Czarna róża

Krótki sen przyniósł odległe wspomnienia. Obrazy, w których jest ciepło i światło, o których już na co dzień, nie pamiętam. Aromat kawy i ciepłych, świeżych bułek, wymieszany z zapachem zebranych na łące polnych kwiatów. Odgłos bosych stóp na drewnianych schodach i kosmyk włosów figlarnie opadający na czoło. Lekki, radosny śmiech nad ranem i zmysłową barwę słów wieczorem.. Smak ciepłych, spragnionych i drżących warg, na moich ustach.

Ten sen mnie zabolał. Sprawił, że pod powiekami, zapiekły mnie zalążki łez. Dlaczego, właśnie dziś znów mi się przyśnił? Czy to znak? Czy może przestroga?
Podniosłem się z łóżka. Spojrzałem na zegar, który wskazywał, że za kilka minut będzie pół do jedenastej. Pora na mnie. Wciągnąłem na nagie ciało, swoje ubranie. Wszystko czarne, jak zawsze. Koszula plus skórzane spodnie i kurtka. Ochlapałem twarz zimną wodą, aby pozbyć się resztek snu i zarzuciłem na plecy swój płócienny, szary worek. Mój jedyny dobytek, od wielu lat. Zamykając drzwi, zerknąłem na pokój. Gdyby nie zmięta pościel, można by pomyśleć, że nikogo tu nie było.

Prawie była to prawda. Przecież byłem nikim. Od dawna nikt już nie wymawiał mojego imienia. Od dawna nikt nie rozmawiał ze mną dłużej niż pięć minut. Nie miałem adresu ani przyszłości. Miałem cel i wspomnienia. Istniałem tylko dzięki nim i dla nich.
Drzwi zaskrzypiały cicho, a ja wyszedłem w noc.

Moim celem były wschodnie obrzeża miasta. Jechałem starą, zniszczoną furgonetką przez zatopione w ciemnościach miasto. Skotłowane nocne chmury, odbierały niebu, resztki gwiezdnego i księżycowego światła. Niewielki deszcz obmywał okolicę ze wspomnienia dnia. Na pustych ulicach, z rzadka rozbrzmiewał odgłos pośpiesznych kroków. Każdy, chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Poczuć się bezpiecznie, choćby to było nie wiem jak wielkie złudzenie. Dom dla człowieka, zawsze pozostanie azylem. Ja jednak go nie posiadałem. Mój dom był tu, gdzie byłem ja.

Jadąc ciemnymi ulicami, myślałem o Niej. Czy dziś Ją spotkam? Po dziewięciu latach poszukiwań! Ile to razy, miałem wrażenie, że już Ją odnalazłem, a Ona wymykała mi się w ostatniej chwili. Nieświadoma, że ktoś Jej szuka. Choć wiedziałem, że nasze spotkanie, będzie spotkaniem ostatecznym, tęskniłem za nim przez te wszystkie lata. Fizycznie, aż do bólu.
Dziś, jak zawsze miałem nadzieję, że mi się uda. Dla Ciebie, dla mojej Jedynej, o której wiedziałem wszystko. Mówiłaś zawsze, że znam Cię lepiej niż Ty sama znasz siebie. Przez krótki, ale jakże cudowny czas stanowiliśmy jedność, w dwóch spragnionych siebie ciałach.
Znów poczułem gorzki smak łez w kącikach oczu. Jak zwykle jednak nie chciały wypłynąć. Nie umiałem płakać, myśląc o Tobie.

W końcu dotarłem do celu. Stara, zaniedbana rezydencja na peryferiach miasta, wyglądała strasznie i przygnębiająco. Naparłem rękami na zardzewiałą bramę, ale okazała się zamknięta. Zamknąłem furgonetkę i wdrapałem na kute ogrodzenie. Po chwili byłem po jego drugiej stronie. Ogród, albo mówiąc ściślej, to co z niego pozostało, był bardziej dziką łąka, na której najwięcej było chwastów.

