Pokrzywa

Jeśli ktoś przepowiedziałby mi kiedyś, że zaproszę do wspólnego życia takiego typa jak on, zabiłabym chyba tego „ktosia” śmiechem. Niespecjalnie urodziwy, nieszczególnie majętny, niezbyt romantyczny. A do tego jeszcze momentami nieokrzesany rzezimieszek, którego szczytem ambicji było zadarcie wysoko kiecki i rozmowy z cipką. Nie wiem, kiedy podbił i serce i ten łysy trójkąt bermudzki ud. Faktem było to, że poszło mu łatwo, zbyt łatwo. Nasza wymiana zdań rzadko przypominała cywilizowane rozmowy spierających się kochanków. Ja rzucałam talerzami i wszystkim, co było pod ręką, a on pacyfikował mnie pomiędzy skorupami naczyń, zawsze mając w zanadrzu coś, czego się nie spodziewałam. Jeden element był niezmienny, zawsze w ramach ugody dostawałam od niego bukiet. Zdarzało się, że bukiet rozsypywał się pod wpływem okładania jego ciała. Niewątpliwie był jedynym facetem, który znosił ataki mojego szału i jedynym, który potrafił doprowadzić mnie do takiego amoku.

Pierwsza mała wojna dotyczyła chyba spodni. Nie wiem, dlaczego pozwolił sobie ośmieszać mój styl ubierania się. Wyciągał z garderoby spodnie, para po parze, i starał się na różne sposoby argumentować, że do niczego się nie nadają. A potem nożyczkami nadawał im jedyny słuszny według siebie krój. Dobrze, że mocno broniłam spodni, które znajdowały się na mojej dupci, bo nawet nie miałabym w czym wyruszyć na zakupy. Nie oszczędził nawet tych od piżamy.

Wyrzuciłam go za drzwi, wyzywając na czym świat stoi. Siedząc zaryczana w przedpokoju, zastanawiałam się, skąd wezmę pieniądze na uzupełnienie garderoby. Moja karta, w tamtym okresie nie zniosłaby takiego obciążenia. W ramach pocieszenia wsunął mi pod drzwi swoją kartę kredytową i karteczkę, na której napisał, że czeka na mnie na dole. Przypomniał, abym się pospieszyła, bo galerie handlowe zamykają za dwie godziny. Biorąc pod uwagę, że nie miałam się w co przebrać, nie potrzebowałam zbyt dużo czasu na wyjście z mieszkania. Postanowiłam go ukarać. Chociaż to była chyba bardziej nagroda niż kara.

Fakt, iż narzuciłam płaszcz na bieliznę, nie mógł nikogo dziwić, gorszyć, czy zaskakiwać, bo niby skąd ktokolwiek mógłby coś wiedzieć na ten temat. On wiedział…W końcu, miał świadomość, że szafa ukrywała dotąd tylko bluzki i spodnie. Wykluczenie ostatniego z wymienionych elementów, musiała nasuwać jednoznaczne skojarzenia. Już podczas drogi do samochodu próbował upewnić się, co do swoich przypuszczeń. Na szczęście, było dość tłoczno i kiedy zagroziłam, że będę krzyczała, iż próbuje mnie zgwałcić, zrezygnował z niecnych zapędów. W samochodzie zajęłam miejsce z tyłu, szeroko rozwierając uda, aby go jeszcze podrażnić. Widziałam jego podniecenie, gdy ciągnęłam go przez galerię. Nieborak, nawet do przymierzalni nie miał wstępu. Przeciągnęłam go po wszystkich sklepach, z przymusu nabywając jedną sukienkę. Najbliższe dni wyglądały podobnie. Jeszcze do dzisiaj hasło: „ – Chodźmy kupić mi coś do ubrania” – sprawia, że „trzepie” go na samą myśl o tych wyrafinowanych torturach.
Może kiedyś wspomnę o innych awanturach, które dane nam było zaliczyć, np. o łysą cipkę, ale to nie tym razem.
Dzisiaj, niestety była kolejna akcja. Kiedyś obiecałam mu, że też obdarzę go bukietem „po”. Obiecałam mu oset. Tyle, że o takiego „kwiatka” nie tak łatwo. W ramach pocieszenia znalazłam coś innego.

Nie obyło się bez bąbli i swędzenia, ale bukiet przewiązany czerwoną wstążką czekał już w wazonie. Z coraz większą niecierpliwością czekałam na jego powrót, aż w końcu się poddałam. Popatrzyłam na przywiędłe „kwiatki” i ze złością wyciągnęłam bukiet z wody.

Może nie zamierzał już wracać? Może przesadziłam tym razem? Pełna rozczarowania i smutku zasnęłam w tym za dużym dla jednej osoby łóżku. Ocknęłam się, gdy poczułam, że jakieś natarczywe światło wdziera się pod moje powieki. Ten dupek stał przede mną półnagi świecąc mi latarką po oczach. Kiedy w dość dosadnych słowach wyrzuciłam z siebie cały jad, nie szczędząc przy tym wszystkich tych słów, których kulturalna kobieta nie powinna wymawiać, czekał w milczeniu. Nie było w tym cienia skruchy, czy jakiegokolwiek kajania się. Gdy zamilkłam, zapytał:
„- Skończyłaś już?” Chwile później wyciągnął zza pleców bukiet. Był równie żałosny i pozbawiony życia, co ten, który przygotowałam dla niego.
– Dzisiaj była specjalna promocja dla awanturnic – dorzucił beztrosko.
– Wiesz kochanie, ja też coś dla ciebie dzisiaj mam – stwierdziłam z nieukrywaną duma. W końcu nie zawsze zdobywam się na heroizm w postaci własnoręcznego układania bukietu z pokrzyw.

Scroll to Top