Inni, tacy sami

Mężczyzna w średnim wieku siedzący za biurkiem długo wpatrywał się w arkusz papieru. Każda sekunda zaczęła ciążyć Sebastianowi. Nie cierpiał żadnych tortur, ani psychicznych ani fizycznych, obu z taką samą mocą. Tymczasem tego za biurkiem wyraźnie zamurowało. Wystarczyło śledzić mowę ciała i te spojrzenia rzucane to na kartkę to w okno, to na Sebastiana. Dodatkowo późna wiosna eksplodowała wysoką temperaturą i gabinet zmieniał się powoli w łaźnię parową. Strużki potu zaczęły ciec po plecach, swędzieć, gryźć skórę. Sebastian pod dowolnym pozorem chciałby wyrwać się do toalety, ale wiedział, że akurat teraz mu nie wolno. Tymczasem mężczyzna za biurkiem odłożył papier.- Miałbym jedno pytanie, panie Sebastianie. – Słucham?I znów ta cisza, przerywana szumem krwi w głowie i bólem ust. To z suchości, niestety, ten człowiek z drugiej strony nie zaoferował mu nic do picia.- Ma pan dziurę w CV, od roku dziewięćdziesiątego do dziewięćdziesiątego trzeciego.Czy może pan to jakoś wytłumaczyć? Bo przecież musiał pan z czegoś żyć, prawda? Jeśli Sebastian wzdrygnął się ze strachu, nie dał tego po sobie poznać. Pytanie – killer,kończyło już wiele jego rozmów kwalifikacyjnych. Jeszcze nikomu nie powiedział, co tak naprawdę powstrzymywało go przed podjęciem pracy w tym okresie. Postanowił, że nikt się nie dowie, przynajmniej nie od razu. Wiązałoby się to z masą tłumaczeń, musiałyby zostać powiedziane rzeczy, które koniecznie chciał zachować dla siebie. – Spędziłem dwa lata za granicą – powiedział wolno, jednak zadbał, by przerwa na milczenie nie była zbyt długa. Człowiek w garniturze, w wieku około czterdziestu lat, pokiwał głową. – Rozumiem, że przez ten czas dobrze opanował pan niemiecki. Sebastian wysilił się na sztuczny uśmiech. – Nie było innego wyjścia. – Cieszę się – powiedział mężczyzna. – W tej pracy na pewno się panu przyda. I jeszcze jedno pytanie. Nic nie ma na temat pańskiego stanu cywilnego. Sebastian nie mógł uwierzyć, że ta najbardziej niebezpieczna część rozmowy kwalifikacyjnej jest już za nim. Rozluźnił się, poruszył na krześle tak, aby oparciem zdusić strużkę potu. – Jestem kawalerem – uśmiechnął się. – I, jeśli pana to interesuje, nie zamierzam na razie zmieniać stanu cywilnego. Nie zabrzmiało to dobrze, zresztą na to pytanie nie było jakiejś jednej dobrej odpowiedzi i zetknął się już z różnymi reakcjami. Jedni uważali, że żonaci mężczyźni z dziećmi są lepszymi pracownikami, inni wręcz przeciwnie, woleliby by pracownik nie pojawiał się po nieprzespanej nocy z powodu wrzasku bachorów. Jeden z kadrowców zapytał go nawet, czy on nie jest z „tych”. Sebastian uznał za stosowne udać zdziwienie i na tym skończył się tamten romans z tą firmą. – W sumie to pana sprawa, niepotrzebnie pytam – odpowiedział mężczyzna. – W naszym zespole są i kawalerowie i żonaci, kobiety też./ Muszę panu tylko powiedzieć, że w naszej firmie nie tolerujemy romansów między pracownikami. Jeszcze nie było tak, żeby nie wpływało to dobrze na atmosferę w zespole. – Nie grozi – roześmiał się Sebastian z ulgą. – Nie chcę pracować tu dla podrywu. Wasze radio ma niezłe wyniki, jest profesjonalne. To się dla mnie liczy. Wydawało się, że ta odpowiedź zadowoliła mężczyznę. Oderwał wzrok od Sebastiana, popatrzył na kartkę, chwilę podumał, po czym wstał. – Chyba możemy uznać rozmowę za zakończoną. Miałbym tylko prośbę. Czy może pan udostępnić nam swoje portfolio? Życiorys życiorysem, ludzie różne rzeczy piszą. Z choinki pan się nie urwał, ma pan już jakąś twórczość własną…Sebastian sięgnął do plecaka i wyciągnął niebieską teczkę z materiałami, którą zawsze brał ze sobą na rozmowy kwalifikacyjne. Były w niej kserokopie najważniejszych artykułów, poza tym jednym, najlepszym i najważniejszym – o aferze prawniczej. Jeśli ktoś znał jego nazwisko tu, na głuchej prowincji, to właśnie z powodu tego tekstu. I będzie miał ułatwienie w dojściu do prawdy, czego Sebastian pragnął za wszelką cenę uniknąć. – Dziękuję – mężczyzna wziął teczkę i odłożył ją na boku. – Odeślemy ją panu a może przyjedzie pan po nią osobiście… Czyżby robił mu nadzieję? Jedno było pewne – jest poważnym kandydatem na reportera radia Kontakt, czołowej rozgłośni w Wielkopolsce, nie wyłączając tych poznańskich. Co prawda mężczyzna zza biurka mu się niezbyt podobał, miał awersję do ludzi z długimi włosami, jednak nie tylko z nim będzie pracował. Po obejrzeniu rozgłośni Sebastian wyszedł na zalaną słońcem Słowiańską, tuż przy rynku. Stąd już prosta droga na dworzec i do najbliższego pociągu do Poznania. Już przed budynkiem dawnego hotelu Leszno stanął spocony zejściem z czwartego piętra,zapalił papierosa i przyglądał się popołudniowemu tłokowi na deptaku. Jeszcze przydałoby się coś wypić. Szybko zlokalizował sklep spożywczy naprzeciwko, wszedł do niego, wyciągnął z lodówki butelkę coca coli i,m zapłaciwszy, wypił łapczywie. Odstawił butelkę do skrzynki, uśmiechnął się do sprzedawczyni i wyszedł na ulicę. Zdumiony patrzył się dokoła – gdzie jest, co tu robi? Co to za miasto? Poczułprzeraźliwy łomot w klatce piersiowej i strugi potu na czole i plecach. Spokojnie, tylko nie wpadać w panikę – pomyślał, po czym wyjął notes. Którego dziś jest?
