Deszczowe historie (7/10)

Historia pani Joli​

– Otóż wszystko zaczęło się już w pierwszej klasie podstawówki. Obie chodziłyśmy do tej samej klasy. Nasi rodzice dobrze się znali z pracy, więc my siłą rzeczy zostałyśmy przyjaciółkami, można tak powiedzieć. Aśka, czyli Joanna, została moją przyjaciółką taką „od serca” chyba w trzeciej klasie. „Dwie panny J”, jak niektórzy mówili o nas. Jej i moi rodzice dość późno wracali do domu, ale Aśka mieszkała tuż obok szkoły, na tej samej ulicy, ja dalej, więc często zaraz po szkole szłam do niej. Był jeszcze jeden powód odwiedzania Aśki. Miała fajnego brata. Strasznie mi się podobał. Wiem, „fajny” to słowo — wytrych, ale nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego go polubiłam, chociaż był starszy ode mnie o trzy lata z haczykiem. Może dlatego, że sama nie miałam brata? Właściwie od siostry również starszy o trzy lata, bo między „pannami J” były niecałe trzy tygodnie różnicy (ja byłam tą starszą). Gdy się nudziłyśmy, jak to psotnicom zdarzało się nam dokuczać bratu Aśki. Tym bardziej że był cierpliwy w stosunku do nas. Aż sama teraz się dziwię, że tak spokojnie znosił dwie rozwydrzone panny. Potrafiłyśmy obie wpakować się do jego pokoju i robić wszystko, byle tylko nie mógł zająć się tym, na co miał ochotę. Później, gdy wracał do domu po szkole i przygotowywał sobie kanapki w małej bądź co bądź kuchni, my się kręciłyśmy tam, zagadując go i przeszkadzając. Jak czasem miał nas już dość, łapał za ścierkę i dostawałyśmy nią po tyłkach, oczywiście nie bił mocno, tylko aby nas wykurzyć, a my wówczas z piskiem uciekałyśmy z kuchni. Aśka uciekała od razu, gdy widziała, co się dzieje. Ja się ociągałam, bo nie ukrywam, bardzo mi się podobało, jak tak dostawałam od niego ścierką po tyłku.

Czas jednak płynął nieubłaganie i stopniowo wyrastałyśmy z takich zabaw. Pamiętam, miałam wówczas trzynaście lat i przeżywałam okres fascynacji kuchnią. Wtedy każdorazowo, gdy byłam u przyjaciółki, robiłam jej bratu kanapki i gdy ten przychodził, miał już wszystko gotowe. Kiedyś Aśka powiedziała mi, że jej brat powiedział jej, iż mogłabym przychodzić codziennie, bo robię najsmaczniejsze kanapki. Omal wtedy nie pękłam z dumy. Jak wspomniałam, czas leciał. W wieku czternastu lat tu i tam się „zaokrągliłam”, miałam malutkie, ale zgrabne cycuszki, z czego byłam zadowolona, szczególnie że Aśka nieco „ociągała się” z dojrzewaniem, ale i ona wkrótce zaczęła się „zaokrąglać”. Wtedy niespodziewanie zabawa w „klepanie po tyłku” wróciła. Trochę inaczej. Chłopak po prostu czasami łapał mnie dłonią albo klepał po pupie. Niedługo przed wydarzeniami, które chcę opisać, nawet łapał mnie dość nisko za tyłek i jeszcze lekko ściskał. Tu zaznaczę, że byłam „oswojona”, ufałam mu, traktowałam niemal jak własnego brata, dlatego pozwalałam mu na więcej niż normalnie. Mimo to takie akcje wzbudzały we mnie, jak to ująć… nieco naruszały moją godność… może nie, raczej budziły mieszane uczucia. Chociaż sam fakt złapania mnie za tyłek nie sprawiał mi przykrości. Mieszane uczucia może dlatego, iż jak mi się wydawało, pozwalał sobie na zbyt wiele wobec mnie, ale równocześnie było to przyjemne, nawet podniecające jak znajdowałam się w odpowiednim nastroju. Jednak zwykle w takiej sytuacji kończyło się to piśnięciem z mojej strony – pani Jola uśmiechnęła się do tego wspomnienia – po czym odwracałam się i fukałam na niego oburzona. Czasami jak bardziej mi dokuczył, potrafiłam nawet syknąć jak jadowita żmijka, ha, ha. Kto wie, czy te moje fukanie, a tak naprawdę przeważnie udawana irytacja, nie działały na niego prowokująco i nie robił tego celowo, aby ową irytację wywołać. Czasami mówił mi w takich okolicznościach: „uroczo się złościsz”. Oczywiście robił takie rzeczy wyłącznie, gdy siostra nie widziała.

