Takich dwóch jak ich trzech…

Wprowadzenie się Dominika do małego mieszkania na wrocławskim Kozanowie nastąpiło podwutygodniowym pobycie chłopca w szpitalu i odbyło się w zasadzie bez większych problemów.Przynajmniej na początku. Mieszkanie znajdowało się na dziesiątym piętrze wieżowca i dlaDominika, wychowanego całe życie w jednorodzinnym domku, był to spory szok. – Tobie się w głowie nie kręci, jak stoisz przy oknie? – zapytał Kamila. – A co ma mi się kręcić… Przyzwyczaisz się. Na razie jednak Dominik wybrał łóżko w głębi pokoju a do okna podchodził tylko w naprawdękoniecznych wypadkach, przyrzekając sobie, że o ile popatrzy jeszcze sobie przez okno, to nikt nizmusi go do wyjścia na balkon. Jednak przeszkoda numer dwa, która objawiła się późnympopołudniem, przebiła lęk wysokości, a nawet wszystkie inne lęki i obawy, jaki zrodziły się w nimpodczas ich przygód na Leśnicy. Mniej więcej o trzeciej po południu, kiedy obaj byli zajęci wnajlepsze urządzaniem kącika Dominika w pokoju, drzwi otworzyły się nagle i w na progu stanęłydwie postaci w wieku około ośmiu lat, bliżej niezidentyfikowanej płci, Oboje byli jednakowegowzrostu, z jasnymi, krótko ostrzyżonymi włosami. – Kto to jest? – zapytał ten po lewej stronie stanowczym głosem. – To jest Dominik – odpowiedział poirytowany Kamil. – I jak jeszcze raz wejdziecie bez pukania dopokoju, to wam nogi z dupy powyrywam. A teraz wyjazd stąd, pókim dobry – dodał równiepodniesionym głosem i ruszył w stronę drzwi. – Poczekaj aż mama wróci z zakupów – powiedziałten drugi. – Powiemy jak się wyrażasz i że nas straszysz. – Jeśli ten wyraz jest bardzo brzydki, to naprawdę dziwię się, skąd go znacie i kto go was nauczył -Kamil chwycił oba dzieciaki i stanowczym ruchem wygarnął za drzwi, które pieczołowici zamknął.- Kto to był? – zapytał Dominik, który do tej pory siedział cicho, zajęty dobieraniem skarpetek dopary. – Moje rodzeństwo – odpowiedział bez entuzjazmu Kamil. – Wacek i Donatka. -Rany, co za imiona – wyrwało się Dominikowi. W zasadzie w gościach nie powinno się niczegokrytykować, ale… – To moja mamusia – odpowiedział Kamil z cieniem złośliwości w głosie. – Tylko ona możeuszczęśliwić kogoś imieniem, które w cywilizowanych językach oznacza rumianek. – To znaczy twoje? – nie rozumiał Dominik. Coś takiego jak dociekanie znaczenia słów nigdy nienależało do jego repertuaru. Podobnie zresztą jak wykonywanie innej masy umysłowej roboty. Jaksię przekonywał coraz bardziej, była to domena Kamila. Zagadnięty na jakikolwiek temat, zawszemiał coś do powiedzenia, interesował się prawie wszystkim i najwyraźniej sprawiało mu to dużąfrajdę, sądząc choćby po zawartości pokoju. Dwa regały pełne książek, ściany obwieszone mapami,wieża stereo i pokaźny zbiór płyt, również winylowych. Jego własny pokój, nawet z mini siłowniąw kącie, nawet nie umywał się do jaskini Kamila.- Tak, niestety. Ale już się przyzwyczaiłem. – Kamil!!! – z głębi mieszkania rozległo się głośne wołanie. Chłopiec przerwał zmianę pościeli,rzucił kołdrę na środek pokoju i wyraźnie rozzłoszczony ruszył w stron drzwi. Dominik zastanawiałsię, czy ten domowy rozgardiasz będzie trwał wiecznie, czy też to jednorazowy wybryk bliźniaków.Chłopiec i dziewczynka, kto by pomyślał,l przecież wyglądają niemal identycznie. O ich istnieniuwiedział od zaledwie pięciu minut, a już mu się nie podobali. – Donata darła się, że Wacek wiesza gołą babę na ścianie. Na szczęście było to tylko zdjęcie posąguWenus z Milo, nic groźnego. Dominik nie miał bladego pojęcia, kto to jest Wenus z Milo, ale wolał to zachować dla siebie? Anuż ktoś taki,kogo wypada znać? O bogini Wenus słyszał ale nie pamiętał w jakich okolicznościach,pewnie w szkole. W ogóle przy Kamilu czuł się mniej komfortowo, niż z początku sobie towyobrażał, co jednak w najmniejszy sposób nie wpłynęło na jego ogólny stosunek do przyjaciela.
– Oni cały czas tak szaleją? – zapytał Dominik, kiedy po kolacji udali się do pokoju. Co prawda
rozpoczynał się ostatni tydzień szkoły, ale oceny były już wystawione a nauką nikt się specjalnienie przejmował. – Dziś i tak było spokojnie – odpowiedział Kamil. – Z reguły wojują o wszystko, o co się da, a każdechce być lepsze. I obydwoje donoszą i kablują w każdej sytuacji. Jeśli na siebie to pół biedy, alenajczęściej również na mnie. A najgorsze jest to, że matka zawsze bierze ich stronę, obojętne, cozrobią. „Jesteś starszy i mądrzejszy, to musisz im ustępować” – zawsze powtarza. A ja już mam tegowszystkiego serdecznie dość – zakończył takim tonem, że Dominikowi zrobiło mu się gonajzwyczajniej żal. – Miałem sobie od nich odpocząć na wakacjach, ale…Wakacje. Temat, którego do tej pory nikt nie poruszał. Dominik z oczywistych względów musiałzrezygnować z wyjazdu do Egiptu, nic jednak nie wiedział o planach Kamila. Skoro przyjęli go dodomu, to znaczy, że wakacje najpewniej spędzą we Wrocławiu. Dominik dopiero w tej chwilizorientował się, czym to grozi. Basen na Morskim Oku, spacery po parkach i, co najgorsze,nieustanne wysłuchiwanie jazgotu bliźniaków, których miał szczerze dość już po kilku godzinach.Tymczasem sąd nałożył na matkę sankcję dziewięćdziesięciu dni aresztu i było oczywiste, że będziesiedział na Kozanowie aż do początku następnego roku szkolnego. – Nigdzie nie wyjeżdżasz? – zapytał o chwili milczenia Dominik. – Miałem jechać do Anglii do kuzyna, ale w tej sytuacji nie da rady… Zresztą nie żałuję, jakośprzebiedujemy to lato we Wrocku – odpowiedział Kamil, choć Dominik mógł się założyć, żeprzemawia przez niego żal. Czuł, że on sam w jakiś sposób się do tego przyczynił. Nawet niewiedział, co ma odpowiedzieć; chyba już trzeci raz w ciągu całego dnia poczuł się małokomfortowo. – Coś się wymyśli – powiedział Kamil na pocieszenie. Było to, jak zdążył się zorientować, ulubionepowiedzonko Kamila, ale za każdym razem po tych magicznych słowach następowały konkretneczyny. Czyżby Kamil znów miał jakiś ciekawy plan? Możliwe, tymczasem podszedł do szafy i pochwili gmerania rzucił na wersalkę spodnie od dresu i podkoszulek.- Pójdziemy sobie pobiegać -powiedział i ściągnął bluzę. W tym momencie u progu pokoju stanąłojciec. Niezrażony Kamil rozbierał się dalej. – Tylko nie wygłupiaj się tak przy matce, wiesz, że ona tego nie lubi – powiedział. – Tu maciekieszonkowe na ten tydzień i, ostrzegam, więcej nie będzie – powiedział to z lekkim uśmiechem,który oznaczał, że jeśli będą potrzebowali więcej, mają się nie krępować i walić do niego jak wdym.- A ty już masz jakąś dziewczynę? – zapytała matka Kamila przy kolacji. – A co go tak o dziewczyny podpytujesz? – zgasił ją Roman. – To jego sprawa. – Oj Romku, Romku, sam wiesz, jacy są dziś ludzie i jak bardzo trzeba uważać – odparła paniNawrotowa. – Nie chciałabym, by Kamil skończył z bachorem na ręku w wieku osiemnastu lat. Samwiesz, jak im się pali do tych spraw. Ja ci mówię, to wszystko przez tę telewizję. Co włączysz, tojakaś golizna, całowanie się albo nawet jeszcze gorzej… Tylko w telewizji Trwam tego nie ma…- Jest natomiast oszust, złodziej i wyłudzacz pieniędzy – przerwał Roman. – To ja z dwojga złegowolę niewinną młodą panienkę, nawet jeśli się całuje. – Taki stary a jeszcze świństwa mu w głowie – westchnęła zrezygnowana Barbara i zajęła sięzbieraniem brudnych rzeczy ze stołu. Jak zauważył Dominik, był to zawsze moment, kiedy posiłekuznawano za zakończony. Po kolacji i dwóch wojnach młodszego rodzeństwa, w tym jednej zakończonej krwawo, borozciętym łukiem brwiowym u Wacka, w domu nastąpił wreszcie spokój. Bliźniaki poszły spać,państwo Nawrotowie oglądali film w telewizji, a chłopcy grali na komputerze. Dominik naglepoczuł się śpiący, przez jeden dzień dostał bardziej do wiwatu, niż przez tydzień u siebie naKrzykach. Tak naprawdę to czul się nieco rozczarowany i czuł potrzeb odstresowania się. Położyłrękę na gołym udzie Kamila. Ten wzdrygnął się. – Nie teraz, jeszcze rodzice nie śpią. Tak długo jak są na nogach, to nie znasz dnia ani godziny. A ozamek w pokoju nie mogę się doprosić, zresztą matka nigdy na to się nie zgodzi. Poza tympamiętaj, że to mieszkanie jest wybitnie akustyczne, a starych mamy zaraz za ścianą. Kiedyś nawet
słyszałem odgłosy tego, co wyprawiali w nocy ale ostatnio się uspokoili. Będziemy musieli uważać.
