawę, że nauczycielka jest tak pochłonięta rozszyfrowywaniem zeszytowych hieroglifów, iż zupełnie nie zwraca na niego uwagi. Toteż wzrok chłopaka spłynął na piersi kobiety. Były kusząco duże, nie wielkie jak w tanich amerykańskich pornosach. Były duże, ale nie za duże. Idealnie współgrały z jej sylwetką. Na bladej skórze pomiędzy wybrzuszeniami dekoltu, spoczywał zielony krwawnik, zawieszony na złotym łańcuszku opinającym jej smukłą szyję. I tak wspaniale miarowo unosił się w rytm oddechu swej właścicielki. W górę i w dół, w górę i w dół…

…Madame Danu odłożyła zeszyt i spojrzała swemu uczniowi prosto w oczy. Rozchyliła delikatnie usta i powiodła dłonią wzdłuż dekoltu, delikatnie muskając palcami naszyjnik. Jej paluszki dotarły do pierwszego guzika i rozpięły go zgrabnym ruchem. Dłoń nie zatrzymała się i kolejne guziczki koszuli podzieliły los pierwszego. Białe brzegi materiału rozchyliły się delikatnie ukazując fragment czarnego koronkowego staniczka. – ohmm – Madame zamknęła oczy, zagryzła delikatnie usta i odchyliła głowę do tyłu. Mruknęła cichutko i rozsunęła poły bluzki. Teraz Adrian mógł podziwiać jej pełne piersi, opięte delikatnym niczym jedwabna pajęczyna staniczkiem. Poczuł znajome mrowienie w podbrzuszu, to przy którym wszystkie procesy myślowe do jakich mężczyzna jest zdolny w takiej sytuacji, potrafią wyrazić się w kilku tylko westchnieniach lub stłumionym – Oh, tak.

Dalej z zamkniętymi oczami, pani Danu sięgnęła paluszkami lewej doni do sprzączki staniczka.

– Chcesz mnie? Powiedz, mam go rozpiąć? Chcesz je zobaczyć? – zapytała szeptem, nie otwierając oczu?
– Oh, tak, proszę chce. Chcę je zobaczyć..

Zeszyt uderzył o szklany blat stolika. Duży włochaty biały kot patrzył na niego z za pleców swej pani. Mógłby przysiąc, ze zwierzak śmieje się z niego.

– Co chcesz zobaczyć? – Zapytała nauczycielka.
– Co? Ja? – Adrian rozejrzał się nerwowo. Danu była całkiem ubrana i najwyraźniej właśnie skończyła studiować jego dorobek naukowy.
– Wydajesz się jakiś nieobecny. Coś cie boli, coś ci dolega? – Przekrzywiła delikatnie głowę i na jej twarzy zamalowała się szczera troska. Delikatnie dotknęła go w policzek końcami palców. – Nie masz gorączki mój drogi?

Jej dotyk przeniósł niewidzialny ładunek, który przepłynął przez wszystkie sploty nerwowe chłopaka, po drodze poczęstował kopniakiem serce, które stanęło na sekundę, potem pobiegł dalej i w mózgu przewrócił beczki z endorfiną a na koniec zamanifestował się w spodniach.
Adrianem wstrząsnął dreszcz. Jego mięśnie drgały w spazmach. Pompując gorącą spermę prosto w spodnie. Czuł ciepło rozlewające się po nodze. Zagryzł zęby i modlił się by tylko nauczycielka niczego nie spostrzegła, czym prędzej porwał jeden z zeszytów i położył go na sobie tak by zasłonić swój wypadek.
– Nie, proszę Pani. Ja jestem zupełnie zdrowy. Tak całkiem. Właściwie to nigdy nie byłem zdrowszy – wydukał łamiącym się głosem – mogę do toalety?
– Ależ oczywiście – zaśmiała się i spojrzała mu w oczy – nie jesteś przecież w szkole. Idź śmiało. Ja już kończę, dzisiaj zaczniemy od zaimków rzeczownych nieokreślonych. Dobrze?
– O tak, tak bardzo dobrze. Wyśmienicie. Zaimki, uwielbiam zaimki. – rzucił i popędził do toalety. Z zeszytem przykrywającym przód spodni.

Zatrzasnął drzwi łazienki, oparł się o nie i wziął głęboki oddech. – Co to w ogóle miało być? – powiedział sam do siebie cicho. Nigdy wcześniej nie miewał przywidzeń. Fantazje erotyczne no to oczywiste, który dziewiętnastolatek ich nie ma. Ale to było diabelnie realne. Na tyle realne, że w parę sekund zapaskudził sobie spodnie.

