Weronika & Jerry

Piękna wiosna za oknem.. Dostałem właśnie wiadomość, że mały jest zupełnie zdrowy… kolejne badania wychodzą znakomicie. Uczucie radości. Dziwne bo to nie moje dziecko. Po prostu cieszę się że bliskiej osobie się wiedzie, że spotyka ją szczęście. Otwieram GG. Rozmawiamy. Kolejny raz o kobietach i ich seksualności. Czuję że po drugiej stronie coś nie gra.
– Kiedy ostatni raz z kimś spałaś? – nie boję się zadawać takich pytań, w końcu to moja Weronika.
– Gówno cię to obchodzi! – cała ona
– i nie wpieprzaj się w moje sprawy! – Ooo! Jesteśmy poirytowani, wiec dolewam oliwy do ognia:
– Powiedz tylko a wpadnę do Ciebie i zrobię Ci dobrze
– Wypierdalaj! – i słoneczko milknie na czerwono
Próbuję dowiedzieć się co się stało – komórka milczy.. długo.. w końcu słyszę głos.
– O co Ci kurwa chodzi?
– Weronika..
– Weź się ode mnie odwal. Dobrze?
– ……
– Bip! Bip! Bip! – połączenie zerwane
Coś się musiało stać. Ona jest przecież tak opanowana. Urywam się z pracy. Mam niedaleko – docieram po kilkunastu minutach. Dzwonię, pukam. Nic.
Wiem, że jest w domu. Mam nadzieję, że nie odbija jej znów z próbami samobójczymi. Zaraz – mam przecież klucze. Dała mi je kiedy ciąża była zagrożona i kiedy zdarzało się, że jechała nagle do szpitala a nie miał kto zaopiekować się domem. Gorączkowo szukam … są! Otwieram zamek. Wchodzę do środka.
Widzę Weronikę jak siedzi na dywanie – chyba zbiera zabawki starszego synka..
– Boże, ale mnie wystraszyłaś. Myślałem, że coś Ci się stało.
– Ty gnoju! Jeszcze masz czelność tu przychodzić! – Uderzenie w policzek niesie się echem po korytarzu i pokoju.. rzuca mną na drzwi. Może i dobrze – nikt z zewnątrz nie będzie świadkiem mojego upokorzenia. Nie oddam jej przecież. Jest kobietą.
Podnoszę głowę, czuję jak piecze policzek. Trzask! Dostaję w twarz z drugiej strony. Już widzę jak kolejny raz bierze zamach. Odbiło jej! Przytrzymuję za nadgarstki. Weronika szamocze się wściekle, próbując się wyswobodzić. Pluje na mnie z wściekłością w oczach. Jest w furii. Nie mam wyjścia – dwa szybkie uderzenia – dwa razy moja duża dłoń dotyka jej twarzy. Trzeźwieje…? Skądże! Potrząsam nią trzymając za ramiona..
– Weronika! To ja! Przestań!
– Nie! To właśnie Ty..! – nie mam pojęcia o co jej chodzi. Jeszcze raz biję ją w twarz. Wciąż ten sam amok w oczach. Boże! Jej to sprawia przyjemność. Najgorsze, że i mi ten krótki moment, ten urwany i brutalny kontakt fizyczny sprawił przyjemność. Zawsze miałem na nią ochotę – ale dałem sobie spokój po tym jak na pierwszym spotkaniu dała mi do zrozumienia, że nic z tego. Ale w ten sposób..? Coś się we mnie buntuje, ale jednocześnie jakaś moja część pcha mnie do tego. Chwytam ją za włosy. Twarz wykrzywiona w bólu a w oczach wyraz.. podniecenia..? Pchnięcie na środek pokoju. Albo się uspokoi albo ją zerżnę. Tu i teraz. Dociera do mnie co właśnie pomyślałem. Rumienię się w środku.
– Uspokój się! – ostatnia próba
– Uspokój się albo.. – zawiesiłem głos
– Albo co? – jest rozpalona. I ten dziki uśmiech.. To się nie może dziać naprawdę
– Albo cię zerżnę tak, że będziesz kwiczeć – nie wierzę, że to powiedziałem. To naprawdę ja? Nie zdążyłem się uchylić. Trzask! Policzek kolejny raz poczuł jak smakuje napięte wnętrze jej dłoni. Wiem, że tego chce, ale z drugiej strony to moja kumpela Weronika. Trzask! No, tego to już za wiele..
– Przesadziłaś. – chwycona za szyję wije się w uścisku. Rękoma próbuje rozprostować moje palce. Powoli przyginam ją do podłogi. Moja druga ręka rozpina jej spodnie. Szarpnięcie w dół. Ma piękne pośladki. Do tej pory mogłem się tylko domyślać jak wyglądają nagie. Teraz już wiem. Przychodzi mi do głowy, że pewnie seks miała równie dawno jak porządne lanie w tyłek. Trzymam jej głowę nisko przy podłodze. Klęczy z wypiętą pupą i spuszczonymi spodniami do kolan. Plask! Plask! Plask! Kolejne razy na jej tyłku zostawiają czerwone odbicia mojej dłoni.