Zawieszony na wysokości dziewiątego piętra w mieszkaniu, w którym każdy krok słyszą dziesiątkiuszu, Dominik zaczynał powoli mieć wszystkiego dość. Nie tak sobie to wyobrażał, zupełnie nietak to miało wyglądać. Nadto pani Barbara podchodziła do niego z dużą rezerwą, graniczącą zniechęcią. Czul się, jakby był tu z laski i wyraźni dawano mu to do zrozumienia, przynajmniej on totak odbierał. Przez moment zatęsknił nawet za ich celą na Leśnicy, gdzie, paradoksalnie, mieli owiele więcej wolności. A tu? Członek prawie rozrywał mu spodnie, a on nic z tym nie mógł zrobić.Również jego przyjaciel czul się niezbyt komfortowo w tej sytuacji, nie powiedział co prawda tegogłośno, ale, jak to się mówi, nadawali na jednej fali i Dominik to wyczuwał. – Wiesz co? – powiedział Kamil, kiedy już grubo po północy i szybkiej masturbacji z duszą naramieniu byli już w łóżkach, każdy we własnym – mam pewien pomysł. Trudny do wykonania alewcale nie taki niemożliwy…
2.Z pamiętnika Wojtka T. Tyle się ostatnio dzieje, że postanowiłem pisać pamiętnik. Ale nie blog, bo mój pamiętnik będzietylko i wyłącznie dla mnie. Jak ktoś go znajdzie i przeczyta, to będzie kaplica. A z tym internetemróżnie bywa. Słyszałem w tevałenie, że teraz Ziobro i policjanci będą mogli zaglądać, gdzie tylkozechcą. Pamiętnik mogą dopaść rodzice, ale raczej się na to nie zanosi. Raczej unikają grzebania wmoich rzeczach, a już na pewno nie zaglądają do moich zeszytów szkolnych. Dla niepoznakiobłożyłem zeszyt tak jak inne i podpisałem „Wypracowania z polskiego”. Od kiedy nauczycielkaodkryła, że uczniowie ściągają wypracowania z internetu albo płacą specjalnym serwisompiszącym prace na zamówienie, wszystkie wypracowania musimy pisać ręcznie, w specjalnymzeszycie. Nie sądzę, żeby to wiele pomogło, pół klasy dalej będzie kupowało wypracowania nanecie, ale to już nie moja sprawa. Ja lubię pisać i wolę wypracowania od zadań z biologii czynawet matematyki. Poza tym zaraz są wakacje i nie będę pisał żadnych wypracowań. Dobra, to było tytułem wstępu. Zawsze najgorszą częścią każdego wypracowania jest wstęp, a i tenmi nie za dobrze wyszedł. Trudno, innego nie będzie. Teraz trzeba nadgonić to, co było, aby przejśćdo współczesności, a jest tego sporo. Zacznijmy od rodziców. To nie są moi biologiczni rodzice aadopcyjni. Nikt nie robi z tego tajemnicy, do czwartego roku życia byłem w domu dziecka i jeszczeco nieco pamiętam, zwłaszcza te złe rzeczy. Zawsze byłem dużym i silnym dzieckiem, toteż nikt minie podskoczył, bo od razu dostał w ucho. Gorzej było z kadrą, najczęściej to ja obrywałem zainnych. Klęczałem w kącie z rękami podniesionymi do góry, spałem w izolatce, dostawałem przezłeb albo w ucho. Były też i gorsze rzeczy. Jedna z opiekunek, niejaka pani Zosia, gdy chciała kogośukarać, zdejmowała mu majtki przy wszystkich. Było to szczególnie poniżające i przytrafiło mi sięto tylko raz. Później uważałem, a jak pani Zosia miała dyżur, to po prostu schodziłem jej z oczu. Kiedyś pani dyrektorka zabrała mnie do gabinetu i przedstawiła państwu w średnim wieku. Jużwiele nie pamiętam z tego spotkania, w każdym razie na następne zabrali mnie na spacer do parku.Fajnie było, bo ten pan kupił mi lody i w ogóle był bardzo dumny, że prowadzi mnie za rękę przezmiasto. Mnie też to się podobało, w końcu raz nie musiałem zazdrościć innym dzieciakom, że mająprawdziwych rodziców. Jeszcze teraz pamiętam, jak bardzo pragnąłem, by ten dzień nigdy się niekończył. Takich wyjść było coraz więcej i na każdym dostawałem coś dobrego, a to obiad, o jakim wdomu dziecka nie mogłem marzyć, a to ciepłą kurtkę czy jeszcze co innego. „Jedz, bo musiszwyrosnąć na prawdziwego mężczyznę” – mówił ten pan i był bardzo zadowolony, kiedy znikał całytalerz. Pewnego razu (tak, wiem, że tak pisze się tylko w bajkach, ale nic bardziej sensownego nieprzychodzi mi do głowy) spotkanie z tymi ludźmi miało zupełnie inny charakter. Ten pan oświadczyłmi, że zabierają mnie do siebie. Jak sobie tak teraz myślę, to nikt nie pytał się mnie o zdanie, poprostu oświadczyli mi to, a ja byłem bardzo szczęśliwy. Szczerze mówiąc, w domu dziecka mało ktomnie lubił, głównie dlatego, że byłem gruby, tacy nigdy i nigdzie nie są lubiani. Jednak moimprzyszłym rodzicom to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza przyszły tata mówił, żenareszcie będzie porządny chłop w domu. I on i ona byli średniego wzrostu, nieszczególni, za tobardzo bogaci. Tak mi się przynajmniej wydawało, przy tym, co widziałem w domu dziecka tomieszkanie państwa Terleckich, jednorodzinna willa na Osobowicach, to był po prostu kosmos.Dostałem własny pokój, własne zabawki, w ogóle poprawiło mi się bardzo. No i nowi rodziceokazali się naprawdę fajni. Ojciec jest wykładowcą na Politechnice Wrocławskiej, mama uczybiologii w szkole średniej. Oczywiście wszelkie początki są ciężkie, ze mną nie było inaczej. Na początku moczyłem się w łóżkui kiedyś było mi tak wstyd, że uciekłem z domu. Miałem wtedy pięć, może sześć lat. Poszedłem naprzystanek, wsiadłem w czternastkę i jeździłem nią tak długo, aż jakaś pani zainteresowała się mnąi przez telefon komórkowy zawiadomiła policję. Gdybym taki numer wywinął w domu dziecka,pewnie miałbym granatową dupę od lania, które bym dostał. Natomiast tu nic takiego się niezdarzyło. Wręcz przeciwnie. Rodzice mnie wyściskali tak, jakby nie widzieli mnie co najmniejmiesiąc, a później tato zabrał mnie na tak zwaną męską rozmowę, pierwszą w moim życiu.