Wszystko było tutaj stare i zaniedbane. Schody, potężne drzwi i wielkie okna. Również wewnątrz dom sprawiał wrażenie, jakby nikt z niego nie korzystał. Jakby nie było w nim życia. Był niczym grobowiec. Wspaniałe miejsce na takie, ostatnie spotkanie.
Schodami ruszyłem do góry i w końcu odnalazłem pomieszczenie, którego szukałem. Już na korytarzu, wiedziałem, który to pokój. Zza jego drzwi dochodził słodki, metaliczny zapach, tak charakterystyczny jak mało który, Tak pachniała tylko jedna rzecz na świecie.
Wszedłem do środka. Mdły zapach przytłaczał i powodował, że skóra cierpła na moim karku.
Rozejrzałem się krótko po pokoju, niczego nie dotykając, ani nigdzie nie zaglądając. Nie miałem takiej potrzeby. Wiedziałem o Niej wszystko, co chciałem. Sprawdziłem w worku, czy mam wszystko, czego potrzebowałem. Usiadłem w rogu, na zakurzonej kanapie, spowity w cień i zamarłem w oczekiwaniu. Miałem nadzieję, że pojawi się niedługo. Czekałem na to dziewięć długich lat.

Mijały kolejne minuty. Stary, klasyczny zegar odmierzał je rytmicznymi odgłosami przesuwających się wskazówek. Wciąż Jej nie było, a ja zrobiłem się senny. Zapadłem w niespokojną, czujną drzemkę. Znów nawiedził mnie sen. Tym razem jednak inny, bardziej bolesny niż poprzedni.

Obraz kobiety leżącej na zimnej podłodze, z szeroko otwartymi z przerażenia oczami, a jednak sprawiającej wrażenie nieprzytomnej. Zadarta sukienka, odsłaniająca zgrabne uda i pośladki. Obnażone piersi i usta poruszające się w niemej skardze. Moja twarz coraz bardziej stężała ze zrozumienia, a potem dłonie zaciśnięte w pięści, uderzające raz po raz w ziemię, w ataku bezsilnej wściekłości.

Przebudziłem się spocony i pobudzony sennymi wizjami. Potwornie chciało mi się pić, ale postanowiłem z tym poczekać, bo wyczułem, że coś lub ktoś, czai się w pobliżu. Dziewięć długich lat wyostrzyło mój instynkt i percepcję, niewiele pozostawiając marginesu na błąd.
Po chwili usłyszałem ledwie słyszalne skrzypienie schodów. Poczułem, że adrenalina zaczyna pompować moją krew szybciej, burząc ją w moich żyłach. Byłem zdenerwowany i spięty, ale gotowy na to co nieuniknione. W myślach jeszcze raz powtórzyłem sobie czego i jak chcę dokonać, a potem zamarłem w oczekiwaniu. Z worka wyciągnąłem przygotowaną wcześniej maskę i schowałem za nią twarz.

Usłyszałem szelest na korytarzu. Klamka drzwi poruszyła się nieznacznie i po chwili przez wąską przestrzeń wpadł snop bladego światła, a w nim zamajaczyła ciemna postać. Wiedziałem po kilku sekundach, że wreszcie się doczekałem. To była Ona. Nie umiem opisać co wtedy czułem. Chwilę wcześniej byłem gotowy na spotkanie z Nią, teraz wydawało mi się, że nie można być bardziej nieprzygotowanym. Tak to jest, gdy czekamy na coś długo, gdy coś staje się naszą obsesją. Gdy stajemy z nią, oko w oko, daje o sobie znać, nasza ludzka natura. Denerwujemy się i tracimy pewność siebie. Postanowiłem jednak wziąć się w garść i próbowałem zdusić w sobie splątane emocje.

Choć siedziałem ukryty w cieniu i niewidoczny, wiedziałem, że Ona wie o mnie. Prawdopodobnie wiedziała już dużo wcześniej. Jednak, gdy znalazła się w pokoju, zaczęła po nim krążyć, jakby w ogóle mnie nie zauważała. Z fascynacją patrzyłem na Nią, na Jej dzikie ruchy, które najbardziej przypominały uwięzioną w klatce panterę. Długie, lśniące głęboką czernią włosy opadały na Jej ramiona. W końcu spokojniejsza, usiadła w fotelu naprzeciwko wielkiego okna, plecami odwrócona do mnie i zapatrzyła się w noc.
Ja wciąż czekałem, ale w ciszy słyszałem, że serce wali mi jak oszalałe. Ona pewnie też to słyszała.

