Granica przyjaźni damsko-męskiej

TOŚKA: Padało. I dobrze. Roniąc krople deszczu niebo płakało razem ze mną. Łączyło się w bólu rozgoryczenia i doznanego poniżenia. Siedząc na mokrej, bujanej huśtawce w ogrodzie mojego najlepszego przyjaciela, sącząc półsłodkie, wino wprost z butelki, wypłakiwałam oczy gorzkimi łzami porzucenia. – Zostawił mnie. Rzucił jak pierwszą lepszą. Mnie… dziewczynę, która nosi pod sercem jego dziecko. Co ludzie powiedzą? – łkałam rozpaczliwie w ramionach Łukasza. Ten szeptał tylko: – „Nie płacz maleńka, szkoda łez… życie jest takie, jakie jest” – i czule mnie obejmował. Żadne słowa, żadne gesty nie przynosiły ukojenia. Nie pozwalały choć na chwilę przestać myśleć o największej porażce swojego osiemnastoletniego życia. Miłość mojego życia okazała się egoistycznym dupkiem… szkoda tylko, że tak późno to do mnie dotarło…

Przez osiem cudownych, pełnych uniesień, niezapomnianych miesięcy zauroczenie unosiło mnie nad ziemią. Pomimo tego, że ludzi przytłaczała jesienna depresja, dla mnie wciąż trwała wiosna. A potem chwila nieuwagi… i…i skończyła się wiosna, zauroczenie szlak trafił, z łomotem spadłam na ziemię niszcząc sobie przy tym życie… Podobno nie ja pierwsza i nie ostatnia…! Dobrze, że przynajmniej mam się komu wypłakać. Na Łukaszu nigdy się nie zawiodłam. Co z tego, że jest druga nad ranem, co z tego, że pada (?) – on siedzi tu ze mną i cierpliwie słucha, czule obejmuje i ociera łzy, moknie a mimo to głaszcze po plecach. Teraz też mi pomoże – zawsze mi pomagał…

Zaczęło świtać. Ulewny, ciepły czerwcowy deszcz wciąż padał. Wypite wino przyniosło sztuczne uczucie ulgi. Co z tego, że nie powinnam pić? Leżąc głową na kolanach Łukasza spojrzałam mu w oczy. Wyczytałam w nich pożądanie. No tak… przemoczona bluzka ściśle przylegała do moich piersi. Poczułam się naga. Przemoczony materiał uwydatnił stojące sutki. Jeansy jeszcze ciaśniej obejmowały moje nogi. Były niczym druga skóra. Na mokrych włosach poczułam prawą dłoń Łukasza. Ciepłe palce lewej dłoni pieściły przez koszulkę mój płaski jeszcze brzuch, delikatnie zataczając na nim kółka. Usta poczęły się pochylać nad moimi ustami. Owiały je ciepłym oddechem. Delikatnie niczym skrzydła motyla, płatki rozkwitającego kwiatu musnęły moje usta. Plan zaczynał działać. Misternie uknuta intryga przybierała wymiary realności.

Moje wargi odpowiedziały na tę czułą pieszczotę. Pogłębiłam pocałunek. Zdecydowanie wkroczyłam swoim językiem do ust Łukasza i zaczynając namiętny i cudowny taniec naszych połączonych języków – już wiedziałam, że mi się udało. Łukasz był mój. Piersi przylgnęły do jego torsu. A w umyśle toczyła się wojna… wojna uczuć. Rodzące się pożądanie walczyło z głosem rozsądku – w rezultacie spychając go w otchłań świadomości, odnosząc tym samym gorzki sukces… Ręce objęły szyję Łukasza. Palce wczepiły się w jego mokre włosy. Łukasz przejął inicjatywę. Teraz moje usta z żarliwością godnego przeciwnika poczęły odpowiadać na naglącą pieszczotę jego ust. Język czule masował jego język, wyczuwając posmak wypitego alkoholu. Usiadłam na kolanach Łukasza, udami obejmując jego uda. Poczułam jego ciepłe dłonie, które obejmowały moje plecy. Palce, które umiejętnie rozwiązywały tasiemki mojej mokrej bluzki, zsuwając ją muskały moje nagie plecy. Ręce Łukasza znieruchomiały tuż pod moimi piersiami. Jego usta dotykały mojego ucha. Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy uświadomiłam sobie że moja pierś uwięziona została w jego dłoni. Otoczył palcami krągła kulę w geście niepohamowanego pożądania. Moja brodawka zniknęła w miękkim zagłębieniu wnętrza jego dłoni. Jego oddech parzył moją szyje. Palce zacisnęły się mocniej na piersi. Poczułam jak sutek twardnieje pod tym uściskiem.