Na
początku było mi tak wstyd, że przez dobrych kilka minut nie mogłem z siebie wydobyć żadnegogłosu, ale on spokojnie czekał. Kiedy już wszystko mu powiedziałem, zapytał tylko „Tylko tyle?”Milcząc, skinąłem głową. Wtedy ojciec, dalej ze stoickim spokojem (ładnie to zabrzmiało)wytłumaczył mi, dlaczego tak się dzieje i jak się załatwia takie sprawy. Chyba po raz pierwszy wżyciu odczułem coś takiego jak autorytet. Ojciec stał się dla mnie kimś i to takim pisanym wielkąliterą. Podobnie było w pierwszej klasie, kiedy ukradłem koledze samochód na resorach, jak to sięmówiło, resoraka. Bardzo mi się podobał i chciałem go mieć jak najszybciej. Oczywiście mógłbympoprosić rodziców, ale po co? Poza tym kradnąc coś, człowiek czuje się dziwnie, jest przy tym masaemocji. Złapią czy nie złapią? Niestety złapali. Chłopiec zgłosił kradzież wychowawczyni, a tazarządziła rewizję, i tak wpadłem. Oczywiście najbardziej bałem się, co powie ojciec, bowychowawczyni jeszcze tego samego dnia wezwała rodziców. I, podobnie jak wtedy, ojciec nie bił,nie krzyczał, tylko wziął mnie do gabinetu i kazał wszystko opowiedzieć. Po kolei. Już mniej bałemsię tych rozmów, więc tym razem wstyd zdecydowanie przeważał nad strachem. A ojciec znowumnie zaskoczył. „Jak byś ukarał swoje dziecko, gdybyś złapał je na kradzieży?” Odpowiedziałem, żedostałby dziesięć klapsów w tyłek. Na co ojciec: „Tylko głupi ludzie się biją. Zastanów się, jak byśto zrobił w mądry sposób”. Na cop ja odpowiedziałem, że wywiózłbym do lasu i zostawił. Nie wiem,dlaczego mi to przyszło do głowy, ale wydało mi się to bardzo okrutne. A ojciec wprowadził mnie wśmiertelne zdumienie, mówiąc „No jest to jakaś kara. Jeśli uważasz, że zasłużyłeś, to tak zostanieszukarany”. Była wiosna i rzeczywiście następnej niedzieli ojciec wsadził mnie w samochód. „Wiesz,co teraz będzie, prawda?” – powiedział. Jak ja się bałem… Kiedy na horyzoncie zobaczyłem las,prawie zacząłem się dusić z nerwów. A jednocześnie coś mi się w tym podobało, na pewno emocjebyły większe niż przy podprowadzeniu koledze samochodziku. Ojciec zatrzymał auto przed wejściemdo lasu. „Wysiadamy” – rzucił. Że też nie zemdlałem przy tym, to był cud. Szliśmy długo, może półgodziny. „No to jesteśmy w środku lasu, tak jak chciałeś. Teraz ja zniknę, a ty będziesz odbywał swąkarę. Jakby ci się znudziło, ale nie wcześniej niż po godzinie, możesz zacząć mnie szukać. Będę cizostawiał po drodze różne znaki, a ty będziesz musiał je odczytać. Jeśli zabłądzisz, musisz wrócićdo ostatniego znaku”. A więc tak to sobie wykombinował (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od „awięc” ale przecież tego nie będzie nikt sprawdzał, poza tym nie mam pomysłu na nic mądrzejszego).Po godzinie siedzenia na pieńku miałem dość, czas wlókł się w nieskończoność, a poza tym cale niebyło cicho i spokojnie. Gdy na polanie, jakieś dwa metry ode mnie, stanęła sarna, nawet nie miałemsiły uciekać ze strachu. Toteż punktualnie o pierwszej ruszyłem w poszukiwaniu ojca. Pierwszy znakznalazłem już po stu metrach, była to czerwona reklamówka zawieszona na gałęzi. Przysiągłbym, żewcześniej jej tam nie było. W środku znajdowały się owinięte w papier śniadaniowy dwie bułki zkiełbasą, karton soczku Orange, kompas i kartka: „Po zjedzeniu posiłku sto metrów drogą napołudnie i dalej na zachód”. O kompasie jeszcze nie uczyli mnie w szkole, ale już znałem mniejwięcej jego działanie. Zabawa zaczynała mnie wciągać coraz bardziej… Ojciec oczywiścieprzeczołgał mnie ostro przez las a znalazłem go tam, gdzie mogłem się go spodziewać, czyli wsamochodzie, czytającego jakąś fachową książkę. „No i co, ciekawsze niż podiwanienie koledzeresoraka?” – zapytał. Pewnie, że ciekawsze, ale co się najadłem strachu to moje. Prawdziwą klasę mojego ojca, i pewną jego wielką tajemnicę, poznałem kilka lat później. Napiszę otym następnym razem, boi to ważne, ale dziś już jestem zmęczony. Zwłaszcza po rozmowie zKamilem. O tym też napiszę, bo stało się coś dziwnego.
Ta przygoda nauczyła mnie wielu rzeczy, z których nie od początku zdawałem sobie sprawę. Przedewszystkim, nabrałem bezgranicznego zaufania do ojca. O ile do tej pory miałem jakieś wątpliwości,pozbyłem się ich na zawsze. Nauczyłem się, że strach można pokonać. No i od tamtej chwili niczegonikomu nie ukradłem. Nawet nie dlatego, że bałem się kary. Po prostu nie chciałem zawieść ojca.Poza tym kradzież mnie w ogóle nie bawi, a już na pewno nie konsekwencje. Tak zupełnie przyokazji tamtej sprawy, nie będę w moim pamiętniku opisywał przyrody. Las to las, jest zielony, towszyscy wiedzą. Jak spotkam las niebieski czy różowy, na pewno to opiszę. Kiedyś licealiści mniestraszyli, że jest taka lektura, która składa się prawie wyłącznie z opisów przyrody i nazywa się NadNiemnem. Zapamiętałem tytuł, żeby wiedzieć, kiedy zachorować. Co oczywiście nie znaczy, że nielubię czytać. Czytam masę, tyle że nie takie bzdury.Później przez jakieś trzy lata nic się nie działo. To znaczy coś tam się odbywało i tak dalej. Nictakiego, o czym warto by napisać. No może poza jedną rzeczą. Miałem operację wyrostkarobaczkowego. Już w szkole zaczęło mnie boleć, w domu nawet nie raczyłem zjeść obiadu, tylko odrazu położyłem się do łóżka. Gdy mama wróciła z pracy, poprosiłem ją o tabletkę przeciwbólową.Mama łyka tego całkiem sporo i myślałem, że poda proszek i będzie tak jak dawniej. Nie tym razem.Zaczęła wypytywać, a potem powiedziała: „Wstań i podnieś nogę”. Jeśli dotąd mnie bolało, to przypodnoszeniu nogi mało nie zemdlałem. „To mi wygląda na zapalenie wyrostka” – powiedziała. I sięzaczęło… Przyjechało pogotowie i jeszcze tego samego dnia wylądowałem na sali operacyjnej. Cobyło dalej, oczywiście nie pamiętam. Po dwóch dniach przyszedł na kontrolę ten lekarz, który mnieoperował. Obejrzał ranę operacyjną i powiedział” „Chłopie, ty będziesz prawdziwym skarbem dlakobiet”. Tylko tyle, nic więcej. Zupełnie nie wiedziałem, o co im chodzi, jeszcze nie byłemwtajemniczony w dorosłe tematy. Na razie sądziłem, że z powodu mojej tuszy raczej zostanę starymkawalerem, bo która będzie chciała takiego grubasa? Nawet nie zdążyłem zapytać, a doktora jużnie było. Następnego dnia przyszła lekarka, korciło mnie, by może ją zapytać, ale intuicyjnieczułem, że nie wypada. Jeszcze tego samego dnia przyjechała mama i wypisała mnie ze szpitala.Podobno goiło się na mnie jak na psie, tak powiedziała pielęgniarka. A i apetyt zaczął mi znówdopisywać, a jakie jest szpitalne żarcie, to chyba wszyscy wiedzą. Miałem wtedy jedenaście lat, to zaczęło się późną jesienią, koniec listopada, może początekgrudnia. Był wieczór. Mama poprawiała klasówki u siebie w pokoju, ojciec oglądał telewizję, jakiśprogram dokumentalny o żołnierzach w Iraku. On głównie takie rzeczy ogląda, jak jest dobrykryminał, to przełącza na TVN24, chyba że go bardzo poproszę. Telewizora w pokoju nie mam,tylko komputer, na którym mogę korzystać z internetu do dwóch godzin dziennie, pod warunkiem, żemam odrobione lekcje. Tamtego wieczora chciałem ubłagać ojca o W11, program, którego on niecierpiał, ale czasem się zgadzał, byle bym nie traktował tego za poważnie. Usiadłem koło niego iprzytuliłem się. Rzadko to robiłem, nie jestem wymoczkiem, ale i ja lubię być przy kimś. Oczywiściena głos nigdy się do tego nie przyznam, bo nie jestem babą. No więc przytuliłem się i coś się wemnie stało. Tors taty był ciepły, pachniał przyjemnie dobrym dezodorantem. „Coś czuję, że masz domnie jakiś interes” – powiedział ze śmiechem tata. „Pewnie chodzi o jakiś kretyński program zpolicjantami i złodziejami”. No więc w tej chwili zupełnie przestało chodzić o ten program. Było midobrze, jak jeszcze nigdy w życiu. Chwilowo nie wiedziałem dlaczego. W naszej rodzinie kontaktyczysto cielesne nie były czymś częstym. Mama przestała mnie całować w policzek przy wyjściu doszkoły w trzeciej klasie, mówiąc, że jestem stary koń. Ojciec jak ojciec, najczęściej klepał mnie poramieniu. Kiedyś nawet tulił mnie do siebie, ale jeszcze wtedy nie podobało mi się to. Kiedyś jakimśgestem dałem mu to do zrozumienia i przestał. Wiedząc, że lubi tuliłem się, gdy miałem do niegojakiś interes, film do obejrzenia, zadanie z matematyki albo potrzebowałem dziesięciu złotych. Tyleże tym razem o nic takiego mi nie chodziło. Pościskałem go dobre kilka minut, kiedy zapytał:”Wojtek, czy ty nie za stary jesteś na to?” Uśmiechał się przy tym, znaczy jednak podobało mu się. Zmieniałem się. Już nie wchodziłem do domu z pytaniem „Co jest dziś do zjedzenia?” a „Tata jest?”
