Bartek

Moje pierwsze doświadczenia z masturbacją z inną osobą miały miejsce gdzieś chyba na początku szkoły średniej. Zaprzyjaźniłem się wtedy blisko z jednym z kolegów imieniem Bartek.
Bartek był cichym, małomównym, nieśmiałym i zamkniętym w sobie okularnikiem. Zbliżyły nas do siebie wspólne zainteresowania – na razie te „przyzwoite” ;-). Obaj interesowaliśmy się modelarstwem, samolotami i tym podobnymi rzeczami i często potrafiliśmy przegadać całe godziny na interesujące nas tematy lub spędzić je przy wykonywaniu jakiegoś modelu.
Z czasem w naszych rozmowach pojawiły się jako temat również „te” sprawy, ale początkowo dość aluzyjnie. Jak już wspomniałem Bartek był nieśmiały i czułem się początkowo skrępowany myślą o zadawaniu mu bardzo intymnych pytań. Zacząłem więc dość nieśmiało wplatać w nasze rozmowy jakieś żarty lub opowiadać zasłyszane historie… Stopniowo byliśmy w stosunku do siebie coraz bardziej otwarci ale tylko w sferze słownej. Wszystko zmieniło się pewnego dnia…
Bartek miał starszą siostrę, która studiowała biologię i z tego powodu któregoś dnia przyniosła do domu mikroskop. Kiedy przyszedłem jak zwykle do Bartka w pewnym momencie zwróciłem uwagę stojący na szafie przyrząd. Nasze zainteresowanie nim miało początkowo „czysto naukowy” charakter – i polegało na obejrzeniu kilku testowych preparatów.
I wtedy coś mnie podkusiło…
Postanowiłem „podpuścić” Bartka i jakby od niechcenia zaproponowałem abyśmy obejrzeli pod mikroskopem naszą spermę. Jak się domyślacie Bartka w pierwszej chwili „zamurowało”. Zanim minęło jego oszołomienie poleciłem mu przynieść z kuchni dwa kubki. Siląc się na spokój i pewność siebie wziąłem jeden kubek, rozpiąłem rozporek, wyciągnąłem „swojego” i zacząłem się onanizować. Bartek – cały czerwony – patrzył zaciekawiony na to co robię. Byłem bardzo podniecony więc minęło niewiele czasu zanim doszedłem do finału. Szybko zrobiliśmy preparat i włożyliśmy go pod mikroskop. Obraz szczerze mówiąc trochę mnie rozczarował: był trochę zamazany i niewiele było widać ale niewątpliwie COŚ się na nim ruszało co napawało mnie „słuszną dumą” ;-).
Przyszła kolej na Bartka. Widać było po nim, że wstydzi się okropnie, ale teraz nie miał już wyjścia. Płonąc rumieńcem po czubki uszu i głośno sapiąc wyciągnął „swojego” z gimnastycznych spodenek. Patrzył na niego przez chwilę jakby z zawstydzeniem i nie bardzo wiedząc co dalej zrobić (potem zwierzył mi się, że dotąd rzadko „trzepał konia” i to zawsze pod prysznicem…) – jednak po kilku słowach zachęty z mojej strony zaczął się powoli onanizować.
Początkowo-zapewne wskutek speszenia – „laska” w ogóle nie chciała mu stanąć! Dopiero po dłuższej chwili Bartek odprężył się i jego „laska” przyjęła „normalne” w tych okolicznościach kształty ;-).
„Efekt końcowy” był dość nieoczekiwany i zabawny. W podnieceniu zapomniał bowiem całkowicie o kubku, do którego miał zebrać „produkt” do zrobienia preparatu! Bartek sprawiał wrażenie, że utracił zupełnie kontrolę nad swoimi reakcjami. Bełkotał coś w spazmie rozkoszy i spuścił się na podłogę i spodenki… Tak więc z oglądania jego spermy nic nie wyszło 🙁
Ponieważ uświadomiliśmy sobie, że jest już późno szybko zabraliśmy się do sprzątania efektów naszych działań. Nigdy później nie próbowaliśmy już robić tego razem.

Scroll to Top