Następnie poczułam ręce dotykając moje uda, delikatnie je przyszczypując powoli dawkowały obiecaną rozkosz. Wolniutko poczęły rozpinać guziki moich spodni. Po chwili przeniosły się na pośladki. Czule je obejmując, głaskając je z uczuciem, wzmagały tym samym pożądanie. Dostarczając zmysłom erotycznej pieszczoty. Moje dłonie pozbawiły Łukasza koszulki. Wylądowała ona koło pustej butelki, u naszych stóp. Ręce wczepiły się w gęstwinę ciemnych, kręconych włosków. Opuszki moich palców muskały jego sutki. Paznokcie delikatnie je drapały i przyszczypywały.

Zsuwając się z kolan mojego kochanka ściągnęłam swoje spodnie, wraz z bielizną do końca. On pozbył się swoich. Zobaczyłam stojącą męskość. Chciałam uklęknąć pomiędzy jego nogami, aby móc objąć ją ustami, jednak Łukasz mi na to nie pozwolił. Posadził mnie z powrotem na swoich kolanach powoli wbijając się we mnie. Zaczęłam wykonywać powolne ruchy, w górę i w dół. W górę i w dół. Za każdym razem czując go głębiej w sobie. Moje wnętrze ciasno obejmowało jego prężącą się męskość. Jego dłonie obejmowały moje plecy. Usta pieściły moje usta. Delikatnie muskały szyję. Ujmując moje ramiona Łukasz odchylił mnie w tył, aby jego usta mogły pieścić moje piersi. Jego zwinny języczek czule muskał stojące sutki. Wargi wsysały je w swoje czeluści. W oczach znów pojawiły się łzy. Na swej twarzy poczułam krople padającego deszczu.

Łukasz ponownie trzymając dłońmi moje biodra nadawał tempo mym ruchom. Poruszałam się coraz szybciej, coraz mocniej wbijając go w siebie. Po chwili jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Stężało na parę sekund by potem się rozluźnić. Poczułam w sobie ciepło jego nasienia. Swój orgazm udałam. Nie było fajerwerków, nie było motyli w brzuchu. Została świadomość, że przespałam się z człowiekiem który jest mi bliski jak brat… Wyszeptałam wtedy: – Łukaszku proszę ożeń się ze mną. Wiesz, że jak ludzi się zorientują, że jestem w ciąży to będzie mnóstwo gadania. A tak… Wypowiadając te słowa miałam świadomość, że postawiłam go przed trudnym wyborem…. Sama też przed takowym stanęłam: albo dziecko będzie miało czułego, kochającego ojca, a ja męża, który bardziej jest mi bratem niż kochankiem… albo zostanę matka samotnie wychowującą maleństwo, będące owocem największej miłości mojego życia. Z dwojga złego wolałam to pierwsze…

* * * * *

ŁUKASZ: Tośka była moją najlepszą przyjaciółką. Poznaliśmy się jeszcze w przedszkolu. Podeszła wtedy do mnie i wyrywając garść włosów z mojej głowy zmusiła, abym zwolnił huśtawkę. Wtedy płakałem ja. Dziś płacze ona. Siedzi w moim ogrodzie, na mokrej huśtawce i wylewała gorzkie łzy. Ten łajdak, z którym była od pewnego czasu, zrobił jej dziecko, a teraz bezczelnie roześmiał się w twarz i powiedział, że to już jej problem. Popijając półsłodkie wino wprost z butelki łkała: że porzucił ją jak pierwszą lepszą. Obejmując ją i głaskając po plecach cicho szeptałem jej słowa pocieszenia: – „Nie płacz maleńka, szkoda łez… życie jest takie, jakie jest”!