Upłynęło kilka cichych i pustych minut, gdy nagle zabrzmiał Jej niski, zmysłowy głos.
– Po co tu przyszedłeś?
Zaczęło się! Przełknąłem bezgłośnie ślinę.
– Przecież wiesz, Pani. – odpowiedziałem szeptem.
– Odejdź stąd, póki możesz! – zaproponowała władczo. – Wykorzystaj to, że nie mam ochoty i siły!
– Nie mogę! – powiedziałem pewnym głosem. – Pożądam Ciebie!
Zaśmiała się szyderczo i dziko.
– Mnie nie można pożądać! Mnie można nienawidzić, albo się bać!
Miała rację! Miała rację, jak cholera! Ja jednak nie mogłem zawrócić z obranej drogi, musiałem dalej prowadzić swoją grę.
– Odejdź stąd, precz! – dodała ze złością.
– Przykro mi, ale nie mogę. – powiedziałem cicho. – Zbyt bardzo pragnę być taki jak Ty!
Odwróciła się w moją stronę. W ciemności złowrogo błysnęły jej oczy.
– Więc pragniesz Przemiany!? – zapytała.
Podniosła się z fotela i podeszła do mnie.
– Tak. Bardzo! – starałem się nie drżeć, choć było to trudne.
Stanęła prawie przy mnie i wreszcie mogłem jej się dobrze przyjrzeć.

Wciąż była piękna. Inna, ale piękna. Jej skóra miała blady, jakby lekko siny odcień. Ciemnoczerwone usta odznaczały się na tle tej bladości, tworząc piękny kontrast. Najbardziej jednak fascynowały jej oczy. Patrząc w nie, miałeś wrażenie, ze patrzysz w Noc. Była nieco szczuplejsza, ale zachowała swoje pięknie rzeźbione biodra i pełne piersi. Podziwiałem ją i nieomal bym się nie zdradził, tak bardzo pragnąłem wypowiedzieć jej imię. Pomimo tego co się stało, wciąż kochałem Ją, dziwną, zakazaną miłością. Przez tyle lat tęskniłem, a teraz stała ode mnie na wyciągnięcie ręki. Tylko silnej woli zawdzięczam, że się wtedy nie zdradziłem.
W jej oczach błysnęło zainteresowanie.
– Dlaczego jesteś w masce? – spytała.
– Wolałbym, abyś mnie nie oglądała zanim to się stanie. – rzuciłem przygotowaną od dawna odpowiedź.
– Dziwne. – stwierdziła, a po chwili dodała ze śmiechem. – Co jednak nie jest dziwne w moim świecie?
Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, a ona chyba jej nie potrzebowała. Milczałem więc, czekając na jej reakcję.
– Ostrzegam cię jednak! – syknęła mi w twarz. – To przekleństwo, którego nie cofniesz! Będziesz musiał z nim żyć, a nie jest to łatwe!
Zamyśliła się. Przez moment sprawiała wrażenie smutnej.
– Wiem. Jestem na to przygotowany!
– Nikt nie jest na to przygotowany, ale… skoro tego chcesz. – jej śmiech wypełnił pusty dom.
Wyciągnąłem do niej dłoń.
– Mam coś dla Ciebie. – powiedziałem nieśmiało.
W dłoni miałem czarną różę.
– Skąd taki pomysł? – kręciła głową zdumiona.
– Wydawało mi się, że ona jest, jakby… stworzona dla Ciebie.- padła moja cicha odpowiedź.
Spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Usta rozciągnęły jej się w uśmiechu.
– Zaiste, ciekawy z ciebie człowiek. – stwierdziła, najwyraźniej zadowolona. – Poczekaj tu na mnie, a potem zejdź na dół, jak cię zawołam!
Wyszła, zostawiając mnie samego.

