Lot kukułki. Część II: Wzloty i upadki

21.05
Marek siedzi w Rumunii, a mnie jest ciężko. Nie pomagają nawet telefony od „delegacyjnego męża”. Dziś w nocy śniło mi się, że się kochamy. Marek brał mnie w korytarzu, tak jak owego dnia, gdy wrócił z podróży. Było mi dobrze, cudownie i rozkosznie. We śnie obróciłam się, żeby go pocałować i nagle… okazało się, że to wcale nie jest Marek, tylko jakiś obcy facet. Obudziłam się sama w łóżku i nie wiedzieć dlaczego rozpłakałam się jak chyba nigdy w życiu.

28.05
Mijają dni, nic się nie zmienia. Chyba powinnam kupić psa, byłoby coś żywego w domu… Od losu kochanki, dla której gach nie ma czasu gorszy chyba tylko los żony.

01.06
Marek wrócił zmęczony, jakby siedział nie w Rumunii, a w Afganistanie. Wszedł do domu, pocałował mnie i padł na łóżko – przespał cały dzień. Leżałam wtulona w niego i cieszyłam się, że jest. Ma krótki urlop. Całe dwa dni.

07.06
Pojechaliśmy nad morze, ale wyjazd nie udał się. Pogoda wredna, wiało i lało. Siedzieliśmy smutni, zmęczeni i usiłowaliśmy się cieszyć sobą – ale nawet to nie wychodziło. W dodatku non stop ktoś do Marka dzwonił. Już chyba bym wolała, żeby do niego dzwoniły jakieś obce laski, a nie ta cholerna praca. Zaczynam się zastanawiać, do czego to doprowadzi. Kocham go bardzo i nie chcę stracić. Po za tym liczyłam na trochę odprężenia i może jakiś mały seksik – a tu i z tym było krucho.

24.06
Minęły kolejne dwa tygodnie. Marek pracuje w Warszawie, ale i tak większość czasu spędza poza domem. Złapałam się na tym, że w ciągu dnia odrywam się od klawiatury, żeby wejść do wyrka i zrobić sobie dobrze – bo tylko to daje mi trochę odprężenia. Za to… wieczorem idziemy z Markiem pod prysznic, trochę się po przytulamy, ale nie mamy na nic więcej ochoty. Czyżbym zaczęła wchodzić w wiek średni? Brr.

29.06
Obgadałam sprawę z Aśką. Powiedziała, że mi kupi świetny wibrator na imieniny – sama też ma taki i jest zachwycona. Ech, wibrator – choćby najlepszy – nie zastąpi mi Marka. Zresztą, oprócz tego, którego używam na co dzień, mam jeszcze dwa (trochę krępowałam się przyznać).
Poza tym Aśka pytała, czy – skoro założyli nam Internet – byłam już na erotycznych czatach (bo ją to strasznie wciągnęło). Ciekawe, co by Witek powiedział na to, czym ona się zajmuje :-). Powiedziałam jej, że to mnie nie kręci, ale w sumie sama myśl gdzieś mi tam się plącze po głowie i nie daje mi spokoju – a może kiedyś spróbować? A swoją drogą Aśka musi mieć niezłą jazdę na seks, bo nasze rozmowy na GG coraz częściej schodzą na TE tematy. Nie pyta też już o to, jak się kochamy z Markiem. Czyżby czuła, że ciągle jest taki zapracowany i generalnie nam się nie układa?

15.07
Coraz rzadziej piszę ten pamiętnik. Czyżbym i na to nie miała siły? Muszę coś zmienić, coś ze sobą zrobić! Jutro wybiorę się do Aśki, spróbuję namówić ją na jakiś wspólny wypad, zwłaszcza, że Witek wyjechał do swoich rodziców i przy okazji zabrał też ich dziecko. Aśka musiała zostać, bo szef też zarzucił ją robotą (podobnie jak ja pracuje w domu), ale przecież nie przyjdzie do domu ją kontrolować!