Nerwowo szarpał kartki kalendarza, starając się ustalić datę. Dziewiątego sierpnia tysięc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego roku. Napisany wołami i odznaczonyzakreślaczem wielki napis Leszno i adres. Aha, jest w Lesznie. Ale co robił przed chwilą? Dlaczego jest w Lesznie? Zaraz, gdzie on w ogóle mieszka? We Wrocławiu. Tak, chyba tak nazywa się to miasto…- Pan się dobrze czuje? – usłyszał nad sobą. Popatrzył się do góry i zauważył dwóch policjantów, umundurowanych, z troską patrzących na mężczyznę siedzącego prawie na środku chodnika. W tym momencie Sebastian poczuł jak wraca mu każdy szczegół. Jest w Lesznie bo szuka pracy, mieszka nie we Wrocławiu a w Poznaniu u Mietka i Macieja, a w ogóle to za dziesięć minut ma pociąg…- Jeszcze nigdy nie czułem się lepiej – odpowiedział, wstał i poprawił ubiór. – Jest pan pewien? – naciskał policjant. – Tak.- Pan tutejszy? – zapytał drugi. – Nie, przyjechałem na rozmowę kwalifikacyjną do pracy. Zaraz wracam do Poznania – powiedział i pośpiesznie oddalił się w stronę stacji. Ale daleko mu było do perfekcyjnego samopoczucia, którym pochwalił się przed policjantami. Tamto znów wróciło. Nieprzyjemna pamiątka po tym co się stało przed kilku laty w Niemczech. Na dobrą sprawę nigdy nie doszedł do siebie. Pierwszy rok to szpitale, sanatorium, wyniszczające leki psychotropowe, po których nigdy nie było mu lepiej. Później najgorsze ustąpiło, jednak zaniki pamięci zdarzały mu się dość często. To grzebał…o go jako pracownika. Wrócił do pracy, zawalił kilka ważnych spraw i obaj z Zygmuntem doszli do wniosku, że tak dalej nie da się pracować, odszedł za porozumieniem stron. Zresztą Zygmunt nie był świnią, dał mu zarobić na wierszówce, więc Sebastian nie przymierał głodem. Poza tym rozpieszczali go Rudzcy, zwłaszcza pani Marta, która czuła do niego szczególną sympatię, a także Traczykowie. Jednak Sebastian nie zamierzał nikomu siedzie w portfelu. Kiedy ZUS zmienił mu grupę inwalidzką i przestał wypłacać rentę zdrowotną, trzeba było zabrać się do jakiejś pracy. Obecnie wysyłał swoje życiorysy po wszystkich mediach od Suwałk po Jelenią Górę, nigdzie jednak nie miał szczęścia. Albo nie potrzebowali dziennikarzy, albo dyskwalifikowali go ze względu na życiorys. Dopiero tu, w Lesznie, poszczęściło mu się lepiej i redaktor naczelny wyraził zainteresowanie jego osobą. Co będzie dalej – Sebastian na razie nie myślał. Jeśli dostanie tę pracę, będzie dojeżdżał pociągiem, może później uda mu się coś wynająć. A zresztą i tak nie dostanie tej pracy… Ze snu obudził go dźwięk telefonu. Zanim go odebrał, zdążył się zorientować, że pociąg właśnie mija wiadukt na Hetmańskiej i za chwilę przyjedzie na Główny. Nie bardzo jest czas na rozmowę, tym bardziej, że telefon był anonimowy. – Słucham? – powiedział wstając i sięgając po plecak ze stelaża.- Pan jeszcze jest w Lesznie? – z miejsca rozpoznał głos mówiącego. – Nie, dojeżdżam do Poznania, dlaczego? – Myślałem, że mógłby pan podpisać już dziś z nami tę umowę. Pociąg zahamował gwałtownie, masa pasażerów naparła na jego plecy. Był tak zaskoczony, że początkowo nie zorientował się, że już dojechali na Główny. – Jak nie wysiadasz pan, to przynajmniej pan usiądź – usłyszał ostry głos za sobą. – Przepraszam – powiedział siadając. Nie miał sił aby wysiąść z pociągu. Ma pracę! Nareszcie!
Euforia z powodu otrzymania pracy opadła mu, gdy na dworcu rzucił okiem na rozkład jazdy pociągów. Szału nie było, zwłaszcza, że trzeba będzie dojeżdżać na konkretną godzinę – no i nie kwitnąć na dworcu w Lesznie w drodze powrotnej. Ale otym będzie myślał później, jeszcze nawet nie wiadomo, kiedy zaczyna pracę. Sebastian zaś wyjątkowo nie lubił martwić się na zapas. Nawet nie zadał sobie trudu spisania pociągów, przeszedł przez burza przez poznański dworzec i wydostał się na przystanek. Mimo pełni lata tłumów nie było. Gorzej na przystanku. Trzynastka przyjechała naładowana do granic możliwości, Sebastian był jednak w tak dobrym humorze, że nawet nie zaklął swoim zwyczajem, a z uśmiechem szarżował sobie łokciami drogę do wnętrza wagonu. – Panie, gdzie mam wyjść, za okno? – zapiszczała jakaś dziewczyna gdy przypadkiem zdzielił ją łokciem w bok. W każdej innej sytuacji odszczeknąłby cokolwiek, odpłacił pięknym za nadobne ale nie dziś. Był w stanie nawet wywlec dziewczynę z wagonu i zaciągnąć na piwo. – Przepraszam – powiedział z godnością i odwrócił się. Co prawda jego radosny nastrój opadł na chwilę, gdy przyjeżdżał koło domu prasy na Grunwaldzkiej, ale tylkona moment. Oczywiście radio Kontakt nie było tak znakomitą firmą jak redakcje mieszczące się w tym budynku, był świadom że przenosiny z centralnej gazety do lokalnego radia są niejako degradacją, ale chwilowo nie potrafił temu zaradzić. Dopiero przy rondzie uświadomił sobie, że nie skasował biletu. „E tam, dziś to nawet karę jestem w stanie zapłacić” – pomyślał i do samej Grochowskiej dojechał na gapę. Kanara na szczęście nie było. Jeśli liczył na to, że przywita go normalna, wesoła atmosfera – przeliczył się. Dom byłpusty mimo wieczornej pory. Tylko Ciapek zaatakował go już w hallu, dopominając się o jedzenie. Niechętnie nalał mu zimnego mleka z lodówki, po czym poszedł podlewać ogródek. Usiłował dociec dlaczego nikogo nie ma w domu. Maciej coś wspominał o koncercie, jednak Sebastian nie zarejestrował w pamięci daty. Czyżby tojuż dzisiaj? Natomiast Mietek powinien być, na koncerty go specjalnie nie ciągnęło. Zwłaszcza że jutro jadą do Marciszowa. Obaj chłopcy, a w zasadzie młodzi mężczyźni, byli już niezależni, jednak Sebastian dalej poczuwał się do elementarnej opieki. I wszyscy się już do tego przyzwyczaili, nawet do tego, że pranie i gotowanie zwalono na głowę Sebastiana. Także podlewanie ogródka, obaj chłopcy uznali, że są stworzeni do innych rzeczy niż prozaiczne obowiązki domowe a Sebastianowi to nie przeszkadzało. Przeciwnie, był szczęśliwy że może komuś być potrzebny. Nie bardzo to się podobało rodzicom Mietka a Melania buntowała Sebastiana konsekwentnie.