– O, w ryja! – przypomniał sobie o zawartości majtek. Wytarł spermę z materiału, odkręcił wodę i umył członka pod strumieniem zimnej wody – To cie uspokoi – powiedział do niego cicho. Założył spodnie i na wszelki wypadek spuścił wodę w toalecie, tak dla pozorów. W końcu nie chciał by madame nabrała podejrzeń co do jego zajęć w jej prywatnej toalecie. Na koniec, mokrymi dłońmi przyczesał włosy i spojrzał w dół na swe krocze – Okej koleś, zdarza się najlepszym, babka jest niezła, a my nie dokończyliśmy porannego przeglądu prasy. Ale od teraz ma być grzecznie i bez takich zwał. Wychodzimy tam i nie gapimy się, uczymy się francuskiego! – przedstawił swój plan penisowi. Właściwie to sam sobie, ale gadanie z „wackiem” wydawało mu się lżejszą odmianą szaleństwa niż rozmowa z samym sobą. Wziął głęboki oddech, otworzył drzwi i z przyklejonym na twarzy uśmiechem wszedł do pokoju.

Uśmiech, powoli odkleił się od twarzy Adriana, zawisł przez chwilę w kąciku ust. Lecz nie wytrzymał długo, puścił się i runął na podłogę.

Koszula madame Danu wisiała przerzucona przez oparcie sofy. Jej właścicielka natomiast, siedziała na jej skraju i uśmiechała się do Adriana zalotnie. To znaczy tak sądził, sam nie do końca rozumiał naturę tego uśmiechu.

– Rany Boskie..– wydusił z siebie i cofnął się o krok. Tylko o krok, ponieważ plecami oparł się o drzwi od łazienki.

Nauczycielka wstała i podeszła do niego powoli. – Coś się stało? Mój kochany? – spytała. Teraz była już przy nim. Spoglądał na nią z góry. Uniosła dłoń do sprzączki staniczka i rozpięła go jednym płynnym ruchem. Jej piersi najwyraźniej tylko czekały tego momentu. Radośnie wyskoczyły na wolność i zakołysały się powabnie przed oszołomionym chłopakiem. Oczywiście widział już wcześniej nagi biust, z tym że na zdjęciach w czasopismach lub internecie. A teraz tuż przed nim kołysała się piękna para dużych blado różowych piersi. Zauważył, że intensywnie różowe sutki, bynajmniej nie sterczą, lecz są jakby schowane do środka. – Nie tak to wyglądało na zdjęciach. Może trzeba coś robić, żeby wzeszły? – pomyślał. W każdym razie to co widział podobało mu się o wiele bardziej niż zdjęcia.

– No a teraz, gdy już je zobaczyłeś? – słowa madame Danu przykuły jego uwagę. Nie wiedział czy ma patrzeć w jej niebieskie oczy, zmysłowe usta, czy też w ofiarowane mu piersi. – powiedz, kochanie, co zrobisz teraz?

Uklęknął przed nią, tak by jego głowa znalazła się na wysokości jej biustu. Delikatnie ujął dłońmi piersi, były tak cudownie ciepłe i ciężkie. Madame westchnęła i przycisnęła jego głowę do siebie.
– Oh, badź dla nich dobry, bądź kochany… – szepnęła i odchyliła głowę do tyłu

Starał się być tak dobry i kochany jak to tylko możliwe, całował i pieścił te dwie wielkie pachnące krągłości. Czuł, że to co robi najwyraźniej działa. Ciało kobiety odpowiadało na jego pieszczoty. Jej uda drżały, zaciskając się raz po raz. Oddychała coraz głębiej, a jej dłonie wpiły się w jego włosy. Skierował usta ku jej sutkowi, pocałował go, najpierw delikatnie musnął językiem, przez ciało jego kochanki przebiegł spazm, a jej nogi lekko ugięły się w kolanach. – Tędy droga – pomyślał. Teraz już przycisnął całe usta do różowej brodawki, całował ją namiętnie i z zapałem. Dłońmi objął talię nauczycielki. Była na tyle filigranową osobą, że mógł niemal objąć ją w pół. Trzymał ją niczym laleczkę. Rudowłosą laleczkę, która wiła się w rytm jego pieszczot.