– Nie zerżnę.. cię.. za.. bardzo.. cię.. lubię.. ale.. lanie.. możesz.. dostać.. na.. uspokojenie.. – dyszę w rytm wymierzanych klapsów.
Matko! Jak bardzo jej pragnę! Mam wypchane spodnie. Czuję, że albo złamie mi się członek albo wyrwie dziurę tuż przy rozporku w materiale dżinsów.

———————————————————————————————–

Tak, upragniona wiosna za oknem. Odzyskałam swoje ciało. Z malutkim wszystko dobrze, poród się udał. I tak, raz jeszcze: Odzyskałam swoje ciało i sprawność, już się nie męczę wchodząc na drugie piętro, już poród jest za nami tak daleko, że śmiało mogę powiedzieć: JESTEM KOBIETĄ!
Pożarłam się z ojcem moich dzieci, dawno mnie tak nie złości, szybki telefon do mamy ‘ratuj!’ – co znaczy: przyjedź i zabierz dzieci. Chwilę później kajtków nie ma, zostaję z wkurwem i syfem w mieszkaniu sama. Nie daje rady.
Sięgam po ‘lekarstwo’, włączam komputer, post od znajomego (przyjaciela?), masa serdeczności, pytania, te właściwe i pokazujące, że wie w jakiej sytuacji życiowej się znajduję. Nie potrafię się powstrzymać i ulewa mi się złość Kolega obrywa, obrywa za to, że nie dostałam rozwodu, alimentów, jestem na głodzie (na diecie i bez seksu). Nie nadaje się na miłe gadanie o wiośnie, o tym, jak to wszystko jest super… zawsze jak sobie nie radzę jest krótkie ‘spierdalaj’ i się wyłączam.
Kolejny facet tego dnia mnie wściekł. „Co on kurwa taki radosny?, Szczęśliwy, bo nie ma problemów…” Burza myśli, zaczynam sprzątać chlew, który jest moim Domem, za łzami złości nie wiele widzę, podnoszę głowę, a on tam stoi… Nie widzę już totalnie nic, mam ochotę wydłubać mu oczy z tej zatroskanej gęby. Jak śmiał tu przyjść, powiedziałam żeby ‘spierdalał’, czerń sprzed oczu znika, czuję jak mnie krew zalewa. Rzucam się na niego, przedpokój, klatka, przedpokój i znów podłoga… czuję jak mi emocje opadają…. i piekący ból na twarzy i na moich pośladkach…
….
– Uderzyłeś, mnie? O ja pierdole, uderzyłeś mnie! – Przecież go zabije! Ruszyłam na niego, i zamarłam. ‘O żesz ty!’ patrząc po minie faceta, który pewnie przyszedł, żeby sprawdzić czy wszystko jest ok., odczytuje, że nie ma zielonego pojęcia co z sobą zrobić. Idę do przedpokoju zmykam drzwi na zasuwy i na klucz, który chowam sobie… w majtki.
Przypomniałam sobie sceny z filmów, mieszają mi się z rzeczywistością. Będę umiała się nastawić, żeby mnie jeszcze raz uderzył?
Patrzę głęboko w oczy, już mniej zdziwione, raczej uśmiechnięte, ale nadal okazujące niepewność. Staję przed nim, chce się zamachnąć… Prowokacja działa, szybciej niż się tego spodziewam sama dostaję po twarzy, nie mocno, nie obraża mnie to.
Podnoszę głowę, biorę zamach prawa ręką, ale uderzam lewą, robię to z impetem. Rzuca się na mnie. W ułamek sekundy z potulnego, niepewnego spojrzenia stoję przed obliczem bestii. Brakuję mu na ustach okrzyku wojennego, gwoździ i młotka, żeby mnie przybić do drzwi, które zatrzaskują się za mną. ‘
– Co ja mam z tobą zrobić?! – potrząsa mną, walę głowa o drzwi. Dziwnie, normalnie, po sprawieniu mi takiego bólu, facet nie miałby czym sikać, ale czuję się jak tuz przed orgazmem. Zamykam oczy, oddycham ciężko…czuję, że znów tracę kontakt z rzeczywistością ‘spierdalaj’ to jedyne, co mi przychodzi do głowy…
Tak, znów mnie sytuacja przerosła. I znów ‘spierdalaj’. Staram się otworzyć oczy, spojrzeć mu w oczy, pocałować usta, które wypowiedziały tyle pięknych słów, wgryźć się w nie, poczuć smak jego krwi. Wiem, że mogę na niego liczyć, wiem, że jak dam do zrozumienia, jak się otworzę, jak pozwolę sobie na to, żeby wreszcie być sobą, bez barier, bez dzieci, bez przeszłości, bez małżeństwa, to będę szczęśliwa. Może tylko na chwile, ale warto zaryzykować i zrzucić powłokę.