– Tyłki też im będziesz wycierał? – zapytała prowokacyjnie podczas ostatniej wizyty. Sebastian jednak nie dał się sprowokować. Poza tym ogródek sam się nie podleje, latoszalało a najbliższy deszcze zapowiedziano na środek przyszłego tygodnia. „Do tego czasu wszystko wyschnie w pień” – pomyślał Sebastian, zakręcił wąż i krytycznym okiem obrzucił ogródek po czym zerwał kilka ogórków na mizerię i kilkagałązek kopru. Dopiero teraz usłyszał, że w domu dzwoni telefon. Rzucił się biegiem do środka lecz na próżno, ostatni dzwonek umilkł gdy stanął w drzwiach. Zaklął w myślach i przeszedł do kuchni. Kolejną godzinę siedział przed telewizorem i usiłował zrozumieć jakiś film, jednak myśl o telefonie i tym, że mógł to być jego nowy pracodawca, konsekwentnie utrudniała mu skupienie. Myślał o kupnie ostatniego szału – telefonu komórkowego, jednak na razie nie było go na to stać. Pół biedy sam telefon ale te rachunki… Będąc na wierszówce to spore ryzyko, zresztą kto freelancerowi da abonament? W jego środowisku już szpanowano nokiami, motorolami, tylko on sam, biedny, każdą relacjęrobił z budki. Jedynym osiągnięciem był komputer 386, który zresztą dostał w prezencie od Hurwicza. A i tak nie zawsze mógł z niego korzystać, zwłaszcza jak chłopaków naszła chęć na jakiegoś Super Mario czy inną grę. Sebastian zaś grać nie lubił i obawiał się, że któregoś pięknego dnia ktoś mu sprowadzi wirusa. Mieli niedawno w pracy, położył wszystkie komputery i gazeta wyszła tylko cudem…Popatrzył na zegarek – było w pół do jedenastej. Dalsze czekanie z kolacją nie miało sensu. Dobry humor minął tak szybko jak przyszedł, w końcu co to za rewelacja, którą nie można się podzielić z innymi? Już przygotowywał się do wanny, kiedy usłyszał chrzest klucza w zamku. Maciek? Mietek? Zbliżające się ciężkie kroki były wystarczającą odpowiedzą. – i Jak? – zapytał Maciej zupełnie neutralnie. Tyle razy Sebastian wracał z rozmowy kwalifikacyjnej na tarczy, że pytanie zabrzmiało rutynowo, a odpowiedź na nie była oczywista. – Zgadnij – uśmiechnął się Sebastian.- Znowu dupa? – A nie. Mam pracę!Maciej natychmiast zamknął lodówkę i z miejsca rzucił się na Sebastiana z uściskami i pocałunkami. Ten nie usiłował się nawet od niego odpędzać. – Coś takiego, a myśmy już przestali wierzyć. I ja i Mietek…- Właśnie, a co z Mietkiem? – wpadł mu w słowo Sebastian. – O ile wiem, nie miał jakichś szczególnych planów na dziś? Maciej spuścił głowę i długą chwilę milczał. Sebastian z miejsca wyczuł, że coś jest 8
Robert Hansen – Inni, tacy saminie tak. Jakaś kłótnia? Co prawda obaj nie byli już w sobie tak szaleńczo zakochani jak kiedyś, jednak dalej stanowili stałą i nader zgraną parę, gotowi pójść za sobą w ogień. Jeśli były między nimi jakieś zdrady czy chwile dużego napięcia, Sebastian o tym nie wiedział. Oczywiście, dwóch chłopaków zawsze będzie niebezpieczną mieszanką i różne kwasy będą tu i ówdzie dawać o sobie znać, jednak czyniły to wyjątkowo rzadko. – Mietek… Mietek chyba się na mnie śmiertelnie obraził – powiedział Maciej z wypiekami na twarzy. – Może nie powinienem mu tego mówić…- To znaczy czego? – nie rozumiał Sebastian. – A, bo ty też nie wiesz – odpowiedział Maciej i tępo bawił się gałązką koperku. – Czego nie wiem? – zdenerwował się Sebastian. Zatajanie ważnych spraw nie było w zwyczaju mieszkańców domu przy Grunwaldzkiej, tu zaś w sposób oczywisty chodziło o coś ważnego. Mietek pierdołami się nie przejmował.- Bo… Wiesz… No bo ja…Sebastian podszedł do Macieja i chwycił go za dłoń. Była gorąca, mimo masywności ręki czuł pulsowanie krwi. – Spokojnie… – Bo… Jutro jedziemy do Marciszowa, prawda? – Niezaprzeczalnie – odparł Sebastian – chyba że coś się zmieniło w tak zwanym międzyczasie.- Nie, nic się nie zmieniło – westchnął Maciej. – Tyle że…Sebastian czekał w napięciu na informację. Czemu ten chłopak tak zwleka? Co się dzieje?- Bo widzisz, Seba… My się z Melanią zaręczamy. Jeśli informacje mają moc rażenia, ta należała właśnie do tej kategorii. Owszem, Maciej i Melania lubili się, często do siebie dzwonili, Melania przyjeżdżała na weekendy ale, zdaniem Sebastiana, więcej w tym było przyjaźni niż miłości. Nawet nie był pewny, czy doszło już do czegoś poważniejszego. Był na tyle ufny w swoje dobre relacje z Maciejem, że nie przypuszczał, w przeciwnym przypadku na pewno by coś wiedział. Ale teraz, kiedy tak znienacka spadła na niego ta informacja, niczegojuż nie był pewien. – Jak to zaręczacie się? A Marta Wie? A Romuald? – Jeszcze nie. W ogóle jesteś drugi, który o tym wie, przed Mietkiem wygadałem się przez przypadek.- Jak to?- Powiedziałem, że kupuję pierścionek zaręczynowy. No i się zaczęło… Mietek wybiegł z domu w pięć minut i jeszcze do tej pory się nie pojawił, co zresztą widać.
Już się zaczynam bać…Sebastian nie przyznał się, że on także. Mietek co prawda był odpowiedzialny,m czy jednak jego odpowiedzialność wytrzyma z takim ciosem? Bo zaręczyny definitywnie kończyły jakiś etap w ich wspólnym życiu. I to właśnie Mietek był tym, który został na lodzie. A że zawsze był raptus, zareagował w typowy dla siebie sposób…- Kiedy to było?- A koło czwartej, kiedy jechałem na miasto, właśnie po ten pierścionek. Nie mogłem nawet go zatrzymać, wiesz, jaki jest Mietek. Boję się, by nie zrobił jakiegoś głupstwa.To wszystko miało wyglądać inaczej, na spokojnie no i nie tutaj. Ale się narobiło…Sebastian miałby sporo pytań, które wcześniej czy później i tak zada, na razie jednak absorbowało go zupełnie co innego. Mietek może był i wesoły i beztroski, ale w ciężkich sytuacjach nie radził sobie, tu odstawał od swego przyjaciela na milę. – To co, czekamy? – zapytał Maciej spoglądając wymownie na zegar. Była północ. – Ja wiem, czy jest sens? Przecież samo siedzenie nic nie da, od tego nie przyjdzie aniwcześniej ani później. „O ile przyjdzie w ogóle” – dodał w myślach. – Są w tym domu jakieś papierosy? – zapytał. Od kilku miesięcy nie palił, Maciej nie cierpiał zapachu dymu tytoniowego, Mietek popalał po kątach ale nie więcej niż jeden, dwa na dzień o ile w ogóle palił. – Nie sądzę – odparł Maciej. Idziemy spać. Jedziemy pociągiem o dziewiątej.Sebastian nie miał ani siły ani sumienia pytać czy w takiej sytuacji wyjazd ma jakikolwiek sens. Sam gotów był zostać na Grunwaldzkiej i czekać tak długo aż Mietek się zjawi. A jeśli nie – rozkręci machinę przy pomocy swoich znajomych. Policja, pogotowie, znajomi, wszyscy święci… Była już pierwsza, kiedy Sebastian wyłączył komputer i zdecydował się położyć. Jeszcze tylko zrobił rundkę po domu, sprawdził drzwi wejściowe, okna. Od czasu pamiętnych wypadków nie umiał inaczej. Do pokoju Macieja bał się wejść, tyle co przyłożył ucho i usłyszał cichy płacz.
Sebastian zasypiał już, gdy obudził go łomot w odległej części domu. Nieprzytomnym wzrokiem popatrzył na radiobudzik, który pokazywał dwadzieścia po drugiej. „Mietek nie szarpałby się aż tak” – pomyślał nakładając spodenki. Tymczasem łomot rósł na sile, a do tego dochodziły jakieś odgłosy przypominające ludzką mowę, tyle że dość mało zsynchronizowaną z rzeczywistością. Gdy przechodził przez kuchnię, prawie wpadł na Macieja. Żaden z nich nie zapalił światła,więc niemalże wpadli na siebie. – To brzmi jak policja – powiedział Maciej, włączając światło w kuchni. – To na pewno nie Mietek, przecież otworzyłby sobie drzwi kluczem – rzucił Sebastian wchodząc do korytarzu. Nie przypuszczał, że Maciej zamknie drzwi na łańcuch. Łańcuch zamontowano po pamiętnych włamaniach, jednak używano go sporadycznie, głównie dlatego, że zacinał się i nieraz trzeba myło kilku minut aby go odblokować. Tak naprawdę powinien być wymieniony… Gdy uporał się już z łańcuchem, otworzył drzwi i dosłownie skamieniał. Na progu stały dwie osoby słusznego wzrostu, ten zaś, który stał w środku, ledwie się słaniał nanogach i gdyby nie mocne ramiona towarzyszących mu mężczyzn, pewnie rozłożyłbysię na miejscu. – Przynieśliśmy Mieczysława Rudzkiego – powiedział ten po lewej. – Jak to przynieśliście? – zdziwił się Sebastian. – Przez większą część drogi trzeba było go nieść – uzupełnił