16.07
SZOK! Nie wiem nawet jak o tym napisać…! Nakryłam Aśkę z kochankiem! Nie mogę w to uwierzyć! Nie mogę ochłonąć! Wszystko stoi mi jeszcze przed oczami!
To było tak… Wybrałam się do niej, tak jak zamierzałam. Podjechałam do nich pod dom wczesnym popołudniem. Ledwie zaparkowałam samochód, a już jakiś facet podszedł do mnie i spytał, czy na długo parkuję, bo do niego na posesję będzie wjeżdżał ciężki sprzęt i boi się, czy się zmieści na tej wąskiej dojazdówce. Powiedziałam, że przyjechałam do znajomej, ale nie ma problemu, bo zaraz wstawię samochód na podjazd. Otworzyłam sobie furtkę i przeszłam do ogrodu. Aśka zwykle pracuje na parterze, wiec chciałam zapukać w okno, żeby otworzyła bramę. Podeszłam do okna i zamarłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Aśka leżała na tapczanie, z nogami zadartymi do góry, zarzuconymi na plecy gościa, który ją pieprzył! Rżnął! Dymał! Inaczej nie można było tego nazwać. Pracował nad nią jak młot pneumatyczny i, co gorsza, nie był to Witek, bo był od niego ze dwie głowy wyższy! Stałam tam i patrzyłam, jak ona wije się pod nim, jak obejmuje go i przyciąga do siebie. Zabrakło mi tchu w piersiach, nie wiedziałam, co mam robić.
W końcu wycofałam się niezgrabnie i usiłując odzyskać pozory spokoju zadzwoniłam do drzwi. Zrezygnowałabym zresztą z wizyty, gdyby nie to, że przy samochodzie czekał ten cholerny budowlaniec!
Aśka przyszła po dłuższej chwili, ubrana jakby nic się nie stało. Zaprosiła mnie do środka, mówiąc, że odwiedził ją znajomy. Znajomy, nie ma co! Teraz mogłam mu się przyjrzeć z bliska. Wysoki, postawny facet, nawet nie super przystojny, po prostu przeciętny. Kiedy weszłam do saloniku siedział i popijał drinka.
Jeśli jeszcze przez chwile myślałam, że może coś mi się przywidziało, to kiedy znalazłam się w środku nie mogłam mieć złudzeń. W powietrzu wyraźnie czuć było wiadomy zapach. Zapach, który każda kobieta rozpozna na milę! Aśka była mocno zmieszana, widać zorientowała się, że coś podejrzewam. Powiedziałam, że przyszłam pożyczyć jej słownik starofrancuskiego, przepraszając, że przez zapowiedzi, ale akurat byłam w pobliżu. Zorientowała się natychmiast, że kręcę, a ja brnęłam coraz dalej. Facet siedział w fotelu i czułam jego oczy na sobie, miałam wrażenie, że obmacuje mnie obleśnym wzrokiem. Rozmawiałam z Aśką, ale nie mogłam odsunąć sprzed oczu wizji mojej przyjaciółki, jak… jak… parzyła się z tym gościem!
Pogadałam chwilę o jakiś pierdołach i pod byle pretekstem zmyłam się, oczywiście jak kretynka nie biorąc ze sobą słownika. Idiotka!!! Po drodze odebrałam SMSa od Aśki, że wpadnie do mnie, bo chce mi coś opowiedzieć. Ciekawe co?!