Zmuszam się do otworzenia oczu. Patrzę na szyję, jedyne miejsce, które jest w miarę otwarte na zranienie. Uśmiecham się, łagodnie, niby niewinnie…Lubię szybkość zmian wyrazu jego twarzy, widzę że czeka, ruch jest po mojej stronie. Nigdy nie lubiłam odgrywać pierwszych skrzypiec, bałam się tego obnażenia swoich myśli i fantazji. Przybliżam swoja twarz do jego policzka, wtulam się w nią szukając akceptacji. Powoli, powoli, nie chcąc zdradzić prawdziwych zamiarów, powoli w stronę szyi… język, usta… Zęby – wbijam się mocno. Nie wiem czego się bardziej przeraziłam smaku krwi czy okrzyku bestii. Przywalam głową o drzwi. Czy to już ściana w mojej sypialni?! Czarno przed oczyma….
– Stop, nie dobrze mi, nic nie widzę, słabo mi…- He, faceci… puszcza nadgarstki, ale słowa, pewnie troski, giną gdzieś. Jerry dostaje po twarzy. Nie podnosi wzroku…
– Tchórzu!…. spierdalaj, tchórzu…
’Boże co ja wygaduję…jedyny facet w moim życiu, który się interesują mną jako kobietą, i jako człowiekiem, a ja stawiam wszystko na jednej karcie?!’ Powoli podnosi głowę…
– Uklęknij… – Patrzy mi się prosto w oczy, aż boli, nie spuszczę głowy, nie chce być słaba, nie tym razem i nie z nim.
– Nie. Wiesz, że wiem, na co cię stać. Nie powiem, że się ciebie boję, raczej czuję respekt, ale… nie uklęknę. – Nie wiem na ile poruszamy się w dziedzinie seksu, na ile sprawdzamy swoją znajomość. Chcę, żeby się na mnie rzucił, chcę żeby zdarł ze mnie moje ubranie, chcę wbić swoje palce w jego rozpalone ciało… ale nie powiem mu tego… Wiem, że wtedy stracę w jego oczach… i w swoich też…
– Uklęknij!
– Nie, Jerry, nie uklęknę!
– Uklęknij! I przeproś mnie…! – jakoś brak pewności w tym jest… Kto tu kogo prowokuje..?
– Uklęknij, Wero… – Nie dał rady nic powiedzieć, kopnęłam go w brzuch. Nie wiem czy mocno czy nie, nigdy nikogo nie skopałam.
Złapał oddech, stanął, zamachną się na tyle wolno, żebym mogła zareagować, ale stałam jak kołek, wryta w podłogę patrząc jak zbliża się jego dłoń. Odgłos był okropny, równie okropny jak siła uderzenia. Poleciałam na szafę i z łatwością się od niej odbiłam zatrzymując się na podłodze. Poczułam smak krwi… Łzy bólu pociekły… Mija kilka chwil. Schyla się nad mną… Chyba nie daje się znów na to nabrać?! Oj tak… naiwny …Wiem, płacząca kobieta może budzić litość, ale..
– Spierdalaj z litością! – Walę na oślep, trafiam koniuszkami palców to w twarz, to w ramię. Znów mnie łapie za obolałe nadgarstki rozpina spodnie, swoje moje..
– Mam dość! a jak przyjdzie twój mąż, to poproszę go, żeby mi pomógł! – Odwraca mnie plecami do siebie mocno przyciskając do ściany. Łapię go za włosy i mocno ciągnę. Szarpie za majtki ‘klik’ klucz wypadł.. Chwila konsternacji…uśmiech na naszych twarzach… i znów udaje mi się wyrwać kłębek włosów z czubka jego głowy…
– Jak twój mąż z tobą wytrzymał sześć lat? – Czysta prowokacja! Kopię go w piszczel, ruchy są nieudolne, tułowiem przyciska mnie do ściany, a ręce mam podwinięte na plecach umiejętnie chwycone jedną dłonią, drugą łapie mnie za szyję. Głaszcze po twarzy, zbliża się swoim kroczem do mnie, czuję ciepło członka. Wkłada mi palce do ust. Pewnie delikatny znak, że chce we mnie wejść, ale… znów smak krwi, ale tym razem jego. Uderza moją twarzą o ścianę… Ręce mam nadal powykręcane… Krew ze swoich palców wyciera o mój policzek. Dyszę, jak parowóz, czuję jak wilgotność mojego wnętrza spływa mi po udzie. Bierze swojego członka w rękę i jednym sprawnym ruchem wprowadza go we mnie, jednocześnie przyciskając mnie mocniej do ściany. Przestaję czuć swoje ręce… z bólu i z przyjemności. Krótkie, zdecydowane, głębokie pchnięcia zsynchronizowane z moim oddechem… Zamiera.
– No! Co ty robisz? – śmiech Bestii jest straszny… Tak, chciałam mieć kontrolę nad tym co się będzie działo, ale… układ się zmienił.
Przyciska się do mnie – ja do ściany… Powoli zaczyna się ruszać, mocniej niż przed chwilą, bardziej zdecydowanie i głębiej niż ktokolwiek wcześniej. Traci kontakt z człowieczeństwem. Zamykam oczy, daję się zaprowadzić w świat Bestii, obrazy kopulujących dzikich zwierząt przewijają mi się przed oczyma. Burze impulsów, instynktów łączą się w wybuchu orgazmów.. okrzyku Bestii i mojego spełnienia się.

Scroll to Top