Nim mnie zawołała upłynęło dwadzieścia minut. Odnalazłem ją w jednym z pokoi. Na jego środku stało wielkie łoże, naokoło którego rozstawiła dziesiątki świec. Nie umiem powiedzieć, czym pachniały, ale ten zapach działał na moje zmysły bardzo pobudzająco.
– Nie masz nic przeciwko, że dodatkowo cie wykorzystam? – mógłbym przysiąc, że jej głos brzmiał słodko. Zmysłowo przeciągnęła palcem, po kuszącym zagłębieniu, miedzy Jej piersiami.
No cóż, tego nie przewidziałem. Nie bardzo wiedziałem, czy poradzę sobie w tej sytuacji.
– Trochę jestem zaskoczony, ale…

Podskoczyła do mnie dziko.
– Albo tak, albo wcale! – warknęła wściekła. – Rozumiesz!?
Jej oczy płonęły. Szaleństwem, złością i żądzą. Budziła się w niej Jej natura.
– Jasne, Pani! – przytaknąłem, naprawdę przestraszony.
Miała teraz na sobie czarną, błyszczącą pelerynę bez rękawów. Ściągnęła ją z siebie i ujrzałem jej blade ciało. Cudowne piersi były obciągnięte skromnym biustonoszem, a biodra i krocze oplecione eleganckimi majtkami. Na nadgarstkach, kostkach stóp i na przedramionach miała tajemniczo wyglądające tatuaże.
Podeszła do mnie i przesunęła językiem po mojej szyi, brodzie i policzku.
– To może być bardzo miłe. – wymruczała cicho.
Potem mnie rozebrała. Zdążyłem tylko nogą przesunąć kurtkę w pobliże łoża. Zostałem tylko w masce. Bałem się, że może będzie pamiętać moje ciało, ale upłynęło zbyt dużo czasu, a ona w tym czasie bardzo się zmieniła. Nic takiego więc się nie stało.

Gdy Jej usta wpiły się w moje, postanowiłem przywołać w pamięci Twój obraz. Zachłanne, silne wargi stały się delikatne i bladoróżowe. Smakowały słodko jak truskawki. Rozedrgany, gorący język wypełnił moje usta, a ja przypomniałem sobie, jak mówiłaś, że w pocałunku jest coś mistycznego. Nie szczędziłaś mi ich nigdy, a mi ciągle było mało.
Czułem podniecenie rodzące się we mnie. Pchnięty na łoże, wylądowałem w miękkiej pościeli. Szczupłe, niemal białe palce sunęły po moim ciele, parząc dotykiem. Ciemne, niemal czarne oczy błyszczały nade mną dziką żądzą. Po chwili zmieniły się w Twoje figlarne, błękitne jeziora, w których zawsze pragnąłem utonąć. Na brzuchu poczułem Twój nieśmiały dotyk, gdy pierwszy raz odkrywałaś moje ciało. Westchnąłem cicho.
Nagle znalazłem się nad Nią. Jedną dłonią gładziła swoje piersi, a drugą złapała mnie za włosy, rozłożyła nogi i docisnęła do swojego łona.
– Spraw bym była zadowolona! – wydyszała.

Mój język wił się, pieszcząc Jej zimną skórę. Przypomniałem sobie Twoją – delikatną jak aksamit, o pięknym brązowo-złocistym odcieniu. Uwielbiałem się w nią wtulać, słuchając jak pulsuje w Tobie szczęście. Jak cicho recytujesz mi wiersze, abym mógł zasnąć zmęczony, na Twoim brzuchu. Targały mną emocje. Rozdarty pomiędzy Dziś a Wczoraj, czułem, że pożądam obydwu. Chciałem by zlały się w jedno. Pragnąłem niemożliwego, ale podniecenie zabijało mój rozsądek.

Na brodzie czułem ostre ukłucia jej odrastających włosów łonowych. Schyliłem bardziej głowę i czubkiem języka zacząłem dotykać jej płatków. Zadrżała i jęknęła cicho, dopominając się o więcej, pchając moją głowę mocniej między swoje nogi. Gdy mój język wśliznął się w jej szparkę, poczułem na nim Jej lepkie i ciepłe soki. Pieściłem Ją myśląc o Tobie. O pierwszym razie, gdy zetknąłem się z Twoją kobiecością. Jak wstydliwie próbowałaś ją zasłonić, z drżeniem jednak czekając, abym nie przestawał Cię pieścić. Pamiętam, jak z rumieńcem na twarzy prosiłaś na drugi dzień bym znów ją dotykał. Czułem jak podniecenie rośnie we mnie wraz z kolejnymi wspomnieniami. Kochałem się z Nią, ale byłem z Tobą. Jak dawniej.