17.07
Jestem po długiej nasiadówce z Aśką. Rety, co ona wymyśliła… Ale po kolei. Przyjechała do mnie wieczorem, przywiozła 3 butelki wina, oznajmiając że bez tego się nie da. No i popłynęła (nomen omen) opowieść…
Wszystko zaczęło się od Internetu. Kiedyś z nudów (Witek był na jakimś wyjeździe) kliknęła jakieś forum poświęcone opowiadankom erotycznym (Dobra Erotyka, czy jakoś tak). Zaczęła czytać – i, jak sama powiedziała, wzięło ją. Stwierdziła, że czytanie takich erotycznych opowiastek jest cholernie podniecające – nawet bardziej niż filmy (a ma ich naprawdę pokaźną kolekcję), bo w filmie ma wszystko podane „na tacy”, a czytając musi wysilić wyobraźnię. Wysilić, a jakże! Jej to przychodzi bez najmniejszych problemów! No, w każdym razie trafiła na jakieś opowiadanko swingersowe i temat się jej tak spodobał, że zaczęła drążyć dalej. I tak już poszło… forum dla swingersów, erotyczne czaty, nawiązywanie znajomości…
Próbowała pogadać o tym z Witkiem, ale temat nie chwycił. Oczywiście, Aśki to nie zraziło i zaczęła szukać na własną rękę. Na jakimś forum spotkała gościa, który miał podobną sytuację jak ona. To znaczy – w stałym związku, ale szukający jakiejś podniecającej odmiany. Seks – jak najbardziej, ale bez zobowiązań (i bez informowania drugiej połowy). Że niby taki dreszczyk. Wymienili się adresami mailowymi, zaczęli systematycznie gadać na Internecie, w końcu umówili się.
– Słuchaj – mówiła Aśka – w życiu tak się nie czułam. Szłam na spotkanie z nieznajomym facetem, z którym po prostu chciałam się pieprzyć. Wcześniej przygotowałam się – wiesz, pełna depilacja, seksowne majtki, pachnidełka. Powiedziałam Witkowi, że idę do znajomej. Szłam po ulicy i czułam, że moja cipka jest tak mokra, że chyba mi leci po nogach!
No i rzeczywiście, spotkali się, poszli do wynajętego hotelu i cztery godziny bzykali się aż furczało. Aśka była wniebowzięta – podobno ledwo żywa wyczołgała się z łóżka. Swoją drogą, ciekawe, że Witek się nie zorientował.
W każdym razie to trwa już prawie rok – Aśka i Łukasz (ten facet, którego widziałam u niej w domu) spotykają się co jakiś czas – na czysty seks. Mało tego, ta wariatka przyznała się, że zdarzyło się, że Łukasz nie był sam – raz pojawił się ze znajomym!!! Rżnęli ją we dwóch, jeden z przodu, a drugi z tyłu. A innym razem byli nawet w czwórkę – znajomy Łukasza ze swoją dziewczyną, Łukasz i Aśka. Nie mieści mi się to w głowie. Patrzyłam na Aśkę, jak opowiadała ze szczegółami, co robili i wydawało mi się to jakieś ordynarne, zwierzęce i obleśne.
Co najdziwniejsze, Aśka utrzymuje, że jej seksualne ekscesy wcale nie wpłynęły źle na jej stosunki z mężem – a nawet, że poprawiły te relacje. Podobno teraz bardziej docenia seks z Witkiem i nie ma zamiaru go rzucać. Więcej – wróciła do tematu swingu i powoli popycha męża w tym kierunku, rzucając tu i ówdzie aluzję czy sugestię.
Cholera, w życiu bym nie pomyślała, że Aśka będzie się tak borsuczyć i jeszcze czuć się dumna z tego powodu. Dobrze, że podczas tej rozmowy piłam z nią równym tempem, bo przynajmniej nie byłam trzeźwa i nie wypaliłam co o tym sądzę. Zresztą sama nie wiem, co o tym myśleć – jakie ja mam prawo oceniać Aśkę?

20.07
Nie wiem, jak mam postępować z Aśką. Spotykać się z nią? A co będzie, jak kiedyś natknę się na Witka? Jak mu spojrzeć w oczy? Nie potrafię się w tym odnaleźć.

22.07
Marek w delegacji. Nuda. Chyba na jutro wieczór kupię winiacza i jednak zaproszę Aśkę na babski wieczór szczerości. Czyżbym stawała się „wdową pracoholika?”. Może skończę tak jak ona?

23.07
Aśka nie przyjdzie. Wyjeżdża na parę dni gdzieś do znajomych. Taaak, już ja znam tych jej znajomych! Ciekawe, co opowiedziała Witkowi. W każdym razie nie zamierzam się w to mieszać. Ważne, że mam wolny wieczór. Może to i lepiej? Będę miała wino dla siebie. Hihi, idę w alkoholizm, ale co tam. Będzie wino, DVD i komputer – wieczór samotnej biznesmenki. Mąż w delegacji.

