Baśń

Ten nasz przedostani dzień…nazwałabym go „dziwnie uroczym.”
Zaczął się, jak większość w podróży poślubnej.
W łóżku.

Dwa tygodnie w hotelu „Alpinum” strzeliły, jak z bata. Tu miejska plaża, tam swojski basen, tu wtapianie się w rdzenną ludność, tam całkiem sobie perwersje.
Po dwóch tygodniach lekko zbrzydło mi już zajmowanie się tylko jednym, użytecznym męskim narzędziem. Reagował tylko wtedy, gdy go dotknęłam, w przeciwnym przypadku był chłodny.

To chyba najbardziej trafne jego określenie.
Wypił tyle chłodnego, miejscowego szampana, że na jego miejscu rzygałabym stąd do Kalkuty i nie przejmowałabym się imieniem Teresa.
Jeden rzut pawiem, niedbałe wytarcie dłoni i …powrót.
Drugi rzut, teraz już bardziej konwulsywny, bo się prawie wszystko wyrzygało.
Trzecie, ostatnie podrygi umęczonego ciała. Te najbardziej okropne, gdy się wie, że już jest mniej niż zero w żołądku, a on sam nadal okropnie pulsuje.
Charczał mi przez chwilę na poręczy, ale zaraz się uspokoił. Jeszcze tylko haftnął samą żółcią i pomału opadł w sobie bezwładnie. Poddał się. Stał, ale jakby już leżał.
– Jezu, znowu się doprowadziłeś do tego stanu? Miałeś przestać!
Cisza. Jeśli nie liczyć delikatnego rzężenia. Coś z moim facetem było nie tak. Zwykle odpowiadał na taką zaczepkę.

Poszliśmy w stronę windy. Na szczęście mieszkaliśmy tuż nad pierwszym piętrem.
Zapakowałam zwłoki do windy i całe pięć sekund jechaliśmy. Następne parędziesiąt zajęło mi taszczenie klamota do pokoju. A pokój był prawie naprzeciw.
Gdy go wreszcie walnęłam na wielkie, małżeńskoorgiastyczne łoże wydał z siebie jedynie skromne „uffffff”, po czym zamknął na stałe oczy.
Również odetchnęłam z ulgą. Ile można zajmować się mężem? Gdy zaczyna bełkotać, wtedy właśnie należy go usunąć z widoku gości? Na następny dzień powie, że wtedy właśnie zaczynał się dobrze bawić. I że to wszystko moja wina., że tak go goście odebrali, że nie mógł naprawdę się napić, że odsuwałam go od przyjaciół i wręcz napuszczałam ich na niego.

Jak facet bez pamięci może gadać takie banialuki?
Przykryłam go podwójną, pikowaną kołdrą. Z miejsca zachrapał.
Nie!!

Kochałam go, ale chyba bardziej z litości, niż z jego samego. Choć nie wiedziałam tego dokładnie. Z litości nad wypadkiem jego rodziców i stresu, który musiał przejść. Dwa lata temu. Jeszcze się nie otrząsnął?
Założyłam bezrękawnik, bo od wody mógł wiać chłód. Przeszłam po cichu cały pokój, choć na zewnątrz słychać było odgłosy muzyki. Naszej muzyki, przy której bawili się wujowie, ciocie, babcie. Ale nie my…

Chłodny czerwcowy wieczór był zbawieniem. Weszłam w jego głębię i odetchnęłam pełną piersią. „To właśnie to”. Zostawiałam to rozpasane, bezwstydne towarzystwo w krzykliwie rozświetlonej willi na korzyść ciszy, szarej, wieczornej zieleni drzew i połyskującemu majestatycznie srebrem jezioru. Tam była moja bajka. Te kolory były prawdziwie i jedynie przyswajalne.

Przysiadłam na pniu, tuż nad wodą. Za mną drzewa tworzyły nieprzeniknioną gęstwinę.
Przede mną jezioro otworzyło rozszczebiotaną rybkami, cichymi odgłosami nocy smutnosrebrną taflę rozmaitości. Dla każdego coś miłego pod warunkiem, że ma wyobraźnię.