Nabrzmiałe od moich pieszczot płatki lśniły od Jej soków. Delikatnie przygryzłem jeden z nich, a Ona stęknęła z rozkoszy:
– Ooo… taak! Wspaniale!
Podniosłem się i wepchnąłem w Nią swojego sztywnego członka. Zawyła dziko, drapieżnie. Oplotła moje biodra nogami i zaczęliśmy zmysłowy taniec. Wchodziłem w nią lekko, a potem się wycofywałem, by po chwili wbić się w Nią mocniej. Coraz częściej Twoja anielskość zlewała się z Jej drapieżnością. Rozkosz odbierała mi zdolność rozróżniania przeszłości i teraźniejszości. Aż poddałem się w końcu, wpadając w jej słodkie sidła.
Wtedy poczułem, że cały jestem w Niej. Osunąłem się na Jej zimne, drżące ciało i zaczęliśmy poruszać biodrami. Czułem jak mój członek pulsował w Jej mokrej szparce. Coraz mocniejsze pchnięcia pozbawiały mnie hamulców, podczas, gdy Ona z grymasem rozkoszy, wbiła paznokcie w moje plecy. Poczułem jak żłobią głębokie krwiste, linie na skórze.
Twarz ściągnęła się jej w grymasie żądzy. Drugiej żądzy. Wiedziałem co to oznacza i starając się przezwyciężyć podniecenie, skupiłem się na mojej kochance. Tym razem jednak jeszcze opanowała swój morderczy instynkt.

Przekręciła się i teraz ja znalazłem się pod Nią. Dosiadła mnie jak rumaka, wbijając się na mojego sterczącego członka. Światło świec zlało mi się w jedną płomienną linię, falującą w mroku. Tym razem Jej paznokcie wbiły się w mój tors, a ona zaczęła kręcić biodrami, doprowadzając mnie do szaleństwa. Jej nabrzmiałe rozkoszą piersi podrygiwały w rytm jej coraz szybszych ruchów. W Jej oczach wyczytałem, że niedługo nastąpi kulminacja naszego zbliżenia.

Każdym nerwem czułem, krążące we mnie podniecenie. By uspokoić drżące dłonie, zagarnąłem nimi Jej piersi i zacząłem je ściskać. Wyprężyła ciało, wyginając je do tyłu i oparła się rękami o moje kolana. Tracąc kontrolę nad ruchami bioder, zaczęliśmy zbliżać się do końca tego szaleństwa. Cichy mrok rozdarł przeciągły, dziki jęk. Moja kochanka szczytowała, wydając z siebie nieludzkie odgłosy. Po chwili, w jej znieruchomiałym, w ekstatycznej pozie ciele, rozlał się strumień mojego nasienia. W moim rozszalał się huragan rozkoszy. Przez chwilę odebrało mi zmysły.

Wiedziała o tym i przerywając swoje uniesienie, przytuliła się do mnie, gładząc mój porysowany Jej paznokciami tors. Jej głowa oparła się na moim ramieniu. Jej twarz znalazła się blisko mojej szyi i poczuła krążącą w moich żyłach, w szalonym tempie, życiodajną krew.
Nie potrafiła się powstrzymać od tryumfalnego ryku. To otrzeźwiło mnie, wyrywając z nieświadomości błogostanu. Zobaczyłem jak Jej twarz przybiera demoniczny wyraz. Usta wykrzywiły się w potwornym grymasie, a źrenice zwęziły się niczym u kota. Ogarnął mnie strach, ale nie odebrał zdolności obrony. Gdy błysnęła w półmroku kłami, przebijając nimi lekko moja skórę, ściągnąłem z twarzy maskę.
Dostrzegła to i na moment stała się taka jak przed chwilą. Rysy Jej twarzy znormalniały, a w oczach błyskało zdumienie. Oderwała swoje zęby od mojej szyi i zdziwiona, wyszeptała:
– Maks…?
Po raz pierwszy od dziewięciu lat, usłyszałem swoje imię.
– Tak, kochanie, to ja. – przyznałem się.