24.07
Jestem w szoku. Weszłam na jeden z proponowanych przez Aśkę czatów. Już na początku zaliczyłam zonka – trzech facetów o mało nie zgwałciło mnie przez Sieć. Wstrętni, ohydni, chamscy. Oczywiście pierwsze teksty były w stylu: „Cześć laska, wiem że jesteś napalona na moją 30cm pałę”. Jak ich przepędziłam, usłyszałam w odpowiedzi, że jestem albo „nędzną lesbą” albo „zimną rybą”. Obrzydliwe, chamskie, prostackie. Nie rozumiem, co ktokolwiek może widzieć fajnego w takich pogaduchach? Oczami wyobraźni widzę obleśnych, spoconych facetów w krótkich, brudnych gaciach, który podniecają się takimi rozmowami, brrrr. Miałam lepsze zdanie o Aśce. Nadal nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić? Z Markiem też nie pogadam na ten temat, bo jak?

26.07
Jutro wraca Marek! Nareszcie!

27.07
Jestem wkurzona jak cholera. Marek musi zostać jeszcze jeden dzień. Upiję się dziś; zaleję w czarnoziem – albo dam się poderwać pierwszemu lepszemu facetowi na pornoczacie. Jest mi źle.

03.08.
Nie było czasu pisać wcześniej. Mój Odyseusz w końcu wrócił do swej Penelopy, zmęczony i wymięty. A ja, wierna żona przyjęłam go ciepłą kolacją i puchową pierzyną, hehe. Potem spędziliśmy kilka dni we względnym spokoju, bo Marek dostał krótki urlop. Zaplanowaliśmy sobie wyjazd. Romantyczny i cudowny. Wyjeżdżamy jutro! Aśka przysłała SMS: „Mieszkamy w górach, jest cudownie, magicznie, nieziemsko. Szkoda, że Cię tu nie ma, następny raz jedziesz z nami. Całujemy mocno – Aśka, Dorota i Łukasz”. Hm.

07.08
Bajka. Jest pięknie. Wynajęliśmy starą leśniczówkę, gdzieś w zapadłych lasach na końcu Polski i świata (właściciel mieszka już w nowej i okazyjnie wynajmuje starą). Jesteśmy sami ze sobą, wokoło cisza, las, nie ma żywego ducha. Świat jest cudowny. I nawet jest tu Internet (wiedziona kobiecą intuicją, wzięłam laptopa, hihi).