Przebywanie z nim zaczęło mi sprawiać dziką przyjemność. Do tego stopnia, że zacząłem byćzazdrosny o matkę. Dlaczego ona może z nim spać a ja nie? Jakoś właśnie wtedy zacząłem marzyć,aby ojciec zobaczył mnie nago. Ba, ale jak to zrobić? Przecież nie wybiegnę goły z pokoju, bo tobędzie zwyczajnie durne, a idiotą nie jestem. Nieraz słyszałem, jak rodzice rozmawiali o mnie,myśląc, że nie słyszę „Ten Wojtek to bystrzak jest” i podobnie. Zatem (takie ładne słówko, abyzastąpić zaczynanie zdania od „więc”) trzeba było coś wykombinować. Na egzekucję wybrałemsobie piątkowy wieczór, kiedy mama pojechała do babci. Tak nawiasem, nie lubię tej babci, bozawsze mówiła, że ci z domów dziecka to diabelskie nasienie i nic dobrego z nich nie wyrośnie.Jeszcze nie zdarzyło się, abym od niej dostał paczkę cukierków czy dziesięć złotych, co dla odmianybyło normalne w przypadku dziadków od strony ojca, którzy mnie rozpieszczali jeszcze bardziej (idalej to robią). No ale do rzeczy. Mama wyjechała na dwa dni do Strzelina, ojciec oglądałtelewizję, a ja poszedłem się kąpać. W kontrolowany sposób stanąłem na taborecie koło wysokozawieszonej szafki na kosmetyki, proszki i takie różne, oczywiście mokry i goły, i z tego taboretu zhukiem upadłem na posadzkę, celowo robiąc jak najwięcej łomotu. Oczywiście potłukłem się, ale tobyło wkalkulowane w ryzyko. Ojciec przybiegł, popatrzyć na mnie i widziałem, jak poczucie wstyduwalczy z ciekawością, by mnie sobie pooglądać, bo przecież raczej nie ma okazji, ostatni raz kąpałmnie, gdy miałem sześć lat. Widziałem, że patrzył na to co chciałem i było mi przyjemnie, a wacuśzaczął dawać mi dziwne sygnały. Właśnie, jeśli chodzi o nazewnictwo tej części ciała, jeszcze wdomu dziecka mówiło się o wacku i tak już u mnie zostało. „Ty już niezły ogier jesteś” – powiedział,kiedy w końcu udało mu się mnie podnieść i pomóc nałożyć coś na tyłek. Coś czułem, że miało tozwiązek z tym tajemniczym „darem dla kobiet”, o którym mówił tamten lekarz. I wtedy stała siędziwna rzecz. Ojciec zmierzył mnie wzrokiem, od góry do dołu i powiedział: „To widzę, że będziemymusieli porozmawiać sobie na nasze męskie tematy”. Z tonu jego głosu wywnioskowałem, że tarozmowa nie będzie dla niego przyjemna. Co nie znaczy, że się nie odbyła. Owszem, odbyła się,była dla mnie bardzo przyjemna i strasznie podniecająca. Dotąd nigdy nie myślałem o tychrzeczach, coś tam słyszałem od kolegów, nawet usiłowałem oglądać jakieś pornosy na internecie,ale szybko mnie to zniesmaczyło. Gorzej, myślałem, że się porzygam. Tak, mówi się „zwymiotuję”ale mnie nie chciało się wymiotować a rzygać. Moje prawo. Już wieczorem, kiedy leżałem w łóżku,ściskałem wacusia i myślałem o tym, o czym mówił ojciec. Głupio mi było, bo chciałem, żebyjeszcze raz przyszedł i mi wszystko powtórzył. No i oczywiście zacząłem myśleć o gołych chłopach. Jak upolować gołego ojca? To właśnie jegochciałem zobaczyć, jak to się ładnie mówi, w stroju Adama. O właśnie, czy kobieta też może być wstroju Adama? Bo nigdy nie słyszałem o stroju Ewy. Będę musiał zapytać o to naszą polonistkę. Noale do rzeczy. Ojciec utrzymuje kontakty z naukowcami prawie z całej Europy. Zaraz po świętachBożego Narodzenia rodzice wezwali mnie do siebie i zapytali, czy chciałbym wyjechać na ferie. Nopewnie, żebym chciał, głupie pytanie. „Bo tatuś wyjeżdża na tydzień do Finlandii i z chęcią by cięwziął” – powiedziała matka. Mnie aż zamurowało. Do Finlandii? Pewnie, i to najlepiej w tej chwili.Niestety, trzeba było czekać prawie dwa miesiące. Wycieczka była boska, nie mieszkaliśmy w hotelua u znajomych ojca, Virtanenów. Virtanenowie mają syna w moim wieku i starszą córkę. Kiedyś popołudniu papa Virtanen zaproponował saunę. Nigdy nie byłem w saunie, słyszałem tylko, że wśrodku jest temperatura stu stopni i jakoś niespecjalnie mi się tam paliło. No ale (tak, wiem,brzydko) Finowi sauny ponoć się nie odmawia. Pojechaliśmy do domku nad jezioro. Jakie byłomoje zdziwienie, kiedy wszyscy zaczęli się rozbierać do naga, w tym mój własny ojciec! Miałemwidok, jakiego pragnąłem od kilku dobrych tygodni. Niejako przy okazji zrozumiałem, co miał namyśli ten doktor. I pan Virtanen i mój ojciec mieli swe wacki i całą resztę podobnej wielkości domojego. O synu, Kalle, ni ma co mówić, bo naprawdę nie było na co patrzeć. Tyle że dodawał miotuchy swym luzactwem i dobrym humorem. Mój wacuś zaczął już trochę brykać, ale w saunieszybko się poddał, nie takich bohaterów załatwiały upały. Ale co się napatrzyłem to moje. Jużpoznawałem pierwsze uroki masturbacji i jakiś tydzień wcześniej zacząłem kończyć na mokro.Spałem w tym samym pokoju co Kalle i musiałem czekać, aż on zaśnie, żeby móc nabawić się dowoli. Ciekawe, co pomyślała pni Virtanen, kiedy zmieniała pościel… Chyba jednak nic złego, bo wtę zimę mamy jechać tam znowu.
Dobra, tyle na dziś. Jeszcze muszę opisać całą historię z Kamilem i… JEDZIEMY!!!