ten po prawej. – Trochę uszkodzony, ale w jednym kawałku. Przekazanie Mietka odbyło się prawie bez przeszkód, odprowadzający go towarzysze pożegnali się i zniknęli szybko w ciemności słabo oświetlonej Grunwaldzkiej. – Weź go jakoś przytrzymaj, będziemy musieli coś z nim zrobić – powiedział Sebastian. – A jedzie z niego jak w gorzelni. Sebastian nie przypominał sobie by któryś z nich kiedykolwiek urżnął się w trupa. Owszem, bywali na różnych imprezach, czasem i tu pojawiała się butelka wina do obiadu albo jakieś piwo późnym popołudniem pod rozłożonym w ogrodzie parasolem, wszystko to jednak miało jakieś ramy. Sebastian nigdy nie przypuszczał, że zobaczy któregoś z nich w stanie wykluczającym jakąkolwiek używalność. Tymczasem nie bez trudu przetransportowali Mietka do kuchni i umieścili na krześle. – Coś trzeba by z nim zrobić, ale co? – zastanawiał się na głos Maciej. – Jedno jest pewne – mamy przegwizdane do rana – odparł Sebastian. – A co dalej, nie wiadomo. – Wiadomo, pojedziemy do Marciszowa. Nie zamierzam rezygnować z oświadczyn tylko dlatego, że Mietek schlał się jak świnia. – Sam… jesteś… świnia – wybełkotał Mietek i wykonał taki odruch wymiotny, że Sebastian zerwał się i pobiegł po miskę do łazienki. – O, mówi – w głosie Macieja zabrzmiała nutka złośliwości.- Podejrzewam, że niewiele więcej powie – odparł Sebastian i gorączkowo myślał, co zrobić. Mietek nie nadawał się do położenia go do łóżka, w ogóle nie nadawał się do niczego. Sebastian miał co prawda przygotowaną naprędce mówkę umoralniającą, jednak musiał ją odłożyć na zaś. – Przydałoby się go wykąpać, może trochę otrzeźwieje. Maciejem miotały zupełnie sprzeczne uczucia. Bynajmniej nie czuł się winny, już dawno postanowił, że będzie izolował Mietka od wszystkiego, co dotyczy jego związku z Melanią. W żadnym wypadku nic dobrego by z tego nie wynikło. Z targających nim uczuć dominował strach, miłość i wściekłość. Tylko jedno z nich mogło pomóc w zajmowaniu się sztywnym Mietkiem, tyle że akurat dominowała wściekłość. – Rozbierz go jakoś a ja napuszczę wody do wanny – zarządził Sebastian i szybko czmychnął do łazienki. Maciej westchnął i niechętnie zbliżył się do przyjaciela. Silny zapach alkoholu odrzucał go, ale dzielnie zagryzł wargi i zabrał się za rozpinanie koszuli. – Ma… Maciora… czemu jesteś taka … pizda – bełkotał Mietek chwiejąc się na krześle.Maciej, któremu zaczynały już napływać łzy do oczu, nie odpowiedział, tylko systematycznie ściągał kolejne części odzieży, wszystkie przesiąknięte papierosowymdymem i odorem alkoholu. – No, kąpiel naszykowana – usłyszał głos Sebastiana. Mietek był prawie rozebrany, w samych kąpielówkach. Dbając o koordynację ruchów, wzięli go pod bark i zaciągnęli do wanny. – Łap za nogi, ja chwytam barki – zakomenderował Sebastian. Po dwóch próbach podczas których Mietek walnął głową najpierw o brzeg wanny a następnie o kran, wciągnęli go do wanny. – Trzeba było głową w drugą stronę – zauważył Maciej. – Nie, zaraz będzie cucenie – odpowiedział Sebastian i, umieściwszy głowę Mietka pod kran, puszczał na niego to zimną, to gorącą wodę. – Weź tymczasem go umyj – zwrócił się do Macieja, który stanął w drzwiach i bacznieobserwował Mietka. – Ja? – Nie mów, że się brzydzisz… Ale była to prawda. Maciej poczuł nagłą ogromną niechęć do ciała pływającego w wannie. Jakby to nie Mietek, ktoś zupełnie z innej planety. Jednak zmusił się i, krzywiąc się i pocąc, sięgnął po gąbkę i mydło. „Co się ze mną dzieje”? – zastanawiał się, prawie ze wstrętem dotykając ciała, które kiedyś gryzł, całował, tulił. Mężnie dotrwał do końca ablucji, jednak omijał Mietkowe narządy płciowe, które teraz nie wywoływały w nim niczego więcej niż repulsji. – A reszta? -zapytał Sebastian, widząc, że Maciej konsekwentnie omija tę część ciała.- Weź go ty umyj… – powiedział i wyszedł z łazienki. Sebastian westchnął tylko i dokończył kąpanie. Jednak mniej zastanawiał ,go Mietek niż Maciej. Mietek jego zdaniem zareagował zupełnie prawidłowo – dowiedział się, że traci przyjaciela i najzwyczajniej w świecie poszedł się urżnąć, niejeden zrobiłby tak na jego miejscu. Maciej natomiast jakby przyhamował, jakby coś go blokowało. Jeszcze do niedawna wydawało się, że ten związek będzie trwać wiecznie, niezależnie co się stanie, teraz to wszystko w widoczny sposób zaczęło się walić. „Chwilowy kryzys czy ostateczny upadek?” – zastanawiał się, szamocąc się z Mietkiem, który nieco oprzytomniał i uparł się, że resztę wieczoru spędzi w wannie. – Nie, z Maciorą spać nie będę – powiedział zdecydowanie i zaparł się nogami. – Mietek, na litość boską, już trzecia – zdenerwował się Sebastian. Jeśli chcą wyjechaćo jakiejś sensownej godzinie, powinni już dawno spać. – Nie wiem na którą zajedziemy do Marciszowa…- Chromolę – powiedział podniesionym tonem Mietek. – Nie jadę do Marciszowa, zostaję tu. Sebastian zdrętwiał. Takiego wyjścia w ogóle nie brał pod uwagę, ciężko to będzie wytłumaczyć Marcie. Romuald pewnie zrozumie, ale Marta zacznie zastanawiać się, dochodzić, drążyć, deliberować. Z dwojga złego już lepiej, by on, Sebastian nie pojechał niż Mietek…- Dobra, pogadamy rano, a teraz wyłaź z tej wanny, do ciężkiej cholery… Wykąpany, osuszony i prawie przytomny Mietek siedział w kuchni i sączył gorącą herbatę przygotowaną przez Sebastiana. – Gdzie go położymy? – zapytał Maciej. – I od razu zaznaczam, że nie w moim pokoju. – No u mnie jest tylko jedno łóżko a ktoś musi go pilnować. Co prawda nie wymiotujeale może zacząć, sam wiesz, że to mało bezpieczne… Sebastian po cichu liczył, ze Maciej nie będzie stawiał żadnego oporu, tu spotkała go jednak przykra niespodzianka. Tym przykrzejsza, że to, co tylko podejrzewał, stawałosię coraz bardziej realne i zwiastowało zupełną zmianę sytuacji w dotąd przyjaznej willi na Grunwaldzkiej. A teraz, jak zacznie jeździć do Leszna, być może straci całkowicie kontrolę nad wydarzeniami. Tylko tego brakowało… Piętnaście po trzeciej to dość nieodpowiednia godzina na wyjaśnianie takich rzeczy. Poczekał aż Mietek dopije herbatę i zaprowadził go do dużego pokoju.- Mówiłem, żebyś zostawił mnie w wannie – powiedział Mietek. – Chyba zwariowałeś…- Nie, nie zwariowałem. W ogóle muszę to przemyśleć. – Tylko używaj w tym celu mniej alkoholu – pouczył go Sebastian. – Dasz radę dojść owłasnych siłach do pokoju? – Może dam – odparł Mietek, po czym odepchnął Sebastiana i godnym krokiem ruszyłw kierunku salonu. Zapomniał jednak, że w drzwiach wejściowych jest próg i rozłożył się na nim jak długi. Mimo swego niewysokiego wzrostu – wszystkiego metr sześćdziesiąt pięć – nie był w stanie zapanować nad osłabionymi kończynami. – Czy kiedyś będzie można tu zasnąć, do ciężkiej cholery? – usłyszał za sobą poirytowany głos Macieja. – Weź zrób z nim cokolwiek, nie wiem, uśpij, wyprowadź, możesz nawet przyłożyć mu w pysk, tylko dajcie mi spać! – te ostatnie słowa wyrzucił z siebie prawie krzycząc. Sebastian nie spodziewał się takiej reakcji, jeśli w ogóle o czymś w tym momencie pomyślał to tylko o tym, że i on chce mieć spokój, którego w najbliższym czasie na pewno nie zazna. – Matka, słuchaj, jest sprawa – perorował Sebastian, usiłując przekrzyczeć trzaskanie garnkami przez Mietka, interwencję Macieja i radio, które nie wiedzieć dlaczego grało wyjątkowo głośno. Jedynie Ciapek zachowywał olimpijski spokój śpiąc na lodówce. Przywykł już to tego porannego gwaru, zresztą gdy chłopcy byli młodsi, bywało jeszcze gorzej. -To znaczy?