08.08
Dziś przeżyłam najcudowniejszy seks w swoim życiu. Po dniu spędzonym na wycieczkach po okolicy postanowiliśmy wieczorem zalec na brzegu jeziora – odkryliśmy taką cichą zatoczkę, osłoniętą od wiatru i ciekawskich spojrzeń. Zbliżał się wieczór, ale noce ostatnio są tak gorące, że można bez najmniejszego problemu spać na dworze. Poszliśmy na brzeg, rozłożyliśmy koce i patrzyliśmy na zachodzące słońce. Potem rozpaliliśmy malutkie ognisko (trochę ze strachem, bo choć leśniczy jest starym znajomym Marka, to jednak ktoś mógłby mieć pretensje za ogień rozpalony właściwie w lesie).
Nadeszła noc. Było tak gorąco, że mimo lekkiego wietrzyku od jeziora, leżałam w samym stroju kąpielowym. A potem nawet i bez niego 🙂
Koło północy weszliśmy do wody. To było dziwne, bajkowe uczucie. My, poważni, dorośli ludzie, żyjący w świecie XXI wieku, zrzuciliśmy z siebie całą cywilizację i zupełnie nadzy, niczym pierwsi praludzie poszliśmy się kąpać. To było jak dziwny rytuał, jak mroczne atawizm, który leżał głęboko schowany gdzieś na dnie naszych genów. Woda była czarna, miękka jak aksamit i bardzo ciepła. Nad nami świeciły gwiazdy, a nasz bursztynowozłoty płomyk na brzegu migotał delikatnie, rzucając drobne błyski na jezioro. Zanurzyliśmy się. Marek zaczął całować mój kark, dłońmi pieszcząc moje piersi. Dreszcze latały mi po plecach. Czułam się jak nigdy w życiu, trochę jak dziewica, trochę jak nastolatka, a trochę jak prasłowiańska kapłanka kultu płodności.
Gdzieś obok, za ciemną zasłoną lasu toczyło się nocne życie zwierząt, nad nami rozpięte było granatowoczarne niebo, a ja, stojąc po piersi w jeziorze, ocierałam się pośladkami o uda mojego Marka. Podobało mu się… Czułam jak sztywnieje, jak na moje spotkanie unosi się jego członek. Uwielbiam to uczucie, gdy czuję, że moja obecność, mój dotyk, mój zapach sprawia, że jego mały przyjaciel rośnie i nabrzmiewa… Mrrr…
A potem poszliśmy na mieliznę, Marek pchnął mnie na piasek. Posłusznie uklękłam, opierając się na łokciach i wypinając tyłeczek. Rozsunęłam uda, pokornie czekając na pokrycie, jak jakaś pradawna samica. Czułam się właśnie tak… zwierzęco. Marek podjął grę… Zbliżył się do mnie od tyłu, również na czworakach. Poczułam jego oddech na swojej gotowej do jego przyjęcia muszelce. Mrrrrr…! Delikatnie rozszerzyłam uda, aby dać mu lepszy dostęp. Jego gorący język szybko znalazł się drogę. To było niesamowite! Przygotował sobie ją, wylizał, a potem… wszedł na mnie. Wbił się we mnie bez pomocy rąk, gorący, sztywny, prężąc się w podnieceniu. I wziął mnie, od tyłu, mocno, prawie brutalnie. Zaciskałam palce w przybrzeżnym drobnym piasku i poddawałam się jego męskiej władzy. A potem, gdy wypełniło mnie jego gorące nasienie, oboje zwaliliśmy się w wodę i całowaliśmy, sami w mroku nocy, w głuchej ciszy tajemniczego lasu.
To było cudowne! Chcę to zapamiętać do końca życia.

09.08
Słodkie lenistwo!

10.08.
Cholera! Jasna, pieprzona cholera! Dlaczego nigdy nie może być dobrze choć parę dni!? Dziś rano Marek dostał pilną wiadomość z pracy. Musi wracać. Leżałam jeszcze w wyrku i czytałam, gdy usłyszałam jak wchodzi do pokoju. Przyszedł do mnie, z nosem spuszczonym w dół i półgębkiem powiedział co się stało. Spytał mnie, czy chcę wracać z nim, czy zostanę jeszcze (pobyt mamy dogadany jeszcze na trzy noce). Wkurwiłam się na maksa i powiedziałam, że może się wynosić, gdzie go oczy poniosą. Wiem, byłam niesprawiedliwa, ale czułam się, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. To miały być nasze dni! Ożenił się ze mną, a nie ze swoją pieprzoną firmą!
Obiad zjedliśmy w fatalnej atmosferze, w ogóle się do siebie nie odzywając. Spakowałam jego najważniejsze rzeczy do walizki i ziejąc chłodem powiedziałam, że mogę go co najwyżej odwieźć na dworzec (do najbliższej cywilizacji mamy stąd prawie 50 km). Zgodził się, cały czas z poczuciem winy wypisanym na twarzy patrząc w podłogę i udając, że go nie ma – czym oczywiście wkurzył mnie jeszcze bardziej.
Cholera, ja rozumiem, że on ma pracę, że robi to dla nas. Gdyby jeszcze zachował się jakoś inaczej. Jak facet. Nie wiem, rzucił na łóżko, wykochał, potem powiedział, że musi iść, ale wróci. Nie, on się po prostu poddał. Pogodził z wyrokiem cholernej Firmy.
Zawiozłam go na ten pieprzony dworzec, ale jak tylko wysiadł i wyciągnął walizkę, odjechałam z piskiem opon. Stanęłam za rogiem i rozpłakałam się z bezsilnej wściekłości. Potem kupiłam wódkę oraz jakiś owocowy rozcieńczalnik i pojechałam z powrotem. Siedzę właśnie teraz pisząc ten post, samotna, porzucona i wyję do księżyca.
Mam dość. Wyłączyłam telefon i idę pić.

Scroll to Top