Jesteś potworem. Potworem i oszustem – krzyczało mi w duszy. Jak mogłeś mnie tak oszukać ? Tyle listów, tyle złudzeń…
„Zadbany 40-latek, niezbyt przystojny, ale zdrowy, dowcipny, inteligentny, pragnący ciepła, zrozumienia oraz upojnych nocy, pozna wrażliwą, sympatyczną panią, która ma dość samotności. Uwielbiam zaokrąglone kształty i ciemne włosy…”
Od tego ogłoszenia minęło półtora roku. Półtora roku pełne wspaniałych listów i planów. Co będzie, gdy w końcu nasze spotkanie dojdzie do skutku ? Byłam szczęśliwa i zakochana. Dziwna korespondencyjna miłość. Zdjęcie Pawła było mi niepotrzebne, kochałam jego obraz, który narodził się sam – gdzieś głębi duszy.
Gdy zobaczyłam go na dworcu, coś we mnie umarło. Paweł był dość proporcjonalnie zbudowany, ale jego ciało zwieńczała koszmarna głowa, która nie dość, że kształtem przypominała gruszkę, to jeszcze była idealnie łysa. Nie byłam w stanie skupić się na tym co czułym głosem cichutko szeptał mi do ucha. Całą siłą woli starałam się okazać mu, jak bardzo jestem rozczarowana, wielka kulka łez dusiła mnie w gardle. Pożądanie, podsycane dziesiątkami listów, wygasło. Teraz myślałam tylko, by dał mi spokój, by nie dotykał nawet mojej ręki. Ale on był tak zafascynowany spotkaniem ze mną, że (na szczęście) niczego nie zauważył. W kawiarni, w której siedzieliśmy, pochylał ku mnie tę swoją gruszkę i szeptał:
– Kwiatuszku, jesteś zmęczona. Może pójdziemy już do mnie. Tam odpoczniesz. Pamiętasz, jak w ostatnim liście planowałaś…
Czy w takiej chwili mogłam odejść? Zostawić go tylko dlatego, że jest taki szpetny. A co z jego dobrocią ,szczerością ? Co z tym wszystkim, za co go kiedyś kochałam ?
– Tak, tak – powiedziałam – pójdziemy już, a w duszy coś zaiskrzyło – ale spróbuj mnie dotknąć ty, ty gruszko podobny.
Mieszkanie było niewielkie, typowe M-3, czyste, przestronne. Dobór mebli i sprzętów wskazywał na to, że Paweł (jaki tam Paweł ? Gruszka!) ma dobry gust i pieniądze. Po chwili siedzieliśmy już przy wspaniałej domowej kolacji, a z głośnika płynął kochany Presley.
Skrzętnie unikałam patrzenia w twarz mojemu rozmówcy, który dwoił się i troił, by wszystko było jak należy. Ale nie było i najbardziej interesowała mnie butelka napoleona. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek odczuwałam potrzebę napicia się. Musiałam się znieczulić.
– Kocham dobre koniaki. Nalej mi jeszcze – zażądałam niezbyt grzecznie.
– Kwiatuszku – przysunął się do mnie bliżej. – Może zastąpię kieliszek buziakiem ? Pamiętasz, pisałaś, że gdy po raz pierwszy Cię pocałuję…
– Pisałeś to, pisałeś tamto, aleś Ty nudny! Obiecywałeś mi ptasie mleko i złote góry, a teraz żałujesz głupiego koniaku. Nalał mi. Wypiłam raz i drugi. W głowie czułam radosny zamęt.
– No, Gruszeczko – jęknęłam – jeszcze łyczka dla twojego kwiatuszka. Muszę zalać robaka.
Chciałam wstać, ale zaraz klapnęłam na dywan.
– Biedactwo moje – rzucił się ku mnie – za dużo dziś wrażeń miałaś. Pomogę ci się rozebrać i do łóżeczka.