- Wiesz może co się kupuje na zaręczyny? No prezent jakiś, cokolwiek. – No chyba pierścionek. Zaręczasz się i nie wiesz co kupić tej…Matka Sebastiana nigdy nie zaakceptowała Marii, toteż on sam trzymał swą rodzicielkę z dala od tego tematu i nie poruszał go zupełnie. Od czasu pamiętnego wtargnięcia do mieszkania Jadwiga nie widziała dziewczyny syna i konsekwentnie nie poruszała tego tematu.- To nie ja – zirytował się Sebastian. – I aż taki głupi nie jestem. – No ja myślę – odetchnęła Jadwiga. – To możesz mi powiedzieć, kto się zaręcza? Ktośz twoich kolegów?- Mietek, palisz! Uważaj choć trochę! – krzyknął Sebastian i już do słuchawki powiedział – Maciej z Melanią. Z drugiej strony zapanowała cisza. Jadwiga, która miała zawsze dwa zdania na każde jedno Sebastiana, straciła na chwile zdolność wysławiania się. – Jak to się zaręczają? Muszą? – Nie wiem czy muszą, w tej chwili wszystko jedno, do zaręczyn pozostało kilka godzin a ja nie mam żadnego prezentu – odparł zirytowany, bo hałasy w kuchni znów nasiliły się, kiedy Maciej zaczął ingerować w przygotowanie śniadania. Z tonu ich głosów wywnioskował, że sytuacja między nimi wcale nie była lepsza niż wczoraj. – Ale jak to? Melania dopiero co zdała maturę a Maciek studiuje… – Maciek był jej oczkiem w głowie od samego momentu poznania. – Mają jeszcze czas. – Teraz nie będziemy rozważali czy mają czas czy nie a za niecałą godzinę mamy pociąg – Sebastian był coraz bardziej wnerwiony. Wiedział, że matka zdolna jest do półgodzinnego roztrząsania każdego wydarzenia, które ją drażniło, denerwowało czy w jakikolwiek sposób działało na nią inaczej. – Mam prośbę, idź do miasta, kup coś i za trzy godziny bądź na dworcu głównym. Tylko nic drogiego. Oddam ci pieniądze. I mam nadzieję, że będziesz chciała się dołożyć – zakończył słodko i przymilnie. – Ty jednak jesteś bezczelny. Nie mogłeś mi o tym powiedzieć wczoraj?- Wczoraj to najpierw nie wiedziałem a później reanimowaliśmy Mietka.Niepotrzebnie to powiedział, bo zaspokoić ciekawość Jadwigi było zazwyczaj bardzo trudno. – Dobra, matka, później pogadamy boi tu się dzieją rzeczy nieziemskie… – zakończył rozmowę, i już nie usłyszał pytania co się stało z Mietkiem, Zresztą, lepiej, by nie wiedziała, alkoholowy wybryk to nie jest coś, czym należałoby się chwalić. „Jak na złość wszyscy uparli się, by w ten sobotni ranek jechać w góry” – wściekał sięw duchu Sebastian, przeciskając się przez tłumy podróżnych. Nikomu z nich nie przyszło do głowy, ze ten weekend to zmiana turnusów na wczasach i koloniach i pandemonium było nieuniknione. Ich pociąg do Wrocławia był przepełniony, ledwie udało im się wcisnąć. Większość pasażerów miała ciężkie bagaże, wątpliwe, żeby zrobiło się luźniej w Mosinie czy nawet Lesznie. Z trudem dodarli do środka wąskiego korytarza w wagonie z przedziałami. Maciej wyciągnął jakąś partyturę i z miejsca oddał się lekturze, Mietek ostentacyjnie umieścił się w najdalszym możliwymmiejscu od Macieja, wyjął dla odmiany kodeks karny z komentarzem, po czym usiadłna plecaku, odwracając się tyłem do swych współtowarzyszy. Zrobił to tak wymownie, że Sebastianowi zrobiło się przez moment przykro. Jeśli liczył na to, że poranek okaże się mądrzejszy od wieczoru, to srogo się zawiódł na własnej intuicji. Dodatkowo byli w przedziale dla niepalących i zaczynało go coraz bardziej ssać. Nie miał ochoty na lekturę, nigdy nie lubił czytać w pociągu, toteż spoglądał to na Macieja to na Mietka. Niewiele się zmienili przez czas od kiedy ich poznał. Maciej sporo urósł, wzrostem przewyższał Sebastiana, a przy tym na szczęście nie utył za bardzo i za swą proporcjonalną twarzą, łagodnym spojrzeniem i bardzo łagodnymi rysami figury mógł nawet uchodzić za przystojnego. „Gdyby tak jeszcze zadbał o porządek na tej twarzy” – pomyślał Sebastian. Maciej od zawsze miał awersję do golenia i czynił to wtedy kiedy już naprawdę musiał. Natura nie postąpiła z nim łagodnie i nie miał szans na normalny zarost, wszystko to było bezładne, pojedyncze włosy wyrastały to tu to tam. Trzeba było golić i Sebastian miał nadzieję, że namówi Macieja jeszcze przed zaręczynami. Więcej drygu do dbania o swój wygląd miał zdecydowanie Mietek – codziennie starannie ogolony, choć z czystością rąk było u niego różnie. Obserwując go wciśniętego między okno a podróżnego z wielką walizą pomyślał, że niski wzrost może mieć jednak swoje zalety. Co prawda natura wynagrodziła go w innych rozmiarach, nawet tego nie był w stanie wyeksponować w standardowym ubraniu. Z tamtych lat pozostały mu odstające uszy, zadziorny wzrok iświdrujące spojrzenie. Obaj chłopcy, już jako przyrodni bracia bez większych problemów przeszli szkołę, zdali maturę dostali się na studia i poza poprawką Mietka z prawa rzymskiego wiodło im się tam całkiem dobrze. Maciej co prawda porzucił marzenia o karierze pianistycznej, skupiając się na komponowaniu i dyrygenturze. W sumie można było być z nich zadowolonym, gdyby nie te ostatnie wydarzenia… A Sebastian był przekonany, że to dopiero preludium do dalszych wydarzeń i to wcale nie wesołych. Dodatkowo od października będzie z nimi mieszkała Melania, która dostała się na studia na poznańską Akademię Medyczną. Może faktycznie najlepiej będzie, jak wyprowadzi się do Leszna? Tłok na wrocławskim dworcu głównym był jeszcze większy niż w Poznaniu, czasu naprzesiadkę niewiele i Sebastian z coraz większym zniecierpliwieniem rzucał wściekłe spojrzenia na boki. Czyżby matka zrobiła go w konia? Na dodatek Mietek pognał przodem, klapkowe rozkłady jazdy były uszkodzone, głośniki bełkotały tak, że możnabyło wychwycić co trzecie słowo… Wrocławski dworzec na szczęście ma swą własną logikę, nieobcą dla kogoś, kto tak jak Sebastian niemal wychowywał się w jego pobliżu.- To prawie na pewno będzie czwarty peron – zakomenderował i zeszli do zachodniego przejścia między peronami. – Matki dalej nie widać? – krzyknął Sebastian do Macieja.- Nie!Dworcowy zegar wskazywał dwie minuty przed odjazdem pociągu, gdy dobili na peron. Pociąg do Szklarskiej Poręby już czekał, równie zatłoczony jak ten poprzedni. Dyżurny już dawał znak lizakiem, kiedy wcisnęli się do zatłoczonego wagonu elektrycznego składu. „Chromolę” – pomyślał Sebastian. Zastanawiał się, czy nie przystopować zamykających się drzwi nogą, ale co by to dało? Jeszcze mandat by wtrynili. – Widzieliście gdzieś matkę? – zapytał kiedy pociąg opuszczał już kryty hol wrocławskiego dworca i wjeżdżał do coraz gorętszego miasta. – Nie – odpowiedzieli obaj zgodnie, po czym popatrzyli na siebie spode łba i zwrócili wzrok w różne strony. Sebastian coraz bardziej walczył z duchotą i smrodem wagonu.O ile poprzedni pociąg był czysty a uchylone okna dawały ożywczy wiew, teraz stali w zatłoczonym korytarzu bez żadnej wentylacji. Sebastian czuł ciśnienie w skroniach i zawartość żołądka podjeżdżającą do gardła. Ciągle jeszcze płacił zdrowiem za wydarzenia w Niemczech. „Kiedy ten koszmar się skończy”? – myślał coraz bardziej nerwowo, to mierząc sobie tętno, to ocierając pot.