Pewnej soboty akurat nie zastałam przyjaciółki, chociaż byłyśmy umówione, po prostu spóźniała się, postanowiłam zaczekać. Po kilku minutach ktoś zapukał. Wybiegłam do przedpokoju, myśląc, że to Aśka. Okazało się, że to jakiś facet do ich rodziców. Brat Aśki zaczął z nim rozmawiać, stając obok mnie i obejmując w talii. Nie wzbudziło to we mnie żadnych podejrzeń, ot taki przyjacielski gest. Dopiero gdy facet wychodził, a ręka chłopaka powędrowała na moją pupę, rzuciłam mu pełne zaskoczenia spojrzenie, bo zaczął mnie po prostu macać po tyłku. To już zdecydowanie wykraczało poza przyjaźń. Nie było przykre, raczej dziwne dlatego od razu się nie wyrwałam. Poza tym wydawało mi się, że przepełnione dezaprobatą spojrzenie powinno wystarczyć. Jednak gdy chłopak zaczął poczynać sobie śmielej, wsuwając palce między uda, cicho pisnęłam z przestrachu i wyrywając się, pobiegłam do pokoju Aśki. Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co o tym sądzić. „Przyjacielskie klapsy” to co innego. Przyzwyczaiłam się do nich od dziecka, były nawet fajne, ale to? To było po prostu chamskie dobieranie się do mnie. Nie powinien czegoś takiego robić bez mojej zgody. Może byłam bardziej zbulwersowana tym brakiem szacunku do mnie niż samym obmacywaniem. Nie wiem. Po paru minutach zdecydowałam, że wystarczy na dziś tych wrażeń i czas wracać do domu. Z koleżanką zobaczę się przecież w szkole w poniedziałek.
Już przy drzwiach wyjściowych powiedziałam grzecznie „cześć”, uśmiechając się do chłopaka, aby nie pomyślał, że żywię do niego urazę za to obmacywanie. Byłam wrażliwą dziewczynką i nie chciałam, aby było mu głupio z tego powodu. Wówczas nagle mnie pocałował. Nie tak w policzek, na pożegnanie, a cmoknął w usta. Zamarłam w bezruchu zdezorientowana. Wtedy ponownie pocałował, tym razem próbując wcisnąć język mi do buzi. Gwałtownie odskoczyłam w tył, opierając się plecami o drzwi, aż zadudniły. Zanim zdołałam ochłonąć i cokolwiek zrobić czy powiedzieć, chłopak wsadził mi rękę między nogi i zaczął obmacywać. Byłam w grubych dżinsach, ale nie sposób było nie czuć, co on wyprawiał. Do tej pory bezgranicznie ufałam mu, był dla mnie jak brat i chyba dlatego nie docierało do mnie w pełni, co naprawdę się dzieje. Po prostu moja świadomość odrzucała myśl, że mógłby mi wyrządzić jakąś krzywdę. Stałam kompletnie skołowana oparta o drzwi, bez najmniejszego ruchu, zdziwiona i nierozumiejąca co i po co on to robi. Właściwie co i po co wiedziałam, miałam czternaście lat, tylko nie rozumiałam, dlaczego mi to robi. Dopiero gdy zaczął rozpinać mi spodnie, zaczęłam nieudolnie się bronić, bo nadal nie docierało do mnie, że coś złego się dzieje, a może po prostu mój umysł odrzucał to jako niemożliwe. Tak czy inaczej, traktując to jeszcze jako głupi żart, powiedziałam: „nie wygłupiaj się, puść mnie”. W odpowiedzi chłopak przycisnął mnie mocno do drzwi i zaczął wsuwać rękę pod majtki. Dopiero teraz dotarła do mojej świadomości groza sytuacji i przestraszyłam się nie na żarty. Nie krzyczałam, przestraszonym i oburzonym głosem pojękiwałam tylko „zostaw”, „puszczaj”, „co robisz” i podobne rzeczy, równocześnie próbując wyrwać mu się lub chociaż wyciągnąć jego rękę z majtek. Co jednak mogła zrobić szczupła czternastolatka naprzeciwko silnego, wysportowanego siedemnastolatka. Przegrywałam walkę. Jednak w chwili, gdy jego palce sięgnęły mojego kwiatuszka, instynktownie, to był impuls, nie wiem nawet, skąd wzięło się we mnie tyle siły, odepchnęłam go. Bałam się, żeby znów mnie nie złapał, więc szybko otworzyłam drzwi i pędem puściłam się w dół klatki schodowej, po drodze tylko, nawet nie pamiętam w którym momencie, zapinając guzik od spodni, żeby mi nie spadły. To było pierwsze piętro. Zatrzymałam się dopiero przy wyjściu z klatki schodowej. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami. I coś w tym jest. Przed wejściem do klatki schodowej stało dwóch chłopaczków, młodszych ode mnie, może dwunastoletnich. Gdy tylko stanęłam w drzwiach, jeden z nich od razu powiedział do drugiego:
– Patrz, widać jej majtki.
– Obaj natychmiast wbili oczy w moje krocze, a ja cała czerwona rzuciłam się do suwaka spodni. Zanim jednak dopięłam go, drugi powiedział na cały głos:
– Pewnie się ruchała!
– I obaj zarechotali, a mnie wcale nie było do śmiechu, bliżej do płaczu.