Jakoś po powrocie z Finlandii zaczął się okres wielkiego walenia, jeśli można tak powiedzieć.Rano, wieczorem, obojętnie kiedy, byle kilka razy na dzień. Nawet w szkole potrafiłem zamknąć sięw toalecie na kilka minut. Więcej nie było mi trzeba, na początku wystarczyły dwie, może trzyminuty, bym skończył. Jedyne, czego się bałem, to tego, by mnie nikt na tym nie przyłapał. A kilkarazy było blisko, jednak jakoś zawsze udało mi się zatuszować sprawę. Gorzej było w domu, boprzecież, mimo że nasze mieszkanie jest bardzo duże, liczba miejsc jest jednak ograniczona. I, cociekawsze, od pewnego czasu i mama i tata przed wejściem do mojego pokoju zaczęli pukać. Zpoczątku mnie to trochę śmieszyło, później przyzwyczaiłem i zacząłem traktować to jako naturalnąrzecz. Jeszcze w szóstej klasie, przed pójściem do gimnazjum, coś się zdarzyło. W mojej klasie był takichłopak, Mireczek. Głupie to było strasznie, ale za to złośliwe i pyskate. Kiedyś podczas przerwyzgadało się o rodzicach. Zwykłe obgadywanie starych, jakiego pełno codziennie w każdej szkole.Kiedy powiedziałem z jakiegoś tam powodu, że moi rodzice nie grzebią w moich prywatnychrzeczach, Mireczek wypalił: „Pewnie, kto by grzebał w rzeczach jakiegoś znajdy z domu dziecka,przygarniętego tylko przez litość”. Najpierw mnie zatkało, a później chciałem mu przywalić w ryj.Już wstałem z ławki, na której siedzieliśmy, ale przypomniałem sobie słowa ojca, że tylko głupiludzie się biją. „Czekaj, ty” – pomyślałem – „ja cię jeszcze dopadnę”. Do końca tamtej rozmowy nieodezwałem się ani słowem, a do Mireczka przestałem się w ogóle odzywać. Jakoś pod koniectamtego roku szkolnego Mireczek się zakochał. Wybrał sobie dziewczynę z naszej klasy, Andżelikę,ładną, wysoką, której już się wiązały cycki. Mireczek tokował tak, że widziała to cała klasa,tymczasem po Andżelice spływało to, jak woda po kaczce. Łaskawie pozwalała Mireczkowi sobietowarzyszyć, ale na tym się kończyło. Na zakończenie szóstej klasy wyjechaliśmy na wycieczkępożegnalną w Góry Stołowe. Wiadomo, jak jest na takiej wycieczce, wspólne pokoje, jedna łazienkana piętro. Widziało się to i owo, zwłaszcza wieczorem, kiedy każdy chciał zdążyć przed ciszą nocną.Kierownik ośrodka był straszną piłą i korzystanie z łazienki i późne łażenie po ośrodku byłoniemożliwe. Mnie oczywiście łazienka bardzo interesowała, bo nawet przez przypadek można byłocoś ciekawego zobaczyć. No i tak widziałem Mireczka, jak wychodził spod prysznica. Następnegowieczora była dyskoteka. Byliśmy już w tym wieku, że niektórzy chłopcy zaczynali interesować siędziewczynami a temat seksu powoli zaczął pojawiać się w naszych rozmowach. No i doszło dorozmowy na temat kto kogo wyhaczy na dyskotece. Mireczek oczywiście nawijał o Andżelice, jak tobędzie ją łapał za cycki i tak dalej. W pewnym momencie, korzystając z chwilowej ciszy, wypaliłem:”Nie rozumiem, jak dziewczyna może się zainteresować chłopakiem,l który ma wacka o długościcałych czterech centymetrów”. Komentarz wywołał powszechny rechot, a Mireczek zaczerwienił sięi już nic nie powiedział. Zdaje się, że zepsułem mu dyskotekę, bo częściej widziałem go pod ścianą iprzed ośrodkiem niż na parkiecie. No i już drugiego dnia zobaczyłem, że popularność Mireczkajakby zmalała. Nie powiem, dało mi to dużą satysfakcję, jednak rana po tamtym ciosie goiła siędalej. Tak, wiem, że to bardzo patetyczne określenie, ale polonistka uważa, że od czasu do czasuwarto coś takiego napisać, choćby po to, żeby poczuć piękno języka. Na razie żadnego piękna wtym nie widzę, ale może pewnego dnia zobaczę? Tak skończyła się podstawówka i poszedłem do gimnazjum. Po cichu liczyłem na coś więcej, choćwiedziałem, że się nie doczekam. Dalej tuliłem się do ojca, któremu chyba sprawiało toprzyjemność, bo zawsze w takich sytuacjach mierzwił mnie po głowie. On traktował mnie po prostujak syna i nawet, jeśli odczuwał co innego, nigdy nie dał mi tego odczuć. Ja tymczasemzrozumiałem, że muszę sobie kogoś poszukać. Ba, tylko jak? Wiedziałem, że stoję na z górystraconej pozycji, a wszelkie statystyki są przeciwko mnie. Kiedyś słyszałem, że osóbhomoseksualnych jest około pięć procent, a osób z tendencjami homoseksualnymi (dokładnie niewiem, jaka to różnica, ale na intuicję chyba rozumiem) waha się między dwunastoma a piętnastomaprocentami populacji. Znaczy to, że, zakładając, że każdy homek chciałby się ze mną przespać,mam dziewięciokrotnie mniejsze szanse niż ci chłopacy, którzy wolą dziewczyny. I to w najlepszymprzypadku. Dodatkowo, biorąc pod uwagę, że ludzie tacy jak ja ujawniają się niechętnie… Czarnoto widziałem. Tu trzeba by było jak ten rybak: zarzucić wędkę, a może się coś złapie. Biorąc poduwagę zanieczyszczenie środowiska, szanse były podobne. Nowa klasa w gimnazjum podobała mi się średnio. Moi rodzice posłali mnie do prywatnej szkoły,podobno o bardzo wysokim poziomie. W efekcie do szkoły chodziły głównie dzieci bogaczy,właścicieli sklepów, sieci busów, lekarzy, znanych dziennikarzy i całej wrocławskiej śmietanki. Jeślido tej pory myślałem, że moi rodzice są bardzo bogaci, teraz przyszło mi zmienić zdanie. Mojeubrania były co najwyżej przeciętne, nie miałem własnego kierowcy, który by mnie przywoził doszkoły, iphone’a piątki, hoverboarda czy innych elitarnych zabawek. Rzecz jasna nie mogłem winićza to rodziców ani zacząć wymagać, że skoro posłali mnie do takiej szkoły, niech sprawią, żebymczuł się w niej tak jak inni. I tak uważam, że zrobili dla mnie wystarczająco dużo. Gdzie mi tam doReronia, Cibickiego czy Szmidta. Z seksem już nie szalałem tak jak dawniej, dwa razy na dzień mi wystarczało. Równolegle jednakzacząłem chcieć robić to z kimś. Tak zaczęło się wchodzenie na popularny czat gejowski. Tak, wiem,że jestem za młody, żeby bywać w takich miejscach. Tylko co miałem zrobić? Wymyśliłem sobienicka grubcio15, żeby nikt się nie przyczepił, że jestem za młody. Pierwszy odezwał się jakiś starszyfacet z Katowic i pytał, czy mam kamerkę. Oczywiście miałem, mam laptopa z wbudowaną kamerą,ale cały czas bałem się, że w końcu ktoś wyczai, że jestem za młody. Tyle się ostatnio słyszy opatrolach policji w sieci, że wolałem uważać. Starszy facet jako taki mi nie przeszkadzał, lubiępopatrzeć na takich seksownych dziadków, ale dalej bałem się policji. Pójdę na spotkanie, a takimnie od razu zwinie do radiowozu. Nie, dziękuję. Później przewinęła się masa pedofilów i ludzi,którzy oferowali mi całkiem spore pieniądze, bym się dla nich rozebrał. Zaczęło mi się po prosturobić niedobrze i zwinąłem interes. Za jakiś czas, kiedy już pierwsze wzburzenie mi minęło, wszedłem znów, tym razem z nickiemmlody_gruby_wr. Zainteresowanie było o wiele mniejsze, ale i rozmowy o wiele ciekawsze. Podkoniec zastukał do mnie ktoś o nicku torwan. Przedstawił się jako czternastolatek. Odpisałem mu,że też mam czternaście lat, a nawet mniej. Na co on też, że ma mniej. Szczerość za szczerość.Zapytałem go, czy mu nie przeszkadza to, że jestem gruby, na co on napisał coś takiego: „wręczprzeciwnie, lubię