- Źle się czujesz? – zapytał Maciej.- Nawet jeśli, to i tak musimy dojechać…Jadwiga znalazła się nagle i zgodnie z przypuszczeniami Sebastiana na dworcu w Marciszowie. – Jechałaś na gapę? – zapytał Sebastian z udanym potępieniem w głosie. Teraz, kiedy uwolnił się od koszmaru dusznego pociągu, wszystko go wprawiało w dobry humor. – Nie, w Wałbrzychu konduktor wypisał mi bilet. – Od Wałbrzycha? – Nie, od Wrocławia, przecież nie będę oszukiwała kolei…- W takich warunkach to powinni wozić za darmo. – Masz tu i idźcie już – powiedziała Jadwiga wyciągając rękę z reklamówką. Prezent nie był imponujących rozmiarów, sądząc po wielkości torby. – A pani? – wpadł w słowo Maciej.- Pojadę pierwszym lepszym pociągiem do Wrocławia, co mam robić? – To już niech pani idzie z nami, przynajmniej będę miał z kim rozmawiać i nie będę musiał patrzeć na tę żenadę – powiedział Mietek celowo rzucając złośliwe spojrzenie w kierunku Macieja, w taki sposób, że było to czytelne dla wszystkich. Jadwiga już miała na końcu języka pytanie, na szczęście w tym momencie podjechała furgonetka izatrzymała się z piskiem opon. Jeszcze zanim Romuald wyskoczył z auta, Maciej szepnął coś do ucha Jadwigi. – No, Melania, już sobie wyobrażam, jak będziesz kroiła te penisy w prosektorium – powiedział Mietek obserwując jak siostra przygotowuje mizerię. – Ty się lepiej bój, żeby oskarżony nie dal ci w pysk – odcięła się Melania. – No ale myślę, ze do skarbu mojego przyjaciela będziesz się jednak dobierała delikatniej – dodał w momencie, gdy Melania zaczęła szatkować ogórki. Do tekstów Mietka dawno przywykła a teraz dodatkowo zaczęła dostrzegać, jakie one były infantylne. – Ty się lepiej zatroszcz, by twoim skarbem się w ogóle ktoś zainteresował. Skończ już, Mietek, tę błazenadę, czas dorosnąć. – Zobaczymy, kto jest bardziej dorosły – powiedział Mietek zaciętym głosem i opuściłkuchnię. Gdy już wynoszono stoły do ogrodu, a potrawy doświadczały ostatnich pieszczot, przed leśniczówkę zajechał czarny mercedes, z którego wysiadł doktor Hurwicz. Otworzył tylne drzwi, wyciągnął z niego duże, białe pudło, trzasnął drzwiami i wolnoruszył w stronę budynku. – Kogóż tu widzimy, proszę, proszę – powiedziała Marta, która obserwowała tę scenę przez okno, jednocześnie doprawiając bigos. Jednak ani ona ani nikt z obecnych w kuchni nie zauważył zmieszania matki Sebastiana. Jej stosunki z Hurwiczem były dość skomplikowane, po krótkim romansie doktor rzucił się do ratowania resztek tego, co zostało z jego rodziny, jednak Sławka tak naprawdę nie zaakceptowała tego rozwiązania, wiedząc jednak, że jest najlogiczniejsze i jedyne możliwe. W ciągu ostatnich dwóch lat spotkali się może trzy razy i to zawsze w sytuacjach sprokurowanych przez Sebastiana, ponadto każde z tych spotkań okupiła godzinami zchusteczką i kilkudniową chandrą. Spotkanie Hurwicza dziś i w takich okolicznościach nie mieściło się w żadnych planach i zaczęła powoli żałować swej pochopnej decyzji. – No, Sławeczka, jak się cieszę, że cię widzę – Hurwicz zaczął rundę powitań właśnie od niej, zaraz po tym jak odłożył pudło na bok. Sławka po chwili walki z samą sobą popatrzyła uważnie w jego oczy i wyczytała w nich szczerość tej deklaracji. Nie zareagowała w momencie, gdy Stanisław trochę za długo celebrował powitalny pocałunek w policzek. – Młodym się na żeniaczkę zebrało? A niech się żenią, w grupie zawsze raźniej – Hurwicz roześmiał się, witając się, już nie tak czule, z Martą. – Tak, szkoda tylko, że rodzice muszą się dowiedzieć jako ostatni… Scenę powitań przerwał Mietek, pojawiając się w kuchni z wielkim koszem drzewa na opał. Już pobieżny rzut oka wystarczyłby, by zauważyć czerwone, napuchnięte oczy. Zdając sobie sprawę ze swego wyglądu, chłopak przemknął bokiem przez kuchnię i pieczołowicie zajął się dokładaniem do pieca. – Mietek, ja już nic nie będę gotować, tylko drewno tracisz – upomniała go Marta. Jednak i ona zwróciła uwagę na to, że jej synem jest coś nie tak. Płaczący Mietek? Ostatnio zdarzyło się to, kiedy miał cztery lata. Nawet burzliwy okres szkolny jej syn przeszedł bez uronienia nawet łezki. I mimo, że nie o wszystkim wiedziała, założyłaby się o każde pieniądze. Tym bardziej ten niecodzienny widok ją zaniepokoił. Na pewno coś musiało się stać, tylko co? Od razu odrzuciła myśl, że to sprawa studiów. Mietek frunął przez uniwersytet jak łabędź przez staw, zaliczając kolejne egzaminy na pięć i zdobywając nagrody rektorskie, podsobni zresztą jak Maciej. Pieniądze również nie wchodziły w grę, nie płacze się dla pieniędzy. Marta doszła do wniosku, że ten stan Mietka musi mieć coś wspólnego z zaręczynami Maćka i Melanii, a myśl ta wpadła jej do głowy w momencie, kiedy zdejmowała z pieca gar z bigosem. Była tak zaabsorbowana myślami, że mało nie upuściła go na podłogę. – Mama, może byśmy to najpierw zjedli? Możesz najwyżej porozrzucać po podłodze te resztki, które zostaną – powiedział Romuald, który wyłonił się z salonu. – Coś tak zbladła? Źle się czujesz? – Nie, nic – bąknęła, dalej owładnięta przez własne myśli. Na pewno ni chodzi o Melanię, jej los był Mietkowi głęboko obojętny od momentu, gdy tylko przyszła na świat. Pozostało tylko jedno rozwiązanie. Coś jest takiego między Mietkiem a Maciejem, o czym nigdy nie wiedziała. – No więc… Co ja chciałem powiedzieć… – Maciej stał przy stole i skwapliwie unikał wzroku wszystkich siedzących. No… W tym momencie złapał się na tym, że w ogóle nie przygotował się do tej chwili. A przecież było tyle czasu… – Tak, chcę być twoją żoną – powiedziała głośno Melania – bo pewnie o to ci chodziło? – Nie, Maciej chciał poinformować o najnowszych sondażach politycznych – powiedział Mietek ze złośliwym uśmiechem, natychmiast spiorunowany wzrokiem przez Martę. Ta jednak nie miała za złe Mietkowi tej uwagi, biorąc ją za dobry objaw,że jej syn wraca do siebie. – Tak, właśnie… – Maciej poczerwieniał z wrażenia i wbił oczy w ziemię. – Gorzko, gorzko, gorzko – towarzystwo przy stole zaczęło skandować, by pokryć zmieszanie Macieja, którego sytuacja zdawała się przerastać. I to jego, który tremy pozbył się już bardzo dawno na koncertach. Odwracając się nieco od widoku publicznego ujął Melanię za pas, przycisnął mocno do siebie i pocałował z pasją. Nawet nie speszyły go gromkie brawa zaraz po tym, jak usiedli.