Pod językiem poczuł, że sutek pani Danu przeszedł jakąś metamorfozę. Oderwał od niego usta i ku swemu zaskoczeniu stwierdził, że teraz sutek nie jest już schowany, lecz dumnie sterczy różowiąc się do niego radośnie.

– Lubi cie – nauczycielka zachichotała cicho – sprawdź, czy drugi też cię lubi – dodała.

Tego dwa razy nie trzeba mu było powtarzać. Adrenalina krążyła w jego krwi, z której jak mu się zdawało większość wypełniała penisa. Pozycja w jakiej się znajdował, napawała go niekłamaną radością, chociaż z drugiej strony wraz z pojawiającą się erekcją, zaczęła sprawiać mu ból. Madame najwyraźniej to dostrzegła. Odsunęła głowę chłopaka od swych piersi i spojrzała na niego z nieukrywaną satysfakcją.

Adrian wstał i starał się trzymać fason. Co w tej sytuacji przekładało się na nieudolne próby zamaskowania wybrzuszonych spodni. Nauczycielka zdawała się czerpać jakąś radość z jego zakłopotania. Patrzyła na chłopca przez chwilę, a następnie uklękła przed nim. Jej twarz znajdowała się teraz dokładnie na wysokości napiętego wzgórka. Patrząc mu prosto w oczy, powoli rozpinała guziki jeansów. Widział takie sceny w filmach, za chwile jego pani od francuskiego wyjmie ze spodni nabrzmiałego penisa i wsadzi sobie do ust. Serce biło mu jak oszalałe, pół życia spędził zastanawiając się jakie to uczucie i rozważając różne warianty, w których jego koleżanki ze szkoły robiły z nim to co właśnie zamierzała zrobić jego nowa nauczycielka.

Pani od francuskiego wyjęła ze spodni jego nabrzmiałego penisa. Dotyk jej był niesamowity. Delikatnie masowała młodego członka i przyglądała mu się przekrzywiając głowę na boki. Tak jakby starała się dobrać kąt, pod którym wygląda najlepiej.

– Cholera jasna, może coś z nim nie tego – przemknęło Adrianowi przez myśl – może za mały czy coś – jego myśli galopowały, przez niedokrwione zwoje szarych komórek.

– Oj, jaki ładny – pomyślała Danu trzymając penisa parę centymetrów od swych ust – i taki prosty – powiedziała do siebie.

Chłopak był bliski paniki, miał wrażenie, że właśnie jest oceniany. No i dokładnie tak było. Nie mógł oderwać oczu od zmysłowych ust madame Danu. Od ust które właśnie otworzyły się i zamknęły na główce jego penisa. Wypiął się niczym struna gdy zalała go fala przyjemności. Młody układ nerwowy pierwszy raz spotkał się z takimi bodźcami. A madame, najwyraźniej wiedziała co robi. Dłonie oparła na biodrach chłopaka. Na razie tylko główka penisa była otulona jej ustami. Powolnymi i miarowymi ruchami w przód i w tył zagłębiała go w wilgoć swych ust. Coraz głębiej i głębiej. W przód i w tył.

– Ona chyba nie ma migdałków! – ta myśl przemknęła przez zalany rozkoszą mózg chłopaka, na widok pani Danu, w której zmysłowych ustach znikał cały jego penis. Nauczycielka ssała penisa, mrucząc cichutko, delektowała się jego smakiem i zapachem. W jej błękitnych i zaszklonych oczach oczach malowała się szczera radość. Wciągała go głęboko w siebie, a jej wilgotne usta raz po raz stykały się z nasadą penisa chłopaka. Widział wtedy jak jej nosek tonie w gąszczu jego włosów łonowych. Jednocześnie czuł, jak języczek seksownej nauczycielki wysuwa się spomiędzy jej ząbków, a penisa i delikatnie muska jądra. Poruszała się coraz szybciej i szybciej nadziewając swą rudą główkę na jego sterczący pal. Nie miał pojęcia jak jego członek mieści się w tej drobnej istocie. Jedno wiedział na pewno, nigdy w życiu nie było mu tak cudownie.

Danu obciągała teraz z zamkniętymi oczami, już nie tyle delektując się tak lubianym smakiem penisa, ale wręcz wchłaniając go w siebie. Wiedziała, że za chwile jej wysiłek zostanie nagrodzony. Och, jak ona uwielbiała ten moment.