takich chłopaków. U mnie w klasie jest jeden taki, tylko chyba nie jest gejem. Anawet jeśli jest, to nie wiem jak do niego zagadać”. Z torwanem rozmawiało mi się naprawdę fajniei już wiedziałem, że jeśli byśmy się spotkali sam na sam, na pewno bym go polubił. Zacząłempowoli przebąkiwać o spotkaniu. Początkowo on był niechętny, ale im częściej rozmawialiśmy, jużnie na czacie a na komunikatorze na komórce, tym bardziej i w nim dojrzewała ta decyzja. W końcustanęło, że spotkamy się w sobotę po południu przed pręgierzem na wrocławskim rynku. Dzieńprzed spotkaniem zacząłem się bać. A jeśli to policja? Albo, co gorsza, jakiś pedofil? Pedofil tojeszcze pół biedy, ale jeśli morderca? Moja pogoń za emocjami pchnęła mnie ostatnio w stronęskandynawskich powieści kryminalnych: Jo Nesbo, Anne Holt, Kurt Mankell, Stieg Larsson. Tamtakich sytuacji była cała masa. Już nawet miałem zapytać ojca, czy pozwoliłby mi na spotkanie się zosobą poznaną przez internet, ale przytomnie zrezygnowałem, będąc prawie pewnym odpowiedzi.W tę sobotę od rana nic mi nie wychodziło, nawet śniadania nie zjadłem. „Może jesteś chory?” -zapytała mama. Może i byłem, na pewno z nerwów. Tramwaj do miasta jechał zdecydowanie zaszybko jak na moje potrzeby. Zastanawiałem się, co ja tak naprawdę wiem o chłopaku, którego chcęspotkać. I wyszło mi, że obaj rozmawialiśmy tak, aby powiedzieć o sobie jak najmniej. Niewiedziałem, gdzie mieszka, do jakiej szkoły chodzi, prawie nic. Pamiętałem głównie opis jegowacka i ogólny klimat tamtych rozmów. Wrocławski rynek, za pięć trzecia. Mimo deszczowej pogody sporo osób. Obserwowałem główniemężczyzn i chłopców, absolutnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Oczywiście nie ustawiłem siępod pręgierzem a bliżej wylotu Świdnickiej. Minęło jakieś dziesięć minut, nic się nie zdarzyło, niktnie przyszedł, zupełnie nic, dupa zimna. Było kilku przystojniaków, nie powiem, ale żaden nawet zamną się nie obejrzał. Cóż, będzie trzeba zwijać żagle – stwierdziłem, przybity. Widać ten ktoś sobiemnie pooglądał z ukrycia i po prostu zrezygnował. Byłem już na Świdnickiej, kiedy natknąłem się nakumpla z klasy, Kamila Nawrota. Zawsze sądziłem, że to bardzo sympatyczna bestia, ale zupełnienie moja liga. Nawet za sto lat nie miałbym szans. „Co tu robisz?” – zapytał. Odpowiedziałemzgodnie z prawdą, że przyszedłem się z kimś spotkać, ale widać ten ktoś się rozmyślił i niniejszymzwijam się do domu. Na co Kamil: „Przeczytaj moje nazwisko od tyłu”. Nogi się pode mną ugięły…
Po tym spotkaniu poszliśmy do knajpki, ale rozmowa się nie kleiła. Nie wiem, dlaczego, może szokbył zbyt duży, zwłaszcza u mnie. Kamil coś podejrzewał i później się do tego przyznał. Na raziepiliśmy sok z wyciśniętych pomarańczy, unikając patrzenia temu drugiemu w oczy i rozmawialiśmyo zadaniach z matematyki na poniedziałek. Jak na randkę to dość niecodzienny temat. Nawet niezbliżyliśmy się do atmosfery naszych rozmów online. Gorzej, zacząłem się nawet zastanawiać, co ztym zrobić. Przede mną jeszcze dwa lata nauki w gimnazjum i sytuacja, w której ktoś wie, kimnaprawdę jestem, jest naprawdę niezręczna. Nie znałem zbyt dobrze tego chłopaka, owszem,rozmawiałem z nim nieraz, ale nigdy nie były to tak zwane „poważne rozmowy”, ani takie, podczasktórych można się lepiej poznać. Wyszliśmy i każdy poszedł w swoją stronę po krótkim „cześć”. Tak się napalałem, a miałem zniszczony cały weekend. Ojciec podpytywał się, co się ze mną dzieje,ale tego nie powiedziałbym nawet jemu. Przy kolacji w niedzielę zapytałem nieśmiało, czy mógłbymzmienić szkołę. Matka zdziwiła się. „Wiesz, szkołę możesz zmienić zawsze, tylko musi być ku temujakiś sensowny powód. Narozrabiałeś coś?” – zapytała. Trochę mi zajęło wytłumaczenie, że nic ztych rzeczy, zdaje się, że nie do końca uwierzyła, bo w poniedziałek kontrolnie zadzwoniła dowychowawczyni. Co innego ojciec. Nie odzywał się, zachowywał się, jak gdyby nic się nie stało.Dopiero po kolacji, kiedy zostaliśmy sam na sam, zapytał się, o co chodzi. Pytał o narkotyki, długi,pożyczanie pieniędzy, a ja tylko kręciłem głową. Oczywiście pytał też o sprawy damsko-męskie, aletamtego wieczora nic by ze mnie nie wycisnął. Szkoda, że nasza rozmowa zakończyła się smutno, boojciec zarzucił mi brak zaufania. Tak się zastanawiałem, czy chodzi tu o zaufanie. Bo przecież wtym przypadku nie chodziło o sytuację z Kamilem a o sam fakt szukania sobie chłopaka. GdybyKamil był dziewczyną, powiedziałbym od razu, chyba nawet mamie. To znaczy, że mam do nichzaufanie, prawda? Jednak doszedłem do tego, że każde zaufanie ma jakieś granice. Bo jaką mamgwarancję, że, gdy już się o wszystkim dowiedzą, nie odeślą mnie z powrotem do domu dziecka? Wkońcu wzięli dzieciaka z felerem, prawda? W poniedziałek ani ja, ani Kamil nie odzywaliśmy się do siebie i w ogóle unikaliśmy się tak, na ileto było możliwe. W sumie szkoda, bo zacząłem mu się przypatrywać i sądzę, że dobrze by mi było znim w sytuacji intymnej, tak się chyba to pisze. Owszem, są w klasie chłopcy, którzy podobają misię bardziej, ale Kamil nie jest taki zły, podoba mi się nawet to, że jest niskiego wzrostu i ma jeszczedziecięcą twarz. Tyle że na razie mogłem go sobie wybić z głowy. Z pomocą przyszedł przypadek. Zachorowałem na anginę, chyba jeszcze tego samego tygodnia.Paskudną, ropną, gardło bolało mnie tak, że przez pierwsze dwa dni nie mogłem nic jeść, mojejedyne pożywienie stanowiły jogurty i soki owocowe. Byłem tak obolały, że nie wstawałem z łóżka,nie podchodziłem do komputera, leżałem i tępo wpatrywałem się w sufit. Na dodatek mój organizmodrzucił pierwszy antybiotyk, rodzice szaleli a tata nawet wziął,kilka dni urlopu. W sumie czasemprzyjemnie być takim centrum zainteresowania. Czwartego dnia matka powiedziała, że zadzwoniłado nauczycielki i gospodarz klasy wyznaczy kogoś, kto przyniesie mi zeszyty i poinformuje, codziało się na lekcjach. Struchlałem, bo w naszej klasie sołtysem jest Kamil. Przyjdzie sam czy kogośwyznaczy? Wyczekiwanie było dla mnie koszmarem. Nie czułem się już najgorzej, choć daleko mibyło do normalności. Następnego dnia po południu doczekałem się wizyty. Faktycznie, to był Kamil.Przywitał się jak gdyby nigdy nic, uśmiechnięty, wyluzowany. Zaczęliśmy rozmawiać o szkole, jakośprzeszły mi nerwy i zrobiło się nawet sympatycznie. Już sądziłem, że nie poruszy tego tematu, ale wpewnym momencie zapytał, co zrobimy z tamtą sobotą. Przyjemny nastrój szlag trafił… Na co ja gozapytałem, dlaczego porusza ten temat, przecież dla mnie jest oczywiste, że sprawa nie wypaliła ipowinniśmy dać sobie spokój. Na co on: „Tak ci się nie podobam?” I co miałem odpowiedzieć?Odpowiedziałem, że uważam, że jest zupełnie na odwrót, to on ze mnie zrezygnował. Zapadłociężkie milczenie, nikt się nie odezwał przez długie minuty. W tej właśnie chwili do pokoju zajrzelirodzice, oznajmiając, że wychodzą i żebym nie odprowadzał Kamila do drzwi, bo po raz kolejny siędoprawię. No i taka sytuacja: wolna chata, chłopak, który ci się podoba i kompletny paraliż.