Powoli wstawał świt. Deszcz wciąż padał. Wino już dawno się skończyło. A Tośka chyba zasnęła leżąc głową na moich kolanach. Myśli nieustannie pędziły w mej głowie. Z jednej strony miałem ochotę rozwalić temu s****ysynowi tę jego podobno przystojną twarz, z drugiej strony żal mi było Tośki. Długo myślałem jak mam się zachować w tej sytuacji. Jestem tylko, albo aż – jej przyjacielem… Kiedyś chciałem być kimś więcej. Ale to było tak dawno temu… Razem dorastaliśmy, to niemal na moich oczach z tego rozpieszczonego, okropnego dzieciaka, który wszędzie za mną łaził, Tosia wyrosła na śliczną, inteligentną dziewczynę. Czasem, leżąc samotnie w nocy zastanawiałem się jak smakują jej usta, czy dziś się kochała? Innym razem Tosia nieświadomie mnie podniecała. Kusząco zniżała głos i spoglądała mi w usta. Dziś mimo wszystko wolałem być jej przyjacielem. Nie chciałem zmieniać niczego między nami…

Popatrzyłem na tego śpiącego anioła. Przemoczona bluzeczka przykleiła się do ciała. Pod tym mokrym materiałem kusząco rysowały się ponętne piersi. Podnieciło mnie to. Znów nie miała stanika – przemknęło mi przez głowę, gdy spostrzegłem stojące i odznaczające się w mokrym materiale sutki. Tosia często nie nosiła stanika. Nie dlatego, że nie musiała. Ot tak, po prostu, nie chciała. Czasem miałem wrażenie, że kusi tym facetów. Oczekuje ich reakcji – tego błysku pożądania w oczach, lubieżnego spojrzenia, oblizywania się ukradkiem. Śmiała się wtedy i „analizowała zachowanie samców”- jak lubiła to określać.

Tosieńka popatrzyła na mnie tymi swoimi smutnymi, szarymi oczami. Niemal przyłapała mnie na tym, jak wpatruje się w jej piersi. Moja dłoń już od pewnego czasu, zupełnie nieświadomie, głaskała ją po włosach. Druga zataczała na brzuchu Tośki kółka. Pochyliłem się nad leżącą Tosią i z czułością musnąłem jej wargi. Miał to być zwykły przyjacielski pocałunek. Przecież już nie raz dawałem jej buziaka. Odpowiedziała na niego wsuwając mi język głęboko w usta. Unosząc się troszkę przytuliła się do mnie całą sobą. Ręce zarzuciła mi na szyję. Palcami błądziła po mych włosach. Pod wpływem impulsu i nastroju tej żałosnej z jednej strony, a podniecającej z drugiej chwili zaczęliśmy się namiętnie całować. Jej słodkie usta odpowiadały na moje pocałunki z niepohamowaną namiętnością. Jej ciepły język zapraszał do tańca mój. Wargi syciły się wzajemną słodyczą ust.

Usiadła mi na kolanach, udami objęła moje uda. Moje dłonie obejmowały jej plecy. Palce powoli zaczęły rozplątywać tasiemki jej bluzeczki. Zsunęły ją z jej zgrabnych ramion. Dłonie nieśmiało poczęły pieścić jej piersi. Kładłem na nich całą dłoń najpierw jakby chcąc zbadać, ile z tej cudownej krągłości zmieści mi się w dłoni. Następnie otaczałem stojący sutek złączonymi palcami. Usłyszałem cichy jęk Tosi. To stanowiło dla mnie zaproszenie do dalszych pieszczot.