Blada mgiełka, zasnuła pomieszczenie. Adrian nie był do końca pewny co się dzieje, ale wiedział, że cholernie mu się to podoba. Pokój zakołysał się. Pani Danu przylgnęła do jego nóg całym ciałem, nagie piersi oparły się o odziane w jeans nogi chłopaka. Jej dłonie schwyciły jego pośladki i przyciągnęły do jej główki. Cały penis schował się w ustach kobiety. Adrian poczuł, że znalazł się w jej przełyku. Patrzyła mu prosto w oczy, widział jak jej gardło pracuje masując jego żołądź. Nie był w stanie wytrzymać ani sekundy dłużej. Chwycił ją za włosy i choć wydawało się to niemożliwe jeszcze bardziej docisnął do siebie. Nagły spazm wystrzelił ładunek spermy wprost do gardła jego rudej kochanki, po nim kolejny i jeszcze jeden. Bezwiedne ruchy jego ciała, raz za razem przyciskały głowę kobiety do jego lędźwi. Czas stanął w miejscu. Nie widział swojego penisa, cały był w Danu, jej przytulone do niego ciało drgało w rytm wytrysku, przyjmując cały ładunek spermy, chłonąc go w całości. Wydawało mu się, że ta chwila trwa i trwa.

Gdy ostatni skurcz targnął jego ciałem, a ruda kobieta połknęła ostatnią krople jego nasienia, biała mgiełka zaczęła powoli zanikać. To samo mógł powiedzieć o władzy w swych nogach. Choć nie trwało to długo, najwyraźniej zużył cały zapas energii w mięśniach.

Madame Danu dalej wczepiona w jego nogi, zaczęła powoli wyciągać z wilgotnych ust jego penisa. Bardzo powoli. Tak by umęczony członek poczuł dokładnie wilgoć jej ust. W końcu uwolniony zawisł przed nią. Przed chwilą wielki i napęczniały, teraz wisiał spokojnie. Słyszała jak chłopak oddycha ciężko. Wstała i przytuliła się do niego, jej nagie i mokre teraz piersi, oparły się o koszulkę Adriana. Wtuliła w niego swoją rudą główkę. Chłopak objął ją ramionami i przycisnął do swych piersi. Mocno tak jakby nie miał już nigdy zamiaru jej wypuszczać. Po jej policzku pobiegła łza, wiedziała, że ta chwila minie. A bardzo chciała, by trwała już zawsze.

Trwali tak spleceni przez kilka chwil. Adrian nie miał pojęcia co powiedzieć, zresztą nic dziwnego. Takie sytuacje zdarzały się tylko w filmach albo w tanich opowiadaniach erotycznych. W prawdziwym życiu tak przecież się nie dzieje.

– Po pierwsze, w prawdziwym życiu dzieją się tak nieprawdopodobne rzeczy, ze czasem ciężko uwierzyć, że ono jest prawdziwe – Powiedziała nagle Madame Danu, jednocześnie wyswobadzając się z jego uścisku. Szybkim ruchem podniosła stanik i skryła pod nim swoje piersi. Przez ułamek sekundy wydawało się Adrianowi, że otarła łzę z policzka. – Po drugie, tak nie mam migdałków. – dodała, ubierając bluzkę – A po trzecie, to schowaj go, niech mi się tak tu nie dynda. – wskazała na, o wiele mniejszego obecnie penisa. Już całkiem ubrana usiadła na sofie i podniosła pokaźnej grubości zeszyt.
– To mój drogi jest dawka gramatyki, którą pochłoniesz w tydzień – powiedziała spoglądając na niego wymownie – tak wiem, to jest duże i grube, ale jak sam się przekonałeś nie ma rzeczy niemożliwych – uśmiechnęła się kącikiem ust.

Wstała i podeszła do niego, w jej oczach biegały iskierki, tak jakby nagły zastrzyk energii wypełnił Madame Danu. Zapiął rozporek. Stała teraz przed nim, całkiem ubrana i z książką do gramatyki przyciśniętą do piersi, tak by zasłonić dekolt. Przymrużyła błękitne oczy, w których jak pomyślał, bosko byłoby się zatracić.

– Za postępy w nauce będą nagrody – powiedziała – Brak postępów, to skreślenie z listy uczniów. Osobiście uważam, że jeżeli ktoś coś lubi to bez problemu się tego nauczy. A ty przecież lubisz francuski!?

– Tak proszę Pani, bardzo lubię – odparł bez zastanowienia. – Kurwa mać jak ja kocham francuski – dodał w myślach.

Scroll to Top