Gdy
już rodzice wyszli, Kamil zrobił coś, co mnie zatkało. „posuń się” – powiedział i usiadł na łóżku nawysokości mojego brzucha. Po chwili jego ręka wsunęła się w moją bluzę od piżamy. Pierwsze, copoczułem, to strach. Nawet nie wiem, czego się bałem, rodzice wybyli na kilka dobrych godzin, bopojechali do filharmonii, a to trochę trwa. Kamila? Chyba też nie. Nagle, właśnie w tym momencie,zacząłem się zastanawiać, czy ja tego chcę. Tymczasem Kamil poczynał sobie coraz śmielej. „Aniech tam” – pomyślałem. Już było wszystko przesądzone a strach ustąpił podnieceniu. Kamil jużbawił się moim wackiem, a ja przełamałem ostatecznie opory i rozpiąłem mu rozporek. Podobał misię w ten specyficzny, seksualny sposób. Kształtne, okrągłe pośladki, a nie taka rozklapciała dupa,jak moja, zgrabny, choć wcale nie taki duży członek, jeszcze bardziej chłopięcy niż męski, zzabawnie zadartą główką, kuliste, wyraźne jądra. Kamil spytał, czy chciałbym mu possać, ale niemogłem się przełamać. Pierwszą reakcją na tę propozycję był odruch wymiotny. Jak można brać dobuzi to, czym się sika? Tak, na pornosach nie takie rzeczy robią, ale filmy pornograficzne to wogóle inny świat. Na jakimś filmie babka bzykała się z koniem, wątpię, czy w normalnym życiu cośtakiego byłoby możliwe. Kamil obrócił się w stronę mojego krocza i po chwili mój wacek odnotowałcoś, czego jeszcze nie znałem. Gdy zorientowałem się, że wepchnął go sobie do ust, pierwsząreakcją było uczucie mdłości. Chciałem rzucić ten cały seks w cholerę, pobiec do kibla i porządniesię porzygać. Zanim się jednak zdecydowałem, było już za późno. Ta zabawa zaczęła mi się corazbardziej podobać. Kamil to w oczywisty sposób umiał robić. A skoro umiał, to znaczy, że gdzieś siętego musiał nauczyć. Logiczne więc, że nie byłem jego pierwszym chłopakiem. Trochę mi to zepsułomój pierwszy raz. Później, już po wytrysku, Kamil jeszcze raz poprosił, bym go possał, a ja znówodmówiłem. Rozstaliśmy się w trochę kwaśnych humorach. Następnego dnia Kamil przyszedł po zeszyty, które w międzyczasie musiałem przepisać. Nie wiem,czy jest jakakolwiek robota gorsza od przepisywania. Już nie pamiętam, ile mi to zajęło, ale kilkadobrych godzin, podczas których myślałem głównie o Kamilu i o tym, co się stało między nami. Niedało rady, kilka razy musiałem sobie zwalić. Gdy przyszedł Kamil, byłem już wypompowany imarkotny. Kamil robił podjazdy, ale niczego nie wydębił. Po raz kolejny rozstaliśmy się watmosferze kwasów i niedomówień. Byłem już prawie pewny, że wszystko skończy się na jednymrazie. Choroba minęła, wróciłem do szkoły i znów zaczęło się wielkie wzajemne unikanie i to chybana jeszcze większą skalę niż dotychczas. Było nawet gorzej, zaczęliśmy sobie przycinać, rzucaćgłupie uwagi. Ponieważ Kamil był bardziej wprowadzony w moje sprawy, niż ja w jego, łatwiej byłomu mnie zranić. Jakieś ukryte aluzje do domu dziecka, o wiele bardziej inteligentne, niż te, którekiedyś robił Mireczek. To wszystko odbiło się na moim samopoczuciu, nawet rodzice to zauważyli.Kiedyś Kamil zdrowo przegiął, cytując niby przypadkiem jakieś statystyki o dzieciach z domówdziecka i rodzin zastępczych, które rzadziej robią kariery, kończą studia i są szczęśliwi w życiu. Dlamnie to był punkt zwrotny, postanowiłem, że przestanę chodzić do tej szkoły.Tak, jak zdecydowałem, tak i zrobiłem. Pewnego pięknego dnia, jak to się mówi, zamiast do szkołyposzedłem na miasto. Nieprzypadkowo piszę o pięknym dniu, bo pogoda była przeurocza, słonkoświeciło i można było dzień przesiedzieć na tych nowych bulwarach nad Odrą. I nie wiadomo, coby z tego wynikło, gdybym na tym bulwarze nie spotkał ojca i to o takiej porze, gdzie jakiekolwiekkłamstwa są z góry skazane na niepowodzenie, bo o jedenastej do południa. Założę się, że każdy rodzic świata, spotkawszy swoje dziecko na wagarach, przerazi się i będziedociekał, co się stało. Nie inaczej mój ojciec. Wziął mnie pod rękę i poszliśmy najbliżej Odry, jaktylko się dało. Trasa była zdecydowanie za krótka, jak na moje potrzeby; gdy usiedliśmy, napięciejeszcze mnie nie zeszło. Ojciec milczał. Kiedy już doszedłem do siebie, powiedziałem, że niezrobiłem nic złego, żeby sobie nie myślał, że uciekłem z powodu jakiejś klasówki lub cośprzeskrobałem. Na co on odpowiedział, że to wie już od dawna i zawsze uważał, że jestem dobrymdzieckiem. Szczerze, taką deklarację słyszałem od niego pierwszy raz w życiu. U nas w domu niemówiło się o takich rzeczach, logiczne było, że skoro rodzice mnie trzymają, to znaczy, że nie jestźle. Zapytałem więc z pewnym ociąganiem, czy, skoro wszystko jest dobrze, to nie może mi poprostu dać spokoju. Odpowiedział, że przy takim postępowaniu kłopoty są jedynie kwestią czasu.Zdobył punkt, miał świętą rację i ja o tym doskonale wiedziałem, nie muszę robić całej listy odtyłów w szkole aż po narkotyki. Coś we mnie pękło, bo powiedziałem, że obawiam się o mój dalszylos w tej rodzinie. Tak po prostu, dość już miałem dość pozorów, półsłówek, klamkowania się iściemniania. Trzeba było widzieć minę mojego starego… Tak zdziwionego jeszcze go nie widziałem.Zapytał, skąd te przypuszczenia. Było mi ciężko powiedzieć cokolwiek, za dużo emocji, nerwów.Zapytałem, czy jak wrócę do szkoły, to da mi kilka dni na przegryzienie tego i na pewno się dowie.Ma moje słowo. Po lekkim wahaniu zgodził się. Wróciłem do szkoły, w której dalej prowadziłem cichą wojnę z Kamilem. To znaczy wstrzymywałemsię, by mu czegoś ostrego nie powiedzieć. W piątek po południu, gdy wróciłem ze szkoły, ojciec byłjuż w domu. „Pakuj się, wyjedziemy na weekend” – powiedział. A więc (tak, wiem, wiem), tak sobieto zaplanował. Zapakowałem plecak, tata dorzucił kilka rzeczy. Co ciekawe, mama nie powiedziałaani słowa, tylko pożegnała się ze mną serdecznie. Widać była odpowiednio przygotowana – kolejnyplus dla ojca. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poszliśmy na dworzec kolejowy. Kto dziś jeździkoleją? Okazuje się, że cała masa osób, bo pociąg był nabity aż do Jeleniej Góry. Później drugipociąg, do Szklarskiej Poręby i wieczorne wspinanie się do schroniska. Nie rozmawialiśmy wiele,głównie na neutralne tematy. Ponieważ z moją tuszą wspina się jednak dość ciężko, na HaliSzrenickiej byłem już mocno wypompowany i żadnej rozmowy nie było. Następnego dnia szliśmyzielonym szlakiem do Strzechy Akademickiej. Zatrzymaliśmy się w prześlicznym miejscu, gdzie jestpiękny widok na góry, szeleści strumyk i w ogóle chce się żyć. Właśnie to miejsce ojciec wybrał naegzekucję. Zacinając się, plącząc w zeznaniach, opowiedziałem mu prawie wszystko, pominąłemtylko trochę szczegółów natury łóżkowej. Kiedy skończyłem, ojciec z początku nic nie powiedział,siedział, bawił się jakąś gałązką (rzucił palenie i nie wie, co zrobić z rękami), a ja umierałem zestrachu. Może nie o końca, bo z drugiej strony czułem się wyzwolony z największego ciężaru, jakimnie gniótł. W końcu powiedział: „Jak już tak musi być, to niech będzie, przecież nic na to nieporadzimy”. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Minęło jeszcze kilkadziesiąt sekund i dodał: „Amyślałem, że Kamil to taki miły chłopiec”. Po czym podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Tak,wiem, że już jestem stary koń, ale się popłakałem. „Tylko sza, ani słowa mamie” – wyszeptał mi doucha, jakby bał się, że na tym pustkowiu ktoś go usłyszy. Jeszcze trochę milczenia i zaczął mówić.