W poniedziałek, w szkole, jak mogłam, unikałam tematu „co po szkole”. Na dużej przerwie już się nie dało. Początkowo nie chciałam mówić Aśce, dlaczego nie mogę iść dzisiaj do niej, w końcu jednak wyciągnęła ze mnie, co się stało. Nie muszę mówić, jak bardzo była zbulwersowana. Zgodziła się ze mną, abym na razie jej nie odwiedzała. Po lekcjach jednak stwierdziła, że nie można tak tej sprawy zostawić i niemal na siłę zaciągnęła mnie do siebie. Gdy tylko jakąś godzinę później brat wszedł do domu, wyszła do przedpokoju, ciągnąc mnie za sobą. Dosłownie ciągnąc, bo trochę opierałam się, obawiając tego spotkania.
Nie uwierzycie, co się stało. Podeszła do brata i bez żadnego ostrzeżenia zdzieliła go w twarz. I to tak, że chłopakiem zachwiało. Wtedy kopnęła go… w dupę, tak mocno, aż biedak oparł się o ścianę. Odwrócił się do nas z ogłupiałą miną. Mówię wam, do dziś pamiętam ten wyraz jego twarzy. Widok bezcenny! Aśka nie dała mu jednak nic powiedzieć, tylko wrzasnęła:
– Co ty sobie w ogóle myślisz! Jak mogłeś się dobierać do Jolki, zboczeńcu! Wiesz, jak wielką przykrość jej sprawiłeś?! A jaki wstyd mi! Przecież to moja najlepsza przyjaciółka! Masz natychmiast ją przeprosić! – Tu gwałtownym ruchem ręki wskazała na mnie.
Nigdy do tej pory nie widziałam tak wściekłej przyjaciółki. Braciszek przez dłuższą chwilę patrzył to na mnie to na siostrę, aż wreszcie odezwał się do mnie:
– Przepraszam… nie wiem, co mi odbiło… strasznie mi wstyd, to więcej się nie powtórzy… nie gniewaj się…
– Byłam tak zszokowana tym, co zobaczyłam, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Pokiwałam tylko głową, że przyjmuję przeprosiny.
– Podajcie sobie ręce – zarządziła już spokojniej Aśka.
Trochę się bałam, ale wyciągnęłam w kierunku chłopaka swoją chudą łapkę. Ten lekko ją uścisnął, aż nawet z ulgą się uśmiechnęłam. Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, co Aśka zrobiła. Raz, że się nie bała, ja bym się nigdy nie odważyła, a dwa, że ma taką władzę nad starszym bratem. Aby uprzedzić pytania, powiem, że chłopak już się mnie nie czepiał.
Co najciekawsze w tej sprawie… Brat Aśki bardzo mi się podobał, znaliśmy się praktycznie od dziecka… I powiem wam… znając siebie, gdyby inaczej podszedł do mnie, na przykład objął, przytulił, pogłaskał po główce, dał jakiegoś kwiatuszka, to z czasem uzyskałby ode mnie dobrowolnie to wszystko, co chciał wziąć siłą, a nawet więcej. Jak sądzę, dałabym mu się nawet rozdziewiczyć – tu pani Jola się zaśmiała. – A tak… – kontynuowała – jego reputacja w moich oczach legła w gruzach – westchnęła, kończąc opowieść.

* * *​

– Życie niesie niespodzianki – skomentowała filozoficznie pani Ala.
– A młoda, niedoświadczona dziewczyna nie zawsze jest w stanie sama sobie poradzić z wyzwaniami losu. Dobrze, że miała pani taką przyjaciółkę – westchnęła pani Agnieszka, kończąc niejako myśl pani Ali.
– A miała być krótka historia – zauważyłem, uśmiechając się do pani Joli.
– Ale się starałam – odparowała zarzut.
– Rzeczywiście była odważna ta pani przyjaciółka – odezwała się pani Julia.
– A tak. Przecież taki umięśniony, prawie dorosły chłopak, mógłby bez trudu nie tylko mnie, ale nawet dwóm takim chudym czternastolatkom jak my, przewiercić tyłeczki. Nawet byśmy nie pisnęły – dopowiedziała pani Jola.
– Przewiercić tyłeczki – powtórzyła ze śmiechem pani Ala, najwyraźniej rozbawiona określeniem użytym przez panią Jolę.
– No tak – pani Jola również się uśmiechnęła. – Teraz, z perspektywy lat, to może wydać się zabawne, ale wtedy gdy tak się do mnie dobierał, naprawdę byłam przerażona. A potem dumna z przyjaciółki i pełna podziwu dla niej, że tak sobie poradziła.
– Tak patrzę, drogie panie, że wcześnie rozpoczęłyście przygody z chłopakami. Ja dopiero w wieku siedemnastu, prawie osiemnastu lat zaliczyłam pierwszego swojego chłopaka – odezwała się pani Julia.
– O, zdaje się, że pani Julia się zgłasza – rzucił pan Marcjan, jak zwykle uśmiechając się pod wąsem.
– No to słuchamy, pani Julio – poparła pana Marcjana pani Agnieszka.
Pani Julia z uśmiechem na twarzy wygodniej usadowiła się w fotelu i rozpoczęła swoją historię.

Scroll to Top