- Musisz jeszcze sporo trenować – rzucił Mietek. Bał się tego momentu, bał się tego, że będzie świadkiem jawnej zdrady i nie będzie mógł nic z tym zrobić, tymczasem zniósł to lepiej, niż przypuszczał. – Przecież nie ciebie całował – odcięła Melania. – I może byś tak przestał przesadzać ztym winem? Pijesz już trzeci kieliszek, podczas gdy jeszcze nikt nie skończył pierwszego…- Czy wy naprawdę tak musicie nawet w taki dzień? – zirytowała się Marta, nie wiedząc, kogo ma obsztorcować pierwszego. Melania co prawda przegięła, ale zaczął,jak zwykle, Mietek…- Może byśmy tak wznieśli toast za zdrowie naszej młodej pary – usiłował ratować sytuację Romuald, patrząc groźnie na syna. – Jeszcze nie pary – zaprotestował Mietek. Młodą parą będą dopiero po ślubie. A do tego czasu w oddzielnych pokojach i rączki na kołdrze… – Żebym ja ci nie kazał przypadkiem trzymać rączek na kołdrze – zirytował się Romuald, choć wymiana ciosów przybrała charakter bardziej ironiczny niż złośliwy, atowarzystwo przy stole reagowało uśmieszkami. Wszyscy przy stole doskonale wiedzieli o animozjach między rodzeństwem i nikt nawet nie przypuszczał, że Mietekcelowo chce siostrze i przyjacielowi zohydzić ten dzień. Zresztą, wraz z kolejnymi toastami atmosfera przy stole poprawiała się coraz bardziej. – A w ogóle to mamy tu do czynienia z aktem przestępczym i kto wie, czy nie będę musiał natychmiast po tej imprezie zawiadomić prokuratury – oświadczył w pewnym momencie Mietek. – Jakim akcie przestępczym? – zirytowała się Marta. – Kazirodztwem. Przecież formalnie Maciej i Melania są rodzeństwem – oświadczył Mietek z cynicznym uśmiechem. – Po pierwsze, Maciek jest przysposobiony, prawniku za dychę – sprostował Romuald.Mimo, iż przysposobienie formalnie trwa całe życie, było to przysposobienie niepełne, wykluczające formalne pokrewieństwo. Oznaczało to, że nie istnieją żadne przeszkody uniemożliwiające wzięcie ślubu między Maciejem a Melanią. Romuald nie omieszkał powiedzieć tego na głos. – Może i tak – nie dawał za wygraną Mietek – ale jeśli nie zrobię tego ja, to zrobi to ktoś inny. Sami wiecie, jacy są ludzie, będą drążyć i dociekać. Zrobi się smród…- To może wyprałbyś tak skarpetki? – odcięła Melania, którą Mietek zaczynał powoli drażnić. – Mietek ma sporo racji – wziął go niespodziewanie w obronę milczący dotąd Hurwicz. – Cieszcie się, że mieszkacie na Dolnym Śląsku, a nie na przykład w Małopolsce czy na Podkarpaciu. Tam ludzie by was zlinczowali, takie to wszystko bogobojne a przy tym mściwe. Miałem tam kiedyś praktyki i wspominam to jako największy koszmar. Tu ludzie są zupełnie inni. – Widziałem niedawno taki film, chyba miał tytuł „Zmowa”, czy jakoś podobnie – wtrącił się Sebastian. – Oparty na prawdziwych wydarzeniach. Idealnie pokazuje charakter i mentalność tych ludzi. Tępota, zacięcie, bezwzględność. Tak, wiem, że nienależy generalizować,ale po czymś takim za żadne skarby nie osiedliłbym się w tamtych stronach.Impreza nabierała rumieńców. Tylko Sebastian zwrócił uwagę na to, że o ile nastrój Mietka poprawiał się z każdym wypitym kieliszkiem, o tyle Macieja – odwrotnie proporcjonalnie. Stawał się coraz bardziej małomówny, wręcz markotny. Nie zmienił tego nawet wspólny koncert; Maciej grał co prawda poprawnie i uważnie, również z powodu wypitego alkoholu, jednak Sebastian znał go na tyle, że wiedział, iż wszystkie uśmiechy to tylko maska i pozory. W pierwszej sprzyjającej chwili odciągnął go na bok.- Co się dzieje? – zapytał, gdy, wymówiwszy się krótką przechadzką, znaleźli się już poza radarem uszu. – Nic, naprawdę… – Mnie nie oszukasz – Sebastian ujął w swe ręce dłonie Macieja. – Gadaj mi tu, jak na spowiedzi. – No wiesz… Nie wiem jak ci to powiedzieć. Zresztą, powinieneś się domyślić. – Maciej najwyraźniej unikał postawienia sprawy wprost. – No nie wiem, a domyślam się bardzo wielu rzeczy, pewnie bez związku z tematem. – No bo… Obiecałem Melanii, że dziś będzie nasz pierwszy raz. I teraz…Sebastian miał ochotę zareagować śmiechem, jednak doskonale wiedział, że pogorszyłoby to tylko sytuację. Rozejrzał się dokoła i wypatrzył dorodny pniak, na który zaciągnął Macieja dając sobie chwilę do namysłu. – To znaczy… że wy do tej pory nic? – zapytał ze zdumieniem, gdy już usiedli. Maciej nawet niespecjalnie przejął się, że kilka godzin temu włożył nowiutki garnitur. – Przecież wiesz, jak wygląda sprawa. Ja całe życie tylko z Mietkiem…- Ależ upłynęło ci tego życia… Przecież coś czujesz do niej, prawda? Nawet nie musisz mi odpowiadać, to masz wypisane na twarzy – zastrzegł, mimo, że Mietek pokiwał głową. – No to o co chodzi? Chcesz instrukcję obsługi? Trochę za późno, boję się, że w tyn domu nie ma żadnych pornosów. – Ty sobie robisz podśmiechujki a dla mnie to poważny problem. Ja… nie wiem, czy akceptuję to wszystko, co ona ma w środku. Boję się, że jak ona się rozbierze, to będzie mnie to trochę brzydziło… Nie wiem, jak to inaczej opisać. Słyszałem, że i zapach jest jakiś inny, no wiesz… – ciągnął Maciej. Sebastian wiedział, że gdyby nie ilość wcześniej wypitego alkoholu, do tej rozmowy w ogóle by nie doszło. – To już stałoby się bardzo dawno, gdyby nie mój opór. Teraz nie mam już żadnych wymówek, bo z gadaniem o ślubie nie będę się wyrywał. Jednak dalej powtarzam, że ją kocham i chciałbym, żeby byłą moją żoną. Nie pozwoliłbym innemu za nic w świecie. Sebastian westchnął z ulgą. Jednak mimo wszystko wygląda na to, że z tej mąki będzie jakiś chleb a może nawet coś jeszcze bardziej materialnego. – To może po prostu zamiast się martwić na zapas, po prostu spróbujesz? Nie pytając Hurwicza o instruktaż medyczny? – Kiedyś, kiedy jeszcze miałem praktyki na wsi – perorował doktor Hurwicz – przyszłado mnie młoda para i oświadczyła, że czeka na dziecko już trzeci rok i jakoś nie mogąsię doczekać. Tak patrzę, on wysoki, dorodny, jej też niczego nie brakowało, aż chciałoby się być niemowlakiem i ssać te cycuszki… – Hurwicz przerwał i pociągnął spory, głęboki łyk wina. – No to ja pytam, co takiego zrobili, by mieć te dzieci. A ona na to mi odpowiada: no jak to, i gniazdo bocianom wybudowaliśmy, świeżym sianem namoszczone, i nawet przylatują a tu nic…Towarzystwo gruchnęło głośnym śmiechem. – Pan doktor pewnie to sobie wymyślił – powiedział Mietek z przekąsem. – Jak można nie wiedzieć, co się robi żeby mieć dzieci? Ja już wiedziałem w trzeciej klasie…- I teraz sami widzicie, jakiego mam zdemoralizowanego braciszka – powiedziała Melania. – Jestem w stanie uwierzyć doktorowi – odezwał się Sebastian znad sałatki. – Pewno słyszeliście o takiej pisarce o nazwisku Barbara Cartland. Pisze romanse i takie tam – powiedział z niesmakiem. – Jest w księdze Guinnessa nawet przed naszym Kraszewskim. Od Courts-Mahler różni ją tylko to, że nie jest nazistką. Ale do rzeczy. Otóż pani Cartland zerwała swoje pierwsze zaręczyny, kiedy dowiedziała się szczegółów stosunku płciowego. Podobno nie mogła długo wyjść z szoku…- Widzisz Maciora? Ty się poważnie zastanów – powiedział Mietek głosem życzliwego przyjaciela. – Ja cię później z tej depresji wyciągał nie będę…- Czy wy naprawdę musicie tak świntuszyć? – zapytała z udanym oburzeniem Marta, wstała i zaczęła zbierać puste talerze ze stołu. – To już naprawdę nie ma innych tematów? – I pomyślałby kto, że mam taką świętą żonę – odezwał się Romuald. – Gdybym nie wiedział, co wyprawia się w naszej sypialni, to rzeczywiście uwierzyłbym, że Melanię i Mietka