– Nie dotykaj mnie. Nie waż się mnie dotykać –zaoponowałam bełkotliwie, ale już jego duże, silne ręce uniosły mnie gdzieś, gdzie było miło, ciepło i ciemno. Momentalnie zapadłam w sen.
Ocknęłam się nagle. Leżał przy mnie. Ranek już, czy jeszcze noc ? byłam zupełnie trzeźwa i wyraźnie poczułam, jak jego palce splatają się z moimi. Leżał obok. Zupełnie nagi, bez ruchu. Spłynęło falą wspomnienie ostatnich godzin – było mi wstyd, tak zwyczajnie i po prostu. Pogładził mnie delikatnie po ramieniu. Nie broniłam się, a potem odwróciwszy się do niego przodem, całym ciałem przylgnęłam do niego. Objął mnie delikatnie, niemalże po ojcowsku. Leciutko drżał, czułam jak bardzo jest podniecony, ale jego piękne muskularne ciało nie wykonało żadnego ruchu.
Uświadomiłam sobie, jak bardzo go pragnę. Jeszcze, jeszcze chciałam się ratować, ale myśl o łysych gruszkach przemknęła jak błyskawica i teraz był już tylko Paweł, mój Pawełek i jego tętnice pożądaniem ciało. Napięty członek czekał cierpliwie, aż moja ręka odnajdzie do niego drogę. Mój wymarzony, wyśniony kochanek wreszcie ze mną. Tej nocy nie zapomnę do końca życia.
Umierałam wiele razy, by potem zmartwychwstać. Paweł miał ciało piękne i sprawne, jak u młodego boga. Zapadliśmy się razem w kosmiczną krainę wyzwolenia, pełną gorących piersi, pośladków, wiecznie naprężonych męskości. Pijana zaspokojeniem ( po koniaku nie został nawet ślad) usnęłam, tuląc do piersi jego wspaniałą gładką głowę.
Promyk porannego słońca usiadł na moich oczach. Od razu rześka uśmiechnęłam się do całego świata. Wreszcie byłam szczęśliwa. Kochałam i byłam kochana. Rozejrzałam się za Pawełkiem, ale pokój był pusty. Na poduszce obok leżała karteczka. Od razu poznałam to charakterystyczne równe pismo.
„Kwiatuszku – pisał Paweł. – Dziękuję Ci za wszystko. Teraz zdaję sobie sprawę ile trudu włożyłaś w to, by tak cudownie maskować swą niechęć i wstręt do mnie. Lepiej byłoby, gdybyś wczoraj od razu wróciła do domu. Naraziłem cię na dalsze udawanie, a czy jest dla kobiety coś trudniejszego od udawania satysfakcji seksualnej ? Twoje kosmiczne orgazmy były zupełnie jak prawdziwe. Nie chciałaś mnie urazić i dokonałaś dla mnie ogromnego poświęcenia. Dopiero teraz rozumiem to wszystko. Wiem, że nigdy nie wybaczysz, ale przyjmij choć moją obietnicę, że już nigdy nie będę Cię dręczyć. Wyszedłem celowo, by rano zaoszczędzić Ci mego widoku. Ubierz się, zjedz śniadanie – przygotowałem je na stole w kuchni. Zamknij drzwi, a klucz włóż pod wycieraczkę. Wracaj spokojnie, tam gdzie twoje miejsce. ZE swojej strony mogę Ci obiecać tylko jedno – już nigdy mnie nie zobaczysz, już nigdy nie wzbudzę twego wstrętu. Jeszcze raz dziękuję za wszystko a przede wszystkim za cudownie zagraną noc. Mimo całej nieszczerości, którą na tobie wymusiłem – nie zapomnę jej nigdy. Żegnaj Kwiatuszku”
Kartka wypadła mi ze zdrętwiałych rąk. Sfrunęła miękko na dywan i wtedy moje zaszklone oczy ujrzały podpis. Pod tekstem w samym rogu widniały dwa słowa: „Twój Gruszkopodobny”.