Przeniosłem swe ręce na zgrabne uda mojej kochanki. Przyszczypywałem je delikatnie. Po chwili takich pieszczot powoli zacząłem rozpinać jej spodnie. Ręce wsunąłem pod ich materiał i począłem pieścić cudowną pupę Tosi. Już dawno miałem ochotę zbadać jej krągłość, miękkość i sprężystość. Tak cudownie – choć zapewne nieświadomie nią kręciła przy każdym ruchu. Tośka zmagała się z moja koszulą. Jej palce czule zaczęły muskać moje sutki. Szczypały je z wyczuciem. Zatapiały się w kręconych włoskach.

Tosia zeszła z moich kolan, tylko po to, aby zsunąć swoje spodnie. Zrobiłem to samo. Nie pozwoliłem jej kucnąć pomiędzy moimi nogami i posiąść mnie ustami. Byłem za bardzo podniecony, by móc wytrzymać tę pieszczotę. Ponownie posadziłem ją sobie na kolanach, wchodząc w nią delikatnie. Tosieńka zaczęła się poruszać ze mną w środku. Czułem jej ciepłe, aksamitne wnętrze zaciskające się na mej męskości. Odchyliłem ją w tył, niemal kładąc ją sobie na dłoniach i kolanach. Na jej mokrej skórze odbijały się kuszące refleksy ogrodowego światła. Tworzyły ciekawe wzory. Mój język począł muskać jej sutki. Pachniała tak podniecająco. Wanilią. Wchłonąłem w usta tyle jej aksamitnej piersi ile zdołałem, pieszcząc jednocześnie językiem jej twardy sutek…

Byłem tak bardzo podniecony, że nie mogłem przedłużać tych pieszczot. Trzymając Tośkę za biodra wbijałem się w nią z niepohamowaną wręcz siłą. Czując zbliżające się spełnienie wytrysnąłem do środka. Sekundę później swoją rozkosz przeżyła Tosia. Po chwili usłyszałem: – „Łukaszku proszę ożeń się ze mną. Wiesz, że jak ludzi się zorientują, że jestem w ciąży to będzie mnóstwo gadania. A tak…”

Zastygłem w bezruchu. Myśli poczęły zmieniać się jak w kalejdoskopie. A więc to po to, był ten moment uniesienia przed chwilą? Tośka wbiła mi tym jednym zdaniem przysłowiowy gwóźdź do trumny. Zaoferowałem jej kiedyś swoją przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa. A teraz miałbym jej dać jeszcze swój dom, nazwisko? Być ojcem jej dziecka? Wspólne z nią przejść przez życie? Tylko po to się mam poświęcić by ludzie nie gadali? Ona głupia beczy i przejmuje tym „co ludzie powiedzą?” Teraz… To już chyba trochę za późno na myślenie o tym. Mleko zostało wylane. Musztarda po obiedzie… Zresztą po co się przejmować ludźmi. Oni zawsze komuś łatkę potrafią przypiąć. Zwłaszcza jeśli się mieszka w tak małej miejscowości jak nasza. Zgoda jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Moglibyśmy być zgodnym małżeństwem, dobrymi rodzicami? Ale gdzie jest miłość? Nie kocham jej, tak jak powinno się kochać kobietę swojego życia. O.K. podnieca mnie, jako dziewczyna, jest cholernie atrakcyjna… ale dla mnie to za mało, aby wspólnie spędzić resztę życia. Podniecenie z czasem minie. Uroda zblednie. I co? Będę się budził co rano i patrzył na kogoś, kogo nie kocham? Na dziecko, które nawet nie będzie do mnie podobne? Dziecko, którego rodzicem być nie chcę?

Tosiu. Przepraszam. Przykro mi. Nie. Nie jestem aż tak szlachetny. Nie jestem gotów na takie poświęcenie! Nawet w imię naszej przyjaźni. Nawet dla ciebie…

Scroll to Top