Wyobraziłam sobie krwistorudowłosego Szkota na cętkowanym chmyzu, jak z właściwą sobie powolnością i elegancją zeskakuje z konika. Jak w powietrzu furczy szczebiot jego kiltu. Jak dystyngowanie podchodzi do mnie, leżącej tuż nad brzegiem jeziora, bezbronnej, chłodnej w wieczornej bryzie i podnieconej niedawnym ślubem.
– Pani też jest gościem na weselu?

Przysiada na tym samym pniu, na którym przed chwilą siedziałam.
Jednak czując jego bliskość zaczynam być skrępowana. Spoglądam na niego po raz ostatni i zapamiętuję te zupełnie nie szkockie rysy. Kruczoczarny Włoch? Czy to tylko odblask wody? Podoba mi się. Najbardziej europejski z europejskich typów.
Biorę paski pantofli w ręce i wstaję.

– Przepraszam, muszę już iść…- już od początku mnie samej nie podobają się dopiero co wypowiedziane słowa, ale w końcu bawię się na własnym weselu. I zupełnie nie wiem dlaczego, ale doskonale rozumiem jego słowa wypowiadane po angielsku. Może dlatego odpowiadam również w tym języku.
– Nie musisz…. jeśli nie poprosisz.
Chwyta mnie gorącą dłonią za nadgarstek i przytrzymuje. Jego wewnętrzne ciepło zalewa mnie sztormem uniesień.
„Jezu, co się dzieje? Przecież nigdy nigdzie tak na nic nie reagowałam”.

Czuję w sobie jego empatię, jego moc, jego czułość i jakby…bezbronność. Czuję się jak po paru dżinach z tonikiem. Świetnie, a jednocześnie świadoma swojej niemocy.
– O co mogę prosić? – zdobywam się na zalotny szept.
– O wszystko, ale raczej bez dżinu z tonikiem…- to chyba było stwierdzenie. „Skąd może to wiedzieć?” Ciągle trzyma mój nadgarstek. A ja robię się coraz bardziej wiotka.
„Kobieto, opanuj się… właśnie wyszłaś za mąż, kurwa!!!” Niestety nie, nawet „kurwa” nie jest w stanie wyrwać mnie z chwilowego letargu. Czuję, że muszę mu się poddać, być uległą, ale czuję też, że mogę nim zawładnąć.

Chwytam dłonią jego przegub.
– Zatańczymy? – i okręcam się w szalonym piruecie, tracąc na chwilę tą siłę, dominację pochodzącą z dotyku. Jednak od razu ujmuje mnie rękoma i przysuwa do siebie. Tak po męsku, gwałtownie i zarazem delikatnie. Kołyszemy się w takt ledwie słyszalnej kapeli weselnej. A może bardziej w takt jeziora.
Nie chcę tego, ale coraz bardziej czuję, że jesteśmy bliżej. „Nie chcę, ale muszę?”
Jego dłonie w mojej dłoni i na biodrze powodują kolejne skurcze świadomości.
„Jakim cudem on jest taki ciepły?”

Daleki głos muzyki i bliski szelest jeziora powodują, że słyszę każde szurnięcie stóp po piasku. Każdy szmer przesuwającej się tkaniny. I wiem, że zaraz się poddam.
Tylko jakoś mnie to nie zwala z nóg. Ta świadomość, że zaraz może dojść do czegoś, czego bym nie chciała, ale chyba musiałabym zrobić.
To ten nastrój nocy? Rozgwieżdżonej, sypiącem szczodrze srebrem?
Połyskujące, delikatne zmarszczki fal, podobający się facet, oprawa z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy… „tylko tyle wystarczy”?
Ujmuję prawą ręką jego kark i wtulam się w szyję. „Chyba tak”.

– Obudź się, cholera, musimy sprzątnąć ten cały burdel z wynajętej sali. Myślisz, że już jesteśmy w podróży poślubnej??

Scroll to Top