Uśmiechnęła się, łagodnie, biorąc pod uwagę, czym była. Wyciągnęła dłoń, aby dotknąć mojej twarzy. Sięgnąłem do kieszeni mojej kurtki, zadowolony, że położyłem ją we właściwym miejscu. Gdy Jej zimne palce przesuwały się po mojej twarzy, przypominając sobie jej zarys, ja trzymałem już w dłoni, osikowy palik. Dostrzegła to kątem oka, ale nawet dla niej było już za późno. Kawałek drewnianej drzazgi przebił jej skórę na wysokości serca.
Ciszę rozdarł ryk bestii. Przerażający, pierwotny. Chlusnęła krew. Zdążyła zahaczyć pazurami mój brzuch, ale kolejne pchnięcie, wepchnęło drewniany kołek głębiej i rzuciło Ją na ścianę.
Wyskoczyłem z łóżka, aby w razie czego dokończyć swoje dzieło, ale to już nie było potrzebne.

Leżała pod ścianą, szarpiąc jeszcze pazurami podłogę, ale było to już wszystko na co było ją stać. Walcząc z opadającymi powiekami, ustami, które traciły swoją krwistą barwę wyszeptała:
– Dlaczego?
– Bo nie mogłem żyć ze świadomością, że zmieniłaś się w… to? – szepnąłem jej do ucha, widząc, że odchodzi.
Przez chwilę miałem wrażenie, że widzę Twoją twarz, ukochana. Przez krótki ułamek chwili była taka jak dawniej. Potem blada twarz, poszarzała, stając się jakby przezroczysta. Zamknęła powieki i po chwili ustał jej oddech. Odeszła. Klęknąłem przy Niej, gładząc jej kruczoczarne włosy, jakbym chciał sprawić by spała spokojnie.

Stało się. Po dziewięciu latach dopiąłem swego. Chociaż krwawiłem od środka, byłem zadowolony i szczęśliwy. Moje przeznaczenie dokonało się. Tych, którzy zmienili moją ukochaną w potwora, też już nie ma, a także wielu ich braci, których napotkałem na swojej drodze, szukając Jej. Popatrzyłem jeszcze raz na Nią, a potem Ją stamtąd zabrałem.
Odnalazłem klucz od bramy i podjechałem furgonetką pod dom. Ułożyłem ciało w przygotowanej skrzyni, którą miałem w samochodzie, a potem zabrałem się za kopanie dołu.
Skończyłem nim pojawił się świt. Stałem nad grobem, którego miałem nadzieję nikt nie znajdzie. Nie zostawiłem żadnych śladów, a świeżo poruszony piach przykryłem liściami.
Stojąc nad tą prowizoryczną mogiłą, poczułem jak po moim policzku toczy się łza. Pierwszy raz od dziewięciu lat, płakałem.
– Śpij Amando! Śpij, na zawsze! – wyszeptałem.
Nim wstało słońce byłem daleko od tego miejsca.

********************************************************************

Cmentarz spowity był mgłą. Dawno nie byłem w Twoim rodzinnym mieście. Nie wiem też czy chcę do niego wracać. Łączy się z nim, zbyt wiele bolesnych wspomnień. Musiałem jednak przyjechać tu chociaż ten jeden raz. Stojąc nad Twoim pustym grobem, próbowałem odmówić modlitwę. Bezskutecznie. Moją modlitwą jest miłość do ciebie, Amando. Pamiętaj o tym, gdziekolwiek jesteś!
Pochyliłem się, by na małym, szarym nagrobku położyć kwiaty. Czarną i białą różę.
Nie miałem dokąd pójść, więc poszedłem przed siebie. Od bardzo długiego czasu nie miałem celu. Zostały mi tylko wspomnienia.

Rozpłynąłem się we mgle.

Scroll to Top