przyniósł bocian. Choć co do Mietka miałbym poważne wątpliwości. Marta spiorunowała męża wzrokiem i, nie wdając się w dyskusję, zebrała stertę talerzy ze stołu i poszła w kierunku tarasu. Słońce zaczęło powoli znikać za ścianą lasu, skąpane w pomarańczowo-purpurowej poświacie. Wieczór był ciepły acz nie gorący i zebrani przy stole bawili się w najlepsze. Sebastian ukradkiem obserwował Macieja, który zdążył już się przebrać w mniej oficjalną koszulkę i dżinsy. Romuald rzucił hasło ognisko, na które wszyscy mężczyźni wstali i poszli w kierunku odległego miejsca, gdzie zwykle urządzano ogniska i grille. Poza Maciejem. – Zostaw już to wino – powiedziała z wyrzutem w głosie Melania, kiedy jej narzeczony sięgał po butelkę. – Musisz być taki głupi jak Mietek? Ja bym go w ogóle nie dopuściła do tego ogniska, ni zauważyłeś, że on ledwie idzie? Było w tym trochę przesady, krok Mietka był może nieco chwiejny ale jeszcze w granicach normy. Maciej wolał nie podejmować tematu,nalazł sobie pół kieliszka i odstawił butelkę. – Co ty jesteś taki spity? – zapytała Melania podejrzliwie. – Nie jestem. Może trochę zmęczony – odpowiedział. – Najchętniej olałbym to całe ognisko i po prostu poszedł spać. – A wiesz, to dobry pomysł – ucieszyła się Melania. Chodź pójdziemy odpocząć. – Aby to ci odpocząć dadzą – odrzekł Mietek. – Słyszysz?Rzeczywiście od ogniska rozlegało się wołani. Maciej domyślał się, w jakim celu Melania chciała go ściągnąć do domu i przez moment cudownie ozdrowiał. – Dobra, pobawimy się chwilę z nimi. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Było już dobrze po północy, ognisko powoli dogasało, a ogień odpuścił. Zaczęło się zwykłe w takich warunkach przekomarzanie, kto ma gdzie spać. – Ja z Mietkiem – upierała się Melania. – Ona ma najwyraźniej ma wściekliznę macicy – powiedział Mietek nieco bełkotliwym głosem.- Mietek, do ciężkiej cholery, przestań w końcu! – nie wytrzymała Marta. – Czekaj, przypomnę ci to, kiedy to ty przywleczesz tu jakąś pannę? Mietek i pannę? – zdziwiła się Melania? – Znasz taką, która by go chciała? Bo ja nie. – Dajcie mi już wszyscy święty spokój – odpowiedziała coraz bardziej poirytowana Marta – i idźcie już spać, obojętnie gdzie, byleby szybko. Przez dobre pół godziny w domu panowało pandemonium. Romuald usiłował uciszaćnazbyt trzeźwego Mietka, Hurwicz upierał się, że pojedzie do Jeleniej Góry bo o tej porze policja nie będzie sprawdzała trzeźwości, na co nie chciała się zgodzić Sławka. Narta, odpędzając psy i koty usiłowała zaprowadzić elementarny porządek w kuchni aMaciej szukał szczoteczki do zębów, którą wsadził w nietypowe miejsce, tak, żeby wryło się w pamięć a następnie zapomniał. Późnij zrobiło się ciszej, a Melania ujęła Mietka za rękę. – Dobra, na nas już też czas. Towarzystwo zwolniło łazienkę, pójdę się umyć, potem ty. Śpimy w kancelarii.Maciej pomyślał z ironią, że jest to to samo miejsce, gdzie miał swój pierwszy raz z Mietkiem. Długo pielęgnował wspomnienia z tamtej nocy i nawet po sześciu latach nie były mu obojętne. D>o tej pory uważał, że była to jego najpiękniejsza noc w łóżku. Co prawda po niej nastąpiły inne, równie fajne, ale ta była nie do przebicia. Jak na ironię losu to właśnie pomieszczenie, które dla niego tyle znaczyło, będzie równieżmiejscem egzekucji. A jeśli o egzekucji mowa… – sprawdził w kieszeni, czy ma prezerwatywy. Wiedział, że tam są, ale sprawdzanie co jakiś czas uspokajało go, co prawda tylko częściowo ale jednak. Tymczasem Marta opuściła już łazienkę. Maciej przestraszył się. Teraz tylko on i…W łazience wziął szybki prysznic. Woda nie była już bardzo gorąca, najwyżej letnia, ale jeszcze dało się w niej umyć. Popatrzył uważnie na swojego członka. Był w półwzwodzie, ale daleko mu było do tej sprężystości, którą osiągał z Mietkiem. Czyli koniec, klapa, kompromitacja. Dotknął ręką klatki piersiowej; serce waliło mu tak mocno, że dłoń poruszała się w jej rytm. Długo celebrował zakręcanie kranu, odwieszanie ręcznika. Gdy stanął w drzwiach, poczuł silne:w zawroty głowy. – Coś taki blady? – zatroskała się Melania. – Nic mi nie jest – mężnie oświadczył Maciej i zgasił światło. Jednak ręka Melanii potrafiła zdziałać cuda. Pierwszy wstyd trwał tylko kilkanaście sekund. Bał się wyśmiania, głupich uwag, tego, co zawsze wygadywały dziewczyny, kiedy rozmowa schodziła na tematy intymne. Melania przyjęła go z całym dobrodziejstwem inwentarza i niemal z miejsca przejęła inicjatywę. Maciej na początku próbował sobie wyobrazić, że obok niego leży Mietek i wykonuje te wszystkie dziwne ruchy. Ale to nie działało, Mietek już dawno zrezygnował z tego co fachowo nazywa się gra wstępna i po prostu uzyskawszy domniemaną zgodę od razu zabierał się do roboty. Tu było zupełnie inaczej i, po przełamaniu pierwszych oporów,coraz bardziej mu się to podobało. – Ty też mnie rozgrzewaj – szepnęła mu do ucha Melania i było to pierwsze, co powiedziała tej nocy. Maciej nawet nie zdążył zareagować, kiedy jego ręka została doprowadzona w to miejsce, którego obawiał się jak najbardziej. W tym momencie poczuł, że nie ma po prostu za co chwycić, gdyby to był Mietek, od razu wiedziałby co robić… Ale za to umiał co innego, tu też powinno to wypalić. – Ej ty, zbereźniku, gdzieś się tego nauczył? -zapytała zaskoczona Melania, choć po głosie poznać, że spodobało się to jej. On zaś przypomniał sobie te pierwsze marzeniaw życiu, jeszcze przed Mietkiem. – Jestem gotowa – szepnęła Melania – a ty załóż płaszczyk. Nie od razu zrozumiał o co jej chodzi, ale już po chwili członek był okryty a on sam zaistniał w jej wnętrzu. I choć do bezpiecznego brzegu było jeszcze daleko, po raz pierwszy tego dnia poczuł się naprawdę spokojny. Gdy obudził się rano, początkowo nie wiedział,m co o tym myśleć. To wszystko było zupełnie inne od tego, co dotychczas robił w tej sferze, ale nie było wcale gorsze. Zwłaszcza, że mógł w każdym momencie liczyć na Melanię. Z Mietkiem było zupełnie inaczej, dla niego, gdy już był w środku, wszystko inne przestało się liczyć – przełączał się w tryb produkcyjny. Maciej nauczył się z tego czerpać przyjemność, aleokazało się, że można zupełnie inaczej – bardziej czule, delikatnie, z wyczuciem. Po tej nocy, która miała być takim „wszystko albo nic”, krokiem w tę lub tamtą stronę, czul się jeszcze bardziej skołowany. Bo w tym momencie powinien swojego najdroższego przyjaciela odstawić od piersi, a nawet od czegoś jeszcze i powiedzieć „radź sobie sam”. Tymczasem sam nie wiedział, czy skończy z Mietkiem. Czegoś mu jeszcze brakowało, niewiele ale jednak. Poza tym…. Wcale nie był taki pewny, że przestał go kochać. Co prawda ostatnie wyczyny przyjaciela wzbudzały w nim głęboki niesmak, ale, tak szczerze, jak on sam zareagowałby, gdyby to wszystko działo się z drugiej strony Mietek z jakąś babą? No właśnie. Wstał z łóżka i poszedł sobie zrobić herbatę. W kuchni siedział Sebastian i witał poranek kawą i papierosem, słuchając dziennika radiowego. Na jego pytające spojrzenie Mietek uśmiechnął się i pokazał kciuk skierowany w górę.

Scroll to Top