Że ma wielu kolegów, którzy są tacy jak ja i są porządnymi ludźmi. Że to nie homoseksualizm jestzły, natomiast złe może być to, co ja z nim zrobię. Że rozważał i tę możliwość, kiedy zastanawiał się,co się ze mną dzieje, nie przypuszczał tylko, że będę się bał, że z tego powodu wyrzucą mnie zdomu. Kiedy ja powiedziałem o felernym towarze, on roześmiał się i powiedział: „Jest jeszcze innazasada. Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się”. Oczywiście nie byłby ojcem, gdyby niedodał, że, homo czy hetero, to nie jest dobry okres na rozpoczynanie życia płciowego. Międzyinnymi dlatego, że mogą się zdarzyć takie sytuacje jak ta. O dziwo, kiedy dopytał mnie o mojesposoby poszukiwania na sieci, pochwalił mnie za przezorność i ostrożność. No, nie wiem… A co doKamila, powiedział, żebym zaprosił go jeszcze. Że nie wszystko jest jeszcze stracone, jeśli faktycznieuważam, że to dobry kandydat na mojego przyjaciela. Nie powiedział „chłopaka”, pewnie nawet nieprzeszłoby mu to przez gardło, ale właśnie przyjaciela. „Ale że ty z tego powodu uciekałeś zeszkoły? Co ci szkoda zrobiła?” Odpowiedziałem, że chodziło mi o atmosferę. I wtedy ojciecopowiedział mi o sekretarce z jego dziekanatu. Że kiedyś się w nim zakochała, a on miał rodzinę,dziecko (tak, mnie) i że mimo że to była fantastyczna babka, musiał jej odmówić. I w takiejatmosferze musiał pracować kilka kat. A politechnika to nie sklep, drugiej takiej pracy nie znajdzie.Słuchałem go w sporym szoku. Nie dlatego, że romansował z inną kobietą, przecież wypadki chodząpo ludziach. Głównie dlatego, że zdecydował mi się o tym powiedzieć. Tamta rozmowa w ŚnieżnychKotłach tylko scementowała moje związki z ojcem. Doszedłem do wniosku, że jeśli kiedykolwiekmiałem prawdziwego przyjaciela, to jest nim właśnie mój tata. Kto tak może powiedzieć o swoim? Jakieś dwa tygodnie później było zebranie rodziców. U nas w szkole wywiadówki są trochę inne,uczniowie przychodzą na nie z rodzicami. Najczęściej idzie mama, jednak tamtego dnia była zajęta iposzedłem z ojcem, z politechniki ma najwyżej dziesięć minut spacerkiem. I właśnie po tejwywiadówce ojciec poprosił mnie, abym poczekał na niego pod szkołą. Myślałem, że chce naosobności pogadać z wychowawczynią, tym bardziej się zdziwiłem, kiedy okazało się, że rozmawiałz ojcem Kamila. Kiedy zacząłem się dopytywać, w jakiej sprawie, uśmiechnął się. Następnego dniaw szkole Kamil podszedł do mnie, sam, z własnej, nieprzymuszonej woli i poprosił, bym się na niegonie gniewał, że to, co wygadywał było bezdennie głupie (tak właśnie powiedział, ciekawe, jakieczyta książki,skoro używa takich sformułowań) i że dalej mnie lubi. W sobotę rodzice wyjechali nadwa dni do Strzelina, ja zostałem we Wrocławiu, bo zapowiedzieli dwie ciężkie klasówki. Odpewnego czasu rodzice bez obaw zostawiają mnie w domu, mama przygotowuje mi obiad doodgrzania a na kolację mogę sobie zamówić pizzę na telefon. Mam tylko zakaz jedzenia chipsów, bomama mówi, że nic dobrego z tego nie wyniknie. No więc wyjechali, a po południu zupełnieniespodziewanie zjawił się Kamil. No i oczywiście wylądowaliśmy w łóżku. Trochę mi się go żalzrobiło i spróbowałem zrobić to, o co prosił. Schwyciłem jego wacka ustami, ale tak w środku, byzostawić na zewnątrz to, do czego się nie mogłem jeszcze przekonać. Kiedy odkryłem, że to nie masmaku, a tylko bardzo przyjemny zapach, przełamałem się i nadziałem się na niego ustami. Kamilzawył z rozkoszy, poprawił nasze ułożenie i zaczęło naprawdę być mi fajnie. „I co, źle było?” -zapytał, kiedy już byliśmy po wszystkim. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie. Nie podobałomi się tylko to, że połknął moje mleczko. Nigdy bym się na coś takiego nie odważył. Jeśli był tomoment dyskomfortu (ładne słowo, słyszałem je wczoraj w telewizji), to nie dałem tego po sobiepoznać. Rozpoczął się okres wielkiej przyjaźni między nami, a z mojej strony nawet czegoś więcej. Tak,byłem zakochany po uszy. Ojciec pewnie to wiedział, bo wiele razy uśmiechał się znacząco, kiedy wmoich relacjach ze szkoły przy kolacji zaczęło nagle być za dużo Kamila. Kamil to, Kamil tamto…Gdybym wiedział, co on tak naprawdę robi… Nasza sielanka trwała do marca. Wtedy właśnieKamil wygadał się, że ma kolegę, z którym robi te rzeczy. I to jeszcze cynicznie opowiedział mi kilkaszczegółów. Jeśli się nie załamałem, to tylko dzięki tacie, wiedziałem po prostu że Kamil Kamilem,a kochany ojczulek nie opuści mnie nigdy. Zawsze miałem do kogo przyjść. Natomiast z Kamilemzerwałem raptownie i na zawsze. Owszem, rozmawialiśmy ze sobą w szkole, już nie odstawialiśmytakich szopek, jak kiedyś, ale nasze wspólne popołudnia w łóżku i nie tylko zakończyły się. Owszem,mógł do mnie przychodzić, ale siedzieliśmy przy biurku lub na fotelach, z rączkami na wierzchu. Cowcale nie znaczy, że nie paliła mnie chęć zemsty. Owszem, paliła i przyszedł taki czas, że towykorzystałem. Mimo, że nie przestałem go kochać, takie rzeczy nie przemijają szybko. Ale o tymdokończę jutro, muszę zacząć się pakować na ten wyjazd.
Jest to rodzaj sagi gejowskiej, która będzie się ciągnąć przez co najmniej dwa pokolenia. Powieść opisuje kilku homoseksualnych bohaterów zmagających się ze swą orientacją w trudnych latach dziewięćdziesiątych i na przełomie wieków, kiedy tematyka homoseksualna nie była już taka zakazana. Niemniejjednak pewne problemy są ponadczasowe, takie jak na przykład ciekawskie rodzeństwo, pojawiająca się między dwoma przyjaciółmi kobieta i tajemniczezniknięcie pewnej mętnej postaci. Akcja toczy się w dużej mierze w Poznaniu, choć są również epizody w Łodzi i w Sudetach.Tomek złapał Sebastiana mocno za rękę i pociągnął w kierunku drzwi do pokoju.Weszli niespostrzeżenie i Tomek nawet nie oglądał się za siebie tylko od razu uwolnił ze zbyt obszernych spodni dresowych, pod którymi jego członek już dochodził do swoich maksymalnych rozmiarów. Jeszcze chwila a miękko wyląduje na twarzy Sebastiana, który, nasyciwszy się jego charakterystycznym mocnym zapachem zacznie go oswajać, swoim zwyczajem od jąder w górę. Gdzieś tam zza drzwi słychać było tupot nóg, śmiechy, przekomarzanie się, ale do Sebastiana to nie docierało. Bardziej wsłuchiwał się w głęboki, nieco świszczący oddech Tomka, który przezywał każde pociągnięcie językiem, każdy skurcz idący z jego wyjątkowo tego dnia sztywnego organu do wszystkich komórek ciała, tak jakby chciał je poinformować, ze mają przygotowywać się na ten piękny moment. Uporawszy się z jądrami i nasadą, język Sebastiana opuścił mocno już zwilżone kępki ciemnych włosów, przekornie podrażnił nosem żołądźi wrócił do środkowych rejonów imponującej maczugi. Ta zaczynała powoli lepkością reagować na ten zmasowany atak, aż prosić się, by i nią się zająć. Toteż Sebastian natarł na nią przez moment zamkniętym okiem, odczekał spazm Tomka i wrócił do podboju. Sebastian uważał środkowe rejony członka za wyjątkowo nudne i nawet przeszkadzające w seksie, ale z tym jest jak z alpinistyką – aby stanąć na szczycie, trzeba przejść swoje. Można co prawda to jakoś pominąć, ale to już nie to samo. Zwłaszcza, że jego oczom ukazał się już wyjątkowo napięty, turkusowo–siny kołnierzyk. Tomek zaczął powoli wchodzić w drgawki, początkowo delikatne, później wibrowanie się nasiliło. Gdy język Sebastiana zdobywał już nasadę członka a Tomek walczył z ostatnimi spazmami przed decydującą falą,drzwi pokoju otworzyły się nagle. Wszystko w oczach Sebastiana stało się naraz: powódź kleistej cieczy, jego przestrach, osłupienie w oczach Mietka, który stał sparaliżowany tym widokiem. Sebastian nawet nie miał siły sięodezwać, nasienie zalewało mu oczy, orgazm Tomka obezwładnił go całkowicie. Wszystko to trwało nie więcej jak trzy sekundy.

źródło: http://chomikuj.pl/trujnik/dwoch

Scroll to Top